cze 242023
 

Dodałbym jeszcze – o źródłach liberalizmu gospodarczego, ale tytuł byłby za długi. Od razu jednak wyjaśnię, skąd się wziął w Polsce liberalizm gospodarczy, nie z nauk Adama Smitha bynajmniej, ale z protestów miast pruskich przeciwko próbie narzucenia królewskiego monopolu na handel różnymi towarami, tak w koronie, jak i w Prusach Królewskich. Miastom nie podobało się, że król chce powiększyć swoje dochody, poprzez monopol na handel solą i woskiem, albowiem uznały to za ingerowanie w ich wolności. Czyli gangi stały się, jak zwykle, reprezentantami tak zwanych zwykłych obywateli, którym chciały zapewnić wolność handlu, czyli de facto przejąć go na podległym sobie obszarze. No i ustawiły się w opozycji do państwa, które – jak raz – prowadziło wojnę o przetrwanie, toczącą się głównie na morzu. Aż się chce zadać pytanie – kogo w istocie reprezentowały miasta pruskie domagając się zlikwidowania monopoli królewskich?

Zadamy jednak inne, poważniejsze – komu potrzebna jest nauka historii? W czasach, o których piszę, dobrze wykształcony szlachcic powinien znać pisma historyków antycznych. Po co? Ponieważ mógł wtedy swobodnie rozmawiać z innymi kulturalnymi ludźmi i szukać w tych pismach przykładów i rozwiązań sytuacji politycznych, towarzyszących jego egzystencji na tym łez padole. No, ale to są oczywiste brednie, albowiem powierzchowne przeczytanie jakichś prac rzymskich historyków, niczego do niczyjego życia nie wnosi. Identycznie jest z antycznymi filozofami, osobami wyjętymi z kontekstu historycznego, których poglądy i kreacje w założeniu obowiązują także współcześnie, albowiem opierają się na logice. Logika jednak działa wtedy kiedy znane są wszystkie zmienne układu. Jeśli choć jedna jest ukryta, o logice nie może być mowy. Teraz z czasów antycznych przenieśmy się do nowożytnych. Stanisław Bodniak, którego prace opublikowaliśmy w nowym numerze nawigatora, pisze, że o Komisji Morskiej Zygmunta Augusta wielu historyków nawet nie wspomniało. Nie napisał o tym choćby Adam Szelągowski, co może być pewnym zaskoczeniem. Jak wobec tego – skoro autor tej klasy co Szelągowski nie wspomniał o strukturze tak ważnej – możemy w ogóle orzekać w sposób wiążący i zbliżający nas do prawdy, o sytuacji na Bałtyku w II połowie XVI wieku? Moim zdaniem nie możemy, ale to i tak niczego nie zmienia. Szelągowski nie wspomniał o Komisji Morskiej, ale Bodniak pisząc o żegludze narewskiej, którą mieli zwalczać kaprzy króla Zygmunta, ani razu nie zająknął się o Kompanii Moskiewskiej, które statki przepływały przez duńskie cieśniny zmierzając do Narwy właśnie. Jak wobec tego dociec prawdy o sytuacji na Bałtyku za panowania Zygmunta II Augusta i jak interpretować ciąg katastrof, które na trwale odseparowały Polskę i Litwę od morza i spraw morskich wobec takich zaniechań?

Tego się nie da zrobić opierając się na tekstach historyków, choć – mam nadzieję, że ktoś to doceni – publikujemy książki takich autorów, których dziś nikt nie omawia. Skazano ich na zapomnienie, właśnie dlatego, że ośmielili się dotknąć kwestii, których omawianie może wywołać pewien ambaras. I nie ma się doprawdy co czepiać jednego czy drugiego, że nie poruszyli tematów, których nikt nie dotykał. I tak zrobili dużo.

Publikacje historyczne bowiem nie służą temu by coś wyjaśniać, ale temu, by parę osób miało dochód gwarantowany i było gotowych kłamać według wytycznych zleconych im przez organizacje gwarantujące ich kariery. Żeby to zadziałało, funkcjonuje cały, nawet spory, rynek publikacji popularnonaukowych, który jest zabetonowany. Nie ma na nim miejsca na Komisję Morską Zygmunta Augusta, że o Kompanii Moskiewskiej nie wspomnę. To są kwestie, które – gdyby znalazły się w obiegu – musiałyby zmienić całą, pracowicie przekłamywaną wizję naszej historii. To jednak nie jest najgorsze.

Powróćmy teraz znów do autorów antycznych, dziś już całkowicie lekceważonych, albo czytanych tylko po to, by czytający mógł się upozować na mędrca i filozofa. Jak wiemy pewne sprawy są niezmienne. Należy do nich handel, obrót pieniądzem, zastawy, weksle i asekuracja ładunków. Nie ma znaczenia, czy kwestie te realizowane były w V wieku przed Chrystusem, czy współcześnie. Różnią się bowiem tylko powierzchownie, a ich istota pozostaje ta sama. Więcej – ona jest u autorów antycznych widoczna bardziej, ponieważ oni nie musieli wielu rzeczy ukrywać, te bowiem w ich świecie nie zasługiwały na potępienie i nie podlegały karze.

Zastanówmy się teraz do czego była królowi Polski i wielkiemu księciu Litwy potrzebna flota kaperska? No to chyba jest jasne – do zwalczania handlowych okrętów płynących do Narwy, który to port, podobnie jak później Petersburg unieważniał samym swoim istnieniem inne porty położone na południowym wybrzeżu Bałtyku. Kto był głównym wrogiem tej floty? Król Danii i jego kapitanowie. Dlaczego? Bo oni wzięli pieniądze za to, żeby ruch statków handlowych odbywał się płynnie i bez zakłóceń. Czyli co takiego zrobili? Podpisali z kupcami z krain leżących za cieśninami umowę ubezpieczeniową, z której musieli się wywiązać. Król Polski, którego ta umowa wykluczała z bałtyckiego handlu musiał coś zrobić, albowiem kolejną jej konsekwencją byłoby zajęcie portów i miast w Prusach królewskich i książęcych przez najemników opłaconych z tego samego budżetu, z którego wyłożono pieniądze na ubezpieczenie frachtów gwarantowanych przez flotę duńską.

I teraz dygresja. Jeśli ktoś był na konferencji w Kliczkowie, z całą pewnością pamięta wykład prof. Ostaszewskiego, który opowiadał o tym, że przewaga Anglików nad Hiszpanami w XVI wieku polegała na tym, że okręty angielskie pływające po Atlantyku były ubezpieczone, a hiszpańskie nie. Kiedy więc Anglicy zatapiali hiszpański galeon była to ogromna strata. Kiedy zaś taka przygoda spotkała statek angielski jego armator zgłaszał się do ubezpieczyciela i dostawał pieniądze. Skąd się one brały? Tego dokładnie nie wiemy, ale moja sugestia jest taka, że z tych rabowanych hiszpańskich galeonów. To zaś prowadzi nas wprost do wniosku, że ubezpieczenia i korsarstwo są ze sobą połączone na sztywno. I to zapewne nie tylko na morzu.

Jeśli więc ktoś chce skutecznie prowadzić politykę morską, powinien zacząć od założenia agencji ubezpieczeniowej, która będzie asekurować ładunki przewożone na statkach. Dopiero kolejnym krokiem powinno być werbowanie kaprów. Oni też powinni być ubezpieczeni w tej agencji. Dopiero wtedy mogą wyruszyć na morze i dopiero wtedy mogą zacząć zwalczać jednostki pływające, które działają w ramach innej umowy. Nie wcześniej. Tego właśnie nie zrozumiał Zygmunt August i tego nie rozumieli jego morscy komisarze. Nikt tego nie rozumiał, albowiem była to wiedza na nowo odkryta przez kompanie angielskie operujące swoimi korsarzami na Atlantyku i wożące towary do Moskwy. Na wschodzie, Anglicy byli bezpieczni, nie było tam piratów, a śmieszne mrzonki króla Polski zostały zlikwidowane w ramach umowy z królem duńskim. Zupełnie jak w filmie „Psy” tylko, że z innym finałem –do zamku Elsynor przyjechał ktoś z Londynu i powiedział – towarzysze, nie po to tyle płacimy, żeby Polacy zastawiali pułapki. I wszystko stało się jasne – eskadra duńska popłynęła do Pucka, zablokowała kaprów w porcie, porwała kapitanów, których przewieziono do zamku Elsynor i tam odrąbano im głowy. Wszystko dlatego, że nie było agencji ubezpieczeniowej. Gdyby była, każdy kto wykupiłby w niej polisę czułby się wręcz zobowiązany do rabowania angielskich i holenderskich jednostek płynących do Narwy, wydawanie zaś królewskich pozwoleń na kaperstwo byłoby czystą przyjemnością i każdy by chętnie zapłacił za otrzymanie takiego pozwolenia. Potem by się ubezpieczył i hajda na morze.

Takie okoliczności nie zostały jednak wzięte pod uwagę i nikt tego nie analizował. Król zaś zamiast przerzucić koszty organizacji floty na wroga, zajął się organizowaniem monopoli, które przyniosłyby mu dodatkowy dochód, ten zaś zamierzał przeznaczyć na budowę floty. Pomysł ten był chybiony na poziomie organizacyjnym, a jeszcze do tego wkurzył gangi rządzące w Gdańsku i Toruniu. Sprowadźmy rzecz do jeszcze prostszej formuły – zamiast sprzedawać, coś, czego wytworzenie nie wymagało żadnego wysiłku, czyli bezpieczeństwo towarów, które byłoby dodatkowo wzmocnione ubezpieczeniem korsarzy gwarantujących ten pierwszy rodzaj asekuracji, który próbował wykolegować z interesu ludzi, którym najbardziej zależało na tym, by flota kaperska istniała. Tak bowiem rozumiał sprawy pieniądza i handlu. I nie trzeba mu mieć tego za złe, albowiem – jak napisałem wcześniej – kwestie te były dopiero na nowo odkrywane. Przez historyków zaś są nie tyle lekceważone, co po prostu nie są zauważalne.

Uważne bowiem, a nie powierzchowne studia źródeł antycznych wskazują jasno, że ten system działał w najlepsze już tysiąc lat przed Chrystusem, a ojcami jego byli kapitanowie z Tyru i Sydonu. Oni bowiem dzierżąc dzięki technologiom i odwadze panowanie na morzu postanowili wycisnąć z handlu morskiego korzyści dodatkowe, a także zagwarantować sobie powodzenie każdej wyprawy, nawet tej, która by się nie udała. Do tego potrzebny był pewien rodzaj przymusu, albowiem chodziło o sprzedaż jakości naprawdę cennej – bezpieczeństwa. Każda zaś skuteczna sprzedaż polega na wytworzeniu sytuacji przymusowej. W każdym więc liczącym się porcie zainstalowano agenta ubezpieczeniowego, który był człowiekiem sławnym i łatwo rozpoznawalnym. Na morzu zaś zainstalowano korsarzy, którzy byli na żołdzie miast. Oczywiście po powodzeniu tak świetnego przedsięwzięcia, różni pomniejsi watażkowie też próbowali je powtarzać, ale przewaga Fenicjan była miażdżąca. I teraz dochodzimy do kolejnej ważnej kwestii – tylko szczery idiota uwierzy w to, że piraci, to wolne ptaki, które porzuciwszy łaskawy chleb postanowiły wieść życie wolne i beztroskie, połączone z przygodami. To byli pracownicy agencji ubezpieczeniowych realizujący zadania audytu. Ich zadaniem było zademonstrowanie niedowiarkom, że system działa. Sytuacja zmieniła się dopiero w początkach XIX wieku, kiedy morscy rozbójnicy przestali być potrzebni. I wtedy z portów, gdzie rezydowali ubezpieczyciele wypłynęły okręty, których zadaniem było zlikwidowanie resztek starego systemu. Co znalazło wyraz w pieśni i legendzie, na przykład o Czarnobrodym. Dziś w niektórych miejscach obserwujemy misje, których zadaniem jest odnowienie tych dawnych, pamiętających fenickich kapitanów szalejących po Morzu Egejskim, okoliczności.

Powtórzę – korsarstwo i ubezpieczenia to dwie strony tego samego medalu. Pojawienie się zaś ubezpieczycieli w jakimś ważnym porcie, znaczyło, że zbliża się jakieś przesilenie, które dotyczyć miało zmiany w najważniejszych kierunkach handlu. W Atenach człowiekiem, który zapowiadał tę zmianę był Zenon z Kition, twórca stoickiej szkoły filozofów.

Oczywiście wszyscy rozumiemy, że ten sposób pisania o historii może jedynie narazić człowieka na drwiny. Wszyscy bowiem historycy i ich naśladowcy uprawiają przecież wyłącznie jakąś politykę autorskich niedomówień, której celem jest utrzymanie istniejącego stanu rzeczy, tak w hierarchiach, jak i w pismach. Szelągowski, który jest przecież dobrym autorem nie wspomniał o Komisji Morskiej. Bodniak, który jest jeszcze lepszy i czyni mu zarzuty, nie zająknął się nawet o Kompanii Moskiewskiej. No, ale oni dwaj i tak są o dziesięć długości ateńskiej triery lepsi niż wszyscy razem wzięci, współcześni historycy, nie umiejący nawet napisać biografii króla Zygmunta III, o czym tu kilka razy wspominałem. Ten bezwład intelektualny, to cielęctwo tak charakterystyczne i widoczne w programach telewizyjnych, w których występują luminarze nauki, daje nam jednak pewną nadzieje. Nie tylko na odnalezienie prawdy, ale także na godziwe zyski.

O sprawa tu omawianych poczytacie sobie w następujących publikacjach

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/

  5 komentarzy do “O korsarstwie, ubezpieczeniach i gwarantowanych dochodach państwa”

  1. Co było nie tak z Zenonem? Czy dowiemy się tego w następnych odcinkach?

    https://youtu.be/OfcdEZQLRQE

  2. Dlaczego – nie tak? Wszystko z nim było w porządku

  3. ciekawe, czy Szelągowski się zagapił, czy była skierowana do niego prośba o to żeby się nie wgłębiał w temat

  4. Angielczykowie pilnowali tego Atlantyku chyba ze 150 lat, piratowali na tym akwenie jak by byli u siebie, no a Hiszpańskie statki przeładowane kruszcem na dodatek nieubezpieczone ,  padały ofiarą tychże piratów, niejako

    sytuacja stwarza okazję

    gdzieś czytałam,  że srebro z Potosi wysyłano przez Pacyfik, pewnie  tez nieubezpieczone, pewnie to stworzyło możliwość powstania nowych pirackich brygad… ciekawe czy tak było

  5. NA ŻYWO: Przegląd Tygodnia Józefa Orła (Klub Ronina) – YouTube

    Kard. Schoenborn wyraża uznanie dla „witalności Kościołów obrządku wschodniego” – Informacje (onet.pl)

    Niemieckie sakralne imperium europejskie i jego krytycy – Magdalena i Adam Wielomscy – YouTube

    Rosja jednak nie daje rady, czas na nowy obrządek europejski, po niemiecki a jakże. Nowa doktryna polityczna, powrót do cesarstwa Habsburgów na kontynencie, podporządkowanie sobie każdego z Ukrainą włącznie, z poszanowaniem narodowości, religii, oraz a jakże demokracji. Spada rola Francji, Polski i wszystkich, Deutschland uber alles. Niemcy przecież musieli sobie jakoś powetować porażkę najlepszego przyjaciela od mordu i rabunku ….

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.