lip 162022
 

Przeczytałem właśnie wywiad, jakiego Jacek Bartyzel, którego celowo nie nazwę profesorem udzielił tygodnikowi TVP. Wywiad jest stary, pochodzi z zeszłego roku, ale nie widziałem go wcześniej. Fakt zaś, że ukazał się na tej akurat stronie, wskazuje, że reprezentowana przez Bartyzela opcja, bo nie szkoła przecież, ani myśl, jest akceptowana przez różne osoby z kręgu obecnej władzy. To jest moim zdaniem niepojęte. I potwierdza jeszcze raz jedną z moich konstatacji – tylko postawy i teksty firmowane przez agentów mają masowy odzew i znajdują prawdziwych, dozgonnych admiratorów. To się dzieje dziś przed naszymi oczami. Bartyzel zaś tylko ów schemat firmuje. Tylko postawa jawnie agenturalna znajduje zrozumienie i zyskuje aplauz. Zyskuje też zainteresowanie władzy. Dlaczego tak się dzieje? Albowiem agenci pracujący w środowiskach akademickich i literacko publicystycznych precyzyjnie – są przecież ich częścią – definiują aspiracje młodych ludzi, których mają kształtować. Muszą im więc przede wszystkim wmówić, że są wyjątkowi, potem, że są dobrzy, a będą jeszcze lepsi, jeśli wsłuchają się w myśli mentora – agenta. Potem zaś mają te myśli szeroko rozpowszechniać nie zwracając uwagi na ich rzeczywisty sens i konsekwencje. Te bowiem są przed adeptami ukryte. Mentor bowiem traktuje ich wszystkich jak idiotów, sam jest częścią większej struktury, której celem jest zachowanie wpływów, w zmieniającym się i dynamicznym bardzo otoczeniu. Do tego służą agenci. Mechanizm, który obsługują działa w taki sposób, że nie można go w zasadzie zatrzymać i to także mamy przed oczami. Młodym ludziom wystarczy powiedzieć, że ich myśli bliskie są Cyceronowi i oni są już kupieni. Nie zejdą z tego szlaku nigdy. Można też dodać, że myśl Cycerona łączy się z myślą ojców Kościoła, albo wręcz z tradycją katolicką, a ta sięga głęboko w przeszłość do Arystotelesa i sprawa załatwiona. Mamy wystruganych naprędce młodych Cyceronów, Arystotelesów i Ojców Kościoła, którzy ruszą w lud pouczać go jak ma żyć i co robić, by zachować tradycje. Nie tylko wiary, ale także tradycje polityczne. Może jednak przejdę do rzeczy. Wywiad którego udzielił Bartyzel Tygodnikowi TVP dotyczy oczywiście Henryka Krzeczkowskiego, którego Bartyzel już na samym początku porównuje do św. Pawła. Nazwanie tego manipulacją nie jest nawet eufemizmem. Bartyzel, który w każdym wywiadzie próbuje zrobić z siebie spolegliwego mędrca i wychowawcę młodzieży, popisuje się tu wyjątkowym chamstwem i pogardą dla czytelnika. A są one tak wielkie, że nawet Braun mu w tym nie dorównuje. Można oczywiście powiedzieć, że Jacek Bartyzel to starszy pan, z chroniczną emocjonalną i intelektualną ślepotą. To jednak nie jest żadne wyjaśnienie, albowiem on to uwielbienie dla Krzeczkowskiego uprawia od bardzo dawna i trudno też stwierdzić, żeby wszyscy którzy tego człowieka otaczali, byli tak ślepi jak Bartyzel. Oni podtrzymują jego legendę z premedytacją i jawnie próbują stosować jego manipulacje współcześnie, mącąc w głowie już nie młodzieży, ale ludziom dorosłym. Czynią to zaś według zasad, które spokojnie i bez lęku możemy nazwać werbunkiem.

Kiedy bowiem zagłębimy się w to, co Bartyzel mówi o monarchii oraz jej powrocie, uznać będziemy musieli, że ta nowa monarchia, której powstanie postuluje, jest po prostu jedną z form podległości Moskwie. W dodatku jest to forma dająca się zaakceptować przez wyrafinowanych intelektualistów, z katolickim rodowodem, którzy – jak Bartyzel w wywiadzie – wskażą, że monarchia ta stoi na straży prawa naturalnego. Przeciwko temu prawu zaś są demokracje, które – jak UE – pragną likwidacji suwerenności państw. Kiedy Bartyzel udzielał tego wywiadu nie było jeszcze wojny, a więc nie pada w nim słowo Rosja. Dla mnie jednak jasne jest co Bartyzel ma na myśli pisząc o powrocie monarchii i strażnikach prawa naturalnego. Według niego jednym z tych strażników był także Krzeczkowski, który uczył mądrego patrzenia na historię i wyczuwania politycznych koniunktur. Jak przeczytacie ten wywiad, możecie go zinterpretować po swojemu. Ja mam taką oto wykładnię – Henryk Krzeczkowski był pierwszym, czynnym w Polsce, poważnym deprawatorem, który stworzył dla swoich schematów operacyjnych formy przetrwalnikowe. Jedną z nich jest Bartyzel, ale są też inni, którzy się ujawnią w swoim czasie. Być może taką formą przetrwalnikową schematów operacyjnych pana Henryka jest także poseł Braun swego czasu zaprzyjaźniony z Bartyzelem. Jeśli bowiem uznamy, że Arystoteles, Cyceron i Kościół Katolicki są to byty połączone na sztywną myślą, której strażnikiem był Krzeczkowski, to czemu nie mielibyśmy uznać, że zaprzyjaźniony z Bartyzelem Braun jest kontynuatorem metod i myśli bartyzelowego mentora, Henryka Krzeczkowskiego? Oczywiście bez żadnych dwuznacznych wątków, to jasne. No, ale przecież one nie mają dziś żadnego znaczenia, albowiem ten rodzaj deprawacji został przeniesiony na ulice i żadne pokątne metody homoseksualnego lansu nie są dziś nikomu potrzebne. Wszystko jest sprzedawane na chama. Chodzi o inne wątki z życia i twórczości Krzeczkowskiego, o monarchizm, o rzekome stróżowanie przy prawach naturalnych i inne podobne kwestie, które prowadzą nas wprost do Moskwy, gdzie wszystko znajduje swoje wyjaśnienie i nabiera właściwych proporcji.

Do czego chce nas przekonać Bartyzel? Że konserwatyści tacy jak Krzeczkowski stali na straży praw naturalnych i podkreślali ich kluczowe znaczenie dla istnienia wspólnoty i państwa. Prawom tym zaprzecza polityka UE i krajów, które promują swobodę obyczajową. I tu, bez lęku wcale musimy zapytać wzorem Krzeczkowskiego – panie Bartyzel, pan chce nas zwariować? Oto Krzeczkowski, za pieniądze partyjnych wydawnictw, wprowadził na polski rynek pisarzy takich jak: Evelyn Waugh, Angus Wilson i Gore Vidal. Wszyscy ci autorzy byli jawnie homoseksualni, a proza Waugha została w Polsce natychmiast wzmocniona poprzez emisję w porze prime time serialu nakręconego na jej podstawie, zatytułowanego Znowu z Brideshead. Bartyzel nazywa to fascynacją literaturą angielską. To jest jawne robienie z czytelnika durnia, bo przecież nie uwierzymy, że to prof. Bartyzel jest nim w istocie, prawda? Profesorowie nie są idiotami. Oni działają celowo, w dobrej lub złej wierze, a ich działaniom towarzyszy premedytacja.

Celem Bartyzela, a także innych intelektualistów jest odwrócenie uwagi młodych ludzi od istotnych kwestii związanych z metodami działania Krzeczkowskiego i skupienie jej na czymś, co w istocie nigdy nie istniało, czyli na różnych tajemniczych powinowactwach pomiędzy myślami, uczuciami, tekstami i całymi ich sekwencjami, które następnie układają się w szkoły myślenia i tradycje, reprezentowane przez osoby bliskie władzy. Bartyzel wskazuje, że Kurski i Semka są kolejnymi kontynuatorami dzieła Krzeczkowskiego. Ten zaś przeszedł autentyczną duchową metamorfozę, ale mało o tym mówił. Mało też pisał rzeczy oryginalnych, głównie monologował, bez możliwości przerwania mu takiego monologu. Tako rzecze Bartyzel, choć dodaje, że jednak czasem można było coś wtrącić.

Wróćmy jednak do początku. Człowiek współpracujący z machiną propagandową PRL, krojący budżety wydawnicze na wielkie projekty, które ukazują się setkach tysięcy egzemplarzy i lansują w siermiędze komunizmu wyrafinowaną kulturę gejowską, stoi według Bartyzela na straży praw naturalnych. Zwróćcie uwagę, że nawet gdybyśmy powiesili gdzieś taki transparent z wyżej skreślonym napisem, tak wielki, że widać by go było z księżyca, nie wpłynęłoby to na zmianę oceny Krzeczkowskiego przez jego uczniów, ani tym bardziej przez nikogo, kto zaprzedał duszę diabłu i wierzy w nieistniejące związki pomiędzy odległymi bytami, na straży których stoją prawdziwi mędrcy. To są rzeczy niemożliwe. Oni się tego nie wyrzekną nigdy, albowiem uważają, że to jest właśnie chryzmat. Moim zdaniem jest to jedna z form satanizmu. I mam nadzieję, że próby zaszczepiania tego obłędu wśród ludzi, niemłodych przecież, zostaną zaniechane. Wiem, wiem, łudzę się. Teologia Polityczne i pokrewne jej środowiska nigdy z takich metod nie zrezygnują. Poseł Braun zaś już zadba, by były one stosowane w praktyce z największą możliwą bezwzględnością, bez możliwości polemizowania i za każdym razem bardzo serio, mimo ich jawnie kabaretowej formy. Nie mamy szans.

Na dziś to tyle. A tu macie wywiad https://tygodnik.tvp.pl/55530901/monarchia-i-republikanizm-to-ta-sama-polska-tradycja

  21 komentarzy do “Mądrzy idioci w domu niewoli”

  1. Panie Coryllusie, wszystko zależy od tego jak to prawo naturalne pojmujemy. Jeśli rozumiemy go w myśl zasady, jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz, to wszystko się zgadza.

  2. Ja bym nie żartował z tych kwestii. Oni są cały czas serio

  3. „Wywiad którego udzielił Bartoszewski Tygodnikowi TVP ….”

    Bartoszewski?

  4. Ja nie żartuję z prawa, ale z manipulacji  terminami. Kultura gejowska bazuje na tym.

  5. To oczywiste przejęzyczenie. Wstaję rano i piszę tekst, codziennie od 13 lat, mam chyba prawo do przejęzyczeń

  6. Geje wciskają się wszędzie na siłę .Wczoraj brali udział w próbie Bitwy pod Grunwaldem .

  7. W charakterze ciury obozowej.

  8. Pod własną chorągwią ???

  9. GW płacze, że rodzice prowadzą dzieli na te pokazy, bo to naga przemoc, a tu taka niespodzianka. Na miejscu reżysera zaproponowałabym kolorowym miejsce w strefie starcia, najbardziej honorowe…

  10. powinno być : dzieci

  11. W poniedziałek rano poseł Braun w radiu Rzeszów powiedział, że prawda o Wołyniu musi być ujawniona do końca, krzyczał na koniec, że cytuję „stop ukrainizacji Polski”, w międzyczasie wspominał, że zrujnowana gospodarka PL i koniunktura na lata wynika z  „dotowania upadłej waluty jaką jest hrywna”. Coś tam jeszcze napomknął, że rząd i władza nie pojawią się na obchodach Wołynia a oficjele ukryją prawdę o zbrodniach. Po czym Prezydent, Premier i wielu oficjeli pojawiło się na uroczystościach, pojawił się również ambasador Ukrainy, więc jest to takie sobie bicie piany, robienie zamętu i powtarzanie tych samych haseł od wielu już lat. Aha no i że Ukraina to państwo upadłe rzekł poseł w tymże wywiadzie…. Ten realista mija się z realizmem i rzeczywistością dość często ostatnio.

  12. Taka ciekawostka o Krzeczkowskim – o ile dobrze pamiętam, postać ta pojawia się dość często w dziennikach Kisielewskiego (pisanych jakieś 20 lat po „wyrzuceniu” HK z partii). Autor stosował w nich dość mocną autocenzurę, ale i tak z paru wzmianek nawet dziecko w tamtych czasach by się zorientowało, że ten pierwszy jest postacią mętną i uwikłaną w służby.

  13. Normal
    0

    21

    false
    false
    false

    PL
    X-NONE
    X-NONE

    MicrosoftInternetExplorer4

    /* Style Definitions */
    table.MsoNormalTable
    {mso-style-name:Standardowy;
    mso-tstyle-rowband-size:0;
    mso-tstyle-colband-size:0;
    mso-style-noshow:yes;
    mso-style-priority:99;
    mso-style-qformat:yes;
    mso-style-parent:””;
    mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
    mso-para-margin:0cm;
    mso-para-margin-bottom:.0001pt;
    mso-pagination:widow-orphan;
    font-size:11.0pt;
    font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
    mso-ascii-font-family:Calibri;
    mso-ascii-theme-font:minor-latin;
    mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
    mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
    mso-hansi-font-family:Calibri;
    mso-hansi-theme-font:minor-latin;
    mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
    mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}

    Normal
    0

    21

    false
    false
    false

    PL
    X-NONE
    X-NONE

    MicrosoftInternetExplorer4

    /* Style Definitions */
    table.MsoNormalTable
    {mso-style-name:Standardowy;
    mso-tstyle-rowband-size:0;
    mso-tstyle-colband-size:0;
    mso-style-noshow:yes;
    mso-style-priority:99;
    mso-style-qformat:yes;
    mso-style-parent:””;
    mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
    mso-para-margin:0cm;
    mso-para-margin-bottom:.0001pt;
    mso-pagination:widow-orphan;
    font-size:11.0pt;
    font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
    mso-ascii-font-family:Calibri;
    mso-ascii-theme-font:minor-latin;
    mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
    mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
    mso-hansi-font-family:Calibri;
    mso-hansi-theme-font:minor-latin;
    mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
    mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}

    (1)

    Używa Pan systematycznie – wręcz nałogowo – tzw. argumentum ad personam, czyli – jak podaje nawet wikipedia –

    „pozamerytorycznego sposobu argumentowania, w którym dyskutant porzuca właściwy spór i zaczyna opisywać faktyczne lub rzekome cechy swego przeciwnika bądź jego dokonania. W ten sposób unika stwierdzenia, że jego racjonalne argumenty zostały wyczerpane, a jednocześnie sugeruje audytorium, że poglądy oponenta są fałszywe. Dodatkowo obrażanie oponenta ma na celu wyprowadzenie go z równowagi, tak by utrudnić mu adekwatne reagowanie na przedstawiane argumenty.

    Artur Schopenhauer w swoim dziele Die eristische Dialektik (Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów) wymienia argumentum ad personam jako ostatni sposób nieuczciwej argumentacji, stosowany, gdy wszystkie inne sposoby zawodzą i nie ma szans na wygranie sporu argumentacją merytoryczną”.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Argumentum_ad_personam

    Czy nie lepiej się skupić na faktycznych, sprawdzonych twierdzeniach tej lub owej osoby i uwidaczniać wyłącznie mankamenty jej rozumowania zamiast ją atakować osobiście i bezpardonowo?

    Spór wówczas jest merytoryczny i owocny, przynajmniej in spe: czy zamiast mówić – albo sugerować – iż dla przykładu Bartyzel albo ktokolwiek inny jest „mądrym idiotą”, nie lepiej powiedzieć, iż takie a takie jego twierdzenie z powodów takich a takich jest „idiotyczne”?

    Dlaczego? Mamy tu klasyczne albo – albo.

    Jeśli ktoś nam wytknie błąd w naszym rozumowaniu, będziemy mu wdzięczni, że dzięki niemu pozbyliśmy się balastu na drodze do samodoskonalenia się, o ile tylko mamy dość rozumu i pokory, by to rozpoznać i docenić.

    Jeśli – przeciwnie – ktoś nas poczęstuje obraźliwymi dla nas epitetami, nie tylko my sami nie zmądrzejemy, gdyż obelgi bez trudu i wahania odrzucimy, lecz i znienawidzimy tego, kto nas – w naszym przekonaniu – oczernił zamiast pouczyć, nawet jeśli się starał.
    Dochodzi tu jeszcze reakcja Czytelników lub Audytorium: nikt nie chce, by ktokolwiek się nad nim pastwił, każdy więc, kto widzi czyjś atak i jego bezbronną zazwyczaj ofiarę, współczuje do pewnego stopnia ofierze zamiast uwagę swą skupić na meritum, czyli na błędzie w rozumowaniu.

    Wszystko to czyni atak w niemałej mierze bezowocnym, gdyż meritum znika z pola widzenia; ofierze ataku się współczuje; napastnik staje się podejrzany, gdyż każdy Czytelnik zaczyna się zastanawiać, jaka była motywacja i cel napaści, i czy on sam nie zostałby identycznie – albo wręcz gorzej – zaatakowany.

    Po co to komu? Cui bono? Jakie dobro to pomnaża? Czyż nie lepsze jest meritum i obiektywne ukazanie błędu? Zamiast śmiertelnego wroga można wtedy zyskać – kto wie – może nawet przyjaciela.

    (2)

    Przeczytawszy Pańskie słowa:

    „Kiedy bowiem zagłębimy się w to, co Bartyzel mówi o monarchii oraz jej powrocie, uznać będziemy musieli, że ta nowa monarchia, której powstanie postuluje, jest po prostu jedną z form podległości Moskwie”,

    osłupiałem. Z tego stuporu nie byłem w stanie bardzo długo się ocknąć, jak bowiem wytłumaczyć to, że człowiek tak inteligentny i oczytany jak Pan był zdolny sformułować opinię tak jawnie absurdalną i głupią?

    Sam Pan widzi, że jestem ostatnim człowiekiem, który by nazwał Pana „głupcem” albo „mądrym idiotą”. Czytałem dziesiątki Pana felietonów; słuchałem bardzo wielu Pana pogadanek i wykładów. Nigdy w życiu nie nazwę Pana „mądrym idiotą”.

    Nie zmienia to w niczym faktu, że powyższa Pańska opinia jest autentycznie chybiona i fałszywa. Posunął się Pan zdecydowanie za daleko, gdyż nie podał Pan żadnych dowodów na to, dlaczego – zdaniem samego Profesora Bartyzela – powrót monarchii miałby implikować „podległość Moskwie”.

    Gdzie Rzym a gdzie Krym? Non sequitur!

    (3)

    Własne spekulacje, do których skłania Pańska powyższa opinia, pominę. Miałyby one charakter bezpodstawnych w istocie domniemań, opartych jedynie na pewnych poszlakach, a nie – twardych faktach.

    Poprzestanę jednak na pytaniach w Pańskim stylu: kto podsyca w Panu niczym niezawoalowaną proamerykańskość w konflikcie między Rosją i USA na Ukrainie, a zarazem – tak jawną antyrosyjskość? Czy ktoś Panu sufluje organizowanie i kształtowanie opinii, która służy wyłącznie neokonserwatystom z Waszyngtonu i Wall Street, a nie – Polsce? Czy w tej konkretnej sprawie Pana „mentorem – agentem” jest…? Tak, zgadł Pan!

    Jak to się stało, że nie widzi Pan dzisiaj bezgranicznego zakłamania i bezdennej parszywości tego wszystkiego, przed czym ostrzegał Pan swoich Czytelników dziesiątki razy wcześniej?

    Polecam to:
    https://www.youtube.com/watch?v=ySIURX7ralU

    Wielka szkoda, że nie zwrócił Pan uwagi na bez wątpienia najcenniejsze w owym wywiadzie spostrzeżenie Profesora Bartyzela, który przypisał je – paradoksalnie – Krzeczkowskiemu. Otóż na pytanie redaktora Plaskoty:

    „Czym jest roztropność polityczna?”

    Profesor Bartyzel odpowiedział:

    „Zasadą, która nakazuje trzymać się fundamentalnych spraw i niezmiennych celów, które są słuszne i godziwe, a jednocześnie dyktuje rozważne postępowanie, które nie prowadzi do mnożenia nieszczęść i katastrof, ale zbliża do celu. Takim celem dla narodu polskiego w okresie PRL było dążenie do niepodległości. Niezmiernie istotne w roztropności politycznej jest umiejętne wsłuchiwanie się w koniunktury międzynarodowe. Jeżeli koniunktury są fatalne, należy powstrzymać się od działań, które deklarując słuszne cele, prowadzą do katastrofy konspirowania czy wzniecania powstań. Ale równocześnie jest rzeczą bardzo ważną, aby nie przespać momentów, w których koniunktury się zmieniają i można je umiejętnie wykorzystać”.

    Dobrze Pan wie, że w interesie własnym USA poświęcą każde państwo i każde terytorium. Czy Pana zdaniem Polska skazana jest na „sojusz” z USA, który grozi Polsce grabieżą, katastrofą i zagładą? Moim zdaniem – nie, gdyż uważam, że w interesie Polski leży dzisiaj neutralność i nade wszystko propolskość, a nie – prowallstreetowość i proukraińskość.

  14. P.S.

    Przepraszam bardzo za te „robaczki” na wstępie; wklejałem tekst z dokumentu word i nie wiem skąd się one wzięły.

  15. W interesie Rosji leży nasza neutralność czy nasze jej podporządkowanie?

    Czy USA ograbiła po wojnie RFN, Japonię, Koreę Pd?

    Czy nie widzi Pan, że proukraińskość, mimo ukraińskiej aberracji z Banderą i całą grupą organizacji i polityków szowinistycznych, zbrodniczych wprost, jest instynktownym popieraniem Rzeczypospolitej, która przez 400 lat formowała te tereny w ramach pokojowo utworzonej i zacieśnianej unii ? Tworzyła bazę cywilizacji łacińskiej, niszczoną konsekwentnie później – w czasie zaborów, w komuniźmie i właśnie teraz?

  16. robaczki” (…) nie wiem skąd się one wzięły.

    To znany bug przy automatycznym tłumaczeniu z rosyjskiego.

  17. Dziękuję za wyjaśnienie.
    Rzeczywiście, używałem translatora do tłumaczenia wyimków z książki z roku 1900 pt.

    С. Н. Трубецкой, Учение о Логосе в его истории

    Automatycznie przetłumaczone wyimki wklejałem sobie do własnego dokumentu, który posłużył mi za brudnopis do powyższego komentarza. Wszystko się zatem zgadza.
    Raz jeszcze przepraszam.

  18. Nie, Szanowny Panie,

    proukraińskość NIE JEST i nigdy NIE BĘDZIE „popieraniem Rzeczypospolitej”, zwłaszcza – „instynktownym”.

    Ukraińcy nigdy, przenigdy nie staną wobec nikogo w prawdzie, gdyż

    1. oni sami prawdy o sobie najzwyczajniej nie zdzierżą i nigdy nie będą nią zainteresowani. Dowodów – tysiące! Tylko ślepy ich nie widzi.

    2. Potęgi, które posługują się Ukraińcami dla własnych celów, zawsze będą rozniecały w Ukraińcach kult morderców i ludobójców, gdyż właśnie morderców i ludobójców będą potrzebowały do realizacji własnych celów.

    Business as usual.

    Gdzie tu poparcie dla Rzeczypospolitej?

    Proszę sobie najpierw dokładnie przeanalizować niekompletną listę „operacji pokojowych”, w których rolę główną grały bezsprzecznie USA (the United States of Aggression):

    https://californiaman.substack.com/p/list-of-us-wars-and-interventions

    Teraz proszę sobie samodzielnie odpowiedzieć na pytanie, kto konkretnie tych dobrodziejów dokądkolwiek zapraszał?

    Na koniec proszę zrobić eksperyment myślowy i pofolgować nieco własnej wyobraźni odpowiadając sobie na kolejne pytanie: czym by Polska była dzisiaj, gdyby w ostatnich kilku – albo i kilkunastu – dekadach nie musiała potulnie wykonywać każdego rozkazu płynącego zza oceanu?

    Polecam Suttona i Quigleya: dowie się Pan, że wszystko z Polski płynęło i płynie do Londynu, stamtąd – za ocean, stamtąd – do Moskwy, a stamtąd – mutatis mutandis – do Warszawy.

    Czym by dzisiaj była Polska, gdyby najważniejsi w niej ludzie nie informowali o wszystkim Londynu i Waszyngtonu i nie uzależniali każdego swego kroku od ich decyzji?

  19. Byłaby ruską kolonią, z populacją o połowę mniejszą

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.