Może kogoś zdziwi, że nie piszę o kandydatach na prezydenta, ani o konwencie PiS, ale myślę, że pisałem już dawniej wystarczająco dużo o tych sprawach i na razie wystarczy. Dziś będzie o czymś zupełnie innym. Oto w portalu WP ostatnimi dniami ukazują się na zmianę informacje o ewangelii według św. Tomasza, apokryfie z piątego wieku, w którym nie ma mowy o pośrednictwie Kościoła między Bogiem a człowiekiem, oraz o Michalinie Wisłockiej, która była wspaniałą kobietą i nauczyła Polaków cieszyć się życiem. Tekst o pani Wisłockiej to jest po prosu wywiad z jej córką, która odkrywa przed nami różne szczegóły z domowego życia całej rodziny Wisłockich. Śmieje się przy tym szczerze i żartuje, a ja doprawdy nie wiem z czego, bo obraz jaki się z tej opowieści wyłania jest po prostu potworny. Mamy tam opisaną rodzinę jak najbardziej postępową i światłą, która nie hołduje zabobonom, rodzinę o której nikt nie nakręci filmu innego niż entuzjastyczny. Nikt nie będzie pouczał takich rodzin jak żyć, bo one przecież wiedzą to lepiej. Zygmunt Miłoszewski nie będzie się doszukiwał przemocy i patologii w takich rodzinach, bo on ma inne zadania. No, a takie rodziny są i one są w dodatku całkowicie zabezpieczone przed ingerencją złodziei dzieci z opieki społecznej i innych chorych instytucji. Takie rodziny nie zostaną nigdy napiętnowane i nikt im nigdy nie wykrzyczy w twarz – ludzie, przestańcie tak nie wolno….! Wszystkie te szykany zarezerwowane są dla rodzin biednych oraz rodzin, które chadzają w niedzielę do kościoła.
No, ale sami posłuchajcie co się tam działo u tych Wisłockich. Oto pani Michalina sprowadza do domu, (dwa pokoje z kuchnią), swoją najlepszą przyjaciółkę Wandę. Tamta nie ma gdzie mieszkać i nie ma też pracy. No więc zamieszkuje u Michaliny W. Nie ma tam jeszcze dzieci, ale jest mąż, apodyktyczny typ macho, chemik, albo lekarz, nie mogłem się zorientować. Wkrótce okazuje się, że pan ten ma romans z najlepszą przyjaciółką Michaliny W. – przypominam – dwa pokoje z kuchnią, dwie najlepsze przyjaciółki, jeden facet.
Bardzo przepraszam panią, która udziela tego wywiadu, ale jako człowiek jakoś tam życiowo doświadczony mam takie pytanie; dlaczego pani robi z nas, czytelników durniów? Córka Wisłockiej pisze wprost, że obydwie dziewczyny sypiały na zmianę z tym facetem. Nie pisze jednak kiedy, (praca-dom, praca-dom), sypiały ze sobą. To jest nieciekawe według tej pani, a według mnie jest koniecznym uzupełnieniem tego materiału, który nosi wszelkie cechy dziennikarskiej nierzetelności. Wszak piszemy o największej skandalistce PRL, o kobiecie, która napisała najbardziej poszukiwaną, przez dwie dekady, książkę – tę całą „Sztukę kochania”. Ona była lekarzem z wykształcenia, mnóstwo było i jest nadal kobiet lekarzy o specjalności cytologia, ginekologia i pokrewnych, które nie napisały książek na ten temat. Coś, przepraszam bardzo, pchnęło Michalinę Wisłocką do napisania tego dzieła? Jakieś przypuszczam pobudki osobiste.
Z wywiadu tego wyłania się obraz trójki osób dotkniętych poważnymi zaburzeniami, bynajmniej nie zespołem Aspergera, jak sugeruje bohaterka tekstu. To jest świat obsesji, o jakich się markizowi de Sade nie śniło i to wszystko zostaje nagle przeciśnięte przez maszynkę wydawniczą i wystawione na widok publiczny, podane wręcz na stół z etykietką „Sztuka kochania”. Ponieważ ja wiem z całą pewnością, że patologie nie funkcjonują w izolacji, ale łączą się tajemnymi kanałami, o których takim prostaczkom jak ja nie nie śniło się nawet, myśl moja szybuje w kierunku osób, które zleciły Michalinie Wisłockiej napisanie tej książki. Bo, że była ona robotą zleconą to pewne. Jakimi kanałami szło to zlecenie i kto stał po drodze i pieczątki na dole kartki przystawiał? Ja nie wiem, wiem, że w dwupokojowym mieszkaniu, gdzie żyje opętany facet i dwie zakochane w sobie wariatki nie ma mowy o pisaniu książek. Tym bardziej kiedy pojawiają się tam dzieci. A dzieci pojawiły się tam w okolicznościach niezwykłych. Obydwie panie zaszły w ciążę, ale do wiadomości publicznej podano, że urodziła tylko Wisłocka, w dodatku bliźniaki.
Córka największej polskiej skandalistki nie podaje niestety okoliczności w jakich układ ten się rozpadł. Pisze tylko, że matka nie miała dla niej czasu, bo pracowała, a zajmowała się nią Wanda. Trochę stoi to w niezgodzie z tym co było na początku, czyli z chęcią podjęcia przez Wandę pracy. Ktoś może powiedzieć, że niepotrzebnie się w tym grzebię, ależ oczywiście, że potrzebnie, bo wywalają to na sam wierzch i jeszcze sugerują, że takie wzory są dobre i godne naśladowania. Otóż właśnie nie są. I dlatego tekst ten winien być opatrzony jakimś komentarzem. Myślę, że było inaczej niż sugeruje nam to córka Wisłockiej, myślę, że to pani Michalina wszystkim rządziła, korzystając z faktu, że jej mąż to maniak seksualny i za niską w sumie cenę, jaką jest obecność pani Wandy, pozwala na to, by jego żona realizowała swoje obsesje emocjonalne i zawodowe. W końcu i tak wszyscy umarli, jak mówi córka Wisłockiej. Umarł on i umarła Wanda, a brat który był synem Wandy ciężko się rozchorował. Tylko Michalina wszystkich przeżyła, choć była słabowita, choć miała uczulenie na powiew zimnego powietrza i dotknięta była całym szeregiem skaz. No i jej córka, która udziela wywiadu, ona też się uchowała. I teraz może nam opowiadać jak żyć, by być szczęśliwym. Mówi na przykład, że jej matka była cudowna, bo zawsze z nią rozmawiała na poważne tematy. To jest oczywiście szczera prawda, myślę, bowiem, że w życiu Michaliny Wisłockiej nie było innych tematów niż poważne. Książka zaś, którą napisała była jedynie maskowaniem owej powagi.
Od razu się przyznam, że ja nigdy nie czytałem książki „Sztuka kochania”, nawet nie miałem jej w ręku. Nawet kiedy pracowałem w tygodniku „Pani domu” i kontakty z lekarzami z tego całego centrum seksuologii należały do moich obowiązków. Nie chciało mi się. Zresztą nikt tego ode mnie nie wymagał, bo pismo było pruderyjne i adresowane do małomiasteczkowego targetu. Michalina miała w tym środowisku opinię osoby prawie świętej. W końcówce lat dziewięćdziesiątych słyszałem, od tych ludzi, że żyje w biedzie i jest bardzo samotna. Nie wiem czy to była prawda, bo miała przecież tę córkę. No, ale kto wie jak się układały sprawy między nimi. Michalina Wisłocka jest dziś tematem do dyskusji i bohaterką wielu książek. Bohaterką pozytywną, sympatyczną starszą panią z zalotnym uśmiechem, która poucza skrępowaną młodzież czym jest życie. Otóż wizerunek ten, w mojej ocenie, to szwindel, taki sam jak książki Miłoszewskiego, jak filmy z młodym Stuhrem i inne tego typu produkcje. Po czym możemy to poznać? Bo nie wszyscy w tę moją opowieść uwierzą i wielu będzie uważało, że pani Wisłocka to anioł, który zstąpił między nas, by czynić dobro. Kolega, który „Sztukę kochania” przeczytał dał mi, za darmo zupełnie, wytrych do tej książki, który całą tę konstrukcję pozbawia zapalnika i czyni nieważną z punktu widzenia psychologicznego i praktycznego. Otóż znajduje się w książce Michaliny Wisłockiej zdanie następujące: mężczyzna kiedy jest niski, staje na stołeczku. Miła pani Wisłocka, co tam sobie siedzisz gdzieś w zaświatach, nie wiem czy w czyśćcu czy w piekle, czy gdzie jeszcze, miła pani Wisłocka, w prawdziwym życiu jest tak, że niski mężczyzna nigdy nie stanie na stołeczku. Rozumie pani? Nigdy. No chyba, że dostanie wyraźne i kategoryczne polecenie od swojej apodyktycznej i zwariowanej żony. Sam z siebie nie zrobi tego za żadne skarby, bo wie czym to się skończy i w jakiej sytuacji go to ustawi na resztę życia. To jest aspekt psychologiczny dotyczący fragmentu o stołeczku. Pora teraz na praktyczny. Ja nigdy nie stałem na stołeczku, ale jako dziecko wielokrotnie na nim siedziałem. Na takim niskim taborecie, z dziurą w środku, i mimo że byłem raczej spokojnym dzieckiem, wywracałem się razem z tym stołkiem tyle razy, że hej. To jest dość niestabilny mebel, mimo czterech nóżek, w które zaopatrzył go wynalazca. I doprawdy lepiej z niego nie korzystać, nawet wtedy kiedy usiłujemy ściągnąć konfitury z najwyższej półki w spiżarce. Lepiej przynieść sobie drabinę. Oto link do wywiadu z córką Wisłockiej http://wiadomosci.wp.pl/title,Krystyna-Bielewicz-o-Michalinie-Wislockiej-na-sobie-wyprobowywala-srodki-antykoncepcyjne,wid,17234763,wiadomosc.html
Ponieważ wielkimi krokami zbliża się moment wydania pierwszego w nowej edycji tomu „Baśni jak niedźwiedź”, który będzie miał, według życzenia czytelników twardą oprawę, oraz zawierał będzie dziesięć barwnych ilustracji, zamieszczam oto krótki trailer zapowiadający to wydarzenie. Przygotował go oczywiście Tomek Bereźnicki. On także jest autorem ilustracji.
Wrzucajcie go, proszę gdzie tylko możecie.
Na stronie www.coryllus.pl trwają promocje: Baśń jak niedźwiedź. Tom II kosztuje 20 zł, Baśń jak niedźwiedź. Tom III 40 zł, Baśń jak niedźwiedź. Historie amerykańskie – 30 zł, Niedźwiedź i róża czyli tajna historia Czech, również 30 zł. Do tego jeszcze aktywne pozostają wszystkie pozostałe promocje, które ogłosiłem w styczniu, po katastrofie w naszym magazynie. Książkę Toyaha o rock and rollu sprzedajemy po 25 złotych. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
19 lutego w bibliotece, w centrum handlowym Manhattan w Gdańsku, odbędzie się mój wieczór autorski. Początek o 18.00, (chyba). 7 marca zaś mam spotkanie w Warszawie, w kawiarni „Niespodzianka” przy marszałkowskiej. Wszystkich serdecznie zapraszam.
Nie z Coryllusem takie stołeczkowe numery – Wisłocka 😉
Potrzebna ilość energii jest nie do zniesienia przez stołeczek 🙂
Konfitury z najwyższej półki, no, no.
Stołeczek to mit, bo lepszy jest alpinizm.
Duża kobieta poślubiła małego mężczyznę i kiedy spędzali noc poślubną nieborak drapał się to w górę to w dół, aż połowica się zdenerwowała i powiedziała:
Albo włazisz na górę i całujesz…
To mój ulubiony fragment z tej książki. właściwie jedyny jaki pamiętam. miałam w młodości taka paczkę kolegów. jeden z nich miał dar parodiowania „poważnych” tekstow. Oprócz wislockiej czytaliśmy jeszcze porady z „Jestem ” była taka gazeta dla nastolatków w której wislocka albo podobne jej pisywaly
To chyba miało za zadanie ośmielić do antykoncepcji, która w tamtym wydaniu (początek lat 70 – tych) zemściła się na moich nieco starszych koleżankach, że rozwaliła im organizm w ten sposób że to co widać (bo nie śmiem pytać) to zostały one zamienione w spuchnięte tzw. grube baby, a do tego teraz mają ok. 60 tki to teraz są to: grube, stare, baby (zero estetyki). Jeśli to był taki cel wtedy,…to kim my dziś jesteśmy dla decydentów (GMO) i jak będziemy wyglądać po 40 latach.?
@aniazUW
(Paleodieta – jedyny sposób jedzenia oparty o pokorze wobec organizmu.)
Pokora – przy postępowaniu z ciałem ludzkim nie skutkowałaby czymś, co opisujesz.
Pokora u lekarzy/producentów/naganiaczy.
Ale i pokora u konsumentów.
Konsumentek – w tym przypadku.
Ot i Biriuk-Coryllus zagryzł Warszawską Wilczycę Postępu za pomocą stołeczka. Niech to ktoś narysuje, będę nosił na koszulce. Jestem zepsuty i lubię takie perwersje dla wygłodniałych studentów.
A teraz link do „ostatniego” a może pierwszego Bułgarskiego Wilka
https://www.youtube.com/watch?v=lTuC5UxaOdY
Cholera ,czytałem tę książkę jako nastolatek bez żadnego doświadczenia.Stołek .Co ta baba wymyśliła ?Stołek.To jak opis seksu między centaurami a kobietami z mitów greckich.
Mówiąc szczerze zamiast stołeczka preferuję garnek. Zakładamy go kobiecie na głowę, chwytamy za uszy, podciągamy się …..
I gotowe.
Dooobra, chyba jestem przemęczony bo dopiero czytając ten komentarz zrozumiałem do czego miał służyć ten stołek. Na kogoś kto wymyśla takie rzeczy szkoda porządnej drwiny.
jakie słabe
Potrzeba matką wynalazku…ale stołek!?
Garnek, stołeczek, w jakimś banalnym dowcipie, to nawet żyrandol jest wymieniony.
Tylko dlaczego ta pani pisze te straszne rzeczy o swojej mamie.? Tata często ma fanaberie, jakoś mniej to razi, ale kiedy mama ma fanaberie, to już najlepiej spuścić zasłonę milczenia.
Bo żyjąc w takim związku nie ma się już poczucia wstydu.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.