lut 202018
 

Po całym dniu pracy nad rozdziałem Baśni obejrzałem wieczorem film zatytułowany Dżungla. Obejrzałem go w wersji angielskiej, więc nie wszystko zrozumiałem, ale chyba wystarczająco dużo, by zabrać głos w sprawie konstruowania narracji w tak zwanych filmach przygodowych.

Od dawien dawna przekonuje się ludzi, że podróże w dalekie strony, a także niebezpieczne wyprawy ludzie podejmują wiedzeni jakimś ukrytym pragnieniem, instynktem i wiarą, że za horyzontem jest coś niezwykłego. Pragnienie przygody wyrasta wprost z potrzeby niezaspokojonego serca i jest zawsze szlachetne. Nie inaczej jest w tym filmie. Mamy tam grupę trzech podróżników, z których główny bohater jest Izraelczykiem, świeżo po odbyciu służby wojskowej. Facet wyjeżdża do Boliwii, ponieważ chce przeżyć coś ekscytującego i tam spotyka Marcusa, sympatycznego pierdołę ze Szwajcarii, a potem dołącza do nich Kevin, Amerykanin zajmujący się amatorsko fotografią, który chce zrobić karierę w National Geografic. O tym, że narracja ta jest dęta przekonujemy się nie tylko na podstawie dialogów w języku angielskim, które nawet ja zrozumiałem, ale poznajemy to także po opowieściach głównego bohatera. Najpierw bowiem wyszedł z wojska i pojechał do dżungli, a potem okazuje się, że po drodze zaliczył jeszcze Las Vegas, jego luksusowe kasyna i burdele jak z marzeń pryszczatych nastolatków. Z kolegami wybierają się do Peru, żeby zobaczyć wymarłe miasta Inków, ale na swoje nieszczęście, w zapyziałym La Paz, gdzie jak gdyby nigdy nic znajduje się lokal z żydowskim jedzeniem, spotykają Karla. Ten wygląda jak Lian Neeson dla ubogich, na plecach nonszalancko nosi strzelbę i opowiada dzieciakom niestworzone historie o dziewiczej dżungli, która rozciąga się gdzieś przy peruwiańskiej granicy. A przypomnę tylko, że jeden z tych dzieciaków jest byłym izraelskim żołnierzem. I on właśnie przekonuje resztę, że trzeba olać Machu Picchu i iść w las z tym przypadkowo poznanym facetem. Z pewnymi oporami, ale wszyscy się na to godzą. Najwięcej obiekcji ma Marcus, podługowaty stwór w okularach, z wiecznie otwartymi ustami. W końcu i on się decyduje. No i potem mamy już w tym filmie same nudy i dręczące duszę widza, całkiem nieautentyczne konflikty. Karl ma jakąś dziwną mapę, bez przerwy pieprzy o tym, że człowiek chce zniszczyć dżunglę i jest wrogiem przyrody i ma jakieś obiekcje do Kevina. Ja zaś patrząc na to zastanawiałem się dlaczego ekologowie nigdy nie opowiadają o tym, że człowiek chce zniszczyć pustynię. Zawsze tylko ta dżungla, albo Antarktyda….o pustyniach cicho jakoś.

Potem chłopcy mają w dżungli różne przygody, ale takie bardziej dla dzieci, a to jedzą małpę, a to widzą motyla, nie dzieje się nic szczególnego. Jeśli ktoś pamięta sławną książkę Raymonda Maufrais zatytułowaną Zielone piekło, wie, że z dżunglą nie ma żartów. Jeśli zaś ktoś myśli, że znajdzie w dżungli coś do jedzenia, bo to jest kipiący życiem las, ten chyba zwariował. Maufrais zginął w Gujanie, w dzienniku zapisał, że raz natknął się na wielkiego żółwia, którego zabił i zjadł. Potem umarł, najpewniej z głodu.

Nasi bohaterowie zaś idą sobie dziarsko, każdy ze swoim plecaczkiem, aż nagle okazuje się, że Marcus poobcierał sobie nogi i dalej nie pójdzie. No i wtedy się zaczyna. Marcus, chłopiec emocjonalnie niedojrzały – pewnie dlatego, że nie był w wojsku – chce, żeby Karl się nim opiekował. Dwaj pozostali zaś widząc, że przyjętym przez Karla systemem nigdzie nie dotrą chcą wszystkich przekonać, do tego, by zbudować tratwę i spłacić się rzeką do najbliższej osady. Rzeka jest oczywiście niebezpieczna i po pierwszej przeprawie przez progi, grupa się rozdziela. Marcus i Karl idą piechotą przez las, a Kevin i Yossi, bo tak nazywa się główny bohater płyną tratwą. Są jednak na tyle głupi, że nie zauważają plaży, na której mieli wylądować. Wpadają więc wprost w kipiel i tracą wszystko. Yossi zostaje sam w lesie, a los Kevina jest nieznany. Dalej mamy już to co zawsze jest w podróżniczych filmach, czyli inicjację młodego człowieka, który musi zmierzyć się z nieznanym. W przypadku Yossiego oznacza to pożarcie węża, zjedzenie pisklaków wydobytych z jaj na surowo, walkę z larwą, która zagnieździła się w otorbieniu na jego czole i inne podobne historie. Aha, są jeszcze zwidy, Yossi ma halucynacje. Najpierw wydaje mu się, że widzi Marcusa, a potem spotyka całkiem żywą, młodą Indiankę o nieco ekstrawaganckim usposobieniu, która okazuje się być złudzeniem.

Kevin zostaje odnaleziony przez miejscowych i rozpoczyna poszukiwania kolegi, ale są one z góry skazane na klęskę. Bo nikt z tych cholernych dupków nie chce mu pomóc tak naprawdę. Yossi zaś przypomina sobie, jak ojciec, który miał na przedramieniu wytatuowany obozowy numer, przepędza go z domu, kiedy tylko dowiaduje się, że syn miast studiować prawo będzie podróżował po świecie. Mamy więc w tym filmie zestaw typowy i ogrywany wiele razy. Kiedy w końcu przyjaciele się odnajdują Yossi jest wyczerpany, a my w napisach końcowych dowiadujemy się, że Marcus i Karl nigdy nie dotarli do cywilizacji. Dowiadujemy się także, że Karl był poszukiwany. Nie mówią nam jednak przez kogo. To jest moim zdaniem dziwne. Podobnie jak losy dwójki ocalałych bohaterów. Kevin bowiem zamieszkał w Izraelu, a Yossi wrócił nad tę rwącą rzekę i razem z miejscowymi Indianami zmienia tam przyrodę niczym towarzysz Stalin za swoich najlepszych lat. Czyli najlepsze co można było pokazać w tym filmie zostało ukryte. Postać najbardziej ciekawa – Karl – została przesunięta do tyłu i robi tło. My zaś wiemy, że nigdy, w całej historii świata, nikt nie ruszał po przygodę wiedziony li tylko chęcią przeżycia czegoś niezwykłego. Najtrudniej zaś przychodzi nam uwierzyć, że wyzwanie takie podjął były izraelski żołnierz. No więc po co oni tam pojechali? Kim był Karl i kto go poszukiwał? Co się naprawdę stało z Marcusem? To są ważne pytania, na które powinien odpowiedzieć poważny filmowiec. No, ale nie odpowie, bo walka z larwą prowadzona za pomocą pęsety jest ważniejsza. Ważniejsza jest także goła baba spotkana w dżungli. No i te wszystkie pierdoły o inicjacji. Ciekawe są też zdjęcia wychudzonego Yossiego po dwutygodniowej wędrówce po dżungli. Yossi bowiem wygląda na nich mniej więcej tak jak ja teraz kiedy zdejmę koszulkę. To oczywiście nie musi być żaden trop, ale takie skojarzenie mi się nasunęło. Dziwny film o śmierci dwóch ludzi, którą nikt się nie zainteresował. Ponoć Yossi przez wiele tygodni penetrował dżunglę w poszukiwaniu Karla i Marcusa, ale nic nie znalazł. To dziwne, bo kiedy sam zabłądził w lesie, bez trudu trafił do miejsca, gdzie wcześniej pożarł pisklaki z jaj i od razu zauważył ślad swojego buta odciśnięty w glinie.

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

  38 komentarzy do “O przygodach Żyda w dżungli czyli jak stawiać akcenty w gawędzie”

  1. Pieniądze na kino wydaje się w różny sposób. Ostatnio Brytyjczycy nakręcili „komediodramat” „Śmierć Stalina”

    https://m.youtube.com/watch?v=7GIDw2l5nDE

    https://ru.m.wikipedia.org/wiki/Смерть_Сталина_(фильм)

    Niewinna igraszka na temat śmierci, jej powagi i osoby umierającej. Czyż Brytyjczycy nie są przeuroczymi komendiantami?

    Czemu o tym piszę? Bo tam jeden wątek jest rzeczywiście ciekawy. Postać Marii Yudiny, pianistki Stalina. Wiąże się z nią legenda o tym jak Stalin w czasie wojny usłyszał w radio jej wykonanie i zapragnął posłuchać jej utworów. Podobno w nocy organizowano cały koncert z nagraniem aby następnego dnia dostarczyć nagranie Stalinowi. I to jest temat na film albo legendę.

    Pozdrawiam

    http://izbrannoe.com/news/lyudi/lyubimaya-pianistka-stalina/

  2. Taka sama prawda, jak to, że Franz Maurer miał strzelać do Papieża. Chcesz Pan więcej takich historii na film, to proszę: Adolf Hitler miał osobiście wydać wyrok na Jurija Lewitana – żydowskiego spikera Radio Moskwa, który czytał komunikaty SowinformBiuro. Pierwszy nakład płyt z „Niebieską chusteczką” trzeba było przemielić, bo okazało się że wadliwa jest matryca, którą zapłakała własnymi łzami techniczka przy nagraniu. I trzeba było utwór nagrywać jeszcze raz. No, i że ruskie korespondenty wojenne u zabitych fryców w kieszonkach na ich piersiach znajdowali niemieckie tłumaczenia „Czekaj na mnie” Siemionowa. Ochłoń Pan – za Stalina, to w Moskwie była cała instytucja od wymyślania takich rzewnych historii.

  3. chyba oglądałam kiedyś podobnego gniota, tyle że dwójka mężczyzn po rozdzieleniu z czteroosobowej grupy , ciągle łapała si na tym, że krąży wkoło, bo nacinali jakieś tam pnie i ciagle w swym marszu natrafiali na te pozostawione na pniach nacięcia, w końcu usiedli nad rzeką i być może zaczęli budować tratwę .. Dla jakiego odbiorcy jest taki produkt ? Dla jakichś naiwnych dwudziestolatków.

    Tak a propos pustyni,  przypomniał mi się „Angielski pacjent”, który z grupą młodych członków Królewskiego Towarzystwa Geograficznego penetrował pustynię tuż przed II WŚ. Ciekawa i agresywna była ta pustynia i bardzo piękny romans miał miejsce. Wielka miłość zawsze ma nieszczęśliwe zakończenie.

  4. tak pianistka Stalina to mogła przejechać się z jednego więzienia do drugiego, samochodem zwanym „woron” i z umieszczonym na samochodzie napisem  „mjaso”.

    (Sołżenicyn pisze o typowych na tamte czasy zdarzeniach)

  5. Ja tej całej „Dżungli” nie widziałem. Ale historię z cyklu – poszli w dzicz przyrody i nikt nie wrócił, to Peter Weir w „Pikniku pod Wiszącą Skałą” chyba jako pierwszy nakręcił…

  6. Towarzysz Jerzy Toeplitz został wysłany w celu założenia w Australii szkoły filmowej. Wtedy nakręcono parę filmów australijskich na zasadach „szkoły polskiej”. Potwornie nudnych, zwłaszcza ten „Piknik”. Tam się nic nie dzieje, siedzą i gadają trzy po trzy.

  7. o pustyniach cicho jakoś

    Już nie

    https://www.youtube.com/watch?v=E9dSaw2hoeM&feature=youtu.be

    – pustynia też się przyda.

  8. Nie potrzebnie tak walą po tych panelach. Wystarczy (nawet lekko) uszkodzić jedno ogniwko i cały panel pada.

  9. Może z czasem się nauczą 😀

  10. Wygląda na to że najważniejszy i w tym filmie jest sam Izrael. Reszta to dodatek.

  11. Ogladalem ten film w wersji angielskiej na Bliski Wschod. W wersji tej tubylcy z dzungli, razem z Yoshim i kumplami, roluja sobie skreta z kartki wyrwanej z Bibli. Natomiast Yoshi nosi przy sobie modlitewnik zydowski, ktorego posiadanie uratowalo jego ojca z obozu. Oczywiscie traktuje go jak relikwie.

    Po tym beznadziejnym filmie-gniocie, jak jade samochodem i czasami mam ochote sobie pokrzyczec otwieram okno i krzycze: Yooooshiiii! Jak ten bohaterski idiota w filmie!

  12. Oglądałem, muszę przyznać że coraz bardziej prymitywna jest ta propaganda. Mi też bardzo nie pasował ten izraelski żołnierz w tej dżungli, co on tam robił to ja do końca nie odgadłem. Moja siostra na końcu rzuciła takie zdanie ,,na bank ich zjedli ale żeby nie było wrzasku że kanibalizm to sobie wymyślili taką historyjkę”. Chodzi o Karla i Marcusa że niby tak przepadli bez śladu bo w napisach końcowych jest że Kevin drugi ocalony szukał ich podobno przez kilka miesięcy ale nic nie znalazł.

  13. Jeżeli o klasycznej dżungli to „Nadzy i rozszarpani / Cannibal Holocaust (1980)”, bez wątpienia dydaktyczny.

  14. Wszystko się zgadza. Dostał Yossi rozkaz odnalezienia zaginionego plemienia izraelskiego albo chciał błysnąć i pojechał z własnej inicjatywy.

    Jak kto chce dotknąć Żyda do żywego, to niech go zapyta, bardzo taktownie, z którego jest pokolenia. Żaden nie wie, a brakujących pokoleń szukają po całym świecie, nawet wśród Indian. To czysty obłęd.

  15. Ta rzucona od niechcenia uwaga o ratowaniu pustyni wydaje mi się zarówno błyskotliwa, jak i głęboka. Warto by ją było nieco rozpropagować.

    Pzdrwm

  16. Pustynia Błędowska ginie, a Unia nic nie robi w tej sprawie.

  17. Madrzy ci  Senegalczycy…

    …  BRAVO  !!!

  18. Obejrzałam ten film na cda, oczywiście poganiając, bo przecież tak strasznych scen nie można oglądać przed snem. Okrutny. Okrucieństwo z obu stron. U  jednych  bo tkwią w kulturze sprzed 2000 lat a drugich bo czują się bezkarni.

    A wydźwięk dydaktyczny taki żeby się nie wybierać tam gdzie nie zapraszają?

  19. Przepraszam, przyznaję się, to była pewna złośliwość.

    w kulturze sprzed 2000 lat

    Raczej z przed kilkunastu tysięcy lat, przed uprawą zbóż.

    Mniemam, zapomnieliśmy o realu co to czasem mruga oczkiem. To niemiła nieco konsekwencja tego, iż  „Pan Bóg w swej nieskończonej miłości obdarował człowieka wolną wolą.” 🙂  

  20. Co trzeba mieć we łbie, aby przez 30 tysięcy lat nie dało się ulepszyć dzidy czy ulepić garnka?

  21. U nas to trwało ~milion? Czytam de Waala, zasługuje na uwagę, ciekawe if, to jak pójdzie karaluchom. 'Galapagos’ über alles 🙂

  22. Musisz przeżyć – ktoś musi dostarczyć białka –  zanim aha!  Gdzieś ostatnio widziałem, chyba(?)  3r3(?)  rozmyślania o.

  23. >Jeśli zaś ktoś myśli, że znajdzie w dżungli coś do jedzenia…

    Polowanie – najważniejsza czynność człowieka

    nie tylko w Amazonii

  24. wiersz Adama Asnyka:

    „Antysemityzm często hodują handlarze
    Z których każdy dla siebie pewien zysk w tym widzi;
    Kiedy się interesem korzystnym ukaże,
    Ujmą go w swoje ręce niezawodnie Żydzi”.

  25. Maufrais miał już spore doświadczenie w lesie amazońskim, od dłuższego czasu radził sobie, więc śmierć z głodu możliwa byłaby jedynie w przypadku niemożności poruszania się w celu zdobycia jedzenia, np. spowodowanej chorobą, kontuzją itp. Nie wykluczając tego (brak ciała w pobliżu miejsca, w którym znaleziono jego rzeczy i dziennik), najprawdopodobniej padł ofiarą sukuri, jaguara lub tubylców.

  26. O ile pamiętam to zjadł swojego psa, jedynego towarzysza. Wniosek taki, że nie radził sobie.

  27. Co mógł szukać eks izraelski żołnierz świeżo po służbie wojskowej, w środku amerykańskiej dżungli, prowadzony przez nowo spotkanego kolesia ze strzelba?

    Liści koki, to przecież oczywiste.

    Te izraelskie podróże do Ameryki Południowej lub na Południe Azji (Indie) bo wszędzie indziej jest zbyt niebezpiecznie (muzułmanie) są tak standardowe, jak wycieczki do „obozów śmierci” przed służba wojskowa.

    W tle oczywiście chodzi o dostęp do tanich narkotyków. I po używanie sobie.

  28. no tak ale w dzikich warunkach wszyscy się dostosowują do dzikich warunków i stają się dzicy tak jak i ci chłopcy z wyprawy w tę głuszę. Najgorsze jest takie luzactwo typu cały świat jest mój bo ja jestem młody, silny, zdrowy, mam kamerę … no to i w dżungli dam radę. A to zresztą niedaleko. No i polecieli  i ślad po nich zaginął. Wolna wola podróżowania i podejmowania ryzyka.

  29. Śliczna rybka na drugiej grafice. Pirarucu (ryba czerwona) lub arapaima. Kiedyś zmierzono osobniki o długości około 4 m i wadze do 200 kg. Dziś rzadko można spotkać o połowę krótsze.

    https://www.google.pl/search?q=arapaima&client=firefox-b&dcr=0&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjGiaDewrbZAhXE6RQKHboDBIMQ_AUICigB&biw=1366&bih=632#imgrc=TQvpZ6hHnoeTrM:

  30. może czegoś nie doczytałam, ale jeśli Indianie na kontynentach ameryki pojawili się bo przeszli z Czukotki przez cieśninę Beringa na Alaskę i potem aż do dżungli to, musieli mieć jakiś sposób życia i organizacji swojej gromady itd. Też mnie zastanawia że nie wymyślili nawet garnka.

  31. Od kilkunastu lat propaganda weszła na zupełnie inny poziom (no bo ile treści można zmieścić nawet w dobrym filmie, który trwa góra 3-4 godziny). Ten poziom dla ludzi ciekawych i myślących obecnie stanowią gry komputerowe (które zapewniają „zabawę” na kilkadziesiąt – kilkaset godzin). Np seria kanadyjska (czyli de facto brytyjska) „assain creed”, z której obecnie młodzież uczy się historii z olbrzymią ilością wątków spiskowej teorii w kolejności: 1- wyprawy krzyżowe ukazane z perspektywy saracenów; 2 – renesans włoski ukazany z perspektywy walki z papieżem; 3 – powstanie USA ukazane z perspektywy Indian; 4 – wojny w Karaibach ukazane z perspektywy piratów; 5 – rewolucja francuska; 6 – Egipt Ptolemeuszy ukazany z perspektywy funkcjonariusza rozsypującego się państwa. A na to wszystko wpisany konflikt dwu wizji świata.

    Szkoła niemiecka dopiero uczy się tej techniki propagandy (Wiedźmin, Kingdom Come), ale zaczyna powoli osiągać znacznie więcej niż brytyjczycy.

    Natomiast amerykanie skupili się na szkoleniu wojskowym (symulatory lotu, symulatory pola walki, symulatory sprzętu) oraz gospodarczym (symulatory prowadzenia firm, zarządzania miastami oraz państwami).

    Efekty działań tej propagandy będzie dopiero widać za jakiś czas.

  32. To może być o wiele skuteczniejsza metoda, bo zawiera elementy doświadczenia osobistego.

  33. Konkretna różnica pomiędzy propagandą brytyjską a „szkołą niemiecką” w grach fabularnych jest taka, że np Assasin Creed nie pozwala zboczyć ze ścieżki i gracz musi przejść przez wszystkie wątki bez pomijania czegoś (np zamach na papieża), natomiast w grach reprezentowanych przez szkołę niemiecką np Wiedźminie gracz podejmuje decyzje, które wpływają na cały kształt otaczającego go świata.

    Dopiero w lutym tego roku wyszła gra Kindom Come bazująca na wydarzeniach z okresu wojen husyckich, która jest pierwszą grą historyczną „szkoły niemieckiej”, która do tej pory bazowała na świecie legend (germańskich i słowiańskich), więc nie ma jeszcze sensownego porównania jakości użytej tam propagandy.

  34. Niewykluczone, że przestał sobie radzić, ale pewności nie ma. Są tam np. rośliny, których zjedzenie, omyłkowe, może spowodować długotrwałe zaburzenia w psychice. Można zostać ukąszonym czy użądlonym przez zwierzęta, i z podobnym skutkiem. W Amazonii wciąż są odkrywane nowe gatunki. Z głodu mógłby tam umrzeć zupełny ignorant. Nie wydaje się, na podstawie Dziennika, by Maufrais nim był. Skąd pewność, że opisał wszystko, co faktycznie dla niego było ważne, co wówczas przeżył?

    Nie rozstrzygniemy tego.

  35. Jedynym kryterium  jest: przeżyłeś czy nie.

  36. Pokornym i pełen uniżenia w stosunku do mózgu  osoby,  która żyjąc w populacji zbieracko – łowieckiej  wymyśliła garnek by krupniczek zaserwować.

  37. Dopóki nie ma zwłok nie można mówić o śmierci, a tym bardziej o jej przyczynie, więc twierdzenie, że Maufrais już wówczas, przed znalezieniem dziennika, nie żył (choć to wydaje się najbardziej prawdopodobne), jest nieuprawnione.

    Nie wymieniłem krokodyla i strętwy, których ofiarą mógł również paść, jeśli  był zdesperowany lub miał halucynacje, co nie wyklucza innych, nie wymienionych do tej pory przyczyn zgonu, jak również nie stanowi jego potwierdzenia. Równie dobrze można przypuszczać, że został uprowadzony przez Indian i dożył wśród nich albo został przez nich zjedzony. Nie ma ciała – nie ma tematu.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.