Od jakiegoś czasu błąka się po sieci wiadomość, że w Szwecji jacyś obłąkańcy spalili książki o Pippi Langstrumpf. Zrobili to, albowiem uznali, że książka Astrid Lindgren propaguje treści rasistowskie. W Polsce mamy teraz inny temat na tapecie, więc nikt się nie będzie przejmował spaleniem biednej Pippi, ale gdzieniegdzie jacyś intelektualiści z prowincji, nie rozumiejący ani w ząb co się dzieje, rozpoczynają dyskusję na temat tego wydarzenia. Pałając przy tym rzecz jasna świętym oburzeniem, albo wznosząc ku niebu oczy pełne łez. Ja zaś mówię – nie możemy się tym przejmować, bo to rzecz naturalna. Oni – lewica – przyszli teraz tylko po swoje, przyszli zlikwidować to, co kiedyś było im potrzebne do komunikacji z ludem, a teraz już potrzebne nie jest, bo lud się zmienił. Ci, którzy rządzą Szwecją mają dziś inne sprawy na głowie niż książeczka dla dzieci i jej miejsce w dziedzictwie kulturalnym narodu. Wymienili sobie naród i coś tak głupiego, jak wychowanie dziewcząt, w duchu pogodnym i pięknym już się liczyć nie będzie. Teraz dla szwedzkiej i każdej inne lewicy ważne będzie tylko to, od jakiego wieku można takie dziewczynki deprawować i po ile będzie chodziła każda z nich na wtórym rynku usług matrymonialnych. To będzie ważne, albowiem to będzie interesować ludzi, którzy staną się podporą nowego, stworzonego w Szwecji narodu. Mam na myśli tych wszystkich brodatych panów, którym się zdaje, że Pan Bóg przemawia bezpośrednio do nich i do nikogo innego. Żyjąc tym złudzeniem i organizując świat wokół siebie, według tych otrzymywanych we śnie wskazówek, ludzie ci staną się narzędziem polityki prowadzonej przez lewicę, tak jak kiedyś stał się nią prosty lud. Żeby lud uszczęśliwić, jak pamiętamy, lewica nauczyła go czytać. Z pisaniem było już dużo gorzej i to zostało do dziś – czytanie tak, ale pisanie niekoniecznie – następnie zaś wcisnęła ludowi do rąk książki Stefana Żeromskiego i innych pisarzy postępowych, którzy użalali się nad niedolą ludu. Myślę, że możemy wprost powiedzieć iż cała literatura, na której się wzorują dzisiejsi autorzy to książki republikańskie, lewicowe, „postępowe”, których celem jest wyłącznie deprawacja ludzi bezbronnych wobec tych fałszywych emocji, które wciska się im na siłę zaraz po tym, jak zostali wydobyci z bezpiecznego kokona analfabetyzmu. Ktoś powie, że kpię, bo czytanie to wolność. Dobrze wiemy, że tak nie jest. Czytanie Twardocha, Remigiusza Mroza, Tokarczukowej i Chutnik, to nie jest żadna wolność tylko najgorsza z udręk. A fakt, że na rynku obecni są tylko oni świadczy o tym, że ludzie, czytelnicy są dręczeni celowo i z premedytacją. I niech mi tu nikt nie zarzuca, że propaguję analfabetyzm, bo to nie ja spaliłem książkę o Pippi, za to ja, a nie kto inny, piszę codziennie tekst na blogu. Każda więc powierzchowna krytyka, umieszczona pod tym tekstem spotka się ze stosowną reakcją.
Jeszcze raz więc to powtórzmy – literatura społecznikowska jest narzędziem propagandy służącym pobawieniu człowieka bezpieczeństwa, naturalnych hierarchii, w których funkcjonuje i postawieniu go – w całkowitej samotności i bezbronności – wobec potężnych organizacji, które literaturę lewicową sponsorują. Człowieka tego nauczono wcześniej czytać. Czy po to, by chodził do biblioteki i pożyczał kolejne tomy napisane przez Stefana Ż.? Oczywiście, że nie, nauczono go czytać, po to, by mógł odczytywać instrukcje i okólniki, które wydawać będą wymienione tu organizacje. Biblioteki zaś, to miejsce gdzie prowadza się dzieci i opowiada się im tam różne dyrdymały o tym, jak ważne jest czytanie. Dorośli w tym systemie do bibliotek raczej nie chodzą, a jeśli chodzą, to uważani są za niegroźnych dziwaków. Tak było za komuny, kiedy spełniły się wszystkie marzenia Stefana Ż. I jego kumpli. Człowiek dorosły musi umieć przeczytać regulamin wiszący na ścianie w koszarach, większość treści tego regulaminu zaś to zakamuflowana propaganda rewolucyjna. Dziś doszliśmy do momentu, kiedy książki dla dzieci nie są już potrzebne, bo też i dzieci nie będą potrzebne. Chłopcy zostaną przerobieni na żołnierzy analfabetów walczących w imię Allacha, a dziewczynki zostaną sprzedane. Oczywiście, będą gdzieś tam zamknięte kręgi, w których podobne praktyki ocenione zostaną jako naganne, ale niewielu będzie wiedziało o ich istnieniu. Wiemy to z całą pewnością, bo właśnie spalono Pippi Langstrumpf. To znak, że dzieciństwo, ze szczególnym wskazaniem na dzieciństwo dziewcząt, nie jest już ważne.
Wróćmy teraz jeszcze do schematu współpracy inteligencji lewicowej z ludem, o którym to schemacie wspomniałem w tytule. Stefan Żeromski, ulubiony pisarz Józefa Piłsudskiego, to kłamca i deprawator. Całkowicie świadom tego co czyni, dlatego nie może być dlań litości. Te wszystkie inne wariatki, których prozę musimy przerabiać w szkole, może nawet nie miały pojęcia o czym piszą, ale Stefan był uświadomiony absolutnie. Po czym to poznajemy? Otóż w wydanych raz i całkowicie nieznanych nikomu wspomnieniach Marii Kleniewskiej mamy opis funkcjonowania folwarków jej męża. Folwarki te znajdowały się na Powiślu Lubelskim, ziemi, w której urodził się i wychował mój dziadek, ziemi do której mam trochę sentymentu, choć wcale prawie tam nie bywam. Wyobraźcie sobie, że Kleniewski miał 11 folwarków. W 9 z nich zbudowane były place zabaw dla wiejskich dzieci, na każdym placu była altanka, żeby dzieci mogły się chronić w czasie upałów lub deszczu. Stały tam plecione wózki, żeby można było wozić maluchy, a dziećmi opiekowały się zatrudniane przez Kleniewskiego bony. Wszystkie place zabaw objeżdżał lekarz, który sprawdzał, czy dzieci przebywają w dobrych warunkach, czy nie są chore i czy któreś się nie zraniło. Kiedy Kleniewski postanowił zbudować cukrownie, jego żona Maria nie wydała na siebie i na swoje dzieci ani kopiejki, przez cały czas trwania budowy fabryki. W czasie tej inwestycji, która pochłonęła wszystkie zasoby Kleniewskiego, jego fornale przyszli doń pewnego dnia, przynieśli wszystkie swoje oszczędności w wysokości 5 tysięcy rubli i powiedzieli, że oni też chcą zainwestować w cukrownię, a potem mieć z niej zyski. Kleniewski się zgodził. Oczywiście, majątek Kleniewskich był wzorowy, bywało gorzej, wiemy o tym. No, ale skoro wzorowy, to znaczy, że się na nim wzorowano i można było zło naprawić. Kleniewski nie był wariatuńciem idealistą, ale człowiekiem, który kilkoma decyzjami potrafił powiększyć swój majątek trzykrotnie. Oczywiście, jego pozycja była niszczona, młyny, browar i tartaki palono, a czynili do źli ludzie na polecenie miejscowych, żydowskich gangów. Kleniewski bowiem miał spore wpływy w Petersburgu i wymógł w kołach rządowych wprowadzenie cła na chmiel. 10 rubli od puda wynosiło to cło. Wszyscy plantatorzy od razu stali się bogaci. Wcześniej chmiel odbierany był przez pośrednika żydowskiego i szedł od razu na giełdę norymberską. Teraz ważne pytanie – czy Żeromski wiedział o Kleniewskim. Musiał wiedzieć, bo siedział w Nałęczowie przecież. Wszyscy wiedzieli o Kleniewskim. Wszyscy wiedzieli, że oświata wśród ludu prowadzona jest tak naprawdę przez dwór. Dwór ten jednak został oszukany przez takich wszarzy jak Stefan, a następnie zniszczony przez ich kumpli zawodowych rewolucjonistów.
Ja to już pisałem, ale jeszcze powtórzę. Żeromski zniszczył Kleniewskiego i zniszczył pamięć o tym niezwykłym człowieku umieszczają w powieści „Dzieje grzechu” postać Bodzanty, dziedzica idealisty, który buduje falanster, zatrudnia w nim wywleczone gdzieś z ciemnych zaułków prostytutki i próbuje stworzyć raj na ziemi, dla grzeszników. To wszystko oczywiście istniało, ale po drugiej stronie Wisły, w Lubelskiem i nie było zorganizowane tak, jak się temu durniowi Stefanowi zdawało. Nie było wynikiem realizowania socjalistyczne utopii, ale wynikiem dobrego zarządzania, z myślą o przyszłości całej, skupionej wokół majątku społeczności. Kleniewski zatrudniał emigrantów z Galicji, dawał im pracę, mieszkanie i spokój. Podwyższył pensję roczną fornalom z 25 do 30 rubli na rok. To może się wydawać mało, ale na co miał przeznaczać dochody taki fornal? Za mieszkanie nie płacił, za wikt nie płacił, za opierunek nie płacił, a u Kleniewskiego nawet piwo miał za grosze, bo na miejscu był browar. I komu to przeszkadzało, aż się chce spytać?
Ludziom takim jak Stefan, wywłokom spod ciemnej gwiazdy. Stefan dobrze wiedząc jak wygląda życie na wsi fałszował je z premedytacją, a czynił to w imię rewolucji, czyli w imię dewastacji i ohydy spustoszenia. Tak samo jak dziś, te kretynki w Szwecji w imię poprawności politycznej palą Pippi Langstrumpf.
Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał idzie na urlop, więc FOTO MAG będzie na razie zamknięty. Zapraszam jednak do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.
coś pan pisał na te tematy:
http://czashistorii.pl/index.php/2017/07/21/dlaczego-padly-katolickie-potegi/
mógłby pan im tam napisać w komentarzu własną wersję?
Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Jeszcze raz tu przyjdziesz i złożysz mi jakąś taką propozycję, to wylecisz. Czy wszystko jest jasne?
spoko, kłócenie się z takimi jak pierwszy komentarz pod tym to strata czasu.
Nie wykonuję niczyich poleceń, nawet bardzo grzecznych…Z pokornymi prośbami też bywa różnie…
Przeskoczę pewien etap i napiszę jak ja to widzę.
Przerabianie lektur w szkołach nie może odbywać się na klęczkach przed talentem pisarskim, którym nauczyciel niezmiennie musi być zachwycony z powodu tego, że jest on przedmiotem jego niespełnionych marzeń.
Analiza powinna odbywać się pro i contra, ze szczególnym wskazaniem cech i pozostawieniem oceny uczniom.
Konieczne jest powrócenie do genezy dzieła. Pokazanie jak OPINIA pisarza jest widoczna teraz.
Wskazanie na autora jako osobę tworzącą w swoim, lub cudzym imieniu, a nie w imieniu ogólnym.
Przeważnie w cudzym…
” Władze Botkyrka wysłały do mediów oświadczenie: Biblioteki miejskie niszczą wydania książki Astrid Lindgren „Pippi na Morzach Południowych”, gdzie pojawiają się zwroty mogące być uznane za przejaw rasizmu. Biblioteki zakupiły jednak nowe wydanie książki, w której „przestarzałe” zwroty zostały zastąpione politycznie poprawnymi.
W nowym wydaniu zwrot ” król Murzynów” zastąpiono zwrotem „król Mórz Południowych”. Usunięto też scenę , w której murzyńskie dzieci padają na kolana przed białymi dziećmi.” http://wolnosc24.pl/2017/07/20/pippi-langstrumpf-to-rasistka-w-szwecja-niszcza-i-pala-niepoprawne-ksiazki-nie-uwierzysz-jakie-cytaty-nie-spodobaly-sie-lewackim-fanatykom/
U nas wykonano to już dawno temu uznając wierszyk „Murzynek Bambo w Afryce mieszka” za rasistowski i kasując go z czytanek.
Powinni jeszcze usunąć całą klasykę polską za antysemityzm. Oraz mowę nienawiści.
Skoro uznano odmawianie różańca za mowę nienawiści, to nie wiem, co nią nie jest w ich pojęciu.
Padanie na kolana przed czarnymi z pewnością nie może być sklasyfikowane jako mowa nienawiści
…”Wymienili sobie naród i coś tak głupiego, jak wychowanie dziewcząt, w duchu pogodnym i pięknym już się liczyć nie będzie.”…
Zapodaję link, który to potwierdza i stawia kropkę nad inni dla spostrzegawczego obserwatora. Oczywiście w tym dokumencie dużo nowomowy ale uważny między wierszami dojdzie do treści istotnej.
http://www.dzienniknarodowy.pl/7526/wydobyty-na-swiatlo-dzienne-dokument-onz-z-2000/
Co się dziwić? W biogramie Richarda von Coudenhove-Kalergi na wiki czytamy:
He also took them to Mass every Sunday. On every Good Friday, as the liturgy came to the exhortation „oremus et pro perfidis Judaeis” („Let us also pray for the faithless Jews”), the old count allegedly rose and walked out of the church in a protest against this supposed expression of antisemitism.
Ojciec brał Kalergiego na msze św. ale w Wielki Piątek ostentacyjnie wychodził podczas modlitwy o nawrócenie wiarołomnych żydów. Taki człowiek potem projektował system, w którym żyją te biedne bibliotekarki.
…”Jeszcze raz więc to powtórzmy – literatura społecznikowska jest narzędziem propagandy służącym pobawieniu człowieka bezpieczeństwa, naturalnych hierarchii, w których funkcjonuje i postawieniu go – w całkowitej samotności i bezbronności – wobec potężnych organizacji, które literaturę lewicową sponsorują.”…
To stwierdzenie jest genialne. Ryć w marmurze i wylać złotem! Opisuje też w 100% funkcję tzw. kultury młodzieżowej. Wyrwać młode pokolenie z naturalnych hierarchii (rodzina i Kościół) i postawić ją bezbronną wobec organizacji dyktujących tzw. life style.
Wszystko może być „mową nienawiści”. Mają bowiem monopol na stygmatyzację i mają lud ogłupiony Stefanami. Oraz przemoc. Odwrócą każde znaczenie.
Stalińska ryczy „Mury” na kodziarskiej estradzie… Mają megafony.
Mową nienawiści jest to, że delikwent nie dość gorliwie popiera partię bolszewicką.
Oooo to chodzi! Bez zbędnych emocji, z imienia i z nazwiska z wytknieciem świadomości celów i intencj. Brawo, brawo, brawo!
„Żeby lud uszczęśliwić, jak pamiętamy, lewica nauczyła go czytać.”
Z angielskiej „Summerhill”, czyli szkole, gdzie nie trzeba było się uczyć (to takie główne założenie tej szkoły) wyszedł dzieciak, który już jako dorosły, nie umiejąc czytać został (z tego, co pamiętam) mechanikiem na dworze królewskim. Potem czytać się nauczył, bo to mu do czegoś było potrzebne. I mimo że miał już grubo ponad 20 lat, nauczył się czytać w tempie błyskawicznym, dlatego że CHCIAŁ, a nie był do tego ZMUSZANY.
A generalnie – że chce żyć w świecie normalnym, bez odwróconych znaczeń. Opornych, do odwróconych znaczeń, przymusza się strzałami w tył głowy. To jest końcówka „efektu Stefanów”.
To wielka sprawa – owo wzięcie na widelec przez Coryllusa polskiej literatury społecznikowskiej.
Z moich obserwacji wynika, że książki A.L. zwłaszcza jedna z nich ,mocno wpisała się w umysły Polaków.
Od II WŚ wszystkie pokolenia Polaków były wychowane na „Dzieciach z Bullerbyn”. Jaki dobry wzór wychowania przez pracę, przez pomoc dorosłym, relacje opieki dzieci nad dziadziusiem Britty i Anny. No i te dziadkowe : ho, ho, tak, tak.!!
Dzieci wychowywane w rodzinach, w domach funkcjonujących zgodnie z pokoleniowym ładem rodzinnym, wychowującym do pracy, odpowiedzialności, miłości. Filmy nakręcone na podstawie książki są do obejrzenia na cda, są tak samo dobre jak słowo pisane.
Az strach wyobrazić sobie, unowocześnienie tej książki i wprowadzenie „nowinek”, od razu przed oczami jawi się ruina tego co jest dla nas normą .
No tak w tym sensie „Dzieci z Bullerbyn” mogą być zakwalifikowane jako mowa nienawiści.
Szering – Wielgus + Lubanuer – mogłyby się podjąć tego zadania
Tak właśnie.
I jeszcze:
„Człowieka tego nauczono wcześniej czytać. Czy po to, by chodził do biblioteki i pożyczał kolejne tomy napisane przez Stefana Ż.? Oczywiście, że nie, nauczono go czytać, po to, by mógł odczytywać instrukcje i okólniki, które wydawać będą wymienione tu organizacje.”
Hodowla zombie, które rozumieją tylko formułki. W dodatku formułki które nastawiają człowieka przeciwko jego naturalnym hierarchiom. Na przykład przeciwko Kościołowi i księżom.
Szerzej powiedziałbym o literaturze, za przeproszeniem, humanistycznej.
Tymczasem w gazwybie ktoś tam zachwala konwersję polskich katoliczek na muzułmatyzm (partia przerzuciła się z szerzenia bolszewizmu na szerzenie muzułmatyzmu). Ale to w zasadzie łatwe, skoro i w Kościele głosi się tak zwaną swobodę wyznania. Przy czym panienki, które poddają się temu eksperymentowi, nie pojmują jego skutków. Ulegają rzekomemu czarowi dzieła literatury społeczniczkowskiej pod tytułem Koran.
muzułmatyzm to wynalazek łysiaka
Wystarczy nie wznawiać wydania arabskiego.
Gospodarz podrzuca coraz więcej wątków z przyszłej bestsellerowej książki pod roboczym tytułem „Pisarze domokrążcami treści niewolących społeczeństwa”.
To się ściśle wiąże z tą tzw. emancypacją. Im bardziej zdeprawowana(w języku bolszewików – wyzwolona) dziewczyna tym bardziej dąży do autodestrukcji. Na przykład w PRLu wiele dziewczyn było takich „wyzwolonych”, że mogły zapieprzać od rana do wieczora w fabryce, a wieczorem dostawały manto od męża alkoholika. Teraz zdeprawowane dziewczyny też dążą do tego żeby dostać manto, ale od męża muzułmanina za to że nie zasłoniły twarzy na ulicy i wtedy dopiero czują się na prawde wyzwolone. Mechanizm stary jak świat.
A przez ten megafon wcześniej SBek podawał rytm dla ogłupionej młodzieży kopiącej w barierki. W świetle dnia i przy kamerach. Obrzydliwy widok. System zatoczył narracyjne koło.
Mamy taką rasistowską piosneczkę dla maluchów:
„Jesteśmy jagódki, czarne jagódki,
Mieszkamy w lasach zielonych, zielonych,
Oczka mamy czarne, buźki granatowe,
A sukienki są zielone i seledynowe.
A kiedy dzień nadchodzi, dzień nadchodzi,
Idziemy na jagody, na jagody,
A nasze czarne serca, czarne serca,
Biją nam radośnie bum tarara bum.”
Ja już nie mówię, że mowa o czarnych sercach jest mową jednocześnie rasistowską i nienawiści, ale w drugiej zwrotce najwyraźniej sugerowany jest kanibalizm.
Wiedzę przed tobą wielką przyszłość….jeśli tylko utrzymasz ten poziom refleksji.
a Kalisz krzyczy – precz z komuną. Goering miał monopol na określanie, kto jest Żydem a oni uzurpują sobie monopol na określanie, co jest mową nienawiści.
Przeczytałam „Zielone rękawiczki” raz jeszcze od deski do deski. Dobra książka, bo zostawia takie uczucie, ze chce się do niej wrócić po jakimś czasie. Nb.przyjemniej się czyta książkę niż wydruk;)
Stalińska powinna wyć Marsyliankę, jak już musi wyć.
młodzież po 50-tce?
!!!!!!
Hmm… Może im to oczarowanie przejdzie w momencie konieczności obrzezania? /Pahdą…/ Bo w głębszą myśl tych idiotek nie wierzę. Poza tym, jak wiemy, większość panienek z małżeństw mieszanych, panienek wywiezionych do kraju ojczystego małżonka muslimana, na kolanach wracało do Polski, o ile im się udało uciec. Zazwyczaj jednak bez dzieci. Dzieci zostawały u muslimanów. Nie wyobrażam sobie czegoś straszniejszego od utraty dzieci.
Gabrielu, gdzie można poczytać o tych przestępstwach popełnianych przez żydowskie gangi?
A skąd mam wiedzieć? Zacytowałem to co napisała Kleniewska. Wszystko mam ci palcem pokazywać? Weź się może skup i poszukaj
To samo zrobiono z samą Agathą Christie. Kryminał „10 małych Murzynków” już nie istnieje. A to jeden z najbardziej popularnych jej kryminałów. Teraz jest kryminał pod tytułem „I nie było już nikogo” – przynajmniej polska wersja. To jest oczywiście chuligaństwo i dewastacja. PS. Koniecznie trzeba kupować „Elementarz” Pana Falskiego. Pomijając, że bardzo łatwo uczy się dzieci czytać i pisać, jest ten wierszyk wspaniały o Murzynku Bambo.
System ma ułatwione zadanie. Zaczęło się /odwracanie znaczeń/ od śpiewania „My Pierwsza Brygada” przez SLD na jakiejś ulicznej manifie , bodaj jeszcze w latach 90-tych. Jednak wtedy jeszcze ta pieśń miała dla nas konotacje inne, niepodległościowe.
Bardzo dobrze, niech śpiewają….to jest demaskacja ostateczna moim zdaniem. To jest odwrót na z góry upatrzone pozycje…
Oooo, cieszę się 🙂 Dakowy stwierdził, że sam najpierw przeczyta, zanim da Antosiowi :)))
Co do tej nieszczęsnej Stalińskiej – na starość twarz jest odbiciem życia i charakteru…
Napisałam: „wtedy”. Teraz to rzeczywiście ostateczna demaskacja.
Tu więcej o pieśni:
http://jpilsudski.org/artykuly-ii-rzeczpospolita-dwudziestolecie-miedzywojnie/kultura-sztuka-literatura/item/1291-my-pierwsza-brygada-geneza-utworu
Obraz ziemiaństwa w literaturze lekturowej jest fatalny:
„Lalka”- banda zamożnych nierobów grających w karty, gardząca handlarzem Wokulskim
„Nad Niemnem”- ziemianin w wiecznym konflikcie z chłopami
„Chłopi”- krwawy konflikt o las (nic więcej o postaci dziedzica nie wiemy)
„Noce i dnie”- ziemianie walczący o przetrwanie, ziemianin utracjusz (nic więcej nie wiemy)
Jedyny pozytywny obraz ziemiaństwa (w popularnej książce) napotkałam w „Annie Kareninie”, rzecz jasna w wersjach filmowych to nie istnieje.
Dodajmy do tego filmy jak „Wilk z Wallstreet” (wcześniej „Wielki Gadsby”)- chłopak dorabia się majątku i poza najprostszą zwierzęcą konsumpcją nie potrafi wykorzystać swojego sukcesu.
Przesłanie jest takie, że należy co prawda dążyć do wzbogacenia się, ale pieniądze roztrwonić na proste przyjemności, a ludzie bogaci są źli lub przynajmniej egoistyczni, rzecz jasna poza Billem Gatesem.
To też było w przekazach ustnych , ale tego pokolenia, którego już w zasadzie nie ma. Mnie opowiadał pan Z. /dobre, polskie nazwisko/, że gdy jego ojciec chciał sam przecierać drewno ze swoich lasów i pobudował tartak, to natychmiast tartak płonął. To powtórzyło się trzykrotnie, zanim zrozumiał „konieczność” „wolnego rynku” żydowskiego, co do handlu drewnem…
W punkt.
/Konflikty o serwituty leśne były na porządku, niestety. Ale nie wszędzie!/
Co do rzeczywistego celu nauki czytania, to ciekawie wypowiedział się jeszcze w 1985 r. szwedzki autor Gunnar Myrdal w książce pt. Trzecia Fala, w której opisał okoliczności i instytucje towarzyszące wielkiemu przemysłowi. M.in stwierdził, że zarówno szkoła jak i szpital zostały pod koniec XIX w. skonstruowane jako – fabryka. W szkole dzieci zasadniczo są przyuczane do dyscypliny fabrycznej: 45 minut grzecznego siedzenia w klasie i 10 minut zabawy. Kiedy sobie to przyswoją, mogą iść do fabryki i zaiwaniać 10 godzin z jedną przerwą na posiłek. Nauka czegokolwiek jest rzeczą wtórną, a nawet niewskazaną. Jak widać, masowa szkoła i nauka czytania służą niemal wyłącznie do indoktrynacji. I oduczają myślenia samodzielnego. Ewentualnie wolno myśleć „na odcinku wynalazków technicznych”. Dlatego Lenin tak „walczył z analfabetyzmem”. I tak „walczyli” socjaliści ze Stefanem na czele.
Szpital to wg Myrdala też „fabryka”: wydziały, oddziały, głęboka specjalizacja, izby przyjęć. Pacjent „podzielony na kawałki i elementy” – wchodzi w system i ma być – obrobiony i wypuszczony w gotowości do pracy. Dlatego tak antybiotyki się przydawały : 3-4 dni zwolnienia od pracy i wio a nie 3 tygodnie leczenia grypy czy anginy „ciepłem”.
Ta książka mnie zafascynowała i ona nawet była popularna w swoim czasie. Ale jak widać, obecnie jest już nowy etap, którego Myrdal nie mógł był przewidzieć: pisał coś o „postindustrialiźmie” w tonach idealistycznych a nie wiedział, choć był w ONZ ( ale dawno temu), że szykuje się „era dyktatury uchodźców” i palenie książek Astrid Lindgren. I szkoła nie będzie już potrzebna, bo fabryk z wielką ilością robotników – już (poza Chinami) – nie ma. Rewolucja wchodzi w nowy etap: telewizja i literatura przyuczają do nienawiści, brutalności i do – braku rodziny. Już nic nie odbywa się jak w książeczce „Dzieci z Bullerbyn”. Dzieci nie mają dziadków i nie mają jednego rodzica a drugi „nie radzi sobie w życiu”. Przychodzi dobra pani z opieki społecznej i pomaga.
O gangach np. Nowego Jorku jest bogata literatura poszukaj
Urzędy i sądy etc także na wzór fabryk są konstruowane
Państwo/system ma zastąpić wszystko jako figurant doskonały o cechach wręcz boskich
Wystarczy przeczytać Sztukmistrza z Lublina, aby zrozumieć skąd wzięła się subkultura więźniów. A przy okazji, szczególnie wzruszyło mnie stwierdzenie autora, że krew żydowska uszlachetniła niejeden ród polski.
Ale jest to jedyny moment kiedy dziedzic wchodzi w relacje z chłopami. Poza tym z książki wynika, że mieszka on na innej planecie, z której przylatuje raz w tygodniu do kościoła pokazać swą wyższość chłopom. Uczeń liceum i tak nic z tych serwitutów nie rozumie, a pani od polaka nie wyjaśni bo też nie rozumie. Pamiętam jak trzeba się było nauczyć „problemów w Lalce” i był punkt: „kwestia żydowska”, a ja głupia się pytam pani: ale o co chodzi z tą kwestią żydowską? Już nigdy się o nic w szkole nie pytałam:)
Dla nauczycieli polskiego największym osiągnięciem intelektualnym jest fakt przeczytania „całego Dostojewskiego” niestety.
Absolutna racja.
PS. I ta żona dziedzica w „Nad Niemnem” – tylko siedziała i leczyła bóle głowy w towarzystwie damy do towarzystwa. I marzyła o pałacu. Nawiasem, Elizka to też była niezła franca. Przywiozła bez wiedzy męża do dworu niejakiego Romualda Traugutta, Orzeszko ustąpił żonie a potem, kiedy został zaaresztowany przez władze rosyjskie za „przechowanie Traugutta” i zesłany a majątek skonfiskowany, ta Elizka najspokojniej wszczęła kroki o – unieważnienie małżeństwa z panem Orzeszko a na drugą nóżkę sprzedała jego majątek – Rosjaninowi. Wyszła za jakiegoś wdowca z kasą. W dodatku „zapisała się” do „Loży teozoficznej Alba” w Rosyjskim Towarzystwie Teozoficznym w 1912 r. Idealna autorka lektur szkolnych w katolickim kraju!!!! Prawie tak dobra jak Stefan. Też aspirowała do Nobla. I miała silne lobby. Do tego stopnia, że Komitet Noblowski dyskutował propozycję mniejszości, aby Nagrodę Nobla -podzielić między Henryka Sienkiewicza i Orzeszkową.
Nie, naprawdę?! Trzeba koniecznie o tym coś napisać….
Zgadza się. Państwo i jego emanacja czyli milicjant i urzędnik – to system nie podlegający krytyce. Literatura brytyjska tego dowodem: ludzie mogą być omylni,źli, śmieszni ale brytyjski wysoki sąd i brytyjski MSZ – nigdy. Co do literatur narodów mniej wartościowych – bywało różnie. U Rosjan na przykład przed rewolucją – już różnie bywało: urzędnik mógł być krytykowany i nawet był. W Polsce z wiadomych względów – władzy się nie opisywało bo była „poza zasięgiem”.
Jedyny, który poddał krytyce II RP to był Dołęga Mostowicz i został za to pobity ciężko. I nie chodzi wcale o Nikodema Dyzmę. Chodzi o „V Brygadę” i parę innych książek raczej nieprzyjemnych. I , co ciekawe, nadal praktycznie objętych cenzurą.
A najbogatszy dziedzic w okolicy był morfinistą, czyli tym… no pijakiem był! 🙂
To jest tak jak z mitologizowaniem sprytu i inteligencji i zdolności .. jest to narracja do upośledzenia innych i wbijanie w kompleksy na drodze do lumpeksów
Dla całej polskiej inteligencji Dostojewski był bogiem i największym pisarzem świata. Jak kiedyś, w latach 80-tych napisałam do prasy podziemnej artykuł pt.: „Nie lubię bohaterów Dostojewskiego”, to nie wydrukowali. Więcej nie pisałam 🙂 Z wyjątkiem , że o sztuce i krytykach sztuki – no nie strzymałam „w temacie” :)))
Podobało mi się westchnienie znajomego architekta wnętrz: „Wiem, że już nigdy nie przeczytam „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta, bo nie mam na to zbędnego czasu. Ale to mnie szczególnie nie martwi.”
Ja przypomnę drugą część Murów. A o to, by akurat ta pieśń, była hymnem Solidarności, histerycznie i skutecznie, walczył Jacek Kuroń. Można być pewnym, że plany skutków rewolucji Solidarności były opracowane zawczasu.
×××××××
…Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czasI z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miastZwalali pomniki i rwali bruk – Ten z nami! Ten przeciw nam!Kto sam, ten nasz największy wróg! A śpiewak także był samPatrzył na równy tłumów marszMilczał wsłuchany w kroków hukA mury rosły, rosły, rosłyŁańcuch kołysał się u nóg…Patrzy na równy tłumów marszMilczy wsłuchany w kroków hukA mury rosną, rosną, rosnąŁańcuch kołysze się u nóg…
Dodatkiem jest lokowanie państwa w systemie prawnym – prawo państwa w definicyjnych ujęciach nie dotyczy
Dzisiaj propagandę pisaną zastąpiła propaganda ruchomych obrazków, dlatego rynek książki spokojnie można skasować. Na razie to się nie przekłada na rezygnację z nauki czytania i pisania, bo władza komunikuje się z zasobem ludzkim za pośrednictwem pism urzędowych. Ale tu zaczyna już wkraczać elektronika. Czy doczekamy czipów?
No to są pyszne jajca! Omijałam Orzeszkową, na ile pozwalał szkolny spryt. Pewnie przez to „zdrowiej” wyrosłam? Może głupiej, ale jednak zdrowiej.
Odbierz, proszę, maila.
Ale to właśnie trzeba przeczytać, koniecznie…
Kurczę zlalo się. Muszę poprawić, żeby było czytelnie, a nie mam teraz czasu.
Polecam koniecznie dzieło „Czy Jezuici zgubili Polskę?” ks. Załęskiego, gdzie opisuje jezuicki system edukacyjny. Zestawić to z „Trzecią falą”. Poraża! Trzydniowy stupor gwarantowany.
No, ale w jaki sposób ludzie mają osiągać godziwy poziom życia, jeśli nie przez przez przyswojenie wiedzy i umiejętności, które posłużą do sensownej, systematycznej pracy – produkcji dóbr potrzebnym im samym i innym ludziom? Czy na przykład chłop uprawiający swą ziemię na zasadzie „spontanicznej innowacyjnej kreatywności” będzie w stanie w ogóle osiągnąć z tej ziemi plon dający mu szansę przeżycia?
Przeczytałam w bardzo młodym wieku większość Dostojewskiego, włącznie z „Idiotą”, nie mówiąc o „Zbrodni i karze” czy „Braciach Karamazow”. I nie dlatego, że mi się podobało, tylko fascynowało mnie, jak on robił wodę z mózgu Rosjanom. Lew Tołstoj też był niezły w te klocki. A nuuuudziarz.Ciekawa była uwaga na amazon.com pewnego amerykańskiego czytelnika, pozostającego w znakomitej mniejszości: że Tołstoj nie ma za grosz poczucia humoru. I że to jest nie do zniesienia. Wtedy sobie uświadomiłam, że ani Tołstoj, ani Dostojewski – nie mieli za grosz poczucia humoru. Podobnie jest ze wszystkimi pisarzami polskimi „idolami socjalistów”. Ani Stefek, ani Dąbrowska, ani Orzeszkowa – nie mają poczucia humoru. A Henryk Sienkiewicz i Makuszyński mieli go całe tony. Wstrętni katoliccy uwodziciele małych czytelników polskich. I światowych.
PS. Wcale mnie nie dziwi westchnienie architekta wnętrz. Jako mól książkowy usiłowałam czytać Prousta, ale nawet ja nie miałam -tyle czasu do stracenia:)))))
Muszę to przeczytać, niech Pani da to do szkoły nawigatorów!
Komunikacja ikonami to jest przyszłość
Podają, że do Alby należeli też Maria Rodziewiczówna i Tadeusz Miciński. Nic dziwnego, że on należał, ale że Maria należała? Nieciekawie.
Tak, po wpisaniu hipoteki na rzecz banku i urzędu skarbowego
Swoistym smaczkiem było to, że w wojsku próbowałem czytać Ulissesa – przegrałem i W poszukiwaniu straconego…; zrejterowałem przy Stronie Guermantes. Jedyny plus tych bojów to wiedza, że nie ma co kierować się sądami innych, a zwłaszcza płatnymi.
Kiedy i ja nie mam na to już zbędnego czasu 😉 No i ponieważ wczoraj odkryłam – na pięknym koncercie Pawła Rydla w Filharmonii – Scarlattiego.
https://www.youtube.com/watch?v=H15iXSmqSmg
https://www.youtube.com/watch?v=QQbW75y3P9g
Paweł akurat grał sonatę f-mol, ale to nie ma znaczenia. Cudowna muza, porządkująca świat, psuty przez humanistów od Stefana i Elizy.
Na stupor – Scarlatti, proszę Mniszyska 🙂
Sprowokował mnie pan. Przeskoczyłem 10 etapów i zacząłem marzyć o likwidacji humanistyki, literaturoznawstwa i psychologii. Niekoniecznie metodą odstrzału. Wystarczyłaby resocjalizacja. Zamiast nich trivium i quadrivium, i katecheza, literatura biblijna i klasyczna. Literatura narodowa jako podtemat, pochodna biblijnej i klasycznej, oraz w ramach historii. Zamiast literaturoznawstwa w gimnazjum i w akademii filozofia z pod-tematem filozofia sztuki i literatury.
No to Gabriel nas opituli za tego Prousta, ale w kompanji z Tobą będzie raźniej 😉
Uwielbiam anegdotę o Henryku: pisał, a pod oknem wrzeszczały rozbawione jego dziatki. Henryk westchnął: Herod to był jednak wielki król… :)))
Na razie mamy kulturoznawstwo.
Tak. Cały ten tekst jest b. ważny.
W innym miejscu Gospodarz wymienia: „tych wszystkich brodatych panów, którym się zdaje, że Pan Bóg przemawia bezpośrednio do nich i do nikogo innego. Żyjąc tym złudzeniem i organizując świat wokół siebie, według tych otrzymywanych we śnie wskazówek, ludzie ci staną się narzędziem polityki prowadzonej przez lewicę, tak jak kiedyś stał się nią prosty lud.”
Bo według koncepcji anglosaskiej, socjalnej i deistycznej, Jezus z Nazaretu był pierwszym socjal-reformatorem. Zatem, według tej logiki kaduka, Pan wszechrzeczy będzie mistycznie przemawiał do zbójów o nieokiełznanej chuci, względnie do bankierskich „miłośników ludzkości”, „filantropów”.
„Czytanie Twardocha, Remigiusza Mroza, Tokarczukowej i Chutnik, to nie jest żadna wolność tylko najgorsza z udręk. A fakt, że na rynku obecni są tylko oni świadczy o tym, że ludzie, czytelnicy są dręczeni celowo i z premedytacją.”
Dodać można jedynie to, że takie narzędzie znęcania się staje się przedmiotem kultu krytyki literckiej również literaturoznawstwa.
oczywiście chodzi o Elizę tę z rodziny Orzeszków, tak?. Nie tę od Beethowena? A skoro o muzyce, to wczoraj późnym wieczorem z You Tuba wysłuchałam chopinowskiego wiosennego walca z obrazkami ptaków i rozkwitających kwiatów i taka byłam zadowolona, uspokojona, że udałą się ta prawie niemożliwa do przeprowadzenia operacja pn. „odzyskiwanie sądów”, że się udało.
A arogancka i opryskliwa p. M.Gersdorf na[pisała list do PAD.
Scarlatti K1:
https://www.youtube.com/watch?v=uOLClyWb_EI
znajomy studiował to na uksw i mówił że wykładowcy są bardziej prawaccy niż na innych wydziałach, np. jadą otwarcie po pedalstwie
Wincenty Jastrzębski. Wspomnienia. Jest tam trochę o schemacie organizacyjnym na Podlasiu…
Tyle, że wspomnienia nieosiągalne…
wystarczy pdfa zrobić
Zrobisz?
Stefan też niezłe miał pomysły…
Nazwał swoją trylogię „Walka z szatanem”, a pierwszy tom „Nawracanie Judasza” . Efekt niezwykły – kupowali to w dobrej wierze księża…
Napominam o tym w dzisiejszym wpisie na blogowisku…
Dziękuje.
Refleksje na podstawie niestety realnych przypadków. Straszne jest to jak można przerobić dziewczyne, że zamiast szukać w życiu szczęścia, robi wszystko żeby to życie spieprzyć. Słucha człowiek wynurzeń takiej osoby i nie może się nadziwić, mąż/narzeczony/chłopak który ją niszczy jest najlepszy na świecie, praca w której ją poniżają „pozwala jej się realizować” i „może tam poznać ciekawych ludzi”, a oczywiście najgorszą rzeczą na świecie jest Kościół i „ci księża co rozbijają się limuzynami”. Groza.
Spojrzyj, proszę, twym niezawodnym okiem — czy aby za wybrykiem pańci „duża szopa na główce, szpileczki i ta rozlegająca się pustka między uszami” rzecznik MSZ USA nie kryje się coś więcej. Portal nijakich Karnowskich Wpotylicę aż się zaślinił z udawanej rozpaczy, że „powiedzieli o nas, idziemy się upić z radości”, bo mają co pisać w środku kanikuły. Jak przypuszczam, pańcia oszalała, a polski MSZ w tej sytuacji już im wysłał, załączając tzw. wyrazy, pisemną sugestię by ją niezwłocznie uwolnić od szczebiotania w mikrofon i przesunąć np. do Działu Transportu Wewnętrznego tego uroczego Departamentu.
Jeśli pan Waszczykowski chce mieć tam partnera — ja bym chciał, na jego miejscu — to wysłał już notę do pracodawcy tej pustej główeczki. Linki (uwaga, horrorystyczne), najpierw ten:
https://wpolityce.pl/m/swiat/349910-departament-stanu-usa-na-swoich-stronach-zachecamy-do-zapewnienia-ze-reforma-sadownictwa-nie-naruszy-konstytucji-ani-miedzynarodowych-zobowiazan
oraz ten:
https://wpolityce.pl/m/swiat/349767-rzecznik-departamentu-stanu-usa-o-zaniepokojeniu-dzialaniami-legislacyjnymi-polskiego-rzadu
Tam są następne…
Karnowscy komentują to chlapnięcie Pustogłówki co rusz następny „analityczno-geostrategiczny” artykuł zamieszczając. Jak sądzisz, jest w jej odpale gorąco kanikularne, czy jest tam cokolwiek głębszego…?
Sam sobie pan odpowiedział. Godziwy poziom życia przez przyswojenie sobie wiedzy i umiejętności, a współczesna szkoła nie pozwala na zdobycie tych dwóch rzeczy. Wręcz przeciwnie deprawuje człowieka i sprowadza do poziomu tępego robota który ma wykonywać rozkazy, tak jak to trafnie opisała Pink Panther.
>wychowanie dziewcząt, w duchu pogodnym i pięknym już się liczyć nie będzie…
Liczy się Dynamit Społeczny
Ciekawe czy jacyś potomkowie wspomnianego dzisiaj Kleniewskiego będą dzisiaj tu:
http://www.rp.pl/Historia/307229978-Manifestacja-ziemian-przeciwko-rujnowaniu-polskich-dworow.html#ap-1
Może ktoś z Warszawy wybrałby się zobaczyć tych manifestantów i napisać tu parę zdań jak to wyglądało…
To jest sprawa znana. Nawet Wiki o tym pisze. Ale tu jest tekst, gdzie za orędowniczkę przyznania Nobla Elizie uchodzi Maria Jankowska. Tak, tak… Mendelsonowa;-)
http://akant.org/86-archiwum/archiwum-miesicznika-akant-2010/akant-listopad-2010/1063-bogusaw-mucha-nieosigalny-nobel-o-straconych-zudzeniach-elizy-orzeszkowej
Literatura i muzyka, czy to zestawienie ma sens?
Wielebny Ojcze, jestem dziś w nastroju do pytania. Teraz też pytam, zwłaszcza że dostałem kolejną informację o werbunku muzykologów do tajnych struktur, mających przygotować zniszczenie państw, także Polski. Tak, Polski.
Info jest o tyle interesujące, że wypełnia luki, dotąd tu i tam pozostawione po dotychczasowych briefingach. Te nowe informacje dają już pełny obraz. Jeśli są prawdą. Stąd moje pytanie. Jakie znaczenie ma częstotliwość podstawowa w muzyce, jakie znaczenie ma tonacja „Ut queant laxis” i skala Solfeggio, jak oddziałuje na nas, na człowieka muzyka atonalna, dodekafonia, lub poprzestawiana skala — poprzestawiana tak, aby w człowieku celowo wywołać dysharmonie, od trawienia i układu wegetatywnego w ogólności, po myślenie oraz migotanie przedsionków („ta muzyka mnie boli”) w szczególności?
Pytam tu z tęgim rozmachem, więc z góry, zanim jeszcze skonsternuję kogokolwiek, ograniczam się do chorałów gregoriańskich i do ut-re-mi-fa śpiewanego tak, aby zaprowadzić harmonię w duszach wiernych.
Proszę o uwagę, jakąkolwiek. Przyjmę każdą, która pomoże mi posadowić dotychczasową wiedzę na postumencie naszej tradycji.
PS
W czas wojny BBC nieustannie nadawała muzykę. Ta była grana w tzw. wojennej/agresywnej tonacji, którą oparto o generowane kwarcowo 440Hz. To jest fakt, pomijany w każdej znanej mi „Historii II Wojny Światowej”. Gdy BBC nie nadawała muzyki, generowano „pisk”, stały ton 440Hz.
Jak wcześniej wspomniałem, dostałem już dobrą chwilę temu, w kilku paczkach, materiały o muzyce czasu wojny, o zatrudnianiu muzykologów w tajnych kamerach, przygotowujących likwidację państw. W ostatniej paczce mowa jest wprost o zwiększeniu wypłat dla tych oddziałów. To się zbyt dobrze uzupełnia z dotychczasowymi informacjami, abym ośmielił się te 'listy płac’ zignorować. Zwłaszcza, że komuś chodzi tu o Polskę. Zacznę od podstaw, od fundamentów. Ktokolwiek o tym słyszał, lub wie —
— proszę mi pomóc zrozumieć wagę muzyki.
A Marianna na barykadzie, to gdzie. Może być Laetitia Casta, albo BB, byle sprzed spotkania z Vadimem. Bo po, to czarownica z setką kotów z niej wyskoczyła.
Na raty? Tak, wiem, że na raty. Tym gorzej…
🙂
Świetna ilu, jak zawsze. Dzięks!
Rodziewiczowa, „Klejnot”
W socjalistycznej baśni jest duży fragment i Jedwabnem i o ustawionej licytacji w Myszyńcu…
Kiedyś w Makulekturze trochę się nad Jastrzębski poznęcam. Obiecałem…
Taki list przed chwilą dostałem
I stało się; mam w ręku wypożyczoną z Biblioteki Miejskiej w Milanówku pańską książkę 'Dzieci Peerelu’ – a jakże, z Pana dedykacją
Jeśli wola, to dodaj proszę od siebie (pytanie do w. O. Wincentego kieruję po trosze do Ciebie, do znających, czujących muzykę) parę słów. Czy jest prawdą, że da się zaatakować państwo, przejmując i wywracając najważniejszą muzykę, tzn. w Polsce – Chopina.
Przejmując. Zmieniając tonację i tempi. Przekształcając ją w antypolską machinę.
Bo to, że ślą muzykologów, aby przejmować, akuratnie i aktualnie zachodzi z niepokojącą dynamiką. Już to ci zauważyli, którzy w technice komputerowej pracują. Fragmentów fundamentu mi brak, co na rzeczy znajduje się powyżej, już dowiedziałem się.
Faktyczny (pozytywny) obraz ziemian i zaścianka z realnym obrazem Żydów:
Czarnyszewicz „Nadberezyńcy”,
Pawlikowski „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego” i „Wojna i sezon”,
Rodziewiczowa „Klejnot”,
Kossak-Szczucka „Dziedzictwo”, „Pożoga”
Jałowiecki „Na skraju imperium”,
Maria Kleniewska „Wspomnienia”,
Woyniłłowicz „Wspomnienia”,
Korwin Milewski „70 lat wspomnień”,
Tylko pytanie: po co? Po co mieliby zapewniać warunki do przyswajania wiedzy i umiejętności oraz godziwego poziomu życia?
Są też filmy i komiksy. Przemilczany film Spielberga (bodaj) o tym, jak biedne żydki przybywają do Nju Jorku i już na kei są wrabiane w niewolniczą, nieustającą nigdy, spiralę kredytów i „zagwarantowanej pracy” poniżej stawki chińskiego kulisa. Żydzi to myszki, żydowscy gangsterzy to bodaj szczury, pożerające małe myszątka, przykuwająve podrośniete myszaki do maszyn, taśmowo coś produkujących. Nie obejrzałem całego komiksu, ociekającego alegoriami zwierzęcymi. Nowy Ezop.
W Łomży i w Jedwabnem było nie inaczej.
Taka właśnie szkoła byla celem działalności G. Myrdala i jego żony – wybitnych działaczy socjalistycznych.
Naturalnie, chodzi o małżonkę pana Orzeszko.
PAD spotka się z sędzią Gersdorf…
Bez muzyki byśmy oszaleli. Słucham dużo, ale każdy koncert na żywo to dla mnie święto niebywałe. Czasami udaje nam się Pawła namówić do pogrania nam w domu, ot tak. Jest wybitnym pianistą.
🙂 sonaty – na wieczór. Fandango – na teraz 🙂
Na przykładzie Szwecji widać, jak lewicowe rządy doprowadzają do upadku cywilizacji europejskiej;
https://www.youtube.com/watch?v=LTf3mp3tbz4
Aha, co do lasu… Jesteśmy w głębokim lesie, w leśniczówce /poniemieckiej/. Nagle, wieczorem, z pokoju gdzieś obok, rozlega się piękny dźwięk wiolonczeli… Jedna ze współtowarzyszek naszej wyprawy wzięła swój instrument /jak się okazało, bo nie wszyscy tam przyjechali o jednym czasie/ i codziennie ćwiczyła. Wrażenie było naprawdę niesamowite w tym głębokim lesie, o zmroku.
Ja wiem, pisałam o lekturach obowiązkowych i literaturze bardzo popularnej. Te tytuły mało komu coś mówią, a wyobrażenia o ziemiaństwie, szlachcie i klerze kształtują w szkole potomkowie różnych syfilisowych stefanów i kiłaczek. Ale zauważyłam, że Jałowiecki ma szanse zaistnieć w świadomości Polaków, bo jest to kapitalnie napisane, bardzo „rozrywkowo” w porównaniu z Wojniłłowiczem np. Kilka osób mnie pytało czy czytałam bo byli zachwyceni, podpowiadam im kolejne tytuły z listy powyżej.
czyli miałem do małpy Orzeszkowej wyczucie już od młodości…
e tam
edukacja klasyczna z mocnym naciskiem na logikę i ciąg przyczynowo-skutkowy, więcej nie potrzeba
Brak poczucia humoru to (kliniczny) objaw schizofrenii.
Poważnie, pisałem o tym tu, parę lat temu, gdy po pobycie w sanatorium, a raczej na sam koniec pobytu, po wielu rozmowach tam, wdzięczni współpacjenci podarowali mi bestsellerową tutejszą pozycję psychiatryczną, napisaną przez zakonnika, wykonującego zawód lekarski (prof. dr dwóch specjalności). Byli szczęśliwi, że… poświęciłem im czas, podczas gdy słuchałbym ich i odpowiadałbym na ich pytania tak czy tak, niezależnie od czyjego uważania. Oni między sobą ustalili, że zrobiłem coś wyjątkowego. Cóż, mogłem jedynie wzruszony podziękować za taką opinię i za taki prezent: „bierz, przyda ci się na pewno, bo wiesz, tyle uwagi i zrozumienia jeszcze nigdy nikt, nikomu z nas, itd” taką opinię mi zostawili. Powtarzam, bo czyjeś zdanie wolno powtórzyć. Po czym przeczytałem tę cegłę, systematyzując sobie przy okazji nieco zwietrzałą wiedzę lekarską, tu akurat psychiatryczną. A zatem, ladies and gents, let us say it proudly and loudly: kto nie ma poczucia humoru, ten ma skłonności do schizy, ten ma ukrytą postać, lub u tego już się rozwija otwarta schizofrenia. Zakonnik profesor – autor książki – daje tysięczne przykłady z życia wzięte, jak rozpoznawać wariatów, kiedy ich przekazywać lekarzowi, oraz jak z nimi na codzień postępować, gdyby kliniczne leczenie nie rokowało powodzenia.
Jeśli kogoś zainteresowałem, ten odnajdzie autora, jest nim dr Manfred Lütz.
Na muzyce się nie znam. Odpowiem ogólnie. Liczy się inspiracja i cel kultury. Czyli że Coryllusem pojadę, co chcemy propagować i dlaczego. Co do kultury średniowiecznej bardzo dobre jest dzieło J. Leclercq’a „Miłość nauki a pragnienie Boga”, gdzie pokazuje na prostych przykładach jaka cała cywilizacyjna także ta gospodarcza rola klasztorów wypływa z jednej rzeczy: z pragnienia zapewnienia ciągłości kultu Bożego. Piszę o Leclercq’u ponieważ on posługuje się w swoim dziele – według mnie – schematem, który wystarczy przenieść na inne epoki i od razu widać „co buczy i gra”.
Od tej strony – nigdy nie myślałam. Nie mam takiej wiedzy techniczno – muzycznej. Ale przecież można inaczej – na X festiwal „Chopin i jego Europa” przyjechał stary i uznany /jak obediencja jaka…/ Frans Bru”ggen wraz ze swoją Orkiestrą XVIII wieku. Leżano tu przed mistrzem plackiem, a zaraz po koncercie zrobiono z nim wywiad w radiu. I on powiedział sporo niemiłych słów o utworach /zwłaszcza orkiestrowych – że w zasadzie do d. są one/ Chopina. Efekt był mocny… Bo dla nas to było święto muzyczne i narodowe, a tu stary mistrz schlastał kompozytora. Po cholerę więc dał się zaprosić? Jak się u kogoś zje obiad, to wypada przynajmniej się uśmiechnąć, a nie obsmarowywać menu w przytomności gospodarzy.
To, o czym napisałeś do Mniszyska – jest dla mnie więcej, niż niespodzianką. Dziwne to…
Anegdota: wczoraj Paweł zaczął od Scarlattiego, potem był Haydn /dla mnie – niespecjalnie konieczny, zapewne nie dorosłam do Haydna, albo co/, a potem Chopin, fantazja f-mol. I trzeba było widzieć artystę, jak „pojechał”, i jak publiczność to przyjęła :))) Nie przemogą, sqrwes..y!!!
Tak jest to wystarczy
Myk w tym, Magazynierze, że to nie są lektury szkolne.
No właśnie, a takiej sympatycznej opowieści o wielkopolskiej ziemiance jak „Marianna i róże” nikt nie promuje.
„Kiłaczki” – zimna wódka się należy! Howgh! :)))
Znakomita książka. Tytuł nieco kijowy, ale zawartość – extra! Sama wiedza o wielkopolskim ziemiaństwie. Pożyczyłam ją już drugi raz od Sigmy i nie mogę się z nią /na razie, oczywiście :)/ rozstać. Tam też przeczytałam o strasznym zwyczaju chłopskim – o wycugu. Ziemianie nie dawali sobie z tym zwyczajem rady. Ciekawe, co na to kiłaczki i inne stefany?
Zależy w jakiej szkole. W Szkole nawigatorów i owszem.
Dzięki chyba kupię, fajna okładka
http://www.taniaksiazka.pl/marianna-i-roze-zycie-codzienne-w-wielkopolsce-w-latach-1890-1914-z-tradycji-rodzinnej-federowicz-janiana-p-152331.html?utm_source=google&utm_medium=cpc&utm_campaign=shopping&gclid=EAIaIQobChMIh8u9n46d1QIVzIeyCh30TQM4EAkYAiABEgKYNvD_BwE&gclsrc=aw.ds
No wiem 🙂 Ale idzie o szkoły podstawowe i ponadpodstawowe, które uczą i kształtują lud.
Jak to co? ZUS, KRUS i podatki.
A swoją drogą nie uważała Pani w szkole, bo to się przerabia na przykładzie Agaty z „Chłopów” i wtedy pani mówi uczniom, że „przed wojną dzieci wyganiały starych rodziców z domu” (oczywiście nie wspomina się, że to o chłopów chodziło).
Ja jestem w głębokim lesie, w leśniczówce /poniemieckiej/. ..wieczory,kiedy światło wysyca barwy..
A na chandrę:
https://www.youtube.com/watch?v=eRYgcbND9Ig
Młodzież 50+ jest odchodzącym elektoratem i nie bierzemy go już pod uwagę ale obserwujemy jak wspiera i prowadzi kolejne pokolenia.
Jakkolwiek niezbędna, logika sama nie wystarczy. Trzeba pokazać byt. Czyli logikę bytu, zasada tożsamości, niesprzeczności i wyłączonego środka. Wszak to jest cel poznania. Mało powiedzieć, że poznania, po prostu warunek przeżycia narodu politycznego i osoby w nim. Nadto bez teologii biblijnej nie sposób zrozumieć bytu naturalnego i Bytu Absolutnego.
NIestety zgadzam się z Toyahem. To są przypadki beznadziejne. Dopóki nie wróci szkolnictwo kościelne, pozostanie nam edukacja domowa.
Dzięki. Znajdę ją. O, p. Marta dała linka.