kw. 022024
 

Od dłuższego czasu, tak ze 150 lat już z okładem, świat zajmuje się nieustającą produkcją tandety. Czyli przedmiotów, które rozpadają się w rękach po czasie nieprzewidywalnym, ale krótkim.. Wobec konstatacji jaką mamy w tytule, należy stwierdzić, że każda próba podniesienia jakości tandety prowadzi do produkcji jeszcze większego szajsu. No chyba, że przeciwko tandecie użyjemy argumentów ostatecznych czyli politycznych i religijnych, których konsekwencją będzie zakaz produkcji tandety. Tak się jednak nie stanie, albowiem zarabia się wyłącznie na produktach niskiej jakości sprzedawanych za wysoką cenę. I ja tu chciałem dziś zaprezentować kilka rodzajów tandety, które ostatnio rzuciły mi się w oczy. Oczywiście jest to subiektywny i osobisty wybór, bo ktoś może przecież myśleć, że to co wskazuję to po kolei ósmy, dziewiąty, dziesiąty i kolejny cud świata.

Oto wczoraj wyświetliły mi się w telefonie informacje o bardzo drogich obrazach, które sprzedaje się za więcej niż milion, albo za kwoty do miliona zbliżone. Bohaterem pierwszego newsa był ten pan https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Czajkowski_(malarz)

A drugiego ten: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gracjan_Roztocki

Jest między nimi jednak istotna różnica. Ten pierwszy rzeczywiście sprzedaje swoje obrazy, a ten drugi nie ma pojęcia jak to zrobić, ale ktoś odeń kupił te malunki i wystawia je za horrendalne kwoty. Najprawdopodobniej czekając na kogoś, kto musi gdzieś upuścić znaczne kwoty. I pewnie się doczeka, bo czemu nie? Media zaś zrównują obydwu malarzy podając informacje o nich na hot spotach. Po co się tym zajmujemy? Ja osobiście piszę to dlatego, że chciałbym zobaczyć historyka sztuki lub krytyka, który sprzedaży dzieła Roztockiego, uwiarygadnia je przed kamerami i oprowadza zwiedzających po wystawie gdzie te obrazy wiszą. Bez tego bowiem ta twórczość nie będzie wiarygodna, nawet jeśli ktoś zapłaci za nie miliony. Czajkowski już jest wiarygodny, albowiem pełni funkcję profesora w łódzkiej ASP, a maluje w taki oto sposób https://piotrczajkowski.com/#1

Jak wszyscy wiemy podniecanie się tym, że sztuka jest pretensjonalna nie ma sensu, czynimy to wyłącznie po to, by pokazać, że z drogi ku ostatecznej tandecie nie można zjechać, bez decyzji poważnych, czyli narażających na szwank finanse różnych organizacji. A przez to pośrednicy, którzy uwiarygadniają transakcje w obszarze sztuki narażeni się na takie niespodzianki, takie jak Gracjan, którego dzieła za chwilę staną się przedmiotem spekulacji.

Nie wiem, jak to się stało, ale coś mnie skłoniło wczoraj do poszukiwania biogramów tak zwanych młodych pisarek, które dobrze się zapowiadały w latach dziewięćdziesiątych. Jedna z nich dostała Nobla i o niej akurat mówić nie będziemy, ale co z resztą? Człowiek w swojej nieopisanej głupocie wierzył, że pisarz to taki, co pisze. Na przykładzie tych pań widać, że jest dokładnie na odwrót – pisarz może i musi pisać, ale pisarka już wcale nie. No chyba, że chce Nobla i wtedy męczy się lata całe, żeby wydusić z siebie to opus magnum, jak Tokarczukowa. Wszystko po to, by zmusić do pokory wobec dzieła nawet prezesa Kaczyńskiego, który będąc przecież świadom mechanizmów napędzających ten świat, wyznał kiedyś, że próbował przeczytać „Księgi Jakubowe”. Po co? Bo pewnie objętość dzieła go zaintrygowała, no i ten Nobel. Nie widzę innych powodów.

No, ale jak jest z innymi młodymi pisarkami? Taka Magdalena Tulli, w istocie, jak pisze wiki – Maddalena Flavia Tulli, rocznik 1955, napisała raptem 10 książek, a wszystkie razem mają chyba mniejszą objętość niż te całe „Księgi jakubowe”. Ja zapamiętałem, pewnie niedokładnie, ale niech tam, skrót fabuły jednej z nich. Chodzi o to, że główna bohaterka jeździ po mieście tramwajem i boi się z niego wysiąść, albowiem cały teren opanował faszysta Kaczyński i za chwilę zacznie się noc długich noży. Czy jakoś podobnie to szło. Jeśli coś pokręciłem, bardzo przepraszam. Co sprzedaje pani Tulli poprzez swoje książki? Jakieś silnie nieautentyczne emocje, jak sądzę, podkręcone przez pośredników czyli dziennikarzy GW, którzy w latach dziewięćdziesiątych pisali o jej genialności, ale nagrody NIKE nikt jej jakoś nie dał. Może to nawet dobrze świadczy o Magdalenie Tulli. Kto wie?

Absolutną rekordzistką jest Natasza Goerke, rocznik 1960. Napisała pięć książek i zrobiła kilka przekładów. Obecnie mieszka w Nepalu i, jak można wnosić z biogramu, szykuje się do dalszej produkcji opisów swoich przeżyć wewnętrznych, na które już czekają rzesze czytelników. Kiedyś przeczytałem gdzieś, że pisarka ta wyjechała do Argentyny, tam poznała jakiegoś bogatego pana, którego poślubiła, a potem ten pan, mocno od niej starszy, zmarł i zostawił jej majątek. To by wyjaśniało oszczędną bardzo twórczość pani Nataszy, ale kto tam może wiedzieć, jak było naprawdę.

Całkiem już zapomnianą geniuszycą lat dziewięćdziesiątych, która prowadziła w dodatku „Wysokie obcasy” kurs pisania dla panien jest Izabela Filipiak rocznik 1961. Napisała ona dwanaście książek, a wszystkie są, jak i w poprzednich przypadkach, dziełami wybitnymi. Niestety mało osób o nich wie, bo wspomniany tu już faszyzm, który Magdalena Tulli obserwowała z tramwaju, zatriumfował i inne treści są konsumowane przez czytelników. Czy to jakoś przeszkadza młodym pisarkom z lat dziewięćdziesiątych? Najwyraźniej nie, one mają pozycję i lokalną sławę, więc nie muszą się niczym przejmować. To te młodsze mają problem. Wczoraj jakaś sławna pisarka, której nazwiska nie słyszałem wcześniej, wyznała, że pozbawiono ją etatu i teraz nie ma z czego żyć. Nigdy bym nie przypuścił, że pisarki mogą pracować na etatach.

Wszystkie te autorki, próbują nadać swoim dziełom charakter wtajemniczenia; ciekawego lub straszliwego. I w zasadzie nie ma od tej reguły odstępstw. Pomyślałem więc sobie, że chyba jestem głupi wypuszczając ciągle jakieś drogie i najwyraźniej niepotrzebne nikomu tytuły. Trza usiąść spokojnie i napisać coś, co będzie miało podobny charakter, a nie zmęczy mnie wcale, objętością będzie przypominać dzieła Magdaleny Tulli, a ceną „Księgi Jakubowe”. Może się jakiś sponsor nawet trafi? Któż to może wiedzieć…Oto bowiem przed nami ostatnia odsłona tandety, tym razem upolityczniona w sposób otwarty i wcale nie zawoalowany. Wczoraj na niezalezna.pl ukazał się tekst Katarzyny Gójskiej-Hejke, który prof. Cenckiewicz nazwał antypisowskim. A do tego użył w opisie charakterystycznego dla blogerów wyrazu „nasi” pisanego w cudzysłowie…Niesamowite. Oto wspomniany tekst https://niezalezna.pl/polityka/katarzyna-gojska-bylo-osiem-lat-na-rozliczenie-kooperacji-z-rosja/514698

Oto po ośmiu latach kadzenia PiS, po ośmiu latach wyciszania wszelkich krytyk, a także po trzech miesiącach rządów Tuska, pani Hejke wskazuje, na to, o czym cały Internet pisał w zasadzie do roku 2015. Niesamowite. Najbardziej niesamowite jest jednak to, że środowisko niezalezna.pl, w swojej nieopisanej pysze brało udział w pudrowaniu tego trupa, jakim była pisowska kampania wyborcza i uczestniczyło w demonstracji bezsilności całej struktury. Teraz zaś wołają – łapaj złodzieja. Ktoś zapyta dlaczego ja to łączę z pisarkami i malarzami? Bo jest to ten sam sznyt. To samo odkrywanie Ameryki w konserwach, jak się drzewiej mawiało. Ten sam banał i ta sama koniunkturalna bezsilność, demonstrowana w chwili kiedy ma się wszystkie gwarancje na bezkarność. Choć przecież nikt by pani Hejke nie ukarał, gdyby z taką krytyką wystąpiła wcześniej. Tak jak zrobił to choćby prof. Nowak, który też zrobił to za późno.

Zapewne – jak przypuszczam – sytuacja jest na tyle poważna, że wszyscy pokazywani w filmie „Reset” generałowie nie ostoją się w strukturach, w których ich usadzono. Kiedy zaś zostaną zwolnieni niezalezna.pl ogłosi, że to dzięki ich krytyce, której posłuchał nawet Tusk. Obstawiam, że tak właśnie będzie. No, ale poczekajmy….

  31 komentarzy do “Wszystko jest tandetą”

  1. Po co?
    Prezes Kaczyński, wyznaniem że próbował przeczytać „Księgi Jakubowe” dawał znać banksterom. że ten teges 😉

    A prof. Nowak to był szybszy tylko o dwa tygodnie od red. Hejke 😉

  2. My za to byliśmy szybsi od wszystkich. Nie wiadomo tylko po co?

  3. Dla mnie wiadomo.Gdyby było inaczej,nie byłby pan wydawcą i nie prowadził tego portalu.Zastanawiam się tylko jak pan to dźwiga codziennie.?

    I tak trzymać,dalej !

  4. Uderzyłeś w stołów, że ho, ho. Wspólnym mianownikiem jest tandeta ale i totalny brak pokory i zaburzona samoocena. Szpaler tandeciarzy jest długi. Odnoszę wrażenie, że niekończący się. Pisarki (Manuela!!), pisarzy. Dziennikarki i dziennikarzy. W służbie tandety. Mdli mnie pisząc o tym.

  5. Wspólnym mianownikiem są pieniądze i pragnienie wywyższenia siebie.

  6. Gdybyż to był tylko problem literatury i malarstwa, to byłoby to tzw. „pół biedy”. (Sorry, t0 nie jest lekceważenie.) Tymczasem rzecz zatacza tak szerokie kręgi, że „głowa boli”, a czasami – dość często – również inne części ciała, także zakończone otworami (o szczegółach potem). Natchnął mnie do tych wynurzeń przeczytany gdzieś tekst o tym, jak to upadła jakość rowerów. Faktycznie, pomyślałem, wcześniej bywało, że służył takowy przez pokolenia bo tam nie było co naprawiać, a jeśli już to jakąś dętkę załatać, czy w końcu wymienić (nota bene mój ojczulek to taką nieużywaną dętką księdzu swój ślub opłacił w październiku 1945 – akurat taka była księdzu niezmiernie potrzebna). A teraz wiadomo – cieszyć się, gdy rower parę lat posłuży lub da się go jakoś naprawić.

    A z poważniejszych rzeczy – to zgroza!! Jedzenie (w markecie) podłe, lepiej nie tykać. Kto ma dostęp do lepszych źródeł (i nieco więcej kasy), ten jakoś przetrwa. O reszcie, to szkoda gadać. Ze „służbą zdrowia” to nawet nazwa sama zaczyna odstraszać, chyba że terminy wizyt tak odległe, że do „odstraszania” w ogóle nie dochodzi przed wiadomym finałem. Kilka osobistych przeżyć daje do myślenia, w tym związane z ww. otworami, co opisałem (pewnie niepotrzebnie) w którymś z komentarzy na SN. Dobrze, że udało się znaleźć porady i środki, dające poważną nadzieję wybrnięcia z kłopotów bez potrzeby korzystania ze skierowań (już dwukrotnych) do tego samego ciągle szpitala, cierpiącego najwyraźniej na brak pacjentów, zdolnych do wiadomych wyrazów wdzięczności, na „przemiłą operację. Tymczasem – obym nie „zapeszył” – problem (rzekomy guz) udało się najwyraźniej „wysikać” po zastosowaniu środka rozpuszczającego, co potwierdziło podejrzenie, że nie guz, a zaledwie skrzep krwi. Które to krwawienie – not bene – obydwu dawców skierowań – w ogóle nie obchodziło. Trzeba było samemu się „dokształcać”.

  7. To wszystko domaga się jakiejś zmasowanej satyry w literaturze i teatrze…Niestety ciągle grają „Ożenek”

  8. W psychologii jest taka zasada (zachowania energii i uwagi), że zanim pozna się wartościową osobę (osoby), to najpierw trzeba się pozbyć toksyka (-ów) ze swojego życia. To samo dotyczy rzeczy, książek, autorów, być może również malarstwa i artefaktów – chcesz mieć dobre rzeczy, to najpierw zrób dla nich miejsce.

    Pani Psycholog (jedna z moich ulubionych) daje taką oto radę w tym zakresie:

    https://youtube.com/shorts/95rFV3d4Vb8?si=j9wPsCAvWFxnpr-7

     

    Ps. Widzimy się we Wrocławiu 4 kwietnia!

  9. Czy na potkaniu we Wrocławiu będzie w sprzedaży ksiązka ,, Wojna domowa”?

  10. Raczej nie, bo jeszcze jej nie wydrukowaliśmy, ale będę o niej opowiadał

  11. Dzień dobry. Cóż, produkcja tandety – jak zjawisko ekonomiczne i kulturowe – związane jest nierozerwalnie z pozbawieniem ludzi pieniędzy i zastąpieniem ich papierem, plastikiem, wreszcie liczbą na ekranie komputera, bo nie na wyciągu przecież. Ja mam po pradziadku zegarek, za który zapłacił był on złotą monetą. Chodzi do dziś, choć jest raczej na etacie pamiątki rodzinnej. Chodzi mi o to, że żeby była sztuka i rzemiosło – to musi być mecenat i rynek. Z pieniędzmi. Prawdziwymi. No ale to komuś mocno przeszkadzało, że człowiek ma aż tyle wolności – ile monet w sakiewce. Zły jest bowiem wrogiem wolności, którą Stwórca obdarzył człowieka. Ach, gdybyż jeszcze dał nam choć tyle rozumu, żebyśmy umieli tę wolność zachować. A propos – miłego VATu na żarcie :]

  12. Wystarczy przyjąć założenie, że sztuka jest w oku patrzącego i wtedy wydanie miliona (wszystko jedno czego) za bohomaz jest racjonalnym podbudowaniem ego i własnej wyjątkowości „w gronie” i w środowisku .

  13. – w oku to może być co najwyżej źdźbło. Albo belka. Po „Nowych szatach cesarza” temat jest właściwie wyczerpany. Tylko zakończenia – takiego jak u Andersena, w życiu nie będzie…

  14. Sztuka jest nieodzownym elementem spekulacji na wielką skalę, ważniejszym niż nieruchomości…tak więc musimy się przygotować na najgorsze

  15. Człowiek ma tyle wolności, ile jest w stanie zdobyć i obronić, a nie tyle ile ma monet w sakiewce. Amerykanie mają takie eleganckie określenie: „skills that pays the bills”. Odnośnie niewypowiedzianej wprost żałoby za tzw. standardem złota w pieniądzu kruszcowym jako lekiem na całe zło, to informuję że gospodarki oparte na takiej walucie to gospodarki permamentnej drożyzny (patrz. skrawanie i psucie pieniądza przez władców, oparcie waluty o srebro w państwie Franków, wreszcie wprowadzanie monet, choćby miedzialnych etc.). Cała ta pomyłka przez to, że komentujący patrzy na gospodarkę z perspektywy pracownika, a nie handlarza. Dla handlarza wystarczy przetrzymać towar i wyspekulować inflację (patrz: kontrakty terminowe). Komentujący nie rozumie, że jedynymi ludźmi, którzy w KAŻDYM SYSTEMIE GOSPODARCZYM dostają w d… są pracownicy z definicji, gdyż tylko oni z definicji nie dostają za pracę tyle, ile ona jest warta, bo nawet gdyby nie było podatków i ZUS-u, to pracodawca też chce mieć jakiś zysk. Problem polega na tym, że polska gospodarka jednym ze swoich filarów uczyniła właśnie pracę. Wystarczy przypomnieć, przez ile lat głównym hitem eksportowym do Niemiec i Anglii byli właście Polacy (jadący tam do pracy) oraz wszystkie wywody tutejszych ekonomistów o „montowniach koncernów”, konkurencji „tanią siłą roboczą” itp. Efekt, jest taki, że w odróżnieniu od Chin czy Japonii, które także przerabiały ten etap, tutejsze Januszexy nie wpadły na pomysł by jakieś technologie wyszpiegować a tamci jak najbardziej tak i teraz Azjaci już generalnie stoją na własnych nogach (a na pewno bardziej stoją niż tutejsi). Ale żeby tego rodzaju projekty skutecznie snuć, to nie można iść na wybory parlamentarne i przy 70% frekwencji zrzec się własnego państwa (tym razem już nawet zaborcy niepotrzebni), i wybrać (zamiast premiera) syndyka masy upadłościowej, wybierając to, co teraz się już oficjalnie nazywa „obywatelstwo europejskie”.

  16. W celu odreagowania po obrazach Czajkowskiego udam się w najbliższym czasie na Starówkę i popatrzę, może kupię, na szkice i dzieła malowane przez artystów ulicznych. Przynajmniej  są dla zrozumiałe. I cenowo dostępne;-)

  17. To w sumie banalne. Dlaczego nie odważy się Pani na więcej?

    https://youtu.be/YzDB1kk8IVk?si=baAkZeATW5kmHKGu

  18. Ta sama ludzka golizna, co w baśni, ale przhttps://images.app.goo.gl/f4t3LHZXjRNWS8FQAeniesiona na płótno jest już ok?

  19. Ta sama ludzka golizna, ale przeniesiona na płótno jest już ok?

     

    https://images.app.goo.gl/f4t3LHZXjRNWS8FQA

  20. – niewątpliwie. Mówiliśmy tu już o tym. Wystarczy pomazać czymś płótno i zmusić ludzi by uznali, że to warte tyle, co worek złota. Jeszcze raz – nowe szaty cesarza.

  21. – ja patrzę z perspektywy płacącego za wszystko, czego potrzebuję. Wiem, że prościej jest grabić, ale jakoś tak… W każdym razie pamiętam z opowieści, że kiedyś jak się miało te głupie pięć złotych w garści (srebrne) to człowieka szanowali jako potencjalnego klienta. Dzisiaj – zjawisko nieznane. Jesteśmy dla nich stadem – pardonne moi – gównojadów.

  22. Proszę Pana… jeżeli ktoś zarabia naprawdę duże pieniądze, to nie ma głowy do innych rzeczy i nie musi się znać na sztuce. Ma od tego ekspertów i marszandów.

  23. A poza tym o tym, co będzie wisiało na ścianie w salonie decyduje reprezentacyjna żona, ewentualnie nowa żona, młoda sziksa, więc mecenas sztuki zupełnie nie musi się na niej znać.

     

    https://youtu.be/TStDfe_n1jc?si=IQZLq-7uBaoZgT-S

  24. Ona jest teraz Gojska czy jedak Hejke, bo sie gubie

  25. Zrobił miejsce innym.

    Ja swoich dzieł nie wyrzucę.

  26. Bo to wszytko przez to, że sztuka w dzisiejszych czasach nie ma sensu z pragmatycznego punktu widzenia. Dawniej tzw. wielkie dzieła służyły podkreślaniu prestiżu oraz określonej propagandzie. (w końcu sklepienie kaplicy sykstyńskiej miało być do oglądania tak samo jak tzw. biblia pauperum). Było to także oparte o pewną określoną symbolikę, którą większość w danej okolicy rozumiała, ale już na innym kontynencie niekoniecznie. Kwestię te bardzo dobrze obrazuje słynna anegdota z „Bożą foczką”. Nie zmienia to jednak faktu, że by dany komunikat był czytelny dla wszystkich na całym świecie to możliwości są dwie: albo albo zejście na poziom prymatologii jako wspólnego wszystkim ludziom (wtedy nie ma sztuki), albo wytworzenie monokultury wszechświatowej, której symbolika, archetypy i motywy będą czytelne dla wszystkich na świecie. Na to drugie póki co się szybko nie zanosi, pozostaje więc to pierwsze i to się właśnie dzieje. Stąd także obecna moda na tzw. dekonstuktywizm.

  27. Znam siostrę Czajkowskiego, z tego co kojarzę to już w podstawówce lub liceum wszyscy wiedzieli że zostanie uznanym malarzem. On w tych swoich czasach szkolnych wygrał jakiś konkurs i wtedy już wypłynął w tym środowisku. Oni mieszkali na Retkini, zwykłym, łódzkim blokowisku.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.