mar 022023
 

Jak wiemy media przypisują sobie rolę wychowawczą, choć w istocie zajmują się deprawacją. I nie chodzi wcale o to, że pokazuje się tam gołe baby i facetów w bermudach biegających po plaży, czy inne jeszcze jakieś, bardziej frywolne obrazki. Deprawacyjna rola mediów polega na tym, że nadają one rangę i wartość oczywistej nędzy, dokonując tym samym gwałtu na naturalnej wrażliwości. Można się oczywiście łudzić, że jest inaczej, a ludzi trzeba do wrażliwości wychować, ale to nie jest prawda. Owo wychowanie bowiem to nic innego, jak tylko jak manipulacja służąca masowej sprzedaży bezwartościowych w istocie produkcji, zwanych sztuką, publicystyką, literaturą czy czym tam jeszcze.

Rozpoznać to możemy po dwóch niezawodnych znakach. W takiej promocji, zwanej wychowaniem lub edukacja artystyczną, albo też pogłębianiem wrażliwości, odejmuje się już na samym początku misyjny charakter działalności artystycznej. Czyli nie wyjaśnia się po co to jest, jak wielkie znaczenie ma ta działalność, sprowadzając ją zwykle do zajęć terapeutycznych, albo propagandy politycznej. Druga kwestia dotyczy warsztatu. Im mniej się mówi o warsztacie, im bardziej jest on pomijany, tym większe podejrzenie, że za całą edukacją artystyczną i wrażliwością kryje się szwindel. Dziś w zasadzie trudno mówić o tym, że coś się gdzieś kryje, bo szwindel od dawna jest jawny i nikomu nie przeszkadza. Są jednak dziedziny, a mówię teraz o działalności publicznej, kiedy takie ustawki drażnią. Mają bowiem one jakąś misję, która jest gwarantowana przez państwo, a my widzimy, że ta misja to jest jawne szyderstwo z nas i naszych dzieci. Zakończył się właśnie festiwal Pamięć i tożsamość, na którym wręczano złote ryngrafy. I wszystko przebiegło tak, jak przewidziałem – niczym w słowach piosenki Kazika – gdy wszystko skończy się jak przewidziałem, wsyp mnie do morza, skąd przyjechałem. Platynowy ryngraf dostał film zatytułowany Filip, nakręcony według prozy Tyrmanda. Tego by Mrożek nie wymyślił. Ludzie, którzy całym swoim życiem udowadniali, że stoją nie tam gdzie akurat położono ryngrafy, są pośmiertnie wyróżniani tymi ryngrafami. Pomijam już całkowitą bezwartościowość tego filmu, jego wtórny charakter, głupkowatą fabułę i fatalne aktorstwo.

Był to chyba jedyny film na całym festiwalu i chodziło zdaje się o to, żeby odstał jakąś nagrodę, w celu spreparowania promocji i zrobienia oglądalności. Nikt chyba nie myśli, że ktoś będzie to oglądał w kinach, poza wzmożonymi czterdziestolatkami, którzy szukają jakiś uzasadnień dla przeżywanej po raz drugi młodości. Kilka razy zdarzyło mi się posłuchać wywiadu z reżyserem. To było coś przerażającego. Szkoda w ogóle na to słów. No, ale jest platynowy ryngraf, który będzie teraz wymieniany za każdym razem, kiedy ktoś wspomni o tym filmie.

Złoty ryngraf dostał oczywiście Lolek Skarpetczak. Nie wiadomo co powiedzieć w tym momencie. Dzieci, choćby takie jak mój syn, dzieliły w czasie dorastania swój czas na szkołę i gry. Mój akurat grał w Europa Universalis i to drugie, którego nazwy nie zapamiętałem. Dzięki temu nauczył się historii, podłapał pewnego sznytu, zrozumiał czym jest polityka i strategia i jako siedemnastolatek zaczął gadać ze mną z pozycji trepa przemawiającego do rekruta, który po raz pierwszy przekroczył bramę jednostki w Orzyszu. Nie protestowałem. Takich jak on jest większość i oni właśnie dorastają, mając za sobą ciężkie, geopolityczne doświadczenia, tworzenie własnych strategii przetrwania, niekoniecznie jako państwo polskie, ale za to często w jakiejś koalicji. I tym ludziom minister kultury proponuje program Misja Lolka Skarpetczaka w dodatku w „krainie wyobraźni”. To jest gorsze niż naplucie w twarz. To jest tak, jakbyśmy w czasie dobrej koniunktury chcieli się z kimś targować na jakieś grosze o towar wszędzie poszukiwany. On by wzruszył ramionami i poszedł sobie, nie zwracając nawet na nas uwagi. Ministrowi Glińskiemu zaś wydaje się, że za pomocą pieczątki państwowej wprowadzi tego Lolka do szkół i on zdobędzie serca dzieci. To właśnie nazywam deprawacją. Można to też nazwać gwałtem na wrażliwości.

Takie rzeczy uchodziły w komunie, kiedy wrażliwość była towarem bardzo pożądanym, a ukrywanie jej było koniecznością i warunkiem przetrwania. Wrażliwość była czymś, czym aparat partyjno-państwowy interesował się szczególnie, a poznać to mogliśmy choćby po tym, jak długo piosenka zatytułowana Skóra, utrzymywała się na szczycie listy przebojów trójki. Tam też został wyznaczony kanon manipulacji wrażliwością, a ojcem jego był i jest nadal Marek Niedźwiedzki. Chodzi o to, żeby ewidentna nędza, zrobiona po największej możliwej taniości była wskazana jako coś posiadającego wielką wartość. A do tego jeszcze jako coś, służącego do rozpoznania wrażliwości. Za pomocą takich znaków, sympatii, obsesji mniejszych i większych, można było sobie potem budować środowiska, służące różnym przedsięwzięciom. Mieliśmy szczęście, że komuna się przekształcała, że szło ku zmianom, bo gdyby było na odwrót nie wiadomo gdzie byśmy wylądowali.

Jestem świadomy takich zależności dlatego najbardziej na świecie nienawidzę epatowania biedą i pozorowaną wrażliwością. Rzeczy i sprawy ważne muszą mieć swoja rangę i ona musi niestety kosztować. Jeśli się to komuś nie podoba, niech wychowuje swoje dzieci za pomocą Lolka Skarpetczaka.

Za pomocą takiej właśnie nędzy, ludzie, którzy z niej szydzą po kryjomu, którzy są świadomi tego wszystkiego o czym tu napisałem, będą werbować do jakiejś brudnej roboty frajerów, którzy tego Lolka i Filipa obejrzą. Tak było, jest i będzie. Cały te festiwal, jak również większość produkcji telewizyjnych i kinowych, a także literackich, nie może mieć innego znaczenia. Służy bowiem w istocie temu, by obniżyć horyzont poznania i zdegradować ludzi, którzy w nie uwierzą. Nie wytrzymują one bowiem konkurencji z tym co jest na rynku. Z ofertą jaką inni producenci treści mają dla ludzi młodych. A skoro tak, można by nawet pokusić się o jakąś klasyfikację misji, do których przeznaczeni będą ci, co grali w Europę i ci co oglądali Lolka. I wskazać, którzy na tym lepiej wyjdą. Państwo nasze nie jest ani biedne, ani słabe, spokojnie może konkurować z tymi, który produkują ofertę robiącą sukces globalny. Może wykonanie takich produktów zlecić prywatnym producentom. Może naprawdę wiele. Tak się jednak nie dzieje, albowiem naszą produkcją muszą się zajmować ludzie wywodzący się z pewnych określonych środowisk i obrabiający wskazane tematy. My zaś możemy się tylko spierać czy ta bieda z nędzą jest wynikiem złodziejstwa, dokonywanego gdzieś na zapleczu, czy jest może działaniem celowym, które ma zmniejszyć znaczenie i rangę odbiorcy i pokazać mu, że jest małym gnojkiem nie zasługującym na to, by dostać coś naprawdę dobrego. Wszystko zaś po to, by „twórcy” i „dystrybutorzy” poczuli się naprawdę dobrze, prawie tak samo, jak ci, co stworzyli grę Europa Universalis.

Nie będę ukrywał, że nienawidzę tego rodzaju postaw i tego rodzaju produkcji.  Robienie zaś wokół tego szumu i organizowanie festiwali uważam za najgorsze dziedzictwo komuny, w dodatku takiej stalinowskiej, sowieckiej, nie dającej człowiekowi szansy na ucieczkę.

Wszystko to kojarzy mi się z nędzą lat osiemdziesiątych i leżącymi w każdej księgarni płytami Włodzimierza Wysockiego, którego uważano za barda i dysydenta. Kojarzy mi się to także z kneblowaniem dyskusji i wskazywaniem na to, jaki rodzaj demonstracji będzie obowiązywał w dyskusjach publicznych i prywatnych. I ta technika, bo to jest technika, musi zostać zmieniona. Wrażliwość bowiem nie może być oszukiwana długo, nie może też być gwałcona. Jeśli minister Gliński tego nie wie, ktoś musi mu to jak najszybciej wyjaśnić. Może się bowiem okazać, że władza nie będzie w stanie zorganizować żadnej skutecznej komunikacji z narodem, szczególnie tym wchodzącym w życie. Będzie gadać tylko z emerytami, którym coś się obieca. Być może o to chodzi, ale w takim razie po co wydawać pieniądze na te festiwale?

Można oczywiście powiedzieć, że jestem głupi, ruch w interesie musi być i ci, którzy są przy korycie muszą się nażreć. Okay, ja to akceptuję, pozwólcie jednak, że nie będę siedział z Wami pod tą celą, ale zrobię sobie wytrych i wyjdę pospacerować trochę po obiekcie, a także zaczerpnę nieco świeżego powietrza.

  8 komentarzy do “O wychowawczej roli mediów”

  1. Media i propaganda szkodzą utrwalając w nas fałszywe przekonania.

    W czwartek opalałem się w górach na stoku narciarskim, oczywiście nie w Polsce. Po wejściu na górę było mi gorąco, więc zdjalem wszystko i natarlem się śniegiem jak Kmicic. Dzieci w tym czasie szalały na snowboardzie pod okiem czeskiej instruktorki.

    Na drugi dzień z przedwiośnia zrobiła się zima. Trzech turystów w wieku od 35 do 65 lat wybierało się z namiotem w kierunku Śnieżki. Dzień wcześniej wypili w schronisku na Okraju trzy flaszki wódki i trzy flaszki wina. Opowiadali o swoich przeżyciach na Elbrusie. Mieli torbę słodyczy na drogę (oprócz wina w butelkach PET).

    Zgasiłem ich jak pety.

    Przewodniki turystyczne i na szkoleniach uczy się, żeby mieć w górach tabliczkę czekolady.

    Wytłumaczyłem spokojnie tym panom, że jest to komunistyczna propaganda.

    Ja i dzieci mieliśmy oscypki zamiast czekolady.

    Dlaczego propaganda promuje czekoladę?

    Za komuny nie było oscypków w sklepach.

    Była czekolada z państwowych fabryk i wyroby czekoladopodobne.

    Na Ukrainie też był oligarcha – król czekolady.

    Dlaczego państwowa propaganda mialaby wspierać prywatnych producentów serów?

    Wiadomo, że od czekolady psują się zęby i że są to szybkie, a więc złe kalorie, a więc zabieranie czekolady do plecaka jest po prostu głupie i nieskuteczne. Po za tym od czekolady psują się zęby.

    Nie ma nic lepszego dla górala, niż mleko matki albo kozy czy owcy. Zawiera dużo białka i tłuszczu.

    Komunistyczna propaganda dotycząca czekolady jako źródła kalorii w górach to dobry przykład, jak pierze nam się mózgi i nie zdajemy sobie z tego sprawy.

  2. Dzień dobry. Chodzi o jedno i drugie Panie Gabrielu. O degradację ludzi i o ich złupienie, bo przecież oni się dzielą odebranymi nam pieniędzmi. Widzi Pan jak pięknie to się układa w całość. Ten patent jest stary i wiemy skąd pochodzi. Wszystkie operacje wobec przeciwnika realizować trzeba na jego koszt. Naprawdę trudno będzie z tym walczyć, zwłaszcza, że mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Mi przychodzą do głowy tylko dwie rzeczy; konsekwentny bojkot tej wrażej produkcji i głośny wrzask, że nas kroją na kasę. Tak trochę jak robią Czesi, z uszanowaniem wszelkich różnic, oni wrzeszczą po cichutku… 😉

  3. Niech pan to powie profesorowi Nowakowi, który prowadzi spotkanie autorskie z Wildsteinem, żeby wszyscy widzieli, jak wielką jest proza tego ostatniego

  4. Ciekawa rzecz: WSZYSCY nasi celebryci kinowo – telewizyjni i to tacy najwięksi, jak Kondrat itp. zapytani o to, co czytają, zawsze odpowiadali, że „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa. Nie wiem, o co chodzi z tym Bulhakowem, ale teraz jest mała konsternacja w związku z agresją rosyjską, więc teraz chyba już nic nie czytają, bo jest ban na kulturę rosyjską.

    Moim zdaniem Skarpetczak jest i tak lepszy od każdej magii wschodniej czy zachodniej.

    I co teraz?

    Nawet Nuriejewem nie wolno się zachwycać?

     

    https://youtu.be/aHbGqJ_MonU

  5. – ha… mi pozostaje ich po prostu ignorować. Pan może jasno pisać i mówić co Pan o tym myśli, ot tak, żeby publiczność wiedziała.

  6. Jutro Międzynarodowy Dzień Pisarzy i Pisarek.

    Gratulować?

  7. Europa Universalis dobra gra. Wersja 3.0 szczególnie

    Widać, że Szwedzi, którzy to wymyślili, dobrze się przygotowali pod względem merytorycznym

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.