O istnieniu pisarki Idy Fink dowiedziałem się wczoraj od mojego dziecka. Opowiadania tej pani są bowiem lekturą szkolną w gimnazjum i on będzie je przerabiał w listopadzie. Nie wiem jeszcze które, ale kiedy zerknąłem na biogram Idy Fink zamieszczony w wikipedii, a także na inne biogramy, postanowiłem zapoznać się z treścią przynajmniej niektórych opowiadań. Nie jest to łatwe, albowiem nie ma ich w sieci, są za to streszczenia i ja wczoraj przeczytałem tych streszczeń chyba ze sześć. Przeczytałem też wywiad jakiego Ida Fink udzieliła Gazecie Wyborczej. Nie napiszę, że jestem wstrząśnięty, bo nie chcę się powtarzać. Postanowiłem jednak skreślić kilka słów na temat pani Idy, która od sześciu już lat znajduje się w lepszym świecie, gdzie zapewne nikt nie ocenia jej literatury tak surowo jak ja zrobię to za chwilę.
Zacznijmy jednak od biografii. Ida urodziła się w Zbarażu i tam trafiła do getta, z którego uciekła i wojnę oraz okupację przeżyła na tak zwanej aryjskiej stronie. Nie wiadomo, bo biografie o tym milczą, jak z tego Zbaraża dostała się do Polski. Do Izraela wyjechała w roku 1957, bo wcześniej, jak zdradza w wywiadzie, władze nie chciały wypuścić jej ojca, który był lekarzem. Nie wiem dlaczego wyjazd zależał od ojca akurat, bo w biogramie Idy, znajdującym się w wiki przeczytać możemy, że w Polsce wyszła ona za mąż i miała dziecko. No, ale nie jest to aż tak istotne. Pisać pani Ida zaczęła dopiero w roku 1971, od razu właściwie osiągnęła sukces i jej utwory zaczęto tłumaczyć na różne języki. Na polski nie, bo jak sama twierdzi, w Polsce panował komunizm i blokowano tu dobrą literaturę. Borowskiego jakoś nie blokowano, a sądzę, że to co on napisał jest najlepszą i w zasadzie jedyną prawdziwą literaturą na temat holocaustu. Wynika to wprost z faktu, że ludzie tacy jak Ida Fink, ukrywający się po stronie aryjskiej, nie mieli pojęcia o tym co się wyrabia na mieście. Ludzie zaś tacy jak Borowski, którzy „u nas w Auschwitzu” kolegowali się z Żydami z Sondernkommando, wiedzieli na ten temat wszystko. I to jest początek moich zastrzeżeń do prozy pani Idy, która jest oszukana od początku do końca. Zacznę od formuły promocyjnej, która w nachalny sposób kryje nieudolność i aspirację autorki. Brzmi ona – piszę szeptem. Brakuje jeszcze uzupełnienia – i jestem ufna….Ja wiem, że o zmarłych nie można mówić źle, ale to co znajdujemy w sieci na temat samej Idy i jej książek trochę nas tu może wytłumaczy.
Dwa razy na rozszerzonej maturze dzieci miały omawiać opowiadania Idy Fink. Jedno z nich nosi tytuł „Zabawa w klucz”. Chodzi o to, że rodzice uczą swojego małego synka „zabawy w klucz”. Chodzi o to, że kiedy zapuka ktoś do drzwi on ma powiedzieć, że nikogo nie ma w domu i właśnie szuka klucza, a że jest malutki musi szukać go długo. W tym czasie ojciec rodziny, który jest Żydem usiłuje schować się gdzieś w wykutym w ścianie łazienkowej schowku. Chłopczyk ciągle szuka tego klucza zbyt krótko i ojciec nie może zdążyć z tym ukryciem się, a więc zabawę trzeba ćwiczyć codziennie. Nie wiem właściwie co powiedzieć. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to podejrzenie, że Ida nigdy się tak naprawdę nie ukrywała, że przesiedziała okupację gdzieś na wsi, u jakiejś polskiej czy ukraińskiej rodziny, zajadała ser i popijała go ciepłym mlekiem. Mały chłopczyk bawiący się z rodzicami w klucz, gestapo pukające do drzwi i cierpliwie czekające aż maluch klucz znajdzie, to są projekcje, które mogły zrodzić się w czyjejś głowie w roku 1971, a nie w rok czy dwa po wojnie. Znalazłem jedną próbkę tekstu. Fragment (bo rozumiem, że ten strzęp to fragment, a nie całość) opowiadania „Wiosenny poranek”. To jest tak proste jak przecinak i tak beznadziejne, że szkoda gadać. Nie można jednak tego krytykować, bo człowiek wystawia sobie świadectwo jak najgorsze. W opowiadaniu tym ojciec, który idzie wraz z rodziną na śmierć przytula do piersi swoją małą córeczkę. Mówi jej, że jak będą przechodzili koło kościoła, to ona ma biec w kierunku tłumu stojącego pod tym kościołem i tam się ukryć. Potem zaś iść za miasto do zaprzyjaźnionej z rodzicami Polki i poprosić ją o pomoc. No i jak się domyślacie, dziewczynka zostaje zastrzelona w biegu, bo ktoś krzyknął po niemiecku – to jest żydowskie dziecko. Justyna Sobolewska napisała w wywiadzie z Idą Fink, że opowiadanie to jest wstrząsające, (a może inaczej napisała?). W każdym razie jest niezwykłe. Moim zdaniem, jeśli ktoś zabiera się za pisanie opowiadań o holocauście w latach siedemdziesiątych, to ma już do zrobienia niewiele. Na pewno zaś nie powinien powtarzać schematów wymyślonych przez innych autorów lub przez nich przeżytych. Bo, że Ida Fink nie widziała żadnej ze scen opisanych przez siebie, jest pewne jak wschód i zachód słońca. Ponieważ jestem trochę przewrażliwiony na tym punkcie zwracam uwagę na tak zwane momenty psychologiczne w prozie. Tym eufemizmem niektórzy autorzy określają bliskie relacje między płciami. Tak dla żartu. No i w prozie Idy one są dość specyficzne, choć mało zaskakujące. W jednym z opowiadań ukrywający się Żyd każe iść swojej dziewczynie na drugi koniec miasta, do jego mieszkania, żeby sprawdzić czy ktoś go nie szukał. W mieście szaleją Niemcy, są łapanki, łażą patrole i legitymują ludzi. No, ale ona, jak to oddana i zakochana kobieta idzie na ten drugi koniec miasta, ale widzi, że nie jest dobrze, pełno ciężarówek i Niemców. Spotyka przypadkowego jakiegoś chłopaka, który mówi jej, że to nie jest łapanka, że tylko legitymują (tylko legitymują, o matko!), i można iść. No, ale ona się boi i wraca. Przez to ten facet nie ma dla niej już tyle serca ile miał, a jego gospodyni otwarcie pomawia ją o tchórzostwo. To jest historia wyciągnięta nie powiem skąd, żeby nie używać brzydkich wyrazów. Po jaką cholerę ten pan chce się dowiadywać, czy go szukali? Skoro jest po drugiej stronie miasta ze swoją dziewczyną, to chyba jasne, że go szukali. Jeśli w ogóle taka myśl postała mu w głowie, a na ulicach, w niewielkim przecież Zbarażu, słychać strzały, nawoływania i warkot motorów, to jasne że go szukali i tylko idiota by się w tym utwierdzał. No kochany, powie zaraz jakiś lepszy ode mnie znawca i miłośnik momentów psychologicznych, idiota, albo nie idiota, a skąd możesz wiedzieć czy on się nie chciał jej pozbyć? No właśnie, tego wiedzieć nie mogę, ale jeśli tak było, to zwracam honor Idzie Fink, bo w takim razie opowiadanie jej, jak mawiał Marek Hłasko, to kawał tęgiej prozy. Będę się jednak upierał przy swoim, to znaczy przy tym, że Ida Fink to jednak literacka nędza, a przekonuje mnie w tym ostatecznie wywiad z Justyną Sobolewską i opowiadanie o zhańbionej dziewicy. Ono jest jeszcze gorsze niż to o dziecku. Wynika to, taką stawiam hipotezę roboczą, z bardzo delikatnej materii, którą obrobić postanowiła Ida. Kwestie dziewictwa są bowiem kwestiami poważnymi, ale ludzie prości dewastują je nagminnie pisząc takie opowiadania, jak to Idy. Oto szesnastoletnie dziewczę umówiło się w lokalu z facetem, który ma jej dostarczyć dobre dokumenty. Wcześniej już dziewczyna została oszukana i przeszła jakąś straszną traumę, bo źli ludzie zabrali jej i jej matce inny komplet podrobionych papierów. No, ale ten facet, opisywany przez Idę, jakby był amantem filmowym, ma przynieść dobre. I przynosi. Za swoją robotę domaga się jednak, prócz pieniędzy, także zapłaty w naturze. A kiedy dziewczę idzie z nim do mieszkania i tam oddaje mu „to co ma najcenniejszego”, on prawi jej prostackie komplementy, a potem, kiedy przychodzi do niego jakiś inny podlec, szydzą razem z tej biednej dziewczyny. Ja doprawdy współczuję pani Idzie, ale za nic nie mogę uwierzyć w prawdziwość tych opisów, bardzo przepraszam. A skoro nie mogę, to mam też wątpliwości, co do sensu umieszczania tych opowiadań w spisie lektur. Obawiam się bowiem, że mogą one po prostu zdeprawować młodzież i zdewastować wrażliwość dzieciaków, wychowywanych przecież jakoś przez tych rodziców, na ludzi. Za nic też nie mogę zrozumieć dlaczego Ida Fink, osoba ocalona, zgaduję, że przy niemałym ryzyku po stronie ukrywających ją ludzi, nie opisała w żadnym opowiadaniu ich bohaterstwa i poświęcenia. To mnie dziwi najbardziej. Obcy jacyś ludkowie, ryzykują wszystkim, żeby ocalić żydowską dziewczynę. Żywią ją i ukrywają, a ona nawet przez jeden moment nie zastanawia się nad tym, by ich potem opisać. A przecież widziała ich z bliska, widziała ich ręce, twarze, widziała ich zdenerwowanie, strach, a może także przebiegłość, która kazała im wziąć pieniądze za ukrywanie Żydów. Tego wszystkiego, choć była to treść jej życia, Ida Fink nie opisała. Poświęciła za to swój czas, bo przecież nie talent, na wymyślanie historii tak drewnianych i słabych, że zapiera dech. Dziś zaś te dęte banialuki trafiają do szkoły i na nich mają się wychowywać nasze dzieci. Mowy nie ma. Ja się na to nie zgadzam i w moim domu Ida Fink zostanie unieważniona. Mam tylko nadzieję, że przez nią nie wyrzucą Borowskiego z kanonu lektur.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.
Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,
ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki
PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024
PKOPPLPWXXX
Podaję też konto na pay palu:
Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.
Wyrzucą Borowskiego, zobaczysz.
Ja pewnie nie doczekam, ale Ty raczej tak.
Nie będzie nikogo kto to widział na własne oczy.
Na to wygląda…będą takie idiotki jak Ida
-puk, puk
-kto tam?
-gestapo!
-czego chcecie o tej porze?
-czy są u pani jacyż Żydzi?
-nie ma!
-a to bardzo przepraszamy
Nie martw się. Jakiś matematyk, którego w domu rodzice nauczy logiki wstanie i powie, że ta autorka napisała bzdury, bo gestapo było brutalne i na zabawach w klucz się nie znali.
To nie jest offtopic. Tak jak Ida usiłuje za pomocą debili układających listę lektur skłonić do myślenia, że gestapo to były fajne chłopaki a okupacja to zabawa w chowanego, niejaki Targalski właśnie informuje że Duda został prezydentem na wniosek i z pomocą służby bezpieczeństwa, a sondaże pokazujące jego poparcie są ich robotą. Czekam aż powie, że od dziesięcioleci rządzą Polską dwaj panowie z bezpieki, których wizerunek odrysował Bareja w Misiu.
” Za nic też nie mogę zrozumieć dlaczego Ida Fink, osoba ocalona, zgaduję, że przy niemałym ryzyku po stronie ukrywających ją ludzi, nie opisała w żadnym opowiadaniu ich bohaterstwa i poświęcenia. To mnie dziwi najbardziej.”
Bo ta literatura jest tylko i wyłącznie plemienną propagandą. Prawda i przyzwoitość nie ma tu zastosowania.
Dosyć przerażające to jest.
Bo są takie książki albo opowiadania które można przeczytać tylko raz. Bo potem się po prostu nie da. Borowskiego nie mogę przeczytać jeszcze raz. I Twojego opowiadania o podróży w zaśnieżonym autobusie na Mokotów też nie mogę jeszcze raz przeczytać. I Toyaha kilku opowiadań też nie mogę drugi raz przeczytać.
—-a to bardzo przepraszamy
(cd) –A moglibyśmy wejść żeby się ogrzać?
–Zaraz,tylko znajdę klucz.
–To my poczekamy…
Dramat. I jakoś żydom nie przeszkadzają takie bzdury o ich losach? Pewnie nie, bo cel uświęca środki, a skoro promują takie treści to widać wyraźnie do kogo je kierują i za kogo uważają odbiorcę, czyli teraz de facto polskie dziecko.
Za 20 lat w szkołach lekturami będą książki Twardocha i Tokarczuk.
Chciałbym jeszcze usłyszeć, co by powiedziała aktualna minister edukacji po wysłuchaniu tych fragmentów.
będą jeszcze większe idiotki piszące na zamówienia; a kto nie chce wierzyć ten …;i wylecą z wszystkich kanonów i Borowski i Grzesiuk [Pięc lat kacetu] a zeszyty oświęcimskie pomalowane na różowo o znowelizowanej treści do szkół i przymus czytania może nawet na głos
Targalski obsługuje niszę rynkową i to dobrze sprofilowaną- to tylko dla kasy trza wyeliminować konkurenta do budżetów no i odkryć tajemnice dziejów dostępne tylko wybranym
Jedyne co dziecięcia z tego zapamiętają to, że tak też można: „dziewczę idzie z nim do mieszkania i tam oddaje mu to co ma najcenniejszego „. To jest dewastacja serc i umysłów w skali przemysłowej.
Jak dla mnie ta pani nigdy i nigdzie się nie ukrywała. Nawet nie chciało się jej przeczytać wspomnień ludzi, co się naprawdę ukrywali.
Ciekawe czy w tym opowiadaniu a zabawie w klucz był scenariusz, że panowie z gestapo postanawiają sobie poczekać na tatka a jak im się znudziło zabierają samego chłopczyka ?
Jak Pan chce unieważnić Idę Fink w domu?
a potem kiedy dziewczęcia mają kolejne kilka latek więcej można im już swobodnie podsunąć gotową receptę na życie: http://www.wykop.pl/ramka/3978493/sponsoretka-z-wyzszych-sfer-kto-chce-isc-do-pracy-jako-sprzataczka/
To już moja sprawa
…”szeptem” to pisze Paris 😉
Mieli szczęście, że przyszli po nich dobrzy Niemcy, którzy grzecznie czekali pod drzwiami aż im otworzą! Gdyby przyszli typowi Polacy, byłoby już po nich….
Ta zabawa w klucz wygląda na twórcze przekształcenie wspomnień z kontaktów z komornikami.
Pytam bo jestem w podobnej sytuacji. Moje dzieci przynoszą ze szkoły książki które są zwyczajnie szkodliwe, a są polecone przez nauczycielkę, wypożyczone z biblioteki lub wręcz wymagane jako materiał w jakimś konkursie (kuratoryjnym na przykład). Bez sensu w takiej sytuacji zakazać czytania, ale z drugiej strony nie chcę zostawić dzieci na pastwę takich treści.
Tak że proszę, żeby Pan jednak zdradził sposób na unieważnienie Idy Fink — to się może przydać na pewno mnie, ale myślę że też i innym.
Moje dzieci mają do mnie bezgraniczne zaufanie. Jak im coś powiem, to one wierzą. To tyle…
i zupełnie się pomyli? – jeśli nie oni (jako symbol), to kto „od dziesięcioleci rządzi Polską”? Naród? Masony, żydzi i cykliści? agenci światowej finansjery?
i to jest najlepsza metoda!
żebyś się za chwilę nie zdziwił bezgraniczny pyszałku
Takie bzdury są lekturami tylko z tego powodu że póki co eskimosi mają duże znaczenie, a kolonia w której mieszkamy musi się z nimi liczyć, taki już przywilej zwycięzcy..
„gestapo pukające do drzwi i cierpliwie czekające aż maluch klucz znajdzie”
Weszliby z drzwiami i przeszli po chłopcu
Może podpowiem, bo jestem starsza. Jeśli coś jest jawnym zakłamywaniem rzeczywistości a tym były niemal wszystkie lektury szkolne lat 50-tych, 60-tych, 70-tych, 80-tych i jak się okazuje – dzisiejsze, to są dwie metody: jedne dzieci nie czytają niczego z nudów i lenistwa bo lektury są ZŁĄ literatura a druga to taka, że wkraczają, jak Coryllus, rodzice i przedstawiają dzieciom swoją interpretację. Pierwsza metoda jest stosowana, bowiem krążą tysiące bryków i streszczeń lektur szkolnych na rynku, co dobrze świadczy o zdrowym rozsądku dzieci. Druga metoda jest dobra, ale oczywiście nie wszyscy rodzice aktywnie wychowują swoje dzieci.
Jeśli rodzice mówią, że coś jest nudnym i kiepskim kłamstwem a prawdę można poznać w inny sposób (tu np. w „Opowiadaniach” Borowskiego), to dzieci stają się czujne i krytyczne wobec tego, co szkoła proponuje. Różne gendery i inne takie. Najlepiej jednak aby rodzice opowiedzieli jakieś prawdziwe historie okupacyjne, jakie przetrwały w ich rodzinie. I o tym, jak się zachowywali Niemcy.
Myślę że moglibyśmy tu na tym blogu, (szerzej: w naszym środowisku) stworzyć kanon bezpiecznych lektur od groźnych dla psychiki dziecka pułapek emocjonalnych i ideologicznych. Tak by można było dzieciom polecać do czytania pozycje z tej listy.
A tu przykład ankiety na facebooku wspierającej taką ideę:
https://info-stopfalszerzom.blogspot.com/2017/09/kto-ratuje-rodzine-ratuje-swiat-ankieta.html
Niestety, z praktyki III RP wiem, że dzieci muszą kłamać w wypracowaniach na tematy „wrażliwe” np. unia, okupacja aby uzyskać dobry stopień. Nauczycielki to specjalny gatunek hodowany przez gazownię i tefaueny: poziom agresywnej głupoty w tym środowisku jest potwornie wysoki. Tym cenniejsi są dobrzy i uczciwi nauczyciele. Ale tych jest mało. Stąd takie lektury szkolne.
To jest detal. Chodzi o to, że w literaturze tego typu nie żadnego znaczenia prawda i prawdopodobieństwo zdarzeń. Jedyne wymaganie to ścisłe określenie narodowości tych dobrych, i tych złych.
Rodzice mojej znajomej ukrywali w domu, w warszawskiej kamienicy Żydów. Znajoma weszła „po dorosłości” w kręgi warszawki. Gdy przyszła otwarta moda na Żydów – rzuciła się z pretensjami, że Polacy niewiele zrobili etc. – powtarzając całą tę ichnią, żydowską narrację, tak modną w warszawce /do dzisiaj , skądinąd/. Stary ojciec wysłuchał tego w stuporze. W końcu rzekł: czy ty, dziecko, wiesz, co to znaczy codziennie wynosić na podwórze wiadro gówna? /Ojciec był oficerem, za okupacji pracował w Żegocie, był w AK. A więc wielokrotnie narażał rodzinę, wynosząc po nocy te wiadra…/.
Ale i najtrudniejsza. Chyba po prostu trzeba poświęcić dużo czasu i znaleźć ten właściwy balans między miłością i formowaniem. A to jest cholernie trudne.
Poniekąd to może dobrze ćwiczą się w konspiracji, jak ich przodkowie i uczą się ograniczonego zaufania do wladzy
I to jest prawdziwy problem. Do pewnego wieku prawie 100% wpływu na dzieci ma rodzinny dom. A potem coraz większy szkoła i jej otoczenie. Jeśli tam się źle dzieje, to można chyba jedynie spróbować zastosować naukę domową (trudną w dzisiejszych czasach – bo bardzo mało popularną i znowu trzeba znaleźć dobrych nauczycieli, a i rozwój społeczny dziecku jakoś zapewnić). Inaczej jest walka rodziców z indoktrynacją szkoły i ciągłe prostowanie, co dla dziecka też pewnie nie jest dobre. Nie mówiąc ile pracy to wymaga oprócz pozostałych obowiązków mamy czy taty.
A ja mysle, Shorku, ze jak jego rodzice nauczyli logiki i on wie, ze gestapo bylo brutalne i on slyszy, ze autorytet w szkole mowi, ze nie bylo brutalne i sie w klucz bawilo, to on nie wstanie i on nie powie.
… przynajmniej mam taka nadzieje.
Nie wie i pewnie się już nie dowie. Z jednej strony dzięki Bogu, ale z drugiej czasem chce się powiedzieć patrząc ze smutkiem na zachowanie ludzi „widać, że dawno już wojny nie było.”
Zdaje sobie z tego sprawę. Rezultatem jest coraz większe – za przeproszeniem – popieprzenie zdrowego rozsądku. W dodatku przeprowadzane na naszych dzieciach. Moje jeszcze jest malutkie, ale włos mi się jeży jak myślę o tym, jakie to lektury będą za powiedzmy 10 lat obowiązywać.
„Nauczycielki to specjalny gatunek hodowany przez gazownię i tefaueny” – i niestety ta hodowla daje duże plony z ha jak mawiał tow.Wiesław i dobra zmiana nawet nie próbuje zastosować jakiś oprysków czy innych pestycydów; w jakimś stopniu nasza przyszłość rozstrzyga się w pokojach nauczycielskich (jakiś patos mnie wyszedł…)
@ coryllus
Czy przesłyszałam się? Bo kiedyś były grzane w szkołach pamiętniki Anny Frank. Potem coś się skawaliło z tymi pamiętnikami /fałszerstwo?/ Stąd może wrzucili tę Fink. Może ktoś tu coś wie?
zgadzam sie jak najbardziej :))
zaufanie jest sprawa podstawowa, najwazniejsza i najtrudniejsza
W Encyklopedii Teatru Polskiego jest biogram pani Idy Fink i tam jest napisane, że:”…W czasie II wojny światowej, w 1941 roku, trafiła do getta zbaraskiego, skąd uratowała się, uciekając wraz z siostrą na aryjską stronę w roku 1942. Z aryjskimi papierami wyjechała na roboty do III Rzeszy. W 1946 roku wróciła do Polski. Odnalazła ojca, który przeżył wojnę, ukrywając się w podzbaraskiej wsi i zamieszkała z nim na Dolnym Śląsku…”.
Czyli Ida Fink, która jest blondynką i ma tzw. „dobry wygląd” załatwiła sobie papiery polskie lub ukraińskie i pojechała do Niemiec. Zapewne w 1942 r. Z tego wynika, że ona NIC NIE WIDZIAŁA albo bardzo niewiele. Do Polski przyjechała z Niemiec z bardzo dużym opóźnieniem. Coś robiła w tych Niemczech w latach 1945-1946. Więc gadanie, że do Izraela mogła wyjechać dopiero w 1957 to jest „z powodu władz komunistycznych”, kiedy cały I departament MBP od więziennictwa przeszedł przez Sudety do Wiednia w 1947 r. – to jest taka sama prawda jak jej „opowiadania o Holocauście”.
Ojciec przeżył na „wsi podzbaraskiej” a matka – nie przeżyła. Ojciec przyjechał do Polski w 1945 r. Co robił, gdzie pracował, nie wiadomo, podobnie jak nie wiadomo, co robiła rodzina Fink za czasów I okupacji sowieckiej 1939-1941. Tego rozdziału zupełnie w opowiadaniach pani Idy nie ma a może byłoby co poczytać.Nie ma też nic o robotnikach przymusowych w Niemczech. Jakoś nie opisała własnych wspomnień z kontaktów z Niemcami na robotach (gdzie była, u kogo pracowała, co robiła) a taki na przykład Leopold Tyrmand – swoje niemieckie doświadczenia – opisał. Nie miał się czego wstydzić.
Najpierw pracowała w Yad Vashem a potem przez całe lata w Instytucie Goethego w Tel Awiwie i w Niemczech wydano jej książkę w 1983 r. I to Niemcy piszą, że w czasie okupacji sowieckiej uczyła się w Konserwatorium Muzycznym w czerwonym Lwowie. Niemcy piszą też, że na początku niemieckiej okupacji w Zbarażu odbył się, uwaga, uwaga – UKRAIŃSKI pogrom, w wyniku którego zginęło około 30 Żydów (na około 3000 tam mieszkających).
Jej opowiadania były wydawane w londyńskim wydawnictwie Aneks, a to wydawnictwo to chyba jest firma tej stryjanki nadredaktora, co przejęła prawa autorskie Józefa Mackiewicza „na córkę”.
http://www.encyklopediateatru.pl/autorzy/1407/ida-fink
W klasach maturalnych jest przymus oglądania „Naszej klasy” Słobodzianka, a potem wycieczki końcoworoczne do Auschwitzu, gdzie młodzież już ogarnia wzmożony dyrektor placówki…
Ponoć najważniejsze jest pierwsze 7 lat życia, więc okres poza kontrolą szkoły. Zaniedbań w tym okresie nie da się nadrobić. Jeśli jest to prawdą najgroźniejsze co się może wydarzyć to posyłanie do szkół coraz młodszych dzieci.
Póki co jakby rodzice zorganizowali się i jakieś naciski wywierali na szkolnictwo mogłoby chyba być inaczej. Pod tym względem jest chyba lepiej jak za prl 🙂
Szechterowa ma wydawnictwo „Kontra”.
To był główny cel szkoły dla 6 latków. Po to są takie podatki by kobiety musiały pracować,po to tyle się mówi (często na serio) o żłobkach itp
Podpisuje sie wszystkimi konczynami pod specjalnym gatunkiem selekcjonowanym pod katem poziomu agresywnej glupoty. Proces produkcji jest dosc prosty: dla dziewczynek ktorym sie nie udaje osiagnac jakiej takiej dojrzalosci emocjonalnej, ktore brna w patologie i leki na depresje, no i ktore nie widza sie nigdzie indziej niz w znanym biotopie, czyli w szkole – stwarza sie rozmaite szkoly nauczycielskie w ktorych one moga sobie swoje dysfunkcjie dopieszczac i hodowac. Zajecia z psychologii i zbawiania swiata, te rzeczy.
W Helwecji szkoly sa nimi zalane. Nie maja pojecia o ortografii, nie potrafia zamknac jednopoziomowej mysli. Poza praca, polegajaca na wypelnianiu statystyk i okazjonalnie zajmowaniu sie dziecmi, biegaja po bioenergoterapeutach i buduja swoja osobowosc.
Decydując sie na domowe nauczanie, narazasz sie Pani minister, ktora bardzo nie lubi jak jej „dzieci wyciekaja z systemu”
„Aneks” – okazuje się, że blisko, bo tam bracia Smolarowie urzędowali: https://pl.wikipedia.org/wiki/Aneks_(czasopismo)
… może tłumaczy dlaczego naziści napadli na Niemców, „Naród filozofów i myślicieli”?
Ostatni organoleptyczny kontakt z 'oświate’ miałem 10 lat temu i już wtedy był to teatr Kabuki; strach się bać co jest teraz
Po to rowniez sie oferuje kobietom szanse siedzenia caly dzien na kasie w biedrze. Jakby nie bylo Biedronek, propaganda na najmlodszych moglaby srodze szwankowac.
„Po pióro sięgnęła dopiero w latach 70.”
Środa, 6 września 1967 r.
Radio, Program I
17.00 – „Z wędrówek naszych reporterów – ZSRR”
17.20 – „ABC big-beatu”
17.40 – „Ojciec Wirgiliusz”
17.45 – „Koniec” – opow. Idy Fink
17.55 – Wiad.
Nic nie jest przypadkiem.
Ida Fink była już dwa razy na liście tematów maturalnych (w tzw. rozszerzonych, czyli dla przyszłej elity intelektualnej).
Pewnie niektórzy się zastanawiają, jak to się stało – przecież nie tak, że jakiś układacz tych tematów szedł ulicą, albo spacerował po parku i mu to głos z offu powiedział, albo przypadkowo wskazała przeglądarka Google.
Ida Fink pracowała w Yad Vashem w dziale gromadzenia świadectw. Więc wiedziała jak było – albo mogła zapytać kolegów z pracy. Ją jednak interesowało, jak nie było.
Kto wypromował Idę Fink, która nie dała rady nauczyć się języka ojczystego, skoro została członkiem nie opisanego w obszarze pop (Wiki), a jedynie wymienionego z nazwy Związku Autorów Piszących po Polsku w Izraelu.
Można by przypuszczać, że pracowała w ciepłym i suchym pomieszczeniu i coś tam rzeźbiła w literaturze – a związek ją wspierał i wydawał te jej produkcje.
Otóż nie. Wśród pierwszych wydań jej produkcji znajduje się np. dzieło „Ślady” – a wydane zostało w London, wydawnictwo Aneks, w roku 1987.
To był ten czas, kiedy nasi z nadzieją oczekiwali na epokowe dzieło stolarstwa polskiego, a nie nasi, ale też nasi gorączkowo, a może i nie przepisywali kodeks handlowy i czytali z wypiekami Maurycego Allerhanda, „jak się tego używa” – zaś inny zespół zadaniowy opracowywał liberalne zasady gospodarowania, firmowane przez wyhodowanego w czeluściach systemu młodego wilka, znaczy się Wilczka.
Wydawnictwo Aneks powstało w Londynie z przesiadką w Szwecji:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Aneks_(czasopismo)
Lektura w/w linka jest obowiązkowa. np. ten fragment:
Od roku 1981 był przedrukowywany przez polską prasę niezależną.
Pieniądze, dał, jako mówi wyrocznia pop (Wiki) m.in. Jerzy Giedroyc, a nazwiska związane to m.in. Aleksander Smolar z bratem (rednacz), Kołakowski i mniej znany Krzysztof Dorosz.
Ten ostatni:
Krzysztof Dorosz (ur. 1945) – eseista i publicysta, autor wielu artykułów i książek o tematyce religijnej. Blisko dwadzieścia lat pracował jako dziennikarz radiowy w Polskiej Sekcji BBC w Londynie. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych współpracował z emigracyjnym kwartalnikiem „Aneks”. Od roku 1989 publikuje eseje z dziedziny kultury i religii w krakowskim miesięczniku „Znak”, warszawskiej „Więzi”, w „Tygodniku Powszechnym” i w „Przeglądzie Politycznym”. W latach 2002-2003 redaktor naczelny miesięcznika ewangelicko-reformowanego „Jednota”.
Wśród dzieł m.in.
Dorosz, Krzysztof, Obirek, Stanisław. Między wiarą a kościołem: listy o szukaniu drogi. Warszawa: Wydawnictwo Czarna Owca, 2010. ISBN 978-83-7554-221-9.
Obirek Stanisław, postać znana, wg cioci Wiki:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Obirek
Warto spojrzeć na dorobek twórczy – zwłaszcza na współautora ostatnich prac – Zygmunt Bauman.
Jak widać wyżej, nie korzystałem z akt IPN, ani z raportu WSI – tylko z Wiki. Jeżeli ktoś chce obiektywnej oceny i wiedzy, kto nam ustawia życie i kto dobiera lektury naszym dzieciom – może spróbować wpisać powyższe nazwiska do programu, który ustawi je losowo, jak ten, co to będzie dobierał sędziów do spraw, na pewno będzie to kolejność sprawiedliwa i naukowo obiektywna.
Mam taką ogólną refleksję o opozycji, w tym londyńskiej, po wczorajszym dniu. Ta refleksja zawiera się w określeniach: głęboka penetracja i sprawstwo kierownicze.
Umiera czy też zostaje zabity ważny generał. Inny ważny generał wpada na pomysł, by zbić 11 skrzynek po amunicji i wpakować do nich złoto, a zwłaszcza dolary i zawieść te dolary komunistom, z którymi dysponent tych dolarów jest w konflikcie. Gdyby to było prawowite i nie budzące wątpliwości oddanie na zbożne cele, to nie byłoby potrzeby wymyślania pretekstów w rodzaju katafalków ze skrzynek po amunicji (iście ułańska fantazja – ale może znawcy ceremoniału wojskowego mnie poprawią – że tak trzeba, że zwłoki generała transportuje się na skrzynkach po amunicji i jest to prastary piastowski obyczaj). Amber Gold ze swoim złotem w wersalce to przy tuzach londyńskiej emigracji – wręcz nieudacznik.
Wrażenie, jakie mam w stosunku do tzw. opozycji i to od czasów co najmniej tych, kiedy to Hitler wycofał się z polityki – pogłębił inny produkt o Londynie – z powodu – fajny film wczoraj widziałem.
Na tym filmie (nie pamiętam tytułu, ale pewnie ktoś go zna) dochodzi do zamachu bombowego. Materiał wybuchowy semtex dostarczyły służby JKM (czy inne) – ale tak jakby niechcący, bo to była prowokacja, chcieli jakoby poznać, kto tego semtexu poszukuje i go złapać, by zneutralizować zagrożenie jeszcze na etapie planowania.
Ponieważ źródłem semtexu były służby trzeba działać szybko i skutecznie. Kierowniczka jakiejś sekcji daje zielone światło zawodowemu, państwowemu zabójcy na posprzątanie, tzn. zabicie wszystkich, jak leci, związanych ze sprawą, ale tylko złych – bez przejmowania się formalnościami.
Potem jest scena, jedna z finalnych – jak ten zabójca udaremnia zamach – ale służby i tak skutecznie podkładają bombę, bo zamach jest potrzebny, by doszło do zmiany władzy, polityki i narracji.
Zawodowy zabójca zabija w międzyczasie swojego kolegę, który wykrył, że to spisek służb, ale nie wie o tym, że to jego kolega – a jak się dowiaduje, to zabija również swoją kierowniczkę.
Terroryści (arabscy) są jak najbardziej prawdziwi – żebyście nie pomyśleli, że oni też są na usługach JKM, co to to, nie.
Jednakże – stwierdzenie, co jest skutkiem, a co przyczyną nie jest oczywiste, można mieć wrażenie, że jednak centrum decyzyjne i źródło całokształtu to Londyn, a nie Kabul, czy inny Islamabad.
Tu powinno być jakieś zdanie podsumowujące – ale, czy ono jest konieczne? Skoro wszyscy wiedzą, kto jest dobrym pisarzem, a kto nie – kogo trzeba wydawać, tłumaczyć, dystrybuować i polecać – to po co?
Myślę, że projekt „Ida Fink” jest ciągle w stadium realizacji i pochodzi raczej z importu. Stąd różne luki i nieścisłości w biografii. Pisać zaczęła p. Ida po wojnie, pierwsze opowiadanie miało (wg linkowanego przez Panią biogramu) powstać w 1955 r., ale pierwsza książka wyszła w Niemczech, dopiero w 1983 r. Choć autorka pisze wyłącznie po polsku! No i te nagrody, tak liczne przy tak mikrej spuściźnie.
A tak gwoli ścisłości, to getto w Zbarażu powstało, jak podaje Wiki, dopiero w grudniu 1942 r., więc nie mogła do niego trafić IF w 1941.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Getto_w_Zbara%C5%BCu
Jeśli osoba, pisząca jako Ida Fink rzeczywiście pochodziła ze Zbaraża, to jako 18 – latka w chwili wkroczenia bolszewików, raczej ochoczo włączyła się w budowanie nowej sowieckiej rzeczywistości. I prawdopodobnie po wkroczeniu Niemców uciekła (lub, jeśli się dobrze zapowiadała: została ewakuowana) bohatersko na wschód. Czasu trochę było, bo Niemcy zajęli Zbaraż dopiero 4. lipca 1941 r. Ponoć z prawie 3 tysięcy przedwojennych zbaraskich żydów, przetrwało tylko 70: https://sztetl.org.pl/pl/miejscowosci/z/916-zbaraz/99-historia-spolecznosci/138312-historia-spolecznosci
Czyli pani Ida Fink to produkt „braci Smolar” – dzisiaj Alik siedzi w Fundacji Batorego, jeśli dobrze pamiętam.
Dzięki za info.
Ekstremum w tej konkurencji to Kosinski. Profesorowie z USA przyjezdzali bo w pale im sie nie miescil podobny wymyk. Ksiadz ukrywal 3 lata rodzine Kosinskich, przezyli, a Jurek pierwsze co zrobil po przyjezdzie za ocean to sieknàł Malowanego. Podobniez jak pojawil sie po raz pierwszy w Warszawie to Cala wioska przyjechala sie z nim spotkac bo tesknili i chcieli sie dowiedziec co tam u nie go. Womitywnosci dodaje fakt, ze nikt we wsi nie czytal Malowanego no I Jurek nie wiedzial jak ma sie zachowac. Niewyobrazalne k*restwo. Takze Czarnego ptasiora proponuje mlodziezy, bo nie dzieciom, jako lekture uzupelniajaca do tych wszystkich Id. Generalnie film sie nalezy tej historii. Moze kiedys tedy.
Nauczycielki były coraz gorsze już pod koniec lat 70-tych. Na początku lat 90-tych zaczęto agresywnie promować panie, które miały rażące problemy z moralnością katolicką, znane lokalnej społeczności. Te osoby wcześniej nie byłyby dopuszczane do nauczania, wtedy czyli na początku III RP – „szły w dyrektory”. To nie jest przypadek i takie osoby były widziane nawet w „społecznych szkołach katolickich”.
Taak, literatura, a miedzy wierszami ta pseudo i zaklamana.
Teraz, po ataku na moja karte kredytowa (zwracam honor Barclay Bank, zablokowal zlodzieja skutecznie i ukradzione mi pieniądze nie zostaly zaksiegowane, czyli zlodziej dostal w pysk, pilnujmy operacje na swoich kartach bankowych czesto, ja tylko dlatego wychwycilem bandyte) częściej korzystam z gotówki. I zobaczylen nowy banknot £10, jakis podobno super, plastikowy itd ale pierwszy raz popatrzyłem, co tez na tym banknocie narysowane, a tam, jasne krolowa ale na drugiej stronie, pisarka Austin, zdaje sie pisała i mieszkala obok mnie tutaj w Kencie ale jakie tam motto jej jest, ze nie ma nic bardziej frapujacego, niż czytanie
Nowe £10
Historię z *kluczem* mógłby napisać sam szewachwajs, wielki nasz przyjaciel.
jest jeszcze wersja z Leninem
Tajna Carska Policja zapukała o piątej rano do domu Lenina.
Lenin w pidżamie podszedł do drzwi i zapytał
– Kto tam?
– W imieniu Imperatora otwierać, przyszliśmy przeszukać dom!
Ale Lenin był chytry i znał grę w „klucz”
-Zaraz – zmienił głos na wyższy -muszę poszukać klucza.
I gdy głupi żandarmi czekali przed drzwiami, wymknął się oknem. Było to co prawda czwarte piętro, ale mądry Lenin miał przy sobie duży parasol, który przed skokiem rozłożył. Wylądował więc miękko, otrzepał płaszcz, bo zawsze starał się być elegancki, pogładził bródkę i poszedł spokojnie na dworzec. A żandarmi stali i stali, zanim zorientowali się, że zostali przechytrzeni
Oświęcim – to jest dowód na to, że Polska jest niesuwerenna, a „rządzą” nią aktorzy prowincjonalni. „Agent” to brzmi dumnie, zbyt dumnie, jak na poczynania tych aktorzyn.
Krótka dygresja. Pan Mecenas St. M. przypuszcza, że obecną ekipę pan-trujotów nasadzono po to, by ta w Polsce zamęt wywołała okrawkowym i oszukanym „zwrotem mienia”. Ten wywołany zamęt (oddawanie majątku w cenie smartfona) nie tylko posłuży im do zatwierdzenia panowania d. agentów NKWD w Polsce (dziś: progenitury sowiecko-żydowskiej, wspartej rodzimym zaprzaństwem), ale „dary w naturze” zaniesie siepaczom żydowskim, używającym międzynarodowych finansów do gwałcenia ogólnonarodowego: tak Żydów, jak i Polaków, do wysysania pracy Niemców, i tak dalej. Bandziory są ukryte, obiecują każdemu, łupią każdego. Plutokracja.
Popatrz tu:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4059
Koniec dygresji. Wracam do „u nas, w Auszwicu”. Grunty rolne, w posiadaniu Polaków, zabrane na obóz, dotychcas nie zostały oddane właścicielom. Niby to już wyzwolenie, etc, a niemieckie ekspropriacje nadal są przez – czyj interes wyrażający? – „rząd” uznawane prawnie. Pyskować o suwerenności podlizywacze potrafią. Zakończyć wojnę, zwinąć obóz i oddać prawowitym właścicielom ich gospodarstwa w widłach Wisły i Sanu – w naturze – nie potrafią.
To znaczy, że te wymachujące biało-czerwoną flagą udawacze tylko trują, a wcale nie rządzą. Won z nimi. Wolę od nich polski rząd, wybrany spośród Polaków. A że to ryzyko…trudno! Całe życie jest ryzykiem. Wywieźć wreszcie tych udawaczy.
Co do jednego. Andrzej Duda niech lepiej porządnie prześwietli swoją Kancelarię. Nie jest tam najlepiej, co już dawno nawet zagorzali pisowcy zauważyli. Jeśli chce, by tam powstał nowy ośrodek krystalizacji, przypilnować musiałby Spraw Wenętrznych.
Dokumentuje to powoli. Mozna zaobserwowac caly subtelny protokol obrobki dziecka, wedlug stadiow rozwoju. Pomijajac stadium plodu (pieknie obcykane jednakowoz), zacznijmy od zlobka. Zlobek sluzy do uniewaznienia wiezi miedzy matka a dzieckiem. W oddaleniu, trudno im utworzyc cos, co nazywamy „le pont tactile”, czyli cos w rodzaju mostu empatycznego, ktory jest dla nowego czlowieka baza do poczucia, ze jest widzialny. (Znowu pisze skrotami). Matkom sie tlucze do glow, aby nie wierzgaly, ze rzut dzieckiem o zlobek to rzecz gites, bo sie „socjabilizuje”. A w rzeczywistosci ta socjabilizacja polega na umacnianiu neurologicznych schematow strachu (dzieciaki sa w chodzikach i siedzikach, nie moga pelzac, wiec nie wzmacniaja miesni kregoslupa co sprawia, ze najmniejszy stres, ktory powoduje skrocenie sciegien Achillesa nie jest neutralizowany na poziomie plecow a wiec zmniejsza doplyw krwi z tlenem do neokorteksu). W ten sposob dzieci w wieku szkolnym, wydane na pastwe dysfunkcyjnych pan nauczycielek, sa JUZ przygotowane do uciekania przed samodzielnym mysleniem w rozbuchane emocje lub cicha rezygnacje.
Dalej mozna uscislic proweniencje i role pan od rosyjskiego w podstawowkach lat 70/80, pieczolowicie dobierane dekoracje (vide internat szkoly Gospodarza w Dzieciach PRLu 😉 ) i autoryzowany poziom histerii wylewany na maloletnich.
Jednym slowem – grunt na zasianie ziarenek Idy czy innego lzawego chwastu jest wielokrotnie przeorany i nawieziony lajnem najwyzszego gatunku.
3 latki idą już do przedszkola i pewnie dotyczy to teraz ponad 3/4 dzieci. Także generalnie pierwsze 3 lata dziecko jest zwykle tylko z rodziną, potem już rzadko.
A uwierzy Pan, że kiedyś jak mieliśmy po 20 lat to kolega mi bardzo polecał Malowanego Ptaka? Do dziś pamiętam jak mi zdewastował emocje tymi opisami nieludzkich zachowań ludzi na wsi, w stosunku do dziecka. Coś strasznego. Ja już dalej nie polecałem, ale czemu zrobił to mi kolega to nie wiem.
Co do filmu wygląda na to, ze się Pan doczeka: ” 23 marca 2017 r. rozpoczęły się zdjęcia do filmu Malowany ptak, który powstanie w koprodukcji czesko-słowacko-ukraińskiej. Premiera odbędzie się we wrześniu 2019 r.[7].”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Malowany_ptak_(powieść)
Dzieci już w przedszkolu są indoktrynowane od 3 roku życia. Wprowadza się te programy dosyć sprytnie i miękko, tak że większość pedagożek nawet się nie potrafi zorientować czemu (komu?) służą. O rodzicach już nie wspominając bo durne toto że aż płakać się chce… A jak się zorientują to i tak siedzą cicho bo o taką pracę to się biją tłumy nieustosunkowanych a gotowych na wszystko absolwentek.
A moje jeszcze dodają skąd to wszystko wiesz; bo tatusiowie to jest potęga wiedzy
Więc jestem w mniejszości. Wiadomo, że ekonomicznie jest ciężej jak tylko jedno z dwojga pracuje, ale myślę, że nie wyjdziemy na tym źle. W przedszkolu dziecko przychodzi co chwilę z jakąś chorobą. Kilkulatek przeżywa ogromną traumę. Nawet w takim surowym społeczeństwie wojowników jak Sparta dziecko opuszczało dom dopiero w 12 roku życia.
Rodzice nie odczuwają potrzeby dodatkowego organizowania się. Uważają że są dobrze zorganizowani i odpowiedzialni bo potrafią organizować dzieciom wycieczki do MacDonalda. Są bardzo nowocześni, ich ambicją największą jest by było ich stać zapewnić dzieciom dostęp do internetu w ich smartfonach.
Najpierw to trzeba by tych rodziców odczarować 🙁
Domowe nauczanie równolegle do szkoły jest niezbędne. Nie chodzi o całkowite wypisanie się z sytemu bo to grozi konfliktem totalnym z całym systemem. Nauczanie domowe jest niezbędne jako odtrutka na demagogię serwowaną w szkole. Inaczej masz 100% pewności że szybko stracisz swoje dzieci. A jak twoje dzieci przestaną być twoje to po co się tyle szarpać? Dla kogo?
To jest wściekły anty-katolik i anty-Polak wystrugany na „dramaturga” w latach 80-tych za rządów Jaruzela. Za rządów PO/PSL dostał aż 3 teatry w Warszawie do dyrektorowania jednocześnie. Jakoby urodził się w 1955 w Jenisiejsku i JAKOBY jego rodzice zostali wysłani na Syberię w 1944 r. Tylko brak jakichkolwiek danych, KIM byli ci rodzice. Matka jakoby Rosjanka ale jest zalegendowany na „matkę z AK”. Lansowany gwałtownie przez gazownię, newsweeka. Dopóki nie będzie ekshumacji w Jedwabnem – ta jego „sztuka” o tym jak to uczeń Polak, kandydat na księdza katolickiego – gwałci koleżankę z klasy Żydówkę – będzie pokazywana uporczywie na wszystkich kontynentach a panowie ministrowie Waszczykowski i Gliński będą dyskretnie odwracać głowy.
W takich sprawach jak opluwanie Polaków i przypisywanie im wszystkich najohydniejszych zbrodni – jest pełna zgodna ponad podziałami od 1989 r. Tego nawet komuniści się nie dopuścili.
Jedyna pociecha jest taka, że w ostatnich latach „naodkrywano” tyle fałszywek w tzw. wspomnieniach z Holocaustu, że te wszystkie „treści” przestały oddziaływać. Ludzi to już nudzi i nawet tak prości ludzie jak Amerykanie zaczęli kumać, że te antypolskie ścieki to jest coś nienaturalnego i bez związku z faktami.
Jeszcze paru Harvey’ów Weinsteinów, Madoffów, prezesów banków z milionowymi premiami po dotacji pana Obamy w wys. 800 mld USD – i możemy spokojnie czekać, aż brudna fala spłynie. Natomiast wiele do myślenia daje „tutejsza polityka kulturalno-historyczna” dobrej zmiany. Słobodzianka wystrugano w stanie wojennym i to jest -punkt wyjścia do wszystkiego. Kariera przyspieszyła mu po Magdalence i sprowadzała się do różnych rosyjsko-pogańskich remanentów: a to o „carach”, a to o „prawosławnych wieśniakach i ich przedchrześcijańskich kultach” no a teraz jest zadaniowany na „zohydzenie Kościoła Katolickiego i Polaków”.
„Najlepiej jednak aby rodzice opowiedzieli jakieś prawdziwe historie okupacyjne, jakie przetrwały w ich rodzinie. I o tym, jak się zachowywali Niemcy.”
*****
Np. mój dziadek opowiadał historię, której był świadkiem. Znał niemiecki, więc zrozumiał dialogi. Wartegau, Polak idący ulicą mija Niemca (cywila) i nie tylko bezczelnie nie schodzi mu z drogi do rynsztoka, czego od niego oczekiwano nieformalnie, ale i nie zdejmuje czapki, co już chyba było regulowane rozporządzeniem (przynajmniej w GG o ile się nie mylę). Niemiec dopada do niego, wyzywa od ferfluchteszwajnehundów, zdejmuje mu czapkę, karze do siebie powiedzieć „Guten Tag”, rzuca czapkę parę metrów dalej, pod latarnię, i kopiąc w dupę każe tam pójść, podnieść, wrócić do niego, zdjąć i powiedzieć „Guten Tag”. Gdy Polak wraca, czapka zostaje zabrana -> kop w dupę -> latarnia -> powrót -> „dzień dobry” i tak parę razy.
Nagle podchodzi inny Niemiec, tym razem żołnierz na przepustce, wali tego niemieckiego cywila w mordę i mówi tak: „Ty świnio! Jesteś w wieku poborowym, a chodzisz po cywilu, a ja codziennie ryzykuję życiem na Froncie Wschodnim. Ten Polak pracuje na mnie i na Ciebie, dzięki niemu masz co żryć i masz co na grzbiet włożyć. Oddaj mu czapkę, przeproś i spierdalaj!”. Co ów pospiesznie zrobił.
To tak w ramach rozważań o Nazistach w nazistowskich mundurach i zniewolonych przez nich dobrych niemieckich cywilach.
Terroryści (arabscy) są jak najbardziej prawdziwi – żebyście nie pomyśleli, że oni też są na usługach JKM, co to to, nie.
Jednakże – stwierdzenie, co jest skutkiem, a co przyczyną nie jest oczywiste, można mieć wrażenie, że jednak centrum decyzyjne i źródło całokształtu to Londyn.
Tak jest. Dzięki za ten komentarz.
Pozostaje, kto kumaty i czytaty, polecić Czytelnikom zapoznanie się z jedną, dowoną, JEDNĄ – podkreślam, książką dra Billa Warnera. To wystarczy, aby uchwycić muzułmańską teraźniejszość oraz historię.
One są dostępne np. tutaj:
https://www.politicalislam.com/author/
Nadętego buca, Witolda Gadowskiego, prof. dr. Bill Warner rozsmarował podczas niedawnego spotkania w Wawie. Wracając do tematu: nie da się wyciągnąć wniosku, trafnego, jaki cytuję, bez znajomości powszedniego, dzisiejszego Islamu.
Nie rozumieć, czym jest islam, zbrodnicza machina podbojów, wściekle zajmująca się w swych pismach (nie żadną wiarą, tej jest ledwie kilka procent), tym, jak likwidować „niewiernych”, to niewybaczalne.
Można obejrzeć – są polskie tłumaczenia – Warnera, można w książkach (Bill Warner pisze te najkrótsze, czyta się je w dwie godziny) znaleźć info. Ale trzeba wiedzieć i tutaj nie ma „nie wiedziałam” czy „ojejku, tego nie wiedziałem”.
Ten katafalk z wypełnionymi złotem i dolarami skrzynkami po nabojach, to ściema dla miłośników Ludluma (katafalk to nie trumna, żeby ją na cmentarz zagraniczny samolotem targać!).
Już w 1946 r. (a więc na rok przed śmiercią gen. Żeligowskiego) odbyło się przekazanie próbek precjozów i złotych 20 – dolarówek, za pośrednictwem PRL – owskiego konsula w Luksemburgu, Zygmunta Sobolewskiego. Pomysł podsunął gen. Tatarowi inny prylowski dyplomata, komuszy pisarz, Putrament Jerzy. Dziwnym trafem, w drodze z Paryża (miejsce przekazania łupów), konsul Sobolewski uległ wypadkowi, w wyniku którego uszkodził kręgosłup, znalazł się we francuskim szpitalu, ale wiezione przez niego skrzyneczki ze złotem już się nie znalazły. I konsul Sobolewski (notki w Wiki, ani w czeluściach Internetu brak!), z małżonką – pisarką, kilkuletnim synem i tym złamanym kręgosłupem, uciekł ze szpitala samochodem (jako kierowca!) aż do frankistowskiej Hiszpanii. A potem nawet do Maroka. Ale stamtąd już wypłynął (1951 r.), u wybrzeży Hiszpanii, w postaci lekko zepsutego nieboszczyka. Wrażliwa małżonka miała go rozpoznać po sygnecie i krzyżyku. Bo choć w czasie wojny (i przed nią) oboje mocno komunizowali, on był nawet adiutantem Berlinga i dowódcą Platerówek, to piękne sowieckie widoki (i śmierć pierwszego dziecka) spowodowały nawrócenie na antykomunizm.
A ta pisarka nazywała się Elżbieta Szemplińska – Sobolewska. Umarła w 1992 roku (chyba), po 30 latach życia w Polsce, do której wróciła w 1962 r. Piękną kobietą była, nawet Witkacy na portrecie nie był w stanie jej zeszpecić…
Dodam jeszcze, że te wszystkie informacje też nie pochodzą z archiwum IPN. Na życzenie służę stosownymi linkami.
Niesamowite ale wiarygodne. Z tym, że kiedyś matki robotnice uważały żłobek za zło konieczne a przedszkole z tym „łapaniem chorób” wszelkich i paniami -sadystkami – to też ciekawy rozdział. Wszystko co osłabia katolicką rodzinę, jak widać, jest – „dobre”.
W sumie strasznych czasow dozylismy. Borowski zagrozony, Ida Fink promowana, w szkolach jakis gender, chlopczykow za dziewczynki przebieraja i odwrotnie.
A Targalski, tradycyjnie. Wciaz na tropie.
to nie nauczyciele to urzędnicy z kuratorium, a wtedy nauczyciel wie że się nie trzeba kopać z koniem, bo zaboli. Kuratorium, to jest to.
To jest właśnie to: „ludzie” i „ludziska” w ekstremalnych okolicznościach historii. W każdej rodzinie krążą dziesiątki takich opowieści. No chyba, że to towarzysze politrucy i ich potomki. Ci mają tylko scenariusz z „polskimi fashhystami” i „dobrymi nazistami”.
Zgadzam się. Przede wszystkim trzeba dzieciom dobierać lektury i rozmawiać z nimi. Nauczanie historii Polski i świata, historii Kościoła Katolickiego i komentarze krytyczne do lektur szkolnych to jest minimum.
Piękna opowieść.
Skandal Weistein’a to uderzenie we wrogów nowej administracji.
„zbić 11 skrzynek po amunicji i wpakować do nich złoto, a zwłaszcza dolary”
Skrzynki po amunicji z natury rzeczy są już gotowe do użycia po zużyciu amunicji. Poza tym wykonane są z metalu, co zbijanie ich całkiem uniemożliwia;)
Obowiązkową lekturą dla kl. czwartej szkoły podstawowej jest „Saga Miziołków” niejakiej Joanny Olech, pani, która zaczęła i kontynuuje swą karierę w gazowni. Może zapodam jedynie opis mamusi głównego bohatera (z oficjalnego streszczenia).
„Mama Miziołka zapisuje się między innymi na kurs medytacji (medytacja to inaczej rozmyślanie, mające na celu pozbycie się nieprzyjemnych uczuć). Jej najlepszą przyjaciółką jest Kornelia, która uwielbia wróżyć z kart, stawiać horoskopy i chodzić do wróżki. Potem mama postanawia chodzić na siłownię, grać na mandolinie, następnie zostaje ekologiem i chodzi na manifestacje w obronie wielorybów, a potem zaczyna pisać powieść.”
Kto z „dobrej zmiany” zatwierdził to g. jako obowiązkową lekturę?
A w kuratoriach siedzi PO i Nowoczesna. Proste.
Zupelnie z innej beczki, ale moze zainteresuje Coryllusa – w Rosji wchodzi do kin film „Matylda”. O Krzesinskiej i caru Mikolaju, od dawna trwa PR kampania, glownie przez naglasnianie kontrowersji, bylo pelno manifestacji przeciwko – na dlugo przed premiera… Surprise, surprise – kto gra role glowna 🙂 Michalina Olszanska. Ta sama. Corka tego samego.
Prawda. Przy czym dla wielu rodziców takie dobieranie lektur jest trudne do zrobienia w praktyce — nie mają czegoś gotowego np. w postaci istniejącej po rodzicach biblioteczki dobrych książek dla swoich dzieci. Nie są też w stanie poświęcić tyle czasu, ile wymaga zbudowanie takiej listy lektur od zera w sytuacji, kiedy sami tych książek kiedyś nie czytali, itd. A jak się jeszcze trafi dziecko które dużo i szybko czyta, to naprawdę trudno nadążyć z podsuwaniem nowych pozycji.
Czy jest Pani w stanie polecić konkretne książki o historii Polski, świata i KK?
„Nasza szkoła pragnie wychować i wykształcić obywatela świata , biegle władającego językami obcymi i otwartego na kulturową odmienność”
To opis misji jednej ze szkół prywatnych w moim mieście…
Michalkiewicz pięknie podsumował bolszewicki projekt reprywatyzacyjny Jakiego:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4059
A co jest w tym projekcie bolszewickiego? Wszyscy na komuniźmie straciliśmy, nie tylko i nie przede wszystkim ziemię.
Skrzynki na amunicję są z drewna, pół Dęblina było zatrudnione w fabryce amunicji w Stawach i tam ludzie dostawali te skrzynki jako deputat opałowy. Budowali z nich komórki i chlewiki, a także przybudówki do domów
No tak. Taki to idealny materiał do wynarodowienia i zasilenia zachodnich demografii. Albo w zależności od potrzeb dobry niewolnik (pracownik).
może komisji Jakiego chodzi o to, że kamienice przejęli nie ci, co powinni?…
To chyba bez znaczenia, ale pewnie widzieliście skrzynki od różnych amunicji.
Ja mam z tym dylemat. Z jednej strony to co Pan pisze jest jasne. Ale z drugiej dziecko w domu się nudzi, to też jest problem. No i coraz trudniej mu się odnaleźć wśród rówieśników, jeśli nie spędza z nimi czasu. No i z chorobami to raczej jest naturalna droga, którą trzeba przejść. Układ odpornościowy rozwija się do 7-go roku życia i musi się nauczyć w praktyce. Także nie znam złotego środka w tym momencie.
Na pocieszenie mowie sobie czasami, ze na roznym dziadostwie lekturowym sie wychowalismy i zyjemy. W wiekszosci dzieciom umyka na szczescie propaganda przemycana w ksiazkach. Ja dopiero po latach pewne rzeczy zauwazylam; czytajac wtedy wciagala mnie tylko akcja.
Natomiast po streszczeniu tych Miziolkow widze, ze nachalna propaganda wdziera sie zewszad drzwiami i oknami. Wlasnie chodzi tylko o nia. Nowa „jakosc”…
Ale ilu jest takich którzy nie zauważyli i potomstwo mają
Trzebaby..
Powieść przestawia w atrakcyjny sposób nowy, postępowy, model kochającej się wielopokoleniowej rodziny gejowsko-transowskiej na tle jej codziennych zmagań z nieprzychylnym i opresyjnym, przeważnie agresywnym katolickim otoczeniem.
To jest chyba jednak mit z tym brakiem uspolecznienia dziecka w systemie edukacji domowej. Znam pare rodzin, ktore na to mogly sobie pozwolic i zwyczajnie im zazdroszcze. Dzieci przeciez chodza z rodzicami tu i tam, rowiesnikow nie brakuje, czy to w grupach przykoscielnych, czy na roznych kolkach zaintetesowan.
Sliczne:) Lenin niczym Mary Poppins.
Mamy w garażu starą metalową skrzynię po amunicji. Możliwe, że poniemiecka. Stąd sądziłam, ze obecnie też tak się amunicję pakuje.
Z całą pewnością w tym wypadku (przewozu złota i dolarów z W.Brytanii) chodziło o metalowe skrzynki.
Jeżeli ukradnę Panu samochód, po czym po kilku latach spokojnej eksploatacji zawiadomię Pana, że oddam Panu wartość jednej opony i to powinno Panu wystarczyć jako odszkodowanie, po czym samochód spylę – będzie Pan uważał, ze wszystko jest w porządku? A tak wygląda projekt reprywatyzacyjny Jakiego.
I tu wkracza do akcji przedstawicielka agresywnej głupoty w postaci pani od polskiego. Owa pani zadała uczniom pracę domową pt.”Czy książka mi się podoba. Uzasadnić.” Uczniowie, którzy napisali, że książka im się nie podoba i swoje zdanie bardzo poprawnie uzasadnili, dostali jedynkę. Z możliwością zmazania jedynki, jeśli zmienią zdanie. Nie żartuję.
Na pewno nowa ekipa ma lepszych kandydatów na właścicieli. Ale na pewno nie tych przedwojennych.
Nachalna propaganda poparta agresywną lewacką głupotą pani od polskiego. Większość uczniów (poza jednym) zdecydowało się zmienić zdanie, żeby tylko pani wymazała tę jedynkę. I napisali, że książka im się podobała. To są 10-latki.
Najbardziej wkurza mnie opowieść o wrednym Polaku co to kazał sobie ukrywanym Żydom płacić. Bo oni przecież nic nie jedli i nic nie pili. A jak chcieli coś zjeść to, chyba, należało pójść do odpowiedniego Amtu i poprosić o wydanie kartek żywnościowych na nich i z własnej kieszeni za żywność płacić.
Dzieci w tzw. systemie państwowej edukacji wychowania są poddawane neomarksistowskiemu psychoterrorowi. Jeśli rządzący aktualnie żarliwi patrioci nawet o włos nie starają się zmienić tego stanu rzeczy, to znaczy, że jego skutki odciskane na dzieciach są dla nich korzystne – tak ma być.
Komentarz z 16:32.
https://info-stopfalszerzom.blogspot.com/2017/09/kto-ratuje-rodzine-ratuje-swiat-ankieta.html
https://www.facebook.com/groups/970926926331628/?ref=bookmarks
To czego szukasz znajdziesz pod tymi linkami 🙂
Myślę że PinkPanther się ze mną zgodzi 🙂
Jednym słowem sprzedają plewy tępym rodzicom. Aż serce się kraje nad bezmiarem głupoty ofiar tego szkolnictwa
Uczę córki by traktowały szkołę jak przestrzeń swojej misji Idą więc i nawracają rówieśników i pokazują że można inaczej. Dają chrześcijańskie świadectwo. Zgodnie z zasadą: „chcesz pomóc sobie, pomóż innym”
W takich sytuacjach wkraczam ja jako rodzic 🙂 i nauczyciel zazwyczaj się wycofuje. Staram się nie przyciskać ich za bardzo do muru i wskazuje drogę wyjścia z konfliktu twarzą. Tak się zyskuje przyjaciół wśród belfrów
Jest na to super sposób: kilkoro dzieci w rodzinie i socjalizacja z głowy.Ja i moje rodzeństwo poszliśmy dopiero do zerówki,większość chorób nas ominęła,wcale nie musieliśmy ich przechorować.
Zgodzi się:))) W zasadzie wszystkie książki Makuszyńskiego: obrazkowe dla małych dzieci, dla dziewczynek co najmniej 3 tytuły (Awantura o Basię, Panna z mokrą głową i jeszcze jedna) a dla chłopaczków „Szatan z siódmej klasy”, do tego Sienkiewicz, mam też unikaty dla chłopaków w wieku 8-14 przedwojenne – dwa tytuły: Juliana Ginsberta /Jima Pokera : 1934 „Zdzich szuka ojca” i 1935 „Zdzich szuka matki”. Historia harcerza z grupy młodszej wiekowej – lat 10 – poszukuje i znajduje tatę a w drugim tomie mamę – oboje zaginieni w Rosji Sowieckiej. Przygody są niesamowite a pierwszy szok dla czytelnika , bo dzieciak uciekł sam z Rosji Sowieckiej pod pociągiem kolejowym. Poznajemy graniczną stację kolejową w Stołpcach i obyczaj taki, że małe dziecko jest wdrożone do odmawiania pacierza. Po wojnie dzięki pomocy Pana Zdzisława Kątnowskiego, szczęśliwego posiadacza egzemplarza archiwalnego – Wydawnictwo Antyk Marcina Dybowskiego 1998. Opracowanie i posłowie Jacek Trznadel. Sprawa poważna i oczywiście totalnie przemilczana.
PS. Powinna powstać jakaś samorzutna rada katolickich rodziców, którzy powinni się poświęcić, poczytać te szkolne lektury i napisać recenzję o każdej z nich z katolickiego punktu widzenia. Żeby inni rodzice, uczciwi nauczyciele i same mądrzejsze dzieci – zostały ostrzeżone. Natomiast lista podana wyżej jest bardzo dobra, jakkolwiek krótka. No ale nie jest przypadkiem, że „do literatów” zapisywali tylko swojaków.
Pół Warszawy leży na zabranych gruntach, jeśli nie cała. Setki tysięcy ludzi ma tam mieszkania. Nie wiesz jak przebiega prywatyzacja w Warszawie? Jaki próbuje zamknąć puszkę pandory. Kibicuję mu- a ziemianie to nie był elektorat PiS-u, oni mieli inne preferencje polityczne.
Koszmar. Przejrzalam dokladnie spis lektur w projekcie nowej podstawy; Miziolkow tam nie bylo. Dla pewnosci weszlam na strone MEN: Miziolkow juz wcisnieto. Ciekawe czyja to sprawka. I ta glupia pani od polskiego, najwyrazniej z wytycznymi z pewnych kregow.
W tym oficjalnym dokumencie opracowanym dla MEN przez prof.Wasko (str 41 pdf)- nie ma tego gniota:
https://www.ore.edu.pl/nowa-podstawa-programowa/J%C4%98ZYK%20POLSKI/Nowa%20podstawa%20programowa%20j%C4%99zyka%20polskiego%20dla%20kl.%20IV-VIII%20Szko%C5%82y%20podstawowej.%20Prezentacja.pdf
A juz w tym zalaczniku- czary mary! – gniot sie pojawil..(str.6)
https://men.gov.pl/wp-content/uploads/2016/11/podstawa-programowa-%E2%80%93-jezyk-polski-%E2%80%93-szkola-podstawowa-%E2%80%93-klasy-iv-viii-.pdf
Dobre określenie,”rodziców odczarować”…w punkt.Co te maluchy są winne…
Dokładnie. Młody paser, pracujący (ehm…) pod kierunkiem starych paserów. 20% od powiedzmy 3% od jakiegoś oszacowania niewiadomo jakiego, według cen z 1944 roku, to może wyjść mniej, niż jedna opona.
wiki.de opowiada, że na aryjskich papierach na robotach w rzeszy.
Hebrajski trzyma się jednak wersji numer szejść czyli była naocznym świadkiem, znaczy się przemieszczała się z jednego zamku do drugiego …
Pierwsza nagroda w roku 1985 i to nie byle jaka. No nie, nie Anne Frank Prize [was given out in the Netherlands in the years 1957 to 1966]
Anne-Frank-Literaturpreis zafundowana po raz pierwszy w roku 1985! Czyżby pod piszącą w temacie Inke Fink vel Aida Pink?
No nie, jest jeszcze conajmniej jednen piszący co też w swoim CV wykazuje Anne-Frank-Preis
[Preis ale bez Literatur] za rok 1985.
Dwóch laureatów nagrody imienia Anne Frank piszących długopisem? :(((
Ostatnią, nagrodę Izraela otrzymała Aida Pink za rok 2008. Cztery osoby, z tytułem profesorskim, w uzasadnieniu nie tylko o wyjątkowości krótkiej formy [spisanej długopisem?] autorki Fink/Pink, które – mówiąc słowami pewnego pisarza – są „przewodnikiem po piekle”. Bum! Wiec jest to literatura tej miary co literatura zamarkowana przez Primo Levi, … , Imre Kertész i Eli Wiesel.
No i jest jeszcze costam, costam więcej bowiem akcentowany jest wątek o holocaust a w tle jest Polska i polski. Więc nie cytuję bo cosik przekręcę, chyba tłumacz wprowadza celowo w błąd. A ja namotam niepotrzebnie jak jakie trzy po trzy.
Tak się zyskuje nieprzejednanego wroga, który odtąd będzie się odgrywać na naszych dzieciach. To trzecie pokolenie gazownianych ciotek Stalina tak ma.
Spróbuj to wytłumaczyć Genezemu, bo ja muszę lecieć na próbę chóru;)
Nota bene bardzo dobry tekst redaktora Michalkiewicza o 100 rocznicy rewolucji bolszewickiej w świetle nowego projektu ustawy reprywatyzacyjnej. Dawno nie czytałem/słuchałem u niego tak dobrej treści.