lis 022019
 

Miałem napisać dwa teksty, na różne tematy, bo dwa razy wczoraj doznałem olśnienia i jeden z tych tekstów pojawił mi się przed oczami w całości. Tak po prostu – rzędy liter na białej powierzchni – drugi zaś tylko w kawałkach. Tak się czasem zdarza, nieczęsto, ale czasem tak, mam na myśli pojawienie się w głowie gotowca. No i bałem się, że do rana coś zapomnę z jednego albo drugiego. Poza tym wyjeżdżam dziś na cały dzień i do jutra na pewno jeden by gdzieś zniknął. Tak więc musiałem je połączyć.

Pedagogika, nie wiem czy z takim zamiarem ją stworzono, ale jest z całą pewnością częścią machiny sprzedażowo propagandowej. Chodzi mi o sprzedaż treści. A jeśli idzie o pedagogikę, to mam na myślę tę, której hołdował Janusz Korczak. Konkretnie zaś chodzi mi o koncepcję oddzielenia dzieciństwa od dorosłości i traktowania dziecka jak osobnego człowieka z osobnymi potrzebami i problemami. Tak się złożyło, że byłem dzieckiem i mogę powiedzieć jedno – nie ma mowy o żadnym osobnym dzieciństwie w grupach koedukacyjnych. One dojrzewają błyskawicznie i błyskawicznie gotowe są do stawania wobec problemów dorosłości, tak jak się tę dorosłość rozumie dzisiaj. Mam na myśli prokreację, zakładanie rodziny i odpowiedzialność. Wychowanie grup koedukacyjnych w duchu przysposobienia do życia w rodzinie polega w zasadzie na tym, by te dzieci wyciągnąć ze stanu pierwotnej dzikości i nauczyć je odpowiedzialności za drugiego człowieka. Dziś nie widzimy takich problemów, albo większość ludzi ich nie widzi, ale kiedyś grupy rówieśnicze były całkiem poza kontrolą dorosłych, a nawet gdyby ci dorośli chcieli jakoś ingerować w życie tych grup, nie mieliby ani siły, ani ochoty na to. W sytuacjach bardzo drastycznych wkraczał po prostu ojciec i prał po tyłku każdego z osobna.

W grupie koedukacyjnej poza kontrolą dorosłych i poza kontrolą systemu, czyli poza organizacjami o charakterze politycznym, takimi jak harcerstwo, niemożliwa była edukacja. To znaczy jeśli ktoś był uparty to jakoś tam się wyuczył i gdzieś doszedł, ale to musiało się odbywać przy głębokim zaangażowaniu rodziców. Grupy koedukacyjne, które ja mogłem obserwować, bo miałem to szczęście, że w żadnej nie uczestniczyłem, kończyły swoją edukację wcześnie i na niskim poziomie. Wielu ich członków powracało potem do szkoły i robiło jakieś specjalizacje jako ludzie dorośli, co już powinno być pewną wskazówką dla teoretyków pedagogiki. Myśl o nauce, kształceniu, karierze nie towarzyszy grupom koedukacyjnym. Ona jest właściwa jedynie poddanym dyscyplinie grupom męskim lub żeńskim. To jest niby oczywiste, ale wcale takie nie jest. Młodzież mieszkająca w miastach, miała do dyspozycji cały system, który utrzymywał ich we względnym bezpieczeństwie, i ratował przed osiągnięciem szybkiej dojrzałości. Była to tak zwana kultura. Młodzież z mniejszych ośrodków dysponowała tylko sobą nawzajem i piosenkami zespołu Perfct. To się zwykle kończyło różnymi katastrofami i coraz to lepszymi pomysłami na uczenie ludzi młodych odpowiedzialności.

Wracajmy jednak do Korczaka. Skoro człowiek pozostawiony sam sobie i swojej grupie rówieśniczej staje się dorosły gdzieś około 11 roku życia, po co mu wmawiać, że jest dzieckiem i rozbudzać w nim dziecięce pragnienia? Po to, żeby mu nakłaść do głowy treści, które ukształtują go na wiernego pretorianina systemu, dającego mu narzędzia do funkcjonowania w świecie…i tu w zasadzie trzeba by napisać – dorosłych, ale to przecież jest nieprawda. Nie po to izoluje się dziecko od świata dorosłych, by go do życia w nim przygotować. Ten etap służy temu, by owo mentalne dziecko w człowieku dorosłym pozostało na zawsze i ułatwiało potem absorbowanie rozmaitych propagandowych memów, które się chce dużym grupom ludzi do głowy włożyć. Pewne nawyki i pewne przywiązania są bowiem nie do zwalczenia, do późnej starości. Jak się komuś w dzieciństwie wmówi, że Musierowicz jest dobrą pisarką, to już z nim koniec. To samo jest z Bondem i filmami o nim. A można przecież ludziom wmówić rzeczy dużo poważniejsze i groźniejsze niż to. Rzeczy, którym oddawać będą oni hołd do końca dni swoich, choćby była to nieprawda i jawne oszustwo, które w dodatku prowadzi do konfliktów, a czasem zbrodni, również politycznych.

Mamy więc takie oto sekwencje, albo może lepiej drogi – wychowanie koedukacyjne bez kontroli, które w najoczywistszy sposób było stosowane w Polsce przez całą komunę, na dużych bardzo obszarach i prowadziło do szybkiej prokreacji, kojarzonej z dorosłością, i powiększania się populacji mimo tego, że promowano antykoncepcję i aborcję. Wychowanie pod kontrolą rodziców albo organizacji politycznych zdejmujących odpowiedzialność z tych rodziców. Odbywało się to wychowanie pod presją kultury masowej, ale przy założeniu jednak, że dziecko i człowiek młody to twór odrębny od człowieka dorosłego. To jest założenie katastrofalne, albowiem czyni ono z dziecka konsumenta treści propagandowych i wydaje go na pastwę organizacji produkującej propagandę, która, nawet jeśli jest ważna przez moment i budzi jakieś emocje, to nie zapewni temu dziecku niczego. Do tego w Polsce dołożyć można jeszcze wychowanie katolickie, które było dawniej – w opozycji do komuny – proste i skuteczne, ale takie być przestało, kiedy zaczęto je kojarzyć w eventami polegającymi na oprotestowywaniu kiosków z pornografią. Nie będę dziś rozwijał wątku dotyczącego wychowania skutecznego i bezpiecznego, mogę tylko z własnego doświadczenia rzec jedno. Najważniejsze jest, by rodzic nie starał się przytłoczyć sobą i swoimi koncepcjami dziecka. Tyle mogę powiedzieć jako ojciec, bo widzę, że to działa. Lepiej zrobić kanapkę i podać kubek kakao, a potem niech leci do kolegów, niż trzymać go obok siebie na kanapie i coś tam pierniczyć. No, ale mogę się mylić w tej kwestii bardzo. Dziś chciałem zwrócić uwagę na to, że tak naprawdę wychowanie rozpoczyna się kiedy jesteśmy już dorośli, bo wtedy dostrzegamy, że to co wmówiono nam w dzieciństwie służy jedynie intensyfikacji sprzedaży. Widzimy też, że formuły, które stają się dla nas nie do zniesienia, poprzez swoją nieautentyczność, poprzez jawne oszustwo i kryjącą się za nim pogardę, a także plany jakie ktoś emitujący te formuły ma wobec nas, są pielęgnowane, utrwalane i żyją w najlepsze. Dlaczego? Dlatego, że ludzie, wychowywani w duchu korczakowskim, którzy przez pół życia uważali, że czeka ich w życiu coś niesamowitego, nagle, po skończeniu studiów humanistycznych, zrobieniu specjalizacji i kawałka jakieś tam kariery, dowiadywali się – wprost albo pokątnie – że jednak ta prokreacja jest najważniejsza. Jeśli zaś nie prokreacja to jawne lub ukryte preferencje dotyczące życia moczo-płciowego. Takie rzeczy koedukacyjne grupy rówieśnicze snujące się po wsiach i ulicach małych miasteczek wiedziały już w trzynastej wiośnie swojego życia. Dziś zaś ludzie dorośli dowiadują się tego po trzydziestce i postawieni wobec tego problemu, mogą tylko oddać się w całości na służbę systemu, który to wychowawcze oszustwo umacnia. Nie wiem czy już, ale mam wrażenie, że udowodniłem propagandowy charakter pedagogiki rozumianej na sposób Janusza Korczaka. Teraz przejdźmy do konkretów. Pojawił się tu wczoraj link do strony, którą już omawialiśmy, czyli do tych całych ciekawostek historycznych. To jest modelowy przykład tego, co z człowiekiem zrobić może pedagogika rozumiana w opisany wyżej sposób. Na tej zalinkowanej stronie była akurat recenzja książki pani Cherezińskiej, pod tytułem „Wojenna korona”. Ja może to jeszcze raz tu umieszczę

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2019/10/29/wojenna-korona-elzbieta-cherezinska-zachwyca/

Najciekawszy jest tu moim zdaniem sposób w jaki Cherezińska opisuje relacje rodzinne w stadle gdzie ojcem jest Władysław Łokietek, bo to jasno wskazuje do czego służą jej książki, a także jakie wychowanie odebrała ona sama. Mianowicie wychowywała się w niekontrolowanej przez nikogo grupie koedukacyjnej. Proszę bardzo oto dowód:

A jeśli Elżbieta wdała się we Władka? Ten też, całymi latami rzucał się na wroga, nie czekając na posiłki, wybierał nie tego nieprzyjaciela, którego podpowiadała strategia, jakby zawołaniem rodowym Kujaw było nie “Pod wiatr!”, a “Jakoś to będzie”.

Elżbieta wdała się we Władka? Tak mówił wujek do mojej matki, jak chciał zagaić jakąś rozmowę przy stole. Kto się do kogo wdał i jakie będą tego konsekwencje. Ponieważ jednak Cherezińskiej ktoś dał szansę i uniknęła ona prokreacji w wieku lat trzynastu, zassała później całkiem sporą dawkę pop-propagandy, która służy utrwalaniu pewnych schematów sprzedażowych i utrzymywaniu dużych grup ludzi w stanie kompletnego zgłupienia, co nazywane bywa czasem edukacją historyczną. Oto przykład:

Władek gotował się na najtrudniejszą z batalii. (…) Wiedział, że nie może na nią spojrzeć. Że nie uniesie rozczarowania w jej wzroku. (…) Stało się. Powiedział to. Wolał patrzeć na rozpacz klęczącego przed nim księcia, niż odwrócić się i zobaczyć rozczarowanie w oczach żony.

No tak. Rysiek podpierdolił eternit i przyszedł do Władka po radę, co zrobić jak psy będą w obejściu. Niestety Jadźka się zirytowała i powiedziała mu, że jak coś zacznie kombinować z Ryśkiem i tym eternitem, to niech zapomni o prokreacji. Klapa na norę, jak mówią czasem dystyngowane damy w sytuacjach kryzysowych, kiedy nie mogą już inaczej opanować emocji i zmienić priorytetów działania poślubionego sobie mężczyzny.

Bardzo przepraszam panie, za to co napisałem, ale – jak to czasem mawia lud prosty w Małopolsce – jo nie strzymoł.

Nie ma sensu omawiać dalej prozy pani Cherezińskiej, ani też tego co publikowane jest w portalu ciekawostki historyczne. Zajmijmy się sprawami istotnymi. Najważniejszym celem tego systemu jest przekonanie nas, że stoimy wobec sytuacji bez wyjścia. Możemy tylko konsumować treści Cherezińskiej, określane jako pożywka intelektualna, albo strawa duchowa, albo oddać się czynnościom kojarzącym się z prokreacją, które w 90 procentach przypadków nie będą efektywne. To jest sprowadzenie ludzi do poziomu stada baranów. Nie żadna edukacja, nie żadna pedagogika, nie żadna popularyzacja.

I teraz ważna rzecz, z którą się spotkałem wielokrotnie. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden element bardzo wyrafinowany. Określmy go tu enigmatycznie jako „coś więcej”. Któż z nas nie słyszał w życiu choć raz tej magicznej formuły – wiesz tu chodzi o coś więcej. Ja to słyszałem mnóstwo razy i nawet dawałem się na to nabrać. Nigdy nie chodzi o coś więcej, zawsze chodzi o to samo – o likwidację innych niż proponowane wyżej kanałów dystrybucji treści. Te zaś otwierają się same, lub zostały kiedyś otwarte ale porzucono je, ponieważ organizacja, która je otworzyła została zlikwidowana, albo osłabiona tak, że nie może z nich korzystać.

Omawialiśmy tu kiedyś casus Gombrowicza. To jest najważniejszy przykład jeśli idzie o „coś więcej”. Facet przez całe życie usiłuje zwrócić na siebie uwagę. Jego istotnym spostrzeżeniem jest, że życie dorosłe zaczyna się w dzieciństwie, co mógł zaobserwować żyjąc na wsi. Nie może tego jednak wyrazić inaczej niż poprzez aspiracje do całkiem fałszywych, albo wręcz nieistniejących treści. Na koniec zaś, kiedy okazuje się, że jest chory i Nobla mu nie dadzą, pisze książkę o tym z kim miał okoliczność i gdzie się to odbywało. Trudno o lepszy przykład tego, o czym tu mówię.

Nie wiem czy mi uwierzycie, ale są ludzie, którzy porzucają swój przyrodzony talent, umiejętności, intuicję, wewnętrzne piękno, albowiem zdaje im się, że to jest cholerna taniocha. Są tacy ludzie. Oni myślą, że to co potrafią nie zostanie należycie docenione, albowiem na całym świecie tylko jedna osoba może to właściwie ocenić – oni sami. Nie mogą jednak tego ujawnić, albowiem objawiona im prawda ( a to rzeczywiście jest prawda) nie godzi się nijak z ofertą świata. Ludzie, którzy umieją malować, rysować, pisać, grać wreszcie, nie wyobrażają sobie, że mogliby te swoje umiejętności – nie wyuczone a przyrodzone – poddać czyjejś ocenie. Nie wierzą w nie, bo na zewnątrz jest coś innego. Wolą więc w uwierzyć w tę ofertę niż w siebie. A kiedy już to zrobią, będą walczyć w obronie tego kłamstwa do śmierci. Po to, by usprawiedliwić jakoś to swoje tchórzostwo. I to jest dramat prawdziwy. Ja nie mogę go jednak zanalizować ani opisać tak, jak bym chciał, albowiem wszystkie kanały dystrybucji poza mną są opanowane przez ludzi pokroju Cherezińskiej. Nasz zaś, jest na razie zawalony czymś innym i musimy go trochę przebudować, trochę zmodyfikować i w ogóle wiele zmienić, żeby wszystko zostało po staremu.

Lecę, wrócę późno.

  9 komentarzy do “O tym jak Elżunia wdała się we Władka, czyli pedagogika jako element propagandy”

  1. Znokautował Pan wszystkich, w tym mnie, ostatnim akapitem. Dziękuję.

  2. za O. Michałem Woronieckim ” Mikołaj Rej robi złośliwą ale słuszną uwagę, że po pijanemu najlepiej się objawia jaki kto ma temperament i bardzo dosadnie charakteryzuje poszczególne temperamenty w stanie nietrzeźwym. Tłumaczy się to tym, że zmniejszony wpływ rozumu i woli pozwala czynnikom zmysłowym niezależnie rozwijać swą działalność. Poznanie samego temperamentu i temperamentu swojego otoczenia jest nie tyle ciekawe i zabawne ale i bardzo pożyteczne … czynności uczuciowe odgrywają w naszym życiu moralnym dużą rolę wpływając na działalność naszych władz umysłowych i że te ostatnie winny nimi kierować. … każdy więc powinien sobie zdawać sprawę z tego jaki ma temperament; otworzy mu to oczy na wiele wrodzonych skłonności, które należycie wychowane mogą się przekształcić w silne cnoty, zaś zaniedbane mogą stać się wadami…”

    s. 183 – 184 „Katolicka etyka wychowawcza” t.I

  3. Popieram. W dodatku można by ten akapit rozwijać i rozwijać.

  4. Dobrze, Panie Gabrielu…

    … ze jeszcze raz nawiazal Pan do tego  GNIOTA  Cherezinskiej.  Panska konstatacja jest genialna… tak wlasnie sie dzieje,  ze to  wykolejone bydlo pisarskie, pompowane przez michnika i inne merdialnie sprowadza narod  DO  POZIOMU  BARANOW  !!!… a cytaty z tego jej nowego gniota  zamieszczone w recenzji  to  autentycznie  DNO.

    Dobrze, ze u Pana wszystko zostaje po staremu.

  5. Tak, ja na przykład, zamieniam się w koguta. Bardzo tego nie lubię

  6. tzn charakteriologicznie rzecz biorąc zamienia się Pan w  „czepialskiego zrzędę” udowadniającego że rządzi?

  7. Nic dodać, nic ująć, nie chcę kadzić, ale te spostrzeżenia dotykają już wyżyn, bez dwóch zdań. Szczególnie te zawarte w ostatnich zdaniach zasługują na medal, ponieważ takie działania odpowiadają za to co mamy, czyli wtórność a wręcz zerowy rozwój, tak mi się skojarzyło z biblijnym facetem, chowającym talent w ziemi, skojarzenie luźne oczywiście.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.