mar 282021
 

Sprzedaż treści nie jest łatwa i ja wiem o tym najlepiej. Kłopot z ludźmi próbującymi sił na rynku polega na tym, że oni dodatkowo dociążają swój towar, w taki sposób, żeby czytelnika zniechęcić, albo czynią go wtórnym, co wywołuje ten sam efekt. Dlaczego tak robią? Tego nie wie nikt, a najmniej oni sami. Myślę jednak, że powodem jest pułapka, w której tkwi cała newsowa publicystyka. Ona jest posegmentowana, tak jak rynek książki. Moderatorzy zaś dystrybucji pilnują, żeby nikt nie próbował sprzedawać niczego poza zaakceptowanymi formułami. Musi być więc seks, przemoc i hitlerowcy, bo to najlepiej się sprzedaje. To jest oczywiście nieprawda. Jako człowiek handlujący książkami z istoty niesprzedawalnymi, które mają dziwaczne tytuły i poruszają niezrozumiałą tematykę, wiem o tym dobrze. Segmenty nie służą ułatwieniu sprzedaży, ale są po to, by można było łatwiej kreować autorów lansujących formaty propagandowe. Te zaś najlepiej wchodzą do głów i serc poprzez formuły lekkie lub rzekomo lekkie. Tak to zostało zadekretowane i tworzy dziś żelazną zasadę organizacji sprzedaży. Powtórzę więc jeszcze raz – to nie działa. Formaty dziwaczne idą lepiej, nawet jeśli położyć je wśród samych hitów literatury kryminalnej i pornograficznej. No, ale – jako się rzekło – nie o sprzedaż chodzi, bo przecież nikt nie działa na rynku książki dla pieniędzy. Poza takimi frajerami jak ja, rzecz jasna. Rynek książki to wyłącznie domena propagandy, która musi być obecna w formatach wymienionych wyżej, ale także innych: Fryzjer z Auschwitz, Senior account menager z Auschwitz, pokojówka z Auschwitz, owczarek niemiecki z Auschwitz, który jeździł koleją i został przewodnikiem niewidomego rabina. Podobnie jest z publicystyką. Oto wczoraj udało się publicystom z działu sportowego WP odnaleźć polskiego esesmana. W dodatku sportowca. To jest owoc tak słodki, że w zasadzie wszystkie ośrodki propagandy adresowanej do byłej już gimbazy powinny otwierać całe skrzynki szampana. Nie dość, że Polak, to w SS i jeszcze deklasuje orły Górskiego, a może nawet i samego Lewego! Jest tylko jeden problem, a właściwie dwa. No dobra, trzy…a w zasadzie to cztery….Okay, zacznę od linku. https://sportowefakty.wp.pl/zuzel/930177/polski-sportowiec-z-mroczna-historia-sad-wydal-na-niego-wyrok-smierci

No to teraz po kolei. Facet uprawiał żużel przed wojną i rzeczywiście miał jakieś wyniki. No, ale wszyscy wiemy co to jest żużel. To jest mianowicie ulubiony sport Mieczysława Wachowskiego. I na tym można by zakończyć pogadankę, ale on się nazywał Albrecht von Alvensleben. Jego matka to co prawda Katarzyna Bnińska, ale coś z tą matką było wyraźnie nie halo. Po przeczytaniu tego tekstu człowiek dochodzi do wniosku, że w tej fantastycznej rodzinie normalny był tylko ojciec polskiego esesmana, stary hrabia Joachim von Alvensleben. Facet prowadził z sukcesem duży majątek, był w porządku wobec swoich pracowników, nawet kiedy wybuchła wojna. No, nie miał szczęścia w życiu osobistym, ta niby polska szlachcianka, zostawiła go w cholerę razem z majątkiem, a syn zamiast interesować się agronomią, jeździł bez przerwy na motorze. Żona uciekła do Sopotu, co jest, jak na polską szlachciankę kierunkiem dość ekstrawaganckim. W dodatku puściła tego Joachima kantem, akurat jak facet wrócił z frontu i z tego co można zrozumieć, zostawiła mu dziecko ( jak się później dowiedziałem, aż dwoje). I tu mamy kolejny kłopot, bo to było jej dziecko, ale nie jego. Nie możemy się jednak domyślić, czyj był ten chłopak, bo autor artykułu umiejętnie dozuje napięcie. Niemiecki ojczym poświęcał mu czas i pieniądze, pozwalał na uprawianie ekstrawaganckiego sportu, który przyniósł mu sławę. Co w tym czasie matka robiła w Sopocie, nie wiemy, ale raczej na pewno nie szukała męża wśród polskich ziemian żyjących jak tradycja i Pan Bóg przykazują.

Kiedy do władzy doszedł pan Hitler, Albrecht, polski żużlowiec, jak go w tym artykule nazywają, był już żonaty. Wżenił się w rodzinę popierającą NSDAP, która zaczęła kształtować jego poglądy. Jak na prawdziwego polskiego esesmana przystało, najpierw zadenuncjował ojca, którego wywieźli do Dachau, a on przejął po nim majątek. Nie wiemy czy dobrze gospodarował, bo okazało się, że swoim postępowaniem bardzo wkurzył matkę. Ta zaś napisała na niego donos. Nie do jakiegoś tam szmatławego gestapo w Bydgoszczy czy Gdańsku, nie do siedziby SD w Berlinie, ale do samego Heinricha Himmlera. Tak właśnie. I w tym liście wyznała Henrykowi, że ten cały Albrecht nie jest w ogóle synem Joachima, ale pewnego argentyńskiego Żyda nazwiskiem Rodriguez, po którym słuch zaginął. Ku uciesze matki polskiej ziemianki, cały czas bezpiecznej mimo szalejącego terroru, syna, który już należał do SS wydalono ze służby. Jego ojciec zaś, został, poprzez kontakty dyplomatyczne uwolniony z obozu. Musiał wrócić do żony, która w przez całą wojnę mieszkała w Obersdorfie. I teraz powiedzcie mi jak to jest możliwe, że polska szlachcianka, spokrewniona z Adolfem Bnińskim, wojewodą poznańskim, którego aresztowano, torturowano, a wreszcie zamordowano, ponoć szczując psami, ma w czasie wojny możliwość mieszkania najpierw w Sopocie, potem w Obersdorfie i jeszcze pisze listy do Himmlera denuncjując własnego syna jako Żyda?

To jedna kwestia. Druga jest moim zdaniem ciekawsza. Z tej ultra fantastycznej historii polscy publicyści wyciągają, to co według nich jest najważniejsze – mroczną przeszłość polskiego sportowca. A chodzi im o chwilową przecież przynależność do SS. Nie o to, że matka, jest – z niezrozumiałych powodów – traktowana w Rzeszy, jak gość specjalny, nie o to, że jego biologicznym ojcem był żydowski profesor z Argentyny, nie to, że ojciec będąc Niemcem miał polskie obywatelstwo i jak wszyscy polscy ziemianie został okradziony przez władzę socjalistyczną w wyniku działań zwanych reformą rolną. Najważniejsze jest, że syn był w SS i że wydano na niego wyrok śmierci. No, ale go nie wykonano. A na pewno nie wykonało go polskie podziemie. Pan Albrecht von Alvensleben najpierw zmienił sobie nazwisko na Werner, a potem, nie niepokojony przez nikogo wyjechał do Argentyny. Może chciał kogoś odwiedzić? O tym niestety dociekliwi publicyści milczą. Ponoć władze komunistyczne wystąpiły o ekstradycję byłego, polskiego sportowca, ale władze amerykańskie i brytyjskie nie zgodziły się na to. Ciekawe czemu? Może powodem było to, że matka Albrechta wzięła ślub z jego ojczymem nie w Ostromecku wcale, a nawet nie Bydgoszczy, ale w Londynie? Sam nie wiem. Ponoć Albrecht został zastrzelony gdzieś na ulicy, przez kogoś, kto miał do niego jakieś urazy. No, ale nic bliższego o tym nie wiadomo, tak samo, jak nie wiadomo co wykładał ten jego biologiczny ojciec Rodriguez. Jego ojczym zaś, stary hrabia Joachim, oszukany przez żonę, na której łasce pozostawał, okradziony przez polskich socjalistów, a wtrącony do ciężkiego więzienia przez niemieckich, dożył roku 1967. Zmarł mając lat dziewięćdziesiąt. Z pewnością było to niezwykłe życie. Ponoć jest nawet o nim jakaś książka po polsku. Nie znam jej, niestety. Zostawiam Wam, tylko krótki artykulik.

http://stronarodzinna.ma7.eu/preyss/artykuly/gd3jonarmartinalvensleben.html?i=1

  15 komentarzy do “Wreszcie znaleźli polskiego esesmana czyli sensacja goni sensację”

  1. Gdyby się skupić na najważniejszej osobie noszącej nazwisko Bniński to majątki; Gułtowy, Biskupice, Janowo, Nowojewo, Wysławice. Ożeniony z hr Skórzewską,  w 1923 roku powołany na stanowisko wojewody poznańskiego, pod koniec 1940 roku został powołany jako jeden z trzech Delegatów Rządu  dla Ziem Wcielonych do Rzeszy z siedzibą w Poznaniu , aresztowany  26 lub 28 lipca 1941 r podczas wizyty Herberta Stricknera funkcjonariusza niemieckiej Służby Bezpieczeństwa w Poznaniu, aresztowanie  podobno w celu rozpoznania możliwości stworzenia oddziałów polskiego wojska które wraz z Wehrmachtem walczyło przeciw bolszewikom. Bniński przebywa w forcie VII, był to obóz przejściowy Gestapo, więziono go tam do lipca 1942 roku, w dniu 7 lub 8 lipca wywieziony z Fortu.

    wersje jego smierci;

    – rozstrzelany w okolicach Stęszewa 7 lub 8 lipca

    – wg zeznań SS-mana Gorfla /cytuję/

    biedni ludzie samochód z Bnińskim i współwięźniami pojechał z Fortu VII do Ogrodu Zoologicznego, a biedni więźniowie umierali mężnie, zginęli straszną śmiercią gorzej jak za czasów Ner0na.  …

    czemu ma służyć wrzucanie nazwiska Bniński/Bnińska do tekstów plotkarskich …

  2. Nie wystarczy kogoś zamordować, trzeba jeszcze zniszczyć jego dobre imię.

  3. tak , Bnińscy korzeniami swoimi sięgają czasów piastowskich a także … po zamachu majowym A. Bniński został przez prawicę,  w wyborach prezydenckich zgłoszony do  Zgromadzenia Narodowego jako jedyny kontr kandydat Piłsudskiego. W dn 31 maja na Bnińskiego oddano -193 głosy, na Piłudskiego – 292 głosy. Piłsudski wyboru nie przyjął i wysunął na stanowisko prezydenta – Ignacego Mościckiego, profesora Politechniki Lwowskiej , socjaliści zgłosili kandydaturę Zygmunta Marka. Kolejne wybory 1 czerwca,  wykazały że A. Bniński i Ignacy Mościcki otrzymali prawie tę samą liczbę głosów tj. 211 i 215. W drugiej turze posłowie lewicy oddali swoje głowy na Mościckiego i  otrzymał on – 281 głosów,  a Bniński – 200.

    Wybór Mościckiego na prezydenta przyjęto w Poznaniu -z całą lojalnością- słowa wojewody A.Bnińskiego

  4. Zapisy na nazwiska mają się dobrze. Jeśli wspomną to tylko w dwuznacznym kontekście i z takimi półprawdami, słowem kłamliwie.

  5. Poszukiwania polskiego esesmana będą kontynuowane. Ten ma niezadowalające nazwisko. Może się ono czytelnikom niewłaściwie kojarzyć 🙂

  6. Niebawem w Niemczech znów prawdziwa lewica dojdzie do władzy.

  7. Ponoć Smarzowski już był w Ostromecku, coś pomajdruje i wyjdzie film taki, że hej

  8. Miejmy nadzieję że weżmie Piestraka na doradcę to będziemy mieli ubaw…

  9. A ten profesor to postać rzeczywista czy wymyślona?

  10. Dzisiejszy tekst ma wielki ciężar gatunkowy. Gdyby ktoś powierzył Coryllusowi scenariusz sagi o dwóch rodach arystokratycznych wywodzących się z kronik lub legend średniowiecznych, to otrzymałby panoramę obejmującą katolików i Lutra, rozbiory Polski, powstania listopadowe i styczniowe, likwidację państwa kościelnego dzięki pokonaniu Francji w 1870, a także Bnińskiego, który przeżył za  Piłsudskiego, i przyjaciela von Papena, Alvenslebena, który nie przeżył Hitlera. Po wywłaszczeniu i wykończeniu arystokracji pozostają napoleonki, hitlerki i brukselki. Na słońcu arystokracji też są plamy. Oto jedna:

    W roku 1904. „Rodzina hrabiów Bnińskich przeprowadziwszy bardzo żmudne i trudne śledztwo w sprawie modliszewskiej, wydała następujący wyrok: 'Zebrani członkowie rodziny, Bnińskich przekonawszy się na mocy niewątpliwych dowodów, że były porucznik Jan Bniński, urodzony w roku 1873, zakupił jako figura podstawiona majątek Modliszewo dla komisyi kolonizacyjnej, a tem samem popełnił czyn haniebny, równający się zdradzie kraju, oświadczają: że wypierają się niniejszem powyżej wymienionego Jana Bnińskiego i za członka rodziny go już nie uznają’.

    Z polecenia i w imieniu zebranej

    rodziny Karol Bniński”

  11. podobna sprawa,

    właśnie za namową  Szkoły Nawigatorów obejrzałam dwie części Wspomnień Bł ks. Sopoćki, też jest tam wzmianka o sprzedaży majątku  /okolice Wołożyna/ , uprawianego w arendzie,  przez kilkadziesiąt lat, przez rodziców księdza, aż decyzją zarządcy Tyszkiewiczowskich majątków została ziemia sprzedana moskwicinowi.  a rodzina polska poszła na poniewierkę.

  12. Plenipotent Administracji Dóbr  Tyszkiewiczowskich nazywał się Unichowski, sprzedaży dokonał w 1906 roku, jeszcze wnosząc do sądu o zaległe czynsze dzierżawne w wys. 860 zł, a to było bezpodstawne kłamstwo

  13. Dzięki temu aktowi mój naród tj. Polacy w mojej Wielkopolsce przetrwał. Niestety poza tym obszarem nie przetrwał, poza być może pewną potencją, wyczytana tu lub tu, ale to zdecydowanie za mało !

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.