mar 102024
 

Ludzie, którzy zbyt silnie interesują się zagadnieniami estetyki stają się niemoralni. Taka hipoteza. Nie jakoś tam niemoralni, ale niemoralni totalnie. Uważają bowiem, że oceny zjawisk i postaw, dokonywane za pomocą kryteriów estetycznych, są silniej wiążące niż oceny moralne. I to jest satanizm. Teraz pora by wyjaśnić co to znaczy – silniej? Tego właśnie nie wie nikt i tu otwiera się pole do popisu dla ikonoklastów wszelkich maści, czyli takich, co nie lubią w ogóle wizerunków i takich co lubią, ale tylko wyobrażenia geometryczno-abstrakcyjne, odwołujące się wyłącznie do samych wrażeń wywoływanych w oku. To są tacy sami sataniści, jak ci, którzy uważają, że kryteria estetyczne mogą zastąpić kryteria moralne. I tych pierwszych używają do oceny postaw i wyborów życiowych. Czyli, jak ktoś uczyni jakieś widowiskowe głupstwo, jest z miejsce usprawiedliwiony i lepszy od kogoś kto się zastanowi i cofnie, ze względu na opory moralne. Stąd już tylko krok do usprawiedliwiania zbrodniarzy, którzy mieli piękną ideę.

I teraz taka kwestia – dla wielu trywialna – czy Hitler mógłby być Hitlerem bez Speera? To istotne, bo jak pisze ten ostatni w swoich pamiętnikach, pierwsze zjazdy NSDAP wyglądały jak zloty młodzieży wiejskiej zainteresowanej gaszeniem pożarów i strzelaniem do rzutków. Dopiero Speer pokazał Hitlerowi, jak wygląda oprawa partyjnego mitingu i to zrobiło na wszystkich wrażenie, a także miało swoje konsekwencje, nie tylko w estetyce, ale także w życiu. Ludzie poczuli moc. I mało który Niemiec miał wątpliwości co do postawy i słuszności działań pana Hitlera. Co by było, gdyby NSDAP pozostało przy swoich starych „myśliwsko-pożarniczych” dekoracjach? Sądzę, że o wiele łatwiej można by było zainstalować w partii opozycję, która – jeśli nie byłoby odpowiednio skoncentrowanych nacisków z zewnątrz utrzymujących Hitlera przy władzy  – rozłożyłaby cały ruch gdzieś około roku 1940, bo o wojnie europejskiej nikt by już nie myślał. Można powiedzieć, że przesadzam i opinia ta nie ma znaczenia, bo wyszło jak wyszło. No, ale wszystkie skojarzenia jakie mamy z partią Hitlera i wszystkie obrazy, jakie pojawiają nam się w głowie, to dzieło Speera. Podoba nam się to czy nie.

No, ale Speer to zjawisko poważne, które obfitowało w konsekwencje. Zwróćmy uwagę na rzeczy drobniejsze. Mamy ten cały festiwal dewastacji dzieł sztuki lub tylko pozorów dewastacji. Polega to na tym, że obiekty, którym się przypisuje sakralną niemal wartość, ale przeliczaną na pieniądze, są atakowane przez jakieś wariatki w powyciąganych gaciach i głupich czapkach. Tak to postrzegamy, ale już w samym moim opisie są dwie nieścisłości. Obiekty te mają wartość liczoną w pieniądzu, ale nie można ich sprzedać, praktycznie więc ich wartość jest zerowa. No, może nie zerowa, ale równa cenie biletu do muzeum. Nie sprzedaje się więc dziś już arcydzieł, ale czas jaki pojedynczy człowiek może spędzić w ich pobliżu mrugając oczami ze zdumienia, że to co widzi to taka nędza. Cały system zabezpieczeń, jakim są owe obiekty chronione służy wyłącznie dystrybucji tego czasu. Drugie przekłamanie jest takie, że przecież ci prowokatorzy niczego nie niszczą. Obiekty są bowiem za szybą i nic złego im się stać nie może. No, a jeśli się stanie, rzesze specjalistów zajmą się renowacją takiego obiektu, a potem jeszcze intensywniejszą dystrybucją czasu, który ludzie będą poświęcać na mruganie oczami w jego bezpośredniej bliskości.

Czego ja się znowu czepiam? To co opisałem to jeden koniec kija. Drugi jest taki, że system wartości estetycznych, które zostały nam narzucone, wyklucza z kręgu zainteresowań osób stawiających estetykę ponad moralnością, artystów, którzy potrafią malować i rzeźbić. Mam na myśli artystów współczesnych. To co przeciętny człowiek uważa za rzecz normalną, ładną, przyjemną dla oka, interesującą, tajemniczą, uwodzicielską, fascynującą czy zwyczajnie dekoracyjną, nie ma już takich funkcji jak on sądzi. Służy do sprzedawania czasu i organizowania prowokacji wymierzonych w inne jakieś wartości, które do niedawna wydawały nam się naszym najoczywistszym i niezbywalnym prawem. Sam fakt istnienia tych obiektów świadczy dziś o tym jedynie, że nie należą one do nas. To zaś oznacza, że nikt nie może naśladować metod, które zastosowano przy ich wyprodukowaniu, bo to może być uznane za kradzież. Na razie takich oskarżeń się nie rzuca, bo nie wynaleziono jeszcze korytarza wiodącego do ocen estetycznych na salę sądową. No, ale może wkrótce to się stanie.

Nikt nie może być kontynuatorem tradycji, którą omawiane obiekty reprezentują, albowiem mamy dziś inne kryteria estetyczne, które są ważniejsze niż kryteria moralne. To zaś oznacza, że służą one wprost uzasadnieniu dla spekulacji i wyłudzeń. Swoje zaś istnienie maskują sugestiami, coraz bardziej bezczelnymi, że postawiono je na straży wolności twórczej. Oczywiście same kryteria nie wiszą w próżni. Mamy hierarchie, które funkcjonuje od ponad stu lat, gwarantujące, że każdy kto znajdzie się w systemie edukacji artystycznej, od razu postawi zagadnienia promowane w tym systemie nad kwestiami moralnymi. I jeszcze uzna się za wybrańca, który widzi więcej i czuje więcej niż inni. Ten numer udaje się zawsze, a wynika to wprost z deficytów emocjonalnych kształconej młodzieży. Potem zaś z przemożnej chęci pięcia się w górę, a kiedy już się taki pnący w górę zorientuje o co chodzi tak naprawdę, myśli już tylko w jaki sposób możliwie długo pozostać w obiegu i robić frajerów na kasę. Na straży tego systemu stoją przemądrzy profesorowie emitujący mało interesujące, hermetyczne komunikaty, które krążą w obiegu zamkniętym, gwarantowanym przez państwo. Każde państwo bowiem ma do dyspozycji obszar kultury, który charakteryzuje się dużą swobodą jednostek i pewnymi ekstrawagancjami, które należy akceptować ze względu na tę wolność właśnie. To są oczywiście brednie. Ludzie z muzeów mają strzec przedmiotów nie należących do nikogo, które służą – jak to wskazałem wyżej – sprzedaży czasu oraz wyprowadzania coraz bardziej skoordynowanych ataków na wolności człowiekowi przyrodzone. Wszystko w imię wolności sztuki lub w imię zdesakralizowania tej sztuki. Bo to jest jedno i to samo, chodzi tylko o wskazanie momentu kiedy gramy w jedną grę, a kiedy w drugą. I co zamierzamy osiągnąć.

I teraz najważniejsze: często słyszymy taką anegdotę, której bohaterem miał być Mehoffer malujący madonnę. Ona się w końcu przed nim zjawiła osobiście i powiedziała – Mehoffer, ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze. To jest często powtarzany żart, który kryje jednak pewną gorzką prawdę, służy za parawan po prostu. W pewnym trudnym do wskazania, ale jednak uchwytnym momencie, zaistniał przymus by artyści, a na pewno artyści w Polsce, byli jeden w drugiego degeneratami. Bo tylko wtedy mogą być prawdziwymi artystami. Jeśli sięgniemy po moją ulubioną książkę – „Wspomnienia handlarza obrazów”, zauważymy że wśród opisywanych tam malarzy i grafików w zasadzie nie ma degeneratów. Są ludzie zapracowani i poszukujący zleceń, są ludzie uzależnieni od pośredników, ale nie od wódki czy narkotyków. No i wszyscy są w miarę zamożni. Jedynym, który mógłby uchodzić za degenerata jest tam Alfred Jarry.

W innej książce, opisującej czasy o dwadzieścia lat późniejsze niż te zrelacjonowane nam przez Vollarda, w książce Izabeli Czajki Stachowicz „Dubo, dubon, dubonnet”, opisującej lata dwudzieste w Paryżu, są już w zasadzie sami degeneraci. Dlaczego? Otóż dlatego, że uzależnienie artystów od pośredników znacznie się pogłębiło i stało się wprost proporcjonalne do uzależnienia od używek. Im więcej miał do powiedzenia pośrednik tym więcej malarz musiał chlać i tym szybciej się wykańczał. I tu się kryje cała tajemnica wolności artysty. Pośrednik prowadził go wprost od znanego mu warsztatu i ukochanej pracy, ku nowym wartościom estetycznym, czyli ku mechanizmom pozwalającym wyłudzać duże sumy i kontrolować rynek. Konsekwencją tego było zmarginalizowanie roli artysty, a umocnienie się pośrednika, który zdobył w końcu uprawnienia kapłańskie i zaczął organizować życie świątynne. Teraz zaś, ponieważ świątynie sztuki nikogo już nie obchodzą, zajmuje się montowaniem prowokacji wobec obiektów, które awansował na przedmioty kultu. Bo tylko to ma teraz sens i tylko to jest logiczną kontynuacją wcześniejszych działań.

Pora na pointę – najważniejszy jest autor. Jego problemy zaczynają się nie wtedy kiedy rzekomo tłamsi się jego wolność, ale kiedy pośrednik odcina go od rynku i zmniejsza jego dochody podnosząc ich kosztem swoją prowizję. Problemy artysty zaczynają się wtedy kiedy jego naturalny klient nazwany zostaje filistrem, a sam artysta wierzy, że ma szansę zaistnieć na rynkach odległych, czyli, na przykład, w Paryżu. No przecież nie ma tych szans. Nikt go nie wpuści na tamten rynek, a ten co mu takie rzeczy obiecuje kłamie, roztaczając przed nim wizję wolności twórczej. Nie o wolność tu chodzi, ale o kontrolowany upadek i kreację koniunktur. Zanim jeden z drugim, który uwierzył, że estetyka jest ważniejsza od moralności stoczy się na samo dno, musi wyprodukować tyle bezwartościowych pretekstów do spekulacji finansowych lub politycznych ile zdoła. Potem może zdechnąć.

I teraz zwróćcie uwagę, że nie ma chyba bardziej nieautentycznych, całkiem fałszywych i słabych zwyczajnie filmów, niż takie, które opowiadają o dziełach sztuki. Dlaczego tak jest? Bo jest to obszar martwy, służący do produkcji kłamstw spekulacyjnych nieznanych nam jeszcze rodzajów. Obejrzałem sobie ostatnio na Netflixie film „Obrońcy skarbów”, z całą plejadą dobrych aktorów, którzy nic w tym filmie nie mieli do roboty. Był to też pierwszy film, który wyłączyłem na 10 minut przed końcem, żeby nie dręczyć się tą żenadą. Jeśli już trafi się jakiś dobry film o sztuce, to z całą pewnością będzie to historia złodziei albo fałszerzy. Jeśli sobie to uświadomimy, dotrze do nas, że pan Hitler i jego nadworny architekt pan Speer, choć niemoralni i stosujący podwójne standardy, to jednak wobec ludzi zainteresowanych sztuką, do których kierowali swoją ofertę, byli krystalicznie uczciwi i mieli najczystsze intencje.

W kwietniu – 12 – odbędzie się pierwsze spotkanie z cyklu „Wieczory w katakumbach”, miejsce spotkania – pałac w Ojrzanowie. Gościem będzie Piotr Naimski. Na spotkanie wchodzą tylko ci, którzy zapisali się na listę. Impreza ma charakter prywatny i nikt poza zapisanymi na liście nie jest na nią zaproszony.

IX konferencja LUL Odbędzie się, zgodnie z zapowiedzią, w hotelu Polonia w Krakowie. Termin 8 czerwca tego roku. Ilość miejsc ograniczona do 50, bo sala jest mała. Wpłata – 380 zł od osoby. Jeśli chodzi o prelegentów mogę powiedzieć tyle, że na pewno będzie prof. Andrzej Nowak. Tytuł wykładu poda nam później.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-9-konferencji-lul/

Prócz prof. Nowaka potwierdzili swój udział: Piotr Kalinowski, czyli nasz kolega Pioter, który wygłosi wykład pod tytułem „Zaginione imperia”, kolejnym wykładowcą będzie Piotr Grudziecki, czyli nasz kolega Grudeq, który wygłosi wykład pod tytulem „Prawo spadkowe”. Sorry querty, ale z nimi o tym rozmawiałem już rok temu. Kolejnym wykładowcą na konferencji w Krakowie będzie prof. Ewa Luchter-Wasylewska, która wygłosi wykład „Enzymy – niezwykle biokatalizatory”.  Wczoraj swój udział potwierdził dr Adam Witek, który wygłosi wykład pod tytułem „Kto się boi CO2 ? Albo co ma laser (molekularny ) do wiatraka”. Czekam jeszcze tylko na jedno potwierdzenie i mamy komplet.

W dniach 6-7 lipca 2024 odbędą się Targi Książki i Sztuki. Tym razem w pałacu w Ojrzanowie.

Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, w dniach 10-11 sierpnia będziemy z Hubertem na festiwalu Vivat Waza w Gniewie. To duża impreza a my będziemy mieć tam spotkania autorskie w związku z książką „Gniew. Bitwa Wazów” oraz kolejną – „Porwanie królewicza Jana Kazimierza”. Dostaniemy też stragan w rynku, gdzie wystawimy nasz towar – książki i ilustracje, a także koszulki.

Wizyta we Wrocławiu zaowocowała tym, że znalazło się tam trochę egzemplarzy Wspomnień księdza Bliźnińskiego. Ja zaś odnalazłem jeszcze 6 egz. III tomu Baśni polskich i 3 egzemplarze książki amerykańskiej. Sprzedaję drogo, bo potrzebuję forsy. Nie ma przymusu kupowania, to tylko oferta.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/waclaw-blizinski-wspomnienia-mojego-zycia-i-pracy/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-iii-wielki-powrot/

  23 komentarze do “O estetyce i moralności”

  1. Na dzień dobry nasuwa się jedno pytanie; czy Internet ma szansę na eliminację marży pośrednika w drodze artysty do odbiorcy/klienta oraz drugie czy artyście potrzebny jest jeszcze mecenat/sponsor 😉

  2. Ks. Wacław Bliziński.

  3. Panie Gabrielu. Byłem wczoraj w filharmonii w Łodzi na transmisji opery Moc Przeznaczenia, z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Reżyserował Mariusz Treliński. Słowa, które Pan napisał o tym estetyzmie- satanizmie tak trafnie oddają to co nasz „rodak” zaprezentował widowni na całym świecie, bo te spektakle z Metropolitan są transmitowane w każdym większym mieście na świecie… To co Pan napisał tak dobrze oddaje moje wczorajsze wrażenia, że to nie może być zbieg okoliczności, że tu dzisiaj zajrzałem. Właśnie odkrywam pomału Pana pisarstwo i bardzo Panu za nie dziękuję i Pozdrawiam z Łodzi!

    : )

  4. Czy miewa Pan trudności ze wstawaniem?

  5. a tak skojarzyło mi się z Połągą – uzdrowiskiem Tyszkiewiczów na Litwie, podczas wakacji spraszano malarzy, aby uzdrowisko stało się bardziej atrakcyjne dla okolicznych ziemian, ale nie spotkałam książki opisującej życie towarzyskie w tym kurorcie, gdzie znalazłoby się więcej opisów który z malarzy korzystał z gościny co tam namalował, kto pozował do portretów, czy kto prowadził dyliżans po plaży /bo innej drogi dojazdowej nie było/,  czy też urządzano wyścigi dyliżansów, jak to było wśród dżentelmenów angielskich

    ładny kawałek historyczny z życia ziemiaństwa , który mnie tylko interesuje

  6. Podobne zasady funkcjonują w piłce nożnej. Bez „umocowanego” pośrednika ani kariery ani dużej kasy żaden „prawdziwy talent” nie zarobi.

  7. Pan nie ma trudności. Pan żyje ekologicznie, wstaje o wschodzie Słońca 😉

  8. Nie ma mowy by Hitler był Hitlerem bez Speera.

    wszystkie skojarzenia… wszystkie obrazy

    Już Epiktet ostrzegał przed siłą wyobrażeń, kto panuje nad wyobrażeniem ten panuje nad wszystkim.

    A my mamy swoje kreacje, swoje wyobrażenia.

    Nasze, własne, powołane do imaginarium wolą Kurskiego.

    Szlimakowską i tak dalej…

  9. Właśnie tak bym chciał mieć, budzić się ekologicznie, ale niestety mam z tym problemy. Tym bardziej denerwują mnie te najnowsze budziki w telefonach z tysiącem opcji do ustawienia tak, jakby człowiek był robotem i mógł wstawać codziennie o innej porze. To jest nieludzkie. Wracając do rzeczy, to na konferencjach przewija się temat zdrowia. Była już cukrzyca, są w planach enzymy a w przyszłości może hormony. Dlatego pomyślałem, że podzielę się radą popularnego w sieci specjalisty, który wśród swoich pacjentów ma między innymi piłkarzy z ekstraklasy,

    https://youtube.com/shorts/yaid_Xypv98?si=z3YnLSoZtXu6NT86

  10. W wikipedii czytam, że Speer zbudował wokół siebie mit „przyzwoitego narodowego socjalisty” i wnioskuję, że gdyby Speer został odpowiednio wcześniej prawą ręką Todta i zajął się zintensyfikowaniem produkcji amunicji (co uczynił później), to Niemcy nie przegrałyby wojny.

  11. Tak, to był geniusz. Trupów byłoby więcej, niektóre narody przestałyby istnieć, ale Niemcy wojny by nie przegrały

  12. Trzecia Rzesza i II WS w sensie zmian w infrastrukturze budowlanej to jest pikuś.
    Porozumienie paryskie z 2015 roku, w którym solidarnie zadeklarowaliśmy, że zmniejszymy przyrost średniej temperatury na świecie o dwa stopnie Celsjusza, a najlepiej nawet poniżej półtora stopnia Celsjusza oraz pakiet Fit For 55 oznacza konieczność wyburzenia 75% budynków, których nie da się dostosować do obowiązujących wymogów.
    Trwa obecnie III WS, którą przegrywamy z kretesem. Ludziom o poglądach narodowych grozi zagłada, dlatego jestem międzynarodowcem, dlatego spieszę się lubić i szanować wszystkie nacje, bo tak szybko odchodzą.

    https://youtu.be/faSwrqXoI14?si=IpAh5H6al7umbN_Y

  13. Czułem, że powinienem to wrzucić.

    Ostatnio chodzę do sauny i wczoraj siedziałem zbyt długo, zaniedbałem ten „je*any zimny prysznic” po wyjściu i doszło do przegrzania organizmu, co objawia się bólem głowy i osłabieniem. Człowiek uczy się całe życie 😉

  14. Ps. Sylwester Kłos ma niewyparzony język, ale jego żonie to nie przeszkadza.

  15. My w Polsce też mamy takich „kieszonkowych” Albertów Speerów, budowniczych imperium lechickiego. Był nim Mateusz Morawiecki, a po jego wykopaniu jest nim Donald Tusk, ale on chce budować wiatraki. Nie wiadomo jeszcze, na co pójdzie te 130 miliardów euro z Unii. Zapowiedziano bliżej nieokreślony „skok cywilizacyjny” za te pieniądze.

    Tymczasem redaktorzy Sommer i Michalkiewicz nie próżnują i w ten weekend są w Poznaniu na targach książki, a redaktor Sommer wyjaśnia, na czym polegają wielkie budowy realizowane przez państwo.

    https://youtu.be/qIPSwjFPa8M?si=w4d7rBdC67BumeGF

  16. Wiatrak kojarzy mi się : 1. z Don Kichotem; 2. z wielką elektryfikacją z ” Folwarku Zwierzęcego”.

  17. Ostatnia książka Stanisława Michalkiewicza nosi tytuł „Nowe Generalne Gubernatorstwo”. Może to jest ten skok cywilizacyjny zapowiadany przez Tuska?

  18. Książka nosi tytuł „Nowa Generalna Gubernia”.

     

    Ps. Jeszcze za ruskimi zatęsknimy.

  19.  

    Wszystkie g .. jady twierdzą, że zabory przyniosły nam skok cywilizacyjny.

  20. Sommer też jest tego zdania i mówi, że gdyby nie przynależność Polski do UE, to bylibyśmy znacznie lepiej rozwiniętym krajem.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.