wrz 172023
 

Pisaliśmy tu sporo o szermierce, która polega na tym, żeby w możliwie krótkim czasie, za pomocą minimalnych ruchów trafić przeciwnika i zdobyć punkt, bądź wyeliminować go z walki. Wielu ludzi jednak, zaczynając swoją przygodę z szermierką uważa, że należy wykonywać szablą jak najwięcej, jak najbardziej widowiskowych cięć, bo takie zachowanie obserwowali kiedyś w filmach płaszcza i szpady. To nieprawda. Dodam jeszcze tylko, że w medycynie niekonwencjonalnej, takie widowiskowe ruchy rąk nazywane są czarownymi. Mają one przekonać pacjenta i jego rodzinę, że dzieje się coś niezwykłego.

Od wielu już miesięcy mam wrażenie, że wykonuję wyłącznie ruchy czarowne. A przy tym jednak wykonuję też te inne, istotne. Oto tego lata zadziwiłem sam siebie. Nie dość, że zredagowałem i napisałem 20 nowych rozdziałów do książki o filozofach, a wszystko to w okolicznościach, kiedy moje dziecko o mało nie umarło, to jeszcze do tego w dwa tygodnie napisałem książkę o bitwie pod Gniewem, którą ilustruje teraz Hubert. W tym czasie jak gdyby nigdy nic pisałem bloga. I teraz zobaczcie jak wygląda sytuacja. Żeby wydać książkę o filozofach, musiałem dopisać 20 nowych rozdziałów. Dlaczego? Ponieważ gdyby zalazły się tam same opublikowane już rozdziały, nikt by tego nie kupił. Wielokrotnie zadawano mi pytanie – dlaczego nie publikuję felietonów z bloga? I ja zawsze odpowiadałem tak samo – bo nikt ich nie kupi. Wydam pieniądze, zawalę magazyn i będzie to tam stało przez lata. Nie ma to sensu. Dzisiaj nie ma to sensu podwójnie, albowiem nasz blog znalazł się w sferze ruchów czarownych. Nie będę oceniał dlaczego tak się stało, czy przez wojnę i moją postawę wobec niej, czy przez jakieś inne kwestie. To nie ma znaczenia. Dla mnie liczy się wyłącznie to, że zaplanowałem na przyszły rok nieprawdopodobną ilość książek i kwartalników, których produkcja trwa i muszę to albo wypromować i sprzedać, albo zwinąć interes. Postanowiłem to wypromować i sprzedać, a jeszcze do tego zrobić numer, który tu zaraz opiszę. Nie ma sensu, bym pisał co rano nowy tekst na bloga, co czynię od lat czternastu. Nie wpływa to na nic. Podobnie jak na nic nie wpływa wprowadzanie nowych tytułów do sklepu. Mogę też dodać, że równie słabo oddziałuje zapraszanie urzędników najwyższego szczebla, w randzie ministrów, na organizowane przeze mnie konferencje. Wszyscy są już tak znudzeni, że żaden temat nie porusza ich emocji na tyle, by podnieśli brew. Takie sytuacje się zdarzają i są różne sposoby na radzenie sobie z nimi. Na przykład pośdrednicy, którym wysłałem swoje książki do sprzedaży mówią – nic się nie sprzedaje – i od roku nie płacą faktur, a te opiewają na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ja mam swoje zobowiązania, ale nie mogę ziewnąć i powiedzieć – nie sprzedaje się, albowiem moja pozycja wobec moich kontrahentów jest dużo słabsza. Muszę więc zapłacić. A do tego wykonywać ruchy czarowne, które nie przynoszą żadnego efektu. Coś trzeba zmienić. Najłatwiej i najsensowniej jest zrezygnować z ruchów czarownych oraz tych posunięć, które powodują nadmierne obciążenia.

Po doświadczeniach tego lata widzę, że jeśli zamiast pisać tekst na bloga, napiszę go do szuflady, to po miesiącu będę miał 30 tematycznych tekstów, które da się złożyć w książkę. Nigdy wcześniej przez nikogo nie widzianą. Książka o filozofach, nie wiem czy dacie wiarę, ma prawie trzysta stron.

W tym czasie, bo pisanie tekstu na bloga zajmuje mi max 40 minut i o 9.00 jestem już przeważnie po robocie, mogę jeszcze napisać rozdział do książki, którą zilustruje któryś z grafików. Kapujecie? Tym sposobem przy dobrej organizacji po miesiącu mam dwie książki, które idą w parze z kręconymi w mediach społecznościowych koniunkturami, na których pasą się geostratedzy, komentatorzy, Sławomir Koper i różne inne cwaniaki, uważane za myślicieli i pisarzy. A co ja do tej pory robiłem? Pisałem tekst na bloga, który wywoływał jakieś tam zainteresowanie, ale w zasadzie wszyscy byli znudzeni. Piszę te teksty już długo, zaczynam się powtarzać, nie tak często co prawda jak Stanisław Michalkiewicz, ale jednak. Nic ciekawego się tu nie dzieje. Wszyscy się już przyzwyczaili, do tego co się tu podaje i emocje prysły.  I teraz patrzcie – w kraju co roku organizuje się 93 imprezy targowe, których bohaterką główną jest książka. Większość z nich nie nadaje się dla naszego wydawnictwa, ale około 30 imprez targowych pasuje jak najbardziej. A nie uwzględniłem w tym rachunku takich eventów jak rocznica bitwy pod Gniewem, czy turniej rycerski, który się tam odbywa co roku w czerwcu. Nie uwzględniłem też imprez lokalnych, obchodów bitwy pod Grunwaldem, festiwali rolniczych i zjazdów seniorów w uzdrowiskach. Jeśli trzydzieści podzielimy na dwanaście wychodzi dwie i pół imprezy na miesiąc. To jest w sam raz tyle, by zająć się ich objeżdżaniem. A ja sam także przecież organizuję różne wydarzenia.

W tym roku byłem na najgorszych targach ever – w Kędzierzynie Koźlu. Przyprowadzono tam dzieci szkolne i niepełnosprawnych umysłowo z miejscowego ośrodka, którzy uśmiechali się miło i patrzyli każdemu głęboko w oczy. Żaden jednak nie miał portfela. Zarobiłem 750 zł na czysto. To jest dobra dniówka, jeśli wziąć pod uwagę, że miałem tylko pięciu klientów, z którym przegadałem w zasadzie cały dzień. No, ale nie dla takich dniówek człowiek zostaje pisarzem i poświęca życie swoje i swojej rodziny uczestnicząc w szaleństwach, których normalni ludzie nie podjęliby za żadne skarby. Chcę tylko wskazać, że nawet na słabej imprezie, mając interesujące i ładnie wyglądające książki, które nie muszą być elementem politycznej propagandy, nie można właściwie stracić. Potrzebna jest więc zmiana priorytetów. No i jak zwykle stanięcie w prawdzie. Ta zaś wygląda tak: nie mamy szans z rozbuchanymi medialnymi machinami promocji. Takie szanse mieliśmy kiedy partia, na którą głosujemy była słaba i potrzebowała pomocy wszystkich, którzy coś potrafią. Dziś narzędzia medialne promują ludzi, którzy nic nie potrafią, ale wypowiadają się na tematy koniunkturalne i budzące emocje. Jak wiecie w kwestiach tego rodzaju bywam bardzo złośliwy. Muszę więc powiedzieć wprost – nie mamy szans z mistrzami pióra. Nie mamy ich szczególnie wtedy, kiedy używamy do swojej własnej promocji narzędzi nieprofesjonalnych. To znaczy, kiedy gramy jakieś kawałki na fujarce i puszczamy to na kanale YT z myślą o zwiększeniu zasięgów. To jest wyłącznie generowanie kosztów. Jakieś małe szanse mielibyśmy w konkurencji z tymi mistrzami, gdybyśmy emitowali komunikaty nieco bardziej wyraziste i przypominające zawodowstwo. Napisałem więc znów do pana Andrzeja Ciborskiego, który może się zdecyduje coś dla nas zaaranżować w systemie audio i będziemy mogli tego posłuchać. Na razie jednak nie przesądzajmy o niczym, albowiem ustalenia trwają.

Próby nawiązania współpracy z innymi grafikami, z którymi to tej pory nie pracowaliśmy, udały się połowicznie. Nie czuję się jednak na tyle dobrze rozumiany, by z czystym sercem Wam o tym opowiadać. Mam masę projektów w zanadrzu, ale oczekuję też pewnej dynamiki. Wiem oczywiście, że nie każdy jest Tomkiem czy Hubertem, więc czekam cierpliwie. Może coś z tego będzie.

Pora na podziękowania. Chciałbym podziękować wszystkim tym blogerom i komentatorom, którzy pomogli mi w tym roku opanować sytuację w segmencie czasopism. Są one zaplanowane, do każdego zaplanowanego numeru napisany jest przynajmniej jeden tekst. Dziękuję więc Barbarze – Matce Scypiona i Pani Barbarze ze Śląska, dziękuję Robertowi – Bolkowi, który wyszukuje różne rzeczy i próbuje je przysposabiać do druku i Filipowi Ahenobarbusowi, który przygotowuje do druku książkę o ubezpieczeniach morskich w starożytności. Poświęcili oni swój prywatny czas, żeby coś zrobić dla nas, czego ja – w zaistniałej sytuacji zrobić bym w żaden sposób nie mógł. Choć przecież i tak jest jasne, że do każdego numeru „Szkoły nawigatorów” muszę przyłożyć rękę.

Postanawiam co następuje: blog nasz służyć miał do promocji książek i należy mu tę jakość przywrócić. Ja zaś miałem zamiar pisać książki i temu też chciałbym się poświęcić. Miałem też i mam zamiar nadal sprzedawać książki, o czym stale myślę. Wobec tego na blogu ukazywać się będą fragmenty wydanych przeze mnie nowości i archiwaliów. Ja zaś będę zajęty przygotowywaniem niespodzianek na targi. I nie ma doprawdy żadnego przymusu, by ktokolwiek w jakiś sposób zawiedziony lub tylko rozczarowany moją postawą się tam pojawiał. Te nowe tytuły będą na tyle atrakcyjne, że na pewno wzbudzą zainteresowanie. Ponieważ jednak mam różne zobowiązania, chciałbym żeby mi ktoś doradził w kwestii realizacji zobowiązań, które inni mają wobec mnie i które są dość duże. Skądś bowiem te pieniądze muszę wziąć. I bardzo proszę, żeby nikt nie wpłacał mi teraz żadnych ekstra darowizn.

Musimy ograniczyć ruchy czarowne. Prowadzenie bloga po to, by za jego pomocą komentować bieżące wydarzenia i jeszcze do tego promować książki pisane poza blogiem nie ma sensu. Z czegoś musimy zrezygnować, nie możemy też ścigać się z lokomotywami, które obsługują maszyniści wynajęci przez partie polityczne. Ktoś może powiedzieć, że sytuacja uspokoi się i unormuje po wyborach. Jasne. A jak się nie uspokoi i nie unormuje? To co? Wczoraj pomyślałem nawet, że mając takie osiągniecia, jak opisane wyżej, mógłbym się jeszcze, gdzieś tu na wsi, zatrudnić na pół etatu. I miałbym jeszcze czas na pisanie dwóch rozdziałów dziennie. Może tak zrobię. Czas pokaże.

Zaczynamy od jutra. Na blogu, jak co dzień będzie tekst, ale ten, który ja napiszę w czasie, gdy wy będziecie czytać fragmenty wspomnień księdza Borodzicza, pójdzie do szuflady i zostanie wydany drukiem później wraz z innymi tekstami.

Życzę wszystkim miłej niedzieli.

  24 komentarze do “Zawieszam bloga. Czyli o sposobach zrywania z nałogami”

  1. Dobry pomysł. Mam remont  i tak bym nie czytał. Żartowałem 😉

  2. szkoda,

    przyzwyczajenie jest drugą naturą , zawsze można było poznać zdanie inteligentnej osoby  o otaczających nas sprawach …  no ale ,,,, dobrze że będą chociaż te nowe kawałki tekstowe,  tak na otarcie łez, jakoś pewnie humor poprawią…

  3. w naukach zarządzania przewiduje się, że -zarządzanie zmianą- musi być prowadzone przez lidera, ten lider organizuje proces zmiany i w trakcie go doszczegóławia , trochę zmienia, zatem dla sprawnego przebiegu procesu ważna jest elastyczność

    lidera znamy i życzymy Mu sukcesów i sprzyjających /ekonomicznie/ okazji

  4. I bardzo dobrze.Zmiany są konieczne dla rozwoju i wypełnienia swojej misji czyli tzw woli Bożej,a jest rzecz do zbawiwnia koniecznie potrzebna. Na państwowych pieniądzach promuje się różne beztalencia i nic z tym nie można zrobić jak tylko nie wspierać finansowo i mówić głośno co jest nie tak. Podobnie mają się sprawy w Kościele,pisanie katechizmu oddano takim ignorantom że dziś o religijności młodzieżowej trudno mówić. Ale rodzice się budzą,jest protest o słowa św Domika Savio jako zbyt radykalne dla dzieci. Okazuje sie że źle przetłumaczone są te słowa ale o tym ma odwagę mówić jeden ksiądz na portalu wiara,reszta bije w garnki że Kościół znów jest atakowany. Kard Ryś w każdym kazaniu musi przekładać słowa Ewangelii według oryginału żeby wierni usłyszeli co naprawdę było zapisane. Tak niechlujny przekład świadczy o jakiejś pogardzie dla katolików,przecież ten tłumok i tak nic nie rozumie,jak powiedział klasyk.Na beatyfikacji Ulmow nie było biskupów niemieckich ,ktoś to przytomnie zauważył. Tak zrobiono żeby narracja antyniemiecka kampanii wyborczej nie doznała przeszkód. Proszę teraz to kunktatorstwo porównać ze słynnym Listem do biskupów niemieckich o pojednaniu,a co teraz zrobiono przy takiej okazji ? Dobrze że wierni zrobili się bardziej wykształceni i wymagają wincyj od pasterzy bo Franciszek pokazał jak zwyciężać mamy. Stąd już blisko do porządków na stanowiskach gminnych i wyżej,tak mi sie przynajmniej wydaje.

  5. Dobrze, że Pani o tym wspomniała. Przeczytałem w wikipedii o Dominiku Savio, który zmarł w wieku 15 lat na chorobę płuc, a przed śmiercią doznawał uniesień. Wpisuje się to w ekstatyczny kult zmarłych promowany przez MEiN w podręczniku do religii. W ostatnim czasie miał miejsce pucz wojskowy w Gabonie. Nowa władza wypowiedziała posłuszeństwo Francuzom i podporządkowała się USA. Istotnym filarem porządku społecznego w Gabonie jest właśnie religia wyrażająca się poprzez ekstatyczny kult zmarłych i pochodząca od pigmejów, którzy kiedyś zamieszkiwali obszar Gabonu. W związku z tym w Gabonie w 2010 roku powstała inicjatywa, żeby jeden ze szpitali nazwać imieniem Marii i Lecha Kaczyńskich, ale nie mam informacji, czy tak faktycznie się stało.

    Tym niemniej różnica między rządami Francuzów i Amerykanów w podległych krajach polega na tym, że ci pierwsi preferują laickość, natomiast Amerykanie przychylnie traktują lokalnie sprawowane kulty.

  6. Będą fragmenty bardzo ciekawych książek. A jak się wszystko wyprostuje i powstanie zaplanowany przeze mnie segment książek, teksty znów będą się ukazywać

  7. No mi się wydaje, że biskupi niemieccy przyjęli przebaczenie, ale sami nie przebaczyli

  8. Zresztą ostatnia beatyfikacja też wpisuje się w ten trend. Problem jest tylko z ekstazą, bo w Gabonie mają w tym celu wyciąg z jakiejś rośliny, a w Polsce większość substancji wywołującej euforię jest zakazana. Mało kto posiada nadnaturalny dar ekstazy, jak Dominik Savio, dlatego ludzie muszą się wspomagać, jeżeli chcą aktywnie uczestniczyć w obrzędach.

  9. Michalkiewicz się powtarza , u pana się nie nudziłem , życzę powodzenia.

  10. I dalej się pan nie będzie nudził. Codziennie będzie coś nowego, a ja w tym czasie będę na zapleczu przygotowywał różne pyszności

  11. U nas  są różne chwasty halucynogenne, jeden jest dość częstą przyczyną śmierci żądnych wrażeń. Groza.

    A kadzidełka katolickie są bardzo przyjemne i całkowicie nieszkodliwe !

  12. Czy biskupi niemieccy popierają wypłatę zadośćuczynienia za straty i zbrodnie, bo nie wiem?

  13. Czekam na nowe książki. Dziękuje

  14. Nie przybyli, bo by cierpieli… Przybył kardynał Müller, a wysłannik Franciszka wyróżnił go w sposób szczególny, bo jako jedynego wziął w ramiona na powitanie. 

  15. Będzie jakaś impreza albo stypa na pożegnanie?

    https://youtu.be/-dyO9SWiY7k?si=DEviLsS_kH3JDxgL

  16. Dzisiaj w nocy miałem wizję, że Kaczyński za wszystko przeprasza i odwołuje, ale nie zwróci nam przewalonej kasy, bo po prostu tyle nie ma. Niemcy nie wykonali dobrze nawet tego pierwszego elementu werbalnego ekspiacji.

  17. Sytuację nazwałbym zmianą formuły bloga, może przejściową ?

  18. dzięki za słowa pociechy…. i dzięki za to że kilkanaście lat miałam do porannej kawy – ciekawy tekst do przeczytania … chyba blogerzy trochę  na tym blogu pasożytowali , pański tekst inspirował a my , to znaczy ja … czasami jedynie czytali …

    taka konstatacja co do Pańskiej pracowitości

  19. Zapewniam Panią, że dalej będzie Pani miała ciekawe teksty do czytania. Jutrzejszy będzie super

  20. Były koncerty, po koncertach ploteczki.

    Teraz będzie jam session  🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.