mar 112023
 

Zacznę od pewnego spostrzeżenia nie a propos tematu, ale nie chcę mi się robić z niego całej notki. Nie wiem czy pamiętacie, że Edward Miszczak odszedł z TVN i zatrudnił się w Polsacie. Taki myk, całkiem nieważny i budzący jedynie negatywne emocje, bo Miszczaka nikt tu nie lubi. Otóż Polsat kojarzymy tradycyjnie z Zygmuntem Solorzem Żakiem. Ten zaś kojarzy się wszystkim z jednym. I teraz uwaga! Kto zauważył, że Solorz Żak pojechał z Sasinem do Korei załatwiać elektrownię atomową? I kto widzi, a kto nie widzi go na każdym nagraniu, które pokazują w TVP, kiedy mowa o koreańskim atomie?

O czym to świadczy? O tym moim zdaniem, że TVN i KO trzyma się już tylko na Niemcach. No i na prowokacjach polegających na odwracaniu kota ogonem.

No, a teraz już do rzeczy. Edukacja, taka, jaką znamy, czyli stworzona w świecie zarządzanym przez Kościół, służyła temu, by chronić dzieci i młodzież przed handlarzami niewolników i pogańskimi ofiarnikami. Jeśli ktoś uważa, że programy nauczania są ważne same w sobie i pozwalają nam dotrzeć do prawdy innej niż – jest jeden Bóg – ten się niestety myli.

Konkluzja taka może stanowić podstawę nowego i ciekawego, rozłożonego na wiele autonomicznych części opisu rzeczywistości. Nikt jednak nie zabiera się za taki opis, albowiem spory i dyskusję toczą się o kształt edukacji, a nie o jej misję. Ta bowiem jest ukryta. Powód może być taki, że postawienie tej kwestii w całym jej upiornym blasku mogłoby nie przynieść oczekiwanego efektu. Tak, jak w serialu o Archiwum X, pochodzącym z czasów przedinternetowych, kiedy Palacz, facet co grał w karty z kosmitami, chciał ich opisać w nowelce i został wyśmiany. Powód może być też taki, że ludzie odpowiedzialni za edukację naprawdę wierzą, że program nauczania ma znaczenie. To nieprawda, znaczenie ma tylko struktura systemu oraz jej misja, a tę wskazałem na początku. Znaczenie ma także kondycja moralna nauczycieli. Ta została już dawno zlekceważona, albowiem nikt nie wierzy w to, że istnieją dziś handlarze niewolników i żercy. Każdy za to ufa, że zarządzanie i marketing pomoże mu osiągnąć sukces w życiu.

W swoim otępieniu opadliśmy już tak nisko, że próbujemy toczyć dyskusje z ludźmi, którzy chcą powrotu do stanu sprzed ustanowienia systemu edukacji powszechnej, czyli sprzed czasów kiedy szkoły przyklasztorne nauczały dzieci płci męskiej. Nie widzimy w ogóle tej tendencji i szydzimy z ludzi, którzy dewastują celowo i planowo system edukacji. Uważamy ich za niegroźnych wariatów lub deprawatorów, ale sposobu na nich nie mamy.

Polemika albo szyderstwo, tyle nam zostało. Ewentualnie jeszcze jakieś kompletnie pogubione próby popularyzowania wiedzy i zaklęcia typu – takie będą Rzeczpospolite jakie jej młodzieży chowanie. Wszystko to jest nieskuteczne i słabe albowiem gra toczy się o to, czy będzie istniał system powszechnej edukacji. Potem zaś dopiero o to, co w nim będzie. Urzędnicy jednak zawiadujący systemem uważają, że wystarczy usunąć zeń niepożądane treści i będzie sukces. Tymczasem jest to pułapka, albowiem samo wspomnienie o niepożądanych treściach wywołuje wycie handlarzy niewolników i żerców, którzy domagają się wolności, indywidualizm, jakichś bliżej nie określonych przywilejów, przede wszystkim zaś usunięcia religii ze szkół.

Przypomnijcie sobie od jakiego mniej więcej momentu w swoim życiu słyszeliście o tym, że szkoła jest opresją. I przypomnijcie sobie dokładnie dlaczego nią była. W naszej rzeczywistości było tak –  jedyny dobry wzór systemu szkolnictwa – edukacja kościelna, został wywrócony na nice i zastąpiony jej karykaturą, czyli edukacją państwową. Tak zaś próbowała uwiarygodnić się w serii kompromitacji ideologicznych czyli w socjalizmie i komunizmie. Można oczywiście rzec, że kształcił ten system dobrych fachowców. No tak, kształcił, a potem sprzedawano ich za granicę jako zasób, kosztami kształcenia obarczając miejscowych. Partia komunistyczna w takim opisie jawić się więc winna jako pośrednik w handlu wyspecjalizowanymi niewolnikami. Do dziś istnieją ludzie, którzy wzdychają do tamtych czasów, albowiem byli fachowcy i system edukacji dawał dobre narzędzia. Do czego? Do tego, żeby pracować w kraju na niewydolnych, przestarzałych technologiach? Tego nikt nie chciał, za to wszyscy liczyli, że wyjadą za granicę. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak głęboko można upozorować działania, po to osiągnąć efekt, który będzie niewidoczny lub będzie odbierany jako coś pozytywnego. Ludzie nie tylko wzdychają tęsknie do dawnego wykształcenia politechnicznego, ale wręcz uważają, że system chiński, który stawia na te same wartości, w celu nieco innym, ale bardzo podobnym, jest godny naśladowania. Nie wiadomo co z tym obłędem zrobić.

U podstaw systemu edukacji jaką znamy jest Kościół i jego misja. U podstaw systemu edukacji, w który każą nam wierzyć, czyli antycznych szkół filozofów leżało legitymizowanie w sposób niejawny władzy pieniądza. O tym, żeby w tamtych czasach ktokolwiek myślał o kształceniu dzieci nie mogło być mowy. Dzieci bowiem były przedmiotem handlu, ewentualnie stanowiły rozrywkę, która traktowana była jako pewien etap życiowej edukacji.

Ludzie wierzyli w wykształcenie, które często było dla nich jedyną deską ratunku przed ziemskim piekłem. Dlatego było ono i jest nadal tak ważne. Nie myślcie jednak, że opanowanie jakiegoś zakresu materiału, nawet bardzo specjalistycznego, ocali was przed wyborami ostatecznymi, albo ułatwi cokolwiek. Każdy rodzaj wykształcenia bowiem to jedynie sposób na to, by rozpoznać się w grupie z innymi osobami, które przeszły podobny kurs. Takie grupy – siłą rzeczy – były kiedyś pod kontrolą i wpływem tych, którzy zarządzali programami. Dopóki istniało trivium i quadrivium była to kontrola Kościoła, który miał narzędzia, w postaci słowa, i dzięki nim potrafił wpływać na całe społeczeństwo.

Kto dziś układa programy i na co ma w ten sposób wpływ? Państwo nasze chce państwowej edukacji, z państwowymi bohaterami, która kształcić będzie postawy moralne, ale także dawać narzędzia do pracy w systemie nie opartym już na technologiach przestarzałych, ale nowoczesnych. Czy to się uda? Nie wiem. Na razie, skoro Solorz jedzie z Sasinem do Korei, wygląda, że raczej tak. No chyba, że łowcy niewolników i ofiarnicy mają jakieś nierozpoznane póki co narzędzia, żeby cały system wywrócić. To się okaże wkrótce, a kiedy zwyciężą, wszyscy będziemy pracować w Niemczech przy szparagach. O ile oczywiście, załapiemy się na listę takich pracowników.

Czy ten nasz system edukacji podoła zarysowanym tu wyzwaniom? Nie wiem. Ufam, że podoła, ale widzę, że – tak jak każdy państwowy system – nie jest on traktowany serio przez ludzi, którzy zeń korzystają. Zdają sobie oni bowiem sprawę, że nie dostarcza im on narzędzi, które by były powszechnie ważne i działały wszędzie. Jasne, jak ktoś jest lekarzem, znajdzie pracę pod każdą szerokością geograficzną. Nie ma jednak pewności, że handlarze niewolników i ofiarnicy nie wprowadzą jakichś specjalnych regulacji na rynku, które uniemożliwią takiemu lekarzowi z Polski zatrudnienie się gdziekolwiek poza krajem. Mają oni bowiem także swoje systemy edukacji, w których istnienie nikt nie wierzy.

Najważniejsza jednak kwestia brzmi – czy nasz system edukacji, tak jak niegdyś system kościelny, jest w stanie narzucić ludziom, których uformuje całkowitą lojalność?

Tego nie wiemy, ale raczej w taki sens tego systemu wątpimy. Dostrzegamy bowiem, że zachwyty nad państwowym, komunistycznym systemem edukacji dotyczyły czegoś innego niż lojalność. Ludzie aspirujący do wolności nie chcieli być lojalni wobec komunistów, oni zaś mieli swój wewnętrzny system edukacji, unieważniający tak naprawdę powszechną lojalność i wskazujący ich jako organizację pośredniczącą w handlu ludźmi. Jeśli więc nie lojalność, to co? Pewien rodzaj złudzenia, ludziom wydawało się, że kończąc politechnikę w Polsce stają się wolni, bo mogą wyjechać za granicę i tam pracować. Wreszcie z daleka od tego upiornego kraju. Ten schemat rozumienia edukacji był i jest nadal  tak powszechny, że w zasadzie nie można z nim polemizować, bez narażania się na różnego rodzaju zarzuty. A to, że człowiek jest naiwny, a to, że nie myśli o sobie, a to, że zawraca sobie głowę sprawami całkiem nieistotnymi. Otóż są to najistotniejsze sprawy, albowiem to system jako całość jest wartością najważniejszą. Nie poszczególne jego trybiki i nie treść, którą został napełniony. Te kwestie są dopiero na drugim miejscu. Opisana wyżej interpretacja prowadzi nas też na bardzo wielkie manowce. Oto Kościół kształcił ludzi, którzy potem, korzystając z tego wykształcenia byli niejako na froncie walki ze złem. I był to prawdziwy front. Walkę toczono z handlarzami niewolników, żercami i finansującymi ich organizacjami, które myślały o tym, jak tu zagospodarować ciała, emocje i umysły dzieci od lat najmłodszych. Interpretacja zaś stawiająca na rzekomy indywidualizm i samodzielność ludzi wykształconych, to próba przekonania ich, że nie są na froncie, ale pod celą. I w dodatku należą do grypsery. I ludzie się na to łapią. W zasadzie za każdym razem. Niestety prawda jest taka, że pod celą siedzą więźniowie, a grypsera nie jest namiastką wolności, ale częścią systemu opresji, jak najbardziej przez ten system tolerowaną. Na dziś to tyle.

Jeszcze prośba mojego kolegi

Polski Związek Niewidomych Okręg Lubelski Koło w Rykach zwraca się z prośbą o wsparcie finansowe na rzecz Koła.

 

Polski Związek Niewidomych w Rykach zrzesza osoby niepełnosprawne z dysfunkcją narządu wzroku, które z racji swojego inwalidztwa często żyją w izolacji. Organizujemy szkolenia, wycieczki, spotkania, które integrują osoby niewidome i słabowidzące w celu ich społecznej integracji, wyrównywania szans w dostępie do informacji, edukacji, zatrudnienia i szeroko pojętej aktywności społecznej a także w celu ochrony ich praw obywatelskich.

Efektem spotkań są min. oddziaływania psychologiczne, przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, akceptacja niepełnosprawności, które mają ogromne znaczenie w przypadku osób niewidomych.

Dzięki przyjaznej dłoni ludzi dobrej woli możliwa jest realizacja naszych celów i zamierzeń. W imieniu naszego stowarzyszenia oraz jego członków wyrażamy głęboką wdzięczność za ofiarowaną pomoc i życzliwość.

Jeśli nie masz innej możliwości – można nam pomóc w działaniu przeznaczając 1,5 % podatku na PZN w naszym powiecie.

Krajowy Rejestr Sądowy – nr KRS: 0000007330

z dopiskiem na cel: Koło w Rykach

Jeśli chcesz pomóc indywidualnie poniżej podajemy link do Polskiego Związku Niewidomych Okręg Lubelski i numeru konta:

https://pzn.lublin.pl/podziekowanie-specjalne/

także z dopiskiem na cel: Koło w Rykach

 

  26 komentarzy do “Po co jest edukacja?”

  1. „No chyba, że łowcy niewolników i ofiarnicy mają jakieś nierozpoznane póki co narzędzia, żeby cały system wywrócić.” Będą próbować: Lider SPD z misją w Warszawie. Proponuje Europie Wschodniej… „nowe niemieckie przywództwo” (tysol.pl)

  2. Język niemiecki dla dzieci w ostatnich klasach podstawówki jest w sposób naturalny – obowiązkowy.

  3. Zasadnicze pytanie: czy naród jest zbiorem jednostek, czy tworzy nowy byt, nadrzędny wobec jednostki?

    W edukacji obowiązuje to drugie przekonanie. Wioząc pasażerów z Warszawy do Wrocławia bezwstydnie przyznałem, że nie wiem, jak wyglądała okupacja w moim mieście, ponieważ nie uczono nas o tym w szkole (przez dwanaście lat!), a wystarczyło przeznaczyć 2-3 lekcje na omówienie tego tematu.

    Moje miasto było przyłączone do GG, powstały nowe osiedla, zakłady pracy, park, infrastruktura miejska, wyregulowano rzekę, zrobiono porządek w innych kwestiach.

    Moja babcia wypowiadała się o Niemcach z szacunkiem. W 1940 r. urodziło się drugie dziecko.

    Nie wiem, czy germanizacja (jest pomnik „ofiar”) polegała na tym, że uczono Ojcze nasz po niemiecku?

    Temat okupacji miasta i regionu w edukacji nie istnieje ani w prasie, ani w mediach, nie ma źródeł, materiałów, nikt się tym nie interesuje.

    Indywidualne potrzeby edukacyjne Polaków nie są w ogóle brane pod uwagę. Liczy się tylko polityka i potrzeby państwa w tym zakresie, w tym systemie bismarckowskim i carskim edukacji.

    Z tego powodu ruch oporu w Polsce podczas okupacji nie miał sensu, bo ludzie poświęcali dobro indywidualne idei (opresyjnego) państwa, które poniosło klęskę i już nie istniało.

    Popieram prymat jednostki.

  4. Nie orientuję się. Zanim moje dzieci zaczęły uczyć się tego przedmiotu w szkole, jeździliśmy do Niemiec. Udowodniłem dzieciom, że propaganda antyniemiecka jest nieprawdziwa. Poznały Niemców z bliska. Nie tylko nie okazali się krwiożerczy, ale często wręcz wspaniałomyślni.

    Dzieci nie mają problemu z tym przedmiotem. Dostają piatki i szóstki.

    Byłem zły, bo córka chodziła do szkoły imienia kogoś z batalionu Zośka i miała wpojone, że Niemcy to potwory, chociaż tego patrona szkoły akurat wykończyli komuniści po wojnie.

    Teraz dzieci tylko przekomarzają się, że nie lubią Niemiec, ale tak naprawdę to nie mają żadnych awersji.

  5. „Nie wiem, czy germanizacja (jest pomnik „ofiar”) polegała na tym, że uczono Ojcze nasz po niemiecku?” – niech Pan posłucha prof. Kucharczyka, mam wrażenie, że jest już Pan dużym chłopcem i może się Pan sam nauczyć wielu rzeczy. 

    Co do „ruchu oporu” to on istniał np. we Francji, u nas podjęto próbę budowania państwa podziemnego. U nas to było spontaniczne, bo zagrożony był byt biologiczny narodu. Tak narodu, bo naród składa się z jednostek, a jeśli te jednostki giną masowo, to chyba jasne co się dzieje.

  6. Mój syn nie chciał się uczyć w podstawówce angielskiego, wybrał niemiecki. Bardzo lubił naszą znajomą germanistkę, to tyle w temacie. Moi rodzice i babcia na dźwięk języka niemieckiego dostawali dreszczy. Takie mieli „wspaniałe” doświadczenia z miłymi Niemcami. Sporo też opowiadali jak  wyglądała ta wyższa niemiecka cywilizacja.

  7. Niech sobie wsadzi swoje partnerstwo

  8. Dlatego jest pytanie, czy można doświadczenia uogólniać, wg jakich kryteriów oraz czyje doświadczenia są bardziej „obiektywne”. Nie uczono nas w szkole o okupacji w naszym mieście.

    Mogę się opierać wyłącznie na suchych faktach, własnych obserwacjach i przemyśleniach.

  9. Znowu pan wrócił, jakże mogłem się nie zorientować

  10. Niech żyje wolność!!

  11. Pełna zgoda. Ten tupet to jednak powala.

  12. Nieźle mnie Pani podeszła z wrażliwym tematem, wystawiając do odstrzału.

    Mimo wszystko gratuluję Pani… porucznik?

  13. W porządku, opuść już tę pukawkę Kloss. Przecież jedziemy na tym samym wózku!

  14. Niestety nie, stara dewotka z Kółka Różańcowego ( tak pewnie mnie nazywają)  z małej mieściny.

  15. Można wykorzystać statystykę, która odpowie na pytanie ile tysięcy Polaków zabijali dziennie Niemcy, a ile Ruscy, w obu przypadkach oczywiście przy udziale kolaborantów.

  16. A propos statystyki – ostatnio Niemcy przeżywali w jakiejś audycji radiowej, że w Auschwitz zginęło kilka albo kilkanaście tysięcy osób LGBT, bo reżim hitlerowski jakoby szczególnie uwziął się na wesołków. Jeżeli przyjąć udział procentowy osób LGBT w społeczności oraz ilość ofiar w stosunku do ogólnej liczby więźniów, to ze statystyki mogłoby wyjść, że wesołkowie mieli wyjątkowe „szczęście” albo dawano im spokój, że tak mało ich zginęło w obozie, no ale w ten sposób nikt nie postawi sprawy.

  17. Z tego, co wiem, to podczas wojny najwięcej ludzi ginęło z powodu głodu i chorób. Stanisław Grzesiuk powiedział, że najważniejsza rzecz w obozie, to organizować jedzenie i migać się od pracy. Mam w głowie tę zasadę do dzisiaj.

    Dzisiaj statystyki się zmieniły, ponieważ uzbrojenie zostało udoskonalone pod względem celności. Zdecydowanie najwięcej ginie żołnierzy. Znajoma rodzina z Ukrainy żyje w miarę normalnie w Kijowie.

  18. Rodzina w Kijowie żyje w miarę normalnie, bo terror bezpośrednio nakierowany na ludność cywilną jest jednak ograniczony. W 39 w Warszawie nie celowali raczej w elektrownie, walili w miasto gdzie popadnie. W jednym bombardowaniu zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To samo zrobili w Belgradzie.

    Niemcy to urodzeni mordercy, zamykaj w nocy zamki w drzwiach i nie zapominaj o tasaku pod poduszką.

  19. Ta narracja o wojnie to jest taka jaką przedstawiała pewne pro-rosyjska partia w polskim parlamencie na początku wojny w zeszłym roku… „dziwna wojna”, „nikt nie ginie”, „Ukraińcy udają, że walczą”, „Rosja ma to w kieszeni, po prostu czekają na odpowiedni moment, kiedy Zachód znudzi się obrazkami zbombardowanych miast”.

    W obozie można się migać?? Na Majdanku nie dało się migać, wiem bo znam opowieści rodzinne.

  20. Niemcy po prostu maja od prawie 70 lat przestawiona wajche, wiec sa „fajni”. Problem pojawia sie kiedy wajchowym znowu sie zmienia koncepcje. Nauczanie koacielne odrzycalo zas wszelkich wajchowych poza Panem naszym Jezusem Chrustusem.

  21. Wlasnie, w Buczy i Irpieniu jakos za bardzo migac sie nie dalo

  22. Szukałem swoich przodków. Dotarłem do pradziadka, który żył w zaborze rosyjskim, jednak kilkanaście km od zaboru pruskiego. Jego żona pochodziła już z zaboru pruskiego. Tak mi pasowało, że żyli tam razem przez pierwsze lata i tam się urodziło ich pierwsze dziecko. Okazało się, że nie uzyskam danych z kościoła, który się  tam znajdował. Natomiast z kościoła, który znajdował się w zaborze rosyjskim, gdzie pradziadkowie zamieszkali, odszukałem w internecie zdigitalizowane księgi parafialne pisane cyrylicą. Niestety. Tyle lat po wojnie i jakimś dziwnym trafem nie ma do wszystkich dokumentów dostępu. Germanizacja trwa.

  23. Gdybym miał Panu opisać historie swoich przodków czy swoich znajomych z pobytu w Rzeszy z lat 39-45, to aż ciężko mi samemu się za to zabrać i rozumiem, że ludzie nie bardzo mają chęć to czytać przy niedzieli, dniu pańskim. Jakimś cudem przeżyli ci ludzie, a co za tym idzie mogłem urodzić się i ja, czy moja rodzina. Myślę, że był to pierwotny zamysł programu unijnego „Kapitał ludzki”, jednak pojawili się Amerykanie i trochę się nam Polakom poprawiło. Nie lubię ani Unii, ani Niemców ani Czechów.

  24. O prawdziwej twarzy Niemców ciekawe rzeczy opowiada prof.Musiał:

    https://youtu.be/9ItDKcTSl_E

    W zasadzie potwierdza, co wcześniej wywnioskowałem z różnych okruchów informacji.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.