kw. 242018
 

Tekst umieszczam dopiero teraz bo wymieniałem olej w aucie i trochę to trwało. Miałem go opatrzyć tytułem „Stałe fragmenty gry”, ale pomyślałem, że taki będzie lepszy. Sprawy mają się tak, jeśli ktoś w Polsce, nadludzkim wysiłkiem woli, dorabia się jakiejś pozycji, ma osiągnięcia, za które za życia spotykają go jedynie obelgi i lekceważenie, albo nawet szykany grubszego kalibru, może być pewien, że pod koniec życia, bądź po śmierci zostanie przejęty przez żydokomunę. Jako marka po prostu, znak towarowy. Szczególnie widoczne jest to na rynku treści, na którym działamy. Kolega mi to wczoraj uświadomił (dzięki Kuba). Trzy najbardziej wyraziste przykłady – Nina Karsov i Józef Mackiewicz, Paweł Jasienica i jego kochanka z UB, a teraz Kaja Mirecka cośtamcośtam i Jan Karski. Numer jest powtarzany stale i stale wywołuje zdziwienie. Tak jakby ci, którzy tworzą, myślą i działają nie rozumieli, że każdy, oni także, szczególnie jeśli los nie szczędził im ciężkich doświadczeń, mogą być potraktowani jako zasób. Mogą, albowiem nie reprezentują żadnej organizacji, w przeciwieństwie do tamtych, czyli do przejmujących, czyli do żydokomuny. Tak się bowiem składa, że żadnemu Polakowi nie można wytłumaczyć prawdy najprostszej – liczą się tylko organizacje, a im bardziej naturalne czy, jeśli wolicie, organiczne więzi je spajają tym lepiej. Polakowi wystarczy szepnąć trzy słowa o indywidualizmie i on już głupieje, już mu się zdaje, że jest największym indywidualistą na świecie, a wszystkie jego poczynania, z rzyganiem po wódce włącznie noszą piętno geniuszu. To nie jest prawda na szczęście, o czym informuję wszystkich teraźniejszych i przyszłych geniuszy aspirujących do różnych nagród, w tym literackich.

Poczynania indywidualistów nie liczą się wcale, albowiem rynek treści jest rynkiem formatowanym przez organizacje globalne. Żeby pojawiło się na nim coś oryginalnego musi być na to pozwolenie. Dotyczy to także rynku treści w Polsce. Jeśli mamy sytuację skrajnie opresyjną dostęp do treści reguluje cenzura, jeśli mamy do czynienia z wariantem miękkim, wystarczy zamilczenie i kontrola kanałów dystrybucji. Potem, dla zamarkowania istnienia wielu wariantów tej samej treści i wymiany poglądów, na rynek wpuszcza się funkcjonariuszy przebranych za pisarzy i dziennikarzy. Ci ostatni muszą mieć poczucie bezkarności. Takie poczucie daje wyłącznie przynależność do organizacji i nic więcej. Żeby rzecz wyglądała autentycznie, prócz funkcjonariuszy, którzy są promowani, nagradzani i wbrew oczywistym faktom kreowani na geniuszy, musi istnieć szara masa frajerów, którzy wierzą w wolność słowa. I ta masa istnieje, wiemy o tym. Dziś nawet nie trzeba ich nazywać dziennikarzami, mówi się na nich mediaworkerzy. Co jakiś czas jednak ktoś przypomina sobie, że istnieje coś innego niż publicystyka czyli medialne dziamdzianie, dzieje się tak w momentach, kiedy wypróbowani funkcjonariusze już się zestarzeją i trzeba rekrutować nowych. Tego się nie da zrobić bezboleśnie, stąd nagle w mediach wysyp reportaży z życia wziętych, kontrowersyjnych wywiadów i treści innych niż standardowy bełkot. Momenty te dają czasem szansę zaistnienia ludziom normalnym.

Z pisarzami jest jeszcze łatwiej, bo ich się geniuszami po prostu ogłasza, bezapelacyjnie i bezterminowo. Czasem, ale bardzo rzadko zdarza się ktoś, kto nie rozumie sytuacji i zaczyna robić coś naprawdę. Jeśli nie uda się go zamilczeć, wszyscy grzecznie czekają aż się zestarzeje, zgłodnieje trochę i wtedy nasyła się na takiego jak nie Ninę Karsov i jej współczucie, to jakąś inną panią w eleganckiej bieliźnie i jest pozamiatane.

W naszych okolicznościach mamy to wszystko przećwiczone, ale nie przemyślane do końca. Któż jest przedmiotem tych, opisanych wyżej zabiegów i operacji? To ludzie mówiący po polsku, którzy powinni się zachowywać w określony sposób i myśleć w określony sposób, po to, żeby nie sprawiać kłopotów organizacjom globalnym. Można w skrócie powiedzieć, że celem tych operacji jest naród. Naród jednak ma tendencję do rozbiegania się w różne strony, albowiem jednym z narzędzi służących do robienia temu narodowi wody z mózgu jest indywidualizm. Potrzebne jest więc narzędzie konsolidujące naród przeciwko wrogom. I ono się z miejsca znajduje, leży na pawlaczu, zawsze gotowe do użycia. Nosi nazwę „ideologia narodowa”. Cóż to znaczy „narodowa”? To znaczy lokalna. Czy organizacja o charakterze lokalnym, nawet uzbrojona po zęby, jak SS czy Wermacht może się przeciwstawić organizacjom globalnym, takim jak FED czy międzynarodówka komunistyczna? Rzecz jasna nie i mam nadzieję, że udowadniać tego nikomu nie trzeba. Taka organizacja jest jedynie narzędziem w ręku organizacji globalnych, a jej liderzy, w sposób naturalny niezorientowani w istotnych realiach, służą temu jedynie, by dyscyplinować masy. Jest ona także schronieniem dla tych, którzy nie radzą sobie z różnymi emocjami i muszą je czymś zabezpieczać i stymulować w jakiś sposób. Innej funkcji organizacje narodowe nie mają. Ich charakterystyczną cechą jest to, że przywódcy są tam naznaczani z zewnątrz, nie wyłaniają się w wyniku awansu i zasług. Są to ludzie przeznaczeni do utrzymywania dyscypliny i – choć sami tego nie wiedzą – przeznaczeni nie do kariery politycznej, ale na zagładę. Uporczywe zaś przekonywanie małych narodów do tego, że powinny realizować program lokalny, wsobny jest pułapką samozatrzaskującą się. I tego też mam nadzieję nie muszę udowadniać. Mimo tych oczywistości, wielu ludzi wciąż wierzy, że jedyną obroną przed globalnymi planami i aspiracjami wielkich gospodarczych i politycznych organizacji jest ideologia narodowa. Wystarczy ją podpiąć pod Kościół i gotowe. Tyle, że żadnej narodowej ideologii nie da się podpiąć pod uniwersalną misję Kościoła. To jest brednia i kolejna pułapka, wymyślona po to, by przywódcy organizacji narodowych zyskali jeszcze jedną legitymację podnoszącą ich wiarygodność. By stali się poprzez połączenie elementu lokalnego i uniwersalnego, lepszymi Polakami i lepszymi chrześcijanami. By stali się los perfectos po prostu. To jest zaadaptowanie dla warunków lokalnych żydowskiego wybraństwa po prostu. Tego zaś nie można oprzeć na pogaństwie, ani na judaizmie, co jest jasne. Trzeba zabrać się więc za zespawanie go z Kościołem.

Na tym kończę, bo mam masę pracy. Jutro będzie nowe nagranie w portalu www.prawygornyrog.pl

  20 komentarzy do “Kaja Mirecka Karsov Jasienica”

  1. A sw Paweł powtarza to bez przerwy w swoich listach że nie ma już ani Żyda ani Greka itd…a

    Jak z Żydami jest dobrze wiemy. Oni to mają gdzieś. Są z ustawy rasistami, i nacjonalistami w najbardziej szowinistycznym wydaniu, a internacjonalizm promują tylko w jednym celu, degradacji innych ludzi.

    Tymczasem druga strona tego medalu (tu mam na myśli Katolików) nie rozumie że nie może iść tą samą drogą co Żydzi. Nie może olać bezkarnie planu Boga, i ofiary jaką Jego syn na krzyżu poniósł… A jednak olewa i jeszcze od Kościoła błogosławieństwa oczekuje a konto, ad hoc i na wczoraj, a najlepiej od przed 966 r.

  2. Witam.

    Z tą cenzurą to tak nie do końca. Mit cenzury polega na tym, że istnieją zli i dobrzy. Dobrzy to ci, którzy chcą przechytrzyć cenzurę, a ci drudzy poddają jej się bez pytania. Tylko że ci dobrzy nie są w stanie przeszmuglować bez zgody cenzury. A więc jaka to cenzura? W wersji twardej pojęcie cenzury to wytrych dla zmylenia mas. Takie opium dla ludu aby miał w co wierzyć. Element społecznego zarządzania masami. Weźmy konkretny przykład. Film „Westerplatte.” Za pomocą wytrychu parapatriotycznego, gloryfikującego odwagę, męstwo i poświęcenie żołnierzy II RP przemycono w nim, w świetnym artystycznie stylu, solidną dawkę krytyki II RP. Cenzura to puściła? Nie, ona to perfidnie zaplanowała. Żaden scenariusz w onym czasie nie mógł być dopuszczony do realizacji bez zgody komisji scenariuszowej. Żaden. A film jest świetny i ogląda się go fantastycznie.

    Pozdrawiam

  3. Jak nie potrafi się zidentyfikować i poprawnie nazwać swojego wroga, to trudno jest dobrać odpowiednią broń oraz strategię do walki, a co za tym idzie: nie ma żadnych szans na podjęcie z nim boju o przetrwanie narodu.

    Jak zwierasz szyki do walki z: żydokomuną, genderem, lgbtichwcojeszcze, to zanim nauczysz się to poprawnie pisać i wymawiać on już zmieni nazwę i będziesz uczył się go na nowo.

    O ile prostsza staje się walka – choćby na same argumenty – z SATANISTAMI , zamiast semitami…

    No i jak tu przypiąć łatkę i rozgłaszać, że: „Polacy to najwięksi antysataniści na świecie”? Kto by nie chciał być?

  4. OT

    Mija rok od śmierci Magdy Żuk na wycieczce w Egipcie. Nadal nieznane są szczegóły śmierci młodej kobiety. – Stoimy w miejscu ze śledztwem w tej sprawie. Nasza prokuratura zrobiła już wszystko, co można, ale bez materiałów od władz Egiptu nie możemy uzyskać odpowiedzi na najważniejsze pytania – mówi mecenas Paweł Jurewicz pełnomocnik rodziny Magdy Żuk.Czytaj więcej: http://www.gazetawroclawska.pl/wiadomosci/a/mija-rok-od-smierci-magdy-zuk-w-egipcie-sledztwo-utknelo-mowi-pelnomocnik-rodziny-ofiary,13092671/

  5. Poddanie załogi na Westerplatte to chyba przez Niemców sfilmowana uroczystość, obie strony w mundurach z honorami, grzeczna pompa, nagranie dla ubermenschów co dwa tygodnie ostrzeliwali polskie „gniazdo” .  Nigdy tak więcej takiej kulturalnej sytuacji nie było, potem zawsze była rzeź w sytuacjach kiedy Niemcy byli w roli zdobywcy. ten film miał pokazać kulturę (teutońskiego) zdobywcy

  6. no nie, krytyka ta, to chodzi o to że filmie jest pokazane, że ci weterplatczycy zostali zostawieni przez II RP na pastwę Niemców,  a mnie się wydaje że jak wspomniałam wyżej, przynajmniej wg mnie taki jest końcowy wydźwięk filmu, że pokazano teutońską kulturę przyjmowania kapitulacji (że niby z honorami i z szacunkiem) przez silnego, pięknego, świetnie umundurowanego niemieckiego żołnierza. Zdarzyło się tak raz, ale kto o tym pamięta, nawet w tym polskim filmie nie ma komentarza na ten temat.

  7. Kraje słabe lub potencjalnie słabe rzeczywiście powinny interesami sięgać daleko i szeroko, ale nie czepiać się nogawek jakiegoś mocarnego sojusznika.

  8. Jak widać po wydawnictwie „Rój” nasza krytyka ma jednak przyszłość. Wiele życiorysów II RP miało kontynuację w PRL-u czyli nie wszyscy jednak zginęli i teraz jaką to mieli kontkontynuacjęjest najciekawsze. Ale zgadzam się z tezą z poprzedniej notki. Wolność jaką cieszymy się w tej chwili nie jest na zawsze.

  9. Tam jest więcej smaczków. Film jest na notkę.

  10. Ciekawe, że za komuny nie kręcono filmów zajadle „anty przedwojennych”, czy anty sanacyjnych. Coś tam czasem mignęło na dalszym planie, ale nie wiele. Nawet we wczesnych produkcyjniakach nie krytykowano dawnego systemu, tylko realia życia ewentualnie (dola chłopa, robotnika). Był jakiś mocny film o przedwojennej biurokracji, łapówkarzach?

  11. To o nią chodzi?
    „Wojnę spędziła w obozie dla małoletnich w Niemczech.”
    „Pierwsza miłość ginie na wojnie.”
    „Kaya zaczyna pracę na kopalni w drugim roku wojny, jako telefonistka. Ma atut: mówi biegle po niemiecku. Ale upiera się, że jest Polką. Zostaje za to skatowana przez gestapo i zesłana na roboty przymusowe.”
     Pani przybyła do rodzinnych Wojkowic w 2007 roku. Urząd miejski fetował ją przyznając honorowe obywatelstwo i nazywając „dobrą Ciocią z Ameryki”. Spotkała się ze swoimi koleżankami, odwiedziła grób ojca. Prezentowała swoją wspomnieniową książkę – oraz opowiadała i opowiadała…

     No i dowiedział się o tym Wuj, który z początkiem życiorysu pani zetknął się osobiście, będąc mieszkańcem Wojkowic i pracownikiem kopalni.

    A to naprawdę było tak:
    Ojciec był folksdojczem. Młoda panna Czech pracowała na kopalni jako telefonistka na kopalni, tam zaczęła romansować z technikiem, p. Mieczysławem M . Romans rodziny nie zachwycił, więc zakończono go, wysyłając pana technika do pracy pod ziemię, a pannę do Niemiec. Bynajmniej nie jako niewolnicę.

  12. Eugeniusz Kwiatkowski był w II RP i w PRL-u postacią ważną, wybitną i wyjątkową. I tu i tu. W 1978 roku nakręco o nim dokumentalny panegiryk. Obejmuje zarówno II RP jak i PRL. Same pozytywy. Cezura w PRL-u była ciekawym zjawiskiem „państwowotwórczym.”

  13. Byl. Nie film, a serial wlasciwie. ”Kariera Nikodema Dyzmy”. Ale tej fabuly w PRL raczej nie odbierano jako szyderstwa z przedwojennych elit, tylko jako smieszna historyjke o przygodach cwanego prostaczka, ktoremu w zabawny sposob udaje sie osiagnac niewiarygodny awans spoleczny. Rzadka chyba byla refleksja, ze ow sukces nie moglby miec miejsca, gdyby nie opisana przez Dolege-Mostowicza spektakularna glupota, pycha, rozklad moralny i zmanierowanie elit i ze to o tym tak naprawde byla ta ksiazka, a nie o urzedniku pocztowym z Lyskowa.

  14. co  to za  jakieś agentki a to:  Wisłocka – Linde z życiorysem takim że głowa mała, a to Czajka – Stachowicz i fabrykantówna i partyzantka i pisarka , a to ta Karsov co to sąd niemiecki jej rozstrzygnął to co ona chciała, a teraz ta Mirecka z życiorysem nie dość że z fałszowanym to jeszcze nie wyobrażalnie esencjonalnym w przygody. Nie ma przypadków to jakieś zadaniowane dziewczyny.

  15. Wrogów było wielu, ale miecz w garści ciągle ten sam. Prawda przyjacielu, mówienie prawdy to broń zawsze skuteczna i oryginalna. To właśnie się tutaj wyczynia.

  16. Shmoomeses, shmoos, shmooze, shoomzing – to jest angielski Yiddish (Anglish). Anglicy przyjęli wiele słów z Yiddish, a wśród ważnych dla tego języka są takie słowa jak shmuhk (szmondak czyli nic dobrego) lub shmates (szmaty), nie mówiąc o wszelkich słowach, które można ośmieszyć/zlekceważyć przez przedrostek shm (szm) np.(money-shmoney czyli forsa-szmorsa). Oczywiście „szmorsa” to mój wkład do lingwistyki, ale każdy może wypróbować swe siły w tej dyscyplinie.

  17. Poruszyłeś fajny temat. Pamiętam film „Celuloza” na podstawie Newerlego.  Główny aktor pozostał w mej pamięci jako coś wyjątkowo antypatycznego. Choć to był tylko aktor.

  18. Nie mógł powstać, bo poziom biurokracji i korupcji w czasach II RP był dużo mniejszy niż w PRL. Np. liczba urzędników była wielokrotnie mniejsza w II RP, nie mówiąc o policji, służbach i wojsku. Ponadto system gospodarczy był zrozumiały da każdego, mimo drakońskich podatków od własności. Ludzie to pamiętali i każda próba takiego dzieła byłaby śmieszna. Możliwe było tylko atakowanie tych ze szczytu władzy, stąd „Nikodem Dyzma” czy „Pamiętnik pani Hanki”, bądź atakowanie systemu jako całości – „Celuloza”.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.