Nie interesują mnie. Przykro mi jeśli kogoś zawiodłem. Wygląda bowiem na to, że system informatyczny zastąpi w naszych okolicznościach przyrody zimę, która zaskoczyła drogowców. Mamy bowiem coraz lżejsze te zimy, nikogo już nie zaskakują, no więc trzeba czegoś nowego i ekscytującego, a jednocześnie przewidywalnego w swej powtarzalności. I myślę, że będą to właśnie awarie systemu informatycznego w czasie kolejnych wyborów. To jest lepsze niż zima, lepsze niż UFO i lepsze niż taniec z gwiazdami. Wszyscy dziś o tym piszą i wszyscy mają coś do powiedzenia na ten temat. Ja nie mam i do środy wstrzymam się z zabieraniem głosu w tej kwestii. Opowiem Wam o czymś innym. Troszkę się dziś spieszę, więc będzie raczej krótko.
Wczoraj podjąłem wstępne rozmowy z eską w sprawie dystrybucji jej albumu w naszym sklepie. Cieszę się, ale umiarkowanie. Cieszę się, że ktoś wreszcie na własnej skórze przekonał się czym jest sprzedaż. Cieszę się, że do paru osób dotarło wreszcie, że spotkania autorskie, entuzjastyczne recenzje na blogach i ten cały festiwal pochwał, który zwykle zaczyna się przy debiucie, nie znaczą wiele. Żeby sprzedać nakład potrzeba mrówczej, uporczywej pracy, codziennego wysiłku, który podejmuje się bez nadziei na sukces właściwie. Bo i cóż to jest ten sukces? Że parę osób poda człowiekowi rękę z uśmiechem? Chyba tylko to, pieniądze bowiem w branży księgarskiej są dużo mniejsze niż pieniądze pochodzące z handlu diamentami. A i tak, w miarę jak firma się rozwija muszą być natychmiast inwestowane. Pozostaje więc tylko sympatia ludzi i ich pozytywne nastawienie. Nagród więc spektakularnych i widowiskowych za tę robotę nie ma. Pozostaje jeszcze satysfakcja, która jest na tyle intensywna, że ja bym swojej pracy nie zamienił na nic innego, nawet gdyby mi proponowali stanowisko redaktora naczelnego „Do rzeczy”, albo jakiegoś innego poważnego, opiniotwórczego tygodnika.
Wczoraj na przykład montowaliśmy stalowe półki w naszym prowizorycznym magazynie. Był dzień święty, ja wiem, ale Wierzący Sceptyk, który te półko i montował jest tak zarobiony, że nie miał kiedy przyjechać. Ja zaś, jak łatwo się domyślić, do montowania półek nie nadaję się w ogóle. No więc cały wieczór, przy zapalonym reflektorze, Wierzący skręcał te półki, a ja udawałem, że mu pomagam. O mały włos się przy tym nie zabiłem, bo kiedy ślęczeliśmy nad rozłożonymi na podłodze elementami nagle zawaliła się na mnie cała pryzma książek ustawionych krzywo i chybotliwie pod dłuższą ścianą garażu. Całe szczęście, że mój kolega stał z tyłu i podparł to plecami, tylko kilka paczek Baśni zleciało mi na kark i kręgosłup ocalał. Nie jest łatwo jak powiadam i większość rzeczy trzeba robić własnymi rękami, albo prosić o ich wykonanie kolegów. Trochę jestem dziś przez to rozkojarzony.
Z samego rana zadzwonił tu jeden z czytelników z pytaniem, czy aby kontynuowane będzie w nadchodzącym roku wydawnictwo „Szkoła nawigatorów”, bo on chce wykupić kolejną prenumeratę. Ogłaszam więc wszem i wobec, że będzie. Mam w związku z tym prośbę do czytelników. Pamiętacie dyskusję o tym starym XIX wiecznym podręczniku do historii Rosji? O tym, w którym Iwana IV nazywają angielskim carem? Myślę, że trzeba wydrukować jego fragmenty. Czy moglibyście pomóc w jego odnalezieniu? Przydałby się także zdjęcia tych malowideł z cerkwi na Sołowkach, gdzie widać dżentelmenów w krótkich zapinanych pod kolanem spodniach i pelerynkach, jak patrzą na strącanych w otchłań brodatych Rosjan. Kiedyś ktoś opublikował te fotki na moim blogu w niezależnej. No, ale pan Darski w ramach krzewienia demokracji i dobrych obyczajów wyrzucił cały mój blog i nie wiem jak to teraz odnaleźć. „Szkoła nawigatorów” stanie się bowiem periodykiem, w którym drukować będziemy, prócz tekstów naszych autorów, także źródła, szczególnie te, których nie wydaje się od wielu już lat, no i opracowania, w których jest coś więcej niż treści zawarte w naszych kulawych podręcznikach. Chwalebny ten proceder rozpoczniemy od kolejnego numeru. Numer najbliższy, czyli piąty, który dostępny będzie na targach w Warszawie i Wrocławiu, wydamy jeszcze po staremu. No, a później będzie już znacznie ciekawiej. W każdym numerze znajdzie się jakaś niespodzianka.
Na tym kończę, bo muszę lecieć na rehabilitację, te paczki zwaliły mi się na uszkodzony bark. Tak się właśnie kończy praca w niedzielę, nikomu więc jej nie polecam. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
lis 172014
Kto czym wojuje od tego ginie 😉
Tutaj masz swoje archiwa:
http://naszeblogi.pl/blog/181
podziękuj panu Darskiemu 😉
Nagród Pan nie dostanie bo przyznają je urzędnicy innym urzędnikom, np. raczej nie otrzyma Pan odznaki Ministra Kultury czy odanzaczeń typu „Za wkład w rozwój kulturalny województa” czy powiatu. Urzędnicy urzędnikom przyznają te nagrody.
Nie liczę na nagrody i z pewnością bym żadnej nie wziął.
Dałem to info w sierpniu tego roku na Twoim blogu w S24. Chodzi o 4 tom Cztienji wydanych w 1885 w Moskwie. Tam relacja „Izwiestja Angliczan o Rossii wo wtoroj połowinie XVI w.” m.in o tym, że po śmierci Iwana Groźnego diak Szczełkałow powiedział do posła angielskiego, że „umarł wasz angielski car”. Inny komentator znalazł link: http://tinyurl.com/mn9cm7b.
W chwili stosownej włącz na YT wystąpienie egzorcysty Ks. Glasa, zwłaszcza ten film kiedy mówi o „przekleństwach” rzucanych przez niechętnych człowiekowi, czyli przez wredne otoczenie. No te spadające paczki z książkami, to może być coś na rzeczy.
Słusznie.
Znowu bomba pod parlamentem w Londynie 🙂
Kogo tym razem oskarżą?
Cieszę się na trochę zmienioną formułę SN .
Wiele nam uciaka . Nic nie poradzę , wierzę w papir , w słowo dukowane , które nie przepadnie wraz z wyłączeniem pradu.
Cieszę się bardzo na rozmowy z ESKą Mam nadzieję , że coś wypracujecie. Jak wiesz , mam wiedzę pewną o sprzedawaniu ksiażek wydanych za własne prywatne pieniądze. Ile to wymagało chodzenia , zabiegów , osobistego zaangarzowania , przy złosci i zawiści innych którzy mieli produkt dużo gorszy , za to dofinnansowany i wmuszany w ew. kupującego .
Jak można wmuszać zakup ksiażki . Opowiem o innej , bezsensownej ksiązce naukowej . Bardzo wąsko wyspecjalizowanej tematyce.
Ktoś potrzebował wydać książkę …. bo to się jakos liczy na uczelni w dorobku naukowym . Namówił ??? :))) …… włdcę pieniędzy do sfinansowania książki … zapewniając , ze ona się mimo waskiego zakresu – sprzeda .
Pan prowadził zajecia ze studentami . Pewien drobny rozdzialik jego ksiązki mówił o niewielkim wycinku z wykładanego obszaru .
Na zajęciach trzeba było mieć książkę na ławce , przed sobą – kazdy swoja ….. Aby zaliczyć.
Studenci to obeszli …hmmm….przy pomocy pewnej ….
To znaczy nie zapłacili pieniędzy za tę paranoje ….
🙂
Jeżeli zechce On, oraz wystarczająca liczba Odbiorców, to po co pchcać elektrony na papier, niszczyć w ten sposób środowisko, i uniemożliwiać mi w ten sposób przeszukiwanie zasobu (publikacji zwartej)? W przypadku chęci Czytelników i Autora ci pierwsi dostaną elektroniczny, przeszukiwalny, nieokrojony o żadną funkcję tekst. Poczta NIE ZAROBI, wykluczymy żarłocznego pośrednika. Zdaje się o to chodzi Autorowi, a i nam powinno. Za drzwi z pośrednikami. Bezpośrednia łączność, całość należnej kwoty dla Autora, ale za to całość funkcjonalna wyprodukowanego składem elektronicznym tekstu dla Czytelników. Przecież tak powinno być od początku; a że nie jest, to znak zacofania i strat. Bynajmniej papier nie jest w żadnym aspekcie lepszy. To umierająca technologia. Wybaczamy Autorowi posługiwanie się nią, bo ma on swoje powody. Jednak odnośnie używania, to złożony elektronicznie PDF czy dowolny inny format ma nad „dead tree publication” same zalety. Prąd jest i zostanie z nami, podobnie jak świeczki są i zostaną z nami. Światło, jeśli ktoś nie lubi słowa „świeczka” (metafora, oczywiście). Nie ma więc sensu wydawać braillem do czytania w ciemnościach, bo niby „prąd wyłączą, świeczek zabraknie a słońce zgaśnie”. Nie, nie. Nie wyłączą, nie zabraknie światła. Elektroniczny skład JUŻ JEST FAKTEM, a czytelnik otrzyma formatu elektronicznego książki i miesięczniki wtedy, gdy Autor zechce. No i tak ma być. Technika jest.
A umowa między nami kiedyś będzie. Wyłączyć pośredników, Mario. Cel Gabriela.
Cytat się nie wkleił na początku! Komentarz otwierać miało zacytowane zdanie Marii:
„wierzę w papier , w słowo drukowane , które nie przepadnie wraz z wyłączeniem pradu…”
Mario,
to dawne dzieje, owo „słowo drukowane” (c.d. — patrz wyżej!)
Nie martw , się A-TEM ….ja mam dość lat , zeby wiedzieć , że umrę.
Wygląda na to, że salon24 ma kłopoty techniczne.
”salon24 ma kłopoty” – to dobra wiadomość
“Problemy z systemem informatycznym”
Zbyt wielu dobrych autorów się tam zgromadziło, albo Skwieciński z kolegami postanowili skończyć blogosferę metodami innymi niż perswazja.
Może PKW pracuje na serwerach S24?
Coś mi tu nie pasuje.
Czy kwiaty w wazonie też zastąpi elektroniczny hologram?
Idąc dalej. Nie znam się na gospodarce leśnej, ale myślę, że produkcja celulozy to jak najbardziej sprzyjająca człowiekowi działalność – opłaca się sadzić i pielęgnować lasy.
Dlatego drukujmy, drukujmy, drukujmy!
A ekologiczne tezy o plastikowych choinkach, plastikowych czytnikach i polimerowych bateryjkach …. Szkoda gadać.
Car angielski, Richard Chancellor „odkrywa” w 1553 r. Rosję dla Anglii, wkrótce połowa posłów (dyplomatów) rosyjskich to Anglicy (s.127-129), a świeżo powstała Kompania Moskiewska ma nadzwyczajne przywileje do bezpośredniego handlu w carstwie! To się nazywa tempo. I oni to wprost piszą w linkowanym opracowaniu. Szkoda, że przez archaiczną pisownię tak powoli się czyta.
Wrzucam jeszcze tutaj, bo skoro Salon24 padł, to nie wiadomo kiedy można będzie taki piękny plan XVI-wiecznej Aleksandrowskiej Słobody zobaczyć. Nie wygląda to na monastyr, raczej na faktorię handlową, albo centrum zarządzania. I te dziwne szpalery…
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f4/Aleksandrovskja-sloboda_v_16_century.jpg
Skwiecinski nie da rady, musieliby zlikwidowac internet a to nie mozliwe, zreszta, zawsze pozostaje slowo: mowione, drukowane.
Internet się wczoraj zresetował, ale żeby to miało dodatkowy wpływ ? Przypuszczam, że wątpię. MEMY i owszem, media też muszą żyć.
Nawalił się, wziął siekierę i zaczął przecinać najbliższy kabel?
Albo zrobili w redakcji zrzutkę na Chucka Norrisa. On już leciwy jest i dużo nie bierze ale ten kop z półobrotu wciąż mu funkcjonuję. Z tym że za bardzo machnął i podeszwą zawadził o serwery PKW.
W szkole z trzech komisji jedna wyszła z pracy dopiero dzisiaj o godź. 7.30. Coś im się podobno pokićkało. Pierwszy raz widziałem taką akcję. Może to jakiś ogólnopolski problem, plus ta cyfryzacyjna zemsta Boniego i mamy klops po całości. Kamieni kupa.
Oddali serwery. S24 znowu nadaje
http://talbot.nowyekran.pl.neon24.pl/post/115337,amerykanie-mowia-dosc-izraelskiej-dominacji
Rzeczywiście, tą grażdankę czyta się równie łatwo jak szwabachę.
Jimmy – masz rację – drukujmy ! Lasów w Polsce od tego nie ubędzie.
A – Tem, po prostu chyba nie bardzo kojarzy, że ktoś może lubieć czytać drukowany tekst a książki kupować i po przeczytaniu stawiać na półkę.
Ja nie ukrywam, że w ten sposób rozpoznaję pokrewne dusze, jeżeli ktoś przychodzi do mojego domu i po zobaczeniu mojej dość dużej biblioteczki kieruje tam swoje kroki to ma u mnie plusa. I jeszcze do A-Tema – jak chce wykluczyć pośredników i mieć prąd to któregoś dnia będzie musiał wziąć wiaderko – skoczyć do pobliskiej elektrowni i tam załadują mu do wiaderka trochę energii – w ten sposób wykluczy żarłoczne linie przesyłowe.
Gdy dawno temu mój szef polecił mi bym wypełnił wniosek o jakiś tam medal (a dokładniej krzyż zasługi w kolorze srebrnym) odrzekłem, że nam Polakom jedyne odznaczenie jakie godzi się nosić to blizny po ranach odniesionych w służbie umiłowanej Ojczyźnie. A blaszki niech przypinają sobie Moskale alibo Germanie. I, kurza twarz ściereczką nakryta, żadnej blaszki od ponad 10 lat mi nie zaproponował. I nie wiem jak to oceniać: czy gorzej pracuję, czy też może Polakom blaszki już nie przysługują, 🙂
Motto na dziś:
Książki na krzyż brać – lumbago cię ominie
Książką w łeb dostać – nic cię w życiu nie zaskoczy
ogólnie – garażowe spotkania z kulturą (relacji ravena59 tym razem nie będzie)
tadam http://www.youtube.com/watch?v=Zpb4u3LC5xQ
Smutne są domy bez książek ….
I świetna uwaga o bibliotekach – architekci powinni przypominać zleceniodawcom projektów o tym tak istotnym pomieszczeniu.
„Próżna ufność w marmurze,
próżna i w żelezie
to trwa do skonu świata
co na papier wlezie”
Wacław Potocki (1621-1696)
A czy coś wiadomo bliżej o tym rosyjskim podręczniku? Jakiekolwiek zaczepienie, typu rok wydania, nazwisko, część choćby tytułu?
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.