kw. 072024
 

Kiedy piętnaście lat temu, po dwóch dekadach czytania GW media zaczęły pisać o czymś więcej niż życie słowackich intelektualistów żydowskiego pochodzenia wlało się w me serce trochę nadziei. Szybko jednak owa nadzieja wyparowała i jej miejsce zajęło szyderstwo. Od dziesięciu lat mniej więcej każda gazeta aspirująca do roli opiniotwórczej i każdy portal z takimi aspiracjami wydają dodatki historyczne. Początki tych dodatków charakteryzował wielki rozmach, ale wkrótce wszystko wyhamowało, a teraz cała ta, na nowo podana historia, zdycha gdzieś na peryferiach zainteresowań czytelniczych. Czemu tak się stało? Zadziałał, jak zawsze, ten sam mechanizm. Redaktorzy, wszyscy jak jeden ludzie z jakiegoś awansu, uznali że są kimś lepszym niż czytelnicy i postanowili dać tym ostatnim rozrywkę na jaką zasługują. Czyli gołą babę z jakimś nakryciu głowy z epoki, ewentualnie coś jeszcze bardziej rozrywkowego czyli rzeźnię, urządzoną gdzieś na polu i nazwaną bitwą pod jakimś miasteczkiem. I to w zasadzie wszystko. Czytelnik, po takiej operacji natychmiast odwrócił się od pisma i poszedł szukać czegoś innego, zaś redaktorzy powiedzieli – nie zrozumiał naszych intencji, podły dureń, a tak się dla niego staraliśmy…Takie rzeczy dzieją się głównie na tak zwanej prawicy. Bo tygodnik „Polityka” mimo iż sprawia wrażenie dogorywającego, stale wypuszcza dodatek historyczny i ten cały niezbędnik inteligenta, starając się, by w tych periodykach była treść inna niż standardowa, czyli starają się ci ludzie, żeby nie pokazywać w swoim piśmie niedźwiedzia Wojtka. To jest syntetyczne ujęcie sprawy i każdy, mam nadzieję, wie o co chodzi. Pisma prawicowe, które zawsze działają na dystansach krótkich, stwarzając ludziom złudzenie, że za chwilę zmienią świat i wszystko stanie się lepsze. Tak się nie dzieje nigdy. Przeciwnie za każdym razem taka inicjatywa kończy się rozsypką i mozolnym zbieraniem z podłogi potłuczonych kawałków. Tymczasem przeciwnik, nawet jeśli osłabnie, ma w terenie dość mocne poparcie, żeby po chwilowym kryzysie zacząć od nowa. Teren jest zajęty, ludzie są przekonani, że paszporty tygodnika „Polityka” to wyznacznik jakości, polemiki nikt nie wszczyna. Czemu? Bo konkurencja uważa, że trzeba stworzyć taki sam mechanizm – to znaczy jakimś badziewiem oszukać ludzi i potem wciskać im śmieci, wmawiając, że to ósmy cud świata. W końcu tamci tak robią i mają sukces. O co więc chodzi? Tymczasem tamci nie działają z taką intencją. Podsumowując – organizacje i wydawnictwa lewicowe, nawet jeśli się między sobą różnią, realizują ten sam, trwały i zostawiający ślad program. Z konkurencją jest odwrotnie. Tam stała jest tylko jednak rzecz – posady redaktorów, którzy – nie może być inaczej – mają jakieś gwarancje. Kto im ich udziela? Wychodzi na to, że lewica, która nie może działać bez przeciwnika, koniecznie upośledzonego, słabego, głupkowatego i nie radzącego sobie z własną pychą. Nie może, bo będzie niewiarygodna i wywoła, samym swoim istnieniem reakcję taką, że się nikt tam nie pozbiera. Nie ma bowiem dziś KBW i UB, żeby powstrzymały one ludzi i ich wściekłość, kiedy propaganda przekroczy pewne granice. A musi je przekroczyć, bo człowiek, nawet żyjący w zdyscyplinowanej organizacji, jest tylko człowiekiem i się przed realizacją swoich obsesji nie powstrzyma. Istotną więc funkcją prawicowych wydawnictw jest dostarczanie pretekstu lewicy. To się okazało gdzieś tak zaraz po roku 2010, kiedy jawną dysfunkcję warsztatową niektórych autorów podniesiono do rangi zasługi. Nie będę tu wskazywał nazwisk, ale każdy sobie dośpiewa o kogo może chodzić. Treści prawicowe, rozumiane w taki sposób przechodziły pewną ewolucję, a ich celem istotnym, prócz wskazanego wyżej, było zdeprecjonowanie autorów z internetu i zawłaszczenie emocji publiczności, której zaproponowano udział w ustawionym wrestlingu. Ktoś powie, że nie ma innego wrestlingu niż ustawiony. Niech i tak będzie, chciałem tylko podkreślić ten wymiar zjawiska.

Dziś na fejsie jakiś komentator zapytał mnie dlaczego nazywam kanał Zero jakimś kanałem. Był wyraźnie oburzony, że oto rozpoczyna się coś wielkiego i naprawdę ważnego, a ja określam to mianem jakiegoś kanału. Co niewątpliwie, w ocenie tego pana, wskazuje, że wchodzę w kapcie Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego akurat tak? Nie mam pojęcia. Wróćmy jednak do meritum. Kanał Zero, którym i tutaj ekscytują się niektórzy jest kolejną odsłoną tego samego przedstawienia, rozgrywającego się na naszych oczach od momentu kiedy pewien autor, nazwiska niestety już nie pamiętam, napisał książkę pod tytułem „Mowa nienawiści”. Była to składająca się z wycinków prasowych praca wskazująca, jak podli są tamci. Ponieważ było po Smoleńsku i napięcie oraz emocje w narodzie były naprawdę ogromne, można było rzeczywiście uwierzyć, że taka publikacja coś znaczy. Kiedy PiS szedł do sukcesu i rządził przez osiem lat, nikt nie wpadł na pomysł, żeby zmienić coś w tym przekazie. A była to konieczność. Komuś bowiem, być może samemu prezesowi, wydawało się, że stały, wysoki diapazon emocji, to jest recepta na sukces wyborczy. Jest dokładnie na odwrót. Strategia publicystyczna prawicy polegała zaś na tym, by pokawałkować te emocje i dla każdej grupy przeznaczyć jakiś kawałek. Dzieciom przydzielono niedźwiedzia Wojtka. Dla trochę starszych dzieci stworzono Bartosiaka i Zychowicza, którzy w pewnym momencie generowali takie emocje, że ciężko było z ich wielbicielami wytrzymać. Nawet jak jeden powiedział, że o jego babci kręcą filmy w Izraelu a drugi wspomniał, że jeździł na wakacje do kibucu, niczego to nie zmieniło, bo wspólne przeżywanie tego co dzieje się na świecie unieważnia wszystkie wątpliwości. Nawet kiedy okazało się, że Bartosiak dokonał plagiatu, w pracy pisanej pod kierownictwem generała Kozieja, wiele to nie zmieniło. Bo cóż to niby jest ten jakiś cały plagiat, kiedy naukowe środowiska nie takie rzeczy mają na sumieniu, a człowiek oskarżający Bartosiaka i ten postępek zniknął gdzieś w ogóle i nie pokazuje się na twitterze. Ponieważ dorastają nowe pokolenia młodzieży, a dotarcie do młodzieży, jest celem głównym propagandy, należało wymyślić nowy format. I w mojej ocenie jest to kanał Zero. Tymczasem ludzie mnie przekonują, że to jest rozwojowe. Nie jest, a poznajemy to po tym, że Stanowski ogłosił chęć utworzenia platformy informacyjno-publicystycznej, czyli nowego salonu24, gdzie kreowane będą nowe hierarchie autorów. W zasadzie powinienem napisać nowe-stare hierarchie autorów. Okazało się bowiem, że może i te pogadanki są fajne, ale potrzebne jest coś poważniejszego. Tutaj mogę się tylko uśmiechnąć. Jak człowiek wyrastający z całego tego bagna szydery i drwin, demaskacji kompromitacji, zaczyna mówić, że potrzebne jest coś poważniejszego, widzę że za jego plecami czai się już legion przeambicjonowanych wariatów, którzy namawiają go, żeby sprzedał im zgromadzoną publiczność. Bo to publiczność jest najważniejsza i to ona jest przedmiotem handlu. I on się na razie waha, ale w końcu się złamie. Nie może być inaczej. Publiczność kanału Zero zostanie sprzedana lub raczej wydana na pastwę poważnych autorów, którzy będą pisać a nie mówić. Będą pisać, bo pisanie nobilituje i można za nie, w całym poważnym świecie, dostawać prestiżowe nagrody. Za gadanie zaś nikt niczego prestiżowego nie wręcza. Co najwyżej jakaś banda baranów, którymi prelegent pogardza, zaśmieje się w jednym czy dwóch momentach. To wszystko. Po roku albo dwóch owi poważni autorzy rozniosą na kopytach, to co sobie tam Stanowski zbudował. No, ale to już nie będzie miało znaczenia, bo otworzą się dlań jakieś nowe możliwości. Publiczność zaś, nowa, poszukująca nowych treści, trafi znów do GW i tygodnika „Polityka”, które dają pewne gwarancje, no i nie lansują szaleństw w podawanej przez siebie treści. Przeciwnie wskazują na obłąkańcze zachowania konkurencji, które koniecznie należy opanować, ale najpierw wyszydzić. Tak więc spokojnie czekajmy na powstanie tej zapowiedzianej platformy, bo nazwiska, które się tam pojawią wskażą nam cel i osoby, zarządzające całym projektem. Po raz kolejny też okaże się, że wojskowi, im wyżsi stopniem, tym słabiej piszą. Nie można im jednak zabronić pisania, bo oni też chcą wystartować w tych zawodach. Jak one się nazywały??? Aha, już pamiętam – wrestling. Miłej niedzieli życzę wszystkim.

  22 komentarze do “O potrzebie wiary w człowieka czyli od misia Wojtka do Stanowskiego”

  1. „Gniew. Bitwa Wazów” – świetna książka, przeczytałam na jednym oddechu.

  2. Canal Grande – najładnieszy w Wenecji 😉

  3. Cieszę się, niebawem będą jeszcze dwie w podobnym formacie

  4. W Gdańsku i okolicach fascynujące jest to, że tam nie ma niczego polskiego. Wszystko jest holenderskie.

  5. W okolicach faktycznie był uprawiany wrestling i realizowano ambicje dynastyczne, ale „hala”, w której uprawiano ten sport należała do kogo innego i właściciel w każdej chwili mógł wyprosić walczących. Ten kretyn Napoleon mógł tylko się ślinić i marzyć, żeby wejść do miasta. Sobieski zbudował w mieście kaplicę w skali mikro i to tyle. Jeżeli są wizerunki polskiej szlachty, to raczej pijanej, natomiast mogli uprawiać swój kult w Oliwie. Miastem rządzili księgowi z Baringsa jego poprzedników lub następców, a porządku pilnowali ludzie fanatyzmem i zawodowstwem dorównujący holenderskim oddziałom SS w czasie II WS (albo na odwrót). Akurat najmniej do powiedzenia mieli Francuzi, dlatego – jako najbardziej neutralny i niekontrowersyjny – ten wątek pojawia się w znanym filmie

    https://youtu.be/DMAfoGA86TQ?si=__m-6OAUXjO1gtqy

     

    Ps. 1 Nie wiem, kto rządzi Gdańskiem dzisiaj poza tym, że działa tam ważna loża masońska. Może Chińczycy?

    Ps. 2 Marek Kondrat pojechał na Sardynię i tamtejszy winiarz stwierdził, że najbardziej znany szczep winorośli na Sardynii pochodzi znad Bałtyku. Potem okazało się, że miał na myśli okolice Kaukazu (Gruzja?)

    W każdym razie dla Włochów Wschód to Bałtyk.

    Hiszpanie 20 lat temu pytali się nas, czy Polska leży nad Bałtykiem, bo kojarzyli, że Polska to jest gdzieś między Rumunią i Rosją i etnicznie i kulturowo to faktycznie mieli rację.

  6. Jako patriota chciałbym nadmienić, że adekwatnym tłumaczeniem na języki słowiańskie wyrażenia „uprawiać wrestling” jest „nap*** się”, również w odniesieniu do tych historycznych zmagań o ujście Wisły.

  7. Dla ówczesnych „małp człekokształtnych” malarstwo holenderskie było pożądanym symbolem siły i atrakcyjności, który miał zapewnić szacunek w towarzystwie i dostęp do najlepszych kobiet. Jest z tym związana historia najbardziej znanego obrazu gdańskiego, na którą niezdarnie powoływał się Tusk, bo zawsze można wypomnieć, że jest to rezultat korsarstwa (na zlecenie), a nie kultury per se, bo piraci mają w swoim życiu jeden cel:

    https://youtu.be/u6QnrmEbMmw?si=qVXpHjrnFoWycllN

  8. Ci miłośnicy obrazów i tulipanów ( zapomniał pan o kwiatkach) to byli zwykli złodzieje i mordercy.

  9. Ale po przeszczepieniu nad Wartę i Wisłę nabierali powoli ogłady?

    Kilkaset, prawie tysiąc miejscowości w Polsce to Olendry z osadnictwem holenderskim lub niemieckim.

    Holendrzy są dzisiaj postrzegani jako kontrowersyjni kooperanci, twardzi i bezwzględni, trzeba uważać.

    Nawet Maryśka ich nie zmiękczyła, a może utwardziła?

    Całe szczęście, że dojrzeli i samo dyskretnie zaskakują z planszy.

  10. Hiszpanie to glaby i lenie, sorry

  11. Alez wy trollujecie to forum, temat wczoraj o troglodycie z Rabki, a panie paplaja o Gazie, dzisiaj o projektach medialnych, a strzelajacy na oslep strumieniem swiadomosci pan Zolnierz Wpolnosci juz po raz kolejny odlatuje z Gdanskiem i Bog wie jeszcze czym, z reguly Coryllus po poludniu juz tu nie zaglada, mozeby wykosil troche tego spamu z korzyscia dla wszystkich.

  12. Ci akurat zwiewali przed inaczej tolerancyjnymi Holendrami. Pisałam o  elitach… czytaj kupcach i bankierach.

  13. Tak, a to jest w ogole bardzo a propos glownego tematu, jak zwykle

  14. Hiszpanie, proszę pana mają większościowy udział w największej firmie budowlanej w Polsce. Są sprytni i pracowici. Poza tym mają rację, że Polska leży między Rumunią i Rosją, BO POLSKA LEŻY MIĘDZY RUMUNIĄ I ROSJĄ.

    Wystarczy spojrzeć na mapę i nie być więcej głąbem. Oni mają klasyczne (tradycyjne) wykształcenie i nie mają takich doświadczeń, jak my, że co jakiś czas ktoś nam mówi, jakie są teraz granice naszego kraju i gdzie aktualnie jest nasz dom. Poza tym młodzi koledzy, z którymi pracowałem we wspomnianym konsorcjum, nie wyobrażają sobie, że może istnieć państwo bez króla. Dla nich to jest trudne do pojęcia.

  15. Nie zmienili się, tylko padli ofiarą zaniedbywania demografii, jak większość krajów demokratycznych.

  16. Tak, i to jest bardzo a propos tematu bloga

  17. Typowa Holenderka. W Polsce jakiś facet wyremontował dom mennonitów, ale nie mogę znaleźć filmu.

    https://youtu.be/csocpP70o20?si=HamvIPtc5xt9PWSo

  18. Wszystko jest apropos bloga, jeżeli nie narusza się pewnych standardów.

    Coryllus jest uduchowiony na innym levelu, niż my i ma swoje problemy, a poza tym został poruszony temat fenomenu Gniewu, genius loci. Moje skojarzenia z pobytów w Gdańsku (Gniew przejazdem) są takie, jak opisałem.

  19. Fakt, że olęderscy fanatycy walczyli jeszcze długo po śmierci Hitlera wydaje mi się wartym zbadania przez badacza kultury i psychologa.

    Trzeba by wniknąć w tę społeczność. Niewielu obcym to się udało.

    Ps. Kibiców Legii załatwili, jak małe dzieci, hehe…

  20. Ależ co pan tutaj p*** tzn. opowiada!? To nie jest moja wina ani zasługa, że mieszkam w regionie, gdzie jak jadę z dziećmi na sanki, to dowiaduję się, że tutaj uczyła się jeździć na nartach królowa holenderska w latach 1930-tych (mam nadzieję, że jej krewni należeli później do tzw. przyzwoitych narodowych socjalistów, ale nie sprawdzałem). Nawet kopalnia marmuru nosi imię Marianny Orańskiej. Nikt na Zachodzie nie będzie zaprzątał sobie głowy faktem, gdzie aktualnie leży Polska. Mi akurat tak wypadło i muszę się z tym zmierzyć intelektualnie, a tematem dzisiejszej  notki jest to, że nie ma ciekawych tematów historycznych.

    Dobrze pan kojarzy, bo dawno temu pisałem, że protoplaści obecnych mieszkańców Gdańska przyjechali w wagonach bydlęcych i zrobił się szum, chociaż nie odbiegam od prawdy. Ma pan skłonność do zapamiętywania rzeczy kontrowersyjnych i widzenia rzeczywistości w złym świetle. Życzę trochę więcej tolerancji i otwartości w zachodnim stylu!

     

    Ps. Moim zdaniem obraz amiszów jest przekłamany w filmie „Świadek”, ponieważ nie pokazano tam przejawów sekciarstwa. Akurat jestem dokładnie w tym miejscu geograficznym, gdzie narodził się anabaptyzm, z którego wywodzą się mennonici i amisze.

  21. „I sami dyskretnie zeskakują z planszy”

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.