lip 262022
 

Bywają w życiu człowieka chwile, które nazywamy momentami. I taki oto moment nadszedł. Jak pamiętacie, a na pewno pamiętacie, niedawno odbył się w Ojrzanowie koncert Władysławy Rakowskiej, która uciekła tu przed wojną z Ukrainy. Akompaniowała jej na fortepianie Eugenia Sawczenko. Wydarzenie wszystkim się bardzo podobało, tak samo, jak sam obiekt, czyli pałac w Ojrzanowie. Wszystko wyglądało pięknie a może nawet dostojnie, tak bowiem określiła te okoliczności jedna z pań siedzących na widowni.

Na koncercie miała być obecna także mama Władzi, pani Julia, ale nie było to możliwe, albowiem stan jej zdrowia okazał się być dużo poważniejszy niż sądziliśmy. Pozostała więc wraz z małą Anią, siostrą Władysławy w domu. Wszystkie trzy miały w tym domu mieszkać do przyszłego lata. A do tego miał do nich dołączyć jeszcze tata, który przebywa na terenach okupowanych i musi się z nich wydostać, o własnych niestety siłach. Nie mamy takich mocy, żeby go stamtąd wyciągnąć. Okazało się że ponad tydzień temu mama dostała skierowanie do szpitala, albowiem badania wykazały saturację na poziomie 88. Pani doktor, która ją tu przywiozła z Ukrainy załatwiła jej miejsce w szpitalu w Siedlcach. Był z tym kłopot, jak pamiętacie, bo nie miał kto jej tam zawieźć, ale w końcu zrobił to Jerzy, za co mu z tego miejsca serdecznie dziękuję. Na Ukrainie mama była leczona źle, tak naprawdę w ogóle nie było tam lekarzy, albowiem wszyscy zostali skierowani na front, a w szpitalach zostali sanitariusze i felczerzy. Po tygodniu przebywania w szpitalu siedleckim, wiemy tyle, że sytuacja jest tragiczna. Mama nigdy nie stanie na nogach, będzie musiała być przez cały czas podłączona do tlenu. Jednak ten koncentrator, który dla niej wypożyczyliśmy jest za słaby i trzeba będzie postarać się o nowy. Jeszcze nie wiem jaki, lekarze powiedzą. Nie wiadomo co z nią będzie i jak długo taki koncentrator utrzyma ją przy życiu. W szpitalu ma przebywać jeszcze dwa tygodnie, a potem albo wypiszą ją do domu, albo przewiozą do Warszawy, gdzie może ktoś inny coś wymyśli. Ja jeszcze z tymi lekarzami nie rozmawiałem, wiem wszystko od Władysławy. W każdym razie mama na Ukrainę wrócić nie może, bo nie ma do czego.

W tak zwanym międzyczasie okoliczności zmieniły się dramatycznie i Władzia musi opuścić lokal, w którym mieszka z siostrą i zrobić to do końca września. Tak naprawdę, musi opuścić go wcześniej, albowiem kiedy zabierzemy mamę ze szpitala nie możemy jej już tam zawieźć. Musimy znaleźć jej inne miejsce. Mniejsza o to, dlaczego tak się stało. Przedstawiam po prostu fakty.  Jasne jest więc, że Władzia i Ania będą musiały zamieszkać gdzieś z mamą. To jest sytuacja gorzej niż tragiczna. Po pierwsze dlatego, że nie wiemy w jakim stanie jest mama. Nie wiemy, w jakim stanie będzie po wyjściu ze szpitala, czy będzie mogła poruszać się o własnych siłach, nawet po domu. Przed szpitalem chodziła, bardzo słabo i bardzo wolno. Poza tym mama kaszle właściwie bez przerwy. Nie ma więc mowy o tym, by umieścić je gdzieś w pokoiku, w którym będą siedziały wszystkie trzy z perspektywą, że dołączy do nich tata. Nie ma mowy, żeby lokal był gdzieś wysoko.

Liczyłem, przyznam, na to, że wszyscy oni mają zapewnione warunki mieszkaniowe na rok, a potem urządzę tu nową zbiórkę, które zapewni im kolejny rok w miarę spokojnego życia, na tyle spokojnego, żeby ten tata mógł znaleźć pracę, stanąć na nogi i opiekować się żoną lub kogoś do tej opieki wynająć. Władzia zaś, także w miarę usamodzielniona, będzie mogła wrócić na studia do Dniepru. Wszystkie te plany są już nieważne. Oczywiście mógłbym ogłosić nową zbiórkę, ale nie chcę tego robić w tej chwili, albowiem uważam, że jest to narzędzie ostateczne. Pomogliśmy Władysławie zbierając dla niej stypendium na spokojne studia i normalne życie na Ukrainie. Nawet jeśli zdecydujemy się za te pieniądze wynająć teraz jakiś lokal w Grodzisku, starczy tego na kilka miesięcy czynszu plus opłaty. No, a Władysława, chciał nie chciał, musi wrócić na studia, bo ją wyrzucą. My nie możemy opiekować się mamą, albowiem moja żona jest chora, mamy na głowie teściową z Alzheimerem i własne dzieci. Jedynym zaś naszym dochodem jest wydawnictwo. Nie damy rady utrzymać drugiej rodziny. Nie możemy, co oczywiste, odwrócić się od nich i powiedzieć – trudno, radźcie sobie same. Nie możemy wyprowadzić tej mamy ze szpitala w Siedlcach na ulicę w Siedlcach i tam jej zostawić.

Stoimy więc przed następującymi scenariuszami: Władzia porzuca studia, zostaje w Polsce i idzie do pracy czekając aż tata wydostanie się z terenów okupowanych. Jeśli idzie do pracy, to trzeba mieć kogoś do opieki nad mamą i małą Anią. Tę trzeba zapisać do szkoły, póki co nie wiadomo gdzie, bo nie wiadomo gdzie będą mieszkać. Kolejny scenariusz: tata przyjeżdża i zaczyna zarabiać, a Władzia jedzie na studia. Nie zmienia to faktu, że potrzebny jest ktoś do opieki nad mamą i małą Anią, albowiem praca pochłania czas, człowiek pracujący zaś jest poza domem. Tego domu na razie nie ma. Myślimy o tym, żeby znaleźć coś w Grodzisku lub nieopodal, albowiem tu byłoby nam najwygodniej pomagać im dorywczo. Tylko co? Nawet jeśli pojawimy się z pieniędzmi na czynsz za kilka miesięcy, gdzie znajdziemy kogoś, kto wynajmie nam odpowiedni lokal dla ciężko chorej kobiety z Ukrainy wraz z dwoma córkami? Wywiezienie ich gdzieś dalej może być jakimś wyjściem, ale zostają tam same, w tych samych, co opisane wyżej okolicznościach. Jeśli tacie uda się tu przyjechać i trafi na jakąś prowincję może nie znaleźć łatwo pracy, a stan zdrowia jego żony na pewno się nie poprawi. Władysława zaś i tak będzie musiała wrócić na studia.

Dlaczego nie chcę ogłaszać teraz żadnej zbiórki, choć pewnie udałoby mi się zebrać jakieś pieniądze, albowiem wielu obecnych tu czytelników gotowych jest do wszelkich poświęceń? Powtórzę – uważam, że jest to narzędzie ostateczne, mam również swoje ograniczenia. Przed nami konferencja w Uniejowie, na którą – mam nadzieję, że przez urlopy – zapisało się niewiele, póki co, osób. Wolałbym, żeby ta konferencja się odbyła, albowiem została zapowiedziana dawno temu i stanowi ona, jak wszystkie poprzednie, istotny element misji. Ogłoszenie w tej chwili nowej pomocowej zbiórki mogłoby nie przyczynić się do szczęśliwego jej sfinalizowania. Stoję jednak w sytuacji bez wyjścia, albowiem kiedy mamę Władzi wypiszą ze szpitala nie ma jej gdzie położyć.

Może ktoś ma jakiś dobry pomysł na rozwiązanie tej sytuacji, bo ja, przyznam, mam same słabe.

Spróbuję teraz opisać jakiego rodzaju rad nie oczekuję. Tak będzie łatwiej, albowiem w tych okolicznościach oczekiwanie oznacza oczekiwanie na jakieś cudowne rozwiązanie. Nie oczekuję więc dobrych rad typu – zostaw matkę w hospicjum, a dla nich wynajmij mały pokoik przy jakiejś rodzinie. Pomysł, by wysłać je wszystkie do Nadarzyna, gdzie pod opieką wolontariuszy w wielkich halach po Maximusie przebywa tysiące uchodźców również nie jest trafiony. Rozkładanie rąk i sentencje typu – no wiesz, jest wojna, trzeba się dostosować, również nie są dobrym pomysłem i nie chcę, by były tu prezentowane. Podobnie jak inne udramatyzowane koncepcje, za którymi nie ma nic poza histerią. Kto podejmie takie próby spotka się ze stosowną rekcją z mojej strony. Rady typu – idź do gminy, może ci coś załatwią, też odrzucam, albowiem nic mi nie załatwią, albo przedstawią mi alternatywę nie do zaakceptowania.

Czego oczekuję? W ogólnych zarysach – jeśli ktoś dysponuje lokalem o stosownych parametrach, umieszczonym na stosownej wysokości i nie ma lęków przed zakwaterowaniem w nim kobiety, która nie może już funkcjonować bez tlenu, wraz z dwiema córkami i być może mężem, niech powie. Ja zaś w najbliższym czasie, pewnie we wrześniu postaram się zebrać pieniądze na opłacenie czynszu za cały rok. I teraz uwaga – niech nikt nie próbuje nawet zabierać mojego czasu podsuwając tu jakieś niepoważne oferty, za którymi kryją się dziwne intencje. Chodzi o zrobienie prostego dealu. O nic więcej.

Na dziś to tyle, jestem wykończony, a muszę jeszcze zrobić kolejny numer „Szkoły nawigatorów”. Aha, niech nikt na razie, niesiony porywem serca nie wpłaca żadnych pieniędzy na moje konto w związku z tą sytuacją. Jeśli zorganizujemy zbiórkę podamy numer konta Władysławy, chodzi bowiem o to, by je usamodzielnić i dać im możliwość decydowania o sobie i działania, nie zaś uzależniać od kogokolwiek. Zbiórka będzie oficjalna na portalu zrzutka.pl. Tak będzie lepiej. Dziękuję za uwagę.

  9 komentarzy do “O okolicznościach, które mnie przerosły”

  1. potrzebny od zaraz właściciel domu z wygodnym basementem … no cóż wokoło sami lokatorzy z M – 2, M -3 , M – 4

    Bardzo trudne zadanie.

    Nie wiem czy moja wiedza na coś się przyda, ale w Piasecznie jest duża i dobrze zorganizowana społeczność ukraińska . Mam tę wiedzę z piaseczyńskiego samorządu , może jakoś tam spróbować …

  2. Co duża, ukraińska społeczność zrobi z chorą matką, której potrzebny jest koncentrator tlenu?

  3. Ale to Ty sprobujesz sie z nimi skontaktowac?

    Bo napisslas koniec taki bezosobowy…

    Gabrielu:ja niestety moge tylko skladke zadeklarowac. Regularna.

  4. Skontaktować się z NFZ, infolinia i PRON, infolinia.

  5. Tylko zrzutka. Ja jestem gotów.

  6. mam koleżanki wybudowane w Piasecznie i one prowadząc różne eventy współpracując z samorządem mają wiedzę tej ukraińskiej społeczności.

    no tak ale co do dostawy koncentratora tlenu .. to nie wiem co robić

  7. Padałam link, tam można to urządzenie wypożyczyć albo kupić i załatwiać refundację.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.