lip 022022
 

W Polsce bycie tak zwanym konserwatystą, ma jeden tylko cel. Służy zasłanianiu lenistwa bądź też braku pomysłu na życie. Konserwatyzm zaś jest łatwy nie tylko do naśladowania, ale także do wskazania. Wystarczy założyć muszkę i garnitur. No i potem opowiadać te wszystkie dyrdymały, które opowiadają konserwatyści, starannie unikając przy tym zderzenia się z jakąkolwiek formą rzeczywistości. Konserwatyści zwykle są zatrudnieni na etatach, albo – jest to skrajna forma konserwatyzmu – pozostają na utrzymaniu swoich matek. Istnieją konserwatyści, którzy spędzili pół życia na emigracji, nie biorąc udziału w żadnych politycznych akcjach, a potem wrócili do kraju z pieniędzmi i oczekują za to oklasków, a także nieustającej atencji. Są konserwatyści, którzy dorobili się, albowiem zdobyli jakąś szczególną specjalizację, ale nie dało im to satysfakcji. Ta bowiem pochodzić może tylko z jednego źródła, a imię jego – urządzanie życia bliźniemu tak, jak sam bym nie chciał żyć. Konserwatyści są w zasadzie socjalistami, ale tym się od nich różnią, że nie potrafią zdobyć władzy, a co za tym idzie dostępu do państwowych budżetów. Konserwatystom zdaje się, że poprzez uwagę, jaką skupiają na sobie emitując nie konserwatywne wcale, ale kontrowersyjne komunikaty, osiągną sukces polityczny. To jest aberracja, ale wytłumaczyć tego żadnemu konserwatyście nie można, albowiem jego celem jest przemawianie do mniejszych lub większych grup ludzi, połączone z wiarą, że to  właśnie podnosi ich znaczenie. Mimo tak zarysowanych realiów konserwatyści mają sporo zwolenników. Dzieje się tak, albowiem wielu ludzi ma ochotę na nic nie robienie połączone z nadzieją, że ktoś będzie stale zwracał na nich uwagę. Wystarczy, że założą muszkę. Droga konserwatystów prowadzi na manowce, ale ten, kto zaplanował i stworzył taką formację dobrze wiedział, że może ona być języczkiem u wagi w politycznych rozgrywkach. Pycha bowiem połączona z lenistwem jest niczym magnes. Przyciąga wielu, a jakby tego było mało wywołuje też różne złudzenia. Najważniejsze z nich polega na deprecjonowaniu jakiegokolwiek wysiłku, który nie jest firmowany przez konserwatystów i podnoszeniu znaczenia każdej formy lenistwa, o ile ta może być pod konserwatyzm podciągnięta.

Wczoraj w jednym z komentarzy na fejsie, jakiś konserwatysta napisał mi iż karmię się złudzeniem, że moje książki mogą zmienić świat. Ja się tym wcale nie karmię, myślę wyłącznie o sposobach podniesienia sprzedaży poszczególnych tytułów. Człowiekowi temu jednak najwyraźniej przeszkadzało to, że są jakieś książki, których autor nie wpisuje się w konserwatywną poetykę, ale mówi coś, czego żaden konserwatysta z prawdziwego czyli nieprawdziwego zdarzenia, by nie powiedział. Komentarz ten był po prostu próbą zdeprecjonowania mojej pracy i wskazania, że samo tylko gadanie i publiczne występy konserwatystów, takich jak Braun są od niej lepsze. Konserwatyści bowiem naprawdę chcą coś zmienić. Naprawdę – podkreślę – a to znaczy w ich języku, że nie rozpraszają swoich sił na produkcję niepotrzebnych druków, ale wskazują, jak jest i choć sami nie rzucają się do szarży, namawiają innych, by czynili do niej przygotowania. Czy ci inni je czynią? Rzecz jasna nie, bo wiedzą doskonale, że to wszystko tylko taka zabawa, polegająca na tym, by nic nie robić, a jedynie demonstrować postawę, która jest z istoty nie do zweryfikowania. Jakikolwiek bowiem efekt wysiłków może być oceniany, a oceniania konserwatysta nie znosi. Wręcz traktuje je tak, jak diabeł święconą wodę, albowiem oceniając konserwatystę demaskujemy jego nicość. Po prostu. On zaś także próbuje zdemaskować naszą nicość, pisząc, że wszystkie nasze wysiłki, a te zwykle są poważne, są jak paprochy na wietrze. Nie mają żadnego znaczenia. Prowadzą bowiem do jakichś innych niż czysty konserwatyzm i czysta spekulacja intelektualna aktywności, odwracają uwagę ludzi, od spraw, które tu i teraz są naprawdę istotne. Jakie do sprawy? Do niedawna była to ustawa 447, ale się wymydliła. Teraz są to Ukraińcy, którzy przejmą władzę w samorządach. Na pytanie – dlaczego miły konserwatysto sam tej władzy nie przejmiesz, mając tak wspaniałą podkładkę ideologiczną i tyle zapału – konserwatysta nie odpowiada. Patrzy tylko spode łba i po minucie wyciska spomiędzy zębów zdanie – niczego pan nie rozumie. Oczywiście, że niczego, jak ktokolwiek poza konserwatystą mógłby cokolwiek rozumieć? To jest przecież niemożliwe. Ja tylko, piszę coś codziennie, a także wydaję i sprzedaję książki. Czy można sobie wyobrazić coś bardzie trywialnego i bezsensownego? Oczywiście, że nie. Kolejnym fetyszem konserwatysty jest wolność osobista. Czy konserwatyści są rzeczywiście wolni, tak jak to próbują przedstawić? Moim skromnym zdaniem nie. Są uwikłani, nawet jeśli próbują się tłumaczyć i mówić, że nie, nie, nie, wcale nie jesteśmy w nic uwikłani, wcale nie znamy tych osób, których znajomość próbujecie nam przypisać. Konserwatysta, chce przekonać wszystkich, że jest wolny. No, ale on nie robi niczego co rzeczywiście byłoby manifestacją wolności. On zajmuje się bardzo powierzchownym odtwarzaniem komunikatów. I niczym więcej. Każdą zaś aktywność, która jest manifestacją wolności traktuje jak zagrożenie dla swojej postawy i różnych demonstracji, odbywających się z jego udziałem. Wszystko bowiem co ma wartość, odwraca uwagę potencjalnych zainteresowanych od poczynań konserwatysty.

Konserwatysta lubi szydzić z ludzi zajmujących się pracą i twórczością, albowiem jest przekonany, że etat, na którym zatrudniono go po znajomości, to jest właśnie ta wyśniona wolność. Każdy więc, kto robi coś dla siebie, przeżywa swoje życie głęboko, miewa jakieś sukcesy i porażki, jest dla konserwatysty istotą zasługującą na miano frajera – przynajmniej – jeśli nie gorzej.

Czy konserwatysta przejmuje się tym, że emitowane przezeń komunikaty kompromitują się w bardzo krótkim czasie? Oczywiście, że nie, albowiem natychmiast podsuwane są nowe komunikaty, w których obronie musi on stanąć zaczynając swoją kolejną misję od znanych wszystkim słów – bo ty nie rozumiesz…albo – nie o to wcale chodzi, by…I tak w kółko.

Istotnym motywem istnienia, bo nie działania przecież, konserwatysty jest – użyję sformułowania z dziedziny botaniki – przedłużanie kwitnienia. Kiedy już wiadomo, że nic nie kwitnie, w miejsce konserwatysty wstawia się plastikowy kwiatek i od czasu do czasu pryska go wodą w aerozolu, żeby nie było widać zbierającego się kurzu. Kiedy podnosimy taki argument – ale koledzy, kwiatek jest z plastiku przecież? Napotykamy jedynie pełne pogardy spojrzenie. Ja usuwam konserwatystów ze swoich portali i stron, czynię to albowiem dostali oni dziwnego wzmożenia i o ile wcześniej nie mieli przymusu komentowania niczego u mnie, o tyle teraz go mają. To może oznaczać tylko jedno – na zapleczu konserwatywnego warzywniaka, gdzie Korwin z Ratajczakiem sprzedają czereśnie po złotówce za sztukę, wybuchł pożar. Jakoś go trzeba zgasić, ale jak gasić, jak człowiek stoi w garniaku przed mikrofonem i dusi go za ciasno zawiązana muszka? Nie jest to na szczęście nasz problem.

 

Dziś i jutro trwają w grodziskiej Mediatece Targi Książki i Sztuki. Wczoraj nagraliśmy kilka zapowiedzi, ale dźwięk jest słaby, albowiem zapomniałem mikrofonu. Dziś nagramy coś lepszego. Nie jestem w formie, więc proszę wszystkich, którzy uznają, że nie poświęciłem im należytej uwagi o wybaczenie. Oto nasze wczorajsze nagrania.

https://www.youtube.com/shorts/CPYtMHmUYO0

  7 komentarzy do “Po co być konserwatystą?”

  1. Wie Pan, może jakaś część konserwatystów tak. Ja mam w firmie jednego konserwatystę. Ma 24 lata. Chłopak uczy się i pracuje. Jemu się chce. Znam też innych co mają biznesy. Ja również byłem konserwatystom kiedy miałem biznes.
    Konserwatyzm jaki by nie był przyciąga katolików którym się chce bo nie mają innej opcji. Jest to dla nich takie agere contra do cywilizacji śmierci  jaką promuje świat.
    Większość z moich znajomych, tych bardziej ambitnych jest konserwatystami i na fb dostaję od nich najwięcej zaproszeń do grup biznesowych.
    Nie usprawiedliwiam konserwatyzmu a jedynie chcę powiedzieć że młody katolik któremu się chce nie ma za bardzo innej alternatywy.

  2. tak , młody katolik nie ma za bardzo innej alternatywy

    a Coryllus opisał tych z fraszki

    – Patrz Kościuszko na nas z nieba pewien pan zawołał

    Kościuszko nań spojrzał i się … zwymiotował-

  3. Usprawiedliwienie konserwatyzmu? To chyba jakiś żart?

    Rozumiem, że w tym tekście chodzi o konserwatystów typu Braun/Winnicki/Bosak. Chłopaków, którzy, jeśli są szczerzy, zajęli pewne pozycje na scenie politycznej powyżej ich przymiotów osobowościowych i trochę się ośmieszają. Ale innych chętnych nie było, głównie z powodu przemaglowania społeczeństwa i braku nadziei na szybkie konfitury.

    Sam konserwatyzm, jeśli nie akceptuje rozsądnych zmian rozwojowych, jest nie do zaakceptowania. Zresztą odcienie światopoglądowe to prawdziwy kalejdoskop. Można znaleźć skrajnego lewicowca nie akceptującego aborcji i fundamentalnego chrześcijanina aborcję popierającego. To co wygadują konfederaci to jeden z udziwnionych lub płatnych wariantów. Ale tak jest z każdą liczącą się siłą na tym ringu.

  4. Użyłem odniesienia do aborcji – to jedna z podstawowych osi wyznaczającej porządek tego świata.

  5. fundamentalnego chrześcijanina aborcję popierającego

    Nie ma czegoś takiego jak fundamentalny chrześcijanin, można być fundamentalnym rzymskim katolikiem albo np. fundamentalnym luteraninem. O ile mogę sobie wyobrazić fundamentalnego luteranina popierającego aborcję o tyle popierającego aborcję fundamentalnego rzymskiego katolika wyobrazić sobie nie potrafię.

  6. Na tym polega szalony koloryt tego świata. W tle również różne rodzaje wyobraźni.

  7. with all due frakkin’ respect …  nie można być chrześcijaninem i popierać aborcję …  nie ma takiego zwierzęcia w zoo … kto sobie to wmawia, pomieszał porządki, pojęcia i B. wie co jeszcze … można być ochrzczonym i popierać aborcję, ale to jest satanizacja rzeczywistości … zawsze z pobełtania pojęć i terminów rodzi się taka aberracja i dlatego potem pojawia się Pańskie zdanie w stylu – „… Sam konserwatyzm, jeśli nie akceptuje rozsądnych zmian rozwojowych, jest nie do zaakceptowania … „, akurat bycie chrześcijaninem i pilnowanie się całe życie aby tego nie spieprzyć, jest najprostszą metodą na bycie konserwatystą …  a odcienie światopoglądowe to zostawiam wierzącym, że chrześcijanin popierający aborcję jest chrześcijaninem …  jest się w czym nurzać

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.