lut 012024
 

Zadziwiająco szybko przeszła ludziom ochota na komentowanie najnowszej produkcji Ridleya Scotta pod tytułem „Napoleon”. Jak zwykle w takich razach, rozmaici znawcy, smakosze, cyzelatorzy szczegółu, czekali na premierę, aby potem wymieniać uwagi skwaszonym tonem, wskazywać co zrobiliby lepiej, gdzie reżyser popełnił błąd. No i co się tam nie zgadza z prawą historyczną. To jest ulubiona zabawa ludzi, którzy wpisywanie twittów i komentarzy mylą z twórczością.

Ten format niestety nie zniknie, albowiem daje on bezpieczeństwo emocjonalne wielu ludziom, którzy obawiają się dyskusji istotnej lub po prostu nie umieją wziąć w niej udziału. Części z nich wydaje się też, że filmy robione są dla widzów, co nie zawsze jest prawdą. Film to propaganda, dość podstępna, nie tak jak książka, ale niewiele mu brakuje. O filmie „Królestwo niebieskie” utrwalającym pewien schemat stworzony na początku XX wieku, pisaliśmy tu już nie raz, ale nikt poza nami nie próbował nawet dźwignąć dyskusji na poziom wyższy niż oburzanie się w momentach największego natężenia absurdu. No, a my nic nie znaczymy, choć ostatnio aż dwie osoby próbowały mnie przekonać, że mam ogromne wpływy i mogą kreować oraz niszczyć kariery. To jest pomyłka, niczego takiego nie mogę. Nawet Stanowski, który ma sześćset razy większe możliwości niż ja, nie dokona takiej sztuki.

No, ale wracajmy do meritum. Przed nami kolejne filmy, które nie zostały zrobione dla widzów, ale po to, by utrwalić pewien propagandowy schemat. Najbliższa premiera to film o Kościuszce, który powinien być po prostu zamilczany. Nie będzie, albowiem rozmaici wzmożeńcy uznają, że koniecznie trzeba polskiej publiczności wyjaśnić, dlaczego ten obraz to absurd. Moim zdaniem nie można wchodzić z tym filmem w żadną interakcję, bo potem człowiek nie będzie już taki sam. Następny film to „Monte Cassino”, z wyeksponowanym wątkiem miłosnym. To bowiem reżyserzy uważają za clou dobrej zabawy. Uważam, że i tak powinniśmy się cieszyć, że nie ma tam nic z realizmu magicznego. Tego filmu też nie należy oglądać, albowiem to jest uwłaczające godności człowieczej.

Od czasu do czasu wdaję się w przypadkowymi ludźmi w dyskusje o filmach. I tak było ostatnio. Ktoś mnie próbował przekonać, że jak zrobilibyśmy film o św. Maksymilianie Kolbe i sprzedali go za granicę, to film ten, nie dość, że osiągnąłby wielki sukces, to jeszcze przekonał ludzi, że należy żyć tak, jak Maksymilian. Nie wiem, jak mam tłumaczyć takim osobom, że do dystrybucji na świecie dopuszcza się tylko takie filmy, które znajdują się na przeciwnym biegunie niż cała treść życia Maksymiliana Kolbe. Żeby taki film wyprodukować i dystrybuować trzeba przede wszystkim wykreować sobie publiczność. I to z poziomu państwowego, szeregiem działań z zakresu zarządzania kulturą. To zaś jest niemożliwe, albowiem aparatowi urzędniczemu, który miałby się tym zająć kultura polska kojarzy się albo z Matejką i husarią, albo z defekowaniem na scenie, zależnie kto na jaką partię głosuje. O jakichś bardziej subtelnych rozróżnieniach i wynikających z nich planach obejścia dystrybucyjnych blokad nie może być nawet mowy. Głównie dlatego, że ci, którzy te blokady budują już tu, w kraju, sami siebie uważają za ostatnią wyrocznię w sprawach twórczości. To, że gdzieś tam jest jakaś publiczność, do której można by dotrzeć z inaczej sprofilowaną treścią, nie ma żadnego znaczenia.

Pozostaje też kwestia formatów filmowych. Nie ma sensu realizować czegokolwiek w formatach fikcyjnych – jak ten cały Kos, czy ogranych, jak Monte Cassino. Żadne rachuby się nie sprawdzą, albowiem obrazy te są nakręcone z intencją fałszywą. Ludzie zaś chcą od kina czegoś zaskakującego. Dlatego między innymi utrącono „Chłopów”, bo film ten miał potencjał i był na tyle różny od lansowanej sztampy, że mógł zrobić sukces.

Wszyscy, którzy oglądają Netflixa wiedzą, że najlepiej sprzedaje się teraz żenada. To co było niemożliwe do pokazania jeszcze 10 lat temu, albo to co w życiu zwykle się ukrywa, bo wstyd takie rzeczy pokazywać, jest w serialach Netflixa pokazywane jako atrakcja. Młodzież to ogląda. Ja nie mogę. Uważam, że te produkcje powstały, bo jest już za dużo ograniczeń na rynku i w zasadzie nie wiadomo co pokazywać. Bo zawsze ktoś może się obrazić.

Film więc to efekt niewidocznych dla widza porozumień budżetowych i tych dotyczących scenariusza. Ponieważ jest dystrybuowany na całym świecie nie może uderzać w niczyje uczucia, przede wszystkim zaś nie może uderzać w uczucia tych, którzy wyłożyli pieniądze na produkcję.

Ludziom w Polsce zaś wydaje się, że jakbyśmy nakręcili obraz o tym, jak Polacy ratowali Żydów, narażając własne życie, to wreszcie ktoś by nas zrozumiał. Powiem to jeszcze raz – żeby zrobić sukces propagandowy, trzeba najpierw wykreować sobie publiczność. Dopiero potem, dla tej publiczności, uważając bardzo, żeby jej nie rozproszyć, można robić filmy i pisać książki. Działania takie mogą być podejmowane na różnych poziomach, tak niskich jak nasz tutaj i naprawdę wysokich, na poziomie państwa, na przykład.

No, ale do tego potrzebna jest odwaga. Tej niestety brakuje. Ktoś zawoła – no to powiedz, jak to powinno wyglądać, żeby miało ręce i nogi?! No!?

Myślę, że trzeba zacząć od formatów. Weźmy wszystkie formaty wojenne. Naród przeżył prawdziwą grozę, a większość filmów wojennych to wesołe przygody jakichś durniów, których nie imają się kule. W nich zaś najważniejsze są wątki miłosne. Tymczasem najważniejszy film wojenny ostatnich dekad to „Szeregowiec Ryan”, gdzie nie ma ani pół wątku miłosnego. Jest sama groza.

W Polsce jest o tyle gorzej, że mamy przymus mitologizowania postaci i czasów, a z tego nic dobrego nigdy nie wynika. Dlatego jak kręcą filmy o odzyskiwaniu niepodległości, albo o dwudziestoleciu, to muszą być dziwki, burdel, szampan i tańce, żeby wszyscy wiedzieli z czym się Polakowi niepodległość kojarzy. O tym, by nakręcić film grozy opowiadający o tamtych czasach nie ma mowy. Zresztą – nie ma filmu o wyklętych, to czego ja się domagam? Film ma obudzić publiczność i zerwać jej różne zasłony z oczu. No to ja mam na początek trzy propozycje, które z całą pewnością zatkałby gęby krytykom, dystrybutorom i w domorosłym znawcom detalu historycznego. Proszę bardzo, oto one. Najpierw nakręciłbym film o Kostku Biernackim i jego karierze. Utrzymany w konwencji „Dziejów Grzechu” Borowczyka, z Piłsudskim przypominającym Płazę Spławskiego i Kostkiem jako Pochroniem. Narrację trzeba by doprowadzić do końca, czyli pokazać czym więzienie Kostka w Berezie różniło się do więzienia, w którym pracował towarzysz Różański, który Kostka dręczył. To by dopiero była eksplozja talentów aktorskich. Widzowie zaś po prostu by oszaleli, zainteresowanie historią skoczyłoby tak, że drukarnie nie nadążałyby z powielaniem książek historycznych. Nikt jednak na taki film nie da pieniędzy. Nie spełniałby on bowiem funkcji edukacyjnej, czyli nie zanudzałby widza w stopniu dostatecznym. Bo do tego się ta funkcja sprowadza.

Kolejny film dotyczyłby sowieckiej agentury w wojsku polskim przed wojną. Mam dziwne i silnie konkretyzujące się przeczucie, że nie dostrzegamy w naszym życiu publicznym, w tradycji państwowej, składającej się z prądów wolnościowych i namiestnikowskich, pewnego istotnego, a ukrytego nurtu. Reprezentują go potomkowie urzędników i oficerów II RP, którzy byli agentami sowieckimi już przed wojną. Film opowiadałby o legendowaniu i mechanizmie wyparcia prawdy. O budowaniu kolorowej, quasi tragicznej fikcji, która ma uratować bohaterów przed pogardą dla samych siebie, swoich rodziców, dziadków i przed obłędem.

Trzeci zaś film nakręciłbym o braciach Kaczyńskich. I tym filmem załatwiłbym antypolonizm Gazety Wyborczej i okolic. Mało kto pamięta, że matkami chrzestnymi braci Kaczyńskich były dwie bliźniacze siostry Ludwika i Zofia Woźnickie. Obydwie były Żydówkami uratowanymi z getta. Obydwie pisały książki, Ludwika bardziej dla dzieci, a Zofia bardziej dla dorosłych. Obydwie popełniły samobójstwo w odstępie trzech lat. Jedna w Warszawie, a druga w Londynie. Ta historia się sama układa w scenariusz, który miałby finał w Smoleńsku. Nikt jednak takiego filmu nie nakręci i nikt nie da nań pieniędzy. Powodów jest dostatecznie dużo i nikomu nie muszę ich tłumaczyć. A to by było naprawdę coś. Niestety nie będzie. Za to będziemy oglądać kolejne produkcje nie dotyczące ani naszej historii, ani naszej współczesności, ani najmniejszej nawet cząstki naszego życia. Będziemy jak żywy organizm pożerany z zewnątrz przez złośliwe i bezwzględne pasożyty nie mające duszy.

Taka konkluzja. Mimo wszystko – miłego dnia

 

Aha, mamy nową książkę, najlepsze, według mnie kompendium wiedzy o historii Polski w XV i XVI wieku. Proste, przejrzyste, czytelne i łatwe w konsumpcji. Wydałem je po to, by mi nikt potem nie zarzucał, że za bardzo komplikuję sprawy.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wzrost-panstwa-polskiego-w-xv-i-xvi-wieku-adam-szelagowski/

W związku z tym, że jest nowy tytuł, a miejsca w magazynie już nie ma, przedłużam promocję do niedzieli, do 21.00

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zydowscy-fechmistrze/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/walka-urzetu-z-indygo/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sylwetki-zbigniew-sujkowski/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/katastrofa-kaliska-1914/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jan-kapistran-biografia/

  13 komentarzy do “O filmach i matkach chrzestnych braci Kaczyńskich”

  1. Film o Monte Casino miałby frekwencje gdyby wątek miłosny był związany z „Wojtkiem”

    Film  o św. Maksymilianie Kolbe zagłodzonym w Auschwitz-Birkenau  byłby konkurencyjny z żydowskim Holokaustem – min. Gliński by zawału dostał.

    Film o braciach Kaczyńskich i przechrztach żydowskich to panie dzieju nieprawdopodobna histeria by była 😉

  2. Plany wspaniałe, ale na razie trzeba przemontować to co mamy: za pomocą kilku cięć i kilku dokrętek (w których Kloss jest widziany od tyłu) przerobić Klosa na agenta rządu w Londynie.

    Przeróbka Czterech pancernych i psa na żołnierzy generał Maczka to zadanie trudne ale nie niemożliwe.

    A ponieważ takie projekty potrzebują czasu to do momentu zakończenia trzeba puszczać w takiej formie jaka jest, nie ma co wybrzydzać.

    Jest jeszcze Jak rozpętałem II wojnę swiątową. Hmm, może…  Szlimakowska mogłaby być adopcyjną matką głównego bohatera? Przebitki z dziecinnych lat w zamtuzie to byłoby jakieś urozmaicenie.

    Szkoda, że to już nie Kurski podejmuje decyzje.

  3. Na szczęście nie on, bo by jeszcze Księgę dżungli w to wmontował

  4. Dzień dobry. Ano tak to jest Panie Gabrielu. Może tajemnej mocy sprawczej Pan nie ma, ale ma Pan pomysły warte z pewnością zrealizowania. Może to naiwność z mojej strony, ale ja myślę, że nie jest Pan w tym jedyny. Niestety, ludzie, którzy kontrolują te produkcję filmową, jakoż i książkowa, muzyczną czy każdą inna mają zupełnie inny plan i wyznają zupełnie inne wartości. I niestety nie widać sposobu na zmianę tego stanu rzeczy. Trzeba jednak nazywać rzeczy po imieniu, bo ludzie nie mający skali porównawczej gotowi uwierzyć, że ta serwowana im sieczka to istotnie polska kultura. Tak mają myśleć i to jest jedna z krzywd, jakie system im wyrządza. Nie jedyna. Trzeba ludziom jasno pokazywać, na przykład przez kontrast z produkcjami brytyjskimi, które każde draństwo jakiegoś pomniejszego monarchy są w stanie przedstawić jako wielkie czyny męża opatrznościowego. W efekcie szeregowi zjadacze (kiepskiego) chleba na Wyspach dumni są jak nie wiem co z tego, że są obywatelami Korony, a tu nad Wisłą dominuje wstyd, żeśmy (pono) Polakami. O to chodziło.

  5. To można było łatwo zmienić, ale nie przez idiotyczne seriale o koronie królów

  6. ,,Polska ,,produkcja filmowa już się nie podniesie .To ludzie wychowani na niemieckich filmach pornograficznych .Nie wyjdą już z tego uniwersum.

  7. Nie zdziwi mnie wcale jak Niemcy podeślą nam Teresę Orłowski na szefową PISFu.

  8. Ironia i defetyzm same cisną się na usta ale najciemniej jest przed świtem. Bądźmy dobrej myśli i czekajmy na przesilenie. Może to naiwne ale intuicja podpowiada, że jednak nasze będzie na wierzchu.

  9. W zasadzie nie na temat, ale że przywołano Napoleona (co nie chciał silników parowych), to tu jest film pokazujący rekonstrukcję wozu parowego Cugnota (który wspomniałem pod artykułem o Napoleonie);

    FARDIER DE CUGNOT (youtube.com)

  10. Dzień dobry. Oglądając filmy Netflixa wiele można zobaczyć i jeszcze więcej napisać o nich. Jeśli jednak wsłuchamy się we wspólną narrację, obwiednię wspólnoty myśli producentów/reżyserów, można zauważyć czarną szczelinę Piekieł – często jest tam szyderstwo z naszego Pana, Jego Najświętszej Krwi (dosłownie) – raz przymkniesz oko (oj tam mały żarcik z Jezusa w serialu) drugi raz i serce zamyka się na łaskę i moc.

    A lokalnie, kto nas przez ostanie 60 lat wychowywał?

    Wychowani na filmach Barei, Wajdy, Vegi,.. – Polak to pijak, złodziej, fajans spod sklepu GS, chlubą jest kraść, upić się, przelać krew  brata, działać w emocjach bezrozumnie,  zdradzić  czy pierdnąć na spotkaniu z przedstawicielami władzy.

    Szukacie materiału na film? Opowiedzcie losy A. Boboli i jego współbraci Jezuitów (jeden korespondował z Leibnitzem o maszynach liczących, inny popłynął do Japonii nawracać i był przez pół roku torturowany przez samurajów, jeszcze inny dostał zezwolenie od cesarza Chin i kilka lat nawracał w Mandzurii)

    Perły mamy piękne, tylko skrybów szlachetnych niewielu.

    Nawet tym „dobrym” ciężko zrozumieć, że można pokonać świat – wystarczy tylko przychylność Pana.

    Czekajmy aktywnie na nowego Dawida.

    Vide Domine afflictionem populi tui

    Et mitte quem missurus es

    Emitte Agnum dominatorem terrae

  11. obie panie Woźnickie były literatkami, pani Kaczyńska pracowała w PAN, w IBL – znajomość środowiskowa i branżowa

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.