gru 022023
 

Przyszedł wczoraj ojciec dyrektor i powiedział, że powinienem być optymistą. Od razu przypomniała mi się XII księga przygód Tytusa, Romka i A’tomka, ta o Bieszczadach. Bohaterowie odkryli tam źródła optycoli i pesycoli. Tytus pozostawiony na straży źródeł rozwinął biznes i zaczął sprzedawać turystom tę pierwszą, ale w końcu pochrzaniły mu się źródła i napoił wszystkich harcerzy pesycolą. Trzeba to było długo odkręcać.

Nie mamy dostępu do takich źródeł, może na szczęście. Wczorajszy dzień jednak przyniósł pewne optymistyczne sygnały – stoisko się zwróciło. Dowiedziałem się też, że na targach wystąpi Piotr Zychowicz i Jacek Bartosiak, którzy będą mówić o tym czy Polska ma szanse w starciu z Rosją, albo o czymś równie optymistycznym. Jak bowiem słusznie zauważył wspomniany tu ojciec dyrektor, wszystko zamienia się w jeden patostream, który ma za zadanie sparaliżować ośrodkowy układ nerwowy każdego słuchacza, a następnie uzależnić go od konsumpcji takiego właśnie formatu – patopstreamu. No i należy się temu przeciwstawić.

Nie wiem, w jaki sposób mógłbym się jeszcze bardziej przeciwstawiać tej formule. Zacząłem od tego, że w ogóle zrezygnowałem z nagrań na YT, a to z tego względu, że nie można konkurować z patologią, przyjmując jej zasady. Trzeba mieć inne i je narzucić. Na razie słabo to wygląda, bo marszałek sejmu zamierza wpisać się w format patostreamu i w ten sposób trafić do młodzieży. Ta zaś powinna go – za dwa lata – wynieść na fotel prezydencki. Taki jest plan.

Trudno odmówić mu logiki, szczególnie, że cała komunikacja polityczna została przesunięta w sferę opisaną wyżej i na twittera. Ludzie, którzy uważają się za poważnych i mają poważną ofertę nie mogą brać udziału w tych występach. Raz, że nie mają startu z aktorami, dwa że nie mają tegoż startu z Hołownią, który ich przebija wyrobieniem medialnym. To zaś jest ważniejsze niż wszystko. I pomyśleć, że kiedyś tam prezes Kaczyński powiedział komuś, że nie lubi Internetu, a blogów to już szczególnie. Niech więc teraz jego ludzie spróbują konkurować z tą nową komunikacją. I niech to zrobią z poziomu takiego, jak Hołownia. W końcu też są w sejmie, w czym więc problem? Za chwilę okaże się, że nie mają innego wyjścia, bo media zostaną przejęte. Próbowałem się wczoraj dowiedzieć, czy negatywna opinia na temat Tuska wystawiona przez Komisję ds. Badania Wpływów Rosyjskich, może wpłynąć na jego nominację na premiera, ale nikt mi tego nie umiał wyjaśnić. Może tak, może nie…Ciekawe.

Zdumiewające jest jednak to, że na takiej imprezie jak Targi Książki Historycznej nie wystąpi nikt z PiS lub dziennikarzy z partią związanych. Choć może by było warto, zważywszy na napięcie, jakie towarzyszy ludziom po wyborach. Nikt jednak chyba nie wpadł na taki pomysł, choć wczoraj na stoisku Volumenu była Joanna Lichocka. Gdyby ktoś zaplanował spotkanie z nią lub innym posłem PiS w sali kinowej Zamku, ilość odwiedzających targi wzrosłaby znacznie. Tak sądzę, oczywiście wzrosłaby też ilość pytań, na które trzeba byłoby w trakcie takiego spotkania odpowiedzieć, ale – co istotne – wszyscy mieliby gwarancję, że na sali nie ma przypadkowych osób. Takich, które nie rozumieją niczego, albo myślą tylko o sobie i swoich małych sprawach. Trudno bowiem przypuścić, żeby na Targach Książki Historycznej znaleźli się ludzie nie ogarniający sytuacji i okoliczności w jakich się znaleźliśmy. Wśród gości nie ma nawet profesora Cenckiewicza, który wcześniej bywał tam i brał udział w różnych dyskusjach. Zamiast tego mamy Zychowicza i Bartosiaka oraz ich gawędy, które brzmią tak, jakby się opili pesycoli i zapalili jointa.

Targi to pierwszy powyborczy event, na którym zgromadzili się zdeterminowani i świadomi ludzie. Była znakomita okazja, żeby do nich przemówić i natchnąć ich optymizmem. Bo niby dlaczego tylko ja mam być optymistą? Niech inni też spróbują.

Na targach stoimy już, z przerwą na covid i zeszły rok, kilkanaście lat. Okazało się jednak wczoraj, że są tacy, którzy dopiero dowiedzieli się o naszym istnieniu. Pewnie dlatego, że nowe przebija się do świadomości ludzkiej wolno. Żeby się przebić do końca, musi się zestarzeć. To zaś oznacza, że musi zacząć eksploatować treści, które są już znane wszystkim i dobrze rozpoznawalne. Płynie w tego optymistyczny wniosek, że wydawnictwo Klinika Języka nie zestarzeje się nigdy. Na samym początku dnia podeszli do nas jacyś ludzie, którzy zwrócili uwagę, na książki Gabriela Ronaya. Opowiedziałem o czym one są, bardzo się zainteresowali, że takie inne, niestandardowe spojrzenie na historię reprezentuj autor. Po czym pokiwali głowami i poszli w poszukiwaniu czegoś, co już wcześniej znali i o czym mogliby raz jeszcze ze spokojem, bez nadużywania szarych komórek, poczytać. Mam nadzieję, że coś takiego znaleźli. Pani z oficyny Volumen, gdzie wczoraj gościła Joanna Lichocka podeszła do naszego stoiska, żeby wyjaśnić mi ile błędów zrobiłem w edycji niektórych książek, ale też pochwaliła nas za ofertę, która jest, jej zdaniem, bardzo ciekawa. No i najważniejsze – powiedziała, że to fantastycznie iż komuś jeszcze się chce wydawać te książki. Ja zaś dowiedziałem się od sąsiadów, że taki Volumen w latach dziewięćdziesiątych osiągał nakłady sięgające stu tysięcy egzemplarzy. Pamiętam lata dziewięćdziesiąte, jaka szkoda, że nikt nie namawiał wówczas młodzieży do pisania książek i nie przedstawiał im możliwości, jakie otwiera przed młodymi autorami rynek. Z tego co pamiętam wszyscy zachowywali się wówczas tak, jakby się ożłopali pesycoli. Pisano artykuły o tym, że czytelnictwo umiera, że nie ma autorów, że nikt nie podejmuje ważnych tematów. Tak rzeczywiście było, albowiem obrót robiony był głównie na autorach zagranicznych. To nie świadczyło i nadal nie świadczy dobrze o polskim rynku. Nikt tu bowiem nie jest zainteresowany kreacją, wszyscy są zainteresowani konsumpcją i korzystaniem z nieswoich koniunktur. Kiedy te się kończą, nie wiadomo co zrobić. Najlepiej zwinąć interes i powiedzieć, że nie ma czytelników, bo wymarli, przestali się interesować książką, albo nie dorośli do treści wyrafinowanych.

W niedzielę, ostatniego dnia targów, odbędzie się – zapowiedziana po białorusku i polsku – dyskusja o tym, jak tu trafić do czytelnika. Nie wiem co powiedzieć. Do mnie wczoraj trafił młody Białorusin, których chciał kupić wspomnienia Hipolita Milewskiego. Zaśmiałem się nieszczerze. Potem zaczęliśmy gadać. Pochodził z Krewa. Przyprowadził kolegę i jego żonę. Kupili Woyniłłowicza, a potem jeszcze Czapskiego. Okazało się, że przygotowują do druku tekst jakiegoś ziemianina, który współpracował z Milewskim. Nie wiem czy mają wydawcę, czy sami będą to wydawać, bo tragi się skończyły i strażnicy ich wyprosili. Mają wrócić dzisiaj. Może jeszcze coś kupią. Wygląda więc na to, że czytelnik polskich książek mieszka na Białorusi, dobrze by było, żeby ktoś to zauważył.

A wczoraj było jeszcze spotkanie ze sławnym pisarzem Remigiuszem Grzelą. Nie mówcie, że o nim nie słyszeliście. To przecież biograf Ryszarda Kapuścińskiego. Największego polskiego reportera, sławnego po obu stronach Atlantyku.

  19 komentarzy do “Pesycola i Optycola”

  1. Zapomniałem napisać, że dziś na stoisku będzie Hubert, który będzie wrysowywał autografy do różnych swoich dzieł

  2. O Grzeli nie słyszałem ale o Gorzale to słyszałem opowieści 😉

  3. Program Hamownia może zadziałać, chyba, że zwichrują im się tarcze i wywali bezpieczniki.

  4. O Kapuścińskim trzeba jeszcze coś pisać po Domosławskim? O Remigiuszu Grzeli nie słyszałem, ale z ciekawości wrzuciłem w Google nazwiska jego i Kapuścińskiego. I bingo! Remigiusz Grzela: „Nie wybaczę tego Domosławskiemu”. „Gazeta Wyborcza”, 3 marca 2010 (!). Odwlekło się trochę, ale nadszedł czas zemsty! 😉

    Dla ciekawych:
    https://wyborcza.pl/7,76842,7622327,remigiusz-grzela-nie-wybacze-tego-domoslawskiemu.html

  5. Współczuję polonistom. Znowu gnioty trafią do lektur, a wszystko „we fragmentach”.

  6. https://twitter.com/OutOfPolska/status/1724810955379609875

     

    A propo patostreamu.

     

    Oczywiście Treść wygenerowana za pomocą AI.

  7. Jakby Cenckiewicz się pojawił, to mogłyby paść niewygodne pytania o warsztat… on zdaje się swoje prace wydłubuje z zadzieranego nosa. Poza tym jakby się pojawił, to mógłby zawlec Rachonia.

  8. Nikt tu bowiem nie jest zainteresowany kreacją, wszyscy są zainteresowani konsumpcją i korzystaniem z nieswoich koniunktur

    W Telkomunikacji i IT jest tak samo. Zagraniczne jest lepsze….

  9. A jakie pytania? Wystarczą dwa przykłady, byle konkretne. Mam nadzieję, że to nie jest niewygodne pytanie. 😉

  10. Ojciec dyrektor ma rację. Więcej optycoli. Jemu jest łatwiej być optymistą, bo ma za sobą zaplecze, ale rację ma.

    Cóż, Reagan był pierwszym aktorem, który w polityce zaszedł tak wysoko. Widać przyszli prezydenci i premierzy muszą najpierw terminować w telewizyjnych kabaretach, aby mieć jakąś szanse w wyborach… ojciec dyrektor to rozumie, stworzył spore zaplecze medialne.

  11. Pierwszym to chyba był Neron.

  12. Marny aktorzyna, a także marny polityk. To się zadziwiająco łączy ;-)))

  13. to jakoweś zapożyczenia z Soku z buraka, tyle że … zaskoczenie dla nie co do słownictwa

  14. krótko – dobór słów mnie zaskoczył-

  15. Nie dosłownie, mentalnie.

  16. Nie byłem biografem Kapuścińskiego i nie przymierzam się do takiej książki. Pozdrawiam, Remigiusz Grzela

  17. Dlatego nie słyszałem. Ale był Pan na targach w dniu 2 grudnia (sprawdziłem!) jako autor jakiejś biografii, czyli z tym „biografem Kapuścińskiego” to taka dwumetrowa trawa, nieprawdaż?
    Na marginesie: najważniejsze,  żeby nie przekręcili nazwiska. 😉

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.