sty 222024
 

To co się wczoraj działo pod tekstem o lojalnościach obocznych świadczy o dwóch sprawach. Pierwsza: stawianie pewnych problemów jest zwyczajnie męczące, albowiem w ludziach dominuje pragnienie dyskusji na tematy suflowane w mediach. To media bowiem są źródłem wiedzy łatwo przyswajalnej i nadającej się do dalszego kolportażu. Tam też znajduje się większość odpowiedzi na pytania, które wcześniej zostały zadane. Druga: nikt nie chce brać udziału w zawodach, w których obowiązują zbyt wyśrubowane normy. Bo może to nie przynieść tylu satysfakcji ilu się człowiek spodziewał. Obiecuję więc, że już nie będę pisał takich rzeczy jak wczoraj, a skoncentruję się na sprawach nadających się do ogarnięcia tu i teraz, czyli na prowokacjach, bo to one głównie stanowią treść przekazu medialnego.

To co wczoraj określiłem jako lojalności oboczne, z których składa się całe nasze życie w Polsce, jest w istocie wywoływaniem reakcji Pawłowa, za pomocą nie miski z jedzeniem bynajmniej, ale waleniem kijem po kratach. Każdy czuje się w obowiązku zareagować na to, a nawet jeśli się tak nie czuje, przekaz ten – walenie po kratach – natychmiast zostaje wzmocniony przez medialnych ekspertów. I temu już się nikt nie oprze. My tutaj, do niedawna, tłukliśmy taki oto schemat – ten sposób komunikacji jest degradujący, tragiczny i upadlający. Trzeba wymyślić coś innego, bo takie histerie nie pomagają nikomu. No, ale kto ma wymyślić i jak, kiedy medialne prowokacje, wzmocnione przez ekspertów, wariatów, różnych wzmożonych proroków, są natychmiast podbijane przez polityków, którzy czynią z nich element swojego programu w doraźnej nawalance? Nie wiem czy zauważyliście, ale nikt już, wzorem lat dawniejszych, nie poszukuje źródeł prawdziwego patriotyzmu. Bo owe źródła są, poprzez zmianę układu politycznego wskazane – to TV Republika oraz mniejszość PiS w sejmie. Szczególnie zaś ci posłowie, którzy „dobrze gadają”, czyli Jakubiak, Czarnek i…no i w zasadzie to tyle. Bo tylko ci dwaj nadążają za medialną rąbanką, sypaną na wybieg codziennie, żeby się ludożerka nie nudziła. Ja zaś, ponieważ napisałem już pół książki o wyklętych, a także prawie pół o porwaniu Jana Kazimierza, zacząłem zastanawiać się, dlaczego nie można było przez tyle lat zrobić porządnego filmu o tych wyklętych i dlaczego wszystkie książki, jakie o nich napisano są albo naukowym bełkotem, bez grama emocji, albo literaturą szóstorzędną tworzoną w stylu country and western? To jest niepojęte. Mamy do dyspozycji listę nazwisk, a za każdym kryje się dramat na miarę tragedii antycznej i co? Nikt nie potrafi zachować powagi i odnieść się do tego jakoś sensownie? A to czemu? Może dlatego, że każdy uważa iż to jest znakomity sposób na zarobienie paru groszy małym kosztem? Wiadomo bowiem o co chodzi w czytaniu książek – muszą być emocje i musi być strzelanina. No, a poza tym wujkowie, którzy je czytają muszą się utożsamić z bohaterami. Zmęczyłem się tym pisaniem, jak nie wiem co. W porównaniu z książką o wyklętych, książka o porwaniu Jana Kazimierza to jest bułka z masłem.

Za półtora miesiąca będzie święto żołnierzy wyklętych. Ciekawe, co je przykryje? Jakie ważne wydarzenie? Znowu Niemcy coś wypierdzą, że będzie wojna i  Rosja na nas napadnie, co obudzi wszystkich ekspertów, dostających ryczałtem po 500 zł za wypowiedzenie czterech zdań przed kamerą lub na antenie? Możliwe. Albo może agent Tomek coś powie, czy też pokaże, bo to co opowiada już dawno wywołuje tylko ziewanie?

Mamy za sobą cały szereg straszliwych traum, których nie jesteśmy w stanie przerobić terapeutycznie inaczej, jak tylko poprzez szyderstwo lub mimowolne szyderstwo. Czym bowiem innym jest pisanie o pościgach UB za partyzantami, których los dopełniał się potem w okrwawionych piwnicach?

Za śmierć tych ludzi nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Dziś zaś na naszych oczach odwracane jest pojęcie sprawiedliwości i niesprawiedliwości. Czyli wracamy do okoliczności z roku 1945. O tym zaś co jest, a co nie jest sprawiedliwością orzekają towarzysze Miler i Belka na twitterze. Dlaczego tak jest? Albowiem komuniści, a wcześniej socjaliści obniżyli polityczny horyzont całej populacji i zawęzili spektrum widzenia do spraw, które człowiekowi wydają się najważniejsze – czyli podziału dóbr doczesnych. Na tym polega rewolucja. Można to ująć dosadniej – do złodziejstwa zawęzili to spektrum. I dziś każdy kto brał udział w przekształceniach własnościowych po roku 1945 i po roku 1989, nie może mówić innym niż komunistyczny językiem. Nie może też przekazywać innych prawd i innych praw niż ustalone w okolicznościach, jakie mieliśmy wtedy.

Państwo to nie jest podział dóbr. To przede wszystkim musimy sobie uświadomić. Bo dyskusja o państwie i dyskusja o wyborach, sukcesach, bądź ich braku, toczy się wyłącznie wokół kwestii podziału dóbr. To jest optyka grypsery. I dramat ten dokładnie widać na tym nieszczęsnym twitterze. Ludzie ekscytują się wyłącznie newsami o podwyżkach, albo o tym, jakie szaleństwo narzuci nam NWO. No i jeszcze o tym, jak straszliwie niedoskonałe jest prawo w Polsce, bo nie pozwala nam się bronić przed szykanami władzy. W takiej sytuacji każdy, kto zaoferuje nam cokolwiek, ma szansę na to, że będziemy wobec niego lojalni i wierni jak psy. Całkowicie zapominając i tym, czym sobie wielu wyciera gębę codziennie – o tradycji, także politycznej.

Oglądałem wczoraj film o mafii. Nazywał się „Donny Brasco”, stary film w Alem Pacino i Johnnym Deepem, O tym, jak się wprowadzało agenta do mafii w czasach kiedy podsłuchiwanie polegało na trzymaniu dyktafonu wielkości tabliczki czekolady w cholewce buta. Mafiosi są w tym filmie pokazani jako banda tępych, niczego nie rozumiejących, choć groźnych gamoni. Nie cofną się przed niczym, to jest oczywiste, ale są też całkowicie bezbronni wobec spryciarza, którzy właściwie rozpoznaje ich deficyty i emocje. No i hierarchie, jakie nimi rządzą. Oczywiście, agent dużo ryzykuje, ale taki już los agenta. My dziś jesteśmy postrzegani dokładnie tak, jak ta mafia w tym filmie. Jako gromada naprutych, wiecznie mających pretensje wujków, którzy może i wyrwą sztachetę z płotu i zaczną z nią kogoś gonić, ale jak się ich odpowiednio podejdzie, zmiękną. Ktoś, powie – ale my nie jesteśmy mafią i mamy inne aspiracje. To prawda nie jesteśmy, ale tak się nas przedstawia od trzech dekad. Dokładnie po to, by nikt za nami nie płakał, kiedy trzeba będzie tu posprzątać. Jakoś nie widzę, by ktoś dostrzegał tragizm tej sytuacji. Role są rozdzielone, jedni uważają się za sprawiedliwych, inni straszą wojną z uśmiechami na ustach, następni ironizują, żeby zwrócić na siebie uwagę i zebrać kilka pochwał za ten błysk inteligencji. Po całej zaś tej aktywności nie zostaje nawet smród. Po prostu nic, pustka. Dlatego jakoś się przemęczę i skończę te dwie zapowiedziane książki, a potem jak Bóg pozwoli napiszę następne. Po to, żeby coś po nas zostało.

 

Wszystkich, którzy mogą i chcą proszę o wsparcie mojej zrzutki z przeznaczeniem na mieszkanie dla dwójki uchodźców z wojny – taty Saszy i córki Ani. Bo ich dom został na terenach okupowanych

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

  11 komentarzy do “Lojalności oboczne II”

  1. Sprawa jest dość prosta. Układ postkomunistyczny jest silny, a teraz znowu rządzi. Nasz deep state mówiąc nowocześnie.

  2. I nikt nie ma poważnego pomysłu na zmianę

  3. Ja mam pomysł, żeby wyklętych zastępować niezłomnymi 😉

  4. Dzień dobry. Niech Pan je skończy, Panie Gabrielu, a potem niech Pan pisze następne. Takie właśnie – różniące się wszystkim od tej sieczki rzucanej na wybieg. Różnica jest widoczna, może nie dla wszystkich, ale jest. To, niestety normalne. Pańscy czytelnicy, zwłaszcza neofici, są bowiem jak pacjenci oddziału rehabilitacji chirurgicznej. Niektórzy muszą ode nowa uczyć się chodzić – na początek przy poręczy. Historia nasza, choćby ostatnich stu lat tylko – wyjaśnia przyczyny, choć nikogo nie usprawiedliwia. To odnośnie tych lojalności obocznych. One oczywiście istnieją i każdy, kto – dzięki Panu – potrafi połączyć w jeden ciąg tych angielskich konsultantów od floty, Macocha od Krzyżanowskiej, Grynera – Krzeczkowskiego i jeszcze paru innych – widzi wyraźnie, że nic się nie skończyło. Przeciwnie – trwa w najlepsze, tylko formy i rekwizyty się zmieniają. Wiele z nich, które mogłyby nam posłużyć za sztandary – zabrano albo zniszczono. To nic, mamy jeszcze wiele, tylko trzeba je przypomnieć i podnieść do góry. Może portret Króla Zygmunta III… ?

  5. komuchy twardo trzymali za twarz, aż dopiero za Gierka trochę zelżało być może wymienili się sekretarze, nie śledziłam tego ale tak obserwując rodzinę widać było że łatwiej można było zdać na studia, na studium doktoranckie, załapać się niepartyjnemu na awans w biurze itp jakoś partia się uczłowieczali przestawała być doktrynerską

  6. „wejście” Gierka dużo zmieniło… może nie na długo ale atmosfera zelżała

    a najważniejsze Warszawa przestała być miastem zamkniętym, można było się w stolicy zameldować

  7. Tak tę epokę się pamięta, ale przecież po drodze był Radom… lawinowo rosła liczba donosicieli, przeprowadzono zmiany w Konstytucji itp.

  8. „w ludziach dominuje pragnienie dyskusji na tematy suflowane w mediach”

    Wiele lat temu pokazywali w telewizji autobus, krtóry zimową porą wpadł do rowu. Pokazywali zaśnieżone pola i poszkodowanych pasażerów, którzy – szczęściem – uniknęli poważniejszych kontuzji.
    Okazało się, że incydent miał miejsce blisko jakiegoś osiedla ludzkiego i mieszkańcy, ratując poszkodowanych przed mrozem i wiatrem, umieścili nieszczęśników w sali gimnastycznej miejscowej szkoły, dostarczyli im gorącej herbaty, krzeseł, a niektórym nawet materaców (tak to przynajmniej zapamiętałem).

    No, a potem przyjechała  telewizja i redaktor wypytywał którąś z pasażerek co może powiedzieć na temat tego, co zaszło.
    Kobiecina powiedziała, że to, co ją spotkało to rzecz straszna, najgorsze zaś było to, że nie było psychologa.

    Incydent ten uważam za niezwykle istotny dla mojej (i mojej żony) formacji intelektualnej. Otóż, gdy zastanawialiśmy się nad znaczeniem tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy stwierdziliśmy, że nie może być inaczej jak tylko tak, że do telewizji biorą zawsze najgłupszego jakiego w danej sytuacji znajdą.

    Do dzisiaj ten klucz intelektualny pozwala nam odnieść się do wielu spraw, które zaistniały w przestrzeni nie tylko telewizyjnej.

    Wracając zatem do „w ludziach dominuje pragnienie dyskusji na tematy suflowane w mediach” – czymże jest to „pragnienie”?
    Poszukiwaniem ideału? Spełnienia?
    W takim razie pozostaje jedynie mieć nadzieję, że Pan Bóg zechce się nad nami ulitować.

  9. Widziałam dzisiaj pięknych ludzi. W Radomiu.

  10. PiS powinien zapowiedzieć „Norymbergę” dla całego rządu Tuska, powołać ciało dokumentujące bezprawie, a co się da na bieżąco zgłaszać do prokuratur.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.