lut 202024
 

Jak wszyscy się zapewne domyślają, nie mam pojęcia o uwiarygodnianiu agentów, a wszystkie moje spostrzeżenia na ten temat pochodzą z Netflixa. Okoliczność ta jednak nie powstrzyma mnie przed wygłaszaniem opinii na temat tego uwiarygodniania.

I tak oto obejrzałem sobie ostatnio film pod tytułem „Sprzymierzeni”. Reżyserował to Robert Zemeckis, a grał w tym Brad Pitt. Od razu widać było, że reżyser na planie nie miał wiele do powiedzenia, a rządzili scenarzysta z producentem. No i oni wymyślili, że dla filmu szpiegowskiego zakończonego samobójstwem najlepsza będzie formuła z ramoty pod tytułem „Miłość, szmaragd i krokodyl”. To znaczy dużo biegania bez sensu, dużo strzelania bez sensu, kawałek pustyni i trupy faszystów. No i tak to mniej więcej leci – ona i on spotykaj się w Casablance, żeby zastrzelić niemieckiego ambasadora. Ona jest tam pierwsza, a on przyjeżdża z pustyni, gdzie go zrzucili z samolotu. Oboje funkcjonują w środowisku ludzi rządu Vichy. Film nie jest zbyt długi i trzeba w nim pomieścić różne horrenda. Nie ma krokodyla, co uważam za wartość dodaną, ale jest seks i to niestety psuje wiele. Do tego jeszcze na początku, jakiś Niemiec, orientuje się, że Brad Pitt to jego znajomy z Paryża. Spotkali się tam obaj w celi przesłuchań, Brad siedział mokry na krześle, a Niemiec tłukł go pejczem. No i teraz, w tej Casablance, jeden przy jednym stoliku z fikcyjną żoną, a drugi przy stoliku obok z prawdziwą gazetą. Ten poznał tamtego, a tamten tego. Tamten poszedł zadzwonić tak, żeby nikt nie zauważył, ale ten to zauważył od razu i poszedł za nim. Tamten dzwoni z budki i prosi o połączenie z policją Vichy – jakby Gestapo nie było w Casablance – a ten go za łeb i dusi. Tamten się wyrywa, ale nie z Bradem Pittem te brunnery. Tamten już uduszony, z oczami na wierzchu, a Brad mu – dla niepoznaki – pakuje palcem do gardła kawałek pizzy czy co oni tam w tej Casablance jedzą…Potem odchodzi do fikcyjnej żony, a wcześniej mówi do słuchawki, że ktoś się tu czymś zadławił, żeby pogotowie przyjechało.

Później jadą na pustynię postrzelać, ogarnia ich burza piaskowa, jak siedzą w samochodzie i robią ten seks. Już wiemy, że będą kłopoty, ale nie wiemy jeszcze jakie. Trzeba jeszcze załatwić, żeby Brad wszedł na imprezę do ambasadora, bo nie ma zaproszenia. Idą do jakiegoś Szwaba w białym mundurze, który ma hopla na puncie pokera, obnaża rzecz jasna przed nimi te swoje deficyty, i coś tam wraz z Bradem robią z kartami, jakieś wróżby czy przekładaniec. W wyniku tego Brad dostaje zaproszenie, ale musi się uwiarygodnić. Ponieważ jest przedstawicielem firmy wydobywającej fosfaty – tak to jest przetłumaczone, choć powinno być fosforyty – ma napisać na kartce wzór tego fosfatu. No i pisze i już jest wiarygodny. Potem jest przyjęcie, gdzie ma się odbyć zamach. Wszyscy uśmiechnięci spacerują w kieliszkami wina, gra muzyka i nagle coś wybucha w mieście, Hitlery – za zwykle – zaczynają latać bez ładu i składu, jak kury z odciętymi głowami – a Brad i jego fikcyjna żona, przewracają stół, wyjmują skądsiś broń i prażą do wszystkich eleganckich gości. Najpierw zaś zabijają ambasadora. Potem uciekają przez pustynię w samochodzie, a on prosi ją o rękę i ona się zgadza. A to nawet nie jest połowa filmu, więc coś nam tu już zaczyna śmierdzieć.

Potem widzimy tajną kwaterę służb, w których pracuje Brad. Widzimy też napis na rękawie jego stalowego mundury. – CANADA – brzmi ten napis. Od razu czujemy się lepiej i jeszcze bardziej lubimy Brada Pitta. Przychodzi on do swojego szefa, żeby mu oznajmić, że się żeni z agentką. Tamten jest przeciw, ale co może poradzić na miłość, kiedy jest tylko nędznym generałem brygady, kierującym jednostką specjalną? Nic przecież. No i Brad i jego fikcyjna żona biorą ślub. Ona staje się żoną prawdziwą, a potem rodzi im się dziecko, też prawdziwe. Fakt ten podkreślony jest poprzez okoliczności porodu, który dokonuje się podczas nalotu Niemców na Londyn.

Wszystko idzie dobrze, ona ma swoje życie, bo dziecko jeździ co rano do sympatycznej starszej niani, on zaś chodzi do pracy w jednostce specjalnej. Wieczorami jest oczywiście seks, a rano śniadania. Nagle okazuje się, że ona  chce urządzić przyjęcie dla swoich przyjaciół intelektualistów. On się zgadza, nie pytając, skąd do cholery, w bombardowanym Londynie wzięła jakichś intelektualistów, kiedy jest przecież urlopowaną na macierzyńskim agentką?

Przyjęcie dla intelektualistów się zbliża…aha, byłbym zapomniał…oboje hodują kury. Takie białe kurczaki. Za domem mają kurnik z klatkami. Co rano są świeże jajka. To jakiś symbol zapewne, ale moja wrodzona ślepota nie pozwoliła mi się zorientować jaki dokładnie. I kiedy przyjęcie jest tuż, tuż, on zostaje wezwany do centrali, a tam jakiś łysy jegomość bez krzty poczucia humoru mówi mu, że jego żona jest agentką niemiecką. Wszystko było ukartowane, to Niemce zaplanowali zamach na ambasadora w Casablance, albowiem ten był dysydentem. Niesamowite! Nie dość, że w Maroku nie ma Gestapo, to jeszcze Hitlery działają tak sprawnie, że likwidację człowieka działającego na ich własnym terenie i mającego jakieś wąty do Adolfa załatwiają za pomocą brytyjskiego agenta, Kanadyjczyka, w stopniu podpułkownika, którego – o cudzie – Anglicy zrzucają na pustyni pod Casablanką! A można go było przecież udusić poduszką, albo kawałkiem pizzy sprowadzonej w tym celu specjalnie z Palermo. Takie to były czasy.

No ale nic, trza się zastanowić co robić. Łysy jegomość, w obecności bezradnego wobec miłości dwojga ludzi z pustyni generała brygady, mówi, że zadzwonią do Brada, podadzą fałszywy meldunek, a on go zostawi na biurku. Jest piątek, w sobotę ma być przyjęcie, jeśli w poniedziałek okaże się, że w przechwyconych komunikatach jest ten meldunek, Brad będzie musiał zastrzelić swoją ukochaną osobiście. Jeśli tego nie zrobi ludzie łysego zastrzelą i ją i Brada. Robi się naprawdę nerwowo, a tu jeszcze przed nami przyjęcie z intelektualistami. Zdziwiłem się niewąsko kiedy zobaczyłem co scenarzysta z producentem rozumieli pod pojęciem „intelektualista”. Oto pokazują nam londyński dom, gdzie nie ma miejsca na nic, nie ma się jak obrócić z kieliszkiem, jak człowiek usiłuje się zamknąć w kiblu to kolana wystają na zewnątrz, a w domu tym jest pełno pijanych marynarzy, jakichś kurewek i żołnierzy w stopniach od szeregowego do podoficera. Aha, byłbym zapomniał – Brad ma siostrę, która żyje w związku lesbijskim z jakąś skrzypaczką czy kimś podobnym. No i one tam, całkiem na widoku robią różne seksy, a żaden z obecnych wojskowych nie protestuje. I to jest motyw stały. Aha, jeszcze wcześniej jest cena w pubie. Grupa tajnych pracowników MI6 obmacuje się nawzajem, a jeden sierżant sięga łapą pewnej damie aż do podwiązek. To się trochę kłóci z naszym wyobrażeniem brytyjskiej obyczajowości w latach czterdziestych, zwłaszcza, że pamiętamy iż Alan Turing za swój homoseksualizm został skazany na chemiczną kastrację i popełnił samobójstwo, a było to w roku 1954.

Prócz szeregowych, marynarzy, lesbijek, dziwek i wszelkiej swołoczy, wśród intelektualistów jest również dziwny pan z przyklejoną brodą udający staruszka. Gada on na stronie z żoną Brada, a kiedy ten pyta co to za jeden? żona mówi, że to sprzedawca biżuterii. Nie wiemy skąd się wziął na tym przyjęciu, ale wśród tej całej bandy tylko on wyglądał na intelektualistę, z tym, że widać było iż jest ucharakteryzowany. Do tego zjawia się tam jeszcze generał brygady, który mówi do Brada – chodźmy do kurnika. I nie jest to żaden szyfr. Oni rzeczywiście tam idą, a wszystko przez to, że Brad chciał się dowiedzieć, swoimi kanałami, czy ta żona rzeczywiście kapuje. Pojechał na lotnisko, dał pilotowi lecącemu z misją do Dieppe, zdjęcie poślubionej sobie kobiety, które oderwał z grupowej fotografii stojącej na szafce i powiedział, że ma się on z tym zdjęciem zgłosić do szefa Resistance. Jest on co prawda znanym alkoholikiem, ale może ją rozpozna i powie co i jak. Niestety, generał w kurniku opieprza Brada za samowolkę, albowiem pilot czekał aż pijak z Dieppe obejrzy zdjęcie, przez co opóźnił odlot i Hitlery go zestrzeliły. – Tak nie może być – mówi surowo generał. Jak się jednak domyślamy Brad ma go w dupie. W tym momencie dochodzi, moim zdaniem do zakrzywienia continuum czasoprzestrzennego, albowiem za dużo rzeczy się dzieje między piątkiem, kiedy Brad odbiera fałszywy meldunek, a poniedziałkiem kiedy dochodzi do ostatecznej demaskacji. Brad postanawia bowiem, że sam poleci do Francji znajdzie wiecznie pijanego szefa Resistance i dowie się od niego czy żona jest agentką niemiecką. I rzeczywiście leci. Okazuje się, że szefa Resistance nie ma, bo Niemce go zamknęły w areszcie. Spił się i robił jakieś burdy. No, ale co to jest za przeszkoda dla Brada? Naprędce montuje on grupę szturmową, zdobywa więzienie – a wszystko w jeden niedzielny wieczór, dlatego o tym zakrzywieniu continuum napisałem – wchodzi do celi i pokazuje pijanemu Francuzowi zdjęcie. Przyznam od razu, że ze wstydu nie mogłem na to patrzeć. Żona oglądała i mówiła mi co się dzieje na ekranie, a ja stałem z boku z zamkniętymi oczami i zatkanymi uszami. Pijak nic nie może sobie przypomnieć, w końcu jednak mówi, że ta prawdziwa agentka MI6 umiała grać na pianinie. To jest gwóźdź do trumny miłości Brada Pitta i jego zapoznanej w Casablance, podczas zamachu na ambasadora, żony.

Brad wraca do Londynu, jest poniedziałek rano, mgły nadciągają znad Tamizy, a on mówi do niej – graj Marsyliankę! Ona się ociąga, ma łzy w oczach, w końcu mówi, że nie umie. On, wyraźnie wkurzony, postanawia zabrać ją i dziecko, porwać samolot i udziec do Szwajcarii, czy też Paragwaju. Czyli tam gdzie są punkty przerzutowe i cele ucieczki Hitlerów i ich rodzin. – Może Brad też jest agentem? – zastanawiamy się Ona wyznaje mu wszystko i oboje postanawiają, że ich miłość pokona wszelkie przeszkody. No, ale zanim uciekną trzeba jeszcze zlikwidować siatkę szpiegowską. Okazuje się, że składa się ona z dwóch osób – sympatycznej niani, do której ona woziła co rano córkę urodzoną podczas nalotu oraz gościa, co się przebierał za staruszka jubilera. Brad załatwia oboje w ciągu kilku minut. Porywają potem samolot i usiłują odlecieć. Jednak na lotnisku już jest generał brygady, co zaprosił Brada do kurnika. Pas startowy zablokowany, nie wiadomo co robić. Brad wychodzi i zaczyna dyskutować z generałem. Jego żona tymczasem, siedzi w samochodzie i słucha. Widać jednak, że już coś zdecydowała. Zostawia dziecko, wysiada z auta i strzela sobie w głowę. Potem przyjeżdża łysy i patrzy z wyrzutem na generała, ten zaś, żeby ostatecznie umyć od wszystkiego ręce, woła wskazując palcem na Brada – to on, to on, to on ją zastrzelił! Łysy uśmiecha się i wszyscy są szczęśliwi, albowiem sprawiedliwości stało się zadość. Na koniec jest jeszcze seria scen rwących serce, kiedy to pojawia się cień matki, która zostawiła w szufladzie list do córki, w przeczuciu najgorszego. Córka ma go przeczytać kiedy będzie już dorosła. I tu mamy koniec. Myślicie, że to wszystko wyssane z palca brednie? To popatrzcie teraz na inną historię.

Jan Piwnik, po ukończeniu pięciu zasadniczych kursów dywersyjnych w Londynie i awansowaniu na stopień porucznika, został zrzucony pod Skierniewicami jako cichociemny. Razem z nim skakał kapitan Niemir Stanisław Bidziński. Samolot, którym przylecieli musiał awaryjnie lądować w Szwecji, gdzie został spalony przez załogę. Ta zaś, została z tej Szwecji ewakuowana przez nie wiadomo do końca kogo. Kiedy Piwnik lądował, na ziemi czekały na niego różne osoby, w tym Emilia Malessa, w której – za sugerują opisy – od razu się zakochał. Ona zaś z w nim, co zrozumiałe. Jej losy opisane zostały przez Marię Weber, w książce wydanej w roku 2013 przez oficynę Rytm. Ojciec Malessy był urzędnikiem skarbowym, a kolega Piwnika, kapitan Bidziński także w urzędzie skarbowym przed wojną pracował. Emilia Malessa nosiła nazwisko po mężu, ale nie wiadomo dokładnie kim był ten mąż. Kiedy zobaczyła Piwnika od razu o tamtym zapomniała. Przez co oboje musieli się zdecydować na konwersję i wzięli ślub w zborze kalwińskim. Malessa nie była byle kim, kierowała bowiem w AK działem łączności zagranicznej w dziale łączności o kryptonimie „Zagroda”. Wszystko tam działało sprawnie, ale doszło do dwóch spektakularnych wsyp. Docent wiki podaje, że za jedną stało NKWD, a za drugą Gestapo. Ta druga miała miejsce w roku 1943 albo 1944. Jakby tego było mało, szpieg czynny w oddziale Piwnika – Jerzy Wojnowski – Motor, zdradził Gestapo adres Malessy. Ta jednak, ostrzeżona przez sąsiadkę, uciekła. Motor zaś został likwidowany na mocy wyroku wydanego przez „Nila”.

Cezary Chlebowski pisze, że Malessa poznała Piwnika tuż po jego lądowaniu, tak jak to opisałem wyżej. Zdradził mu to ponoć „Nurt” – Eugeniusz Kaszyński. Piszą o nim jednak, że był schizofrenikiem. Inna wersja mówi, że Piwnik poznał Malessę trzy dni po zrzucie, a jest jeszcze trzecia wersja, według której stało się to w marcu 1943. Nie wiemy czy przed wsypą czy po wsypie „Zagrody”, też przecież datowanej różnie. W każdym razie ślub odbył się na Lesznie w Warszawie, w kościele ewangelicko-reformowanym w końcu listopada 1943. Już w grudniu 1943 doszło do zdrady Motora i ujawnienia adresu Malessy.

W styczniu 1944 AK odwołało Piwnika z wszystkich pełnionych funkcji dowódczych i wysłało go pod Nowogródek, gdzie zginął w czerwcu 1944. I jak to opisuje Cezary Chlebowski, kazał przed śmiercią powiedzieć rodzinie, że umiera jako Polak, a także pozdrowić Góry Świętokrzyskie. A jako kto miałby umierać, aż się chce zapytać w tym miejscu?

Malessa podczas Powstania trafiła do tak zwanego III rzutu konspiracyjnego, to znaczy nie brała udziału w walkach i miała się nie ujawniać. Wraz z majorem Kazimierzem Bilskim miała odbudować centralę „Zagrody”. Jednak – z przyczyn nieznanych – ujawniła się wraz z nim. Pracowała w łączności powstańczej, została wyróżniona Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari, a także awansowana do stopnia kapitana. Po wojnie znalazła się w Krakowie, gdzie odtwarzała struktury AK. Była członkiem I Zarządu WiN. W październiku 1945 poprosiła o zwolnienie jej z obowiązków i zakończenie działalności konspiracyjnej. Takie zwolnienie uzyskała. Obowiązki zdać miała 5 listopada 1945 roku, ale już w październiku została aresztowana. Przesłuchiwał ją Różański, który obiecał jej – tak podaje docent wiki – że jeśli zdradzi nazwiska osób I komendy WiN, o już przypilnuje, żeby żadna z tych osób nie została aresztowana. Malessa ufając w słowo honoru Różańskiego podała mu nazwiska. Kiedy jednak okazało się, że wszyscy zostali aresztowani, rozpoczęła strajk głodowy, w proteście przeciwko tej haniebnej decyzji. Po trwającym miesiąc procesie – 3 stycznia – 4 luty 1946, została skazana na dwa lata więzienia, ale już następnego dnia ułaskawił ją Bolesław Bierut. Jak pisze wiki, natychmiast podjęła próbę interwencji, w sprawie uwolnienia aresztowanych kolegów. Kiedy jej się to nie udało, popełniła samobójstwo, albowiem środowisko AK ją odrzuciło.

Cezary Chlebowski zaś napisał, że była ona zauroczona Różańskim. A zresztą, najlepiej zacytować, to co jest w wiki:

Kontrowersje wywołuje relacja między Malessą a Różańskim. Zdaniem historyka i publicysty Cezarego Chlebowskiego Malessa była zauroczona Różańskim i dlatego zeznawała na niekorzyść członków WiN[35]. Podobne zdanie wyrażał żołnierz Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” Zdzisław Rachtan ps. „Halny”. Chlebowski choć negatywnie odnosił się do relacji pomiędzy Malessą a Różańskim zwrócił uwagę, że wydarzenie to nie może być pretekstem do wyrażenia złego zdania o Malessy. Odmienne stanowisko wyrażał Zdzisław Rachtan, który w 2009 roku bezskutecznie próbował zablokować inicjatywę odsłonięcia na cześć Malessy tablicy pamiątkowej w Wąchocku[36]. Według historyka Andrzeja Przewoźnika, zauroczenie Różańskim było plotką dyskredytującą Malessę[37]. W 1984 roku Józef Rybicki stwierdził, że Malessa była ofiarą przemyślanego planu MBP. Po uświadomieniu sobie popełnionego błędu, Malessa miała świadomie odebrać sobie życie[35]. Pogląd Rybickiego podzielił historyk Marian Marek Drozdowski podkreślając, że nie tylko Malessa załamała się podczas śledztwa[38]. W spektaklu telewizyjnym Słowo honoru Malessę przedstawiono jako osobę, która zbyt łatwo uwierzyła Różańskiemu[37].

W październiku 2010 roku radny Prawa i Sprawiedliwości Wojciech Starzyński zaproponował nadanie imieniem Emilii Malessy ronda na skrzyżowaniu ulic Potockiej i Gwiaździstej na Żoliborzu. Pomysł skrytykował dziennikarz Gazety Wyborczej Jarosław Osowski podkreślając, że Malessa współpraca z MBP i jej odpowiedzialna za aresztowanie żołnierzy WiN. Na prośbę Zespołu Nazewnictwa Miejskiego Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej wydał opinię, według której nie było żadnych przesłanek do „podważania szlachetności i bezinteresowności Emilii Malessy”. Propozycję nadania rondu im. Emilii Malessy odrzucili radni Żoliborza na drodze głosowania

Wiecie nad czym się zastanawiam? Czy to czasem nie polscy historycy napisali ten scenariusz do filmu Zemeckisa „Sprzymierzeni”, wszystkie okoliczności na to właśnie wskazują.

  7 komentarzy do “Szpiedzy, którzy się kochają, czyli o uwiarygodnianiu agentów. Tekst bardzo długi”

  1. Jedyny zdrowy kawałek to:

    Wiarygodny na kolacje seks,

    to na śniadanie dobry keks 😉

  2. Keks to moje ulubione ciasto, ale jak jest bez tych zielonych galaretek

  3. Dzień dobry. Otóż to! Dotknął Pan sedna – zapewne świadomie.  Oni napisali w zasadzie wszystkie scenariusze. Ja mogę tylko sparafrazować; nie umrą jako Polacy, takimi też się nie urodzili, choć między tymi dwoma ważnymi momentami czas jakiś ten i ów – bywał… Trzeba też przyznać, że w porównaniu do tych „Sprzymierzonych” trzyosobowa scena z pierwszego odcinka „Czterech Pancernych” – Press, Pieczka i gwóźdź – to szczyt wojennego realizmu. No i seksu tam też za wiele nie było, poza przeciągłymi spojrzeniami pp. Raksy i Niemirskiej. Budżet był mniejszy i to akurat wyszło na dobre. Strach pomyśleć co by było, jakby jeszcze mieli kasę…

  4. I Pieczka z tą zapadniętą klatką piersiową udający siłacza…

  5. Ponury nie miał ani doświadczenia, ani umiejętności by dowodzić oddziałem partyzanckim. Znał się na ochronie osób i instytucji oraz dywersji.

  6. Bywam na szkole codziennie i czytam w zasadzie wszystko co się na blogu pojawia ale Pana recenzje filmowe to po prostu uwielbiam:)

    Dużo zdrowia wszystkim!

    Z Bogiem

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.