lis 162023
 

Dyskutowałem właśnie z kolegą o różnych ważnych sprawach dotyczących technik przekazu i obrotu treścią. Wnioski przedstawię tu w skrócie. Oto jest tak, że prawa strona sporu polityczno-cywilizacyjnego, powinna wręczać swojej publiczności jakieś narzędzia służące do polemik. Czy to czyni? W praktyce nie, za to otrzymuje ta publiczność pewne formaty, z istoty atrakcyjne, ale całkowicie niepraktyczne. Dlaczego więc atrakcyjne? Albowiem są one na stałe zespawane z osobą, która je reprezentuje, a osoba ta jest przeważnie bardzo popularna.

Podaję przykłady – człowiek opowiadający żarty zasłyszane u Stanisława Michalkiewicza nie będzie Stanisławem Michalkiewiczem, a te kawały w jego ustach nie będą wcale śmieszne. To samo będzie z Grzegorzem Braunem i Januszem Korwinem Mikke. Ten ostatni już dawno wpadł na pomysł, że nie ważne co się mówi, istotne są gadżety, które go wyróżniają. No i ma muszkę, którą zakładają sobie także jego naśladowcy sądząc, że w ten sposób posiądą charyzmat. Wielu się nawet zdaje, że go posiedli, albowiem muszka umożliwiła im poznanie nowych koleżanek. Nie każdy jednak może występować z muszką i nie każdy może bawić się takim stylem, jak pan Janusz. Reszta prawicowych guru nie ma atrybutów wymienialnych, ale gra słowem i mimiką. To są rzeczy nie do powtórzenia i nie do podrobienia. I każde naśladownictwo wychodzi fatalnie. Na tym polega dramat ludzi, którzy chcą odnosić sukcesy dzierżąc w rękach oznaki konserwatyzmu i prawicowości. W zasadzie nie zaorano ich jeszcze tylko dlatego, że przeciwnik traci tożsamość. Sam nie wie kim chciałby być. Uniwersytet, z istoty lewicowy, nie może się zdecydować czy ma być uczelnią, dark roomem czy może jeszcze jednym medium społecznościowym. Profesorowie, w tym ci udający konserwatystów, nie wiedzą czy chcą być badaczami poważnych zagadnień, cyrkowcami, czy striptizerkami. Wszystko jest pomieszane i to daje prawicy, uzbrojonej w plastikowe noże i drewniane karabiny, jakąś szansę. Wszyscy wymienieni ludzie bowiem pragną jednego – popularności i za tę popularność, lajki, kliknięcia, komentarze gotowi są na wszelkie ekstrawagancje. Istotne pytanie brzmi – czy ich widownia dostaje do ręki jakieś poważne narzędzia polemiczne? Nie dostaje, bo co innego występy na scenie, a co innego produkcja narzędzi. Jeśli jakiś ekspert od wojny ględzi w swoim podcaście o tej wojnie, to tylko ględzi. Prawdziwej wojny nie widział. Jakoś jednak tak jest, że nie można, zamiast niego, dopuścić do głosu tych, co na wojnie byli, bo nie. Może oni daliby publiczności jakieś argumenty, które by pomogły jej pokonać szwagra w kłótni przy wigilijnym stole. Tak sądzę, ale do końca pewny nie jestem.

Mamy nieustające przedstawienie, które trwa przed naszymi oczami na kilku scenach na raz, po jego zakończeniu zaś, zostaje nam w rękach jedynie skasowany bilet i nic więcej. Nie możemy naśladować aktorów w codziennym życiu, choć bardzo byśmy chcieli, a oni – podejrzewam, że świadomie – złożyli taką obietnicę – że można. Zrobili to, żeby w ten podstępny sposób utrwalić swój wizerunek i swoją postawę, a także by ją promować. Czy to jest uczciwe? Nie mnie o tym orzekać, niech każdy sądzi tak, jak mu serce dyktuje.

My, w naszych tutejszych poczynaniach, mamy inne metody i one właśnie zaczynają się rozwijać przed naszymi oczami. Cóż to znaczy? Już mówię – nie tracąc z oczu waloru najważniejszego, jakim jest polemika, tworzymy projekt, który – na jednym niewielkim odcinku – da czytelnikom do ręki narzędzia do dyskusji. Będą to teksty i formaty publikowane na naszym blogach i wydawane w naszym wydawnictwie. Dotyczyć zaś one będą nie spraw bieżących, nie UE, nie innych jakichś emocjonujących kwestii, którymi żyją prorocy Internetu i akademii próbujących zwrócić na siebie uwagę zdejmowaniem gaci, albo przebieraniem się w togi rzymskich senatorów. My będziemy tu sobie przez najbliższy rok z okładem, no chyba, że Pan Bóg zrządzi inaczej, dyskutować o epoce króla Zygmunta III Wazy. Chyba można tak napisać, skoro można mówić o epoce stanisławowskiej, w odniesieniu do ostatniego króla Polski?

Zaczęliśmy od książki Adama Szelągowskiego „O ujście Wisły. Wielka wojna pruska”. Autor reprezentuje szkołę krytyczną wobec naszego ulubionego władcy, ale się tym za bardzo nie przejmujemy, albowiem podstawowym walorem naszych tu aktywności jest polemika. Dlatego w przyszłym tygodniu, mam nadzieję, wjedzie do naszego sklepu, napisana przeze mnie książka „Gniew. Bitwa Wazów”, która nieco inaczej oświetla sprawy związane z wojną, jaką Zygmunt III prowadził w Prusach z Gustawem Adolfem, królem Szwecji. Paweł Zych już wczoraj zapowiedział tu swoją książkę o panowaniu Zygmunta III, opartą na głębokiej bardzo kwerendzie. Hubert przez cały czas pracuje nad komiksem o Zygmuncie III, i pewnie skończy tę robotę gdzieś w przyszłym roku. We dwóch zaś zaplanowaliśmy stworzenie jednego jeszcze przynajmniej epizodu – tekst plus ilustracje – z barwnej wojennej historii czasów zygmuntowskich.

Jak wszyscy zauważyli w projekt ten jest zaangażowanych trzech żyjących autorów, z których każdy działa samodzielnie, a wszyscy kooperują ze sobą. Poświęcamy temu projektowi swój prywatny czas i podczas pracy nad nim nie pokazujemy się publicznie w różnych przebraniach. Nie zakładamy strojów z epoki, jak to czynią niektórzy, nie prezentujemy się w żadnych niecodziennych dekoracjach, albowiem nie zależy nam na tym, byście nas naśladowali. To jest niemożliwe z istoty – i tu powiedzmy sobie to wprost – nikt nie będzie rysował tak, jak Hubert i Paweł, ani nie narzuci takiego tempa w pisaniu, jak ja. Nie o to bowiem chodzi. Istotne jest by na rynku, wśród publiczności znalazło się maksymalnie wiele produktów ułatwiających dyskusję o ważnych sprawach, w takich standardach i redakcjach, które obezwładnią przeciwnika już samym tylko postawieniem problemu. Ten zaś będzie można uzasadnić powołując się na teksty i dane, a także na wspomniany już atrakcyjny produkt, który każdy będzie mógł wziąć w rękę i obejrzeć, a także przeczytać. Nie chodzi o to, żeby schować się w szafie podczas kiedy rodzice w wujostwem jedzą uroczystą kolację, a następnie wyjść z niej w kulminacyjnym momencie w kapeluszu i butach taty. Nie gramy w tę grę. Mamy inną, która odbywa się na innym boisku, z zastosowaniem innych narzędzi i reguł. Te zaś nie będą udostępniane publicznie. Panuję, że w przyszłym roku, jeśli Bóg pozwoli, zorganizujemy całą serię spotkań zamkniętych, połączonych z pogadankami na różne tematy. Wejdą tylko ludzie z listy, wstęp będzie za co łaska, bo musimy się gdzieś osadzić, w jakimś bezpiecznym miejscu, a potem będą rozmowy i dyskusje o charakterze bardzo tajemniczym. Nie zapraszamy wszystkich, nie robimy pogadanek edukacyjnych i popularyzatorskich, zostawiamy to analitykom od konfliktów światowych, wyzwań globalnych i zmian cywilizacyjnych. Miłej zabawy panowie. Idziemy inną drogą. I to jest nasz przekaz pozytywny.

Do piątku, do 21.00 trwa promocja na trzy tytuły

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jak-nakrecic-bombe/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wielki-zywoplot-indyjski/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ojciec-dreadnoughta-admiral-john-fisher-1841-1920/

No i mamy nową książkę

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/o-ujscie-wisly-wielka-wojna-pruska-adam-szelagowski/

  8 komentarzy do “O przekazie pozytywnym”

  1. Zrobię dywersję

    Paweł Zych – Lepsze, czasy. Jak zostać królem:

    https://legendarz.pl/produkt/lepsze-czasy-jak-zostac-krolem/

    może nie wylecę 😉

  2. Dzień dobry. Znakomicie Panie Gabrielu. Na tom czekał, szczególnie na obezwładnianie przeciwnika (sztyl od grabi… ). Dobrze Pan opisał tą kostiumologię, ja jednak po cichu zazdroszczę Anglikom, którzy – w nic się nie przebierając – noszą na lewej górnej kieszonce tak zwanego blezera (rodzaj marynarki) wyhaftowane godło szkoły, pułku czy klubu. Te kluby odegrały wielką rolę i żałuję, że my ich nie mamy, jak wielu innych rzeczy. No, powiedzmy Pański blog i wydawnictwo pełnią taką funkcję na swój sposób. Kusi mnie zatem żeby zamówić takiego haftowanego orła Zygmunta III i przyszyć. A jak ktoś zapyta – co to? – to odpowiem jak ten nauczyciel geografii ze starego dowcipu; „… co to jest globus? Od tego zaczniemy”.

  3. Dlaczego dywersję? Właśnie trzeba promować

  4. Tytuły i nagłówki muszą być chwytliwe 😉

  5. Chyba będę musiał jednak wyprodukować jakieś godło. W Polsce nikt nie rozumie, że o sukcesie zbiorowości decyduje szereg lokalnych lojalności. Tak naprawdę lojalni wobec siebie są tylko złodzieje

  6. – no, może nie-złodzieje też mogliby być lojalni wobec siebie. Ale wszystko działa przeciw temu i nie przypadkowo. Potrzebna jest, że tak powiem – logistyka lojalności. Ciśnie się na usta słowo „organizacja” – ale dużo już tu było o tym i zostawmy to. Ale – blog, wydawnictwo, konferencje i inne Pańskie działania ogniskują ludzi o podobnych zainteresowaniach, poglądach, hierarchii wartości, itd. Czemużby więc nie zrobić jakiegoś totemu? Musiałby być odpowiedni – czyli trudny do przejęcia. Najlepiej – zastrzeżony i udzielany specjalnym pozwoleniem. Zresztą – nie będę się wymądrzał, sam Pan wie…

  7. Totem jest od dawna gotowy, mam nawet wykonawcę, ale nie mam kiedy tego dopilnować

  8. Pozytywną projekcję przekazują media katolickie. RM, tv Trwam mają  swój „styl” w zasadzie niezależny od mediów mainstreamowych. I dzięki temu mają zawsze lojalną publiczność, którą jest ich siłą.  Nie jest to może siła tytaniczna, ale niemożliwa do pominięcia.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.