Prawie w całości wysłuchałem przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, którym wszyscy niemal, na różne sposoby, ekscytują się od wczoraj. Zwolennicy PiS, w większości, cmokają, a opozycja warczy. Wygląda to nawet zabawnie. Ja jednak chciałem zwrócić uwagę na jedną tylko kwestię z tego wystąpienia. Powiedział mianowicie Jarosław Kaczyński, że obecne rządy PiS to trzecia próba odzyskania Polski dla Polaków – skracam sens jego myśli – dwie poprzednie zaś to rząd Jana Olszewskiego i kadencja roku 2005 zakończona przedterminowymi wyborami. Zamyśliłem się nad tym, nie głęboko bynajmniej, ale tak zwyczajnie. Sądzę, że o ile w roku 1992, nikt z nas nie miał najmniejszego wpływu na to co się działo w przestrzeni publicznej, o tyle w roku 2005 ten wpływ był już większy. No, ale media społecznościowe i w ogóle blogi polityczne były wtedy dopiero w powijakach. Zmierzam do tego, że sukces PiS jest ściśle skorelowany z sympatią jaką tej partii okazuje Internet. Choćby nie wiem jak działacze PiS zaklinali rzeczywistość i przedstawiali siebie jako głównych macherów od PR. PiS wygrywa dzięki internetowi. A w dodatku wygrywa mimo idiotycznych posunięć swoich działaczy, mimo kretyńskich wypowiedzi prominentnych polityków ugrupowania, mimo fatalnej komunikacji, jaką partia budowała przez lata. Ta komunikacja poprawiła się dosłownie w ostatnim czasie. Nie wiem czy jest to zasługa jakichś nowych, anonimowych póki co osób, obsługujących PR partii, ale zmieniło się naprawdę wiele. Mateusz Morawiecki już od dawna nie powiedział nic o klasie średniej zarabiającej 4 tysiące złotych miesięcznie. Bielan jest schowany gdzieś na zapleczu, nie pozuje jak dawniej razem z Kamińskim, w pozie rewolwerowca, który zaraz zrobi ze wszystkimi porządek. Wiele spraw się zmieniło. Ja oczywiście rozumiem, że w roku 2005 PiS miał poważniejsze problemy niż PR, bo trzeba było zrobić koalicję z Lepperem i Giertychem, Marcinkiewicz został premierem i w ogóle zasady komunikacji z wyborcą były bardzo proste, żeby nie powiedzieć prostackie. To znaczy każdy kto deklarował ostentacyjne przywiązanie do Kościoła i modlił się przed kamerą na kolanach, wznosząc oczy do nieba, był mile widziany i dobrze rozpoznawany. Wspomniany Marcinkiewicz tak właśnie czynił, choć widać było od razu, kim jest ten człowiek i co mu się w tym pustym łbie kotłuje. Podobnie było i jest nadal z Cejrowskim.
Przyszłość pokazała, że wszyscy, którzy mieli do Marcinkiewicza jakieś anse, nie mylili się wcale. No, ale dobrze zakładamy, że nie było wyjścia. Tylko, co trzeba powiedzieć wprost, ów brak wyjścia zakończył się zamachem w Smoleńsku, co jest – przyznajmy – ceną dość wygórowaną za chybione nominacje. Cena zaś – każdy to potwierdzi – od czegoś zależy. W mojej, być może błędnej ocenie, zależy od komunikacji. Przez lata całe miałem wrażenie, że działacze PiS, z którymi się stykam, posiadają jakaś wiedzę tajemną, którą nie mogą dzielić się z nikim. Potem zaś kiedy obejmowali jakieś funkcje i stanowiska, wrażenie to pryskało niczym bańka mydlana. Nie ma bowiem żadnej tajemnej wiedzy po tamtej stronie. Jest tylko poczucie wybraństwa, które zaburza komunikację z wyborcą. Uniemożliwia też właściwy PR w sieci, który – jak dawniej – opiera się na wolontariuszach. Powtarzam – wiele się zmieniło do czasów kiedy PiS komunikował się z wyborcami za pomocą agenta Tomka, opisywanego w Superaku, jako nowy Hans Kloss. Wiele się zmieniło, od kiedy na trybunie w czasie konwencji partii pojawiał się Adam Hoffman i patrzył na wszystkich jak dyrektor ośrodka wychowawczego dla trudnej młodzieży. Pytanie – czy ta zmiana wystarczy, by PiS zdobył większość w nadchodzących wyborach i mógł spokojnie rządzić? Mam nadzieję, że tak, tym bardziej, że wszyscy deklarują chęć pracy w terenie nad poprawieniem komunikacji. To dobrze rokuje. Powtórzę jednak raz jeszcze – obojętnie co się wydaje rzecznikom prasowym partii i jej prominentnym działaczom, sukcesy PiS zależą od komunikacji w Internecie i opierają się na wolontariuszach, którzy naprawdę z PiS-em sympatyzują. Ludzie ci czynią to bez względu na wszystko, a przede wszystkim bez względu na to, jak sobie wyborcę PiS wyobraża zarząd partii. Jak wygląda ten obraz mogliśmy się przekonać nie raz po nominacjach właśnie. Przyjmujemy jednak na wiarę, że nie było wyjścia i prezes musiał tego Marcinkiewicza wystawić. Wskazujemy jednak – ponownie – że koszt takich zagrywek jest bardzo duży. Za duży. Lepiej więc czasem zauważyć, jak rzeczy wyglądają naprawdę, a nie słuchać spin doktorów w typie Kamińskiego, który znalazł się dziś w szeregach najbardziej oczywistych zdrajców. To samo było z całą masą działaczy, którzy w roku 2010 robili PR partii i płakali na pogrzebie prezydenta. Można zadać pytanie – skąd oni się w ogóle wzięli w szeregach PiS? No cóż – byli to ludzie zaufani, reprezentujący właściwą postawę. Oni ją reprezentowali także wtedy kiedy cały Internet krzyczał wprost, że ci, którzy głosują na PiS nie wyglądają i nie zachowują się jak Migalski z Poncyliuszem, że nie imponuje im doktorat czy habilitacja, a już książki pisane przez działaczy, to całkiem nie. Popatrzyłem wczoraj trochę na twarze widoczne w relacjach z konwencji partii i niestety nie odniosłem dobrego wrażenia, wręcz przeciwnie. Prezes mówił o nowych zadaniach, pracy w terenie, a Maciej Wąsik dodał potem na twitterze, że teraz na działaczy PiS czekają krew, pot i łzy. Niestety na sali była dokładnie taka sama gromada okrąglaków, jak w czasach Adama Hofmana. Ludzie ci byli tak samo głupkowato uśmiechnięci i tak samo nic nie rozumieli z tego co się dookoła nich działo. Była jednak istotna różnica pomiędzy konwencją PiS, a konwencją PO. Wszyscy prominentni działacze PiS słuchali prezesa w skupieniu i napięciu i raczej nie było widać, by któryś miał ochotę rezonować czy dorzucać coś od siebie. Na konwencji PO wszyscy, którzy siedzą w pierwszych rzędach robią wrażenie rzeźników, którzy zjawili się w tym dziwnym miejscu po dobrze wykonanej robocie. Nie polegającej bynajmniej na zarzynaniu kur.
Będzie dobrze, ale wtedy kiedy ludzie obecni wczoraj na tej konwencji potraktują serio to, co powiedział Maciej Wąsik. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że uwierzą iż codzienny wschód słońca to wyłącznie ich zasługa. Mimo wszystko bądźmy dobrej myśli.
Obawiam się, ze PiS zostanie odrzucony jako partia władzy.
ja tego nie rozumiem ,
w społeczeństwie w którym wskaźnik skolaryzacji sięga słońca, co należy interpretować, że wszyscy są po szkołach i odróżniają mądre od głupiego , to przed wyborami ci sami wykształceni wyborcy nie /powtórzę przecież wykształceni/ nie są w stanie przeprowadzić obiektywnej analizy działania rządu i zdecydować czy akceptują na przyszłość te trendy polityczne, społeczne i gospodarcze które obserwują od dobrych kilku lat, czy wprost przeciwnie zdecydują się na wybór takiej władzy, która im zrobi ze sfery polityczno-społeczno – gospodarczej …jesień średniowiecza .
albo ta skolaryzacja musi być nic nie warta, albo jesteśmy lekkomyślni,
–
odrzuceni jako partia władzy
i nie ważne są ich dokonania, bo są nieładni, już na SN Malwina napisała że jeden z nich jest gruby i w spodenkach-rurkach źle wygląda … a miał być jak adonis …
no u wykształconych takie kryteria
Proszę pani, ludzie mają krótką pamięć, jak zaczynają przy mnie opowiadać o byłej ekipie rządzącej ja tylko mówię że nie pamiętają że ona miała całą propagandę za soba, obecna ma tylko TVP i nieudanego … Prezesa Kurskiego.
Popierałem Porozumienie Centrum, popieram PIS, ale coś zaczęło pękać może jest to jeszcze niezauważalne, ale są już pierwsze oznaki. Został złożony pewien projekt obywatelski, niestety widząc jego realizację, a raczej zamrożenie, obserwując zachowanie polityków PiS-u, widzę, że pewne obietnice były jednak kiełbasą wyborczą. Miała być realizacja postulatów Solidarności, niestety chyba na pewnym etapie się skończyło. Jestem troszkę zawiedziony, ale nie zniechęcony, może coś się zmieni.
Nie o to chodzi. Idzie o to, że Hofman to kawał chama, który ma zwyczaj swoje chamstwo demonstrować
Nie sądzę
Jakich postulatów Solidarności?
Czternasty postulat, emerytury stażowe. Pan wybaczy Panie Gabrielu, ale dla nas, którzy przepracowali po np. 42 lata, jak to jest w moim przypadku (wykonuję zawód spawacza), to bardzo ważne, większość z nas nie dożywa nawet do emerytury. Zostały złożone, dwa projekty, Pana Prezydenta i Solidarności, i obydwa są w zamrażarce sejmowej. Może to by mnie tak nie ruszyło, jak obojętność posłów i posłanek PiS-u, arogancja, nie odpowiadanie na pytania, w ten sposób pozbywają się wielu wyborców.
Czyli trzeba glosować na PO, oni z pewnością te emerytury przywrócą
Trudno, odpowiedział pan tak samo jak przeciwnicy emerytur stażowych, nie jestem zaślepiony i mam prawo krytykować partię, na którą głosuję od lat. Mógł pan jeszcze dodać, że mogłem wybrać inny zawód. Dzięki za chociaż takie zainteresowanie. Zaznaczam, że nie jestem przeciwnikiem partii rządzącej, tylko domagam się swoich praw, niestety są grupy zawodowe uprzywilejowane do których ja nie należę, bo nie mamy dobrych lobbystów w Sejmie, ani nie będziemy awanturować się na ulicach, czy innych namiotowych miasteczkach. Przepraszam za stracony czas.
Przyznaję panu rację, są grupy osób w Polsce, o których się stale zapomina. Za emeryturami stażowymi lobbuje Solidarność, może coś z tego wyjdzie w końcu.
Dzięki za wsparcie. Mam także nadzieję, ze w końcu rozwiążą ten społeczny problem. Pracuję od 1979 roku, sił coraz mniej, a w moim zawodzie jest to bardzo istotne, tylko, że nikt nie chce tego zauważyć, oprócz Solidarności i paru polityków. Ciężka praca fizyczna wykańcza człowieka, jeśli ktoś chce może pracować do setki, ale niech nam także dadzą możliwość wyboru. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Znam ten problem, bo dotykał kogoś mi bardzo bliskiego. Według mnie rozwiązanie tego problemu, to taka absolutnie elementarna sprawiedliwość.
Dla wszystkich opcji politycznych jest to „gorący kartofel”, szczególnie teraz jak UE naciska na podwyższenie wieku emerytalnego, tylko, że większość krajów UE, podwyższając wiek emerytalny pomyślała też o emeryturach stażowych, niestety u nas panuje jeszcze przekonanie, że tylko nieliczni mają do tego prawo. Ludzie mają harować do śmierci, tę niewolniczą pracowitość o feudalnym rodowodzie, podrasowano kapitalistycznym przymuszaniem do wydajności, brak wyboru to nowy rodzaj niewolnictwa, tylko, że bardziej z „ludzką twarzą”. Jeszcze 10 lat wstecz nie zwracałem na to uwagi, ale z wiekiem zaczynam rozumieć.
Nie ujęłabym tego problemu w ten sposób. Raczej jest obawa, że fachowcy przejdą na emerytury i nie będzie komu pracować.
oczywiście , że to przykre i niesprawiedliwe, ale co do PO, to absolutna racja Coryllusa, że tamci na rzecz społeczeństwa nie będa działać.
nie będą i nawet nie rozumieją dlaczego by mieli przejmować sie spawaczami.
dawno juz załozyciel PO – Olechowski – mówił że to nic nie warta zbiorowość
PO ma wyraźny, jednoznaczny program: żeby było tak jak było.
Fachowców nie zabraknie, tak samo jak w czasach gdy zaczynałem pracować a starsi koledzy odchodzili na emerytury.
Proszę nawet nie wymawiać przy mnie nazwy tej partii. Ale denerwuje mnie to, że jeśli ktoś krytykuje obecny rząd, to od razu jest zwolennikiem tej tam…, przecież wiadomo, kto jest kim na polskiej scenie politycznej, dlatego popierałem i popieram braci Kaczyńskich. Pamiętam jak się cieszyliśmy gdy prezydentem został ś.p. Lech Kaczyński. Jeśli komuś się to nie podoba to trudno, nie będę rozpaczał. Zawsze mówiłem otwarcie to o czym myślę i kogo popieram.
Może nie rozumiem, tego co Pan napisał.
Pracuje Pan od 79 roku, mając 18 lat .
czyli jest Pan rocznik 50-54?
To wiek emerytalny już chyba osiągnięty?
Stażowa to chyba taka że po 30- 35 latach pracy, składkowej( nie szkoła , wojsko, praktyki, studia).
Taki był zamiar stażowej.
Proszę pana stażówka, to emerytura dla kobiet po 35 latach pracy, a dla mężczyzn po 40 latach. Gdybym był rocznikiem 54, już dawno bym był na normalnej emeryturze wiek 65 lat. Dawniej zaczynaliśmy pracę jako nieletni (była taka możliwość za komuny, w przyzakładowych szkołach zawodowych, trzy dni nauki trzy dni pracy), liczyło się też wojsko, odpękałem ponad dwa lata za Jaruzela.
Tak proszę Pana, zgadzam się z tym co Pan pisze.
Mowa tu też o latach „składkowych”. Wiem co to przyzakładówki, problem polega na odprowadzaniu składek. W mojej szkole nie ma możliwości udokumentowania takiego faktu, tz : odcinków wypłat, odcinków na zdrowotne i na ubezpieczenie. Żadnego archiwum szkoła nie prowadziła. Czyli pozamiatani, jednym słowem.
Też już mam dość, takie życie. Każda władza tylko obiecuje. Tak nawet w tej chwili mamy wielkie rozdawnictwo. Problem polega na tym, żeby coś dać trzeba z czegoś zabrać.
Jak ja to sobie tłumaczę ważny jest „elektorat” : wszystko co się wiąże z budżetówką.
Mnie nie stać pojechać demonstrować, zrobić sobie strajk, pójść na chorobowe.
” Im naród biedniejszy tym posłuszniejszy” a jeszcze zastraszony, gościnny itp………
Problemów z sobą PiS ma kilka. Ale jednym z bardziej doniosłych jest sposób doboru kadr. Przyjęło się powszechnie (znaczy — każda partia przychodząca do władzy robi tak samo), że stanowiska kierownicze na różnych szczeblach obsadzają lokalni parlamentarzyści i szefowie struktur swoimi akolitami. Ktoś tam komuś wieszał banery i biegał z ulotkami, to zostaje kierownikiem średniego szczebla w terenowej delegaturze administracji rządowej, dajmy na to. Odbywa się to tak oto, że do wojewódzkiego dyrektora urzędu dzwoni poseł i mówi — słuchaj no, masz wakat na stołku kierownika w Pipidowie, wysyłam ci cv, twój szef w stolicy już zna sprawę. I to by nawet nie był wcale najgorszy system (bo są gorsze), gdyż niemal każdego da się wychować albo wytresować, gdyby nie jeden problem — kiedy okaże się, że kandydat zupełnie się nie sprawdził, niemal nie idzie sprawy odkręcić. Co gorsza, czasami uważa on, że jako nominat kacyka zupełnie nie musi się już o nic starać i właściwie wszystko mu się należy, bo TKM. Nie dotyczy to rzecz jasna wszystkich, ale regularnie się tacy trafiają. I jeśli poseł-patron jest zwyczajnie głupi lub jest nędzną fiuciną, to za cholerę nie godzi się na wymianę wadliwego protegowanego. No chyba, że ten wykręci jakiś konkretny numer i trzeba go wycofać z powodów wizerunkowych czy wręcz kryminalnych. Ale jeśli jest tylko bezużytecznym nieogarem, to będzie tkwił w strukturze jak kawałek gówna w serniku i wszystko psuł. Dodatkowo zniechęcając zależnych od niego podwładnych do partii. Tymczasem prawidłowo powinno być tak, że taki przełożony dzwoni do posła i mówi: słuchaj, ten twój człowieczek jest do niczego, zabieraj go i znajdź kogoś lepszego. Ale to marzenie ściętej głowy.
Podobnie szkodliwe jest zjawisko nierozliczania struktur za wyniki wyborów, zwłaszcza lokalnych, na które mają one największy wpływ. Bywa tak, że szef lokalnych struktur jest totumfackim prezesa okręgu i nawet jeśli doprowadzi do śmierci klinicznej struktury swej partii w powiecie i przerżnie wszystko, co było do przerżnięcia, nie sposób go zmienić. W efekcie czego dochodzi do kłótni i rozłamów i w znacznej części powiatów mamy już nie jeden PiS, ale dwa, a czasem i trzy PiSy. Przy układaniu list i dzieleniu stanowisk dochodzi więc do wyniszczających starć, toczone są całe skomplikowane wojny podjazdowe, a czasem i jawne, trup ściele się gęsto, partia traci czas na tarcia wewnętrzne lub gaszenie pożarów, a wyborcy i zwykli działacze zaczynają się czuć zniechęceni i odwracają się do niej dupą. Oczywiście, często udaje się osiągnąć jakiś konsensus przed ostateczną katastrofą, ale nie zawsze. W tle natomiast zawsze jest siedem znanych nam wszystkim grzechów głównych. Akurat w PiS czasem następuje refleksja, której np. PO czy PSL wyzbyły się dawno jako zbędnego balastu (a u komuchów nie było jej nigdy, jak to u ludzi radzieckich), ale ostatnio jakby coraz rzadziej.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.