Z nieopisanym zdumieniem przeczytałem przedwczoraj to, co na swoim profilu fejsbukowym umieścił profesor Sławomir Cenckiewicz. Rzecz jest tak kuriozalna, że muszę ją tu zacytować w całości.
Proszę traktować niniejsze ogłoszenie na serio 🙂 :
Poszukuję uczciwego wydawcy, który chciałby wyruszyć ze mną na okolicznościowe żniwa w Roku Niepodległości 2018!
Mam już gotowy projekt na serię bombowych książek!
Ne musi być prawicowy (zaangażowani są często nieuczciwi i bez większego pojęcia o PR), ale musi być profesjonalny (więc i uczciwy). Myślę, że mały (zbyt mały) wydawca może sobie rady nie dać!
Ale żeby nie było jak w tekście Peji czyli jak zawsze w Polsce:
„Nieporadność promotorów, wydawców wole czyny
Materiał zrobiony z własnej bez inicjatywy
Nielegal, my najdłużej, SLU z czyjej winy?
Od dawna swoje robię, a wydawca oszukuje
Miłość do muzyki twórczość tę wykorzystuje
Obiecuję, wypromuję lecz na tym się kończy
Źle się rozpoczęło, lecz tak źle się nie zakończy”
No dobra, więc dajcie znać!
PS. Nawet Zbigniew Wodecki się zgodził z Peji diagnozą na temat rynku i wyśpiewał to w takiej wersji:
Oto zaczął się rok niepodległości, w zbiorowej ocenie wydawców i dystrybutorów książek oceniany już teraz jako prawdopodobnie jeden z cięższych w historii sprzedaży, a Sławomir Cenckiewicz wzywa wydawców, by wspomogli go fachową siłą i trochę na tym zarobili, bo on – postać w końcu nietuzinkowa – ma do zaoferowania towar pierwsza klasa. Zacznę od początku, czyli od swojej pierwszej poważniejszej książki. Mam na myśli I tom Baśni. Kiedy wydałem go w roku 2011, nikt, ale to dosłownie nikt z tak zwanego towarzystwa niepodległościowo patriotycznego nie potraktował tej książki serio. Sprzedaż pierwszego tysiąc była bardzo ciężka, ale kolejne partie szły już jak woda. Teraz się trochę wozimy z tą sprzedażą, ale mamy już na składzie czwarty albo piąty dodruk i to nie w ilości jednego tysiąca, ale znacznie większej. Lata 2011 – 2018 to były lata, w których treści patriotyczne miały wdzięcznych odbiorców, bo nagle, także dzięki blogosferze oraz dzięki wyrazistej postawie Tusków, Palikotów i reszty, okazało się, że kogoś one interesują i nie trzeba się ich brzydzić. To były lata, w których można było kreować autorów, lansować tematy i promować wydawnictwa oraz poszczególne publikacje. Czy coś z tych czynności zostało wykonane? Z tego co można było co roku zauważyć na targach – nic. Na targach książki historycznej bywał też profesor Cenckiewicz. Nie wyciągnął jednak ze swoich tam pobytów żadnych wniosków. Od samego początku swojej aktywności blogerskiej słyszę, że Sławomir Cenckiewicz pisze biografię Ignacego Matuszewskiego. Ja byłbym zainteresowany sprzedażą tej biografii, ale gdzieś w roku 2014, dziś już nie, bo całkowicie zmieniły się moje poglądy na kwestię odzyskania niepodległości i na tejże niepodległości funkcję. Na rynku wydawniczym zaś jest jak w wojsku tylko na odwrót. W wojsku w czasie ćwiczeń liczy się czas ostatniego żołnierza, stąd życie oferm batalionowych jest tak ciężkie. Na rynku wydawniczym jest inaczej – jeśli ktoś wykreuje jakąś koncepcję i zgromadzi wokół niej grupę czytelników zgarnia wszystkie profity z tą koncepcją związane. Nie można mu tego sukcesu ukraść, nie można go zawłaszczyć, nie można zrobić podobnie tylko inaczej. To jest nie do wykonania, bo zamiast jakości osiągnie się karykaturę jakości. Jeśli idzie o książkę na temat Matuszewskiego, rzecz i tak jest nieaktualna, bo profesor Cenckiewicz jej po prostu nie napisał. Ma za to pomysł na serię bombowych książek. Pozostawiam otwartym pytanie, jak człowiek tak zapracowany może znaleźć czas na napisanie serii bombowych książek. Chciałbym jednak zastanowić się nad kwestią co to może znaczyć – bombowe książki? Z dużą dozą pewności obstawiam, że są to książki utrzymane w stylu gawęd z pierwszego tomu Baśni jak niedźwiedź. Nie może być inaczej, albowiem profesorowie od historii, wszyscy razem i każdy z osobna, wyjąwszy może z tej grupy Andrzeja Nowaka, nie są w stanie uwierzyć, że czytelnik pragnie jednak czegoś innego. Oni nawet nie potrafią sobie tego „czegoś innego” wyobrazić, a kiedy im się to pokaże kręcą głową z niedowierzaniem. Taką sytuację mamy za każdym razem kiedy na targach odwiedza nas profesor Wysocki, a ja wręczam mu kolejny tom wydany w serii Biblioteka Historii Gospodarczej Polski. To nie są bombowe książki i profesorowie o tym wiedzą. Oni chcą wydawać i pisać książki, które przyciągną szeroką publiczność, a tę gwarantuje tylko treści prosta, emocjonalna, zestandaryzowana i trafiająca wprost do serca. A także – co oczywiste – serce to pokrzepiająca. Żaden bowiem z akademików, myślący o rynku czyli o popularyzacji, a to wiąże się nieodmiennie z wysokimi nakładami i pieniądzem, nie jest w stanie wyjść myślą poza formułę zaproponowaną przez Sienkiewicza. Zmieniają się dekoracja, ale duch Henryka wciąż żyje, tyle że w wykonaniu współczesnych pisarzy, także tych z tytułami akademickimi, jest on formowany w coraz bardziej infantylny i komiczny sposób.
Pisałem tu wczoraj o bezapelacyjnej przewadze propagandy brytyjskiej nad innymi rodzajami narracji. Skąd się ona bierze? Podstawowa kwestia dotyczy sformowania kryteriów wartości, których hołdować będą buszmeni z krajów podbitych. Chodzi o te wszystkie nie mająca znaczenia kulty cargo, z których najważniejszy jest kult awangard i eksperymentów literackich. To jest pułapka zastawiona na idiotów walczących o dotację, a zastawia się ją po to, by ich odpędzić od myśli na temat autentyczności przedstawianych postaci i sposobów modyfikowania tradycyjnej narracji, tak by była coraz ciekawsza, a jednak zachowała swój charakter i prostotę. Kolejna znacznie mniej finezyjna dotyczy aspiracji i naśladownictwa. To znaczy, że autorom z krajów podbitych, nie używających własnych sposobów opowiadania, wydaje się, że jak będą naśladować propagandę brytyjską, to także coś na tym ugrają. To są głupstwa i trudno przypuszczać, by Sławomir Cenckiewicz tego nie rozumiał. On to rozumie, ale nie o to mu chodzi. Ja z jego komunikatu wyciągnąłem wniosek następujący – przygotowano na ten rok, solidnie zaopatrzoną w budżety i narzędzia promocji pulę autorów i wydawnictw, które będą miały fory jeśli idzie i promowanie treści patriotycznych. Z jakichś powodów Sławomir Cenckiewicz znalazł się poza tą pulą i teraz szuka wydawcy. Zaczyna jednak o deprecjonowania tych, którzy mogliby mu pomóc, a to go trochę demaskuje i ujawnia, że nie ma on zbyt głębokiego pojęcia o tym, co dzieje się na rynku. A będzie tak – rynek w roku 2018 zostanie zalany tandetną i dotowaną produkcją dostępną za psi grosz lub za darmo. Położy ona nie tylko niezależnych wydawców, ale także dystrybutorów, którzy nie będą mogli sprzedawać tego badziewia bez koncesji. Tej zaś nie dostaną, bo cały garnitur koncesjonowanych dystrybutorów już stoi w blokach. Państwo nasze oraz jego urzędnicy liczą, że po ostatnich doświadczeniach historycznych, z których najważniejszym jest tragedia smoleńska, ludzie rzucą się na treści optymistyczne i dające nadzieję, a dotyczące walk o niepodległość i koncepcji z tą niepodległością związanych. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Kiedy jednak rzucimy okiem po raz drugi okaże się, że jednak jest inaczej. To znaczy, że wszyscy ci zainteresowani propagowaniem treści patriotycznych ludzie, mają na względzie przede wszystkim krojenie budżetu oraz kreację autorów, w tym samych siebie, jeśli akurat czują wenę do pisania. Nie ma bowiem w Polsce takiego urzędnika od propagandy czy takiego naukowca od historii, który nie marzyłby o zostaniu popularnym autorem podpisującym setki książek. Pojawia się ważne pytanie – czy to jest sukces? Nie jest, choć udziałowcom tego przedsięwzięcia wydaje się inaczej. Nie jest to sukces, bo cały czas jesteśmy na rynku wewnętrznym, promocja zaś cały czas polega na tym, by za coraz mniejsze pieniądze, coraz szerszej publiczności wciskać kity o niedźwiedziu Wojtku. Tylko na to bowiem są darmowe budżety. Trzeba więc jakoś pogodzić oczekiwania dysponentów pieniędzy z oczekiwaniami czytelników. To się odbywa – rzecz oczywista – kosztem tych ostatnich. I nie ma się czemu dziwić, bo czytelnik ma pieniądze na jeden, góra trzy egzemplarze książki, a urzędnik dysponuje budżetami na wysokie nakłady. Trzeba więc tak opisać oczekiwania czytelnika, by zadowolić tego sukinsyna rozdającego kasę. A co to jest sukces? Ludziom, którzy tak jak Twardoch dostają za darmo mercedesa trudno jest wytłumaczyć złożoność zjawiska zwanego sukcesem. Podobnie jest z tymi, którzy dostają pół bańki z dotacji państwowych za to, że napiszą jakąś pierdołę o miłości Piłsudskiego do Polski. Oni zawsze mają na podorędziu argument – a bo pan nie ma mercedesa i pan zazdrości. Proszę państwa, rozmawiamy o poważnych sprawach czyli o narracyjnej, propagandowej polityce państwa. Ta zaś, by osiągnąć sukces musi konkurować z najlepszymi. Czy może? W zadanych warunkach nie. I o tym na mówi w swoim dziecinnym i bezradnym wpisie jeden z najważniejszych profesorów obozu patriotycznego – Sławomir Cenckiewicz. Nie może, bo nikt z ludzi zajmujących się krojeniem budżetów nie wie jak zrobić takie czary, by treści polskie znalazły żywy odbiór w językach obcych. Można się oczywiście łudzić, że taki odbiór znajdują książki Stasiuka, ale dobrze wiemy, że nie o to chodzi.
Ja się tu nie będę zastanawiał kto i dlaczego wyautował Sławomira Cenckiewicz. Chcę tylko zaznaczyć, że to co on pisze powołując się na niejakiego Peję, to są brednie wręcz koncertowe. Na tak zdewastowanym rynku, przy całkowitym braku jakiejkolwiek uczciwej koncepcji dotyczącej promocji państwa i jego historii, stawianie zarzutów wydawcom, to jest po prostu granda. Pomijam litościwie możliwości promocyjne i sprzedażowe samego Sławomira Cenckiewicza. Pomijam, bo one mają en masse bardzo szczególny charakter i trzeba na nie cholernie uważać. Oto w pewnych szczególnych okolicznościach ludzie bardzo cyniczni i pozbawieni podstawowych emocji mawiają – e, to się nie wymydli. No i właśnie z możliwościami promocyjnymi i sprzedażowymi jest dokładnie na odwrót, one się łatwo wymydlają. Żeby się o tym przekonać, trzeba być cały czas na rynku i cały czas dbać o sprzedaż. – Jeden własny rubel i już pan niewolnik jest – jak mawiał Bucholtz w filmie „Ziemia obiecana”. Jedna wzięta z dotacji złotówka i już pan jesteś ślepy jak kret. I nie ma od tego odwrotu. Jedna głupia decyzja, jeden fałszywy krok, jedna afera i sprzedaż leci na pysk. Nie ma od tego odwołania i nie ma ratunku. W sytuacji kiedy mamy, a tak będzie w 2018, do czynienia ze zmasowaną ofensywą treści dotowanych, niezależni wydawcy, do których zwraca się Sławomir Cenckiewicz, mogą się tylko skulić w kątku i cicho popiskiwać. Życzę mu jednak, by znalazł odważnego, który razem z nim wyruszy na te żniwa roku niepodległości zaopatrzony w ów bombowy towar, co to go pan Sławomir napisze. Pozwolicie jednak, że nie uwierzę w te abstrakty i pozostanę przy swoim.
Mamy nowy rok, a ja muszę opróżnić magazyn. Postanowiłem więc, że zrobimy promocję i przecenimy stare numery nawigatorów do 10 zł za egzemplarz. Do tego poziomu obniżmy też cenę „Straży przedniej” księdza Mariana Tokarzewskiego.
A dodruk dzieci prl?
Nie będzie dodruku, bo to akurat się słabo sprzedaje
Ja zewsząd słyszę że bareja przy tym to leszcz, i znaleźć tego nigdzie nie mogę, więc…
„nie są w stanie uwierzyć, że czytelnik pragnie jednak czegoś innego. Oni nawet nie potrafią sobie tego „czegoś innego” wyobrazić, a kiedy im się to pokaże kręcą głową z niedowierzaniem.”
są tacy, co twierdzą (pewnie za kimś głupim powtarzając) że „nie da się wymyślić nic nowego” a potem cokolwiek nowego przejeżdża się po nich jak czołg.
także i to spostrzeżenie:
” autorom z krajów podbitych, nie używających własnych sposobów opowiadania, wydaje się, że jak będą naśladować propagandę brytyjską, to także coś na tym ugrają. To są głupstwa”
tak jak ci, którzy powtarzają o „kiwaniu pajacem w d*pie”, „wyrastaniu nóg”, „deficytach” myślą(na pewno?) że wyglądają na mędrców. a to głupstwa
Pan prof. Cenckiewicz jest niespójny w swojej „niezaleznosci”. Najpierw nie został szefem IPN, a teraz nie ma kto wydawać jego „niezaleznych” książek.
Na jego usprawiedliwienie mozna uznać fakt, ze jako autortytet i autor nie parał sie rynkiem zbytu. To, swego czasu, miał. Już nie ma?
ale fajne to było; bardzo mi się podobało…
Sienkiewicz też był brytyjskim agentem. W „W pustyni” co chwilę padają frazy „anglia jest wieczna” itp, a Kalemu wolno żyć tylko pod brytyjskim protektoratem. Staś wykuwa na skale tekst skocznej, wiejskiej pioseneczki, której w czasach wydania książki nikt nie nazwałby hymnem Polski, chyba jako obelgę.
„o nikt z ludzi zajmujących się krojeniem budżetów nie wie jak zrobić takie czary, by treści polskie znalazły żywy odbiór w językach obcych”
a co cudzoziemcy mają czytać? Zachwyt nad muzeum pasożydów, zusem, tym, który pił z sutka, przymusowymi szczepieniami, stir (googlować)?
yhm
Dziś rusza serial historyczny w Jedynce TVP „Korona Królów”. Wczoraj obejrzałem zwiastun z kawałkiem dialogu i już wiem, że go sobie daruję. To zapewne kolejny fragment nowej polityki historycznej. Autorów scenariusza jest pewnie wielu ale rządzi pani od „M jak miłość”. I takie będą głębokie myśli i przekazy.
>kulty cargo, z których najważniejszy jest kult awangard i eksperymentów literackich. To jest pułapka zastawiona na idiotów walczących o dotację, a zastawia się ją po to, by ich odpędzić od myśli na temat autentyczności przedstawianych postaci i sposobów modyfikowania tradycyjnej narracji, tak by była coraz ciekawsza, a jednak zachowała swój charakter i prostotę.
Dziękuję za te zdania.
>Jedna wzięta z dotacji złotówka i już pan jesteś ślepy jak kret.
Taki judaszowy grosz. Samoniszczy się konkurencja, byle gwałtownie, aby nie zagospodarowała tej pustki inna szajka i była możliwość wyciągnięcia z tego profitów.
Nie ma problemu – pan Morawiecki zadekretuje jakość i będzie „sukces”. Dodatkowo nowe sposoby zadłużenia zadłużonego państwa, nowe COPy i będzie jeszcze większy „sukces”. Tylko wcześniej mamy przez jakiś czas ciągnąć te sznury zakrwawione z tymi blokami na piramidy.
Tylko że Cenckiewicz nie pisze książek dla chleba, on ma z czego żyć. Poza tym na swoje prace wyciąga pewnie granty. Możliwe, że to się już skończyło, i szuka jelenia. 🙂
On jest od Macierewicza, taki apel może oznaczać, że jednak Macierewicz jest na aucie…
Z okazji swiatecznego leniuchowania ogladalam sobie rozne kostiumowe filmy na brytyjskich kanalach. Jeden w jeden majstersztyk, swietnie zrobiony. Pal szesc propagande, bo bardziej skupialam sie na zrozumieniu jezyka, ale ogladanie tych filmow to czysta przyjemnosc (przyklad: serial Victoria, albo Goodbye, Mr.Chips) dla oka.
Pozniej przeskoczylysmy z corka na tvpolonia, a tam nadawano wlasnie Szatan z 7 klasy. Sposob realizacji tego filmu tak kulawy, sadzilam ze to jakies lata 80, 90. Sprawdzilam: rok 2006. To strasznie smutne jednak jest, ta nedza.
Mam nadzieje ze Korona krolow nie razi takimi niedorobami..
„Ale żeby nie było jak w tekście Peji czyli jak zawsze w Polsce.”
Patriotyczny profesor Cenckiewicz wiernym uczniem Michnika.
Cenckiewicz kieruje się prostymi prawdami dlatego nigdy jego książki nie będą bombami.. Pełna zgoda, ktoś kto siedzi w systemie ,nigdy nie napisze oryginalnej książki.. Zresztą on jest znany z tego ,że dużo zapowiada.. Tylko nic z tego nie wychodzi.. No cóż etatysta pełną gębą..
a memixy? czy po doświadczeniach z tymi, które pan wydał, widać że to dobra droga?
Ciągle jest u nas w sklepie
nareszcie 2018 rok i stulecie odzyskania niepodległości. Historycy mają przygotowane prawdziwe bomby. Nareszcie się dowiemy jaki był prawdziwy kolor wąsów Piłsudskiego.
Pan profesor Cenckiewicz jest szefem Wojskowego Biura Historycznego i miał swój udział w przekształceniu w 2016 r. Akademii Obrony Narodowej w Akademię Sztuki Wojennej. Jest więc człowiekiem pana Antoniego, co z kolei oznacza, iż chyba nie za bardzo może liczyć nawet na jakieś drobniuteńkie okruszki ze stołu bogato zastawionego jadłem i piciem przez „dysponentów kultury” od profesora Glińskiego.
Myślisz jak typowy najemny pracownik.. Oczekujesz.. To się nazywa roszczeniowo podejście do życia.. Problem polega na tym, aby samemu wypracować mechanizmy ,czyli swój rynek.. Ulegasz kolejnej mistyfikacji, zmiany w nazwach instytucji nie oznaczają zmian np. mentalnych ,systemowych czy też personalnych.. W MON i w Akademii nadal pracują trepy o osbowasciach postkomunistycznych.. Nadal w naszej rzeczywistości kształty tylko się zmieniają, a treści pozostają te same ,czyli socjalizm nadal dobrze się ma.. I na koniec , aktualnie nasza Armia jest typowa Armią kolonialną, która ma służyć interesom tych którzy płacą.. A wiadomo,że nie jest utrzymywana tylko z naszych podatków..
Daj Boze obu Panom…
… oby jak najszybciej… obydwaj sa juz wystarczajaco skompromitowani !!!
Nie mieszałbym w to Judasza. Po prostu pieniądz budżetowy rządzi się zupełnie inną logiką niż „wolnorynkowy”. Biegłość poruszania się w jednym oznacza automatycznie nieudolność w drugim.
i dlatego trzeba wiedzieć jak jest:
https://www.facebook.com/stowarzyszeniestopnop/photos/a.1023386391022122.1073741844.206336526060450/1942603255767093/?type=3
Prezes Kurski świadomie orientuje ofertę programową TVP w stronę odbiorcy typu „discopolo”.
To jest taka polska wersja „wspaniałego stulecia”, wyemancypowane księżniczki i zniewieściali książęta, bzdety monety dla kucharek
„Żaden bowiem z akademików, myślący o rynku czyli o popularyzacji, a to wiąże się nieodmiennie z wysokimi nakładami i pieniądzem, nie jest w stanie wyjść myślą poza formułę zaproponowaną przez Sienkiewicza.”
Zeby oni chociaz mieli czastke talentu Sienkiewicza.
Po to są właśnie wysokie podatki, biurokracja i brak wolnego rynku. Stąd bierze się bieda i demoralizacja, a także a może przede wszystkim uzależnienie od państwa, które zabierze np 1000 zł, a jak będzie łaskawe to 500 da (i za to trza urzędników całować po rękach)
to było do Drania
Racja, że inna logika. Tylko po co nam biegłych w przewalaniu budżetów, gdy nie ma myśli przewodniej jakiejś (nie wspominając o doktrynie).
tvpisinfo właśnie wali zachwyt nad czipowaniem ludzi
1 stycznia 1918 – pokojowe ponęty roku niepodległości
Kilka tytułów z gazety polonijnej i fragment o królu Habsburgu
dialog z alter ego?
„Postanowiłem przesunąć granice chrześcijańskiej Europy” wypowiada Władysław Łokietek na zarzut, że sprowadza Aldonę, pogankę, dla swego syna Kazimierza. To mnie obaliło……
Pan Cenckiewicz jest w swojej profesji zbyt bezkompromisowy, nawet jak na szalenie bezkompromisowy-Klub Ronina, gdzie głośno powiedział, że p.Kieżun był TW, że jego donosy szkodziły pewnym ludziom no i że został on „odwrócony” ,
To kto jemu wyda efekty takich przemyśleń?
wypowiada, ale tonem, jakby miał komuś co najmniej nóż w plecy wbić w wyniku zemsty
W SN już poczynają rozkwitać recenzje. 🙂
Już całkowicie zaduszą polski rynek tą patriotyczną dziecinadą, gdzie obca jest zasada przyczynowo-skutkowa.
Ja jednak życzę wytrwałości i póki co gratuluję tej przenikliwości i obsesji w demaskowaniu forteli zbankrutowanych władz świeckich.
Gospodarz jak zwykle celnie 🙂 Kult awangard jest boleśnie widoczny w kinematografii hollywoodu, tam synonimem intelektu jest czytanie Wirginii Wolf, albo Walta Whitmana, albo czegoś jeszcze bardziej porąbanego.
To wydawnictwo ZYSK i Fronda są nieuczciwe? Taką deklaracją chyba już tam spalił mosty. A może chodzi o to aby pójść drogą Twardocha – dostać się do Wydawnictwa Literackiego i sprzedawać 100 tysięcy(vide Twardoch).
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.