lut 142024
 

W dawnych czasach telewizja puszczała film, nakręcony na podstawie prozy poetyckiej Edwarda Stachury, który nosił tytuł „Siekierezada”. Film jest pełen tekstów zwanych kultowymi, choć ja nie ma ani dla nich, ani dla samego filmu specjalnego nabożeństwa. W jednej ze scen, dwaj główni bohaterowie – Michał Kątny i Janek Pradera – spotykają się w jakiejś mordowni. Jednego gra Olbrychski, a drugiego Edward Żentara. Dochodzi do jakiejś sprzeczki i jeden z nich, zdaje się Kątny mówi – zawołać naszych chłopaków? A Pradera pyta – jakich chłopaków. Na co tamten – tych z Powstania Listopadowego…Wymieniają następnie porozumiewawcze spojrzenia, a potem całą listę powstań. I widz już wie, że doszło między nimi do tajemnego porozumienia. Nie wiemy jednak jakiego rodzaju jest to porozumienie, albowiem charakter tej relacji jest niejasny. Dawno, dawno temu młodzi ludzie interpretowali to w taki sposób, że oto dwóch inteligentnych ludzi, za pomocą kodów kulturowych właściwych ich klasie i formacji potrafi się przeciwstawić czynnie chamstwu. Od wielu już lat nie jestem wcale pewien, że ta interpretacja jest słuszna, myślę, że można by wyłożyć to inaczej. No, ale to nie jest temat na dziś. Dziś bowiem będziemy się zastanawiać czy potrafimy ochronić naszą armię. O ile bowiem armia powinna chronić cywilów w czasie wojny, o tyle w czasie pokoju cywile powinni chronić armię. Nie jest to ani łatwe, ani oczywiste, a powiedziałbym wręcz, że jest dziś bliskie niemożliwości. Armia bowiem jest zagrożona przez dwojakie siły – kabotyńskich polityków i wyższych dowódców, a także przez wrogą, a uważaną za swoją, propagandę na jej temat. Mówimy cały czas o czasach pokoju. Już to pisałem, ale warto powtórzyć – kadra oficerska armii polskiej w dwudziestoleciu składała się z byłych terrorystów i podoficerów wiedeńskiej Kriegschule, nienawidzących się wzajemnie. Nienawiść ta była umiejętnie podsycana, ponoć przez samego Piłsudskiego. Ja bym jednak rozejrzał się jeszcze za kimś innym, czyli za agentami państw obcych, którzy tę niechęć wygrywali dla swoich korzyści. Armia taka, nawet bardzo liczna, była skazana na klęskę, albowiem dowodzenie podporządkowane było całkowicie wydumanym celom politycznym. Nigdy nie zapomnę wypowiedzi Rydza, który – zapytany dlaczego zdecydował się bronić wszystkich granic, w obronie okrężnej, zamiast skoncentrować się na próbach likwidacji natarć niemieckich, odpowiedział, że gdyby zrobił inaczej naród by mu tego nigdy nie wybaczył. I to jest właśnie moment kiedy armia zostaje podporządkowana polityce. I to jest także moment, którego winniśmy się wystrzegać dziś, albowiem częste przywoływanie tej wypowiedzi i tamtej sytuacji powoduje, że politycy, którzy w Polsce są en masse roszczeniowymi idiotami, rozumieją z niej tyle, że przy kolejnej wojnie, która nie wiadomo jak będzie wyglądała, oni zrobią odwrotnie niż Rydz w roku 1939. Bo tyle rozumieją z historii. Dlatego dowodzenie należy przekazać dowódcom, którzy rozumieją strategię i taktykę, a stoją w pewnym oddaleniu od dylematów historycznych. Tutaj też dochodzimy do ważnej kwestii – jeśli wróg postawi nas wobec dylematu, co ocalić – stolicę, kraj czy armię, zawsze ocalamy armię. Podkreślam – jeśli wróg nas postawi, a nie – jeśli sami się postawimy, bo jesteśmy durniami, dowodzimy politycznie, albo nie zrobiliśmy rozpoznania i nie możemy w związku z tym działać inaczej niż reaktywnie. W takim przypadki armia powinna zorganizować ewakuację ludności i wycofać się wraz z nią na teren neutralny.

Wśród licznych przykładów, kiedy konieczny był taki wybór, najlepszy jest chyba moment wkroczenia księcia d’Este do Księstwa Warszawskiego, czego finałem była bitwa pod Raszynem. Austriacy zajęli stolicę, ale armia ocalała i w rezultacie kampania austriacka zakończyła się klęską.

W roku 1939 zaprzepaszczono armię, kraj, naród, ale ocalono bezcenne przecież dowództwo. Tak się kończy wszystko, kiedy armia podporządkowana jest byłym terrorystom udającym fachowców.

Nie wiem czy dziś mamy jakichś dowódców z prawdziwego zdarzenia, którzy nie byliby infantylnymi kabotynami zorientowanymi na osobiste zyski. Nadzieję mam, ale ona jest bardzo wątła. To bowiem – infantylny kabotynizm dowódców jest największym zagrożeniem dla armii, a na drugim miejscu ustawiłbym idiotyczną propagandę opartą o fałszywe paradygmaty. I nie będę się już znęcał nad Piłsudczykami, bo wszyscy wiemy, że najgorsza propaganda wojskowa z jaką mieliśmy do czynienia była w PRL. Była to propaganda deprawująca żołnierzy, podoficerów i oficerów, czyniąca z nich popychadła, a także ludzi groźnych dla otoczenia. Bo nie dla wroga przecież. Ilość patologii w wojsku była w tamtych czasach przerażająca. A po roku 1989 one wszystkie zostały wykorzystane przez niemiecką i rosyjską propagandę do zdewastowania relacji pomiędzy społeczeństwem i armią. Tej relacji nie udało się odbudować do dziś. W naszym przypadku jest to bardzo trudne, albowiem nie można odwołać się do żadnego, jednoznacznie pozytywnego przykładu z przeszłości, który nie byłby związany z katastrofą, albo upokorzeniem. To znaczy można by było gdyby istniała w Polsce sensowna propaganda. Mamy co prawda film „Jack Strong”, ale jest to historia smutna, zakończona śmiercią synów pułkownika Kuklińskiego i śmiercią jego samego. Co, jak wszyscy podejrzewają, stało się za sprawą agentów rosyjskich. Nie wiemy jak było naprawdę, ale sam fakt, że Rosja może podsycać takie niepokoje jest groźny. My zaś, zamiast się im przeciwstawić także w tym procesie uczestniczymy. Nie jest to wielki zarzut, bo jak sądzę, przez bardzo przebiegłą rosyjską propagandą, nie są się w stanie obronić największe potęgi. Oglądam właśnie stary już serial „Kompania braci”. Bardzo dobrze zrobioną propagandę wojenną, która z prostych, amerykańskich chłopaków, po szkoleniu spadochronowym, robi bohaterów antycznych niemal. Wychowani w kulcie męskości i machismo, nie wyobrażali sobie nigdy, że mogą okazywać słabość, a ciągły przymus rywalizacji pchnął ich do wojska. Tam, wskutek naprawdę ciężkich warunków i wojny stają się ludźmi w pełnym wymiarze. O tym jest ten film. Teraz opowiem czego w tym serialu nie ma. Koncentruje się on na kilku kluczowych momentach schyłku wojny – lądowaniu w Normandii, operacji Market Garden i operacji w Ardenach. Kiedy wyłączymy sobie emocje i przestaniemy śledzić perypetie bohaterów, pojawi się seria pytań, z naszego, polskiego punktu widzenia kluczowych.

We wrześniu 1944 roku trwa już od miesiąca Powstanie Warszawskie. 8 września już wiadomo, że nie uda się opanować Warszawy, a Niemcy będą niszczyć miasto i gniazda oporu. Sowieci spokojnie stoją na linii Wisły i nie mają zamiaru się stamtąd ruszać. Pytanie pierwsze – kiedy Montgomery wpadł na pomysł operacji Market Garden i kto mu ją podsunął? Bo, że sam to wymyślił, wybaczcie, nie uwierzę. Kto rozpuścił w armii amerykańskiej plotkę, że Holandii bronić będą starcy i dzieci zaciągnięte w szeregi Wermachtu ostatnim wysiłkiem całych Niemiec? Traktowano to, jako pewnik. Tak sądzę, bo jeśli byłoby inaczej, Montgomery powinien był stanąć przed sądem.

Kolejne pytania dotyczą operacji w Ardenach. W grudniu 1944 Niemcy ewakuują się z Warszawy, rusza front, sowieci przekraczają Wisłę. Jednak dopiero 17 stycznia wkraczają do Warszawy. Dają czas Niemcom na to, by mogli atakować Amerykańskie jednostki w Belgii i Alzacji. Jestem szczerze zdziwiony, że nikt tego nie opisuje w taki sposób. Jakby tego było mało, z jakichś powodów, mimo zimy, szwankuje zaopatrzenie. W filmie widać, i sądzę, że była to prawda, jak Amerykańscy spadochroniarze walczą w letnich mundurach. Sowieci przekroczyli Wisłę w ciężkich wełnianych szynelach, raczej nie wyprodukowano ich z wełny radzieckich owiec. Wszyscy mieli czapki, hełmy i jedli amerykańskie konserwy. Pomiędzy Wisłą a Odrą sowieci nie mieli w zasadzie żadnych problemów z Niemcami. Kolejne ciężkie walki czekały ich dopiero na Pomorzu, Śląsku i nad środkową Odrą. Mogli zająć się spokojnie niszczeniem partyzantki akowskiej. Operacja w Ardenach kończy się 25 stycznia 1945 roku i jasne jest już dla każdego, że Amerykanie nie zdobędą Berlina. No, ale tego wszystkiego nie ma w amerykańskiej propagandzie, nawet w serialu takim jak „Kompania braci” gdzie nie widać ani jednego Murzyna, a jedyny Latynos jaki tam występuje, ma ksywkę „gówniany” ze względu na ciemniejszy, czekoladowy kolor skóry. O czym więc mamy mówić w przypadku wojennej propagandy polskiej, która jest robiona przez ludzi niekompetentnych w żadnym działaniu. Nie umiejących napisać scenariusza, ani nawet opowiedzieć prostej historii, nie potrafiących zrealizować filmu, ani nawet zrobić dobrego zdjęcia. Nie nadających się do rysowania komiksów, albowiem proponowane przez nich sytuacje są dziecinne i nieautentyczne. Do tego jeszcze dochodzi powszechne przekonanie, że odbiorca takich treści to pryszczaty młodzieniec bez wyobraźni, który łyknie każdą bzdurę. No i przemożna chęć przewalania budżetów przeznaczonych na wychowanie patriotyczne. To jest suma fałszywych założeń, które przekładaj się na nędzę komunikacji w relacjach armia – społeczeństwo. Do tego jeszcze dochodzi działalność agenturalna, która na pewno istnieje. Czyli sabotaż mówiąc wprost. No i niezrozumienie najważniejszego założenia takiej komunikacji czyli propagandy. – zawsze, podkreślam, zawsze należy wskazywać, że winny jest wróg. My tymczasem, w swoich produkcjach hamletyzmujemy i zastanawiamy się czy czasem ten i ów sowiecki agent nie chciał dla nas dobrze. Czy w takich warunkach potrafimy obronić naszą armię? Dziś, tutaj, w czasie pokoju? Myślę, że nie. Nie potrafimy nawet zdefiniować jej tradycji, bo duch PRL ciągle się nad nią unosi, młodzi ludzie, wstępujący do wojska w niczym nie przypominają tych silnie zmotywowanych młodzieńców z serialu „Kompania braci”. Nie mają wzorów, albowiem to, co miało być dla nich wzorem czyli postawa podziemia niepodległościowego po wojnie, jest zlepkiem źle opowiedzianych historii, w większości przejętych przez agentów i propagandystów sowieckich. Do tego całkowicie bezużyteczna legenda Dwudziestolecia, z jej najbardziej katastrofalnym symbolem czyli Wieniawą. Dużo pracy przez nami, a nie widać, żeby ktokolwiek mógł tę pracę wykonać. Pozostaje więc chyba się tylko modlić, by armia dostała jakiegoś dowódcę z prawdziwego zdarzenia, który nie będzie decydował tak, byśmy nie ucierpieli nadmiernie i nie zacznie konsultować swoich decyzji taktycznych z politykami.

  18 komentarzy do “W obronie armii…”

  1. Apelujesz o obronę armii, Prezes apeluje o obronę partii – z tego wniosek, że Polakom zostaje wyłącznie modlitwa:

    Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża rodzicielko, naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać. Panno Chwalebna i Błogosławiona. O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza.

    i nadzieja na lepsze czasy  😉

     

    przebiegłą rosyjską propagandą,

  2. Pewną nadzieją jest, że przebiegła rosyjska ofensywa propagandowa jest dużo lepsza niż jej ofensywa na Ukrainie 😉 ,

  3. Gdzie ty widzisz w tym nadzieję? Zawładną nami przy pomocy miejscowych zdeprawowanych idiotów

  4. Dzień dobry. Kiedyś, we Francji chyba, sformułowano bon-mot mówiący, że generałowie przygotowują się zawsze do wojny, która już dawno się skończyła. A nowa będzie zupełnie inna. Ja nie jestem specjalistą od wojskowości ale jak każdy Polak w moim wieku miałem jakieś okazje, żeby się tej naszej armii przyjrzeć z bliska, od lat 80-tych poczynając, na ostatnich ćwiczeniach wojskowych w 2023 kończąc. I powiem tyle; mi się ta nasza armia kojarzy z naszą reprezentacją piłkarską. Z punktu widzenia rzemiosła – nie potrafią nic. Ale kiedy sytuacja wyzwoli najgłębsze zapasy ducha, zakodowanego i uśpionego gdzieś głęboko w (prawie ) każdym Polaku – są w stanie nagle wytrzeźwieć i zdobyć się na niespotykany wysiłek i poświęcenie. To czasem daje wymierny efekt, czasem nie, zawsze jednak robi wrażenie na przeciwniku, który jest tym przeważnie zaskoczony. Wojna na Ukrainie pokazuje nam wprawdzie, że wojna prowadzona przy użyciu czołgów, samolotów i karabinów bynajmniej nie odeszła w przeszłość. Polska to jednak nie Ukraina. I nie ma u nas takiej wojny, nie dlatego, że Mr. Putin nie miałby na to ochoty, ale dla tego, że na nas jest inny plan. Oczywiście – zgadzam się całkowicie z tym, że armia jest nam bardzo potrzebna i lepiej dla nas byłoby, gdybyśmy ją obronili. Jest to bowiem zawsze znakomity argument negocjacyjny. A negocjacji przed nami wiele i aż szkoda, że z negocjatorami jeszcze gorzej niż z armią. Z tą zaś jest jak – pardonnez moi – z prezerwatywą. Lepiej mieć i nie użyć – niż odwrotnie…

  5. Scenariusza w „Siekierezadzie” nie należy traktować dosłownie, bo jest to poezja dla pensjonarek. Prawdziwą jatkę Żentara zrobił w „Karate po polsku”, a następnie został zastrzelony przez emerytowanego kapitana z AK.

  6. W krajach wyrazistych etnicznie, jak Francja, Niemcy, Polska, Afganistan, Japonia, starożytna Grecja czy Izrael armia jest po to, żeby bronić kultury. Czechy były w podobnej sytuacji, jak Polska, ale wybrały lepszą strategię. Wysoka kultura przetrwała. Różnie można to opisywać, ale ten blog w dużej części jest o tym, że Polacy nie potrafią tworzyć kultury, chociaż mają dużo talentów i zasobów. W „Karate po polsku” żołnierz zabija malarza, co jest odwróceniem porządku i wartości. Artysta powinien być cherlawy, jak Andy Warhol, armia silna jak czeska a politycy rozsądni jak Marek Aureliusz.

  7. Oba filmy oglądałem, nie zacytowałem sceny z Siekierezady, żeby się popisywać ich znajomością

  8. W tamtych czasach wyjeżdżało się w góry, żeby uciec od szarości. Stachura i Siekierezada były dla nas kultowe i dodawały kolorytu naszym pobytom w górach. Dziewczyny lubiły piosenki Stachury. Brat kolegi z liceum grał w Starym Dobrym Małżeństwie, ale ja wolałem Kaczmarskiego.

  9. Wujek z Lądka zagrał jako dubler w filmie Baza Sokołowska czy coś takiego, scenariusz na podstawie książki, wyskakując z rozpędzonej ciężarówki z drewnem.

    Ojciec w 1968 szykował transporty do Czechosłowacji, a w stanie wojennym oglądał członków przyszłego rządu razem z klawiszami przez wizjer w jakimś zakładzie karnym. Klawisze wiedzieli, że to jest przyszły rząd i kpili z nich. Przedtem Havel i KOR uzgodnili w Karkonoszach, jak obalić komunę. Dzisiaj w Arłamowie powstaje park narodowy.

  10. Omówiłem krótko kulturotwórczą rolę gór w naszym nieszczęśliwym kraju. Jedynie Sebastian Pitoń i podhalańczycy nie zapiszą się w historii ze względu na niechlubną pamięć o Goralenvolku.

     

    Jam nie pański, nie hetmański, jeno wolny – bom niezdolny

  11. O tym, że powstańcy nie opanują Warszawy wiadomo było już 1 sierpnia wieczorem…

  12. A lud roboczy,wytrzeszcza oczy.

  13. W filmie fabularnym, tak samo jak w utworze literackim, każda scena jest przenośnią, dzięki czemu widz może interpretować obraz po swojemu, jeden widzi gołą d… a drugi dramat ludzkiej egzystencji, jednak dzieło filmowe musi też spełniać pewne reguły kompozycji, np. posiadać punkt zwrotny (kulminacyjny). „Punkt kulminacyjny (Climax). W punkcie kulminacyjnym filmu bohater podejmuje ostateczne wyzwanie, mierząc się z największą przeszkodą w całej historii, w wyniku której zostaje rozwiązana jego „zewnętrzna motywacja”. Rezultatem tego działania są odmienione dalsze losy bohatera”.

     

    Zadanie dla czytelników: wskaż punkt zwrotny w filmie „Siekierezada”.

     

    https://youtu.be/OmtcF62MsiU?si=Ke48Y4bYkgdoQmcv

  14. To jest przykład punktu kulminacyjnego w filmie.

  15. Stachuriada – Siekierezada odbywa się w Grochowicach, czyli w dawnym woj. legnickim, gdzie Stachura pracował przy wyrębie lasu oraz w domach kultury w różnych miejscach Polski. Kiedyś totalny off, dzisiaj jest to potężna impreza, na której stara się wystąpić każdy szanujący się artysta. Można dotknąć oryginalnej kurtki, szalika i chlebaka „Steda”, jak również zobaczyć oryginalne wrzosowiska występujące w jego piosence.

    Brat kolegi w SDM to Sławomir Plota. Skład zespołu często zmieniał się.

  16. ,,A lud roboczy ,wytrzeszcza oczy…,,

  17. W „Siekierezadzie” punkt kulminacyjny znajduje się w retrospekcji, czyli w przeszłości. Polacy mają swój punkt kulminacyjny w przeszłości i rozpamiętują wojny i powstania. Psychologowie twierdzą, że nasze życie jest zdeterminowane przez zdarzenia, które przeżyliśmy w wieku od urodzenia do trzech lat włącznie z życiem płodowym, których jednak zupełnie nie pamiętamy. Szukanie przyczyn jest daremne.

     

    https://youtu.be/RzhWcVA-zXY?si=wruMVr57XPBX1QL6

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.