Od kilku dni na twitterze widzimy wysyp prawdziwy wypowiedzi, które dyskredytują książkę i emitowane w przestrzeni publicznej treści, których autorem jest dziwna osobistość z Holandii imieniem Ekke. Najzabawniejsze są te, które wskazują, że książka tego Holendra jest wewnętrznie sprzeczna. Mówi to pan, niedawno wyróżniony, z wielką bardzo pompą, nagrodą, której nazwy niestety nie zapamiętałem. Wygląda jednak na to, że ta nagroda sprawiła iż stał się jedną z osób przeznaczonych do polemiki z autorami atakującymi Jana Pawła II. Powtórzę – książka jest sprzeczna wewnętrznie – to jest doprawdy niezwykłe. Czy diabeł przejmuje się tym, że jego pokusy są wewnętrznie sprzeczne, nielogiczne i w zasadzie dęte? No chyba raczej nie. Wskazywanie więc, że człowiek, który na zlecenie najpewniej Moskwy, a być może samego Belzebuba, za czyimś pośrednictwem napisał tę książkę, pracując wiele dni, zamieścił tam treści wewnętrznie sprzeczne, jest dość zabawne. To jak w słabych tłumaczeniach filmów z Arnoldem, takich z dawniejszych czasów, kiedy Arnold, zatrzymuje jakiegoś bandziora na motocyklu i woła do niego wymachując strzelbą – You madafaka, fuck of z tego siodełka!!! A lektor czyta polskie tłumaczenie, które brzmi – zejdź z motoru, bo cię ustrzelę.
Może nazwę rzecz wprost, żeby nie zarzucano mi tu krętactwa. Korzystając z poważnego zamieszania, które słusznie nazywane jest drugim zamachem na papieża, parę osób usiłuje ustawić się na pozycji na tyle wygodnej, by umożliwiła start do polityki. Czyni to, jak zwykle w Polsce, za pomocą argumentów kojarzących się z wartościami konserwatywnymi, rozsądkiem i realizmem, a także przywiązaniem do prawdy. Mniejsza czy ludzie ci czynią to świadomie, namówieni przez kogoś, czy z dlatego, że im się wydaje iż tak właśnie trzeba. Efekt jest taki – tamci nakręcają koniunkturę, a nasi czynią z siebie pudło rezonansowe, żeby dobrze wypaść i może się na coś załapać. W tym czasie gazownia odwołuje spotkanie z kolegą Ekke, rzekomo z powodu zagrożenia, jakie stwarza wyjąca katolicka tłuszcza. Nie ma żadnej tłuszczy, wszyscy to widzą, są faceci z garniakach, którzy mówią, że książka Maxima culpa, jest wewnętrznie sprzeczna, a przez to niewiarygodna. To zaś świadczy o tym, że tamci mają w nosie, co będzie się mówić po naszej stronie. Oni tego nawet nie zauważą i nic ich to nie obchodzi, albowiem realizują swój plan. Ten zaś opiewa na wskazanie, że zwolennicy Jana Pawła II, to bydło zdolne do wszystkiego. I będą robić wszystko, byle to udowodnić. Bez oglądania się na jakieś głosy z naszej strony. Te zaś jednak padają, ale poprzez takie sprofilowanie techniki walki są interpretowane jako komiczne albo cyniczne. I tego zmienić nie można, bo wajcha jest po tamtej stronie. Uporczywie nikt nie chce tego zrozumieć, albowiem lans w takich dyskusjach jest pokusą szczególną.
Wczoraj dowiedziałem się, że Oskar Szafarowicz, który jest bohaterem całej prawicy, ze względu na swoje bezkompromisowe poglądy, założył aż trzy grupy wsparcia na fejsie. I są ludzie, którzy wierzą w jego autentyczność oraz szczerość, choć Oskar jest boleśnie wtórny, a jego poglądy charakteryzuje wrogość wobec „lewactwa”. Minie niedługo piętnaście lat, od kiedy założyłem bloga, a prawica w Polsce nadal się nie zorientowała, że jest jedynie pudłem rezonansowym dla projektów lewicowych. I ciągle dzielnie zwalcza lewactwo, nie mogą go zwalczyć w żaden sposób. Dowiedziałem się też, że Ziemkiewicz znów występuje w Klubie Ronina i tam przeżywa swoje wielkie dni, jak za dawnych czasów. I to jest chyba clou – żeby ciągle było tak samo i żeby walka nasza, w której odnosimy tak świetne zwycięstwa, nigdy się nie skończyła. Cóżbyśmy bowiem wtedy zrobili z tak wielką ilością wolnego czasu.
Na fali tego obłędu ludzie zaczynają nawet wychwalać piosenkę z filmu „Filip” śpiewaną przez jakiegoś karła z krzywo przyciętą grzywką, zupełnie bez głosu, z fatalnym tekstem. Piszą, że jest to utwór wybitny. Tak wielkie jest pragnienie uczestniczenia w sukcesie, który będzie nie tylko powszechnie ważny, ale także powszechnie propagowany.
Jakby tego było mało, do walki przeciwko pomówieniom i oskarżeniom rzucanym na Kościół wprzęgnięto także Sylwestra Latkowskiego, który – dzięki siepaczom Donalda Tuska – stał się ikoną niezależnego dziennikarstwa.
Film Latkowskiego, który miał opowiadać o pedofilach bawiących się w lokalu Zatoka Sztuki obejrzałem do połowy. Nie było sensu tego ciągnąć dalej. Obraz ten jest bowiem nonsensem i jeszcze jednym przykładem na to, że prawicowej publiczności wystarczy rzucić jakiś ochłap, który następnie omówi dwóch „wybitnych” dziennikarzy i wszystko będzie dobrze. Film o pedofilach z wybrzeża zaczyna się od tego, że Latkowski się goli. Pokazują to z pięć minut. Normalnie jest zarośnięty, ale goli się maszynką i widać potem, że już jest gładki. Potem pokazują prezydenta Sopotu, jak mówi coś o pedofilach bez ładu i składu, potem są jakieś zdjęcia z plaży i tego, zamkniętego już dziś lokalu, którego właściciel odgraża się przed kamerą, że wszystkim pokaże. Następnie zaczyna się stary film Latkowskiego o pedofilach z dworca centralnego. Dokładnie jest to wprasowane w ten niby nowy obraz. Różnica jest taka, że pokazują Tymochowicza i wymieniają jego nazwisko. Uciekając od głównego wątku, który miał być najważniejszy w filmie, Latkowski powraca do sprawy Samsona i robi wywiad z Czapińskim, opowiadającym jakieś szemrane historie na balkonie swojego domu. Jacyś, pokazywani bez twarzy młodzieńcy, mówią, że się prostytuują i wymieniają imiona swoich klientów, których nazwiska zostały wykropokowane, a my się mamy domyślić, że chodzi o postaci znane z telewizji. Oznacza to, że prócz tych zeznań, które nie mają żadnej wartości w sądzie Latkowski nic nie ma, a chce jedynie włączyć się do dyskusji i ma na to certyfikat TVP. Nie mogłem tego obejrzeć do końca zwyczajnie dlatego, że zasypiałem. Nie widzę także sensu w takiej polemice, bo wszyscy pedofile z Zatoki Sztuki, mogą po filmie Latkowskiego co najwyżej parsknąć śmiechem i utwierdzić się w pewności, że nic im nie można zrobić. Zapewne dlatego, że ich ofiary nie złożą zeznań. A nie zrobią tego ponieważ godzą się na takie praktyki, one bowiem dają im pieniądze. Latkowski zaś i ludzie, którzy zdecydowali się na emisję tego filmu uważają, że wywoła on oburzenie i na tym oburzeniu ugra się parę punktów w wyborach. Niczego nie wywoła, bo film jest tak zrobiony, że człowiek nieobeznany z telewizyjną narracją niczego zeń nie zrozumie. I nie o to zdaje się chodziło reżyserowi.
Można więc chyba zaryzykować stwierdzenie, że to co oni uważają za walkę ze złem, jest w istocie dialogiem ze złem. W dodatku dialog ten toczy się w złej intencji, a jest nią próba oszukania widzów. Czy to się kiedyś na pomysłodawcach i uczestnikach tego dialogu zemści? Oby nie, albowiem jestem pewien, że cyrograf, który oni podpisali zawiera klauzulę, mówiącą, że cała odpowiedzialność za ewentualną klęskę projektu spadnie na widzów, czyli na nas. I to zupełnie bez związku z tym, czy my to akceptujemy czy nie. Zupełnie tak samo działa gazownia, która chce uzyskać pewien wyrazisty efekt bez liczenia się z tym, co robi i mówi przeciwnik. Nie polemika jest bowiem celem i nie wyjaśnienie kwestii pedofilii, celem jest zniszczenie przeciwnika i zatarcie pamięci o nim. I tego nie możemy tracić z oczu.
I teraz zastanówmy się – co na naszym miejscu zrobiłby św. Ignacy Loyola? Czy on by może zwołał konferencję prasową i wyjaśniał zebranym tam protestantom, jakie są cele ruchu kontrreformacyjnego? Przypuszczam, że nie. A Wy wpisujcie propozycje – co zrobiłby rycerz Inigo de Loyola postawiony w takiej sytuacji…
„W taki sposób należy bronić Stolicy Apostolskiej,jej autorytetu i pociągać ludzi do prawdziwego jej posłuszeństwa, by wskutek nierozważnej jej obrony nie uważano nas za „papistów” i nie odmawiano nam zaufania. Gorliwość w zwalczaniu herezji winna być taka , by heretykom jako ludziom okazywać miłość, pragnienie ich zbawienia i współczucie”Ignacy Loyola
Nie jestem mocarzem ducha ani intelektu ,ale wiem chociaż, do kogo mogę zwrócić się o pomoc.
Św. Ignacy Loyola mógłby w dzisiejszych czasach wygłosić płomienne kazanie w obronie Kościoła i jego świętych. Kościół pozbawił się wszelkich narzędzi umożliwiających walkę z herezją.
Współczucie zdziwiłoby naszych heretyków najbardziej
Może jednak jakieś się znajdzie
Przecież jawnej herezji nie można nazwać herezją, bo wrzeszczą o mowie nienawiści.
Dlatego tak ważne jest współczucie
Tak przy okazji, czy oni mają jakiś wypracowany schemat do opisywania scen sado – maso? Wszędzie ten sam ubogi styl i jak spod jednej ręki? Jak się to czyta, choć staram się unikać takich dzieł, to trudno powstrzymać się od śmiechu, taka żenada.
Nie dodałam, że chodzi mi o teksty o charakterze niby historycznym, opisujące zbrodnie.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.