Wydawało mi się, że horrenda opisane w nowym tomie Baśni, które wyciągnąłem między innymi z pamiętników Ludwika Krzywickiego, nie mogą być przebite niczym. Myliłem się. Niestety jest już za późno na dopisanie czegokolwiek. Oto trafiła w moje ręce wydana raz chyba tylko w roku 1925 praca mecenasa Leona Okręta, zatytułowana „Półtora roku na sali sądowej”. Nakład tego dzieła to ledwie 2500 egzemplarzy. W środku zaś same rewelacje. Zacznę od tego czego zabrakło w Baśni, a potem pogadamy o innych sprawach.
Oto za cara większość tak zwanych luminarzy kultury, którym zawdzięczamy oświecenie ludu, a także zainspirowanie inteligencji miejskiej właściwymi, postępowymi ideami, była w coś uwikłana. Najczęściej, ponieważ byli to w istocie ludzie mało wyrafinowani, chodziło o wódkę i dziwki. W żadnym razie nie o narkotyki, czy homoseksualizm. Jak ktoś miał jakieś poważniejsze interesy parał się hipnozą. I o tym także będzie w książce. Zwykli działacze Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, redaktorzy serii wydawniczych i wykładowcy przemycający w swoich wystąpieniach nowe, ożywcze prądy, koncentrowali się na dziewczynach i wypitce. Nie inaczej było z Sewerynem Smolikowskim, bibliofilem, właścicielem kilku mieszkań w centrum miasta, człowiekiem znanym i poważanym, który przygotowywał wraz z innymi badaczami literatury jubileuszowe wydanie dzieł Jana Kochanowskiego. Jego przygody opisałem za Krzywickim w Baśni, ale szczegółów procesu po jego śmierci Krzywicki nie znał. Zdradza nam je dopiero mecenas Okręt.
Smolikowski był legendarnym skąpcem. Wyciskał z lokatorów ostatnie grosze i oszczędzał na cukrze do herbaty, łaził jak dziad, a mieszkał w luksusach, obiecywał różne rzeczy socjalistom, a potem nie dotrzymywał słowa. Był uważany przez gangi za swojego, bo nie miał policyjnej kryszy, a więc próbowano na nim różnych wymuszeń. Krzywicki musiał go ratować uderzając po protekcję do najwyższych socjalistycznych czynników. W końcu jednak Smolikowski się doigrał. Wszyscy wiedzieli, że ma słabość do nieletnich dziewczyn. Nie nazywano tego wówczas pedofilią, ale klasyfikowano czyn jako normalne zainteresowanie nierządem. Kłopot był taki, że Smolikowski był już dobrze po siedemdziesiątce, a dalej ściągał z ulicy te kwiatki, po cztery sztuki na jeden wieczór i odprawiał z nimi różne postępowe rytuały. A żadna nie miała więcej jak 18 lat. Wszystkie były brudnawe, wychudzone i biedne, bo Smolikowski żerował na ostatnim sorcie dziewczyn. One go dobrze znały i waliły doń jak w dym, mogły się tam bowiem napić za darmo herbaty bez cukru. Za cara, jak powiadam Smolikowski był kryty, bo nikt w całym imperium, w razie jakiejś wpadki, nie ująłby się za nierządnicą, przeciwko luminarzowi nauki, a niechby on nawet był socjalistą. Co innego w ojczyźnie odrodzonej. Tam każdy miał szansę, nawet najgorszy męt, komunista, czy zbrodniarz. Polska bowiem przytulała do swej obfitej piersi wszystkich. Alfonsi ze śródmieścia musieli coś o tym wiedzieć, bo pewnego wieczora do Smolikowskiego, jak zwykle zapukały cztery przyprószone sadzami nimfy (a Krzywicki pisze, że tylko jedna z kolegą) i uśmiechając się krzywo weszły do salonu. Tam rozwaliły swe wychudzone ciała na tapicerowanych meblach i poczęły zrzucać z siebie łachmany. Smolikowski promieniał i jak zwykle latał po mieszkaniu w stanie krańcowej ekscytacji. Nagle jedna z dziewczyn ziewnęła i powiedziała, że jest jej niedobrze i musi wyjść na podwórze. A w tym zaś celu koniecznie trzeba otworzyć drzwi z rygla. Smolikowski kiwnął głową i ona wyszła. Za drzwiami jak się domyślacie zapewne, stał już Józiek z tym drugim, który dzierżył w rękach mocny sznur. Smolikowski nawet nie zauważył co się dzieje, a pół gołe nimfy patrzyły tylko jak się miota, jak wierzga nogami i cichnie powoli. Zrabowano jakieś śmieszne sumy, a na sali sądowej okazało się, że cała banda nawet się za bardzo nie znała między sobą.
Teraz ważna rzecz – styl mecenasa Okręta. Otóż jest on zwolennikiem sprawiedliwości łagodnej, sprawiedliwej, ale łagodnej. I tak za cara wszyscy uczestnicy tego okropnego czynu pojechaliby na Syberię, to pewne. W Polsce jednak było trochę inaczej. Taka Helena Gruszczyńska, która tylko patrzyła jak mordują Smolikowskiego skazana została na przykład na odsiadkę w domu poprawczym. Obrońca bowiem wystąpił z argumentem, że umowa jaką zawarli ze sobą przestępcy nie miała charakteru cywilno-prawnego, a więc nie można z niej wyciągać żadnych konsekwencji. Obrońcą Heleny Gruszczyńskiej, biednej osiemnastoletniej dziewczyny, która radowała swoimi wdziękami wyschnięte serce bibliofila Smolikowskiego był mecenas Śliwiński, który już w roku 1925 był Sędzią Sądu Najwyższego. Wygłosił on, jak twierdzi Leon Okręt śmiałą i serdeczną mowę obrończą. Sędzia co prawda nie zgodził się z logiką wywodu, twierdząc, że oskarżona powinna zdać się na instynkt moralny i odstąpić od umów zawieranych z ledwie znanymi jej przestępcami, ale skazał Gruszczyńską na 3 lata domu poprawczego.
Jeszcze ciekawiej jest przy opisie procesu komunistów, wśród których znaleźli się Toeplitz, Piwowarczyk i Heflichówna. Leon Okręt rozumie oczywiście, że są to przestępcy, ale cały czas tłumaczy ich młodym wiekiem, idealizmem i innymi podobnymi rzeczami. Oni zaś uśmiechają się, pogryzają jakieś przekąski w sali sądowej i wykazują się ideologiczną dojrzałością w swoich przemówieniach, czym bardzo utrudniają robotę obrońcom Tak, tak nie mylicie się Kazimierz Leon Toeplitz to ojciec Krzysztofa Teodora Toeplitza i syn Teodora Toeplitza działacza PPS. Okręt nie może się nadziwić, jak to możliwe, że w tak dobrym, socjalistycznym domu wyrosło takie czerwone badyle jak ten cały Kazimierz Leon. Ani na moment, co ważne, mecenas Okręt nie spuszcza z oka celu swojej prezentacji. Bo co do tego, że opis procesu Toeplitza jest prezentacją oskarżonych nie można mieć wątpliwości. Chodzi zaś o to, by tak poprowadzić proces, żeby uwolnić oskarżonych od zarzutu zdrady stanu i szpiegostwa na rzecz obcego mocarstwa. Agitacja komunistyczna tak, zbieranie informacji wywiadowczych w szkole łączności z Zegrzu jak najbardziej, ale zdrada stanu nie, bo za zdradę stanu idzie się na szubienicę i nie ma, niestety tej furtki, jaka była za cara, furtki prowadzącej wprost do małego, zadymionego pokoiku za kasynem, gdzie pan wicepolicmajster Uthoff przyjmował interesantów po godzinach. W pokoiku tym decydowało się ostatecznie, kto zawiśnie na szubienicy, a kto pojedzie gdzieś hen, hen, w stare geologicznie, ale ciągle malownicze góry Sichote Alin. Wszystko rzecz jasna zależało od tego, jak danego dnia szła panu generałowi karta i ile miał luk w swoim rozrywkowym budżecie, luk, które wymagały natychmiastowego wypełnienia.
W odrodzonej ojczyźnie takich patologii nie było, a przez to mowy obrończe wygłaszane w salach sądowych podniesione były na wyżyny niespotykanej dotąd maestrii, prawo bowiem triumfowało. Trochę się nad Wami poznęcam i nie powiem jakich argumentów użyto, żeby Kazimierza Leona Toeplitza, Piwowarczyka i Heflichówną uchronić od stryczka. Musicie się zabawić w detektywów, odnaleźć książkę Okręta i sami przeczytać. Powiem tylko, że Toeplitz został skazany na 6 lat ciężkiego więzienia, które natychmiast zamieniono na 4 lata ciężkiego więzienia, Piwowarczyk dostał najpierw 7 lat, ale zamieniono mu je na 5, a Heflichówna dostała 3 lata, zamienione na dwa. Przypomnę tylko raz jeszcze, że chodziło o agitację wśród żołnierzy, na którą to agitację żołnierz pochodzący z dołów społecznych był szczególnie podatny, a także o zbieranie informacji szpiegowskich w Zegrzu. Aha w obronie oskarżonych wystąpił wielce zasłużony dla Polski generał Leon Barbecki, który mówił o rodzinie Toeplitzów z lojalną serdecznością. Czarną owcą tego procesu okazał się starszy wywiadowca defensywy niejaki Balcerzak, który przyłapał oskarżonych na szpiegostwie i rozpowszechnianiu komunistycznej literatury. Okręt nie broni Balcerzaka, ale trzeba przyznać, że też za bardzo go nie oczernia. Pisze też, że dopiero życie w komunizmie przywróciłoby oskarżonym przytomność. Myli się jak wiemy, bo zarówno Kazimierz Leon Toeplitz jak i jego syn Krzysztof Teodor Toeplitz żyli w komunizmie i niczego nie zrozumieli. To znaczy od samego początku, od tego procesu, w czasie którego Kazimierz Leon wykazywał dojrzałość ideologiczną i pewność siebie, wszyscy ci ludzie wiedzieli, że im akurat za komunizmu nic się nie stanie. Nie rozumiał tego jednak Leon Okręt, co wydaje się nieco dziwne, zważywszy na legendę jaka go otaczała. Nie pisze nam pan mecenas, w którym to ciężkim więzieniu odsiadywał wyrok Kazimierz Leon, ale ja osobiście powątpiewam w rygory tego zakładu, albowiem bohater nasz dożył w dobrym zdrowiu roku 1991, umierając w wieku lat 89, czego i sobie życzę.
Na koniec dodam jeszcze tylko, że do tej pory opis procesu Kazimierza Leona Toeplitza polscy czytelnicy znali z książki jego syna. Ja jej nie czytałem, ale jak ktoś ma to dzieło w swoich zasobach dobrze byłoby porównać opis KTT z opisem Okręta.
I już naprawdę na sam koniec wrzucam tu kilka tytułów dzieł Krzysztofa Teodora Toeplitza, po kolei jak lecą: Zaćmienie informacyjne, Próba sensu, Wszystko dla wszystkich, Berek kucany, Podglądanie na odległość, Sztuka komiksu, Gorący kartofel, Opakowanie zastępcze….
I to na dzisiaj wszystko.
Teraz ogłoszenia. Mamy już nowy sklep https://basnjakniedzwiedz.pl/ wszystkie nowe książki będą wrzucane tylko tam, ale sklep na coryllus.pl będzie jeszcze przez jakiś czas czynny, żeby wszyscy mieli czas się przyzwyczaić. Proszę jednak by odważni i zdeterminowani zamawiali książki na nowej stronie. Dzięki temu będziemy ją mogli ulepszyć i przetestować. Wkrótce mam nadzieję uruchomimy blogowisko. Wszelkie uwagi dotyczące funkcjonowania strony proszę zgłaszać do MrWhite czyli do Wieśka, ale radzę nie przeginać, bo jak się wkurzy, to będzie źle. Niebawem wydamy także gazetę targową i naszą gazetę służącą promocji książek. Będzie je można za darmo odebrać w punktach sprzedaży, a także u tych osób, które zdecydują się je kolportować. Umieścimy na stronie listę punktów kolportażu.
Ja najbardziej cieszę się z naszego logo widocznego na stronie basnjakniedzwiedz.pl, chodzi o tego siedzącego na ziemi orła. Uważam, że to fantastyczny symbol, nie taki wyrazisty jak przykuty do ziemi geniusz, spoglądający w gwiazdy, którym opieczętował swoje książki Żeromski, żeby się przekonać czy wydawca nie rąbie go na nadbitkach, ale też niezły.
Nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza
Na papug.pl wisi mój kolejny tekst.
http://papug.pl/cudowne-nawrocenia-celebrytow/
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
Aha. Po tym co się tu działo w ciągu ostatniego tygodnia muszę znów ogłosić, że nie odbieram telefonów. Muszę skończyć książki.
Nic za późno. Drugie wydanie będzie. Trzymaj się!
Kurczę, Leon Berbecki, napisałem źle za Okrętem…
Tymczasem:
No mówię przecież, agitacja tak, ale szpiegostwo nie. I najważniejsze, żeby nie wtrącali się do sprawy amatorzy. Tylko profesjonaliści się liczą, tacy jak Rutkowski
ta lektura jest jak obrazy z procesów sądowych w obecnej RP; jota w jotę;- ’..on tylko się pomylił… i co innego miał na myśli … ale to taki dobry funkcjonariusz…’
w 2017 zeznawałem jako świadek [ostatni w procesie, i tylko jeden dziennikarz na sali (ten, który przyjechał ze mną, i nikogo z mediów;- gdzież ci dziennikarze śledczy? gdzież te orły sensacji?] w procesie dot. WAT i Fundacji Pro Civili; sądownictwo, palestra, …. – to ten sam film jak z przywołanych książek
w 2016 sorry, w 2017 mam inne sprawy na głowie
Chapeaux bas.
Był taki dowcip o towarzyszu Ledwiegowidze, który miał na sumieniu różne grzechy uporządkowane wg Dekalogu , ale towarzysz Ledwiegowidze jest wytłumaczony ze swoich działań, mijających się z wymogami Dekalogu , bo ….. jest dzielnym komunistą. Pasuje i tutaj. No jednym słowem obłęd prowadzący do większego obłędu itd.
Ale jeszcze gdzieś przy okazji jubileuszu spółdzielni mieszkaniowej na Żoliborzu którą „wybudowali” Szenwald, Toeplitż i chyba Bierut, było dobrze napisane o Toeplitzu, że w kryzysie finansowym spółdzielni, uruchomił kontakty rodzinne i dopomógł spółdzielni pożyczonymi finansami jakichś Toepltzów z Włoch.
Ale tak w ogóle to wygląda, że to cywil banda, taka jak ten towarzysz Ledwiegowidze.
Od dłuższego czasu w sposób bardziej bezpośredni zajmujemy się różnymi przejawami zła, które ostatecznie, koniec końców, są wynikiem obecności tego, który nie przepuszcza żadnej okazji. Tak się szczęśliwie i opatrznościowo składa, że dzisiaj przeżywamy stulecie objawień fatimskich, objawień „Niewiasty obleczonej w słońce”, Tej, której misją jest zdeptanie szatana, która zechciała być Naszą Królową.
Zachęcam wszystkich uczestników bloga o duchowe łączenie się z uroczystościami, które odbywają się w Fatimie i odmówienie różańca w łączności z Ojcem świętym. Inaczej grozi nam, że przemienimy się w bractwo malkontentów.
Dzięki za przypomnienie. Niektórzy z nas uczestniczą od kilku dni w rekolekcjach poświęconych Objawieniom w Fatimie a nawet mamy w parafii relikwie Hiacynty i Franciszka. Dzisiaj będzie uroczysta Msza św. o 20.
PS. Wczoraj coś mnie zmusiło do napisania notki na temat historycznego i politycznego tła Objawień Fatimskich. Jest na:http://rozowypanther.blogspot.com/ .A teraz zaczyna się Msza św. w Fatimie. Szczęść Boże
Dzisiejsza notka: pełna egzotyka i opis tego jak się rozwijało jajo węża. Nie do podrobienia.
Dzięki za informacje o Portugalii.
Niewiasta obleczona w słońce i depcząca głowę węża – szatana objawiła się również
w meksykańskiej Guadelupe (XVI wiek):
http://dawidowicz.salon24.pl/388543,morenita
Napiszę coś o książkach ale trochę obok tematu mając nadzieję że nie strolluję Ci tekstu.
Byłem wczoraj w bibliotece miejskiej która organizowała jakiś kiermasz taniej książki i inne atrakcje. Książki okazały się zbiorem tego co od lat zalega gdzieś w piwnicy i do niczego się już nie nadaje. Do sprzedaży także. Traf chciał, że zebrała się grupa chętnych by obejrzeć Bibliotekę Bernardynów, która nie jest dostępna z marszu w dni powszednie. Pani kustosz zagaiła od tego, że nie będzie mówić o samym bractwie bo to jest na ulotkach, następnie omówiła historię biblioteki i zbiory. Najciekawsze było na koniec. Kustosz pokazała gablotkę i opowiedziała historię najważniejszego bibliotecznego skarbu – ulotki Savonaroli pt. „Reguła dla wszystkich zakonników” z 1489r. która cudem się znalazła gdyż albowiem znaleziono ją w makulaturze której używano do robienia okładek. Pisałeś o tym jak to w misce Himmelblau namaczał i mu wychodziło. Następnie pani kustosz wskazała kolejne dwie gabloty w których były dzieła reformatorów bo wszak mamy ich czas. Były księgi Lutra i Melanchtona. W kolejnej gablocie grzbiet w grzbiet leżały księgi Kardynała Hozjusza i Malleus Maleficarum Kramera. Pani kustosz tłumaczyła, że to tak wyszło bo miejsca jest mało i żeby nie łączyć jednego z drugim i z trzecim. No i tak to kaganek oświaty jest wciąż niesiony i nikomu ręka nie drgnie. Jak ktoś ciekawy w szczegóły to odsyłam do linka:
http://biblioteka.bydgoszcz.pl/biblioteka-glowna/biblioteka-bernardynow/
Aha, na przestrzeni dziejów Niemcy zrabowali około tysiąca najważniejszych rękopisów, które w niewyjaśnionych okolicznościach podobno spłonęły.
Najważniejsza dzisiejsza wiadomość:
https://twitter.com/MariuszWedziuk/status/863325677701009408
Bóg zapłać Ojcu za przypomnienie… Mówił u nas proboszcz na ostatnim kazaniu ale po tygodniu pełnym „wrażeń” zdążyło wylecieć z głowy
Tajemnice objawień fatimskich (Polonia Christiana)
Salve, Regina, Mater misericordiae, vita, dulcedo, et spes nostra, salve!
Hosanna
Pięknie to opisałaś o Portugalii. Dziękuję.
KTT chyba ma (miał?) wuja-bankiera we Włoszech…(?)
To pewnie Kazimierz Leon odsiadywał wyrok gdzieś na Capri
http://www.rodaknet.com/rp_art_3261_czytelnia_nowak_czerwoni_w_mediach1.htm
Ja może umieszczą stosowny fragment, żeby nie było, że zmyślam. Ciekawe co się stało ze starszym wywiadowcą Balcerzakiem
Interwencja Józefa Toeplitza (stryja)- bankiera faszystowskich Włoch
Leon Toeplitz został zwolniony z więzienia po odsiedzeniu ponad połowy wyroku i odstawiony za granicę bez prawa powrotu do Polski przed upływem zasądzonych czterech lat (wg K.T. Toeplitz: op. cit., s. 309). Uratowało go wstawiennictwo mieszkającego we Włoszech stryja Józefa Toeplitza, szefa czołowego banku faszystowskich Włoch – Banca Commerciale Italiana. Udzielił on wówczas rządowi polskiemu „pożyczki tytoniowej”, która miała m.in. wspomóc reformę walutową ministra Wł. Grabskiego. Według K.T. Toeplitza (op. cit., s. 308), „(…) jednym z cichych warunków tej umowy było postawione przez J. Toeplitza żądanie zwolnienia jego bratanka z więzienia i umożliwienie mu wyjazdu za granicę do końca wyroku. Warunek ten został przez władze polskie spełniony, ale też wywołał przykre reakcje ze strony komunistycznych więźniów. Antoni Piwowarczyk (Wolski) rzecz komentuje następująco: „Pewien mój towarzysz więzienny został wrąbany przez rodzinę w bardzo przykrą sytuację w komunie więziennej. Ostatnie dni jego siedzenia w więzieniu były takie, że cała komuna go bojkotowała. Nie chcieli z nim rozmawiać. Wychodził na wolność dzięki dużej transakcji międzynarodowej, mianowicie pożyczce włoskiej dla rządu polskiego. Pożyczki tej udzielał jego stryj. Otóż w czasie pertraktacji zawarto tam także dżentelmeńskie niepisane porozumienie, że bratanek zostanie zwolniony z więzienia. A Grabski stryja wykiwał, mianowicie… słowa dotrzymał, ale poczekał na dogodny moment. Kiedy zostali rozstrzelani Kniewski, Rutkowski i Hibner, wtedy znalazł się taki porządny komunista, który pracował w ogródku, zachowywał się przyzwoicie, no i został zwolniony z więzienia (…). A ponieważ z tegoż więzienia zaledwie dwa czy trzy miesiące wcześniej, czyli dopiero co, wyszli Rutkowski i Kniewski – ja ich jeszcze odprowadzałem do kraty – to pamięć o nich była żywa i bliska. Wszyscy jeszcze czuli ich obecność, a więc jak ich rozstrzelali (pod Cytadelą, za zamach z bronią w ręku i próbę zastrzelenia na ulicy prowokatora, niejakiego Cechnowskiego, którego później zabił we Lwowie Naftali Botwin – przyp. KTT), to komuna nie chciała rozmawiać z tym, który w tym czasie wychodził na wolność”.
Cytowany przez K.T. Toeplitza Antoni Piwowarczyk (Wolski) był jednym ze współoskarżonych w procesie L. Toeplitza i dobrze znał całą sprawę. Było coś rzeczywiście bardzo niewygodnego w stosunku L. Toeplitza z partią komunistyczną. Oto wychodził on na wolność dzięki wstawiennictwu bardzo bogatego wuja bankiera w faszystowskim państwie włoskim, akurat w czasie gdy stracono kilku jego komunistycznych współwięźniów. Warto dodać, że wg K.T. Toeplitza, ów stryj ojca – Józef, był przez wiele lat faktycznym sternikiem ekonomii faszystowskich Włoch aż do 1933 r., gdy przestał kierować Banca Commerciale Italiana.
Tak się to plotło:
http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:YU7jwcEliUgJ:wsm.pl/index.php/769-dwoch-braci-toeplitzow%26Itemid%3D103+&cd=5&hl=pl&ct=clnk&gl=pl&client=firefox-b
Reformę walutową Polski gwarantuje stryj KTT, a nasi rozumieją z tego tyle, że trzeba znaleźć kwity na współpracę KTT z SB. To jest poziom psa, albo nawet jaszczurki…
Obrigado.
Dobry szef carskiej żandarmerii i zła Sanacja
Uthoff to był prawie anioł i brał też nie drogo. Po wojnie, drugiej światowej, takie sytuacje były przywoływane, ale wiadomo było, że to kłamstwa. Hłasko pisze o tym, jak Różański opowiadał, że wypuścił kogoś na siku w lesie pod słowem honoru.
Dzisiaj po Mszy św. po przewodnictwem biskupa odmówiliśmy (seminarium i instytut katechetyczny) akt ofiarowania się Matce Bożej Fatimskiej, Królowej Różańca świętego.
A teraz jeszcze trwa sympozjum poświęcone 100-leciu Objawień w Fatimie. Takie skromne, spokojne i radosne obchody – w parafiach i diecezjach.
Najciekawsze jest na końcu: „w zestawieniu kont państwa włoskiego „Conto generale del patrimonio dello Stato”, w zestawieniu aktywów i pasywów, nadal na 31 grudnia 2015 roku figuruje saldo nierozliczonego funduszu gwarancyjnego związanego z pożyczką tytoniową.”
A ponoć wg Talmudu co 7 można liczyć na umorzenie długów…
Może chodzi o inne wydanie talmudu?
A w mojej małej podkrakowskiej wiosce dziś była konsekracja kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej. Tak jak umiałem szeptałem swe intencje. O naszym tu kółku również…
A wcześniej w nocy czytałem ostatni piękny tekst Pantery.
U mnie taka niezwykła noc i dzień…
A co do wystąpień przed obliczem przedwojennych sądów to polecam „gawędę” Piłsudskiego przed Trybunałem Stanu w sprawie Czechowicza.
Śmieszne to było, ale i trochę straszne…On w żywe oczy kpi z prawa, konstytucji i sędziów….
Ps. Chyba znowu wytrzebiłeś zasoby antykwaryczne. Wszystkie znalezione przeze mnie oferty na książkę Okręta nieaktualne…
Wprawdzie ojciec Mniszysko słusznie ostrzega przed przemianą w bractwo malkontentów, ale zanim wybiorę się na wieczorne nabożeństwo fatimskie wrzucę, tytułem uzupełnienia, pewien link: http://nick.salon24.pl/718923,jak-znieslawia-sie-wladyslawa-targowskiego-ofiare-zbrodni-w-miechowie-1919
Pozornie bez związku z tym, o czym dzisiaj pisze Coryllus, ale w rzeczywistości uzupełniający wiedzę o pracy sądów w świeżo odzyskanej Ojczyźnie. I o roli adwokatów oraz lekarzy w łagodzeniu wyroków wyjątkowo ohydnych zbrodniarzy…
Przy okazji pokazuje „uczciwość” różnych historyków obyczajowości, którzy potrafią z ofiary zrobić przestępcę seksualnego bez jakichkolwiek podstaw źródłowych. Ale uchodzą ci pisarze za znawców kronik kryminalnych i wszelkiego rodzaju pitavali. Na jednego z nich, Stanisława Milewskiego, autora: Ciemnych spraw międzywojnia, gdzie opisuje również zabójstwo Seweryna Smolikowskiego, powołuje się gazownia, twierdząc, że spośród zabójców, tylko Gruszczyńska została skazana i to na 5 lat ciężkich robót:
„Sprawa zabójstwa znalazła epilog w sądzie w 1922 r. Policja zatrzymała jedynie Helenę Gruszczyńską. Podczas rozprawy, jak pisze Milewski, zaprzeczała złożonym wcześniej zeznaniom, przekonując, że wymusiła je na niej policja, mdlała. Otrzymała wyrok pięciu lat ciężkiego więzienia. Wspólników nie wydała.”
No, ale wiarygodność Milewskiego, jako historyka, podważył bloger Szpak80 w linkowanym tekście. Opisującym makabryczną zbrodnię w Miechowie, z 1919 r., którą dzisiejsi „popularyzatorzy” historii próbują zrelatywizować, zniesławiając jej ofiarę.
Ze względu na dzisiejsze święto nie będę wklejać szczegółowych opisów zadanych obrażeń (z notatki śledczego), bo ten, kto je zadał musiał już wówczas pochodzić z Krainy Grzybów.
Dodaję za to link do krótkiej notatki prasowej o zbrodni, procesach i zmianie kwalifikacji czynu w kolejnych instancjach, które skutkowało zamianą kary śmierci (dla głównego oskarżonego) i bezwzględnego więzienia (dla współsprawcy, prywatnie brata zabójcy) na kary 15 lat więzienia dla obu. http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=175696
Informacja jest na stronie 10., w akapicie Kongresówka: Lublin.
Józefowi zawdzięczamy także sprowadzenie Fiata do II RP i jego monopol – utrącono z urzędu próbę produkcji polskich pojazdów. To był prawdziwy „Giuseppe w Warszawie”.
http://www.rp.pl/artykul/408285-Legendarny-samochod-CWS-i-jego-ekscentryczny-konstruktor.html
No i nie ma linków do tej gawędy.
Zna ktoś godny polecenia konwerter pdf-ów do Worda?
To się działo, a potem jeden, opatrznościowy człowiek!
Dzięki za notkę Pantero (w końcu muszę się gdzieś zakotwiczyć, żeby móc odpowiadać bezpośrednio u Ciebie, a nie korzystać z gościnności Gospodarza).
Okręt chyba wie co pisze, był na sali sądowej. No, ale reszta bandy nie została zatrzymana, bo pewnie wykonywała czyjeś polecenie.
Kamil Janicki
https://www.youtube.com/watch?v=JoYs774CJ5E
Piękny!
Ale historia smutna. Pokazuje co może urzędnik w kwestii niszczenia rodzimego przemysłu i ludzi jak Tański (parę tygodni (?) temu ktoś tu ich bronił, to niech poczyta).
„Pierwszy polski samochód osobowy powstał z inspiracji państwowej, został bowiem opracowany w Centralnych Warsztatach Samochodowych departamentu samochodowego Ministerstwa Spraw Wojskowych […] Kres produkcji, w końcu 1930 roku, położyła umowa licencyjna z Fiatem. Turyński koncern wręcz miał zażądać zlikwidowania produkcji samochodów CWS.”
Ciekawe, że PRL też fiaty produkowała, kosztem likwidacji Syrenki, a i obecnie jakaś montownia fiata jest. Inż. Tański zginął w Auschwitz- zabił go koncern IG Farben nadzorowany przez urzędników III Rzeszy…
Bo to stoi w Biblii a nie w Talmudzie… Tropiciel strzelił trochę obok.
Nie wiem co powiedzieć. Ten Janicki to wyjątkowa świnia po prostu. Łowcy sensacji…
Ona zwycięży i my razem z Nią, Naszą Królową, o ile będziemy w życiu i na modlitwie trzymać się różańca, prawda?
Młodszy brat Buźki z filmów o agencie JKM: http://wyborcza.pl/1,76842,16621916,Zmarl_aktor_Richard_Kiel__slynny__Buzka__z_filmow.html
I kosiarze umysłów. Widziałeś ile miał odsłon? Dobrze, że Szpak80 ich zdemaskował.
Ta zasada nie dotyczy gojów;-)
Leona z towarzyszami bronił ówczesny numero uno palestry – nie mniej postępowy Eugeniusz Śmiarowski:
http://palestra.pl/old/index.php?go=artykul&id=1814
Żoną Józefa od 1918 r. była Jadwiga Mrozowska, aktorka, uprzednio będąc już mężatką – kochanka Boya-Żeleńskiego. Zwolenniczka stosowania postępowych środków gry aktorskiej. Po śmierci Józefa oddała się podróżowaniu po świecie:
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/jadwiga-stanislawa-mrozowska-toeplitz-mrozowska
http://www.tvp.info/27486514/z-podkieleckiej-wsi-na-salony-elit-polka-wsrod-boskich-wloszek
http://www.kuriergalicyjski.com/historia/postacie/90-b/2168-wielki-romans-w-maych-swkach
Zdaje się, że III RP swoją pierwszą umowę motoryzacyjną również zawarła z Fiatem. Po co zmieniać coś co dobrze działało tyle lat i „przyniosło wiele obopólnych korzyści”.
Cyt.: „Reformę walutową Polski gwarantuje stryj KTT, a nasi rozumieją z tego tyle, że trzeba znaleźć kwity na współpracę KTT z SB. To jest poziom psa, albo nawet jaszczurki…”.
Słucham właśnie bardzo ciekawej i pouczającej dyskusji na premierze książki pana Rafała. Jest m.in. Cenckiewicz. Sadzą takie farmazony, że linku nie podam, byś się nie denerwował. :))
Ja już się nie mogę bardziej zdenerwować
Wg tego Milewskiego (i gazowni) to mieli być dwaj żołnierze. Tylko skąd to wiedzą, skoro Helena „nie wydała wspólników”?
Postępowe środki gry aktorskiej to prawdziwe zabójstwo, albo orgie na scenie?
No i się okaże, że jesteśmy sąsiadami zza Wisły;-)
Kurcze, Leon Berbecki /nie Barbecki/ i to był nie byle kto w II RP, tylko jeden z nielicznych generałów broni. Poważne zaniedbanie natury ogólnej. Swoją drogą /off topic/ dobrze by było wydać solidną „Szkołę nawigatorów” dotyczącą Ormian i ich Zagłady z rąk tureckich.
Chyba się poprawiłem, nie? Trzeba by było…trzeba zadzwonić do trzeby i trzeba zrobi…
Tak, faktycznie, nie zwróciłem uwagi. Nie przeczytałem komentów. Przepraszam. A co do drugiej części wypowiedzi to jest jedynie sugestia. I tylko tyle. Ja nie jestem sponosrem, wydawcą ani sprzedawcą, nie potrafię ocenić, jak to się sprzeda i jakie jest zapotrzebowanie na ten temat. Ale, obecnie zajmując się tym zagadnieniem, zauważam skąpośc i rozproszenie rzetelnych materiałów w jęz. polskim na ten temat. Przy okazji, znam trudności prowadzenia samodzielnego biznesu w PL /na etacie pracowałem ostatnio w 1993/ i wiem, że cokolwiek samodzielnego w Polsce łatwe nie jest. Dlatego to tylko sugestia.
Nawet barany nie wiedza jak sie kompromituja… naprawde ciezko uwierzyc, ze to taaakie CEPY !!!
Normalnie szok.
Złapałam ongi w bibliotece „Żelazne damy” i dałam sobie spokój po jakichś trzydziestu stronach. No nie idzie tego przyswajać. Hmm… Brakuje mi określeń.
Nadrabiam kilkudniową nieobecność i żałuję, że mnie tu nie było 🙂
Z tym polskim FIATEM sprawę załatwiał… Jan Olszewski premier, z szefem włoskiego fiata, panem Agnellim. Bodaj pod fartuszkiem jeden i drugi. Rok 1992. To jakiś wstydliwy biznes był i pan premier nigdy tym się nie chwalił jakoś, mimo, że często potem /po zamachu/ udzielał wywiadu i wspominał różne rzeczy.
https://tezeusz.pl/234285,okret-leon-poltora-roku-sali-sadowej-1925-r-.html
nieaktualne
No wreszcie… witam, witam 😉
Ostatnio „faruszkowy” JO udzielil „sesacyjnego wywiadu” zerujacemu Sakiewiczowi bo jego oblakany portal wyl o tym ze 3 dni albo wiecej… ale stety ominelam te „sesacyje” szerokim lukiem.
Podpis Mieczysława Niklewicza, wśród wielu innych, znajdujemy we wrześniu 1914 pod następującym tekstem.
T e l e g r a m do W o d za N a c z e l n e g o
Przedstawiciele stronnictw politycznych i grup społecznych narodu polskiego wysłali z Warszawy do Zwierzchniego Wodza Naczelnego, Wielkiego Księcia Mikołaja Mikołajewicza, telegram następujący:
„Wasza Cesarska Wysokość!
Głęboko wzruszeni wezwaniem Waszej Cesarskiej Wysokości, które nam obwieszcza, że waleczna armia rosyjska, dobywszy oręża w obronie Słowian, walczy i za świętą dla naszego Narodu sprawę wskrzeszenia zjednoczonej Polski, złączenie w jedną całość wszystkich rozdartych jej części pod berłem Jego Cesarskiej Mości, niżej podpisani przedstawiciele stronnictw politycznych i grup społecznych polskich wierzymy mocno, że krew synów Polski, przelewana łącznie z krwią synów Rosyi w walce ze wspólnym wrogiem, stanie się najlepszą rękojmią nowego życia w pokoju i przyjaźni dwóch narodów słowiańskich…”
Następny w kolejności alfabetycznej jest podpis Franciszka Nowodworskiego.
To może przypadkowa zbieżność nazwisk, ale w 1930 panowie Mieczysław Niklewicz i adwokat Nowodworski domagali się ukarania komendanta głównego policji Jagrym-Maliszewskiego za użycie słów „Łajdaki, łajdactwa”. Przegrali, bo świadkowie nie potwierdzili.
Jak ważnymi postaciami byli w 2RP byli wydawcy prasy świadczy fakt, że Niklewicz został w lipcu 1920 powołany do Komisji Organizacyjnej Banku Narodowego dla rozwoju polskiego przemysłu, rzemiosł i handlu.
Polecam też w wiki życiorys drugiej postaci z mojego linku, Adama Doboszyńskiego, który twierdził, że „przez dwieście lat niewoli ciągoty powstańcze zaszczepiali Polakom ich wrogowie, ciągnący korzyści z nieudanych zrywów, których głównym efektem było wyniszczenie najbardziej ideowych i patriotycznych jednostek narodu” Sądzę, że jego pomnik powien stać obok pomnika Witolda Pileckiego.
Śpieszmy się czytać stare książki – tak szybko znikają…
Nic to. Teraz Coryllus to jedyny z tego grona posiada klucza do rozwiązania zagadki, którą zadał.
Potrzyma nas trochę w niepewności, a jak już się zbierze trochę osób pękających z ciekawości, to wyda „bezpaństwowego” Nawigatora traktującego o prześwitach w opasce na oczach posągu sprawiedliwości.
To się nie stanie nigdy. Ostatnio chyba zboczeńca z niego robili, nie pamiętam dokładnie
Taki tytuł wymyśliłem dla rozdziału w II tomie – Merkurialny charakter palestry
Sam kiedyś pisałeś, że musimy stworzyć odrębny i niezależny język dyskursu i komunikacji.
Ja to zjawisko tu obserwuję.
Rośnie.
Sukces bierze się z kontroli produkcji i dystrybucji. Tak jest w krajach poważnych, to znaczy posiadających doktrynę. My, choć nasz kraj nie jest poważny, musimy się zachowywać poważnie. Kontrola dystrybucji polega też na tym, że porozumiewamy się językiem, który jest atrakcyjny dla odbiorcy, ale niezrozumiały dla innych producentów i dystrybutorów
Krzysztof Teodor Teplitz dostarczał nam również rozrywki.
https://youtu.be/tjZPAhw_9ks 2:20 Tytułowa piosenka z serialu Czterdziestolatek.
https://youtu.be/UDe4AHJcjY0 1:37 Fiacik też jest, również w serialu „Czterdziestolatek dwadzieścia lat później”, a potem awans z fiacika na – „Audik, prawie nówka”
https://youtu.be/2rBeYgkhOew i jeszcze Reporter na budowie Trasy Łazienkowskiej
Prawnicy, lekarze, dziennikarze, pisarze, artyści wszelkiej maści, aktorzy, piosenkarze, kabareciarze itd. Dziedziny niewymierne z wielkim wpływem na ludzi. Tam ich zawsze pełno. Jednak teraz to są już tylko nieloty, reprezentują niski, wręcz denny poziom. Pewnie dlatego, że nie muszą się starać, wszystko dostają darmo… No… przesadziłam, nie za darmo, za duszę.
Ty nawet nie wiesz jakiego Golema językowego stworzyłeś.
Próbuję klecić teksty pod przyszłego bloga. Wracam do nich, potem wracam tu i stwierdzam, że one są płaskie jak biust Kuby Wojewódzkiego i co rusz muszę zaczynać od nowa….
Eeeeeeech
Chyba zmusisz mnie do przeczytania Hłaski (i Czajki), których jako dziecko nie czytałem, bo byłem uprzedzony do literatów wydawanych w PRL (przyznję, że przeczytałem dwie cegły – tomy Tyrmanda). Po prostu miałem równie bogate życie, choć w innych rewirach.
W tej samej gazecie z maja 1909, gdzie mowa jest o skazaniu Niklewicza i kaucji w wysokości 300 rubli, jest informacja o dwóch policjantach, którzy robili rewizje, aresztowali ludzi, a w drodze ich uwalniali otrzymawszy po rublu. Sąd skazał ich na rok oddziałów aresztanckich.
Na tej podstawie occeniam, że Uthoff brał nie mniej niż 100 rubli, a może 300.
PS. Książki Okręta nie znalazłem, ale udało mi się kupić dwa brakujące tomy Krzywickiego.
Trzeba z tekstu wyciągnąć ile się da. No nie?
Konwerter? To się zmienia, co rusz robią nowego softa. Ale zajrzałem, wiesz, na aktualne poradniki i fora dyskusji i tam jeden szczególny produkt (trudno, kosztuje $30,-) polecają. Link jest tu, proszę:
https://www.wps.com/pdf-to-word
Dyskusja pięciu konwerterów, w tym darmowych, jest tu:
http://www.techradar.com/news/the-best-free-pdf-to-word-converter
Po prostu zacznij, nie myśl, nie skrob, nie cyzeluj, napisz coś krótkiego na początek.
Hehe.
Kiedyś to ja potrafiłem wypić wódkę Vistula i popić gorącą herbatą, ale jak się spróbowało lepszych rzeczy, to trudno wracać do tych ewidentnie nieadekwatnych.
Ale jakoś to będzie…Alleluja i do przodu.
Próbuję odpowiedzieć na zagadkę Coryllusa przy pomocy dowodów pośrednich, czyli cytatu z Okręta w hagiografii adwokata Śmiarowskiego (to dopiero była kreatura). Wychodzi mi, że Śmiarowski zarzucił oskarżycielom coś, co dzisiaj się nazywa wykorzystywaniem „owoców zatrutego drzewa”:
Leon Okręt, charakteryzując mowy obrońców w tym procesie, stwierdza: „Śmiało i szlachetnie bronił mecenas Śmiarowski idei czystości źródeł oskarżenia. Czyż nie jest to sprawą i interesem polskiej sprawiedliwości, aby żaden oskarżony
nie był potępiany na podstawie wykrętnie otrzymanych i niepewnych dowodów?” (http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Palestra/Palestra-r1967-t11-n3(111)/Palestra-r1967-t11-n3(111)-s122-127/Palestra-r1967-t11-n3(111)-s122-127.pdf)
Jak dla mnie „wykrętnie otrzymany dowód” jest dowodem. Natomiast „niepewny dowód” nie jest dowodem.
A jak coś równocześnie jest dowodem i nim nie jest, to chyba się tu błąd logiczny zakradł i to wielkości sporego okrętu…
To w takim razie językowi naszemu potrzeba czegoś szczególnego, jak by to zwięźle powiedzieć: dekla, wierzchniej warstwy, akurat odwrotnie niż tekst Coryllusowych ksiąg uwarunkowanej, bo przeciwnie skierowanej: powierzchownej a nie prowadzącej do tej głębi, jaką reprezentują zwłaszcza Twoje teksty. O sobie się nie wypowiadam, Kolegów też nie wsypię, jednak naciskać na to będę: opakowanie, obok wciągania Czytelnika w głąb, powinno być moim zdaniem tak zrozumiałe, że Czytelnik zawisa już od pierwszego spojrzenia w tym konglomeracie językowym, jaki stwarzamy, jak na haku, na którym jest mu wygodnie, gdzie jasne słonko świeci, wietrzyk wieje, słowiki, księżyce, śpiewy dziewic wieczorne, trzaski rozognionych watr na połoninach, to wszystko rozkłada się przed Czytelnikiem jak jego marzenia; wszystko to w pakiecie mu aplauduje.
Początkiem, hakiem wciągającym, deklem odkrywającym słój ze słodkościami mowy, opakowaniem zanęcającym mógłby być elementarny, zrozumiały komunikat, wewnętrzne wytłumaczenie, o czym mowa. Zauważyłeś to, że piszę nieraz dwukrotnie, prosto i szeroko, dwa razy to samo, obok siebie, by wciągnąć a potem rozszerzyć, bo wciąż szukam najtrafniejszego wyrazu myśli.
Przekonany jestem, że to się da zawrzeć w jednym tekście, bez wyraźnego oddzielania, jak dyktowałaby maniera trafiania do każdego drogą zamieszczania dwóch, różniących się poziomem argumentacji integralnych fragmentów całości.
Więcej zrozumiałych zdań. Jeśli chcemy przyciągnąć publiczność spoza obecnego kręgu, to potrzebujemy natychmiastowej epifanii u odbiorcy, potrzebujemy wywołania u czytelnika wrażenia pełnego a szybkiego, błyskawicznego zrozumienia, o czym mowa. Takim przeżyciem poruszony, nowy czytelnik zostanie przemieniony, zostanie wiernym czytelnikiem.
W tej hagiografii Śmiarowskiego z Palestry jest też kwiecista mowa (początek) na rozprawie apelacyjnej niejakiego Marka Segała, doktora zresztą, choć nie wiem, czy lekarza. No i oczywiście żyda, skazanego w pierwszej instancji (w Łucku) na 5 lat ciężkich robót za zdradę stanu. Palestra oczywiście nic nie pisze za co konkretnie ten wyrok, tylko cytuje te alegorie i epitety pana mecenasa. Ale udało mi się trafić na Głos Lubelski z 16. czerwca 1921 r. (s. 4, lewy górny róg zdigitalizowanego numeru), gdzie w relacji z procesu podają więcej szczegółów działań „niewinnej ofiary padlinożerców”. Otóż dr Segał, po wkroczeniu bolszewików do Równego, pocwałował do Czeki z donosami na Polaków i wyrazami poparcia dla ludowej władzy. W ten sposób na Syberii znaleźli się m.in. małżonkowie Krzemińscy, zresztą lokatorzy Segała, którzy cudem przeżywszy, wrócili do Polski i jak wszystko na to wskazuje byli oskarżycielami, określanymi w mowie Śmiarowskiego jako padlinożercy. Ale to tylko mój wniosek, bo tego w Kurierze Lubelskim nie podają, a pan mecenas z wyżyn metafory nie schodzi.
A tu stosowny link: http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/plain-content?id=18485
Róg prawy, a nie lewy, oczywiście;-)
W trzecim linku jest wyjaśnienie.
🙂
Już nie pomnę, gdzie: czy w „Kulturze”? – KTT miał felieton pt.: Kuchnia polska. I przeto nawet przez komunistów był nazywany: mały kocmołuch z kuchni polskiej. A ja miałam na ASP zajęcia z filozofii z lektorem miejscowego KW PZPR, Teplitzem. Małym, ryżym, krużowatym, dla którego mistrzem był Sartre. A po zmianie etapu zapisał się do lutrów. Eh…
Niestety nad tematem, jak to zawsze jest u pana Rafała i reszty tzw. naszych, ciąży upiorny dydaktyzm z pozycji inteligenta oraz błędne przekonanie, ze historia Polski jest przede wszystkim wynikiem ścierania się tzw. wad i zalet narodowych.
Ale heca.
Piszę od tygodnia pierwszy tekst na to nowe blogowisko. Dopiero teraz mnie odkorkowało.
Przed paroma minutami napisałem w swoim komputerze tekst, że nie wszystko na początku z mowy Coryllusa rozumiałem.
Ale nie tędy atemowa droga. Coryllus niczego nie może niczego zmieniać! To my na blogowisku powinniśmy budować różne poziomy komunikacji. Każdy jest specem w innej dziedzinie. Każdy wie jak łowić na swoim jeziorku.
Sieci ma być więcej – tych na grubszą i na cieńszą rybkę no i jedna wędka zarzucona na rekina oczywiście….
Cytuję:
Tak.
NB. Czy to możliwe, że Anglicy płacą lekką rąsią za badania nad życiem, działaniem i twórczością Adama Doboszyńskiego, podczas gdy obecna, kierująca Polską z przedniego, a i ta kierująca Polską z tylnego siedzenia grupa/ekipa robi wszystko, literalnie wszystko, aby najmniejszy przejaw pamięci o Adamie Doboszyńskim zgnieść, ukryć, zamordować…? Link, jakże wymowny:
http://www.wspolnota.art.pl/doboszynski.pdf
Lubiących prawdę zachęcam, by pominęli powyższy link. Podaję go z kronikarskiego zacięcia. Oczekiwać czegokolwiek od podlinkowanego „sztukiproz” (to jest trawestacja „sztukimięs” Franca Fiszera) nie należy, nie wolno.
Piękne czasy.
Na tej samej stronie twierdzą, że organista nie powinien grać na pogrzebie komunisty….
Niczego nie może niczego zmieniać, tak jest. Chodźmy spać. Z całaścią się zgadzam 🙂 A rekina, to upieczemy, płetwy na zupę, pożywną. Wyciągnąć taką bestię, to marliny wysiadają – a jednak. Wspólnymi, da się.
To jest dobry początek, mam wrażenie.
Czyli wykonanie polecenia służbowego, a dla mas ludowych wyjaśnienie brzmi: „były pewne naciski”. Ponoć także za Olszewskiego Glapiński wydał słynne zarządzenie o koncesjach na obrót paliwami. Ciekawe jakie tu były naciski?
KTT? On miał też felieton w „Polityce” Miecia R. Drewno, no po prostu suche trociny.
Jak to było w tym kongenialnym tłumaczeniu Brela, autorstwa Młynarskiego, które idealnie pasuje do burżła de socialisme KTT —>>>
Głupstwo straszne twe,
Żuj, burżuju, żuj,
I tak każdu wie,
Żeś ostatni …
Pan Rafal i reszta jego kolegow „naszystuf” to juz sie tak zaorala i skompromitowala, ze jakby mieli troche honoru to juz w telewizorze by sie nie pokazywali… ale mysle, ze to jest kwestia czasu, ze ci samozwanczy „chistorycy” zrobia z telewizora… wypad !!!
Bo to rzeczywiscie – jak Gospodarz swietnie to ujal – poziom psa i jaszczurki.
Mógłbym napisać doktorat na temat języka i stylu Coryllusa, ale zostawiam to dla przyszłych absolwentów polonistyki.
Natomiast co do konwerterów pdf do formatu Word, to mam doświadczenie więcej niż kilkunastoletnie i wiem, że 99% to chłam. W zasadzie 100% to chłam, ale to nie wina konwerterów ale formatu pdf, bo dobrze zdefiniowany format powinien pozwolić na dowolne konwersje.
Zakładam, że zależy Ci nie tyle na formacie Word, ile na formacie edytowalnym. W każdym razie potrzebujesz programu, który potrafi odczytać obraz jako tekst. Czyli OCR. Nie będę tu promował Rosjan, którzy od lat zawładnęli rozpoznawaniem tekstów, ale podam obiektywny sposób znalezienia programu używanego przez profesjonalistów.
Na archive.org należy wybrać dowolną polską książkę umieszczoną w ostatnim czasie. Następnie należy w pdf tej książki sprawdzić czy wyszukuje polskie wyrazy, np. „więc”. Jeśli tak, to we własnościach pdf trzeba sprawdzić, jakim programem został ten plik zeskanowany/przygotowany. Test można powtórzyć kilka razy. Sądzę, że wynik będzie zawsze ten sam.
Dziś już późno, ale mam nadzieję, że jutro moja latorośl objaśni teraźniejsze absolwentów polonistyki zawartość ostatniego akapitu i pojawi się możliwość wstawiania dłuższych cytatów z książek bez ich przepisywania.
Dzięki. Dobranoc.
Zawsze są tu „pewne naciski”. „Sorry, taki mamy /w Polszcze/ klimat”, że się tak brzydko wyrażę…
:)))
Mam ten niezwykły dar, że… zapominam o tych ostatnich 😉
Aha, dobranoc Wszystkim.
francuskie
tak trzymać
myśmy tez mieli lektorów z kw jako prowadzących i raz kolega zwrócił sie do takiego faceta po grecku; gość warknął dlaczego mówisz do mnie w takim języku to riposta była: mam nadzieję, że pan czyta źródła w oryginałach; gość z kw uciekł z zajęć i po dwóch tygodniach przesłali innego
Na razie w Hollywood kręcą superprodukcję na ten temat.
To chyba to – Krzysztof Teodor Toeplitz, „Książka mojego ojca”, Iskry 2004
A tutaj próbka jak można pisać o tym samym ale bez sarkazmu 😉 Historia rodu w pigułce
To dopiero sa „naciski” !!!
Za niedlugo wiek minie… a tego „naciskania” konca nie widac… a niesplacona „pozyczka tytoniowa” ciagle na stanie wisi dla narodu polskiego DO SPLACENIA !!!
Co za mafia… nie-praw-do-po-do-bne !!!
„Organista nie teolog„;-)))
A pod notką o procesie króciutkie teksty „o tych, którym już pomogli”… czyli o kontyngencie 5 tys. żołnierzy brytyjskich w Palestynie w ramach realizacji obietnicy Balfoura o stworzeniu żydowskiego państwa narodowego. I o udziale Czechów w moskiewskim kongresie III Międzynarodówki.
Nie mówiąc o przykładach mordów politycznych polskich działaczy na Śląsku, tudzież o niemieckiej bucie w walce o swoje interesy na ziemiach dawnego zaboru pruskiego, obecnie włączonych do Polski. Ze wskazaniem na brytyjską politykę, jako źródło takiej postawy Republiki Weimarskiej (s. 1 – 2).
A wszystko na 6 (słownie: sześciu) stronach jakiegoś prowincjonalnego dziennika.
Byli czasy…
To tu chyba możemy wyprowadzić dowód, że poziom dziennikarstwa obniża się wraz ze wzrostem sukcesów socjalizmu.
Skoro kino zostało uznane za najważniejszą ze sztuk, to tabloid stał się wzorcem sztuki dziennikarskiej.
A ja w ramach dziennikarstwa śledczego dodam, że o Golkowicach mówili wczoraj wieczorem w TV Trwam;-). Więc cytując naszego ulubionego toruńskiego agnostyka: uśmiecham się do sąsiada z prawego brzegu;-)))
Na jednym końcu śladu stoją Mohikanie i ja i możecie mi wierzyć, że znajdziemy jego drugi koniec, chociażby dzieliły je setki mil!więcej
James Fenimore Cooper – Ostani Mohikanin. Tropiciel śladów.
;-)))
Koniec nadawania, bo zaraz tu wpadnie CSI, MI5, MI6 i ABW… A drzwi takie wąskie.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.