Przepraszam, że znowu o tym samym, ale nie mogę się powstrzymać. Josef Goebbels mawiał, że Polacy są bezradni wobec kokieterii i pochwał. I to jest prawda, a przypadek osób wymienionych w tytule właśnie to potwierdza.
Oto okazało się, że bohater całych pokoleń polskich podróżników trochę w swoim życiorysie nakłamał. Nigdy nie służył w RAF-ie, latał samolotami, owszem, ale w Luftwaffe. Został powołany do wojska, tak jak wielu Polaków z terenów przyłączonych do Rzeszy po zajęciu kraju w roku 1939, a potem po trzech miesiącach od tych Niemców uciekł. Nie chcę tego drążyć, bo może okazać się, że nie po trzech, a po czterech i zrobi się ambaras. I oto na dniach próbowano nadać imię Tony’ego Halika pewnej ulicy w Poznaniu, ale radni się nie zgodzili. Czemu? Bo u Niemca służył. I nie ma gadania, że uciekł, że nie chciał. Służył i koniec, nie będzie miał ulicy w Poznaniu. I to jest coś niezwykłego, bo jak pamiętacie, zawodowy oszust z zaburzeniami osobowości, który za życia kazał się nazywać rzekomo indiańskim imieniem Sat Okh będzie miał nie tylko ulicę, ale całą obwodnicę wokół Szydłowca, w którym najprawdopodobniej nigdy nie był.
Tak się złożyło, że dzięki uprzejmości naszego nowego autora, Pana Szymona, stałem się posiadaczem całkowicie unikalnych materiałów na temat naszego ulubionego bohatera. Postanowiłem je umieścić, jak również jego autentyczny życiorys w kolejnym tomie Baśni amerykańskiej. Najciekawszy z tego bogatego dossier jest radziecki komiks o przygodach Stanisławy Supłatowicz i jej syna Staszka. Najpierw Stanisława staje na barykadach rewolucji roku 1905, potem naucza Czukczów o rewolucji, potem ucieka przez cieśninę Beringa do Ameryki, a na koniec powraca z synem do Polski. On jest wysoki, przystojny i nosi pióro we włosach, choć jak widzimy na dołączonych przez Pana Szymona zdjęciach Indianie znad Wielkiego Jeziora Niewolniczego nie noszą żadnych piór tylko kapelusze i czapki. W czasach zaś kiedy miał tam być rzekomo Stanisława Supłatowicz budowano nad jeziorem wielki port obsługujący miejscowe kopalnie. O dzikusach dawno tam zapomniano. Komiks z przygodami Sat Okha ma rzecz jasna rosyjskie napisy, bo cały ten projekt został wymyślony i rozpropagowany w ZSRR, ciekawe tylko w jaki sposób i dlaczego pan Staszek trafił do Polski, dlaczego nie mógł zostać w ojczyźnie proletariatu. No, ale wracajmy do tych obrazków. Na jednym widać jak matka zaprowadziła go do szkoły prowadzonej przez zakonnice. Uśmiechnięta siostra w habicie przyjmuje go grzecznie, ale już na kolejnym obrazku widzimy jak młody kuli się na podłodze, a trzy srogie zakonnice tłuką go ile wlezie różańcami. Potem widzimy jak wraz z towarzyszami niedoli jedzie wagonem bydlęcym do Oświęcimia. Daje jednak radę, bo jest Indianinem, odkręca drut kolczasty z okienka i wyskakuje. Niemiec z budki na tyle wagonu strzela, ale nie trafia, pociąg za mocno się trzęsie. No, a później już partyzantka i te wszystkie przygody, o których już słyszeliśmy.
I co? Czy komuś daje to do myślenia? Nie. Dlaczego? Ponieważ uroda tej kłamliwej historyjki trafia do umysłów urzędników, którzy wiedzą, że mamy właśnie przymus zarażania młodzieży patriotyzmem. A cóż może być bardziej patriotycznego niż Indianin w partyzantce? Może jakiś tam Tony Halik, hitlerowski lotnik się z nim równa, co? Oczywiście, że nie. Chodzi o to, by trafić do młodzieży i tę młodzież pobudzić do myślenia. No i trafiają i pobudzają. I mowy nie ma, żeby przestali, bo takie są wytyczne. Jeśli ktoś tam będzie próbował coś pogłębiać, albo siać wątpliwości to mu się zaraz rzuci w twarz, że jest ruskim agentem, a jak się będzie upierał przy Tonym Haliku to powiedzą, że nie ruskim, a niemieckim. I gites, szafa gra.
Dlaczego Tony jest lepszy od Staszka? To chyba oczywiste. On naprawdę podróżował, miał różne przygody i nawet jak był stary i pierniczył bez sensu, to jednak był człowiekiem z krwi i kości, a z faktu, że nie przyznawał się do służby w Luftwaffe nie należy wyciągać za daleko idących wniosków, do różnych rzeczy ludzie się nie przyznają i mają po temu słuszne powody.
Kłopot największy to sposób w jaki urzędnicy i tak zwani rozprowadzający w kulturze rozpoznają target. Pisaliśmy już o tym sto razy, ale nie zaszkodzi jeszcze raz przypomnieć. Oto ludziom tym zdaje się, że mają do czynienia z istotami głupszymi i całkowicie bezradnymi wobec ich zaklęć. Poza tym nie wierzą, że ktokolwiek może ominąć takie plewy jak historia pana Stanisława i poszukiwać czegoś innego, głębszego i poważniejszego. Nie uwierzą w to nigdy, a gdyby im postawić zarzut, że lansując Stanisława i jego indiańskość, zachowują się jak w okupowanym kraju, zdziwiliby się z pewnością. A to jest stosunkowo łatwe do udowodnienia. Oto mój świętej pamięci ojciec musiał się za okupacji uczyć w szkole z pisemka pod tytułem „Ster”. Takie coś drukowali Niemcy dla małych Polaków w szkołach powszechnych i wyżej. Ojciec był już stary, bo urodził się w 1928 ale się na te Stery załapał. Opowiadał, że one były wypełnione historiami o bohaterskich Indianach, którzy w puszczy i na prerii kształtują swój charakter wśród trudów i niebezpieczeństw. Kiedy byłem w podstawówce, mieliśmy w pracowni historycznej jeden egzemplarz takiego Stera. Bardzo porządne pismo, powiem Wam. Wziąłem kiedyś to do ręki i zacząłem przeglądać, żeby sprawdzić czy to prawda, co ojciec gadał. A jakże, już na drugiej stronie trafiłem na opowiadanie o wojowniku, który płynął rzeką w swoim canoe, by rozprawić się z wrogami.
Po wojnie, drugi okupant ani myślał rezygnować z tak wygodnego narzędzia, jak historie o Indianach, a że miał pod ręką gotowego do wszelkich, nawet najbardziej horrendalnych akcji, wariata, skorzystał z okazji. Dziś „nasi” powielają te czynności i jeszcze są przekonani, że czynią dobrze. A jak im zwrócić uwagę wpadają we wściekłość.
Nie można uczyć nikogo patriotyzmu za pomocą fałszywego Indianina, nie można nikogo przekonać do Polski za pomocą opowieści rodem z radzieckiego podręcznika agitatora i w ogóle wielu rzeczy nie można zrobić, ale się je robi. Dlaczego? Dlatego, że obecna nasza administracja, podobnie jak poprzednia i wcześniejsza, chcę wierzyć, że mimowolnie i siłą bezwładu, zachowuje się jakby była w kraju okupowanym.
Co proponujesz w zamian? – zapyta ktoś. To co zwykle. Dwór polski oświetlony światłem słońca i lampami. Wstawiam dziś do sklepu piękny album opowiadający o życiu i twórczości Bronisławy Rychter Janowskiej. Będzie ciekawym uzupełnieniem jej dziennika.
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
Przypominam, że jestem dziś i jutro na targach książki prawicowej w bibliotece rolniczej przy kościele św. Anny
a to jako dążenie do przyszłości:
http://niezalezna.pl/96695-internet-zaczyna-zjadac-wlasny-ogon
Pamietam fascynacje pewna osoba ktora tlumaczy stiwena kinga we Francji,
ktora zreszta wczesniej tlumaczyla ksiazeczki harlequin.
Teraz probuje zrobic doktorat na bazie tych chorych powiesci kinga.
Nie sadzilem, ze byloby lepiej zostac przy harlequin
Nie martw się. Napisze się te książki o indianach, nada się nazwy ulic imieniem Sat Okh, zauroczy się pokolenie, albo dwa tymi indianami, a potem zrobi się biznes na odbrązawianiu i demaskacji.
Tak właśnie jest, jak pisze Gabriel.
Jak mamy się zmierzyć z własną prawdziwą historią?
Ci pamiętając y trudny czas okupacji i potem stalinowskiej rzeczywistości mają się wstydzić ze przeżyli.
Pisałam tu niedawno o wrednym wykorzystaniu opowieści więźniów Auschwitz.
Tylko Pani Marta, czasem tu komentujaca zainteresowała się.
Oni umrą i ponieważ są zweryfikowane jako – prawdziwi – więźniowie, to zostanie ich opowieść ze przeżyli bo kradli jedzenie. A ktoś rzucił kamieniem e żyda.
.
I tak z Halikiem ,,,nie ważne ze uciekł. ..
I tak ze wszystkim. .
.
Nikt nie zdaje sobie sprawy w jakiej opresji żyła cała generacja Polaków.
.
Żal i boli.
.
.
I @praw
.
Nie trolujcie.
.
.
Jak piszą , że służył w Luftwaffe to od razu nasuwa się obraz , że latał Messerschmittem lub bombowcem Henkel He-111 i bombardował co się da. Tak ja zostałem sformatowany, po chwili dopiero przychodzi refleksja jak to było w rzeczywistości.
zeszyty oświęcimskie – od pierwszych lat po wojnie były zbierane opowieści więźniów
to jest tak po prawdzie dużo większy problem w RP;- jakość wiedzy oraz jej rozpowszechnianie;- teraz jest modne [też na szkoleniach] zarządzanie informacją tak realnie to zarządzanie dezinformacją jest istotą przeżycia/przetrwania; odnośnie znaczenia normy moralnej w kacecie to poruszyłem ten problem w Do Ciebie.Pzdr qwerty a jako, że świat nas otaczający coraz bardziej zmierza do 'znowelizowanego’ kacetu to czekają nas powtórki z doznań, wątpliwości, etc
dzisiejsze opresje są może bardziej 'soft’ ale nie mniej przerażają
Zobaczmy taką oto „dokładność” autora tych rewelacji:
„Czego pilot RAF-u może się wstydzić?
Na przykład tego, że wcale nim nie był. Za to jako chłopak, jak wielu młodych mężczyzn, został siłą wcielony do Wehrmachtu, z którego zresztą po kilku miesiącach zdezerterował. Mało tego, potem został bohaterem francuskiej partyzantki. Co ciekawe, dowódca Dywizjonu 303 Jan Zumbach, kiedy jeszcze żył, wielokrotnie potwierdzał, że Tony Halik był pilotem Spitfire’a. Jest tylko jeden człowiek, Wojciech Zmyślony z Wrocławia, historyk amator pasjonujący się polskimi pilotami w czasie II Wojny Światowej i Polakami wcielanymi siłą do Wehrmachtu, który zadał sobie trud, żeby to sprawdzić. Przypuszczam, że jest jedyną osobą w Polsce, która od dawna wiedziała, że Halik nie był pilotem RAF-u, a Luftwaffe. Nigdy tej wiedzy nie upubliczniał, bo nie widział takiej potrzeby, ale to właśnie dzięki niemu udało mi się potwierdzić informacje na temat służby Halika w Wehrmachcie. Nawet Elżbieta Dzikowska o tym nie wiedziała.”
No to jak Wehrmacht czy Lufftwaffe? Chyba nawet idiota zna różnicę. W ciągu kilku miesięcy wyszkolono i dopuszczono Polaka do latania, by ten zaraz uciekł… To jakieś brednie. I jeszcze ten Zmyślony z Wrocławia spec od pilotów i Polaków siłą wcielanych.
Całość tutaj: http://magazyn.wp.pl/artykul/wstydliwy-mitoman-tony-halik-w-mundurze-wehrmachtu
jestem zdania, ze sydrom urzędnika wynia z inercji i lenistwa umysłowego.
po co coś wymyślać, skoro są pod ręką „gotowce”. A gdy wymyśli się coś nowego, to nie daj Boże, zwierzchnicy mogą to źle ocenić. Natomiast powielając „sprawdzone” wzory fatyga jest bez porównania mniejsza i niech się kto spróbuje przyczepić. Abstrahuję tutaj od banalnej okoliczności, ze znakomita większośc biurokratów niczego nowego nie jest w stanie wymyśleć, ale to taka przypadłośc jak klimat. Nie mamy na to doraźnie wpływu.
Biurokrata-urzędnik to suma wszystkich strachów. I niczego więcej.
jakby oprzeć się na Krajskim to, jeśli geneza legendy Sat – Okh jest radziecka to może to idzie tak: (geneza) GRU a następnie na tej bazie budowa polskich służb, a następnie na tej bazie budowa edukacyjnego ideolo zgotowanego dla polskiej młodzieży, czyli cały czas obowiązuje konsekwentnie ta bajeczna indiańska ciągłość w modelu wychowania , co potwierdza zramolały łabędzi śpiew Broniarza mający swój wyraz w ostatnio przeprowadzonym strajku ZNP przeciw zmianom w edukacji. Bo przecież ta dziadyga sam z siebie strajku nie robił, tylko czekał na wskazówki aż wskazówki otrzymał.
W trzy miesiące nikogo do latania na samolotach bojowych się nie przeszkoli, o ile przedtem na niczym nie latał.
W takim czasie to co najwyżej mógł sprzątać hangar dla takich samolotów.
A wówczas wszystko jedno jak zwała się formacja do której go wcielono.
Jeszcze raz początek, bo pozjadało litery:
Jestem zdania, ze syndrom urzędnika wynika z inercji i lenistwa umysłowego.
Czyli po co coś wymyślać, etc. etc.
Być może w Wolnym Mieście obowiązuje już nowa mądrość etapu: skoro z Wehrmachtu/Luftwaffe zdezerterował to się nie nadaje na patrona ulicy w Freie Stadt Posen?
„ciekawe tylko w jaki sposób i dlaczego pan Staszek trafił do Polski, dlaczego nie mógł zostać w ojczyźnie proletariatu.”
To jest ten trop. Najprostsza odpowiedź jaka się nasuwa, to znajomość języka polskiego do wykorzystania na nowym polskim froncie rewolucji proletariackiej. Ale czy na pewno tow. Supłatowicz władał językiem swojej matki, które wszak nie zdradzała chęci powrotu do kraju swego urodzenia?
Inna odpowiedź, dobry materiał propagandowy, dogodne legendowanie jako narodnawo gieroja kanadyjskiej puszczy albo prerii Lakotów. Jednak w przypadku NKWD najprostsze odpowiedzi nie zawsze wyjaśniają wszystko. To był przecież półświatek bandycki, półświatek krwawych rozpraw między samymi bandziorami.
Przecież to jest oczywiste, że się nie wyszkoli. Nic tam się kupy nie trzyma. Wątpię nawet, by dopuszczono do zamiatania hangaru, jeszcze by jakieś rysunki porobił tych maszyn. Niemcy to nie byli idioci. Od razu na myśl przychodzi jakaś opelotka i dla specjalisty od pilotów i wehrmachtu to jest proste do odnalezienia i wyjaśnienia . Skąd te matactwa zatem? Domyślam się, że nie o Wehrmacht chodzi tylko o kontakty z służbami PRL, bo powiedzmy sobie szczerze Halik jakieś musiał z nimi mieć. To wszystko jest robione po to aby Kraśko na antenie TVN mógł stwierdzić: zobaczcie nawet taki Halik współpracował.
Tamto było bardziej bezpośrednie, fizycznie brutalne.
Dziś jest jakby w rękawiczkach lub pid osłoną. . Sam Pan wie, ile Pan walczył i ilu rozumieli ze dzieje się niesprawiedliwość. ..
…
Te zeszyty się zamiecie, ilu o nich wie?
.
A książka o której wtedy pisałam będzie używana jak cep na złych Polaków. .
.
To oczywiste, ze jeżdżąc po szerokim świecie z paszportem PRL musiał współpracować.
A Może nawet był na niejawnym etacie.
Filmy i książki podróżnicze to tylko przykrywka dla zasadniczego celu wyjazdów.
Kapuś ciński też pisywał książki, a właściwe podpisywał swoim nazwiskiem.
Chyba że ktoś rzetelny ich wznowi i wyda….
problem w tym, że nie zrozumieli bo nie mają takich zamiarów, natomiast tzw. wygrane wynikają z poprawnego rozeznania sytuacji, poziomu wiedzy, dezinformacji, etc; a patrząc na to co dzieje na tzw. głębokiej prowincji to porównanie z okupacją jest jak najbardziej na miejscu [pacyfikacje, wyrzucanie ludzi z domów, wsadzanie do więzień, konfiskaty, etc]
Alez prosze Pani, doprawdy bylaby to rzecz ostatnia ku ktorej bym sie skusil tzw. trolujac w tym miejscu. Jesli juz to bez swiadomosci za co przepraszam.
a wyzwaniem jest aby te narzędzia [zeszyty, ksiązka, ..] weszły do obszarów konfrontacji jako broń;- wtedy mamy szanse na wygrywanie potyczek/kampanii
ja jestem drugim pokoleniem w tej wojnie i jak patrzę na swoje dzieci i wnuki to nie mam wątpliwości – ich też to czeka jeśli w RP pozostaną
właściwie (nie zaś właściwe)
Tak
.
jest to wyzwanie organizacyjne i problem jest w braku wytrwałych chętnych do realizacji takich projektów;
też tak uważam
Rzecz w tym żeby nie zgadywać ważnych tematów innymi, pewnie ciekawymi. .
.
Wczoraj i ja trochę pogadalam o cxym innym…
Musimy się wzajemnie pilnować, bo to miejsce tutaj to wielki skarb.
Pozdrawiam
.
.
1977
„Hobbiści są wśród nas”
„Indianie z ulicy Malinowej”
(…)
W Gdyni mieszka Stanisław Supłatowicz, zwany „Sat Okh”, czyli „Długie Pióro”. Ma pochodzić z walecznego narodu Szawanezów. Jego matka. Polka. podobno przedostała się z Syberii na Alaskę. Tu poznała ojca „Sat Okha” – „Wysokiego Orla”. Stanisław Supłatowicz kultywuje indiańskie tradycje. Był gościem zorganizowanego pod patronatem „Świata Młodych” indiańskiego obozu. Zjechali się tam z całego kraju miłośnicy indiańskiego folkloru. Niekoniecznie w wieku młodzieżowym. Był „wojownik” ze Słupska, zwany „Gruba Szyszka”. Andrzej nie pojechał, bo jeszcze wtedy nie miał kompletnego stroju. Olek sceptycznie się odnosi do legendy „Sat Okha. W żadnym z dostępnych mu źródeł nie znalazł śladu, aby Szawnanezi przekroczyli kiedykolwiek granicę kanadyjską. Zawsze mieszkali na terytorium stanu Kentucky, a na południu kontynentu amerykańskiego najczęściej spotykano plemiona Krikow. „Czejen” zgadza się jednak, że opowieść „Długiego Piora” jest piękna!
(…)”
Sat Okh to był taki „Igor Newerly” tylko „na odcinku młodzieżowym”. Natomiast życiorys Tony’ego Halika został mocno zawłaszczony przez drugą małżonkę, primo voto Dzikowską ( ur. Górska), absolwentkę sinologii i dziennikarkę Kontynentów m.in „na kierunku Ameryka Płd”. To, co można bezspornie ustalić w życiorysie Tony’ego Halika to jego wieloletni etat w telewizji NBC (z której miał emeryturę) oraz pierwsza żona Francuzka Pierrette Andree Curtin, z którą ożenił się w 1946 r. i z którą jeździł po Ameryce Południowej przez ponad 20 lat. Po wielu latach bo w 1959 r. urodził mu się syn Ozama. Bardzo przytomnie na poród pojechał z małżonką do USA, dzięki czemu syn ma obywatelstwo USA i mieszka tam z rodziną. Z pierwszą żoną mieszkał w Argentynie, gdzie nabył obywatelstwo oraz w dość długo w Meksyku. W obu miejscach miał jakoby bezpośredni kontakt z najwyższymi władzami: Juanem Peronem i prezydentem Meksyku. W PRL pojawił się stosunkowo późno i tu zasadziła się na niego pani Dzikowska, która nawet specjalnie douczała się pracy operatorskiej, aby towarzyszyć panu Halikowi w jego podróżach, chociaż to on był zawodowcem operatorem.
Jego dzieje wojenne to dość skomplikowana sprawa, bowiem wg docenta wiki, miał zdezerterować z Wehrmachtu, do którego „wcielono go przymusowo” , co w sumie było możliwe. Natomiast docent wiki podaje, że do tej Wielkiej Brytanii „uciekł przez Zaleszczyki” – kiedy tymczasem „Zaleszczyki” były już na terenie sowieckiej zony okupacyjnej a Polacy uciekali przez Budapeszt. Tony Halik stał się obiektem „dekonstrukcji” niejakiego Mirosława Wlekłego z „Wysokich Obcasów”, który napisał o Antonim Haliku książkę pt. „Tu byłem. Tony Halik”, w której kwestionuje wszystko natomiast niewiele ustala. I to on się powołuje na jakiegoś „historyka Zmyślonego z Wrocławia”, który rzeczywiście może być „zmyślony”. A Wirtualna Polonia leci tytułem „Wstydliwy mitoman. Tony Halik w mundurze Wehrmachtu”. Tony Halik musiał gdzieś nauczyć się profesjonalnie obsługiwać kamerę filmową i jak najbardziej mogły to być Polskie Siły Powietrzne, natomiast co do zestrzeleń , to należy pytać pierwszą żonę, Francuzkę, która miała go ukrywać po drugim zestrzeleniu. A ona żyje. Niewątpliwie Tony Halik był przemiłym gawędziarzem, który naprawdę objeździł tę całą Amerykę Południową, nawet z jednorocznym synkiem i małżonką Pierrette, na dowód czego są zdjęcia. Praca dla tygodnika Life i dla agencji NBC to dowód na wysoki profesjonalizm. A nagła „potrzeba” przyjazdu do Polski mogła wiązać się z jakimiś zupełnie innymi „zobowiązaniami”. Tony Halik był jawnym antykomunistą i nigdy się tego nie wypierał. Przyjechał do Polski bardzo późno, a rodziny tu nie miał. Zasadziła się na niego ta cała Dzikowska, która się na nim ostro lansowała przez ok. 20 lat i po jego śmierci „przejęła spuściznę”. W ramach „obalania pomników” dostaje się Tony’emu Halikowi, którego Dzikowska nie może bronić, bowiem dla niej jego życiorys zaczął się w 1974 r. czyli trochę późno. Reszta świadków, zwłaszcza wojennych, wymarła – więc można zacząć opluwanie bez ograniczeń.
Już go lubię, zwłaszcza z pierwszą żoną, jeepem, psem i synkiem w dżungli. Miał fantazję i odwagę.A że umiał „nawijać”, to mógł się był „nadać” dla zupełnie innych służb, niż te z PRL:))) To, co zarabiał w PRL to były grosze.
http://wiadomosci.wp.pl/tony-halik-wiecznie-zywy-6038641942327937g/5
„To oczywiste, ze jeżdżąc po szerokim świecie z paszportem PRL musiał współpracować” ***** No nie wiem czy z paszportem PRL. Wydaje mi się że miał obywatelstwo amerykańskie i amerykański paszport. Jaki miał w związku z tym status w kraju nad Wisłą i jakim paszportem musiał się legitymować podróżując nie wiem.
Zdarza mi sie laczyc pewne zjawiska z zupelnie na pozor niepowiazanymi. I pewnie tez dlatego tak mi sa wazne wszystkie nawet komentarze przyklejajace jak magnes. Z mojej strony nie ma obawy, wiem ze to skarb, gdy cos znajde lub sie dowiem istotnego, podziele sie.
Takie sprawy jak z Halikiem to woda na młyn GW i okazja do relatywizowania i dywagowania – 1/3 Sił Zbrojnych na Zachodzie to uciekinierzy z Wehrmachtu, a w niektórych oddziałach nawet 1/2.
Okładka książki Wlekłego „Tu byłem. Tony Halik”, wydanej przez Agorę, w nieoczekiwany sposób łączy te dwie postacie z bieżącej notki.
http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,21601603,tak-bylo-z-tonym-halikiem-sluzyl-w-wehrmachcie-i-co-z-tego.html?disableRedirects=true
Wiem ze tak jest:).
Też mnue kusi, sle tu jest rzecz ważna.
.
Starannie zmieniaj nam id XIX wieku świadomość. Byśmy wszystko zapomnieli.
.
Coś z tą Dzikowska było już PiS blogiem na S24?
.
To są oczywiste idiotyzmy. Ale kto to zauważy?
Errata…POD blogiem.
.
Znikam, oczy bolą
.
Podróżując z amerykańskim paszportem był poza wszelkimi podejrzeniami.
Idealny element „czerwonej orkiestry”.
Co to to nie. Na wspomnienia mamy duzo miejsca. Zwlaszcza o czyms co juz nie wroci. http://psorb.pl/bez-kategorii/zagrozenia-roznorodnosci-biologicznej/
Pamiętam ,że bohaterowie w powieściach Sat Okha podszywają się pod kogoś innego. A to ktoś gra czarownika inny znowu bezlitosnego szefa leśnych zabijaków . Może to jakiś rodzaj autodemaskacji.
„Myśmy wszystko zapomnieli…”
Kolejne pokolenie musi przejść przez Auschwitz.
I jak to się będzie odmieniać? 🙂 „pani, pani mi powie jak dojadę do ulicy satokha?” i jak to potem przeliterować?
Nie tylko Tony Halik ale nawet „sceny z życia smoków” są prawdziwsze od przygód tego „indianina”… Bo nikt nie będzie dowodził naukowo, ani podawał do wierzenia że ta ferajna z termosami na szyi kiedykolwiek istniała 🙂
Winotu, Winotam… A wszystko to „nasza” Wina
Mam wrażenie, że Ci urzędnicy to są właśnie miłośnicy indiańskiego folkloru. niekoniecznie w wieku młodzieżowym, których dzieciństwo przypadało na lata 60-70 te i jako dzieci bawili się na podwórku w kowbojów i indian (naprzemiennie z czterema pancernymi i psem). I pewnie myślą że z tym polskim indianinem to świetna sprawa aby dotrzeć do młodzieży.
Nie ma problemu . Miejscowi sobie poradzą. Jedno z osiedli już od dziesięcioleci nazywają prosto „Chamówek”. Ot takie małomiasteczkowe dowartościowywanie się.
W takim razie GW zaczyna odbrązawiać mit, iż nie było oddziału Wehrmachtu sformowanego z samych Polaków, ale wicie…rozumiecie, co i raz jakichś Polak gdzieś tam się trafił a że pod przymusem i że czasem zwiał, to już jest nieistotna szczegóła. Odór ma się całą czas unosić. Na tej zasadzie można zrelatywizować wszystko. Mój stryjek jako przymusowy robotnik został pomocnikiem maszynisty i jeździł pod Stalingrad, więc można powiedzieć, że jako zmilitaryzowany pracownik kolei III Rzeszy brał udział w najeździe na Sowiety.
Z takim trudem odgrzebuje przeszłość nie tak dawną. Pomocników mam mało.
Teraz może ktoś z rodziny straszy się włączy. Musimy dokumentować każdy okruchy. ..
Już niewiele mogę z powodu ocxu….tyle że chyba wciagne innych..
Bo co po nas zostanie?
.
Pani Marylo…
Myślę że każdego kto tu zagląda interesują takie historie PRAWDZIWE (nawet jeśli nie pyta, bo i o co ma pytać skoro się nie zna a nie chce trollować) i każdy z nas w pewnym zakresie marzy o tym, żeby „nasze” państwo zajęło się jeśli nie odkłamywaniem to przynajmniej nie przeszkadzaniem, czy wręcz szkalowaniem tych, którzy kładą podwaliny pod prawdę, a nie jakąś kolejną wersję alternatywnej wersji historii czy prowokacji.
Osobiście czytam uważnie każdy komentarz pod notką, bo nie chcę przeoczyć żadnej takiej historii nawet jeśli nie jest ściśle związana z notką… Pani wie dlaczego 🙂 i też mnie czasem krew zalewa na to całe ZŁO które z zakłamywania wynikło i jeszcze wyniknie. Nadrabiam zmarnowany czas, kiedy tylko mam na to czas. I dziękuję każdemu z gości za każdy komentarz (poza durnymi prowokacjami)
> próbowano nadać imię Tony’ego Halika pewnej ulicy w Poznaniu, ale
> radni się nie zgodzili. Czemu? Bo u Niemca służył. I nie ma gadania,
> że uciekł, że nie chciał. Służył i koniec, nie będzie miał ulicy w Poznaniu
Sporo rodzin na Górnym Śląsku może powiedzieć o kimś bliskim, że u Niemca służył i uciekł. Tak tu było i tyle. Dlatego rozwalają mnie ci wszyscy nadgorliwcy, którzy nie mają pojęcia o realiach tamtych czasów tego rejonu, a oceniają.
Fajny tekst tak a propos był w Szkole Nawigatorów o Erneście Wilimowskim.
„Ernest ’Ezi’ Wilimowski. Na spalonym między Polską a Niemcami„.
https://coryllus.pl/products-page/magazines/szkola-nawigatorow-iii/
Bardzo polecam 🙂
W Anglii W domu Churchilla w Kent, jest w ogrodzie pracownia jego..
Tam są pokazane te polskie oddziały. ..
ZE słabym angielskim ledwie tłumaczyłam ze Śląsk, przymusowe itd.. nie wiem czy zrozumieli.
To było dawno A ja zaskoczona tematem
.
THalik był po prostu sympatyczny i mówił o tym z wdziękiem gawędziarza
Przecież efekt jest ten sam… No ale nie wyrywają już/jeszcze paznokci… Tak to ludzie widzą, ale komornicy i KAS już czekają w blokach. My za to mamy być wdzięczni za „dobrą zmianę” w nazwach ulic, na jeszcze bardziej oszukane i przez to bardziej niebezpieczne od tych sowieckich… tfuuu
Wiem Odysie,
Widzi pan, ten dzisiejszy temat ….
.
bo to jest świadoma relatywizacja i budowanie narracji wg zapotrzebowania, jak można w walce o kasę kreowac fikcje to jest ona kreowana z wyrachowaniem i z pogardą dla frajerow co to znowu sie nabiorą na nowe mity
Staram się dowiedzieć, co to za „liczne języki” na które przetłumaczono książki „Sat-Okha” i coś takiego oficjalnego z 1965 r. znalazłem:
„(…) Zaraz po zakończeniu wojny zgłosił się do wojska, gdzie rozpoczął się następny etap jego życia służba na morzu. Najpierw w marynarce wojennej, a po demobilizacji we flocie handlowej. Pływał na linii dalekowschodniej i lewantyńskiej, a obecnie na „Batorym” odbywa rejs do swej pierwszej ojczyzny – Kanady.
Po 28 latach znów spotkał swych współplemieńców. Wódz indiańskiego rezerwatu Caughnawa, Don Eagle złożył wizytę na pokładzie „Batorego” podczas pobytu w Montrealu, a następnie zaprosił Sat Okha do złożenia wizyty w rezerwacie. 35 mil od Montrealu, nad rzeką św. Wawrzyńca żyje kilkuset Indian z plemion Mohawk i Irokezów. Spotkanie odbyło się ściśle według indiańskiego rytuału. Zawarte zostało braterstwo krwi, odbyły się tradycyjne indiańskie tańce przy ognisku w narodowych strojach i przy wtórze bębnów i grzechotek. Prasa kanadyjska pisała wówczas „Kanadyjski Indianin jest polskim marynarzem”. Marynarz – Stanisław Supłatowicz jest również pisarzem. (…)
Dotychczasowym jego dorobkiem jest 6 pozycji, ilustrowanych własnymi rysunkami. Jego dorobek pisarski tłumaczony był i wydawany m. in. w Bułgarii, CSRS, NRD, ZSRR, Izraelu i innych krajach. Telewizja charkowska nadała spektakl złożony z fragmentów jednej z jego powieści – „Ziemia Słonych Skał”.
Nieźle, jeśli okazałoby się, że to nielegał był.
już wystartowali wg nowych zasad, mamy w przyszłym tygodniu odsłonę nowej doktryny; pożyjemy zobaczymy i abyśmy przeżyli; tydzień temu wygraliśmy batalię dla naszej podopiecznej ale wojna bedzie dłuuuuga [zablokowaliśmy bezprawna eksmisję krojona wg nowego pomysłu aparatu, jednostronne przejęcie mienia wg oświadczenia]
Zazwyczaj podróżnicy, mimo oczywistych uwikłań /nie można było tak „na sucho” wyjechać z PRLu na wycieczki po świecie/ trzymają się swojego tematu. OK. No ale są jakieś momenty, gdzie albo z potrzeby serca, albo z innych powodów tajemniczych angażują się publicznie. Takim momentem był „Smoleńsk” i wybory prezydenckie. Przyzwoici ludzie wówczas byli po stronie ofiar, a pani Dzikowska – w komitecie poparcia Komorowskiego.
Doskonale pamiętam, gdy bardzo znany i zasłużony profesor, rektor, Legia Honorowa, z piękną kartą początków naszego uniwersytetu za najgłębszej komuny, a także powiązany więzami rodzinnymi, wstąpił w latach 80-tych do PRONu. Natychmiast wystąpiło takie zapomniane, przedwojenne zjawisko, znane z kręgów ziemiańskich, jak wykluczenie towarzyskie. Z automatu, choć bolesne, bo to była bliska rodzina. A miasto uniwersyteckie było małe i wszyscy się znali. No więc wstyd…
A tu ci wszyscy państwo wstydu nie mają i może należy ich „ahystokhatycznie” olać?
Pan Halik otwierał nam nieco okno na świat /dla nas to było klasyczne window shopping przez telewizor/, ale szału nie było. Pani Dzikowska było jedynie osoba towarzyszącą – niczego specjalnego nie wnosiła do tych audycji w telewizorze. Na koniec już tylko pilnowała chorego, pieprzącego Halika. Smutne to było i zawstydzające dla widzów.
Mnie ubodło:
Zadziwiająca wiedza historyczna na temat o czym żartowano w oddziałach lub może kolejna mała prowokacja w stylu Michała Cichego na temat mordowania żydów przez oddziały AK i NSZ w czasie Powstania Warszawskiego.
I o to im chodzi… Żeby nie było świętych. A prosty człowiek ma się nie zastanawiać nad tym że święci to dopiero TAM się „rodzą”, a droga do świętości tu na ziemi czasem pełna jest błędów/grzechów i chodzi tylko o to żeby w prawdzie żyć i nie kłamać/zmyślać na swój czy kogoś temat
To nie jest „Pochwała łotrostwa” 🙂
Mają wydać książkę o Haliku, w której ma być wyjawiona jego TAJEMNICA dotąd przechowywana w zalakowanej kopercie z napisem „spalić po mojej śmierci”. Pisali w GW weekend dwa tygodnie temu
Dokładnie tak chcą żeby wszystkim grało w głowach… „Bezczelne są te k… i nachalne”. Ale nie z nami te numery
Dzisiaj do mlodziezy i dzieci staraja sie trafic poprzez niedzwiedzia Wojtka co go sie kule nie imaly i pociski podawal.
Widzę widzę… Nawet jak nie mówię to nie znaczy że nie „czuję”, albo że się nie domyślam. Ale zawijam sobie co mogę we własne sreberka i roznoszę gdzie mogę po „swoich” (tu nikogo uświadamiać nie trzeba 🙂 ), jeśli tylko ktoś ma ochotę słuchać/wiedzieć. Każdy w jakimś środowisku się obraca, ma rodzinę, znajomych, i nigdy nie wiadomo jaki plon wyda taka informacja… Ważne że ona jest podawana dalej, a co kto z nią zrobi to już całkiem inna historia, i nie można w związku z tym popadać w zniechęcenie albo beznadzieję. Takie życie „róbmy swoje”
”Napisane po jego śmierci.”
Tak… Rozmawialiśmy jakiś czas temu o „bankowym tytule egzekucyjnym” (nie wiem czy z Tobą) jako ewenemencie w polskim prawie. Że „już go nie ma” (jak WSI). Bo był zbyt oczywisty i przez chwilę zastanawiałem się co nowego wymyślą… No i masz. Czy to jest coś ala „odwrócona hipoteka”?
W tym duecie to ona jest bardziej „podejrzana”, bo całą karierę w PRL „wyrąbała” jakoby dlatego, że „taka zdolna była”. Do języków. Konkretnie do języka chińskiego. PRL inwestował w nią parę ładnych lat, nawet załapała się na dłuższy wyjazd do ChRL a potem nagle „rzucili ją na odcinek południowoamerykański” mimo, że nie znała hiszpańskiego. Ale wtedy trzeba było kogoś postawić blisko starego Halika. On był niewątpliwie gawędziarzem , ale jak na polskie warunki powojenne, urządził się w tym NBC – znakomicie. No i miał to obywatelstwo argentyńskie plus dorastającego syna, na którego czekał bardzo długo ( 13 lat po ślubie), a który najprawdopodobniej kształcił się w USA, gdzie obecnie mieszka z rodziną. W zasadzie brak jakichś konkretnych źródeł informacji o jego życiu, poza Dzikowską. A to jej zaangażowanie w Komitecie Komorowskiego – całkowicie ją dekonspiruje. Dzikowska bardzo nachalnie pchała się do jego rodziny, ale jego żona nie chciała jej widzieć. Czy Tony Halik na stare lata zasmakował w roli supergwiazdora, bo wszyscy go w PRL -uwielbiali? Syn wspomina, że był bardzo zdziwiony, kiedy przyjechał do ojca do Polski, że on jest tak niesamowicie znany. Przyznam, że Halik bardziej mnie rozczarował jako ojciec porzucający syna dla jakiejś …laski, niż to, że służył w Wehrmachcie. W końcu tatko ministra de Maiziere służył w Wehrmachcie do maja 1945 r. jako generał a w kwietniu 1945 r. osobiście składał meldunki Hitlerowi – i gazownia nie widzi w tym niczego wstydliwego. Halik urwał się już w 1940 , więc o co się czepiają. Jeśli latał jako fotograf na bombowcach w RAF to jego chwała.
PS. Mam takie wrażenie, że dla pewnych środowisk każdy Polak, który odniósł niewątpliwy sukces bez pomocy PKWN, NKWD, Smiersza i PZPR – i to na skalę międzynarodową oraz cieszył się życiem na całego, co widać, na zdjęciach – to jest po prostu prowokacja i takiego Polaka trzeba natychmiast „zweryfikować”. Bo szanować i podziwiać to mamy jedynie Igora Newerly’ego, Zygmusia Baumana i Henryka Krzeczkowskiego. Wesoły Halik, kumpel Indian południowoamerykańskich, prezydenta Perona, prezydenta Meksyku i operator NBC to jest „coś strasznego”:)))
Ten wywiad to straszny syf. Mirosław Wlekły to pewnie dumny z siebie dziennikarz śledczy, który ustalił i wykrył całą prawdę o Haliku. Od początku niszczenie człowieka – już to jest jego winą, że mu się ojciec zabił. „W latach 30. we wsi Żabiny, skąd pochodził” samobójstwo było wielkim dyshonorem”. W innych wsiach pewnie nie było, a głupi mitoman Antoni był w szkole zakłopotany i się wstydził – to qrestwo. Jacy oni w tych Żabinach byli ksenofobiczni i zamknięci, nie prowadzili otwartej dysputy o samobójstwie starego Halika i Tonemu się to później odbiło na psyche w dorosłym życiu. Niestety nie mieli w Żabinach takiego Samsona.
We wrześniu 1939 miał skończone 18 lat – tak, wtedy Rzesza była w takim dołku, że potrzebowała do elitarnej (także pod względem ideologicznym) formacji nastoletniego Polaka. Jak różni się ta ocena od podejścia naszych euroliberałów do SS coming outu Grassa. Nasz słynny Gdańszczanin zgłaszał się na ochotnika do Kriegsmarine już w wieku 15 lat – wiadomo, człowiek morza. Ciekawe czy imponowały mu pancerniki, czy chciał gnębić Podły Albion na pokładzie U-boota? Niestety był za młody, ale po rocznej służbie w Reichsarbeitddienst został powołany do 10. Dywizji Pancernej SS Frundsberg. Jak noblista tłumaczył, chciał się wyzwolić spod wpływu rodziców, który mu, jako nastolatkowi, przeszkadzał. No po prostu zbuntowany nastolatek w Reichu A.D 1944. Chłopcy z SS-Frundsberg od czerwca 1944 do lutego 1945 walczyli na froncie zachodnim, m.in. zwalczali aliancki desant w ramach Operacji Market-Garden. Czy Grass strzelał do spadochroniarzy Sosabowskiego – pewnie się nie dowiemy. A w kwietniu 1945 r. miał jeszcze okazję zmierzyć się z 2. Armią WP pod Budziszynem. Ot młodzieńcza przygoda w szeregach wyznających zasadę: moim honorem jest wierność. A później życie intelektualisty, literata, autorytetu moralnego. Nie to co ten mitoman Halik, co mu się ojciec powiesił (chyba). Właściwie to dezerter i zdrajca.
PINKPANTHERze, za PS należy Ci się duża zimna wódka (copywright by KOSSOBOR).
Wężykiem Pani Pantero 🙂
To są tak naprawdę mocno zakompleksieni ludzie. Popłuczyny bolszewii, tej co to „tylko” agitowała, a że „nie było” wtedy innej inteligencji to się uważają za nie wiadomo co… Ale demaskuje ich to ciągłe szukanie haków i budowanie wokół nich „sprawiedliwości Kalego”. Prymitywne to bardzo i dwuznaczne do niemożliwości. Racjonaliści relatywiści
Ja się nią dopiero dzisiaj zainteresowałam bo kiedyś była dla mnie tylko „żoną Tony’ego Halika’ i nikim więcej. A tymczasem to musiały być ciekawsze rzeczy.
Nie wiem, jak to było z tym Wehrmachtem. W 1939 roku Tony miał 18 lat. Dzieje rodziny niejasne. Toruń był wcielony do Gau Danzig – Westpreussen. Ziemiaństwo polskie było bezwzględnie tępione, a majątki konfiskowane. W wiki piszą, że rodzice byli właścicielami ziemskimi. By służyć w Wehrmachcie trzeba było albo być Niemcem, albo podpisać Volkslistę. III grupa Volkslisty /tyczyła zazwyczaj Polaków/ dawała pewne przywileje /w ogóle – możliwość życia, lepsze kartki na żarcie chociażby/, ale ceną była służba w niemieckim wojsku. Czyli była to cena krwi.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Volkslista
No wielkie dzięki:))) Im więcej tych różnych życiorysów czytam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to nie są „życiorysy neutralne” tylko specjalnie spreparowane „ustawki”, w efekcie których opinie o Haliku może wypowiadać -Jerzy Urban jako „autorytet”. To jest chore a próbki tego przedstawia Gospodarz na blogu. Była już afera z Igorem Newerlym a teraz mamy tego „Indianina znad Wisły”, co to urodził się na Alasce (USA) ale na spotkanie z „rodziną” jeździł do Kanady. No a kasa budżetowa chodzi na rewelacje filmowe o „Brystygierowej co się nawróciła” oraz na „wspomnienia książkowe o Henryku Krzeczkowskim wł. Hermanie Grynerze – opozycjoniście z NKWD, wychowanku młodzieży konserwatywnej i ojczymie piosenkarki”.
Zagwozdka jest w tym, że być może ojciec Antoniego Halika, który popełnił samobójstwo – miał niemieckie korzenie, i wtedy młody Halik podpadał automatem pod pobór wojskowy na tamtych terenach. Jak na Śląsku. Nikt nie ma pretensji do chłopaków ze Śląska, że ich wcielano do Wehrmachtu, skoro zakładnikiem była cała rodzina, która mogła wylądować w obozie koncentracyjnym. Wielu Ślązaków w Wehrmachcie – pomagało Polakom pod okupacją – jeśli mogło. Czasem była to sprawa życia lub śmierci. Wielu z nich zdezerterowało na froncie zachodnim i zostało wcielonych do Armii Andersa. Każdy przypadek był indywidualny i w tej sprawie nie powinno się generalizować. Z drugiej strony – taki Rumkowski i jemu podobni – obywatele Polski w końcu – wysługiwali się Niemcom kosztem życia i majątku swoich współobywateli – ale oni podobno „musieli”, podobnie jak -policja gettowa.
W tych najstarszych programach występował sam Halik, czasem z redaktorem prowadzącym. Później zaczęła się w nich pojawiać jakaś asystentka, bardzo atrakcyjna blondyna z włosami do pasa, i stopniowo przejmowała interes. Myślałem, że to jakaś tamtejsza, bo mówiła po polsku ze straszliwym hiszpańskim akcentem, no ale to Dzikowska była przecie.
To jest fragment większej całości, która nazywa się :”pedagogika wstydu” oraz jest elementem całkiem poważnej wojny psychologicznej z Polakami. Wciskanie fałszywych autorytetów i niszczenie prawdziwych to prosta droga do zniszczenia poczucia własnej wartości. Co widzimy. Polacy mają nienaturalnie zaniżone poczucie własnej wartości.
Racja. Tu idzie o Dzikowską. Halik mnie nigdy nie fascynował – jak pisałam: szału nie było w tych audycjach w telewizorze, chociaż, naturalnie, oglądało się to, bo niczego innego nie było. No i ciekawam, czy pani Dzikowska odezwała się po tych rewelacjach tych „śledczych” dziennikarzy na temat Halika?
Ten Wehrmacht jest niejasny, jak dla mnie. Niemcy bardzo ściśle trzymali się kryteriów rasy i krwi na początku wojny. W takich formacjach jak Luftwaffe i Kriegsmarine w szczególności.
Widzisz jak trudno wykreować „prawdziwy” życiorys, dlatego trzeba ograniczać koszty i zaczynać od ukończył… „Prawdziwe” życiorysy kosztują dużo krwi, trzeba usunąć wszystkich którzy pamiętają.
Nie ma za co. Jako stary chemik bardzo lubię syntezy. 🙂
Tak, sądzę, że w historii rodziny tkwi zagwozdka. Dla mnie to nie ma znaczenia, szczerze pisząc. Tereny były przecież wymieszane etnicznie. Za rasizm wzięli się najpierw Niemcy, a potem komuniści. Wywózki do sowietów były nie tylko ze Śląska – z Torunia i okolic też.
Mało tego… nie potrafią wartościować. Nie będę tu wymieniał czego sobie ludzie życzą na święta i przy innych uroczystych okazjach… I na co się bezwstydnie licytują w trakcie poważnych dyskusji „o życiu”.
Historię taką czy inną można łatwo obalić jeśli tylko gdzieś została zapisana albo żyją świadkowie, ale fałszywe wartościowanie nie tak łatwo podważyć jeśli całe masy uwierzyły już we „właściwą” hierarchię i nią żyją
Francuska żona Halika miała fantastyczne nogi /co widać na zdjęciach/ – kudy do tych nóg Dzikowskiej :)))
Mają zaniżone choćby przez kilkadziesiąt lat porównywania wystaw Pewexu z wystawami sklepów MHD i PSS Społem. Stara komuna jakoś próbowała z tym walczyć koszmarną propagandą typu: „krajowy proszek z dorsza nie tylko nie ustępuje zagranicznemu, ale nawet go przewyższa”, ale to jeszcze pogłębiało kompleksy. Propaganda nie może być całkowicie pozbawiona realizmu. Widok za oknem nie powinien jaskrawo odbiegać od tego kreowanego w telewizji.
Szkoda ze dyskusje i burze mózgów z salonu przepadają. Ona była omawiana. ..
.
Jasne – pedagogika wstydu cały czas. Osobiście mam to w d.. Nikt mi czegoś takiego nie wmówi. Co polecam 🙂
Rumkowski „musiał”, naturalnie. Co od wyrywania paznokci – ci też musieli. No ale jak o tym wspominamy, to albo jest to antisemitismus, albo narracja, że to nie byli Żydzi, ale komuniści, poza żydowska wspólnotą.
„Na mym stole węgorz z drobiu w opakowaniu zastępczym” – piosenka Młynarskiego, gdy kolegował się z Łucją Prus.
pewnie podobny trick jak z żoną Lecha Beynara (Pawła Jasienicy).
Tak 🙂
W deficytowej rzeczywistości nie może być miejsca na coś niedeficytowego, ani na nazywanie zgodne z rzeczywistością
Gasimy światła i wtedy wszyscy mogą się w końcu poczuć piękni młodzi i bogaci
pani Dzikowska
http://lustratorpolski.salon24.pl/477495,elzbieta-dzikowska-seria-teczek
Wie Pan, dokumentuje co mogę na temat okradzenia mojej rodziny z majątku. Gdzie nie poskrobię tam okazuje się nową strata. ..I dramaty.
I na to jeszcze daremna walka o Polskę. ..daremna bo jak widzimy u Gabriela i dorosłych i młodzież wpychano w te walkę. ..
Pisałam już o dzieciach z Czeladzi. ..sierotach…
Dziś ten Halik, ja bo pamiętam z tv.
Też jak pisze Kossobor , ludzie , rodzina z pogranicza. ..pewnie mieszane małżeństwo. .
.
Nie bardzo sobie to umiem wyobrazić, bo moja rodzina od stuleci w jednym prawie miejscu. ..I sami swoi,
Ale tuż zagranicą Śląsk. …słyszeliśmy różne problemy.
.
A teraz ta ustawa metropolitalna dla Katowic.
Kto będzie pamiętał?
Że było polskie Księstwo. Siewierskie?
Że było nawet i Zagłębie?
Czy będzie niemiecki Śląsk?
Mnie to wszystko boli
.
Odziedziczyłem po ciotce pełną szufladę starych fotografii. Kiedy Ciotka żyła przeglądała te fotki i opowiadała zapierające dech w piersiach historie o egzotycznych dziadkach, pradziadkach, prapraciotkach i wujkach, których słuchaliśmy z zaciekawieniem.
Wiele razy padał pomysł aby kiedyś usiąść z ciotką i te fotografie opisać: kto jest kto, kiedy i gdzie te fotki zrobiono itd. Niestety Ciotka nie doczekała i wtedy okazało się, że zostawiła nam w spadku całą szufladę obrazków przedstawiających obce bo już anonimowe postaci 🙁
Muzeum Śląskie ma taką pracownię o Powstaniach Śląskich.
Jest lista nazwisk uczestników.
Jest i E. Sztajer z Czeladzi. I nie on jeden z polskiej strony granicy.
.
I tak
.
Bo może wcale nie był w Wehrmachcie. Jedyne źródło ujawnione przez docenta wiki w haśle „Tony Halik” to artykuł w Wirtualnej Polonii pt. :Wstydliwy mitoman , Tony Halik w mundurze Wehrmachtu”, którego autorką jest niejaka Nina Harbuz (!!!) , która tak naprawdę nazywa się Nina Karczmarewicz i w bazie danych audycji Polskiego Radia „Lato z Radiem” jest przedstawiona następująco: „…absolwentka dziennikarstwa i nauk politycznych, a także łódzkiej ASP i stołecznego Instytutu Badań Literackich PAN. Przed południem jest wydawcą, a w piątkowe wieczory na antenie Jedynki mówi słuchaczom, że… Problem z głowy! Słucha dobrej muzyki – od klasycznej po francuski hip-hop…”. Z urody siostra bliźniaczka Marii Awarii Peszek. Prowadziła w radiowej Jedynce „magazyn psychologiczny pt. „Problem z głowy”, chociaż jak widać, nie jest psychologiem. I powołuje się na równie wiarygodne źródło, czyli na tego „Zmyślonego z Wrocławia”. Z daleka czuć krętactwo.
reszty chyba już nie ma:
http://lustratorpolski.salon24.pl/477772,kim-jest-evita-i-gdzie-lezy-jej-teczka
Ja ją ledwie pamiętam jako „blondynkę towarzyszącą”. Nic specjalnego. Ale wczepiła się w faceta i się lansowała.
Odezwała się. TVN24 zrobił z nią cały odcinek „xiegarni”:
http://www.tvn24.pl/xiegarnia,66,m/elzbieta-dzikowska-w-xiegarni,724505.html
Wiem. Mamy trochę takich zdjęć. Pracowicie rekonstruuje co tylko mogę.
.
Pomaga znajomość tła historycznego. Pamięta Pan jakiś ok ruch bez sensu. Kontekst historyczny powoduje ze nabiera sensu.
Piszę o tym w ostatniej SN
.
To prawda. „Swojaki” rodzą się i od razu kończą studia. Zero krewnych i kolegów szkolnych. Bo by się wydało, że to „jedna szkoła była”.
Bardzo możliwe, że to właśnie tak się odbywa…
A jak do produktu syntezy dodać zakąskę, to już ideał:))
Tak mi się zdaje, że oprócz tego co robi Gospodarz, czas nam zacząć robić własną wikipedię.
Boli… a jednak człowiek szuka i odkrywa dalej… w jakimś celu, który jest ważniejszy od bólu prawda? A ile takich historii przepadło i przepadnie bo ból przeważył nad… I tu się właśnie pojawia pytanie nad czym? I tu już nikt „z zewnątrz” nie może ani dodać ani ująć.
Zawsze mam dylemat czy wypada pytać… a może ten człowiek obarczony wiedzą nie chce o tym opowiadać, a tylko mu się ulało… bo nerwy dały znać o sobie.
No i z tego wywiadu wynika, że ona współpracowała z tym Wlekłym czy Wklęsłym nad książką o Haliku, że Halik zostawił kopertę z napisem „po mojej śmierci spalić” , więc ona oczywiście NIE spaliła tylko otworzyła i czym prędzej wydała treści Wklęsłemu , sorry Wlekłemu, w tym m.in o tym, że Halik był w Wehrmachcie i „został wysłany na front zachodni” czyli do Francji, gdzie naturalnie „zbiegł” i „wstąpił do Ruchu Oporu”.
Pozostaje pytanie, jak się dostał do Wielkiej Brytanii żeby się dostać do lotnictwa i gdzie nauczył się obsługiwać kamerę filmową tak dobrze, że po wojnie – żył z pracy operatorskiej. Ona ma na koncie jakieś „znikające teczki IPN” i kontakty z jakimś oficerem SB o nazwisku Plesnar lub podobnie. A podobno prezes Kieres miał taki zwyczaj, aby znanym z telewizji paniom „znikać teczki”. Beacie Tyszkiewicz np. zniknął teczkę.
Prezydent Duda podpisał lewą ręką ustawę metropolitalną w Katowicach. Wyraziłem swoją obawę, bo z jednej strony to wzmocnienie regionu i uniezależnienie od centrum, co nie za bardzo wiąże się z naszym interesem, a z drugiej to zglajszachtowanie i utopienie inności np. Zagłębia.
To więcej.
Ta ziemia nazywana Śląskiem mocno się kojarzy jako ,,Niemcy,, .
I wtopienie w to kawałka czysto! ! polskiego!
Zabieranie nam świadomości. ..
Wiesz, ja normalnie płaczę
.
Tu nie ma co ,,mieć,, nerwów. Trzeba na zimno.
I zawsze pamiętać. Zawsze.
.
Jeszcze, los własny czy rodowy. …A losy wspólne generacji kolejnych
.
Elementy bandyckie,które są w każdej społeczności ,nakładają na cały naród…efekty widzimy.Oni trzymają główne narzędzia,którymi moglibyśmy się bronić.
staszek indianerem – stara niemiecka tradycja, bo przecież byl karol maj i jego twory wiezienne tak popularne w perelu
winetu postrach zlobkow i przedszkoli
Glicek – dawne ulice Spacerowa i Bończy w Warszawie od lat są potocznie nazwane: „Gargarina”. Ludziska nazywają i odmieniają zgodnie z tym co znają, no bo jak odmienić nazwę (nazwisko) która jest dla dolnego mokotowianina po prostu obca.
Amen.
Pozdrawiam i dobrego dnia życzę
może radnym z Poznania chodziło o to, że uciekł, bo gdyby został – to zgodnie z prawdą etapu – należałoby mu się jak psu micha. Poznań stał się teraz mocno proniemiecki.
Dobrze, że to piszesz, jako osoba mocno związana z tą wcielana innością, bo tutaj ludziska to łapią.
:
Dzisiaj byłem świadkiem rozmowy w ciastkarni. Starszy pan, chyba pod 90-tkę, wyższy ode mnie (ja 1,8 m), potężny, kupuje wolno, namyśla się, a kolejka za nim spora. W końcu prosi o pączki. Ekspedientka, zna go zapewne dobrze, i ze śmiechem proponuje ruszyć ze skarpety dolary i kupić coś jeszcze, Pan wymawia się i mówi, że to dla córki z wnukami, którzy dzisiaj bedą u niego. Ekspedientka rzuca, że chyba zadowolony z tego faktu. Pan mówi, że to chwila, potem pojadą a on zostanie znowu sam. Poginęli bliscy w Kazachstanie, mówi, ojciec miał tylko 43 lata. Ja tych Ruskich to znam na wylot. Puścili nas dopiero w 45 roku do Polski… Z tyłu ktoś się niecierpliwi.
Czy ten pan zdał relację komuś z rodziny? Był ktoś tym zainteresowany? Wysłuchał?
Krętactwo wyłazi z tej „tkaniny” co i rusz. Wszędzie piszą że latał w dywizjonie RAFu nr 201, a to był w czasie WWII dywizjon łodzi latających, najstarszy, wykorzystywany również do akcji specjalnych, podobno latali też nad morzem śródziemnym z Malty i Gibraltaru i do Francji Vichy po foie gras
Gargarin to był płyn do płukania gardła
To zaś wrócę do odpowiadania Gabriela z I tomu Baśni.
.
Korek
.
To jedtbo jego spotkaniu w autobusie ze starą kobietą, której rodzina nie chce słyszeć jej wspomnień.
Autobus przecinka się przez korek.
I ta kobieta mówi o kroku którym rodzina zatyka jej usta..
.
To jeden z tekstów Gabriela przy czytaniu którego płakałam.
Ale to był dobry płacz. Otworzył mi usta.
.
Errata…o korku
.
a dlaczego to wszystko przez GW przechodzi? nie przypominam sobie, żeby Halik z GW współpracował, może to Dzikowskiej ręka?
re tradycje indianskie – wspolczesne
kanadyjskie, a moze i w usa, obozy zycia po indiansku sa popularne wsrod niemcow
nie wiem czy to nawiazanie do tradycji luftwafe czy wermahtu, ale oni to maja
Tamtej kobiecie pozostał autobus, a temu panu chyba ciastkarnia.