lut 132024
 

Na początek chciałem się odnieść do dzisiejszego tekstu Bożeny, a także do komentarza, który umieściłem pod nim. Chodzi w tym tekście o to, że nikt nie rozumie jak działa system promowania treści deprawacyjnych. Ludzie, którzy awansowali, w drugim nawet pokoleniu, z chłopa na pana, nie pojmują, że ten awans jest oszukany, a oni sami nie są żadnymi panami, ale taką samą mierzwą, za jaką ich dziadków uważał Szmul z przydrożnej karczmy. Oferta zaś jaką się do nich kieruje jest dokładnie taka sama, jak jego oferta – płać, pij i się wynoś, bo inni czekają.

Zrozumienie tej prostej prawdy, przez aspirujących potomków małorolnych lub bezrolnych chłopów, którzy sami przez pół życia borykali się z wykluczeniem komunikacyjnym, jest poza zasięgiem ich umysłów. Ich pielęgnowane latami i sprytnie stymulowane przez różnych autorów kompleksy, wykluczają taką okoliczność. Ze sławnej, chłopskiej podejrzliwości i chytrości nie zostało w tych ludziach nic. Są wydani na pastwę mediów, autorów służących socjotechnice, ale celem prawdziwym są ich dzieci. One nie mają już pojęcia o niczym. I stan ten będzie utrwalany. Świadomość tego, co się dzieje mają oczywiście politycy określający siebie, jako obóz patriotyczny. Ale czy rzeczywiście? Moim zdaniem nawet nie w połowie. Ludzie ci bowiem widząc, jak podstępnie działa opisany tu wczoraj sojusz pomiędzy nadredaktorem i generałem, nie dostrzegają wszystkich jego konsekwencji. Są tak samo prości i żałośni w swojej prostocie, jak ofiary wieśniaczej propagandy ciśniętej ostatnimi laty przez różnych oszustów. Oto na wieść o tym iż odchudzą kanon lektur i wyrzucą zeń poetów, odezwał się Wencel, znany, współczesny poeta, którego do kanonu lektur wpisano na polecenie pisowskiego ministra edukacji, nie wiem którego, nie jest to istotne. Wencel napisał taki komentarz na twitterze:

 

Decyzją władzy ludowej moje wiersze znikną z listy lektur obowiązkowych dla liceum i technikum. Okrojony kanon ma obowiązywać od września. Odchodzę razem z Franciszkiem Karpińskim, Kazimierą Iłłakowiczówną, Tadeuszem Gajcym, Stanisławem Balińskim. Duma i honor!

Ktoś w patriotycznym rządzie wpadł na pomysł, żeby uczynić Wencla wieszczem. I on uwierzył w to, że nim jest. Ciekawe czy uczniowie uwierzyli? Zastanówmy się nad kwestią: jak to jest, że przez trzy dekady nie udało się umieścić w kanonie lektur żadnego tekstu Jacka Kaczmarskiego, a znalazł się tam Wencel? To jest niepojęte. Vox populi, co by nie mówić, wskazywał na Kaczmarskiego, ale nie – Wencel lepszy – dlaczego? Otóż dlatego, że wieśniacze mózgi urzędników od oświaty czytając jego utwory zaczynają uruchamiać swój chłopski spryt i myślą, że skoro to takie proste, to na pewno trafi do serc dzieci i wywoła tam falę ciepłych uczuć patriotycznych, a także zainteresowanie różnymi poważnymi problemami.

Porównajmy teraz wiersz Wencla z wierszem Kaczmarskiego, oba nawiązywać będą do tradycji i historii. Najpierw Wencel:

Moja muza jest matką czułości
żyje sama nad morzem poezji
w ciągu dnia zbiera muszle na brzegu
i naprawia porwane sieci

moja muza jest siostrą nicości
mieszka w wieży z kości poległych
wieczorami zapala latarnie
odprowadza wzrokiem okręty

Teraz Kaczmarski:

Rozeszli się do zajęć sennych, długotrwałych

Za biurka za małe dla królewskich zaleceń

Gdzie świtem pióra skrzypiące się łamały

A świecie świeciły, by nic nie oświecić

A w stolicy Sejm kończy obradyNa rękach niesiony uśmiecha się królAmbasadorowie nie zmieniają ról

Wiedząc jak łatwo od chwały do zdrady

Zwróćmy uwagę na to, że Gazeta Wyborcza, nawet kiedy Jacek Kaczmarski basował tam w tonach właściwych dla nadredaktora, nigdy go tak naprawdę nie promowała. Nie dołączono do żadnego wydania ani jednej jego płyty, nie wydano żadnej biografii ani antologii. Kaczmarski żyje wyłącznie poprzez swoich wielbicieli. Inaczej z Wenclem. On jest promowany przez wszystkie pisowskie media, a Gazeta od czasu do czasu szydzi z niego, co on bierze za komplement i nagrodę. To jest pomieszanie z poplątaniem. Gazeta, zabierając się za krytykę, dobrze wie kogo krytykować, żeby wywołać dlań tak pożądany entuzjazm po „naszej” stronie. Chodzi o beznadziejne przypadki zadufania i miłości własnej, takie jak Wencel, wyniesiony decyzją urzędnika do godności wieszcza, a teraz zdegradowany przez innego urzędnika. Czynności te czynią go w oczach wielu poetą prawdziwym, takim, który będzie punktem odniesienia dla przyszłych pokoleń. Czy będzie? Nie, bo nie po to promuje się Wenclów, żeby przyszłe pokolenia czytały polską poezję. Czyni się to w celu dokładnie odwrotnym. I czas najwyższy, by wszyscy to zrozumieli.

Nie zanosi się jednak na to, albowiem urzędnicy, którzy chcą przychylić nieba wszystkim dookoła, ufają, że promowane przez nich wartości są czytelne i zrozumiałe dla wszystkich, a także są trwałe. Dowiedziałem się, na przykład, że marszałek Witek prosiła Kosiniaka o opamiętanie się i przejście na stronę PiS, żeby ratować Polskę. Zaś ulubiony minister wszystkich chłopków roztropków czyli Przemysław Czarnek cieszył się ponoć, że Tusk zbuduje CPK, bo to według ministra oznacza, że presja działa.

Jakby tego było mało kandydat PiS na prezydenta Warszawy – Tobiasz Bocheński fotografuje się na twitterze z gazetą Karnowskich w ręku. To jest naprawdę niesamowite, bo tym ludziom wydaje się, że wspólnie tworzą jakąś jakość posiadającą moc nawracania grzeszników i swoją postawą potrafią przekonać ludzi tak zdeprawowanych i podłych jak Kosiniak, żeby ratowali Polskę. Nieprawdopodobne.

Skoro jesteśmy przy kwestiach edukacji, pozwolę sobie na pewną retrospekcję. W klasie piątej szkoły podstawowej podzielono nas, jak i inne dzieci w całej Polsce, na klasy sportowe i niesportowe. Nie chodziło bynajmniej o to, żeby wyłonić w wyniku tej selekcji jakieś talenty piłkarskie czy koszykarskie. Chodziło o to, żeby gamoni zebrać w jednym miejscu, a tych lepszych w innym. Tym gamoniom, dla niepoznaki dodawano zwykle dwóch, trzech zdolniejszych, żeby prowadzący ich nauczyciel nie zwariował. Do czwartej klasy podstawówki byłem jednym z najlepszych uczniów w klasie. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że trafiłem w roku szkolnym 80/81 do klasy skończonych bęcwałów. Ja i jeszcze jeden kolega, który potem zrobił wielką karierę w administracji państwowej, dziś już nieżyjący. Nie wiem jak to się stało, bo moi rodzice należeli do ludzi, którzy niejedno potrafili załatwić. Tu jakoś im się nie udało. Presja z zewnątrz była za silna. Nie wiem też, jak z tej opresji wyszedłem, ale jakoś mi się udało. Moje wyniki obniżyły się już w pierwszym roku znacznie, podobnie było z tym kolegą. Nie mieliśmy motywacji, a wymagano od nas wiele, bo byliśmy jedynymi kontaktowymi uczniami w klasie. Ja odrabiałem lekcje za kolegów, którzy byli fajni do zabawy, ale z tego programu nauczania nie rozumieli ni cholery. Pisałem wypracowania, a Krzysiek odrabiał za nich matematykę.

Metoda ta, zarzucona w końcu w szkole, została przeniesiona do polityki i propagandy państwowej. Trzeba mieć po swojej stronie poetów, to nic, że nie potrafią pisać, że są pretensjonalni, roszczeniowi i głupi. Najważniejsze, żeby pisali na wskazany temat. Wypromują ich media, a wrogowie – poprzez krytykę – utrwalą ich legendę. Nasza wychowawczyni też musiała jakoś legendować tych słabszych, nie mogła ich przecież wyrzucić. No ale cała jej złość skupiała się na nas dwóch, bo my cokolwiek rozumieliśmy, a wielokrotnie nie chcieliśmy współpracować. Jednego bowiem za cholerę nie potrafiliśmy pojąć – dlaczego my, w końcu dzieci, mamy brać odpowiedzialność za ten cały edukacyjny syfilis? Dziś nie rozumiemy tego dokładnie tak samo, ale jesteśmy starsi i jest nas więcej. Dobrze by było, żeby ktoś to zauważył.

Na koniec, z dedykacją dla wszystkich urzędników, tych o pochodzeniu chłopskim, a także tych innych, jeszcze jeden fragment wiersza Jacka Kaczmarskiego:

Odeszli w sukmanach, kurtach i opończachPo staremu się męczyć nad nie swoja roląKtoś powiedział – wiedziałem, że to się tak skończyNa żer wyszły obce wojskowe patroleA król bez królestwa chodził na spaceryNie ze swojej kasy utrzymując dwórI nie wiedział jeszcze niepotrzebny chórJakie kiedy i za co zalśnią mu ordery

Minęło dziesięć lat od wydania pierwszego numeru kwartalnika „Szkoła nawigatorów” Ponieważ każdy jubileusz musi być okraszony jakąś niespodzianką, dziś także nie może być inaczej. Choć prawie nigdy tego nie robię, raz się zdarzyło, bardzo dawno temu, postanowiłem, na trzy dni, obniżyć cenę niektórych numerów kwartalnika. Zupełnie okazyjnie i tylko dlatego, że jest rocznica. Promocja trwa do wtorku 13 lutego, czyli do dzisiaj, do godziny 21.00.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-29-oksytanski/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-28-tekstylny/

 

  25 komentarzy do “W obronie poetów”

  1.  

    Nie ma Pana Tadeusza i nie ma Norwida

    Pozostanie Nowacka i jej sprośna dzida  😉

    A na poważnie: Franciszek Karpiński (którego też ma nie być) pisał wiersze, śpiewane  do dnia dzisiejszego dla pokrzepienia serc i utrwalenia polskości. Nie przesadzę wcale jak napiszę, że są to największe polskie hity w historii. Między innymi: Kiedy ranne wstają zorze i Bóg się rodzi – moc truchleje 😉

  2. Jacek Kaczmarski był i jest w kanonie lektur.

  3. „Pan Tadeusz” i Norwid też są.

  4. Dzień dobry. Z ta świadomością naszego „obozu patriotycznego” rzeczywiście jest raczej kiepsko, choć ja podejrzewam, że statystyka rządzi jak zawsze. Część przeto naszych „patriotów” pewnie zdaje sobie sprawę w czym bierze udział, ale robi wrażenie zgoła przeciwne. Część ze złej woli niewątpliwie, ale inni wiedzą, że zważywszy na realia jedyną szansą na przeżycie jest udawanie idioty. Każde „corporate animal” to wie. Co zaś do poetów, to staram się teraz sięgnąć pamięcią wstecz i znaleźć jednego chociaż, który nie powstał przez urzędnicze mianowanie. Od Kochanowskiego poczynając. Ciekawe kto mianował Homera… Fenicjanie jak znam życie, oni już wtedy znali potęgę słowa. Na tym tle taki Kaczmarski jest przedstawicielem kategorii smutnej ludzi zdolnych i oszukanych, którzy myśleli, że poeta naprawdę jest tym, czym go się powszechnie określa. To go łączy ze ś.p. Prezydentem Lechem Kaczyńskim. Obaj coś myśleli. Obaj nie żyją. A karawana jedzie dalej…

  5. Gdzieś dzisiaj czytałam, że listy lektur od lat tworzy TA SAMA urzędniczka…

  6. Do wyboru. Nauczyciel i uczniowie decydują.

  7. Dlatego trzeba też mistrzostwo słowa realnie jest czymś innym niż się zdaje

  8. Moje dzieci go nie przerabiały, to jakaś rzadkość musiała być

  9. Nauczyciele mają spore pole manewru. Mogą wstawić co zechcą, byle im się chciało.

  10. Te zmiany nie są tak proste jak myśli Nowacka. Są jeszcze wydawnictwa… a tu kasa musi się zgadzać.

  11. Biorąc pod uwagę sposób wykreślania treści z historii, nie tylko się zdziwię, ale zwątpię w istnienie zdrowego rozsądku i logiki. ” Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie.”

  12. Nauczyciele często zmuszeni są ” tłuc” materiał pod maturę. Ci od zadań maturalnych mają na tapecie kilka dużych tekstów lektur z nieśmiertelną ” Lalką” na czele i serwują ciągle z tego samego worka. W szkole najważniejsza jest zdawalność i mamy, to co mamy – ograniczenie do minimum zrealizowanych treści.

  13. Wencla na szczęście na maturze jeszcze nie było

  14. Raczej nie grozi. Będą serwować ” Campo di Fiori” Miłosza. Wyjątkowo kłamliwe wierszydło albo jeszcze podlejsze ” Jeszcze” Szymborskiej.

  15. W czasach komuny wymyślili nawet taką metodę interpretacji utworów, która polegała na tym , że wiersz miał się sam tłumaczyć bez kontekstu filozoficznego, historycznego itp. Pewnie do tego wrócą. Światowej sławy polscy historycy tak już tłumaczą różne wydarzenia z czasów drugiej wojny.

  16. Którzy to są ci – światowej sławy?

  17. Np.:  Jan Tomasz Gross…

  18. Nie wiem czy to dobry przykład, bo JTG miał jeszcze sny czy wizje.

  19. Anne Applebaum, Magdalena Ogórek…

  20. Znana m. in. w Watykanie i w Austrii.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.