cze 012023
 

Jak pamiętacie, od wiosny zeszłego roku pomagaliśmy Władysławie, studentce akademii muzycznej z Dniepru, która uciekła do nas przed wojną. Wszystko poszło świetnie i nawet udało nam się zorganizować koncert Władzi w pałacu w Ojrzanowie.

Ściągnęliśmy też z terenów okupowanych mamę Władysławy – Julię i jej małą siostrę Anię. Potem, już w sierpniu, dołączył do nich Sasza, czyli mąż Julii i ojciec małej Ani. Nie zdawaliśmy sobie sprawy w jak ciężkim stanie jest Julia, myśleliśmy, że ma jakiś pocovidowe powikłania, które da się wyleczyć. Niestety Julia zmarła 27 sierpnia zeszłego roku. Pochowaliśmy ją na cmentarzu w Grodzisku Mazowieckim. Władysława wyjechała do Dniepru, by dokończyć studia, a Sasza i Ania zostali z nami. Jak pamiętacie urządziliśmy zbiórkę na lokal dla nich i udało się nie tylko znaleźć ten lokal, ale też zebrać kwotę potrzebną na cały rok wynajmu. Ten rok mija w sierpniu. Nie jest łatwo znaleźć lokal w Grodzisku, szczególnie dla samotnego ojca z dzieckiem, w dodatku uchodźcy. No, ale okazało się, że jedni ludzie potrzebują drugich. Właściciel domku, położonego blisko szkoły akurat potrzebował pieniędzy na operację ramienia, a my zebraliśmy potrzebną kwotę i wszystko się udało. Uprzedzając wszelkie pytania i komentarze wyjaśniam – Sasza nie może podjąć pracy w normalnych godzinach, bo musi opiekować się Anią. Pracuje dorywczo, u nas, w godzinach kiedy Ania jest w szkole. To zaś oznacza, że ja mam dodatkowe dwie osoby na utrzymaniu. Sasza jest zarejestrowany jako uchodźca, dostaje świadczenie 500+, a Ania chodzi normalnie do szkoły i w zasadzie mówi już wyłącznie po polsku. Bardzo jej się tu podoba.

No, ale sytuacja nie jest lekka i bez Waszej pomocy raczej sobie nie poradzimy. Ania często choruje, od śmierci mamy chorowała już pięć razy. Sasza mieszka tuż przy przychodni, zarejestrowałem go razem z Anią w tej przychodni i on sobie z tymi sprawami medycznymi radzi. No, ale te infekcje nawracają. Raz nawet oboje pojechali do szpitala na Żwirki i Wigury w Warszawie, bo Ania bardzo ciężko przechodziła wietrzną ospę. Sądzimy, że to ze stresu po śmierci mamy. A być może nie, i tak, jak wiele innych dzieci, jest po prostu bardziej podatna na infekcje. Tak więc sporo czasu Sasza spędza przy łóżku córki. Opiekuje się nią naprawdę dzielnie, jest ojcem i matką. Miejsce, gdzie wynajęliśmy im domek jest znakomite, bo mają blisko do przychodni, Ania ma szkołę pod nosem. Obok jest dworzec, a naprzeciwko Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. No, ale fakty są takie jakie są – Sasza nie pójdzie na razie do pracy w normalnych godzinach i musi gdzieś mieszkać. Ja mogę go dorywczo zatrudnić do prac na działce i pomocy w wydawnictwie. Sprząta biuro, układa książki, robi porządki wszędzie, bo jest człowiekiem dokładnym i systematycznym. Z zawodu jest elektronikiem, ale na razie nie podejmie pracy w zawodzie, choć dostaje propozycje. No, ale głównie spoza Warszawy. On nie chce wyjeżdżać, bo tu, w Grodzisku, jest grób Julii, no i Ania ma jakąś stabilizację. I  jesteśmy tu my, ludzie, na których może liczyć. Jak wyjedzie nie będzie miał nikogo. Zresztą jest to niewykonalne ze względu na Anię.

Ona kończy w lipcu 10 lat. Być może w przyszłym roku, kiedy będzie miała 11, można będzie ją puszczać samą do szkoły i będzie sama z niej wracać. Dziś, ze względu na przepisy i bezpieczeństwo dziecka, nie możemy tak robić. Tak więc w przyszłym roku Sasza będzie mógł pomyśleć o lepszej pracy dla siebie, bo Ania będzie bardziej samodzielna. Na część wakacji przyjedzie do nich Władysława, która – po śmierci mamy – ma tylko ich i nikogo więcej. Władzia ma też pracę na Ukrainie, śpiewa w chórze. Za rok kończy studia i wtedy pomyśli o swojej przyszłości.

Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją sens tej zbiórki. Muszę pomóc Saszy i Ani, albowiem Pan Bóg nałożył na mnie taką odpowiedzialność. Nie prosiłem o to. Tak się złożyło. Niestety nie jestem milionerem tylko sprzedawcą książek, który sam boryka się z różnymi trudnościami. Mogę dawać Saszy dorywczą pracę, ale pieniędzy na wynajem mieszkania nie mam. I jasne jest, że bez Was sobie z tym nie poradzę. Nie mamy innej możliwości, ani ja, ani Sasza, żeby tę sprawę rozwiązać. Musimy zebrać pieniądze na czynsz, który raczej wzrośnie, ale właściciel jest otwarty i gotowy do wynajmowania nam tego lokalu przez kolejny rok. Dobrze by było gdybyśmy zebrali też pieniądze na nagrobek dla Julii, bo na razie leży ona w ziemnej mogiłce, która już się dobrze zapadła. Sasza jeździ tam rowerem kilka razy w tygodniu i jakoś to uklepuje i podnosi, ale sami wiecie jak jest.

Wyznaczyłem długi termin zbiórki, bo emocje związane z wojną już opadły i liczę się z tym, że będziemy te pieniądze zbierać dłużej. Musiałem też, ze względu na wzrost czynszów, podnieść kwotę. No i zbieramy na ten nagrobek przecież, więc mam nadzieję, że wszyscy to rozumieją.

Jeśli ktoś chce i może pomóc, będę mu nieskończenie wdzięczny. Jeśli ktoś nie może pomóc, niech powstrzyma się od komentowania i udzielania dobrych rad. Za to też będę wdzięczny. Oto link do zbiórki:

 

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_confirmation

  Jedna odpowiedź do “Sasza i Ania, historia niedokończona”

  1. Być może zostanę potraktowany jako wuj – dobra rada, ale nie mogę się powstrzymać. Jest w rodzinie dziecko, które bardzo często chorowało: angina, grypa, zapalenia gardła, oskrzeli, ucha. A w miezyczasie zwykłe katary i przeziębienia. Głownie od pazdziernika do kwietnia, ale latem też się czasem przydarzało. Jakoś tak około 10 r.ż. jeden z pediatrów dał skierowanie do alergologa, choć o alergię nikt go nie podejrzewał. No i na badaniach skórnych wyszło kilka alergenów pokarmowych. Po odstawieniu tego (a dieta była dość rygorystyczna) już pierwszej jesieni była niesamowita poprawa: dosłownie jedno przeziębienie na pół roku. Po 6 latach nawet udało się ponownie włączyć do diety 2 z bodajże 7 uczulających pokarmów – bez ponownego pogorszenia zdrowia. Oczywiście „medycyna zna różne przypadki”, ale podrzucam tę informację. A nuż będzie pomocna…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.