gru 232017
 

Nie mogę się nadziwić pewnemu fenomenowi. Oto blog ten wkracza właśnie w dziewiąty rok istnienia, większość bywających tu osób, a przychodzi ich naprawdę dużo, już mnie zna. Jeśli nawet ktoś ma jakieś wątpliwości co do moich reakcji na pewne tematy czy nazwiska, to ma na tyle taktu, by się nimi ze mną nie dzielić. I tak wszystko wiadomo. Ponieważ jednak nie jesteśmy odizolowani od świata pojawiają się na naszym blogu ludzie, których nazywam miłośnikami prawd prostych. Czynię tak, ponieważ mam w pamięci księgę pamiątkową, wydaną na cześć Henryka Krzeczkowskiego, która nosiła taki właśnie tytuł – „Proste prawdy”. W środku były artykuły uczniów pana Henia, którzy przekonywali czytelnika, że ich mistrz był konserwatystą, katolikiem i intelektualistą, który wyprowadził ich na szerokie wody publicznego i politycznego życia. Kim był w istocie Henryk Krzeczkowski wszyscy zdążyliśmy się zorientować, nie każdy jednak wie, w jaki sposób dystrybuowane były jego myśli. A jest to sposób bardzo charakterystyczny i znajdujący naśladowców. Zanim go omówię, chciałbym zwrócić uwagę na jeden komentarz, który pojawił się pod wczorajszym tekstem. Oto on:

Czy byłaby możliwa sytuacja, w której sprzedałby pan swoją pierwszą książkę bez przygotowania blogowego?

Dlaczego jest taki ważny? Już tłumaczę. Wczoraj, w ciągu dnia, mimo licznych zajęć, obowiązków i wyjazdów, myślałem cały czas o tym, czy możliwa byłaby taka sytuacja, że ja, w okolicznościach absolutnie sprzyjających, czyli na przykład na targach książki historycznej, wręczam jakiemuś profesorowi jeden ze swoich luksusowych produktów. Dajmy na to „Święte królestwo”, album, którego nie trzeba się wstydzić, ani nawet za dużo o nim opowiadać. Wręczam mu więc ten album i proszę grzecznie by próbował go komuś z tego tłumu sprzedać, używając do tego swojej, nie małej przecież erudycji, a nawet znajomości. Czy transakcja doszłaby do skutku? Oczywiście nie. Jestem tego pewien. Nawet jeśli udałoby mi się nakłonić jakiegoś akademika do podjęcia takiej próby, nie sprzedałby on niczego, nawet jeśli byłoby to ze złota i miało certyfikaty najpoważniejszych światowych organizacji. Nie mógłby tego zrobić, albowiem sprzedaż odbywa się w pewnych, dość wyraźnie i ściśle zakreślonych ramach. A do tego jest w wielu zakresach kontrolowana. Nie tylko przez państwo, które wymaga od nas płacenia podatków, ale także przez ludzi, którzy pilnują rynku treści. Profesorowie z uniwersytetów są osobami, które mają pilnować rynku treści. Oni tej swojej funkcji nie rozumieją, bo ona jest ukryta pod całkowicie fałszywą misją, nie możliwą do zrealizowania w danych nam okolicznościach, ale stanowiącą wygodny parawan. Stąd sprzedaż byłaby niemożliwa. Komu on miałby to sprzedać? Koledzy by go wyśmiali, a tak zwanych zwykłych ludzi nawet by nie zaczepił z obawy przed kompromitacją. Żeby cokolwiek sprzedawać ze skutkiem trzeba stworzyć organizację. Inaczej nie ma mowy o sprzedaży, jest tylko hochsztaplerka i gra w trzy karty. Dlatego tu u mnie żadna sprzedaż nie byłaby możliwa, bez bloga, a także bez ciągłego, uporczywego nawoływania do aktywności innych autorów. To są sprawy kluczowe i jawne, dlatego ja o nich jawnie mówię i ostrzegam, że jeśli ktokolwiek podniesie rękę na naszą organizację gwarantującą nam sprzedaż, gorzko tego pożałuje. Mam tu na myśli takich, którzy misję naszą i ekspansję próbują podłączyć do misji i ekspansji organizacji obcych, ale takich, które składają deklaracje podobne w brzmieniu do naszych. Podobne to znaczy ideologicznie konserwatywne. Z mojego punktu widzenia to nie jest żadne podobieństwo, nawet powierzchowne, ale tym biednym ludziom wydaje się, że jest właśnie na odwrót. Wszyscy bowiem szukają pomiędzy rynkami i organizacjami podobieństw istotnych, czyli strukturalnych lub jak kto woli wewnętrznych. Niektórzy nawet próbują nas tutaj epatować swoim życiem wewnętrznym. No więc ostrzegam, że ja nie mam żadnego życia wewnętrznego. Mam samo zewnętrzne, a przez to właśnie widzę sprawy w ich sensie istotnym i nie tracę czasu na głupstwa.

Każdy produkt wydawany przez klinikę języka musi, podkreślam musi, być produktem oryginalnym, tak pod względem treści jak i jakości. Dlatego właśnie nie chodzimy utartymi szlakami i nie powielamy cudzych wzorców, nawet jeśli te, według niektórych osób, gwarantują sukces. O sukcesie naszych produktów świadczy ich jakość edytorska, która jest tak skorelowana z ceną, żeby nie płoszyć i nie deprymować czytelnika. Oczywiście, są tacy, którzy uważają, że za grubą książkę, pełną sensacyjnych treści, zaopatrzoną w ilustracje i twardą oprawę, powinni płacić 10 złotych, ale nie do nich kierowana jest nasza oferta. Powtórzę raz jeszcze – jakość edytorska – to ona decyduje o tym, że możemy, mimo niewielkiego budżetu stanąć pomiędzy największymi i najlepszymi wydawnictwami i nikt nie będzie nam nawet śmiał zwrócić uwagi, że jesteśmy w niewłaściwym miejscu. Niech tylko spróbuje. Nigdy z tej jakości nie zrezygnuję, a to z tego względu, że natychmiast postawi mnie ów gest w jednym rzędzie z osobami, o których tu postanowiłem dziś napisać – z miłośnikami prawd prostych. Jakość edytorska powoduje, że możemy spokojnie wejść na rynek i nie musimy się przy tym nikomu z niczego tłumaczyć. Stajemy się częścią organizacji, która gwarantuje sprzedaż. Dzieje się tak, przez sam fakt wydania książki jakościowo dobrej i pięknej.

Miłośnicy prawd prostych myślą jednak inaczej. Podchodzą czasem do mnie i mówią – mnie te pańskie obrazki nie interesują, mnie interesuje treść. Ja ich rozpoznaję bez pudła, od razu i nawet nie próbuję odpowiadać na żadne insynuacje. Ludzie zainteresowani treścią i podkreślający to w co drugim zdaniu, to ludzie liczący na to, że ja pozwolę, w imię uczestnictwa w kolportażu prawd prostych i jedynie słusznych, wypchnąć się z rynku. Im się zdaję, że ja wymienię tę jakość, która przecież jest marnością i prochem, na prawdę najprawdziwszą i dołączę do takich jej głosicieli jak Piskorski Mateusz, Siwak Albin i Kossecki Józef. Nie mam, jak powiadam, żadnego życia wewnętrznego, ale mam tu na półce różne książki i oceniam je w sposób powierzchowny, po obwolucie. I widzę, że książki Krzeczkowskiego są dokładnie tak samo nędznie wydane jak książki Kosseckiego, ale tytuły stosowane przez obydwu autorów są tak samo sprofilowane, a zwarty w nich ładunek kokieterii wymierzony jest wprost w mózgi osób ekscytujących się samą treścią. Na kilkudziesięciu stronach swoich dzieł, autorzy ci rozprawiają się bezkompromisowo ze największymi problemami ludzkości oraz naszymi, polskimi bolączkami, nie zostawiają suchej nitki na organizacjach globalnych, demaskują fałsze i przeinaczenia oraz pokrzywione intencje. I tylko my, biedni czytelnicy, nie możemy się nadziwić, że na grzbiecie każdej z tych książek widnieje dziwny skrót – MON. Skąd on się tam wziął? To jest oczywiście jasne dla wszystkich, ale nie wszystkim to przeszkadza. Są bowiem tacy, którzy mówią – nie było tak źle w tym PRL-u, coś się produkowało, coś się planowało. Oczywiście, można się było zaczepić na etat w fabryce, tam zapisać się do organizacji zajmującej się dystrybucją książek Krzeczkowskiego i Kosseckiego, podonosić trochę na kolegów, a w nagrodę pojechać na wczasy do Bułgarii. Komu to przeszkadzało? Czy teraz nie może być podobnie? Nie, bo przeszkadzają ci cholerni Żydzi. A czy wcześniej ich nie było? Tego do końca nie wiemy, bo miłośnicy prawd prostych rozpoznawali, a i to słabo, jedynie te okoliczności, które były w zasięgu ich rąk. Świat zaś do którego tęsknią, to świat prawd prostych, konserwatywnych i klarownych, ułożony w myśl przepisu Henryka Krzeczkowskiego, przez jego pilnych uczniów, stojących do dziś na straży narracji zwanych konserwatywnymi i pilnujących by nic, co nie ma wyglądu śmiecia wyciągniętego psu z gardła, nie znalazło się na półce z książkami.

Sposób w jaki produkowane były książki wymienionych autorów demaskuje intencje wydawcy i demaskuje sposób kolportażu. To nie są książki dla wszystkich. One nie są dla dzieci, nie są dla kobiet ekscytujących się romansami, nie są także przeznaczone dla ludzi powierzchownych. To są książki, dla wtajemniczonych, którzy nie zrażą się nieatrakcyjną okładką, nie przejdą obojętnie obok tej szarości, jakże podobnej do papieru toaletowego. Oni się tym zainteresują, bo wiedzą, że tam jest sama istotna treść. Podobnie jak dziś w książkach Sumlińskiego. Mamy tu do czynienia z pewną edytorską tradycją, która jest ściśle związana z promocją – szeptaną – oraz dystrybucją – pokątną i gwarantującą ten charakterystyczny dreszcz emocji. No i udział w czymś wyjątkowym, co nie dane będzie każdemu, bo nie każdy to zrozumie.

Nie idziemy w tym kierunku. Mam nadzieję, że to jasne. Idziemy w kierunku odwrotnym. Nie kokietujemy treścią oprawioną w papier z pudełka po butach i sprzedając to nie mrugamy znacząco sugerując, że tam między tymi okładkami, znajdują się bomby, które rozwalą światowy syjonizm czy co tam sobie jeszcze miłośnik prawd prostych zamarzy. Nie produkujemy książek służących do prywatnej dewocji emerytowanych pracowników zakładów zbrojeniowych. Ani też dla nawróconych funkcjonariuszy służb specjalnych Polski Ludowej. (Dla nienawróconych także nie). I nie będziemy wchodzić z nimi w dyskusję. Mamy swoją drogę.

Tak jak obiecaliśmy, mamy okładkę albumu Sacco di Roma. Oto ona https://issuu.com/tomaszbereznicki/docs/okladka_sacco_net

Mam nadzieję, że po świętach przyślą komiks i Kościuszce.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.

Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,

ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki

PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

PKOPPLPWXXX

Podaję też konto na pay palu:

gabrielmaciejewski@wp.pl

Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.

Zapraszam też do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do Tarabuka, do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu GUFUŚ w Bielsku Białej i do sklepu HYDRO GAZ w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.

  111 komentarzy do “O miłośnikach prawd prostych”

  1. Piekna notka! Z przytupem, i bomba na koncu:-) Okladka wspaniala!

    Od razu zlapalam energie do przygotowan wigilijnych. Dobrego dnia wszystkim!

  2. Piąty raz odniósł się pan do mojego komentarza całym tekstem. Poprzednio pisałem jako Heniek R., ale zapomniałem hasła, od kiedy zostałem pracownikiem uniwerku. Hierarchia jak w specsłużbach.

  3. Ja rozumiem chęć promowania swojej organizacji ale niekoniecznie trzeba to robić kosztem innych. Rozumiem wszystko ale nie rozumiem kwestii podważania realnego dorobku naukowego kogokolwiek choćby osoba ta była skończonym draniem. Co by nie mówić Kossecki stworzył organizację, która ma poważne cele i poważny program. To chyba wszystkich denerwuje. Co do jego własnej osoby to i tak wszyscy aspirujący z każdej strony polskiego cyrku go opluwają, widać na tym można się promować. Swoją drogą podobieństwa w publikacjach pańskich i jego są ciekawie podobne tyle że Kossecki robi to z naukowym podejściem. Oczywiście zaraz się posypie krzyk, że troll przyszedł ale nai się rozwija i karawana jedzie dalej. Życzę wam aby wasza organizacja była równie sprawna.

  4. No i paczpan. Poczuł w sobie gostek charyzmę, niczym poryw lawiny błotnej, i stał się nagle twórcą notek Coryllusa… 😉

  5. Autor książki o Krzeczkowskim (Wojciech Karpiński) wraz z Marcinem Królem założył w 1979 kwartalnik Res Publica, który dzisiaj jako Res Publica Nowa jest wydawany przez fundację im. Henryka Krzeczkowskiego.

    Marcin Król jest przewodniczącym Rady Fundacji im. Stefana Batorego.

    Komentarz w SN

  6. w prowokacji ’68 niósł transparent, był to rytuał desygnujący go do zadań, które pełni  do dzisiaj.

  7. lawinę błotną masz w majtkach

  8. Lepiej tam niż pod czerepem jak ty 😉

  9. Naprawdę? Stworzył poważną organizację? jaką? Oczywiście, że jesteś trollem, będę cię tu pokazywał za pieniądze

  10. nie zna życia

    kto nie służył w marynarce 🙂

  11. organizacja stworzyła Krzeczkowskiego Henia

    łącznie z nazwiskiem 🙂

  12. Spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia dla pana Gabriela z Szanowną Małżonką i Dziećmi, dla wszystkich Blogerów i Komentatorów tutaj i na SN.

    o. Stanisław

  13. Okazywanie ostentacyjnego lekceważenia zdobieniom przypomina surową pobożność.

  14. profesor na targach

    weźmie książkę do sprzedaży

    w ramach happeningu

    wspartego grantem

    i dokumentowanego ukrytą kamera

    badania terenowe z socjologii lub psychologii handlu

    porażka akcji to temat

    do pracy habilitacyjnej 🙂

  15. Okładka Sacco jest taka, że pobudza czytelnika do zamówienia albumu, zanim autor rysunków skończy dzieło.

  16. nie jestem z tobą na ty, szwabie

  17. Bardzo dziękuję (jako komentator pojawiający się od czasu do czasu). Nawzajem o. Stanisławie. Niech Pan Bóg błogosławi.

  18. Trzeba chyba być  mało spostrzegawczym żeby nie zauważyć narodowej agencji informacyjnej. Rozumiem, że cały jego dorobek taki jak kontynuacja nauki o cywilizacjach Konecznego czy społeczne procesy poznawcze to według Ciebie miłosnictwo prostych prawd. Dyskredytowanie bywa skutecznym narzędziem ale łatwo może stać się bronią obosieczną.

  19. Ale tu nie ma żadnego hasła…

  20. oficer KGB, matrioszka

  21. Dla Ciebie ilość wejść na bloga jest miarą sukcesu twojej organizacji i ja to rozumiem, gratuluję,w waszym przypadku może być to miarą sukcesu. Argument, ten który jak obaj wiemy jest fałszywy w przypadku nai i próba odpowiedzi na niego skończy się kompromitacją, Na moje pytanie nie odpowiedziałeś i pewnie nie odpowiesz. Każdy kto tu próbuje coś wnieść w dyskusję jest atakowany a chyba o to chodzi by rozmawiać

  22. Z pewnością nie chodzi o to, by rozmawiać. Na pewno nie z tobą.

  23. Oczywiście, wszystkie argumenty nie przyznające ci racji są fałszywe. A jak ktoś ma popularny blog i wydaje popularne książki, to jest to komercha. Ja to wiem….liczą się tylko proste prawdy.

  24. Opisz teraz te historię jako atak na twoją organizację na szczęście jesteście zakonspirowani i wasze cele są tajne dlatego wygracie :). Żebyś się nie zdziwił że niedługo nikt z tobą nie będzie chciał rozmawiać. Mam parę twoich książek, czemu narracja w nich jest tak bliska wnioskom znienawidzonego Kosseckiego? Kilka razy zadawałem tu pytania z bardzo różnych tematów zawsze było podobnie albo kogoś dyskredytujesz albo nie masz czasu na odpowiedź. Co do jednego mogę się zgodzić

  25. Oczywiście, jesteśmy tajni. Ja tu mogę do porzygania pisać o jawności, ale ty wiesz lepiej, jesteśmy tajni i przez to też mamy większą klikalność, która się nie liczy wcale i nie jest miarą sukcesu. Moje narracje są tak samo blisko Kosseckiego ja i Łysiaka. Wszystko kojarzy ci się z dupą….

  26. Bo się nie znasz i nie jesteś wtajemniczony. Do tej pory wszyscy z tobą gadali ale zaraz przestaną. I tak w koło Macieju od lat…

    https://merlin.pl/tajemnice-mafii-politycznych-jozef-kossecki/1340812/

  27. Tak książka ma grubość małego palca u nogi. Ciekaw jestem czy to aby na pewno wszystkie tajemnice mafii politycznych

  28. Sam powtarzasz że cele są ukryte. No jakby nie patrzeć wnioski wychodzą podobne i co? I nic. Porównujesz blog autorski ze stroną na której pojawia się informacja co pół roku ?A co ma piernik do wiatraka. To tam trzeba być wtajemniczonym? Ciekawe od kiedy oni promują jakaś tajnośc. Już wam daje spokój bo mnie zjecie żywcem a święta idą, więc pewnie każdy woli rybę 🙂

  29. =chodzi o to by rozmawiać=

    i nic nie robić

    mając poczucie

    dobrze spełnionego obowiązku

    pełna demaskacja tej osoby 🙂

  30. czy ty też z KGB

    jak twój idol?

  31. Informacja pojawia się co pół roku, ale to jest sukces w przeciwieństwie do mojego bloga i nie wolno tego lekceważyć, prawda?

  32. Zajrzałem na polecany przez pana portal i zapoznałem się z niecenzurowanym (jak tam piszą) życiorysem Kosseckiego.

    Mam nadzieję, że Gospodarz mi wybaczy, że zacytuję:

    Po wprowadzeniu stanu wojennego środowiska polskich narodowców w PZPR sterowane przez LND podjęły próbę zdominowania polskich mediów. Kossecki, od pierwszych dni stanu wojennego, wielokrotnie występował na antenie Polskiego Radia, pisał artykuły do Trybuny Ludu i innych gazet. W ramach tej kampanii na antenie TVP w wystąpieniu w Dzienniku Telewizyjnym 8 stycznia 1982 r. o godzinie 22.30 (powtórzonym przez telewizję następnego dnia rano), zaatakował, nie podając nazwisk, osoby z kierownictwa PZPR i państwa, które jego zdaniem (a właściwie według ustaleń kontrwywiadu ofensywnego LND) były związane z zagranicznymi ośrodkami prowadzącymi działalność mafijną o charakterze masońskim w powiązaniu z lożą „Kopernik” oraz dywersję Józef Kossecki antypolską. W kolejnym programie miał podać nazwiska, ale mu to uniemożliwiono.

    (…)

    Po interwencji współpracowników Kosseckiego z Wydziału Informacji KC PZPR został zawarty kompromis polegający na tym, że poprosił on o urlop bezpłatny (najpierw na rok, potem na dalsze trzy lata), na który zamieniono zwolnienie dyscyplinarne. Nie został wyrzucony z PZPR tylko dlatego, że szybko wziął przeniesienie z organizacji partyjnej w WSP w Kielcach do Warszawy, a tam nie zgłaszał się do żadnej z organizacji, aż opadną emocje.

    Dalej nie czytałem – ale to jest naprawdę mocne.

    Ciocia Wiki pewnie czerpie z tego życiorysu, bo twierdzi, że jak Kosssecki był na tym urlopie wynegocjowanym przez współpracowników z Wydziału Informacji KC PZPR to:

    W 1982 prowadził zlecone wykłady na temat wojny informacyjnej w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR. Później miał również prelekcje w Wojskowej Akademii Politycznej i Akademii Sztabu Generalnego.

    Mam wrażenie graniczące z pewnością, że pan chce prowadzić wojnę informacyjną tu na blogu Coryllusa, tylko nie ma narzędzi.

  33. nie zna

    kto sam nie sprzedawał książek

    osobiście 🙂 🙂

  34. wyżej linkowałam

    dyskusję o Koseckim

    informacje pink panther

    linki

    wróć do dawniejszych odkryć

    i do pytania kim był

    zanim został Koseckim

  35. Zapytałem tylko o stosunek do nauk które aktualnił i prowadził. Jaki jest jego życiorys każdy widziwięc to nie temat do dyskusji. Nie, nie chce niczego prowadzić, nie jestem trollem ani nie przysłała mnie razwietka. Nie sądziłem, że takie emocje u was to wywoła, gdybym wiedział to bym nie zapytał. Przepraszam was bardzo i możecie być pewni że żadne ataki hakersko-informacyjne nie nastąpią z mojej strony 🙂

  36. Tak, pamiętam – ale nie zaszkodzi powtórzyć 🙂

    Dawnemi czasy to był chleb powszedni – walki frakcyjne w partii komunistycznej, zadania jakie stoją przed partią itd. Patriotyczne jądro PZPR było zdrowe, ale nie dawało rady, bo loża Kopernik przeszkadzała, czy coś podobnego. Kossecki chciał to naprawić, ale pewnie nie miał dostępu do dość mocnych komputerów, by wszystko wyliczyć i przekonać towarzyszy mocnymi danymi. Po prostu ręce opadają.

  37. Próbowałem zamieścić komentarz, ale chyba nie zweryfikowałem wszystkich posągów na zdjęciach 🙂

  38. Mnie bardziej interesuje, co ci szkoleni z PZPR zrobili z tą wiedzą, jaką przekazywał im Kossecki – w temacie sterowania ludźmi. Coś chyba zrobili?

    Mamy dwie możliwości – albo wykorzystali tę wiedzę – sądząc po rezultatach – źle wykorzystali, w złym celu – albo nie wykorzystali – czyli była nieskuteczna i bezużyteczna. Jak nie patrzeć – źle.

    Teraz ogólnie rozumiani „my” mamy ją posiąść – „wiedzę o wszystkim” – i gdzie niby ma nas zaprowadzić?

  39. Polscy narodowcy w PZPR. Niezwykłe, którzy to? Jaroszewicz?

  40. czasem opadają

    ostatnio tu padło pytanie

    czy między żydami i chamami

    ktoś myślał o Polsce

    tej przedrozbiorowej

    myślało wielu – jak ją wykrzywić

    obrzydzić

  41. No to jeszcze raz „z głowy”:

    Skoro już padło pytanie o możliwość wylansowania się w roli pisarza się bez wcześniejszej aktywności blogerskiej, to pozwolę sobie dorzucić własne trzy grosze na tene temat.

     
    Byłoby super, gdyby mógł Pan utrzymywać się wyłącznie z pisania codziennych felitonów, bo to najlepiej Panu wychodzi, przynajmiej w kategoriach „rzemieślniczych”. Jednak-jak rozumiem- sytuacja zmusza Pana do działalności na wielu frontach, a takie podejście często nie daje dobrych rezultatów, a bywa, że wręcz prowadzi do klęski, czego oczywiście z okazji zbliżających się Świąt zdecydowanie Panu nie życzę.
     
    Nie życzę Panu również konfliktu ze „starozakonnymi”, chyba, że to celowa prowokacja w celu znalezienia inwestora (sponsora). Pewnie jednak zdaje Pan sobie sprawę, że może się zdarzyć tak, że kiedyś otrzyma „propozycję nie do odrzucenia” i nie mam w tym wypadku bynajmniej na myśli oferty zostania nadwornym pisarzem prezesa czy innego du.y.
     
    Niech Pan skupi się na „pracy od podstaw” czyli na kształtowaniu w społeczeńtwie właściwych Pańskim zdaniem postaw. Nie da się tego zrobić poprzez pisanie książek, które przeczyta kilkaset osób, ani przez wydawanie komiksów, nawet najbardziej atrakcyjnych edytorsko, bo to jeszcze większa nisza i wyrzucanie pieniędzy w błoto, a co gorsza, nie zawsze Pańskich:).
     
    Doskonale rozumiem, że pisanie książek karmi ego, a jeśli w dodatku jeszcze sam Pan je wydaje, sprzedaje i reklamuje, to już z pewnością musi Pan czuć się pisarzem pełną gębą z przyległościami.
     
    W którymś z komentarzy wyczytałem, że podkreśla Pan duża objętość swoich dzieł literackich, ale nie sądzę, żeby faktycznie uznawał Pan to z walor godny podkreślenia. Krótkie formy to też sztuka, tym bardziej, jeśli talent i samozaparcie pozwala na publikowanie wciąż nowych, praktycznie codziennie. Czytuję je czasem z przyjemnością, co jest o tyle warte podkreślenia, że dość często fundamentalnie się z Panem nie zgadzam, choć bywa, że zgadzam się niemal w 100%.
     
    Innym słowy mówiąc uważam, że nie powinno się Pana tępić ani dyskredytować, gdyż tacy jak Pan są cenni dla społeczeństwa, choćby dlatego, że cenna jest każda inicjatywa „oddolna” nie wspierana przez „mainstream”. Oczywiście ma Pan rację pisząc, że bez bloga jest pan nikim, no ale na szczęście nie żyjemy w czasach Sienkiewicza czy innego klasyka, tylko w czasach, gdy klasykiem może obwołać się każdy, właśnie w internecie.
     

    Serdecznie pozdrawiam, gdyż wcale nieźle Panu życzę.
     

  42. używają tej wiedzy

    borykamy się ze zdeformowanym przez nich

    sposobem patrzenia, oceny

    czy mało tutaj przychodzi

    takich komentatorów?

  43. „Dla Ciebie ilość wejść na bloga jest miarą sukcesu twojej organizacji i ja to rozumiem, gratuluję,w waszym przypadku może być to miarą sukcesu”
    Każdy ma prawo do mierzenia sukcesu swoją miarą. Pisarz też 🙂

  44. czy zdradzisz

    z czym się zgadzasz?

    co ludzi denerwuje

    już wiemy od trolli 🙂

  45. Widzę dużą potrzebę oceny rzeczywistości i sprawność w posługiwaniu się socjocybernetyką – może inwestycja w soję?

  46. To ja nie jestem trollem? Chyba się posikam z radości 🙂

  47. To jest niesamowite, jak ich Coryllus męczy – aż muszą przyłazić i wygłaszać połajanki. Człowiek, co wydał parę starych książek i napisał sporo własnych – a ich to męczy. Męczy blog, męczy wszystko.

    Teoria sterowania mówi, że może funkcjonować obiekt bez znaczenia, który ma zadany algorytm i do jego stabilnego działania nie jest wymagana łączność z centralą. To są właśnie takie obiekty, które zaadoptowały jakieś stare algorytmy, zapewniły sobie minimum zasilania – i udają, że czymś sterują, jakimś procesem. Tyle, że centrala, która wytworzyła ich algorytm już nie istnieje.

  48. A ja mam pytanie – na ile blogów przychodzi Siogo i udziela rad, jak je prowadzić – proszę o listę i linki.

  49. Czy pan odradza pisanie książek także innym, czy tylko panu Gabrielowi? Może pan polata po necie i odradzi pisanie pani Tokarczuk bo jej to zupełnie nie wychodzi

  50. dusze potępione

    zawsze wyją

    czy to wycie tak fascynuje

    i przyciąga żądnych wrażeń czytelników?

  51. coryllus zdecyduje

    mnie bawisz 🙂

  52. Nie odradzam pisania książek. Staram się wykazać, że są lepsze zajęcia:)

  53. bezinteresownie

    jasne

  54. Łaskawco…nie powinno się mnie tępić? dzięki….

  55. Jasne, że zadecyduje, w końcu to człowiek decyzyjny bardzo.

  56. Szczerze piszę co myślę, a myślę, że zasługuje Pan na szacunek, bez względu na niektóre podłe cechy charakteru.

  57. Proszę się im oddawać, skoro dają panu satysfakcję

  58. Jakie to szczęście, że pan nie ma podłych cech

  59. Pewnie jakieś tam mam, ale nie pretenduję do roli „sumienia” części narodu.

  60. Teraz np. łupię orzechy na piernik.

  61. Bezinteresowność do jedna z najbardziej dominujących cech mojego charakteru.

  62. Odradzać pisanie książek to bym mógł szczerze i z przekonaniem panu Osiejukowi, no ale nie za bardzo tutaj wypada, prawda?

  63. „I wciągną w to wszystko co najlepsze byle tylko nie działać i nie patrzeć jak inni działają. Nawet Pana Boga. Bo lenistwo i niewiara w siebie idą zawsze w parze jak dwie brzydkie, stare kurwy. I jedna podpiera drugą.”

  64. Szczepan też pisze cienko i na słabym papierze się wydaje? Pytam, bo nie czytuję książek pasjami.

  65. W ogóle nie komentuję na żadnych blogach. Dawniej może trochę tak, ale teraz zdecydowanine nie. Co oczywiście nie oznacza, że pan Coryllus ma się z tego tytułu czuć wyróżniony. Co to, to też nie, bo w końcu kim ja jestem, prawda?

  66. 🙂 🙂

    już cię lubię 🙂

    może coryllus

    nie wyrzuci cię

    od razu?

  67. a kim jesteś?

  68. podrzuć trochę, co?

    lubię orzechy 🙂

  69. Wobec tego może pochwal się, przyjemniaczku,  co i kiedy  przeczytałeś z tytułów napisanych p. G. Maciejewskiego.

  70. Z tytułów napisanych przez G.Maciejewskiego nie przeczytałem niczego, gdyż historia nie jest moim hobby.

    Historia to dziwka, każdy może się (z)nią zabawić.

    To z cyklu prostych prawd, gdybyś przypadkiem załapał.

  71. Jak to kim jestem? Jestem cichym fanem Coryllusa. Tym bardziej, że zyskuje w bezpośrednim kontakcie, a tutaj (i kiedyś „tam”) przybiera dziwne wyrazy twarzy, zapewne w ramach swoiście pojmowanego „lansu”, albo raczej prowokacji obliczonych na prosty lud, który kupuje jego książki. To, że taka taktyka nie sprawdza się wobec innych środowisk (potencjalnych nabywców) dowodzi jedynie tego, że to marna taktyka.

  72. Miało być tak:
    To z cyklu prostych prawd, gdybyś przypadkiem NIE załapał.

  73. Tyle, że centrala, która wytworzyła ich algorytm już nie istnieje.

    I do tego zdania Kossecki by się przydał. imo.

  74. Orzechy w tym roku nie obrodziły.

  75. Skoro pan nie czytuje, na jakiej podstawie pan ocenia?

  76. No oczywiście wylatujesz….Takie numery tu nie przechodzą

  77. Ależ Ty cierpliwy jesteś:)

  78. szkoda że oni zawsze

    muszą przesadzić

    puszczają nerwy

    spada jakość trolli

  79. Juliusz powiedział kiedyś, że jestem aniołem. To może być prawda 🙂

  80. wobec tego   nie ośmieszaj się, przyjemniaczku, jeszcze  bardziej i oddal się na inne fora netowe,  bo tutaj  obrażasz inteligencję  użytkowników

  81. był śmieszny

    zabawny

    szkoda że nie wytrzymał

    dawno nikt tu nie próbował

    dawać rad coryllusowi

  82. śmieszny  tak, ale zabawny nie

  83. dziś tak trudno się śmiać

    zła jakość

    szybkie zużycie wszystkiego

    wydaje mi się

    że już go spotkałam

    pod innym nickiem

    nie dowiem się

  84. pomysł doradzania coryllusowi

    jest zabawny 🙂

  85. Witam.

    Jak to notki, z komentarzami, sprzed roku nabierają po roku uroku. I ten uroczy Amstern z komentarzem:

    „Pan Herman (jedno „n”) Gerner odszedl z LWP, bo w 1948 roku marszalek Dąb-Rozwadowski rozkazem personalnym zmienil mu nazwisko na Henryk Krzeczkowski.

     Odpowiedz

    17.01.2016 10:55″aż się łezka w oku kręci na dawnych wspomnień czar.A co do prawd prostych, to prosty lud zawsze potrzebuje prostych prawd stąd prostota ma taką wielką przyszłość.A propo zaś prostoty szykuje nam się nowy pomnik „Rzezi Wołyńskiej” w Toruniu. Aby prosta prawda nigdy nie zginęła.Lubiętakie wspominkowe notki na dzień przed wigilą. Ciekawe jak świętował wigilię „Szil,” o pardon Herman(n) Gerner, o pardon Henryk Krzeczkowski. Są gdzieś jakieś wigilijne wspomnienie tego pana?Pozdrawiam

  86. pamiętasz po roku?

    pozdrawiam 🙂

  87. błogosławionych

    rodzinnych

    szczęśliwych

    Świąt Bożego Narodzenia

     

    wszystkim 🙂

  88. Dziękujemy i życzeniami odwzajemniamy

  89. Skoro zalinkowana to powróciłem sobie do tej notki i komentarzy pod nią. Dobrze, że mamy archiwum tych notek. A jak sobie tak szukam i zaglądam to trudno jeszcze nie zajrzeć do samego pana Karpińskiego. Wydał książkę „od Mochnackiego do Piłsudskiego” i napisał do niej przeuroczy wstęp:

    http://www.wojciechkarpinski.com/tlo

    cytuję:
    „Nie miejsce tu na wyliczanie pełnej Księgi Przyjaciół, lecz wspomnieć o tych serdecznych więzach trzeba, bo to dzięki nim mogliśmy napisać Sylwetki. Ta Księga rysuje się cieniem na kartach naszej książki — i trwa w pamięci odczytywana co dnia (by strawestować Gombrowicza trawestującego Szekspira).
    A jednak chciałbym tu wymienić z nazwiska jedną osobę, Henryka Krzeczkowskiego. Na szarym tle tamtych dni uderzał barwnością, błyskotliwością, wielością twarzy, radosną swobodą i powagą. Talenty swoje poświęcił tłumaczeniu i pisaniu, lecz swoją prawdziwą niezwykłość i wybitność okazywał w przyjaźni, w rozmowie, w szczodrobliwości wobec innych. To on namawiał nas do współpracy z „Tygodnikiem”,to on zachęcał do kontynuowania cyklu.
    Zasadniczy dług wdzięczności mamy wobec redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Rzecz niby wiadoma i oczywista: jedno było takie miejsce między Łabą a Oceanem Spokojnym. A przecież stworzenie i utrzymanie tego miejsca przez lata nie było oczywistością, lecz wynikiem uporu, mądrości i odwagi grupy niezwykłych ludzi. Dzięki nim, ich przyjaźni, mieliśmy dokąd pisać. Ciemne pokoje na Wiślnej zapisują się w pamięci jasnym blaskiem”.
    W świetle notek Coryllusa czyta się takie wstępy „z wypiekami na twarzy.”

    Pozdrawiam i spokojnych świąt

  90. Okładka komiksu – pierwsza klasa, z Vincentem na pierwszym planie, o ile się nie mylę.

  91. Taaa,zwłaszcza wielością twarzy na szarym tle uderzał.A jeszcze spóźnione ale nie mniej serdeczne ad  Sio! Go!:

    http://paczaizm.pl/uprzejmie-pana-prosze-o-zostawienie-mojego-kolegi-w-spokoju-pies-niedzwiedz/

  92. Wzajemnie, a Boze Dziecie niech blogoslawi Ojcu we wszystkich poczynaniach.

  93. Nieprawda  !!!

    Nie kazdy jest atakowany… i z nie kazdym  da sie rozmawiac.

  94. Szanowny Wolframie, te obiekty przybiegły tu chyba za reniferami. Pewnie pomyliły im się algorytmy. Siedziały w domu przed Świętami i zamiast robić ciasto lub bigos, dopadły je „myślowce”. I z tymi męczącymi myślami tu dobiegły. W ślad za reniferami, oczywiście.

    A góra stoi.

    Wszystkiego dobrego Wszystkim.

  95. Ile tajemnic mają mafie polityczne? – Wszystkie.

  96. Ten Sio Go lepiej się nadaje do pokazywania za pieniądze, uśmiałem się jak norka 😉 Gdybyś prowadził blog rozrywkowy to ten jego komentarz można by w formie zdjęcia powiesić na górze jako wzorzec krytyki dla mistrzów krótkiej formy i prostej prawdy. Kolejni już by nic nie napisali bo żodyn przez te lata nic więcej do wzorca nie dodał. Uderzyłeś w stół a zamiast nożyc odezwały się wieszaki z szafy, co za świat 😉

  97. Obstawiam, że ten życiorys napisał Stanisław Lem. Czyta się jak wyprawy Ijona Tichego.

    https://www.youtube.com/watch?v=Lk8bnWwbSUc

    Niestety głosu w polskiej wersji użyczył Stuhr Jr.

  98. Panie Gospodarzu! To ja przez całe lata kupowałem Pańskie książki, licząc, że tam znajdą się na tych syjonistów ładunki wybuchowe i to tak silne, że w wyniku tego wybuchu wylądują oni aż na Marsie albo przynajmniej na Księżycu!

    Czy to znaczy, że mamy ograniczać się tylko do petard?

  99. A ile sztuk kupiłeś?

  100. Pomylił się!Jesteś Archaniołem! 🙂

  101. Że też 3 wspomniane przeze mnie nazwiska spowodowały wydrukowanie całego wpisu… A może sie mylę? W każdym razie dziekuję, 🙂

  102. Obawiam się, że jednak dobrze wykorzystali, aczkolwiek faktyczna funkcja celu była inna od deklarowanej, tzn. ci co mieli zarobić – zarobili, i pozostali w ukryciu, i pozostali bezkarni. Jak dla mnie – majstersztyk.

  103. „…Teraz ogólnie rozumiani „my” mamy ją posiąść – „wiedzę o wszystkim” – i gdzie niby ma nas zaprowadzić? …” – bardzo dobre pytanie. Sama „algorytmika Kosseckiego” to tylko pewna metodologia, tak, jak np. metody obliczniowe w mechanice, np. metoda elementów skończonych. Czego nie podaje Kossecki, to odpowiedniki, dla ludzi/grup/społeczeństw, danych materiałowych w mechanice, np. „jak atom-ludziej-materii-czyli-człowiek reaguje na jakiś bodziec”, „jak człowiek przekazuje bodziec lub reakcję innym”, „jak bodziec gaśnie”, „jak reakcja gaśnie”. W świcie korporacji mechanicznych jest tak, ze do powaznych obliczeń nie wykorzystuje ie gólnodostępnych danych materiałowych – prowadzi sie własne badania, formułuje sie własne modele. I takie właśnie dane są pilnie strzeżone. Ich zdobycie jest bardzo kosztowne (ogromna ilość próbek, ogromny czas pracy aparaturypomiarowej i laborantów). W przypadku „socjocybernetyki” takich „danych materiałowych” powinna prawdopodobnie dostarczyć socjologia lub startystyka socjologiczna. Czy dostarcza – nie wiem. Na pewno nie ma tego w znanych mi pracach Kosseckiego. Bez tych danych prace te są nieefektywne.

  104. Prawdopodobnie jednym z efektów sastosowania wielopoziomowego sterowania socjocybernetycznego była skuteczna „maskirowka” prawdziwej istoty i celów, budżetu i sponsorów „Solidarności”.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.