Wyjechałem na chwilę, rozejrzeć się po starych śmieciach, pospacerować nad Wisłą, w jej środkowym biegu, zjeść żeberka i najlepszego, a także największego tatara, jakiego dają pod tą szerokością geograficzną – za jedyne 38 zł. Nie wymagajcie więc ode mnie głębokich analiz czy przesadnie kolorowych opisów. Wrócę, to coś takiego naskrobię.
Może tylko opowiem o swoim najnowszym planie, bo nie ma go co ukrywać. Jak się nie uda, to trudno, ale postaram się, żeby był sukces. Co jakiś czas ktoś przychodzi do mnie i mówi, że ma dosyć już tych demaskacji i żąda bym napisał coś optymistycznego i pozytywnego. Kłopot w tym, że pisaniem optymistycznych i pozytywnych przeinaczeń o moralnych i duchowych zwycięstwach, zajmują się agendy rządowe i wyspecjalizowani autorzy, którzy już na samym początku mają zagwarantowane zyski, bo przecież sprzedaż jest w tym systemie nieistotna. Może te optymistyczne druki puścić przez pocztę, gdzie się nie sprzedadzą, ale najważniejsze, że będą tam leżały. Czytelnik tam nie przyjdzie, bo nikt nie kupuje książek na poczcie.
No, ale my mamy dostęp do czytelnika, mamy też w pogotowiu czterech, a jeśli liczyć Juliusza, to pięciu grafików. Na cóż więc czekamy? Już na nic. Książek z pozytywną pointą, optymistycznych i budujących, a jednocześnie trochę demaskatorskich, nie da się zrobić bez grafików. Ja już ze wszystkimi jestem po słowie i teraz po kolei będziemy realizować te projekty. Z napisaniem zejdzie się pewnie do późnej jesieni, potem każdy z nich po kolei będzie coś rysował, a w przyszłym roku wypuścimy to na rynek. A jak dobrze pójdzie to może i jeszcze w tym. Zaczynamy od Huberta, który na razie pracuje przy innych projektach i jest zarobiony po uszy, ale ja już mu wysłałem dwa rozdziały nowej książki, którą zamierzam skończyć do 31 sierpnia. Będzie to interesująca i bardzo dynamiczna książka z obrazkami. W związku z tym trochę się opóźni Nawigator i nie będzie go na targach, które odbywają się w dniach 8-10 września pod Pałacem Kultury, od strony Kinoteki. Będziemy tam. Nie chcę już jeździć pod zamek, albowiem atmosfera zrobiła się tam antysprzedażowa. Słowo teraz o postawach prosprzedażowych i antysprzedażowych. Naszym produktem jest książka. Nie poglądy, nie przekonania, nie postawy i nie żadne wygłupy. Sprzedajemy książkę. Jeśli kto tego nie potrafi zrozumieć i uważa, że książki to dobry pretekst do wygłaszania komunikatów politycznych, autorzy zaś i wydawcy są frajerami, na których garbie można się przewieźć, ten zachowuje się antysprzedażowo. Jeśli ktoś wyodrębnia segment rynku w oparciu o ideologię, której sam do końca nie rozumie, a następnie wyobraża sobie, że w tym segmencie porozstawia wszystkich po kątach i zgarnie największe wziątki, ten jest po prostu debilem. Jeśli ktoś miesza sprzedaż książek z publicystyką polityczną bardzo nędznej próby i domaga się, by autorzy i wydawcy, promowali tę jego publicystkę, jest czymś znacznie gorszym. Niech więc nikt nawet nie próbuje podchodzić do mnie z jakimiś propozycjami wywiadu, szczególnie jeśli jego komunikatów słuchają ludzie śledzący hemitrailsy (chyba tak się to pisze). Jego działanie bowiem, to działanie antysprzedażowe. Podobnie jak wszystko co wymieniłem powyżej, a co – przyznacie – podałem w formie bardzo delikatnej i trochę nieadekwatnej, jeśli brać pod uwagę szaleństwo jakie opanowało Targi Książki Historycznej w ostatnich latach.
I jeszcze jedno – niech nikt nawet nie próbuje łączyć mnie i mojego wydawnictwa z ludźmi, którzy poza standardowym pieprzeniem głupot przed kamerą niczego nie potrafią. Mogę – jeśli mają ciekawe propozycje – pogadać z jakimiś grafikami, albo z redaktorami szukającymi zajęcia, lub z autorami, którzy mają coś ciekawego do zaprezentowania – byle nie powieści i opowiadania. Nie zaś z wariatami udającymi demaskatorskich publicystów. Ten etap mamy już za sobą. Nie będę uczestniczył w żadnym niszowym, demaskatorskim przedsięwzięciu.
Nowy program wymaga nowych, prosprzedażowych formuł. I dlatego właśnie na fryzie naszego stoiska znajdzie się dość zaskakujący napis. Nie powiem na razie jaki. Należy bowiem propagować treści istotne i zrozumiałe, a nie mgliste i enigmatyczne. Wtajemniczeni i tak wiedzą, kto to jest coryllus, a niewtajemniczonym wiedza ta nie jest do niczego potrzebna.
Poza tym, o czym wiadomo już od dobrych kilku lat, blogi się skończyły, a ostatecznie unieważnił je redaktor Skwieciński pisząc u Karnowskich artykuł przywracający należne w hierarchii miejsce dziennikarzom. I bardzo dobrze zrobił, bo teraz wszystkie świry naśladują dziennikarzy, a nie blogerów. Chcą bowiem być tak samo poważni jak oni. Życzymy im szczęścia.
Tusk Donald zaś, człowiek bez właściwości i możliwości decydowania o czymkolwiek, unieważnił wczoraj referendum, które się jeszcze nie odbyło. I wciągnął, ewidentnie na rozkaz, na swoje listy Kołodziejczaka. Lewica zaś wystraszona antysprzedażowymi komunikatami Hartmana niesłusznie zwanego profesorem, zdjęła go ze swoich list. Wychodzi więc na to, że czerwoni są bardziej samodzielni i bardziej przytomni od Tuska. I nie działają na gwizdek. Na listach KO, znalazł się także Bogusław Wołoszański, człowiek osobiście sympatyczny, aczkolwiek trochę uparty, wiem, bo robiłem z nim wywiad dwadzieścia lat temu. Kiedyś miał wydawnictwo, które korzystając z wszelkich udogodnień medialnych, promowało wiedzę historyczną. To było dość proste jeśli ktoś miał autorski program w TV i dostęp do archiwaliów. No, ale – jak twierdzi IPN – sytuacja pana Bogusława była szczególna. Tusk wciągając go na listę popełnia głupi błąd, bo robi dokładnie to samo, co wydawnictwo 3DOM, sprzedając subskrypcje na nienapisaną jeszcze książkę Grygucia. Wiara w to, że ktoś funkcjonujący w przestrzeni publicznej z całym szeregiem podpórek i handicapów, zrobi coś samodzielnie, albo – jak w przypadku pana Wołoszańskiego – sam jego widok rozproszy ciemności, wątpliwości czy co tam jeszcze, ten niestety nie rozumie niczego. Tacy ludzie bowiem istnieją po to, by koncentrować na sobie uwagę. I nie mogą tego charyzmatu przekazać innym, bo nie decydują w tej kwestii. Żeby robić to długo, trzeba mieć takie ułatwienia jak pan Wołoszański. Z chwilą kiedy one znikają, a muszą w końcu, bo media rządzą się swoimi prawami. Nie zostaje nic. No, ale o tym Donald Tusk przekona się niebawem.
Nasze wydawnictwo zaś, choć i tak czyni to od dawna, ale teraz, w jeszcze większym zakresie, współpracować będzie tylko z takimi osobami, które jednoznacznie i bez żadnych wątpliwości coś potrafią. Nikt nam bowiem żadnych forów nie da. A i ja bym za bardzo ich nie chciał, albowiem nie potrafię pracować inaczej niż w stanie permanentnej swobody, bez żadnych nacisków. Nie będziemy też tolerować w naszym otoczeniu zachowań antysprzedażowych. Jeśli ktoś jeszcze nie rozumie dokładnie o jakie zachowania chodzi, to ja mu to po prostu powiem wyraźnie, jak zacnie się tak zachowywać. Może to oczywiście czynić, ale nie w pobliżu moich książek. Najlepiej niech się tak zachowuje w domu, gdzie dysponuje przestrzenią należącą tylko do niego. Dziękuję za uwagę widzimy się na targach. Tylko 38 miejsc zostało na konferencji.
Najlepsze tatary to w kantynie oficerskiej a najlepsze książki w Klinice Języka 😉
Dzień dobry. Tak dla porządku, Panie Gabrielu, ci ludzie, o których Pan pisze też coś sprzedają, albo przynajmniej chcą, tylko że zupełnie co innego niż Pan i zupełnie komu innemu… Z tego punktu widzenia ich zachowania nie muszą być antysprzedażowe. Oczywiście same chęci nie wystarczą, trzeba jeszcze mieć wiedzę jak to robić, znać swój rynek i trafić z pomysłem na to, które zachowania dają największy „leverage”. Było niedawno o tych co to się przebierają/rozbierają. Cóż widać myślą że ich „target” da się tym uwieść. Wątpię, ale też i nic mnie to nie obchodzi. Słusznie chce ich Pan przepędzać, bo ich sąsiedztwo Panu na pewno zaszkodzi, zbyt odmienne produkty i rynki.
hemitrailsy (chyba tak się to pisze) – przecież to (teoretycznie) chemiczne smugi na niebie, więc chyba Chemitrails
Eee… grafik Witka Gadowskiego wymyslil taki „fryz”, ze WSZYSTKIE gazety pisaly o tym wydarzeniu – od gory do dolu. Teraz czekamy na riposte KJ pod „PeKiNem”.
No, ale nie sprzedają książek. Chcą swój towar wypromować na książkach
Wszystko jedno
Jaki, bo nic nie wiem? Mój nie musi być opisywany
Wszystkie niemieckie gazety o tym pisaly, polskie gazety i salon24.
Witek uczy sie niemieckiego i w przegladzie tygodnia wrzuca od siebie wyrazenia po niemiecku i czyta demaskatorska ksiazke o wspolczesnosci jakiegos Niemca, nie pamietam tytulu.
14 sierpnia byli w Auschwitz z polskimi flagami i wywolali wscieklosc dyrekcji obozu-muzeum i polskich biskupow, ktorzy tam byli. Poza tym robia liczne, antyniemieckie prowokacje w Warszawie i chca jechac do Berlina.
https://bi.im-g.pl/im/d4/33/15/z22230484AMP,Skandaliczny-plakat.jpg
To właśnie nazywam zachowaniem antysprzedażowym
plakat ascetyczny – jednak wymowny
otrzymałam paczkę książek, bardzo się cieszę a rodzina męża dokłada od siebie dobre słowo bo na okładce czerwcowej Szkoły Nawigatorów na maszcie statku jest ich herb – Pomian.
pozdrowienia
Autor chyba stal sie pieszczochem obecnego „rezimu”, „naszym sukinsynem”, ktoremu pozwala sie na wiecej, niz jest to przyjete, konkurentem lewicowej Matyldy Damieckiej.
Nie ma propagandy bez dobrej grafiki.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Achtung_Russia
No i nie ma dobrego dziennikarstwa w naszej czesci Europy bez tolerancji organizmu na picie wodki.
Tez uwazam, ze wizerunek Zamku Krolewskiego zuzyl sie po ostatnich cyrkach tam odprawianych, na przemian raz od fasady, a raz od zadu. Ta budowla nie ma nic wspolnego z demokracja rozumiana jako rzady motlochu i zwiazana z tym polityczna tandeta, natomiast solidna w wykonaniu i nie narzucajaca sie architektura PKiNu stanowi bezpieczne, stabilne tlo dla rozmaitych wydarzen. Zaden eksces nie zaszkodzi prestizowi tej budowli.
ktoś tam z osób reprezentujących teatr . nie pamiętam czy to reżyser czy dyrektor teatru, coś tam w PkiN montował, jakieś „jakby dionizje”. Nie wiem jak to nazwać to napisałam 'dionizje’
W Teatrze Dramatycznym im. Holoubka leca same obrzydliwosci.
Polska będzie uciskana i maltretowana przez możnych tego świata, ale w cudowny sposób uratuje się i ocaleje, czym zadziwi świat!
Ale, cholera, żeby to zrobić, to trzeba znać jakieś sztuczki, a obawiam się, że u nas z tym jest cienko.
https://youtu.be/coJ4IeKBNQo
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.