paź 052022
 

…Karol III, co chyba oczywiste, i co jest równie oczywiste, nie bezpośrednio – z nagłówkiem „Kochany Gabrysiu”, ale przez jakiegoś człowieka, który reprezentuje na naszym terenie interesy królewskie.

Treść maila była krótka, a ja, nie cytując jej dosłownie, ze zrozumiałych względów, postaram się Was zabawić opisem tej korespondencji. Tak więc król napisał do mnie, mniej więcej tak: chyba już dosyć tego dobrego?

– O co chodzi? – zapytałem

– Jak to o co? O szkalowanie dobrego imienia korony!

Odpowiedziałem, że nikogo do bardzo dawna nie szkalowałem, ale rozumiem, że w miarę, jak sprawy idą nie po myśli wrażliwość na krytykę wzrasta i może się zdarzyć, że już samo spojrzenie wywołuje furię, a co dopiero mówić o pojedynczym zdaniu, w którym ujawnia się lekkie nawet napięcie.

Król odpowiedział, że to bardzo zabawne, ale mylę się całkowicie w swoich prognozach. Nic nie idzie „nie po myśli”, wszystko jest prowadzone znakomicie, a okres żałoby, w którym znalazła się monarchia tylko ją wzmocni. Podobnie jak całe państwo. Nie może być jednak tak, że ktoś kolportuje osobiste jakieś interpretacje fragmentów historii imperium i domaga się, by zaczęły one obowiązywać.

Uśmiałem się, przyznam otwarcie. Królowi się zdaje, że jakiś nic nie znaczący autor może swoimi interpretacjami, nie zauważanymi przecież przez nikogo, wpływać na opinie? Król w ogóle nie zauważył tego maila. Tak, jakbym go nie napisał. Po dłuższej przerwie dostałem kolejny list – My tutaj – a zabrzmiało to bardzo poważnie – nie lekceważymy autorów, nawet mało znaczących. I każdy ma swoje miejsce w sercu króla. Nigdy bowiem nie wiadomo, czy i do czego będzie potrzebny.

Zastanowiło mnie to i rozczuliło. – To ciekawe – napisałem królowi – dlaczego lansujecie taką nędzę jak Rowling!

– Bo akurat była potrzebna – napisał król. Poza tym – dodał – ja nawet dokładnie nie wiem kto to jest. Czy to ona napisała tę historię o niedźwiedziu z Peru, co mieszka na dworcu?

Nie mogłem znieść takiego lekceważenia i nawet nie odpowiedziałem na to pytanie.

– W jakiej sprawie król do mnie pisze – zapytałem – bo chyba nie po to, by mnie dyscyplinować? Jestem obywatelem niepodległego, znaczącego w polityce europejskiej państwa i korona nie może na mnie wywierać żadnego nacisku.

W odpowiedzi król przysłał emotkę. Nie powiem jaką. Potem milczał przez dłuższą chwilę, ale w końcu przyszła jakaś odpowiedź. Zaskoczyła mnie ona całkowicie.

– Ponieważ nie ma nieważnych autorów – napisał król – a im kto bardziej jest nieważny i marginalizowany tym silniej przykuwa naszą, królewską uwagę uważam, że powinniśmy porozmawiać.

– W życiu – szarpnąłem się – mowy nie ma, żebym się z jakimś królewskim giermkiem umawiał gdzieś w mieście, w miejscach, które są oddalone od mojego domu, posterunku policji czy nawet dworca. W odpowiedzi król przysłał kolejną emotkę. Nie powiem jaką.

Chwilę zaś potem następny mail. – Okay – napisał – rozumiem twoje fobie Gabriel. Nie jesteś w nich odosobniony. Możemy pogadać tak jak teraz, w końcu to tylko biznes. W dodatku uczciwy.

Po słowie uczciwy była kropka, a ja zacząłem się zastanawiać czy nie powinienem wyrwać wszystkich kabli z gniazdka i udać, że nigdy żadnej korespondencji z królem nie prowadziłem. Ciekawość jednak przemogła. Myślę, że słusznie przez niektóre ludy ciekawość łączona jest w potocznym języku z głupotą i nieszczęściem. No, ale niech tam. Jestem ciekawski i różnymi ekstrawagancjami można przykuć moją uwagę.

– Sprawa jest prosta – napisał król – autentyczni autorzy wydają autentyczne książki. W dodatku, poprzez swoją autentyczność, obniżają koszt promocji i sięgają do takich czytelników, do których nie dotrze ten niedźwiedź z Peru, co mieszka na dworcu, ani w ogóle nikt, kto przekazuje ważne dla nas treści.

Zaczynałem rozumieć o co chodzi. Jeszcze czytając ostatniego, królewskiego maila wiedziałem co mam napisać w kolejnym – sprawa jest bardzo niszowa Wasza Wysokość i nie wiem czy opłacalna dla korony.

Król znów wysłał emotkę. Nie powiem jaką.

Nie zraziłem się tym razem i nie zmieniłem tematu. Mając w pamięci wszystko to, co kiedykolwiek napisałem o polityce korony dodałem – dla mnie to nie problem, bo jak mawiają zawistnicy – Gabriel sprzeda wszystko.

– Sprzedaż nie ma znaczenia – napisał król – choć oczywiście dobrze by było, żeby osiągnęła jakiś poziom. Nie chcemy ci proponować jakiegoś krzywego dealu – król wzruszył mnie swoją troską – kolportaż musi być i musisz go załatwić we własnym zakresie. My nie przyłożymy do tego ręki, bo to nie ma sensu. Potwierdziłem, że rozumiem i zapytałem o co chodzi dokładniej.

– Chcemy, żeby w całej Europie ukazały się różne tytuły przypominające o wielkości i chwale Brytanii – napisał król z rozbrajającą szczerością. Można by do tego wynająć, czy ja wiem kogo? – w tym miejscu król wstawił trzy kropki – może Normana Daviesa? Ale sam wiesz jak to jest. Wasz rząd wynajął do tej roboty profesora Nowaka i czym to się kończy? Tu zaznaczyła się wyraźnie troska króla o imponderabilia. Ja zaś już chciałem przerwać czytanie maila i zacząć pisanie odpowiedzi, ale się powstrzymałem i kontynuowałem lekturę.

– Chodzi o to – pisał dalej król – żeby Norman i jemu podobni już przestali. Nie można ich tak po prostu odwołać, a ich robota jest coraz mniej przydatna. No i nie trafia do nikogo, a swoje kosztuje.

– No, ale to nie król płaci – pomyślałem – a on czytając w moich myślach już w następnym zdaniu napisał – I powiem ci, Gabriel, że małe ma znaczenie, kto wykłada pieniądze.

Zaimponował mi tym bardzo. Rozrzutność jest złą cechą, ale o wiele gorszą są idiotyczne oszczędności. I król zdaje się rozumiał, tę zapominaną stale prawdę.

– O kogo chodzi? – zapytałem

– O admirała Johna Fishera – napisał król, bardzo, jak na niego, lapidarnie.

Nie miałem pojęcia kto to jest, ale następny mail wyjaśnił mi wszystko. Nie będę go streszczał, a po prostu umieszczę tutaj link, żebyście wiedzieli z jaką powagą traktuje korona swoich bohaterów. https://pl.wikipedia.org/wiki/John_Arbuthnot_Fisher

– Ciekawe – odpisałem – ale nie do końca rozumiem. Pierwszy raz słyszę o tym człowieku, nie mogę na szybko napisać o nim książki.

– Nie o to chodzi – król starał się mnie uspokoić – masz tylko wydać książkę, która jest gotowa.

– No a tłumaczenie? Koszt? – zaniepokoiłem się

– Wszystko jest załatwione – napisał król – nawet okładka. Musisz tylko to firmować.

– Hmmmmmmmm…zacząłem się zastanawiać, a król chyba wyczuł to na odległość, bo w następnym mailu była nie tylko emotka – nie powiem jaka – ale także różne cyfry.

– Zapytam żonę – zagrałem na zwłokę, choć przecież i tak wiedziałem, że się zgodzę.

Po dwóch minutach udawania głupiego wysłałem królowi jedno tylko słowo – deal! I od razu nadałem sprawie bieg, choć godzina była późna. Od razu niemal bowiem dostałem pliki tekstowe, czekam tylko na indeks i spis ilustracji. Miejmy więc nadzieję, że biografia admirała Johna Fishera, twórcy HMS Dreadnought, ukaże się w listopadzie albo grudniu. I sami powiedzcie czy to nie dziwne? Żyje sobie tu człowiek, podejmując dzień w dzień mozół istnienia, myśli, że tak będzie już do końca jego życia, a tu nagle pisze do niego król. Niezwykłe doprawdy…Tak przynajmniej sądzę. A Wy? Jak myślicie?

  4 komentarze do “Napisał do mnie król…”

  1. Dzień dobry 🙂 Otóż ja – myślę tak; pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją dawno temu, podczas lektury przygód niejakiego d’Artagnan i kumpli. Mi się wtedy podobało, cóż, taka bio(biblio)grafia… Ale tam, pod koniec długawej historii protagoniści po długich zmaganiach ze szwarccharakterem – Kardynałem Richelieu, idą w końcu do Niego na służbę. Lata potem, w jakiejś sztuce Ibsena usłyszałem; „serce me nadal bije dla ludu, rozsądek jednak słania mnie w stronę władzy”. Sam mam się za człowieka rozsądnego, i Pana, Panie Gabrielu, za takiego uważam, serca zatem nich sobie biją, a dukaty trzeba przeliczać. Mogę tylko trzymać za Pana kciuki, niech Pan będzie twardy w negocjacjach – zapłata wyłącznie w złotych węgierskich dukatach, najlepiej na wagę – Pana w tym wypadku, może lepiej z rodziną, moja wystarczyłaby sama, ale mi nikt nie proponuje. No i czekam na ciekawą lekturę. „Know your enemy” – mówi Sun Tsu / James Clavell.

  2. Teraz wszystko zależy od Maćka, na którego zwaliłem tę robotę

  3. – ha, uczy się Pan od możnego Protektora 🙂 – własnymi rękami pracują tylko naiwni…

  4. Taki system działa i jest sprawdzony 🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.