Już o tym było, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Polska współczesna w niczym nie przypomina dawniejszej, a przez to metody zarządzania nią także muszą być inne.
Kraj w momencie swojej największej prosperity był olbrzymi i polityka jego elit przypominała trochę – zaznaczam – trochę, politykę carskiego rządu przez pierwszą wojną światową. I tak samo się skończyła, ale było to rozciągnięte w czasie. To znaczy nikt w Wielkopolsce nie przejmował się wojną z Tatarami na Podolu, a tam z kolei mało kogo obchodziły sprawy pomorskie. I każdy był pewien, że do niego akurat wojna nie dojdzie, albowiem nawet jak się utraci jakiś skrawek ziemi, gdzieś hen daleko, to będzie można go odzyskać w następnym pokoleniu. Złudzenia te prysły w pewnym momencie, albowiem wrogowie wzbogacili się o nowe narzędzia ideologiczne i polityczne. Były nimi: reformacja i przymusowe podatki, a także pobór do wojska. Jak to już wskazaliśmy czynniki te nie byłby przemożne, a taki ich charakter wskazywać lubi wielu badaczy i popularyzatorów, gdyby nie subsydia dworów obcych, dążących do całkowitej destabilizacji kraju. Jednym słowem – bez francuskich i holenderskich pieniędzy, nie byłoby wojny z Chmielnickim i Potopu. Bez pieniędzy angielskich Moskwa nie miała prawa się utrzymać. Oczywiście samo pisanie i mówienie o tym już jest kłopotliwe, albowiem wskazuje, że uprawiamy historię alternatywną. Choć raczej powinno wskazywać na to, że polscy historycy są leniami i głąbami, bo zamiast drążyć interesujące tematy, próbują swoje badania postawić możliwie blisko bieżącej polityki, żeby zyskać sławę i poklask.
Wciąż nie ma biografii Zygmunta III, a kiedy o tym napisałem, dwoje komentatorów wskazało mi, (który to już raz?), nędzną książczynę Wisnera, a jeden pan powiedział – pan nie ma pojęcia o warsztacie historyka. Mam doń prośbę. Jak będziemy gdzieś stali na targach, niech on wejdzie na krzesło i powtórzy to możliwie głośno do wszystkich zgromadzonych przed stoiskiem. I niech koniecznie jeszcze doda, że nie mam też za grosz talentu. Uczciwie zapłacę.
Powracanie do dawnej chwały Rzeczpospolitej jest ciekawe, ale nie prowadzi daleko, bo jedynie to bezsensownych przebieranek i parad, które cieszą może dzieci i młode kobiety, ale nie dają szansy na to, by tworzyć nową jakość. Jeśli zaś chodzi o przebieranie się, ci którzy prawdziwie interesują się ojczyzną i wiek im na to pozwala, wstępują do Obrony Terytorialnej. To są prawdziwe wyzwania i dobrze by było, żeby każdy, kto wierzy w Polskę, poszukał sobie swoich własnych wyzwań, dających się zrealizować tu i teraz, a do tego brzemiennych w konsekwencje.
Pierwsze zaś co powinniśmy zrobić wszyscy, myśląc o historii i przyszłości, to zdjąć z siebie odpowiedzialność za katastrofy dziejowe i przyjąć tą nową odpowiedzialność za to co jest dziś. Sprawy te wydają się proste ale takie nie są. Głównie z tego powodu, że metodyka poczucia winy jest ciągle doskonalona, a przez trzydzieści lat tak zwanej wolnej Polski, pogłębiono i rozbudowano ją znacznie. Wpisuje się ona w tradycję polityki zaborców i wskazuje, jako receptę na całe zło, przekazanie wszystkich istotnych przekładni służących do rządzenia w ręce obcych. Może mieć to różne nazwy, w naszych czasach określane było jako prywatyzacja. Polegała ona na tym – uwaga używam formuły istotnej, a nie zafałszowanej – że namiestnicy zaborcy, którzy kierowali przemysłem pracującym na potrzeby zaborcy, dla niepoznaki nazywanym sektorem państwowym, przekazali go innemu zaborcy, któremu przemysł ten nie był potrzebny. Został on potem zniszczony. O żadnej prywatyzacji więc mowy być nie mogło. Rosjanie i ich agenci dogadali się z Niemcami i ich agentami tak, że potem polski robotnik miał jeść trawę, bo pracy nie było. Rynki bowiem, po upadku systemu moskiewskiego, zapełnione zostały produkcją niemiecką. To wszystko. Nie mieliśmy szans, by zrozumieć ten prosty przecież mechanizm albowiem wszystkie pojęcia, którymi posługiwaliśmy się przez całe lata dziewięćdziesiąte i później były podstawione. Nie padło wówczas ani jedno autentyczne słowo, które w sposób precyzyjny opisywałoby zjawiska. Dlatego tak ważne jest, by nie bać się prawdy i nie być mitomanem, bo już zbyt długo żyliśmy urojeniami.
Podam przykład. Co jakiś czas ktoś, w przestrzeni publicznej, stawia postulat, by w polskiej polityce pojawili się ludzie silni, bezwzględni, przebiegli i przez to skuteczni. To jest nic innego tylko projekcja własnych deficytów i niechęć do brania odpowiedzialności za siebie i swoje wybory. No i rzecz jasna niechęć do rozumienia polityki w jej kształcie istotnym. Czyli mitomania i urojenia po prostu. Ludzie bez kręgosłupa moralnego, albo ludzie wystraszeni nie mogą prowadzić polityki skutecznej, bo zostaną przekupieni albo ktoś ich zaszantażuje. Stąd tak istotne jest by polityka była połączona z misją i religią. Dobrze to rozumiano w dawnych czasach próbując wyrwać papieżowi charyzmaty religijne i wręczyć je władcom. I to się niby udało. Wiek XX jednak pokazał, że kiedy już siła polityczna jest jednocześnie siłą religijną, można ją zakwestionować dokładnie w taki sam sposób, wskazując, że religia w ogóle nie jest potrzebna, bo wystarczy sam przymus. Trzeba go tylko zakamuflować. I tak powstały nazizm i komunizm. Teraz zapewne wkroczymy w etap, kiedy nawet kamuflaż przymusu nie będzie konieczny. Sprawy zaś zaczną się kręcić tak, jak za czasów Peryklesa.
Powtórzę – nie ma polityki bez moralności, a jak ktoś chce zgrywać cynicznego dyktatora zaplącze się we własne sznurówki szybciej niż mu się zdaje. Tylko bowiem posiadając legitymację moralną można stawiać polityczne warunki przeciwnikowi. Bez tego każdy polityk jest dla posiadającego siłę przeciwnika, po prostu istotą niższą nie mającą żadnych praw. Można więc rzec, że cała epoka nowożytna i nowoczesna to jedno wielkie fałszowanie legitymacji moralnych. Najpierw poprzez zanegowanie tradycji Kościoła i wskazanie na „czystość” Słowa Bożego, tak jakby Bóg zamilkł i ogłuchł po śmierci św. Jana apostoła, a potem zanegowanie tego słowa. Wszystko zaś po to, by zyskać skuteczność doraźną, co w praktyce oznaczało zawsze jedno – obniżenie kosztów produkcji stali i tkanin. I można się oczywiście ze mną nie zgadzać, a także przywoływać wiele przykładów „polityki realnej” oddalonej od wiary i moralności. Te jednak zawsze kończyły się katastrofą i kacem trwającym dekady. Podobnie jak wszelkie podmiany pojęć, także te, z którymi mamy do czynienia dzisiaj. Kłamstwo ma bowiem naprawdę krótkie nogi, a kiedy do wszystkich oszukanych dotrze, jak ich potraktowano, domagają się oni wprowadzenia dyktatury, albowiem tylko to może uratować ich samopoczucie.
Podobne próby oglądaliśmy w małej skali u nas. I obyśmy nie musieli ich oglądać więcej.
Na koniec dam może przykład politycznej demagogii opartej na przekonaniu o sile i wyższości moralnej, która nie jest poparta niczym poza siłą. Oto przemówienie Peryklesa, ulubionego bohatera wielu pasjonatów historii, który namawiał Ateńczyków do wojny z Peloponezem:
Jeżeli ich armia lądowa ruszy przeciwko naszemu krajowi, zaatakujemy flotą ich terytorium; zniszczenie zaś nawet całej Attyki nie jest tym samym co zniszczenie choćby części Peloponezu. Oni bowiem nie będą mogli bez walki zdobyć sobie innego kraju,my zaś mamy dużo ziemi na wyspach i na lądzie stałym.(…)Wielką jest bowiem rzeczą panowanie na morzu. I teraz powinniśmy zachowywać się mniej więcej tak, jakbyśmy byli wyspiarzami: opuścić ziemię i wsie, a straż objąć nad morzem i miastem;(…) Nie trzeba biadać nad utratą domów czy ziemi, lecz nad utratą ludzi. Przecież nie ludzie są własnością rzeczy, tylko rzeczy własnością ludzi.
Trudno o wyrazistszy przykład uzasadnienia zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko własnemu narodowi. A jaki jest to przy całej jego wymowie sensowny tekst! I jaki uwodzicielski! Może użyjmy więc teraz takiej, całkiem nie uwodzicielskiej formuły – popełniano zbrodnie z imieniem Chrystusa na ustach, ale imię to gwarantuje jednakowoż, że można nie popełniać politycznych zbrodni i mierzyć skuteczność inną miarą. Bez tego imienia, działania, choćby nie wiem jak wzniosłe i inspirujące się wydawały, na pewno zamienią się w polityczne zbrodnie. O tym powinniśmy myśleć zawsze.
Zrobiło się może nieco zbyt podniośle, ale uważam, że to prawda i mam dużo pilnej i potrzebnej roboty. Wracam więc do niej. Życzę wszystkim miłego dnia.
Ucieczka od wolności wtrąca człowieka w poczucie braku bezpieczeństwa i uczucie samotności – jednego z najsilniejszych lęków, od którego ludzie pragną uwolnić się za wszelką cenę. Osoby odczuwające lęk przed wolnością, zastępują wiarę substytutem dyktatora i jego autorytetu. Autorytarny charakter widać w gotowości do podporządkowania się osobom uznawanym za silniejsze, z jednoczesną chęcią do sprawowania bezwzględnej władzy nad słabszymi, nawet jeżeli wiązać by się to miało z olbrzymim okrucieństwem. Wtedy wolność staje się zrozumieniem konieczności 😉
Fajne, ale mniej malownicze niż moje
Nie ciesz się przed zachodem słońca 😉
Jeszcze gwarancję, wrogowie pograniczni RON mieli gwarancje na swoje poczynania, po 89 też liczyły się liczą gwarancje
Gwarancje dają banki. No i mocarstwa. Mamy dziś gwarancje mocarstw, ale nie wiem czy mamy gwarancje banków
Wrogowie graniczyli z RON?
Szwedzi i Turcy nie graniczyli? I Moskwa też nie graniczyła?
Z relacji Tukidydesa wynika, że wrogiem Aten była Sparta. Korynt tylko „nawinął się” przy okazji jako przystawka do połknięcia. Konflikt rozpoczęły Ateny od interwencji w obronie Kerkyry (gdzie Rzym, gdzie Krym?)
Kurica nie ptica – polityki zagranicznej nie prowadzi się w stosunku do sąsiadów, tylko względem daleko położonych terytoriów. Z sąsiadami to się ma co najwyżej „stosunki”, relacje.
Bismarck. Ludzie tęsknią za politykiem pokroju Bismarcka.
Jacy ludzie? My tu nie tęsknimy za Bismarckiem, uważamy, że to świnia
A ja uważam że Bismarck to prześwinia.
Po pierwsze Bismarck był jednym z najwybitniejszych mężów stanu, jakich kiedykolwiek wydała ludzkość, po drugie, nam, Polakom, wypada tylko żałować, że był Prusakiem, a nie naszym rodakiem. Otto von Bismarck to ideał polityka, był bowiem państwowcem, czyli działał zawsze i wszędzie jedynie dla dobra swego kraju, tylko jego interes miał na względzie. Dlatego jego dziełem było zjednoczenie i ujednolicenie państwa (czytaj sprusaczenie). W polityce zagranicznej był istnym geniuszem dyplomacji, potrafił koncertowo rozgrywać państwa europejskie przeciwko sobie, tworzył i kontrolował sojusze, inspirował wojny, z których Niemcy, nie biorąc w nich formalnie udziału, czerpały korzyści. W polityce wewnętrznej trzymał w ryzach wszystkie siły, pozwalając opozycji robić tylko tyle, ile było potrzebne państwu. Przeprowadził szereg reform, w tym, uprzedzając niemieckich marksistów, reformy socjalne, które w znacznym stopniu likwidowały problem praw pracowniczych (sam siebie nazywał socjalistą z katedry). Owszem, prowadził walkę z Kościołem katolickim, uważając go za zewnętrzną siłę rozsadzającą państwo od środka, ale gdy tylko zmienił się papież (Leon XIII), natychmiast się z nim dogadał. W życiu prywatnym był wiernym i kochającym mężem jednej kobiety. Był bardzo moralny i osobiście pobożny.
Mówi Pan, że Bismarck był świnią? Niby dlaczego? Bo z otwartą przyłbicą zwalczał żywioł polski w państwie niemieckim, bez owijania w bawełnę twierdząc, że Polaków szanuje, ale się ich boi, ponieważ jeśli pozwolić im urosnąć w siłę z pewnością rozsadzą Niemcy od środka? Działał dla dobra swego kraju, więc obiektywnie rzecz biorąc, miał rację. Być może zresztą przypisuje mu pan akcje antypolskie, które miały miejsce po 1890 r., gdy otrzymał dymisję. Największym polonofobem był raczej von Bulow (umlaut mi nie wchodzi).
Ja będę obstawać przy własnym zdaniu – Polska miałaby szczęście, gdyby trafił się nam nareszcie polityk na miarę Bismarcka, człowiek z jego charyzmą, jego wizją i żelazną konsekwencją w realizacji interesów własnej ojczyzny. Niestety, od czasów Piłsudskiego nikt podobny na naszej scenie politycznej się nie objawił. Może taki przychodzi na świat raz na sto lat?
Gdyby był pan, tak jak ja, historykiem nowożytnikiem, inaczej by pan go oceniał. W tej chwili myśli pan schematami wyniesionymi ze szkolnej edukacji.
Dobrze Pani odpisała.
Ja też uważam, że Polska miała dwa typy wrogów: jeden to wewnętrzna opozycja, a drugi to ośrodki daleko położone od naszych granic. Szkoda tylko, że żydzi za bardzo urośli w czasach Bismarcka, ale być może taka była część umowy – konsensusu, na gruncie którego żelazny kanclerz mógł rządzić i pożyczać od banków duże sumy na swoją politykę.
Czy myślę schematami ?Nie wiem .Nie jestem historykiem .Jestem tylko człowiekiem który ma ludzkie odruchy.A my Polacy mamy pecha że jesteśmy tylko ludżmi a mieszkamy pomiędzy Wampirami i Wilkołakami .A jesteśmy tylko ludżmi .
Pobożny morfinista jak się wtedy mawiało. Super.
Nasi bracia ze Wschodu są według tej klasyfikacji wilkołakami czy wampirami?
No cóż, może więc przy dałby nam się Van Helsing, tj. polityk na tyle bezwzględny, cyniczny i cwany, by umiał lawirować między nimi, napuszczać ich na siebie, wykorzystywać, a naszą wewnętrzną, dziedziczną Targowicę trzymał za mordę, by nie szkodziła. Miarą polityka jest jego skuteczność.
Rzeczywiście, Bismarck, z tego co pamiętam, przez ostatnie lata w służbie państwowej ciężko chorował. Miał uporczywe nerwobóle. Wówczas lekarze ordynowali na to rozmaite opioidy, bo nie do końca wiedzieli, na czym polega mechanizm uzależnienia. Jakie czasy taka medycyna. Ot, choć kiłę próbowano wówczas leczyć zarażając pacjentów malarią.
A co można powiedzieć o politykach, którzy w ciągu trzech lat rozp*** państwo, które istnieje ponad tysiąc lat?
Może startowali w wyścigu na rozp******** państwa?
Lepper popełnił samobójstwo, ponieważ bał się, że go zabiją. Kobiety dokonując aborcji tłumaczą się, że robią to, ponieważ nie chcą, żeby ich dzieci cierpiały (z powodu głodu, chłodu, braku mieszkania, najnowszych gadżetów itp.)
Aktualna władza bała się, że Tusk rozp*** do reszty państwo i bali się, że Polacy będą cierpieć, więc sami to zrobili i wykonali wszystkie polecenia Brukselki i innych pomniejszych ośrodków, które są nam nieprzychylne.
Jest to podejście odpowiedzialne i konserwatywne, bo Pitoń udzielił kiedyś takiej wypowiedzi, że powinno być tak jak kiedyś, w dawnych czasach, że ojciec dziecka miał prawo zabić to dziecko, żeby się nie męczyło, gdy było na przykład ciężko chore albo kalekie, więc analogicznie jak jakiś wódz kocha swój naród i widzi jego cierpienia, to może je skrócić.
To tymczasem, bo chcę posłuchać przepowiedni Pytii Krzysztofa Jackowskiego – ile nam zostało lat albo miesięcy.
Pytia o tyle nietypowa, że nie używa alkoholu ani żadnych środków odurzających. Jackowski musi brać regularnie jakieś leki, bez których już by nie żył, dlatego jest abstynentem.
Pod koniec wojny część Niemców oczekiwała, że Hitler pomoże im umrzeć, by nie cierpieli z powodu nadciagających wojsk sowieckich, kobiety liczyły na gaz. Sam Hitler uznał, że skoro przegrywają wojnę, to nie zasłużyli sobie na jego przywództwo. Piknie panowie, piknie…
Wygląda na to, że mamy mocnego człowieka. Pitoń!
Czy dobrze by się Pani czuła gdyby jakiś taki polityk polski bezwzględny tępił mniejszość niemiecką na Opolszczyżnie i Górnym Śląsku (Ślązakowcy) ?Albo Białoruską na Suwalszczyżnie ?Oni zawsze byli wrogami naszego państwa i chyba będą .Mamy stosować te same metody co Bismarck ?
Kompletnie się nie rozumiemy, rozmawiamy jak gęś z prosięciem. Ja obiektywnie o wielkości pewnego polityka, a pan emocjonalnie, polonocentrycznie. Normalnie „Słoń a sprawa polska” jak w tym dowcipie Paderewskiego. Dlatego jeszcze raz: ja nie neguję tego, że polityka Bismarcka była niekorzystna dla polskich poddanych cesarza niemieckiego, ale potrafię się wznieść ponad nasze polskie, wąskie postrzeganie rzeczywistości i i oceniam Bismarcka przez aspekt jego niesamowitej skuteczności i tego wszystkiego, co udało mu się zrobić dla wzmocnienia II Rzeszy i uczynienia z niej potęgi europejskiej. Był to człowiek niezwykle elastyczny i podejrzewam, że gdyby żył obecnie i urodził się jako Polak, znakomicie odnalazłby się w naszych czasach i panujących obecnie zasadach uprawiania polityki. Każde czasy mają swoją specyfikę i proszę nie stosować prezentyzmu w ocenie postaci, inaczej wszyscy skończymy jak ta idiotka posłanka, która z mównicy sejmowej twierdziła, że nie możemy być dumni z Mieszka I, ponieważ był okrutnikiem, gwałcicielem itp. (niestety, a może stety, zapomniałam nazwisko tej posłanki).
…ale jeśli chodzi o historiografię, to mamy niewątpliwie do czynienia z jakąś mitologizacją samego Mieszka I, towarzyszących mu postaci i okoliczności. To wszystko jest dziś spowite mgłą historii i możemy tylko się, Szanowni Państwo, zaledwie domyślać, jak się zachowywał i kim był Mieszko I, na podstawie tego, jak się zachowywali inni władcy tego typu w tym czasie i na terenie tej części Europy. I możemy sobie powiedzieć… można domniemywać, że był to zabijaka i zapewne palił, gwałcił i na porządku dziennym były…Senator Barbara Zdrojewska na zebraniu senackim odnośnie Annus Domini MMXVI (2016)
Dziękuję, właśnie o to mi chodziło.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.