sty 212024
 

Kościół jest, w wymiarze politycznym, dziedzicem imperialnej dyplomacji hiszpańskiej XVII wieku. I grożą mu te same niebezpieczeństwa. Jest nawet gorzej, bo w Hiszpanii XVII wieku, przez 45 lat rządził jeden król – Filip IV i to powodowało, że imperium jakoś tam się trzymało. Mimo klęsk w wojnie z Francją, mimo wynalezienia przez Anglików na nowo ubezpieczeń frachtów.  Mimo słabej floty, stale niszczonej przez korsarzy. Żaden z papieży XX wieku nie miał tak długiego pontyfikatu, a nawet gdyby miał cóż by to pomogło? Głównym bowiem zagrożeniem dla takie struktury jak Kościół w wymiarze politycznym i imperium hiszpańskie były i są nadal lojalności oboczne. Cóż to znaczy? Weźmy taką oto sytuację, kiedy z różnych powodów, niekoniecznie niskich, cel misji i doktryna państwa są kwestionowane. Dyplomaci hiszpańscy XVII wieku dobrze rozumieli misję i cel, widzieli jak wysoko zawieszona jest poprzeczka, ale nie potrafili oprzeć się pokusie, by nieco ją obniżyć, a to znaczy, by za miarę sukcesu i metodę przyjąć inną jakąś, zbliżoną doktrynę, ale o węższym nieco horyzoncie. Na przykład cesarską. Nie analizując przy tym jej istoty, innej całkiem niż ich doktryna i metoda, choć realizowanej przez władcę z tej samej rodziny, co ich król. Od takich momentów zaczyna się erozja władzy. Jeśli ktoś – w szlachetnym celu, jak jemu samemu się zdaje, zakwestionuje doktrynę – kolejny, który się zjawi na jego miejscu, będzie już zdrajcą, który w sposób niezwykle przekonujący udawał będzie zatroskanego o los monarchii najniższego sługę. Wykona w celu zyskania wiarygodności, cały szereg przepisanych rytuałów i wypowie wszystkie potrzebne formuły. Nie będzie to jednak miało znaczenia, wobec jego ukrytej intencji. Między pojawieniem się jednego, a drugiego może upłynąć czas bardzo długi, tak długi, że nikt nie skojarzy tych obydwu wystąpień. I dlatego, na przykład, w krajach takich jak Rosja, dyplomaci są kształceni w historii dyplomacji rozumianej jako imperialna, czyli od początku XVIII wieku, Polska, ponieważ egzystuje w ciągłym zagrożeniu, powinna wiedzę w tym zakresie jeszcze bardziej pogłębiać. Niestety nikt tego nie czyni, a dyplomaci polscy, tak jak ich pokazują w telewizji, wydają się w większości kabotynami, zatroskanymi o to, czy potrafią jeść raki zgodnie z regułami sztuki. Wróćmy jednak do lojalności obocznych. To jest pokusa nie do zwalczenia, tym bardziej, że od dawna już, pewnie od czasów, które tu opisuje Pioter są one rozwijane w różnych formułach przez dwory obce, jako metoda polityczna. My dziś, na potrzeby tego tekstu opiszemy je tak, jak to już zacząłem czynić. Najpierw jest pokusa by zrezygnować z dalekosiężnego celu i, w imię realizmu, skupić się na celach mniejszych. Jeśli dyplomaci hiszpańscy zaczynali w XVII wieku nakłaniać ucha ku temu co mówił poseł elektora Brandenburgii, to było już bardzo źle. Bo misja Hiszpanii polegała na stworzeniu – w niedługim czasie – milionów katolików o innym niż biały kolorze skóry, którzy szczerze wyznawaliby Chrystusa i pracowali na swoje zbawienie, a także na chwałę korony. Misją dyplomatów brandenburskich w XVII wieku było – żeby elektor nie musiał stać w obecności króla Polski. Przemożne to pragnienie maskowane były w różny sposób, zwykle bardzo skuteczny, skoro Hiszpanie się na to nabrali. Jeśli raz się nabrali, można było ich nabrać po raz drugi i trzeci. W końcu, po trzech dekadach, powstała tradycja nabierania, a dyplomacja hiszpańska składała się w połowie z naiwniaków, a w połowie ze zdrajców, całkiem zdeprawowanych, którzy w udany bardzo i przekonujący sposób odgrywali swoje role. Wrogowie zaś zajmowali się, w tej bardzo rozbudowanej strukturze i hierarchii, mnożeniem pokus, co było tym łatwiejsze, że zlikwidowano w końcu zakon jezuitów. No i ostatnie hamulce puściły. Jak pamiętamy zakon ten został zachowany w Prusach i Rosji, dokładnie po to, by kreować lojalności oboczne.

Zostawmy teraz Hiszpanię, a zastanówmy się nad tym kto i jak kreuje lojalności oboczne w Kościele. Myślę, że takich instytucji jest wiele, a odbywa się to zawsze przy zachowaniu lub przejaskrawieniu pozorów. W tym przypadku pozorów pobożności, przy jednoczesnym braku kontroli ze strony centrali. To znaczy, że obdarza się zaufaniem człowieka, który w sposób niezwykle przekonujący udaje pobożność i oczekuje się, aż on spełni to,  co zadeklarował lub wręcz wspólnie z księżmi zaplanował. Tymczasem nic takiego nie nastąpi, albowiem on jest lojalny wobec kogoś innego. Król Hiszpanii mógł mieć najszczersze intencje wobec cesarza i vice versa, ale w Wiedniu stale rezydował ojciec Quiroga, spowiednik cesarzowej.

Jeśli weźmiemy teraz za przykład takiego Terlikowskiego czy Hołownię, nie możemy być nawet pewni tego, kto im zlecił odgrywanie tego teatru. Przecież nie żaden hierarcha, choć księża z ochotą zapraszali ich na rekolekcje. Dlaczego? Bo uważali, że to jest wygodne i bliższe tak zwanego życia, niż propozycje, które mają oni sami. Często też powodowało tymi księżmi lenistwo. Tymczasem Terlikowski z Hołownią rozumieją swoją misję tak, jak dyplomaci brandenburscy w XVII – żeby elektor nie musiał stać w obecności króla Polski. I nic więcej ich nie interesuje.

To co tu opisałem dotyczy lojalności obocznych o charakterze polityczno- propagandowym – pewnej podmiany zachowań, która ma rzekomo sprawić, że więcej ludzi przyjdzie do kościoła. Nic takiego się nie stało i nic się nie stanie, w związku z postawą wymienionych osób.

Są jednak gorsze przypadki, czyli lojalności oboczne wymuszane przy pomocy pokus osobistych i intymnych. Co było praktykowane na tak zwanego chama przez całą komunę. I dziś pewnie też jest praktykowane. Pytanie istotne brzmi – czy stworzony w Kościele za komuny system lojalności obocznych działa dziś sam dla siebie czy ktoś go przejął i zastawia pułapki na księży według pewnego planu? Bo może być tak, że wobec niechęci wstępowania do seminarium trafiają tam często ludzie z systemu lojalności obocznych. Mamy dość przykładów, by nimi trochę pożonglować, ale nie będziemy tego czynić, albowiem oznaczać to będzie, że tracimy z oczu cel, za zaczynamy zajmować się sprawami mniej istotnymi. To jest nie do wybaczenia na żadnym etapie.

Nie wiem, na jak zaawansowanym etapie znajduje się budowa systemu lojalności obocznych w Kościele lub też konserwacja tego odziedziczonego po komunie, ale lepiej przyjąć, że na bardzo zaawansowanym. Celem zaś jest zanegowanie istoty doktryny i rozmienienie jest na drobniejsze, bardziej praktyczne cele. To zaś oznacza po prostu unicestwienie struktury.

Powróćmy teraz do naszej metafory. Kościół działa także w innych wymiarach niż polityczne, co nieco poprawia sytuację. Hiszpania XVII wieku też w nich działała, ale okazywało się zawsze, że podmiana celów i metod trafiała na podatny grunt. To znaczy sposób tłumaczenia błędów politycznych daleki był od ich rozwiązania. Jeśli flota miała kłopoty organizacyjne wzywano specjalistę z Anglii, by je rozwiązał. Takich rzeczy nie można robić przy remoncie pieca w domu, a co dopiero przy reformie floty. To właśnie uważam za złe rozpoznanie priorytetów. Jakich sposobów na rozwiązanie współczesnych problemów ima się Kościół? Nie będę tego wskazywał, bo każdy to wie. Kłopot w tym, że takich wskazujących jest sporo i oni także przychodzą z pakietem obocznych lojalności, w formie deklaracji do natychmiastowego podpisu, która zmusi podpisującego do szeregu demonstracji podkreślających jego wyjątkową pobożność.

Jeśli flota nie działa, trudno polemizować z zagranicznym fachowcem, mającym ją uzdrowić. No, ale trzeba. Dlatego ważne jest, byśmy wypracowali swoje metody, a nie szukali kogoś, komu sprzedamy duszę, a potem nazwiemy to eufemistycznie lojalnością oboczną. Do tego się bowiem cała rzecz sprowadza.

Zostawmy Kościół i przyjrzyjmy się strukturze naszego państwa. Ona składa się w całości z lojalności obocznych. I tylko cud oraz wierność Chrystusowi sprawiają, że wszystko się jeszcze nie rozleciało. Politycy zajmują się wyłącznie demonstrowaniem całkowicie absurdalnych zachowań, które kojarzyć się mają wyborcom z ich nie ulegającym kwestii patriotyzmem i oddaniem sprawie. Przyjmuje to coraz bardziej kabaretowe formy. Jeśli jacyś politycy akurat nie wygłupiają się w ten sposób, są jawnymi zdrajcami, którzy szukają potwierdzenia swoich postaw w dyplomacji brandenburskiej. Ta zaś ma jeden problem do rozwiązania od zawsze – żeby elektor nie musiał stać w obecności króla Polski. Ci zaś politycy, którzy uważani są za najbardziej oddanych krajowi uważają, że tradycja polityczna Polski, tożsama jest z ich tradycją domową i środowiskową. Choć gołym okiem widać, że tak nie jest.

Nie ma mowy o tym, by zbudować jakiś system zabezpieczenia lojalności wobec doktryny, jak to czyniono w XVII wieku w Hiszpanii, wysyłając na obce dwory wytrawnych bardzo znawców spraw lokalnych, albo oddanych papieżowi i królowi księży. Cała struktura lojalności Polaków wobec Polski sprowadza się do kabotyńskich wygłupów, publicznego całowania flag, noszenia jakichś znaczków, różnych w zależności od tego, do jakiej bandy się należy. Do tego jeszcze dochodzą lojalności oboczne o charakterze deprawacyjnym – finansowym i seksualnym, bo ostatnio znów uaktywnił się agent Tomek, który tym razem ujada na PiS. Wszystkie te postawy są stymulowane przez dwory obce. Im bardziej im ulegają politycy, tym gorzej są traktowani przez ludzi proponujących im oboczną lojalność, a z nimi razem my. I to się nie może skończyć dobrze. Nie ma żadnej komunikacji, a za szczyt wyrafinowania uchodzi szyderstwo i cienka ironia. Naprawdę, chciałbym zobaczyć, jak któryś z wysłanych na wschód  dyplomatów z Madrytu ironizuje po powrocie w czasie posiedzenia junta del mar Baltico. My zaś mamy całą, stworzoną w komunie, tradycję publicznego okazywania braku powagi. I nie będę tu wskazywał po nazwisku, kto jest jej czołowym reprezentantem.

Te wszystkie rzeczy należy zmienić. Niestety, a może na szczęście, nie można ich zmienić poprzez pokazy publiczne. Nie ma też, mam nadzieję, że na razie, nikogo w polskiej polityce, kto by to zmienił wdrażając jakiś tajny lub choćby nie do końca jawny program naprawy komunikacji politycznej.

No, ale bądźmy dobrej myśli, Pan Bóg czuwa.

Bardzo proszę o pomoc dla Saszy i Ani

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

  13 komentarzy do “Lojalności oboczne”

  1.  

     

    Szeryfów bandyci zamknęli i nie ma kto (wśród świeckich i duchownych) ich ratować, Chuck Norris potrzebny na gwałt 😉

  2. Wystarczy dobry spowiednik na początek

  3. muszę zajrzeć do książki Szelągowskiego, bo było tam coś w temacie zatonięcia świeżo wodowanego statku zbudowanego dla Zygmunta Augusta przez włoskich fachowców

    jakoś trudno uwierzyć w błąd w sztuce , jeśli sprowadzono fachowców, może sfałszowali swoje  rekomendacje

  4. Tak, pisałem też o tym. Ściągnęli drewno i fachowców z Włoch zbudowali galeon i on od razu zatonął

  5. Tymczasem Terlikowski z Hołownią rozumieją swoją misję tak, jak dyplomaci brandenburscy (…)

    Wątpię, aby któryś z tych klaunów, rozumiał cokolwiek z tego, co się wokoło nich dzieje.

  6. Myślę, że byś się zdziwił…

  7. To figuranci. Taki Hołownia jedyne co rozumie, to , że robić i mówić to, czego od niego oczekują. Bez tych, którzy za nim stoją jest zerem. To nie żaden polityk, to wydmuszka.

  8. Jeśli wszyscy politycy są wydmuszkami, to cóż można innego powiedzieć o Hołowni? Pusty jak balon??

  9. Jeśli wszyscy politycy są wydmuszkami, to cóż można innego powiedzieć o Hołowni? Pusty jak balon??

    Balon ma chociaż powietrze. Dlatego wolałem nazwać go wydmuszką: wydmuchany na wylot – w środku nie zostało już nic.

  10. trochę poza tematem, ale może  i w temacie

    wczorajsza wzmianka o Popiełuszce i dzisiejsza Ewangelia zwróciły moją uwagę, że bł. ks.Jerzy rzeczywiście łowił ludzi, autentycznie Żoliborz i Bielany wypełniały kościół Św. Stanisława Kostki po tzw brzegi  – ksiądz padł ofiarą lojalności obocznej a właściwie był  ofiarą nienawiści reżimowej

  11. pani reżyser filmu -Zabić księdza- też jakoś tak, nakręciła lojalny film o znerwicowanym ub-eku, postaci pierwszoplanowej filmu

  12. Ciekawe stanowisko niemieckiej prasy. Żądają nie lojalności obocznej, ale głównej i bezwzględnej:  https://niezalezna.pl/polska/wygral-ale-czy-na-dobre-rozprawi-sie-z-autorytarnym-pis-em-niemieccy-komentatorzy-

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.