mar 192024
 

Bo to, że czekamy na fosylizację, a nie na przyjście Parakleta okazało się niespodziewanie wczoraj. Andrzej z Gdańska to odkrył, odnajdując najpierw na stronach z dorobkiem dr hab. Michała Wyrostkiewicza, tytuł konferencji przez niego organizowanej, którzy brzmi Teologia w dobie antropocenu: w stronę prawdziwej katolickiej ascezy ekologicznej

Potem zaś kolega Andrzej zdemaskował, za pomocą wiki, samo pojęcie antropocenu.

Otóż antropocen jest to:

Antropocen – proponowana epoka geologiczna, charakteryzująca się znacznym wpływem człowieka na ekosystem i geologiczny system planety Ziemia. Wpływ ten będzie widoczny w przyszłości w śladach kopalnych. Antropocen nie jest oficjalnie uznany za epokę geologiczną, jednak jest postulowany przez wiele środowisk naukowych.

Niestety nie udało się ustalić, które to środowiska naukowe uznają, nieuznawane przez inne środowiska naukowe, pojęcie antropocenu.  Rozumiem, że środowisko naukowe KUL, uznaje to pojęcie. Super. Zastanówmy się więc, kto będzie oglądał sfosylizowane ślady obecności człowieka na ziemi, kiedy już wszystkie one ostatecznie i nieodwołalnie skamienieją? Sztuczna inteligencja? Kosmici? Czy kto? Ja nie wiem, ale może się okazać, że środowiska akceptujące pojęcia antropocenu, akceptują także inne jakieś koncepcje. Na przykład taką, że z organizmów uznawanych dziś za niższe od ludzi wyewoluują stwory, które zbudują cywilizację na innych niż znane nam zasadach, a potem – przekopując się przez tony odpadów i antropocentrycznych śmieci, zobaczą skamieniałego prof. Wyrostkiewicza, w trakcie organizowania konferencji poświęconej antropocenowi właśnie. I co? Czy go z czymś skojarzą? To zależy z jakiej podstawy będą ewoluować. Jeśli z niżej uorganizowanych ssaków, może tak, ale jeśli z owadów, to już niekoniecznie. I skąd pewność, że jakieś sfosylizowane organizmy będą w ogóle w zasięgu zainteresowań tych istot? O Panu Bogu nie mówię nawet, bo pojęcie antropocenu wyklucza jego istnienie. Wszak Bóg, który jest dobry, nie dopuściłby do takiej hańby, jak zamiana jego dzieła – powstałego na obraz i podobieństwo – w skamielinę.

Mam nadzieję, że wszyscy widzą, jakim absurdem jest przenoszenie metodologii naukowej na grunt wiary. Jest to tym większa brednia, że nikt nie myli o tym, by za pomocą tej metody rozwiązywać problemy, które do tej pory czekają na rozwiązanie i badać dokumenty, których nikt nie badał, czyli zajmować się dostępnymi, niełatwo co prawda, ale jednak, realiami. Metodologia naukowa, co dla nas tutaj jest jasne, stała się podstawą kolportażu nowych formatów propagandy. Na wszelkie zarzuty zaś jej prorocy odpowiadają – pan się nie posługuje metodą naukową! No, ale ci co się posługują występują przeciwko doktrynie. I chyba mają na to zgodę. A skoro mają zgodę, nie ma się czym się przejmować. Wierni i tak niczego nie rozumieją, ciemny lud to kupi. Jeśli któryś ksiądz w to wierzy, nie mogę mu niestety pomóc. I żeby potem nie było, że nie ostrzegałem, jak po raz kolejny przyjdą mordować księży i zarzucać im, że mamią lud kłamstwami. A oni przecież tylko nie mogli przejść obojętnie obok oferty, którą złożył im antropocen. Jakie to smutne. Chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze. A wszystko to dzieje się po to, byśmy się nie zajmowali historią Kościoła i traktowali ją jak zbiór legend i bajduł dla dzieci i starców. Antropocen to co innego, otwiera drogi do kariery naukowej i urzędniczej, można przy założeniu, że istnieje, promować nowych naukowców, którzy będą powtarzali te same brednie. I tak w koło Wojtek, aż do ostateczne fosylizacji, bo przecież nie do Ponownego Przyjścia, które fosylizację wyklucza.

I popatrzcie teraz jakie to zaskakujące, ten blog i całe środowisko istnieje już 15 lat, a żyjemy w czasach, kiedy każde, najlżejsze, przepraszam, pierdnięcie, opisane jest przez sześciu przynajmniej „naukowców”, którzy za jego pomocą chcą coś udowodnić. A do mnie nie zgłosił się jeszcze żaden „badacz”, który by chciał się dowiedzieć, jak to wszystko tutaj jeździ, jakie cele nam przyświecają i czego chcemy. To jest jedna z demaskacji ostatecznych. Nie sklasyfikowano nas też w żadnej grupie zjawisk internetowych. Chyba na samym początku blogowania kolega Budyń napisał swój doktorat i coś tam bąknął o tym blogu, ale było to w czasach, kiedy nie istniała jeszcze SN. Dawne dzieje, a świat idzie do przodu. Znajdujemy się więc całkowicie poza horyzontem zainteresowań naukowców, którzy – o czym wiem na pewno – korzystają z naszej tutaj pracy pełnymi garściami. I nawet się nie zająkną. Ja nie będę wskazywał o kogo dokładnie chodzi, bo wpływu na to i tak nie mam.

Weźmy teraz takiego dr Rafała Brzeskiego, specjalistę od służb specjalnych. Udzielił on ostatnio wywiadu Jakubowi Augustynowi Maciejewskiemu, który pyta go: czym agentura wpływu różnie się od tradycyjnych szpiegów? Jak to czym? Szpiedzy wyglądają jak tajemniczy don Pedro z bajki o smoku wawelskim, a agenci wpływu są podobni do Bartłomieja Bartoliniego herbu zielona pietruszka mamma mia! Któżby tego nie wiedział? Całego wywiadu nie można przeczytać jeśli się za to nie zapłaci, a ja nie zamierzam. No, ale można tam przeczytać zdanie:

Agentura wpływu prowadzi obliczoną na długie lata dywersję informacyjną. Dyskretnie sączy jad w środowiskach decyzyjnych i opiniotwórczych powoli pchając je w kierunku samozniszczenia lub zniszczenia struktur państwa.

 

Niesamowite. A czy w innych strukturach i instytucjach niż państwowe, ta agentura wpływu też działa? W Kościele, na przykład? Czy tam jej akurat nie ma? A może to nie jest przedmiotem analiz badawczych dr Brzeskiego? Ciekawe, tak swoją drogą, co dr Brzeski sądzi o antropocenie?

Skupmy się na tej dyskrecji agentury wpływu. Cały twitter pełen był niedawno nagrań gdzie można było obejrzeć Lejba Fogelmana jak gada z Mazurkiem. W czasie tych rozmów dzwonili do Lejba ludzie i zadawali mu różne podchwytliwe pytania. Na przykład: proszę pana, proszę pana, a co pan sądzi o ustawie 447? Albo: proszę pana, proszę pana, a wie pan kim był ojciec Aleksandra Kwaśniewskiego? Na co Lejb odpowiadał – nic nie sądzę, albo – nie wiem.

Widzimy więc, że w takich okolicznościach żadna dyskrecja nie jest agenturze wpływu do niczego potrzebna. Zajmuje się ona bowiem profilowaniem całych dyskusji, albo wręcz bloków tematycznych, w których wszystko kręci się według ustalonego i niezmiennego od lat schematu. W opanowanym przez agenturę wpływu społeczeństwie nie ma potrzeby utrzymywać jakichś dyskretnych Jamesów Bondów, którzy coś tam dyskretnie sączą, no chyba, że chodzi o Martini wstrząśnięte, niezmieszane. Władza zmienia się co jakiś czas i wszystko zostaje wywrócone do góry nogami, instytucje zmieniają program i każda działać zaczyna na nowych zasadach. Nie mają one żadnego znaczenia. Dyskrecja jest agentom wpływu potrzeba o tyle, o ile obawiają się oni innych agentów wpływu. To wszystko. Reszta dzieje się w ramach programów badawczych i medialnych realizowanych przez ludzi, którzy wcale nie są dyskretni. Przeciwnie, pokazują nam codziennie jakieś nowe sztuki, a my czekamy na więcej, albowiem nie możemy już żyć bez tych wygibasów. Do tego jeszcze wmawiają nam, że uczestnictwo w organizowanych przez nich zabawach doprowadzi nas do odkrycia czegoś istotnego, na przykład prawdy. Do niczego nie doprowadzi, to jasne. Tylko skończony idiota może uwierzyć, że Lejb Fogelman odpowie na jedno z tych całkiem głupich pytań. Chodzi tylko o to, żeby ktoś je stale i nieodmiennie zadawał, właśnie wtedy kiedy zobaczy Lejba w telewizji. Czyli, żeby czekał na zdemaskowanie Kwaśniewskiego, jak nie przymierzając Wyrostkiewicz na fosylizację antropocenu.

A jak już byśmy tego Kwaśniewskiego zdemaskowali, to co? Mielibyśmy satysfakcję – odpowie jakiś ortodoksyjnie wierzący w demaskację człeczyna. I co poza tym? Nic. A co miałby Kwaśniewski? – też satysfakcję, że zrobił w bambuko miliony ludzi, pożył sobie, popił i zakąsił. Idąc dalej za tą myślą, dochodzimy do wniosku, że agenci wpływu to ludzie dostarczający natychmiastowych, całkiem niedyskretnych, ale ulotnych jednak satysfakcji. I od tych satysfakcji uzależniają miliony. Oczekujące już później wyłącznie na powtórkę, potem na kolejną i jeszcze jedną. Instytucje nie mają tu nic do rzeczy, bo gdyby tak było Brzeski musiałby oskarżyć o agenturalność Mateusza Morawieckiego, podpisującego różne upokarzające dokumenty w czasie ostatniego roku kadencji PiS, a tego przecież nie zrobi.

Z grubsza podsumowując – agentura wpływu oczekuje, że na widok Lejba Fogelmana każdy uczciwy Polak wykrzyknie – ty Żydu! I poleci zaraz namalować gwiazdę Dawida na szubienicy. Potem zaś rozpłacze się nad losem wyklętych, a przechodzący obok przypadkiem reporter GW zrobi mu zdjęcia i sprzed to potem do Jeusalem Post z odpowiednim komentarzem.

Agentura wpływu oczekuje, że pojęcie antropocenu zrobi odpowiednie wrażenie na karierowiczach, którzy wyczuwając koniunkturę, zaczną tworzyć piramidalne brednie, których podstawą będzie tenże antropocen i za pomocą tego formatu robić będą kariery naukowe i polityczne. Tworząc nową jakąś kastę wtajemniczonych.

Polacy zaś – dawno straciwszy wiarę w Ponowne Przyjście – będą się zastanawiać w jakich to ciekawych pozach skamienieją i co na ich widok powiedzą do siebie kosmici, którzy za miliony lat wylądują na Ziemi. Bo wylądują prawda? Wszak niektórzy mówią, że już wylądowali…Prawie jak Bartosiak z Ziemkiewiczem, co opowiadają, że III wojna światowa już trwa. Po co oni to mówią, jak myślicie? Może chcą opanować dyskretnie jakąś instytucję i doprowadzić ją do samozniszczenia?

Teraz ogłoszenia. Ludzie mnie pytają czy spotkanie z Piotrem Naimskim 12 kwietnia to konferencja? Nie, to wieczorek. Spotykamy się, gadamy i wyjeżdżamy, no chyba, że ktoś sobie wykupił pobyt w hotelu. No, ale to jest już indywidualny wybór. Jedzenia też nie będzie tylko kawa. Impreza, jak wielokrotnie pisałem, ma charakter prywatny, wchodzą na nią ludzie z listy.

IX konferencja LUL Odbędzie się, zgodnie z zapowiedzią, w hotelu Polonia w Krakowie. Termin 8 czerwca tego roku. Ilość miejsc ograniczona do 50, bo sala jest mała. Wpłata – 380 zł od osoby. Na pewno wystąpi prof. Andrzej Nowak. Tytuł wykładu poda nam później.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-9-konferencji-lul/

Prócz prof. Nowaka potwierdzili swój udział: Piotr Kalinowski, czyli nasz kolega Pioter, który wygłosi wykład pod tytułem „Zaginione imperia”, kolejnym wykładowcą będzie Piotr Grudziecki, czyli nasz kolega Grudeq, który wygłosi wykład pod tytułem „Prawo spadkowe”. Sorry querty, ale z nimi o tym rozmawiałem już rok temu. Kolejnym wykładowcą na konferencji w Krakowie będzie prof. Ewa Luchter-Wasylewska, która wygłosi wykład „Enzymy – niezwykle biokatalizatory”. Wczoraj swój udział potwierdził dr Adam Witek, który wygłosi wykład pod tytułem „Kto się boi CO2 ? Albo co ma laser (molekularny ) do wiatraka”. Ostatnim wykładowcą będzie pan Michał Chlipała z Collegium Medicum UJ, który wystąpi z prelekcją zatytułowaną „Historia ewakuacji medycznej z pola walki”. Zostało już tylko 32 miejsca.

W dniach 6-7 lipca 2024 odbędą się Targi Książki i Sztuki. Tym razem w pałacu w Ojrzanowie.

Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, w dniach 10-11 sierpnia będziemy z Hubertem na festiwalu Vivat Waza w Gniewie. To duża impreza a my będziemy mieć tam spotkania autorskie w związku z książką „Gniew. Bitwa Wazów” oraz kolejną – „Porwanie królewicza Jana Kazimierza”. Dostaniemy też stragan w rynku, gdzie wystawimy nasz towar – książki i ilustracje, a także koszulki.

Wizyta we Wrocławiu zaowocowała tym, że znalazło się tam trochę egzemplarzy Wspomnień księdza Bliźnińskiego. Ja zaś odnalazłem jeszcze 6 egz. III tomu Baśni polskich. Sprzedaję drogo. Nie ma przymusu kupowania, to tylko oferta.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/waclaw-blizinski-wspomnienia-mojego-zycia-i-pracy/

  20 komentarzy do “O czym myślą Polacy w oczekiwaniu na fosylizację?”

  1. AI Googla prawdę Wam powie:

    'Fosylizacja (ang. fossilization) – w językoznawstwie stosowanym termin określający zjawisko zatrzymania procesu uczenia się języka obcego ze względu na osiągnięcie satysfakcjonującego poziomu jego znajomości. Poziom ten jest subiektywny i zależy od indywidualnych potrzeb ucznia.
    Fosylizacja wiąże się nie tylko z zaprzestaniem uczenia się języka obcego, ale także z jego błędnym wykorzystywaniem” 😉

  2. Dzień dobry. Ja myślę, że agenci wpływu boją się dwóch rzeczy; agentów konkurencji i utylizacji przez własnego sponsora. Część z nich zdaje sobie sprawę, że po wykonaniu ich misji wcale nie muszą przejść do etapu pięknych samochodów i szybkich kobiet. Istnieje ryzyko wprost – fosylizacji i to natychmiastowej, zgodnie ze starym sowieckim żartem o karierze czekisty; „ubit’ i pamjatnik pastawit’!” Dlatego rozpaczliwie próbują się jakoś wykręcić i stąd te wtajemniczenia oparte na kretynizmach, jako że najbardziej – świństwo zbliża ludzi… Nasz prawdziwy problem jest taki, że możemy sobie obserwować te zapasy buldogów (ratlerków) pod dywanem (poliestrowym) do woli, ale nikomu nie przyjdzie do głowy zadać sobie pytanie – no, a nasza agentura, to gdzie jest?

  3. jesli prawda leży po środku to jak fosylizacja jest w końcu definiowana , czy ona jest tylko w branży językowej i to języka obcego …

    czy jest trochę na lewo,  czy trochę na prawo i dotyczy innego obszaru

    a jaka jest geneza tej nazwy

  4. Mistewicz we francuskim telewizorze tłumaczy żabojadom gdzie leży Wisła

  5. – cóż, jaki „regime” – taka agentura…

  6. wiki lokuje fosylizacje w obszarze geologii,

  7. no tak, właśnie geologia, a myślę , że komentarz Knechta jest uzupełnieniem co do genezy zjawiska opisanego w dzisiejszym tekście, właśnie dlatego naukowcy czepiają sie głupot  i na przykład też haseł wypowiedzianych przez mędrców /człowieków władzy/

  8. Żeby łatwiej przeprowadzić „naukowe” dowody

  9. Prawdziwa katolicka asceza ekologiczna – pierwsze moje skojarzenie: post, następnie post ścisły, potem już może być naturalna fosylizacja.

    Za coś ci naukowcy biorą pieniądze. Jeśli mają resztki przyzwoitości oczywiście.

  10. Ależ przecież najbardziej rozpowszechniony termin z udziałem „fossil”, to „fossil fuels” (paliwa kopalne). „Fosslization” od tego w języku polskim raczej nie istnieje. Bo np. „skamielina”, tak nieco z innej beczki, to wynik czego? No fosylizacji przecież!! Ci tam powyżej „słowotwórcy” woleli się w takie zagmatwane kwestie nie wplątywać!!!

  11. Ja nieco obok tematu – mianowicie daty 12 kwietnia, a konkretnie 12.04.1961. Jako tetryk starszy (nie mylić z tetrykiem młodszym) doskonale pamiętam, ze jest to data „paliota Gagarina w kosmiczieskoje prostranstwo”. Choć oznajmiono to nam nie tak pompatycznie, jak później wielokrotnie słyszałem (pieriedajut wsie radiostancji sawietskowo sajuza!!!!), lecz na tyle dobitnie, by nam – uczniakom z piątej klasy – zapadło to w pamięć po wsze czasy, znaczy się „ad mortem defecatum”.

  12. Uściślijmy pojęcia:

     

    węgiel w masie drzewnej, który jest głównym składnikiem drewna (oprócz powietrza) pochodzi z CO2 gazowego rozpuszczonego w powietrzu, który jest przyswajany przez rośliny w procesie fotosyntezy.

    Ergo: węgiel kamienny jest skamieniałym powietrzem. Im „brudniejsze” powietrze, tym lepszy jakościowo węgiel w złożu i bardziej osmolone twarze górników, którzy go dobywają.

  13. Pytanie maturalne na biol-chemie:

    z ilu m3 powietrza roślinność asymiluje 1 kg węgla?

  14. Pytanie nr 2:

    dwutlenek węgla, kwas węglowy, węglan wapnia to związki organiczne czy nieorganiczne?

  15. Na dzień dobry można rzucić maturzyście lub studentowi pytania w rodzaju: ile waży 1m3 powietrza (liceum) albo ile kosztuje tona styropianu (technikum)?

  16. A jak sie znalezc na liscie spotkaniowej z panem Naimskim?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.