Telewizja Polska potrafi mnie naprawdę zaskoczyć. Oto przedwczoraj na TVP Info leciał serial dokumentalny „Resortowe dzieci”. Mówili tam o tym, że bez kontaktów w SB nie można było w Polsce zrobić prawdziwej kariery i zostać dyrektorem w TVN. Jako przykład posłużyła Katarzyna Kieli, wielka fisza tej stacji, której powiązania rodzinne pokazano do drugiego pokolenia wstecz. To oczywiście wzbudziło wielkie emocje, które wylały się następnego dnia w mediach społecznościowych. Ja oczywiście podzielam to oburzenie, ale jestem świadom, że w ogóle na żadne stanowiska nie można awansować nie mając poparcia organizacji. W przypadku pani Kieli były to, jak wykazali autorzy programu, struktury państwa komunistycznego, które nie ma dziś zbyt wielu zwolenników, ale ciągle ma ich tyle, by bohaterka programu nie przejmowała się tym, co o niej gadają. W innych przypadkach są to inne organizacje i chyba nikt nie myśli, że można sobie tak po prostu, gdziekolwiek awansować. W pewnym momencie jeden z prowadzących, redaktor Maciejewski, powiedział, że w przypadku tych wszystkich osób, które awansują poprzez dawną strukturę SB, największą tajemnicą okryte jest ich dzieciństwo. Wszyscy wiemy, że to dotyczy także mniej decyzyjnych ludzi niż ta cała pani Kieli. No, ale ich obecnością nikt się nie przejmuje. Zajrzałem sobie nawet do biogramu redaktora Maciejewskiego, dla żartu zupełnie. I tam też nie ma nic o jego dzieciństwie. No, ale on jest młodszy ode mnie więc i też nie ma za bardzo czego chować. No i nie ma notki w wiki, za co należy go pochwalić. Po wczorajszej emisji serialu „Reset” zajrzałem też – całkiem dla żartu i bez złej intencji – do biogramu Michała Rachonia. I tam jest napisane, że urodził się, a następnie od razu zaczął grać w koszykówkę. Dalej jest co prawda informacja, że pracował przy turniejach tenisowych organizowanych przez Ryszarda Krauze i coś tam robił przy imprezach firmowanych przez ś.p. Pawła Adamowicza, ale od 2002 roku jest już pełną gębą nasz. O dzieciństwie jednak tam także nic nie ma.
No, ale o „Resecie” napiszę później. Tego samego dnia bowiem, kiedy redaktor Maciejewski i redaktor Kania zdemaskowali Katarzynę Kieli, na TVP 1 wyemitowano spektakl teatru telewizji zatytułowany „Mord w hurtowni”. Obejrzałem to z otwartymi ustami. Takiego szajsu nie widziałem dawno. Tak słabych aktorów też nie. Najgorsze jednak było to, że ten spektakl to przerobiona lekko „Kobra” z roku 1967. Na jednym programie redaktor Maciejewski zwalcza esbecką hydrę, a na drugim leci ramota o morderstwie w hurtowni handlu uspołecznionego, której pointa jest taka, że to jedyny uczciwy został zamordowany przez tych co nie rozumieją idei gospodarki planowej. W zamyśle spektakl miał być komedią, ale nie sądzę, by w roku 1967 ktoś się z niego śmiał. Nie sądzę też, by ktoś mógł się na nim uśmiechnąć choć półgębkiem dzisiaj. Mam więc pytanie – kto zdecydował o wyemitowaniu tego szajsu? Czy to nie było czasem jakieś resortowe dziecko?
Oglądam tylko państwową telewizję. W wakacje próbowałem obejrzeć TVN, ale się nie dało. I widzę, że promocje coraz gorszych gniotów, które znajdują się w ramówce, zajmują coraz więcej czasu antenowego w Wiadomościach. Co to może oznaczać? Moim zdaniem tyle, że zbliżamy się do momentu, kiedy dalej nie będzie można zwolnić pani Kieli, ani w ogóle nic jej zrobić, a mam tu na myśli znalezienie innego, mniej dewastującego świadomość widzów zajęcia, za to łatwo będzie można nazwać zdrajcą każdego komu nie spodoba się serial „Dewajtis”, film o Kościuszce, co jeździ po Polsce z Murzynem, czy nowa wersja „Chłopów”, gdzie Baka, który występował przed Miedwiediewem gra starego Borynę. Widzimy bowiem wyraźnie, że akcenty tych produkcji, przesuwane są z obszaru, w którym artysta chce czymś zainteresować widza w kierunku takim, kiedy to widz ma przymus interesowania się artystą. Bo jeśli nie…
Na razie sprawa ta nie ma żadnego znaczenia, albowiem uwaga wszystkich skupiona jest na kwestiach naprawdę poważnych. No, ale tak to zwykle jest – wszyscy skupiają się na tych poważnych, a poniżej krasnoludki przeflancowują te całkiem niepoważne na swoje pole. Kim był autor sztuki „Mord w hurtowni” i czy w jego biogramie napisane jest coś na temat dzieciństwa. Sami sprawdźcie. https://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Doma%C5%84ski
Pan ten debiutował w roku 1951 jako prozaik. Czyli debiutował jeszcze przed śmiercią Stalina. Super. I dziś TVP wpada na pomysł, żeby – dla ciemnego ludu, bo jak inaczej to interpretować? – przygotowywać ponownie jego produkcję. To jest lepsze niż Aleja Zasłużonych na Powązkach.
Teraz o „Resecie”. Zupełnie zapomniałem o tym Zakajewie i jego aresztowaniu w Polsce za rządów Tuska. Achmed Zakajew przyjechał do Polski na kongres czeczeński. Najpierw dostał wizę w GB, a kiedy już był pod Warszawą, ktoś do niego zadzwonił i ostrzegł go przed aresztowaniem. On jednak nie zawrócił, ale postanowił zostać. Doszło do zatrzymania, a następnie sąd nie znalazł powodów do aresztowania i Zakajew wyjechał. Miał on i ma do dziś brytyjski paszport. O czym to może świadczyć, choć nie musi? Że agenturalna działalność sędziów jest zjawiskiem o wiele bardziej złożonym niż nam się zdaje. Pan Zakajew był całkowicie świadom tego, że wydanie go w ręce Rosjan oznacza tortury i śmierć, ale był też całkowicie pewien, że nikt go w te ręce nie wyda. Wczoraj w filmie opowiadał o tym z uśmiechem. Być może, po latach, ma tę lekkość i odwagę, że może sobie na taki styl pozwolić. Ja bym nie mógł, jestem tego pewien. Sprawa Zakajewa jest ponura i demaskuje – po raz nie wiem już który – Tuska i Sikorskiego. Tak, jak serial „Resortowe dzieci” demaskuje wierchuszkę TVN. Było jednak w tym odcinku „Resetu” coś jeszcze. Pokazali tam leciwego kibica Legii Warszawa, pana o pseudonimie kelner, który został zapuszkowany na Rakowieckiej na pięć i pół miecha za to, że przez telefon źle się wyrażał o Rosji. I to jest rzecz naprawdę duża, bo on w przeciwieństwie do Zakajewa nie miał żadnej osłony. No i cały wyrok odsiedział, a sprawie kibiców – jak powiedzieli – Putin osobiście zadzwonił do Tuska i nakazał mu tę sprawę rozwiązać. Pan kelner więc, podobnie jak Piotr Staruchowicz, o którym coś ostatnio ucichło, zasługują na miano więźniów sumienia. I nie żartuję wcale w tym miejscu. Kłopot tylko w tym, że w czasie dyskusji po filmie redaktor Michał Rachoń powiedział, że ów kelner był wcześniej kierowcą Tuskobusu. Nikt jakoś na to nie zwrócił uwagi, albowiem wszyscy zajęci byli wskazywaniem bohaterskiej postawy redaktora Muchy, który stawiał się kibicom rosyjskim maszerującym na mecz po Moście Poniatowskiego. Ponoć redaktor groźnie potrząsał głową w stronę nadchodzących Rosjan. Podziwiam, bo ja bym tak nie potrafił, jestem bowiem znanym tchórzem.
Zacząłem się jednak zastanawiać nad tym, jak to jest, że kibic Legii, mający tak patriotyczne poglądy i tak nie lubiący Tuska zostaje kierowcą tuskobusu? No i czy ta jego przygoda nie oznacza czasem, że wszyscy tak zwani ludzie Tuska są podsłuchiwani przez razwiedkę? Przecież te resortowe dzieci kiedyś powymierają, a jakoś trzeba będzie tym nadwiślańskim zasobem zarządzać.
I teraz pomyślcie, jakie to szczęście, że mamy swoje sprawy, a po wyborach, które raczej na pewno wygra PiS nie będziemy musieli nawet oglądać telewizji.
Tymczasem w księgarni dwie nowe książki:
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/handel-wolami-w-polsce/
Przed meczem Polska – Rosja bylem na rondzie, czyli tym skrzyzowaniu Al. Jerozolimskich i Marszalkowskiej i szedlem w kierunku Nowego Swiatu. Na most Poniatowskiego nie odwazylem sie wejsc. Atmosfera byla wspaniala, czulem sie bezpiecznie, bo bylo duzo policji i nie bylo tlumow. Widzialem, jak policja rzucala na glebe zbyt krewkich kibicow, plonely race, ktore robily zadyme i tlo. Bylo cieple, letnie pozne popoludnie. Czulem sie troche, jak na wojnie, ale takiej bezpiecznej, bo z dzisiejszymi demonstracjami na Zachodzie to nie mialo zadnego porownania, ani nie mialo porownania z demonstracjami kobiet czy innymi tego typu.
Sport jednak laczy ludzi!
Pisal Pan kilka razy o tym, ze w PRL pod koniec lat 1980-tych wielokrotnie, wrecz obsesyjnie roztrzasano dylemat filozoficzny: byc czy miec?
Otoz rozstrzygnieto ten dylemat po 1989 roku w ten sposob, ze lepiej byc, niz miec, o czym przekonal sie naiwny biznesmen Roman Kluska i wielu jemu podobnych. Miec nic nie znaczy w Polsce ani w UE. Liczy sie STATUS. Najlepiej zyje sie ze statusu, czyli z tego, kim czlowiek JEST. Dotyczy to zarowno elit resortowych, jak i beneficjentow systemu socjalnego i programow pomocowych takich, jak np. kredyt 2%, program czyste powietrze. Musisz byc scisle okreslonym przez regulamin KIMS, a jak nie, to wypad. Kryteria sa wiekowe, plciowe, rasowe, dochodowe, nawet stan cywilny sie liczy i co sie robilo w przeszlosci.
Zatem potwierdza sie, ze lepiej byc, niz miec.
Dzień dobry. Nie powymierają, Panie Gabrielu, przeciwnie, rozmnażają się jakby chcieli co najmniej pani Godek argumenty odebrać… Oni wiedzą, że socjalizm to firma rodzinna i różne rzeczy się dziedziczy. A że nie przeprowadzono w Polsce dekomunizacji, ba, nawet jakiejś poważnej dyskusji o niej nie było, to też i nikt dziś nie rozumie jak wyglądał kraj kontrolowany przez piramidalną strukturę UB, gdzie za przeproszeniem pierdnąć nie można było, żeby jakiś kwit o tym na jakimś biurku nie wylądował. Funkcjonariusze tej struktury w swoim czasie otrzymali zadanie transformacji do „demokracji parlamentarnej” i „gospodarki wolnorynkowej” – takie tytuły zdaje się były na afiszach – z którego świetnie się wywiązali i załapali na atrakcyjne posady, na których tkwią do dziś, oni i ich progenitura. TVN i podobne kabarety to przykład, ważny bo widoczny, co nie znaczy, że te mniej widoczne są mniej ważne. Co zaś do paszportów brytyjskich, mało kto wie, że Wielka Brytania ma wiele rodzajów obywatelstwa. Jest nawet takie, który jest ważne na całym świecie, poza… Wielką Brytanią. No, ale to zawodowcy, co to jeszcze w Wenecji się uczyli. I jak im wyszło z obliczeń, że trzeba uznać Związek Radziecki, to uczynili to jako pierwsze państwo na świecie. Dlatego, jak widzę tych naiwniaków, co to tracą czas na rozmowy z Rosją, to mogę tylko raz jeszcze zacytować moja ś.p. babkę; „z głową, z głową trzeba rozmawiać, a nie z du.ą!”
Jak sie czyta o historii serialu „Kobra”, to wlos jezy sie na glowie. Zaczynajac od „pomyslodawczyni” redaktorki z TVP Ilii Genachow, ktora jezdzila sobie calkiem normalnie po krajach zachodnich i kupowala licencje na scenariusze. Etniczni Polacy w tamtych czasach nie mieli w ogole zadnych mozliwosci. Po odwilzy i amnestii musieli zap*** w Nowej Hucie.
To jest kolejny argument swiadczacy o prawdopodobienstwie hipotezy, ze przynaleznosc do Unii Europejskiej to jest kara za holocaust. Brytyjczykom udalo sie wymiksowac z tego kramiku, bo nie uczestniczyli w holokauscie.
https://youtu.be/DPAgWKseVhg?si=nFKTbcqa8Sz9nS-3
„Chłopi”to nasz towar eksportowy,Reymont był geniuszem obserwacji życia w szczegółach.Brak słów po prostu by wyrazić sie o tym arcydziele,tam jest tak jak w Biblii,ani jednego zbędnego słowa,dlatego słusznie zrobiono współczesna wersje bo tamta jest już zbyt oblatana. Sens dzieła jest uniwersalny,już któryś z proroków gromił Izraelitów że ojciec i syn chodzą do tej samej dziewczyny,ano,starość musi się wyszumieć. Starcy nie chcą oddać władzy młodszym dobrowolnie bo mają się za mocnych choć siwizna mówi o trumnie.W starej wersji nie pasował mi Boryna,zbyt szpetny,Baka wygląda bardziej świeżo i przekonująco. Wtedy Jagnę miała grać Seniuk,byłaby idealna ale cóż skoro odmówiła,przez to film poniósł wielką stratę. No ale mamy współczesną Jagusie trochę zbyt szczupłą do książkowej „spasionej kiej jałowica” mazurskiej piękności. Kanony urody na wsi stawiały na dorodność i zdrowie bo wiadomo,lekarz kosztuje. Otrzymaliśmy dzieło malarskie by ku pokrzepieniu serc walczyło o Oscara,no to niech sie dzieje wola nieba.Wybory odbędą się w kolorach chłopskich.
Chodzi Pani o to, ze o wyniku wyborow zdecyduja mieszkancy wsi i miast do 10 tys. mieszkancow?
Czy scenariusz i rezyseria „Chlopow 2023” w wykonaniu malzenstwa z pierwszorzednymi korzeniami nie zapala u Pani w glowie lampki alarmowej?
Boryna w starej wersji był przystojniejszy od Antka. To dopiero była klapa.
Ale wtedy nie było viagry. „Antek” mógł być nawet dmuchaną lalką, gdyby tylko „mógł”.
A scenę z dziurkaczami pokazano?
Wystarczylo, ze „Antek” byl przystojniejszy od kupy gnoju, bo problem egzystencjalny Jagny nie polegal na poszukiwaniu wrazen artystycznych.
Byłam kiedyś na spotkaniu z Gogolewkim. Takiego kabotyna jak on świat nie widział. To była nie tylko moja opinia, pozostali też byli tego samego zdania. Z trudem powstrzymywaliśmy śmiech.
W systemach totalitarnych programy informacyjne wcale nie są pełne propagandy antyopozycyjnej, ale informacyjnej papki w rodzaju cielęcia z dwiema głowami, które urodziło się w jakiejś oborze w Urugwaju. Tak powiedział zdaje się Cejrowski, ale dawno temu; może nawet kogoś zacytował, ale nie wiem kogo. Nie musimy się zgadzać z jego postrzeganiem rzeczywistości, ale chyba coś w tym jest.
W biblioteczce odziedziczonej przeze mnie po moim śp. tacie znalazłam kiedyś książkę niejakiego Mariana Pilota pt. „Zakaz zwałki”. Wyszło toto w latach 80. zeszłego stulecia, a autor otrzymał wiele rozmaitych nagród państwowych, jego książki zaś na różne sposoby obrabiali literaturoznawcy. Nie znam innej twórczości p. Pilota poza ww. pozycją i nie chcę znać. Ta jedna mi wystarczy. Jest to zapis stanu świadomości człowieka, który się czegoś naćpał. Po dwóch stronach lektury tego „eksperymentu literackiego” zbiera się na wymioty. Nie dlatego, że autor opisuje jakieś drastyczne przejścia biednego narkomana, ale dlatego, iż żadne zdanie nie ma logicznego sensu i w żaden sposób nie łączy się z całością. Sprawdziłam: Marian Pilot żyje, ma się dobrze, publikuje i wciąż otrzymuje liczne nagrody za swoją twórczość.
A jeśli ktoś chciałby wiedzieć, skąd Reymont zaczerpnął pomysł napisania „Chłopów” to polecam książkę Wiesława Śladkowskiego „Wysepka polska we Francji. U Marii i Henryka Gierszyńskich w Ouarville 1878-1930”. Można się z niej dowiedzieć, jak doktor Gierszyński próbował wyleczyć z alkoholizmu Walerego Wróblewskiego, jak dokarmiał Zygmunta Miłkowskiego (T.T. Jeża) oraz Władysława Reymonta, który przyglądając się francuskiej prowincji i życiu tamtejszej wsi postanowił ją opisać, ale w realiach polskich.
Wysepka polska we Francji. U Marii i Henryka 78-1930
Nie do konca sie zgodze. Propaganda bolszewicka w pierwszym okresie byla na bardzo wysokim poziomie, poniewaz ci ludzie konczyli dobre szkoly i uniwersytety zachodnie, carskie albo polskie, przedwojenne. To byla smietanka intelektualna bez dwoch zdan i bez ironii. Swiadczy o tym chocby wykorzystanie muzyki Poulenca w czolowce serialu „Kobra”. Nie mowiac juz o propagandzie komunistycznej w Europie Zachodniej, gdzie kultura, propaganda i sztuka bolszewicka byly na najwyzszym poziomie. Dopiero Hitler sie za to wzial i Mussolini.
Zydzi musieli jednak przekazac kulture i propagande w polskie rece i dopuszczali powoli takich ludzi, jak pan Pilot.
Czasy wspolczesne, to juz zupelnie inna bajka. Jezeli telewizja nie daje rady normalnie konkurowac z utalentowanymi tworcami, to jest prosta metoda: quasi-pornografia, erotyka, wulgarnosc, prostactwo „Kiepscy”, „Chlopi”, glupie zarty, glupie filmy. To zawsze chwyci i wypiera wartosciowa produkcje. Mam na mysli miedzy innymi TVN i jego „formaty”.
Hannah Arendt uwazala sie za nie wiadomo kogo i rzekomo cala Ameryka byla pod jej wrazeniem jako intelektualistki i Janusz Korwin-Mikke tez sie na niej wychowal, a to jest taka sama judeobolszewicka propaganda, jak kazda inna. Teraz znowuz mamy Harariego i wszyscy sie zachwycaja lacznie z Morawieckim. Gola dupa jest dla prostych odbiorcow, a Arendt, Harari, Friedmann, Sachs, Kissinger dla elit. Nawet Holland jest dla elit.
„z głową, z głową trzeba rozmawiać, a nie z du.ą!”
I dlatego Ukraińcy nie rozmawiają z nami…
Ukraincy nie rozmawiaja z nikim powaznym. Moga porozmawiac sobie z zastepca Sturmbahnführera. To my mamy dziwne wyobrazenie o ich mozliwosciach i wplywach, maja tylko nagrania albo zeznania z domow uciech.
1967 to być rok a może dwa po aferze mięsnej, gdzie zapadł wyrok śmierci, polityczna sprawa … a ten spektakl pt mord w hurtowni pewnie miał dyscyplinować społeczeństwo … a zrobienie obecnie powtórki … to nie wiem do czego miało nawiązywać … bo nie mam tv
w jednym z wywiadów vel Grajewski wymienił ile mamy ośrodków badania opinii dot spraw międzynarodowych, służących swoją pracą MSZ, a Ukry nie maja żadnej takiej instytucji
w takich sytuacjach pojawia się Wiatrowycz i dewastuje historię
pojawia się trefny oficer z życiorysem w SS i podsuwa się go prezydentowi, chyba dla prowokacji
Ich pewnie nie interesuje czyjas opinia. Maja jednak dobre nomen omen jednostki specjalne albo wspolpracuja z wywiadami innych panstw. Chyba najwiekszy problem dla nich to odroznic, kto pracuje dla UA, a kto dla Rosji, bo jezyk jest ten sam.
…no i dziewczyny wykonuja gro roboty operacyjnej.
gros
bo to po francusku jest
„Chłopi” Reymonta byli lekturą obowiązkową w niemieckim wojsku w czasie pierwszej wojny światowej. Wydawca Eugen Diederichs w 1912 roku uwierzył w sukces powieści. Ambitny przedsiębiorca zarzucił niemieckich krytyków literackich egzemplarzami recenzyjnymi. Bez skutku. Książka przeszła bez echa, a sprzedaż nie przekroczyła stu egzemplarzy. Przed finansową katastrofą uratowała wydawnictwo Diederichsa Wielka Wojna. Jeden ze współpracowników wydawnictwa, w randze kapitana, był odpowiedzialny za działalność kulturalną w sztabie generała Paula von Hindenburga.
To prawdopodobnie za jego sprawą armia niemiecka została przekonana, że właśnie lektura Chłopów stanie się dla niemieckich oficerów najlepszym przewodnikiem po duszy polskiej i obyczajowości miejscowego włościaństwa. Wypełniony niesprzedanymi tomami magazyn Diederichsa w szybkim tempie opustoszał, a Reymont zyskał liczny zastęp nowych czytelników. Niemieckie wydanie pomogło też w otrzymaniu „Nobla”.
Pomysł marketingowy, sami wiecie dla kogo gratis, do naśladowania 😉
Polska dusza? Hehehe… Ktokolwiek by nas nie zaatakowal – Wschod czy Zachod – to bysmy zawarli z nim separatystyczny pokoj, zeby frakcje wewnetrzne mogly sie nawzajem zwalczac i tak az do calkowitej ruiny kraju. Bismarck to mial na mysli mowiac, ze wystarczy zawrzec z Polakami pokoj i sami sie wykoncza. Nie musial wydawac kasy na spawanie drzwi do wagonow i finansowanie rewolucji. Jeszcze kilka lat „wolnosci” i kamien na kamieniu nie zostanie w Polsce.
je comprends
———
ale, w internecie znalazłam dobre określenie tego co wykuglował Żelenski
” ukraińskie królewięta w dalszym ciągu będą się paść na czerni”
Lepiej byc, niz miec. W Polsce, jak we wszystkich krajach komunistycznych, liczy sie status, kasta, pochodzenie rasowo – klasowe.
Tomasz Terlikowski ma prawo miec zal do rezymu, poniewaz, jak ujawnil ktorys ze znanych politykow Konfederacji, polskie panstwo wydaje wiecej pieniedzy na osobe na dzien na uchodzcow, niz na rodziny wielodzietne i opiekunow przysposobionych dzieci. Niektorzy Polacy zdazyli sobie zrobic z tego biznes, ze opiekuja sie nie swoimi dziecmi i mieli dzieki temu wysoki status materialny oraz nimb wybawcow sierot, a tu zonk! – okazalo sie, ze jacys obcy ludzie z miejsca uzyskuja lepszy status, wiecej pieniedzy i laduja od razu w wyzszej kascie. Moim zdaniem jest to powod, dla ktorego Terlikowski moze nie lubic PiS, dlatego pod plaszczykiem katolika uczestniczy w imprezach kompromitujacych obecne wladze. Mam na mysli zorganizowanie specjalnego pokazu filmu „Zielona granica” dla oficjeli w Watykanie.
No tak.
Guru Terlikowski będzie miał proces, bo nawygadywał oszczerstw. Nie dziwi mnie towarzystwo, w którym wystąpi. On najwięcej nadawał na temat ofiar szkół katolickich w Kanadzie. Zawsze jest pierwszy w takich sprawach.
Pomagamy w Syrii, pomagamy w Libanie i w innych miejscach na świecie… Dygnitarze z Watykanu powinni się zastanowić.
Panie Gabrielu – ten „tuskobus” którym powoził Kelner to był autobus jakim po Polsce przemieszczali się za Tuskiem i działaczami PO kibice piłkarscy usiłujący obalić rząd PO – „Donald matole Twój rząd obalą kibole” to był hasło pasażerów tego pojazdu.
To co zostało wymienione na początku (status, kasta, pochodzenie) to przecież nic innego jak tutejsza „podstawowa komórka społeczna”, czyli rodzina: oczko w głowie pewnej dość popularnej w tym kraju religii oraz tzw. konserwatystów. Tym samy (biorąc pod uwagę wcześniej wygłaszane tezy Żołnierza Wolności) wszystko się zgadza i powinno pasować. No to albo „prawo rzymskie” i jego zasady równości, albo jęczenie po prośbie „dla syna, Panie Wójcie, dla szwagra…” Tym samym Żołnierz Wolności nie zauważa, że instynkt troski o potomstwo jest właściwy dla większości gatunków ssaków (i nie tylko), tym samym i dla ludzi. To konsekwentnie niech Żołnierz Wolności nie ma pretencji do komunizmu, tylko do ewolucji lub Stówrcy gatunku ludzkiego (zależnie od preferencji światopoglądowych).
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.