paź 172022
 

Tytuł taki trochę marksistowski, ale jak najbardziej adekwatny. Oto w odnalezionym przeze mnie na półce i już wspominanym tutaj ostatnim tomie dzieła Pawła Jasienicy „Rzeczpospolita Obojga Narodów”, znajdujemy uroczy i szyderczy fragment opisujący relacje pomiędzy stanami w Rzeczpospolitej doby saskiej. Najlepiej będzie jeśli zacytuję go w całości:

 

Ale uparte mianowanie ówczesnej Rzeczpospolitej państwem „szlacheckim” to czynność co najmniej dziwna. Właśnie podczas owego bezkrólewia zaczynał wypływać na szersze wody Krzysztof Stanisław na Baksztach i Żyrmunach Kieżgajło Zawisza, w przyszłości wojewoda, na razie starosta miński dopiero. Do magnatów zaliczyć go można było od biedy jedynie, dzięki żonie – Teresie na Łohojsku Tyszkiewiczównie, którą wydała na świat córka samego Pawła Sapiehy. W pięć lat później starosta Krzysztof wsławił się uczynkiem dość znamiennym. Przyrodnia siostra jego połowicy, pochowawszy kolejno dwóch małżonków – Chodkiewicza i Paca – zhańbiła imię własne i wszystkich krewnych, oddając rękę oficjaliście, szlachcicowi nazwiskiem Kaczanowski. Zawisza uznał to za grzech równy sodomii. Po rozmaitych wzajemnych zajazdach i napaściach, w święto Trzech Królu 1702 roku rozpędził na cztery wiatry drużynę szwagra ( „Bóg sprawiedliwy mściciel honoru mego dał mi go atakować…”), jego zaś samego zagnał w podziemia kościoła w Żołudku, nazajutrz wydobył stamtąd, osądził, skazał na śmierć i kazał ściąć. Wybaczył mu przedtem wszystkie winy i pozwolił przyjąć sakramenty. „Taki koniec żeniącym się nierównie i spierającym się  z dostojniejszymi” – napisał w pamiętniku. Władze duchowne zamknęły na pewien czas sprofanowany kościół, świeckie nie uczyniły nic.

Wszyscy widzimy, że Leon Lech Beynar, zwany Pawłem Jasienicą talent miał. Niewielu potrafiłoby stworzyć taki opis, ze wskazaniem winnego, ofiary i nakreśleniem w tak intensywnych barwach okoliczności wewnętrznych, w jakich przyszło żyć poddanym króla Augusta II, którzy – wobec przemocy możnych – zdani byli tylko na łaskę Bożą. Mogli ukorzyć się lub zginąć. Jasienica chce byśmy myśleli, że kraj rządzony był przez rozpasane magnackie gangi i wiele jest przykładów, że tak właśnie było. Najjaskrawszy pochodzi z czasów późniejszego panowania i dotyczy zamordowania Gertrudy Komorowskiej. Można się na nie powoływać do woli, ale mało kto to czyni, albowiem tak zwana „noc saska” nie cieszy się szczególnym zainteresowaniem  historyków i popularyzatorów. Ciekawe czemu? Tyle barwnych postaci, tyle okazji do wyszydzenia szlacheckiego uniwersum, tyle skandali, zbrodni i zdrad.

Może zasugeruję tu dlaczego, choć będzie to tylko opinia. Ma ona jednak pewne podstawy i może stać się inspiracją dla poważniejszych niż ja autorów. Oto cytując fragment pamiętnika Krzysztofa Stanisława na Baksztach i Żyrmunach Kieżgajło Zawiszy, pominął Paweł Jasienica, kilka istotnych szczegółów, które zmieniają w poważny sposób optykę. Oto Kaczanowski, prócz tego, że ożenił się „nierównie”, co Jasienica czyni jego głównym grzechem, miał jeszcze dwie sprawy sądowe. To znaczy, że w Polsce działały sądy. Może egzekucja wyroków była nieco opieszała, ale procesy się toczyły. O co oskarżano imć Kaczanowskiego? Ni mniej ni więcej tylko o sprzeniewierzenie powierzonego mu majątku i o czary. Ha! Nieźle! Na początku XVIII wieku oskarżenie o czary było sprawą poważną. W osobie Kaczanowskiego zaś połączone zostało ono z oskarżeniem o sprzeniewierzenie majątku. Może dodajmy do tego wyrazistego obrazu – złoto, retorty, zaklęcia – jakieś tło. Są nim dobra odziedziczone przez przyrodnią siostrę żony – partycypującą w dziedzictwie Tyszkiewiczów – jak łatwo się domyślić, po dwóch mężach – Chodkiewiczu i Pacu. To są znane nazwiska i dobra owe z pewnością nie były małe. Zawisza zaś – poprzez małżonkę – liczył na to, że będzie miał jakiś głos w dalszym dysponowaniu nimi. Trzeba było wydać wdowę za mąż i musiała to uczynić familia, w sposób zadowalających wszystkich ewentualnych spadkobierców. Powtórzmy – trzy nazwiska najsławniejsze na całej Litwie i do tego jeszcze cień Pawła Sapiehy znanego z powieści Henryka Sienkiewicza stojący za wdową, której rękę zdobył w końcu oficjalista imć Kaczanowski. Wchodzimy teraz na śliski teren i zabieramy się za interpretacje niektórych faktów. Cóż to znaczy oskarżenie o czary w kontekstach opisanych wyżej? Zapewne pan Kaczanowski znając dobrze stosunki panujące w gospodarstwie domowym wdowy wkradł się w jej łaski nie tylko miłym słowem i swoim męskim urokiem. Z oskarżenia o czary wnosić możemy, że dosypał jej czegoś lub dolał do wina, bądź też czynił to wielokrotnie. Efektem tych działań było założenie nowego stadła. Można by się zastanowić kto i na jakiej podstawie oskarżył Kaczanowskiego o te czary i czy czasem nie była to sama jego małżonka. Jej postać bowiem pomija zarówno Jasienica, jak i Krzysztof Stanisław na Baksztach i Żyrmunach Kieżgajło Zawisza. Do czego to jest potrzebne Jasienicy wiemy, ale nie możemy się domyślić, dlaczego fakt ów przemilcza imć Zawisza. Do tego dochodzi jeszcze sprawa sprzeniewierzenia majątku, czy kradzieży pieniędzy żony. Ciekawe na co przeznaczonych? Bo wszak imć Kaczanowski nie umieścił ich na lokacie w jakimś amsterdamskim banku. Choć może…? Któż to zgłębi?

Trudno jest także uwierzyć w to, mając w pamięci historię księcia Marcina Radziwiłła, który także parał się czarami, że Kaczanowski był jakimś ewenementem na tle epoki i działał sam, poganiany jedynie chęcią zysku i posiadania olbrzymich dóbr ziemskich. To jest niemożliwe z racji takiej, że dobrze on zdawał sobie sprawę jakie są okoliczności i wiedział, że ani Zawisza, ani też Tyszkiewiczowie, Chodkiewiczowie i Pacowie, takiej hańby mu nie darują. Można więc założyć, że to co przedstawił nam Jasienica nie jest nawet wierzchołkiem góry lodowej i nie ilustruje też fragmentu nawet realiów życia na początku XVIII wieku w Polsce. Skoro tak, to znaczy, że Kaczanowski był figurantem, a jego rola sprowadzała się do wejścia w związek małżeński z wdową, a następnie, po niedługim pożyciu, złożenia jej do grobu i otwarcia – przez fakty dokonane – sprawy sukcesyjnej. Ta zaś skończyłaby się nie wiadomo jak. Być może wojną pomiędzy Pacami, Chodkiewiczami a Tyszkiewiczami lub jeszcze gorzej. Musimy pamiętać, że wypadki te rozgrywały się w dwa lata po bitwie pod Olkienikami, gdzie wojska Sapiehów zostały pokonane przez siły pospolitego ruszenia szlachty.

W pamiętnikach Krzysztofa Zawiszy przeczytać możemy, że imć Kaczanowski posługiwał się w zajazdach na Zawiszę zaciągami wołoskimi. Identyczne zaciągi stanowiły gros sił hetmańskich pod Olkienikami. Aha, byłbym zapomniał – to Kaczanowski pierwszy zaatakował Zawiszę, a nie na odwrót. To już całkowicie demaskuje, w mojej ocenie, intencje Jasienicy, który wskazując na upiorne stosunki społeczne, daje wyraz całkowitego ich niezrozumienia. Odrywa je od polityki i ekonomii lokalnej chcąc wzbudzić w czytelniku po pierwsze wesołość, bo opis ma charakter satyryczny, a przez nią także refleksje nad zepsuciem i upadkiem szlachty. I to mu się udaje.

My zaś, musimy się zastanowić – kto, tak naprawdę, stał za imć Kaczanowskim i co takiego dosypał on wdowie do wina, że zgodziła się stanąć z nim na ślubnym kobiercu. No i jakich gwarancji mu udzielono, że tak odważnie poczynał sobie wobec Krzysztofa Kieżgajło Zawiszy. No, ale to już temat na osobne śledztwo.

Mamy powyżej opis pewnej metody i widzimy już, do razu w zasadzie, że ma ona ciągle zastosowanie. Możemy ją rozpoznać i dokładnie prześledzić, jak działa także współcześnie. Ja zaś podam jeden przykład, o którym wiele osób wie, ale nie do końca potrafi opisać ten chwyt. Oto Netflix lansuje dwa seriale o najstraszliwszym zbrodniarzu seryjnym w Milwaukee, Jefreyu Dahmerze. Pan ten mordował gejów i zjadał ich, a także marynował w beczkach części ich ciał. Wszystko przez to, że czuł się samotny. Kiedy go w końcu zdemaskowano, okazało się, że większość ofiar to czarni mężczyźni, ale nikt nie zauważył, że powodem tego może być fakt, że Dhamer mieszkał w czarnej dzielnicy i do czarnych gejów miał po prostu najbliżej. Po ujawnieniu skali jego zbrodni oskarżono policję o opieszałość i rasizm. Głównymi oskarżonymi byli policjanci Balcerzak i Garbrysh, co dla nas tutaj jest dość czytelne. Nie ma w filmach zarzutów przeciwko polskiej społeczności, ale być może ten motyw jeszcze jest przed nami. Policjanci nie mieli zamiaru interweniować w sprawie Dahmera, który był notowany, albowiem nie zależało im na życiu czarnych – taka jest wymowa filmu fabularnego i dokumentu, który pojawił się tuż po nim. To nakręciło całą spiralę protestów czarnych w Milwaukee i całych Stanach, włączył się w nią jakiś znany, telewizyjny kaznodzieja, który podkręcił wszystko jeszcze bardziej. Obrona Dahmera oczywiście nie miała szans, ale też nikt nie oczekiwał uniewinnienia. Dhamer dostał wyrok wielokrotnego dożywocia i został zamordowany w więzieniu przez jakiegoś czarnego. Wcześniej zaś nawrócił się, zaczął czytać biblię i liczył, że Pan Bóg wybaczy mu grzechy. Ochrzczono go oczywiście w jakimś protestanckim obrządku. Nic mu to nie pomogło. Jefrey Dhamer przeszedł do historii, jako morderca czarnych, choć z obydwu seriali wynika jasno, że było mu dokładnie obojętne kogo zabija. Istotny w tej historii jest jeden moment. Kiedy policja odkryła pod domem, w którym mieszkał Dhamer odurzonego Filipińczyka, uwierzyła Dhamerowi, że to jego chłopak, który nie dość, że jest pełnoletni (choć nie był) to jeszcze dobrowolnie przebywa z Dhamerem. Nic na to nie wskazywało, dzieciak był odurzony, krwawił z odbytu i miał wywierconą dziurę w głowie, której policjanci nie widzieli. Fakt ten wyszedł na jaw w czasie procesu. Mimo tego, że dwie czarne dziewczyny błagały Balcerzaka I Gabrysha, żeby interweniowali, ci nie zrobili nic. Podobnie jak władze świeckie w historii, którą zrelacjonował nam Jasienica. Dlaczego? Otóż dlatego, a jest to dokładnie powiedziane w serialu dokumentalnym, że policja miała polecenie, by nie wtrącać się w sprawy gejów i nie traktować ich jak przestępców. Kto wydał takie polecenie w latach dziewięćdziesiątych? Nie wiadomo, to nie interesuje twórców seriali. Nie wiemy też czy czasem Dahmer nie miał pełnej świadomości tego faktu, był w końcu notowany i coś tam do niego docierało. Chodzi bowiem wyłącznie o to, by podkreślić rasistowskie zachowania policji. I tu dochodzimy do konstatacji najważniejszej – do czego służy rasizm w Ameryce, a także w Europie i dlaczego nigdy nie zostanie usunięty z przestrzeni publicznej przez naukę katolicką? Otóż dlatego, że jest pożywką dla gangów czarnych kaznodziejów manipulujących ogłupiałym tłumem, a także dlatego, że jest najlepszą przykrywką dla zbrodniczych eksperymentów społecznych, które odbywają się pod nadzorem jawnych i opłacanych przez państwo służb. Dziękuję za uwagę.

  3 komentarze do “O sposobach postrzegania rzeczywistości”

  1. Dzień dobry. No cóż, jeden z architektów współczesnego ładu medialnego, ten który tak gościnnie zaprosił w swoim czasów wielu Polaków nad Irtysz, cóż, że nie do siebie, intencja jest ważna – wsławił się także powiedzeniem „…ważne, kto liczy głosy”. Ja pozwolę sobie na parafrazę, nieco szmoncesową – ważne, kto ma tę telewizję. Jak ten tartak. Otóż ja – nie mam żadnej telewizji, nie mogę zatem zaproponować tym, którzy mają jakiegoś barteru. Oglądania w drodze wzajemności. Mogę jednak nie oglądać, co też czynię, odzyskując sporo czasu na bardziej sensowne zajęcia. Co zaś do Jasienicy, owszem, ja też się go naczytałem w swoim czasie, był on bowiem dyżurnym wówczas popularyzatorem historii, obok Parnickiego i Dobraczyńskiego chyba. Jako młodemu człowiekowi – podobało mi się, choć w czasach Radiokomitetu Szczepańskiego łatwiej było o czujność i to bynajmniej nie proletariacką. Ale młodsze pokolenia mają trudniej i łatwiej nimi manipulować, niestety…

  2. sa łowcy posagów, są łowczynie milionerów, no jedna z tych łowczyń napisała jak łowić bogatych starszych panów,  jedną taką autorkę gościliśmy w kraju przez kilka lat

    no i łowcy starszych posażnych i szczodrych  pań też są nieźle pokazani w filmie netflixa pt Alfie  z Suzan Sarandon jako tą 50 – latką która będzie utrzymywać młodszego, przystojnego  zabawnego.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.