lip 012025
 

Arabowie są narodem, którego główną produkcją są słowa

Halil abd al Karim

Mniejsza o to kim był ten człowiek, ale zawartość tego zdania powinna skłonić wszystkich chrześcijan do rozpoczęcia studiów nad dziejami dynastii Umajadów i Abbasydów, co się oczywiście nie stanie. W zdaniu tym bowiem wyjaśnione i zdefiniowane jest prawie wszystko. Słowa bowiem stały się główną produkcją Arabów w momencie, kiedy plemiona półwyspu arabskiego wyruszyły na podbój świata. Choć już wcześniej prorok posługiwał się słowem, poezją i pieśnią w kolportowaniu propagandy przeciwko swoim wrogom. I to jest rzecz zrozumiała dla każdego myślącego człowieka – słowo to narzędzie walki. Nam zaś wmawia się, że słowa są po to, by budować dialog międzykulturowy.

Niezrozumienie tej podstawowej i najważniejszej prawdy będzie przyczyną naszej klęski. Ludzie domagają się bowiem dialogu. I kiedy widzimy jak wokół nas narasta obłęd, zła wola i krzywda, a także podstęp i szantaże emocjonalne i finansowe, ludzie także praktyczni i przytomni, zajmujący się obsługą swojego życia w sposób skuteczny i przynoszący efekty, zachowują się jak beduini, którzy w dalekiej drodze spotykają innych ludzi i chcą, przy herbacie ugotowanej na ognisku prowadzić z nimi dialog. Nie rozumieją bowiem, że ci inni nie znaleźli się na ich drodze przypadkiem, ale zostali tam wysłani ze złymi intencjami. I przedstawianie im swoich argumentów nie ma sensu, co było wiadome już w czasach Umajjadów. Dialog bowiem to pułapka i zaczyna się go po to, by uśpić czujność ofiary, a także dlatego, by ta ofiara we własnych oczach nie awansowała na przeciwnika, ale – dobrowolnie – zgodziła się na niewolniczy status, kalkulując – w czasie dialogu – że to się jej będzie bardziej opłacać i zapewni jej przyszłość.

Świat muzułmański wyraźnie i jasno określa kategorie relacji między ludźmi i nie ma tam miejsca na dowolność. Jeśli więc ktoś myśli, że będąc mieszkańcem miasteczka gdzieś na Mazowszu, godzien jest, przez sam fakt bycia człowiekiem, uczestniczyć w dialogu na temat swojego życia i swoich spraw, które już dawno przecież włączone zostały w wielki globalny plan, ten się myli. I szykuje swoją zgubę. Ludzie jednak wybierają dialog, bo sądzą, że dialog ponosi ich status. Jest dokładnie na odwrót. I to nie wynika z żadnej tajemnej wiedzy, ale z praktyki, także w naszym świecie. Jeśli ktoś za dużo gada, nie jest traktowany serio. Jakoś jednak o tym zapomnieliśmy. Pewnie dlatego, że teraz omawiać chcemy sprawy nie osobiste, a światowe i to nas niesłychanie ekscytuje. Rozmawiałem ostatnio z kilkoma ludźmi, którzy prowadzą tak zwane normalne życie i mają z tego sporo satysfakcji, a także dochodu. Wszyscy oni byli szczerze zatroskani tym, że naród nasz się podzielił. I uważali, że należy dążyć do zgody za wszelką cenę. Tę zgodę widzą w podporządkowaniu się jednej strony politycznego sporu tej drugiej stronie. I ani mowy nie ma, by im wyjaśnić absurd takiego rozumowania. Bo wszyscy chcą żeby było dobrze, spokojnie i cicho. To już mieliśmy i mam wrażenie, że nie doceniliśmy tego całkowicie. Jeśli zaś chodzi o to, kto ma się komu podporządkować, to sprawy są stawiane jasno – w wymiarze lokalnym, słabsi mają się podporządkować silniejszym, czyli tym, którzy dziedziczą tradycję państwową PRL. Europa jest naszą matką, a Amerykanie niepotrzebnie wtrącają się w sprawy odległe geograficznie od obszaru ich interesów. I powinni zostawić nas w spokoju, a wtedy dojdziemy do porozumienia. Sugestia, że za chwilę najbliższymi naszymi sąsiadami, których żywotne interesy znajdować się będą na naszym podwórku zostaną muzułmanie zrzeszeni w różnych bardzo agresywnych organizacjach, nie dociera do nikogo. To są bajki o żelaznym wilku. Choć przecież praktyka pokazuje coś innego. Europa została podbita przez islam i stało się to za pomocą słów. Te zaś układały się w podstępne i fałszywe doktryny, na które nie sposób odpowiedzieć inaczej jak agresją, albowiem nie przewidują one żadnego dialogu. Każda zaś taka propozycja to propozycja przyjęcia statusu niewolniczego. Na co wielu ludzi jest skłonnych się zgodzić dla świętego spokoju.

Przejdźmy teraz do kwestii zaznaczonej w tytule. Czyli do nieco innego zdefiniowania obydwu pojęć. Czym jest chrześcijaństwo i jaką tradycję reprezentuje, tu na ziemi w wymiarze politycznym, bo o taki nam chodzi? Jest to próba zachowania Imperium Romanum funkcjonującego na zasadach zaproponowanych w Ewangelii. Za to zbożne dzieło zabrali się barbarzyńcy z północy, którzy dewastowali Rzym, ale po ukończeniu tego okropnego dzieła zorientowali się, że bez Rzymu nie przetrwają. A na pewno nie jako ludzie wolni. Zorientowali się też, że nie przetrwają bez Ewangelii. Ze zrozumieniem lub bez zaczęli więc Rzym reaktywować. Problemem głównym chrześcijan była kwestia następująca – kto jest depozytariuszem idei uniwersalnej. Czyli kogo słuchać? Kto ma łączność z Bogiem w Trójcy Jedynym? Nie rozwiązano tego do dzisiaj, za to przyjęto i przejęto po drodze cały szereg błędnych idei, które doprowadziły nas do miejsca, gdzie się znajdujemy.

Czym jest islam? To idea wywyższenia jednego plemienia, które posiadło we własnym mniemaniu łączność z Bogiem, a ten wydał im pozwolenie na walkę z całym światem. Islam, podobnie jak barbaria północna niszczył resztki tego, co zostało z Rzymu, ale się z tym nie utożsamiał. Bogactwo islamu w średniowieczu, podobnie jak bogactwo islamu w XX wieku powstało nagle i zaskoczyło samych Arabów i beduińskie plemiona wędrujące po pustyni. W średniowieczu powstało ono po prostu z rabunku, a w XX wieku z rozwoju technologii napędzanej ropą. Mechanizm i dynamika były jednak takie same. Kiedy islam napotkał chrześcijan-barbarzyńców próbujących ratować co się dało z cywilizacji rzymskiej, zaproponował im dialog. W tym także słowa, które pochodziły z przeszłości tak głęboko ich interesującej. Nie było w tym jednak dobrej woli, a podstęp. Ten zaś polegał na tym, że chrześcijanie mieli dobrowolnie pozbyć się statusu przeciwnika i zgodzić się na status ofiary, a drogą do niego był dialog wokół pism antycznych. To sobie musimy uświadomić, bo podobne numery próbuje się robić dzisiaj. Zaraz się tu zjawią zwolennicy Arystotelesa i zaczną mi tłumaczyć, że nie mam racji. Idźcie i pogadajcie o Arystotelesie z Arabami. Ich główną produkcją bowiem są słowa.

Co w takim razie jest główną produkcją chrześcijan? Rozumianych nie jaki plemię, ale jako wspólnota. Myślę, że wizerunki. I wokół nich się gromadzimy. Dlatego tak silnie się je zwalcza i w oparciu o nie kreuje się doktryny i buduje wspólnoty, także lokalne.

No nic, z tym Was zostawiam.

Dziś pierwszy lipca, kończymy promocję na nawigatory, postanowiłem przedłużyć ją do 12.00, bo nie wyszła tak, jak sobie wyobrażałem. Jak już ogłosiłem, Sasza, dla którego przeznaczony był dochód z tej promocji, pracuje u mnie od maja, a więc nie zebrał jeszcze i nie dołożył sobie na czynsz. Zmuszony jestem więc ogłosić nową zbiórkę. Zdaję sobie sprawę, że jest to kolejna zbiórka i entuzjazmu raczej nie wywołam, ale też się go nie spodziewam. Takie są jednak okoliczności i nic na to nie poradzę. Jeśli ktoś będzie chciał pomóc, to pomoże, a jeśli ktoś nie chce, nie się powstrzyma od komentarzy i uwag.

https://zrzutka.pl/438wfv#description

cze 302025
 

Wczoraj Valser poruszył dość istotny dla mnie temat, czyli kwestię wychowania mężczyzn przez Kościół, a raczej przez inicjatywy pojedynczych duchownych. Chcieliby oni zagospodarować czas, umysł i serce tych kolegów, którzy jakoś się pogubili, nie mają za bardzo dużo do roboty, albo popadają w nałogi. Cel jest szlachetny, ale ja – o czym pisałem wielokrotnie – mam różne wątpliwości, a wczorajszy tekst valsera tylko je pogłębił. Oto okazuje się bowiem, że w ramach jednej wspólnoty charyzmatycznej pojawia się inna wspólnota, jeszcze bardziej charyzmatyczna. Wtajemniczenie we wtajemniczeniu, można powiedzieć. I to jest dramat. Po pierwsze dlatego, że zakwestionowany zostaje powszechny charakter Kościoła, czego jakoś chyba nikt nie dostrzega. Działalność misyjna bowiem zwrócona jest do wewnątrz, czyli szuka nowych owieczek we własnym łonie. Bo przecież ci, co się do tych ruchów charyzmatycznych zapisują, w większości zostali ochrzczeni, przyjęli sakramenty i mają pewnie też żony i dzieci. Coś się w ich życiu jednak stało i znaleźli się na duchowej pustyni. Czyja to jest wina? Zapewne ich samych w największym stopniu. Czy także Kościoła? Moim zdaniem tak i stąd w ogóle mamy takie inicjatywy. Są one jednak także oznaką tego, że misja wśród niewierzących lub bałwochwalców została wstrzymana. Druga kwestia to charakter tych aktywności, którego istotnym celem jest terapia. I to w zasadzie wszystko. Terapia poprzez udział w spotkaniach i modlitwie. Dla wielu ludzi jest to zapewne ważne i ma ten walor, że jest poważniejszym, bo gwarantowanym przez duchownych „nałogiem”, który oddala wielu uczestników od tych nałogów, którym oddawali się do tej pory. I ktoś mający praktykę w takich wspólnotach zapewne napisałby mi teraz, żebym się puknął w ten pusty łeb i zastanowił nad sobą. Bo to, że udało się tych ludzi zgromadzić w jednym miejscu i oderwać ich od zachowań, które nieprzystoją chrześcijaninowi jest dużym sukcesem. I nie ma powodu, by domagać się większych. No właśnie są powody, a jednym z nich jest to, o czym wczoraj wspomniał valser, czyli powstawanie wewnętrznych wtajemniczeń i grup, które próbują przejąć w całości takie inicjatywy. Po co? Żeby jeszcze mocniej i skuteczniej realizować misję? No nie, bo w mniemaniu tych, którzy takie rzeczy robią, misja polegać ma na zbudowaniu silnej, zapewne też tajnej hierarchii i narzuceniu dyscypliny innym. Po co? Tego właśnie nigdy do końca nie wiadomo. Można jednak z dużym prawdopodobieństwem założyć, że albo celem samym w sobie jest ta hierarchia i dyscyplina, albo na końcu pojawią się jakieś pieniądze. Hierarchia zaś poza kontrolą degeneruje się niesłychanie szybko, w zasadzie momentalnie, i poprzez swoją misję tłumaczy wszystkie nadużycia. I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej, czyli do tego jak prawda ma się bronić przed kłamstwem. Przykład ojców jezuitów uczy, że jest to bardzo trudne, bo nawet mając szlachetne intencje, narzędzia i oparcie w terenie, nawet mając oddaną armię i flotę, można ponieść klęskę. Wystarczy, że szczyt organizacji, czyli Rzym jest zbyt miękki, a zakonników obowiązuje przecież zasada posłuszeństwa. Istotą tych rozważań jest więc kwestia następująca – jak zachować zasadę posłuszeństwa i jednocześnie uniknąć zdrady na szczeblach najwyższych? Bo do tego dąży tamta strona, czyli kłamstwo, fałsz, diabły i cała reszta, czyli ich wierne sługi – do zakwestionowania scentralizowanej władzy nad Kościołem lub jej przejęcia. Pole manewru jest małe i nie można go jeszcze ograniczać. Nie można więc założyć, że celem istnienia męskich wspólnot, jest to by Rysiek i Krzysiek przestali pić i tłuc żony, a zajęli się modlitwą i kontemplacją własnych grzechów oraz myśleniem o ich naprawie. To wiele, ale jeśli na tym poprzestaniemy, katastrofa nadejdzie wkrótce, a wspomniani panowie nie będą nawet rozumieli co się wydarzyło. I tak się właśnie stało z organizacją księdza Stryczka znaną jako „Szlachetna paczka”. Miała ona co prawda inną misję, ale nie posiadała istotnego zabezpieczenia i została, z tego co zrozumiałem, zniszczona za pomocą narzędzi pochodzących z zakresu psychologii i nowoczesnego prawa pracy. Jak w ogóle mogło do tego dojść? Zapewne, co przeoczył sam twórca organizacji, powstała pod jego bokiem inna, nieformalna organizacja, która próbowała zakwestionować jego misję, ale nie miała pretekstu. Tego dostarczyli ludzie mediów, jak sugeruje valser, inspirowani przez służby. To nie jest ważne, kto tu na ziemi je inspirował, moim zdaniem byli to po prostu wysłannicy szatana. I tu kończy się wszelka dyskusja, a także wyjaśnianie. Bo z takimi się nie polemizuje, ale się ich zwalcza wszelkimi dostępnymi sposobami. Należałoby więc zacząć od rzucenia na nich klątwy.

Pierwszym błędem jest więc szukanie we wrogu partnera do dyskusji. Ja teraz napiszę coś szalenie kontrowersyjnego, a być może także naiwnego. Zanim Bóg stworzył człowieka istniały już anioły, w tym szatan, ale Bóg nie nawiązywał z nimi dialogu, żeby coś ustalać, On rządził. Wolną wolę dał dopiero stworzeniu i tak się narodził dialog, który jednakowoż ma swoje ograniczenia. To znaczy, nie można dyskutować z diabłem, bo Bóg kogoś znudził. To znaczy można, ale wiadomo jakie są konsekwencje. Dialog prowadzi się z Bogiem odczytując znaki. Duchowni więc, i nie tylko oni, powinni przede wszystkim egzekwować posłuszeństwo w organizacjach, które tworzą. Ktoś zawoła, że to będzie opresja, a także stokroć od niej gorsze nudy. Zapewne, ale tylko wtedy jeśli cel będzie rozmyty i łatwo dający się zakwestionować. Bóg stworzył człowieka i umieścił go w raju w jakimś celu. Ten jednak nie został osiągnięty, albowiem doszło do różnych nie-boskich afirmacji. Czyli zamiast wielbić stwórcę i żyć na jego chwałę ludzie zaczęli oddawać cześć własnym nałogom i procesowi wyzwalania się z nich, za pomocą szeregu usprawiedliwień. Nie po to, mam wrażenie, dostaliśmy wolną wolę.

Po takich konstatacjach, przychodzi kolejna – wszelkie czyniące dobro organizacje nie mogą być budowane na zasadach ziemskich. Mogą mieć takie pozory, żeby się inspekcja pracy nie przyczepiła, ale w momencie kiedy przychodzi czas próby, opadają maski i usuwane są pozory, organizacja powinna trwać mimo wszystko. I to jest cel główny. U jego podstawy zaś leży bezwzględne posłuszeństwo. A co jeśli – o czym wspomniałem – ośrodek decyzyjny zostanie przejęty? No właśnie w naszym przypadku to niemożliwe, bo diecezje nie są przejęte, a księża aktywizujący mężczyzn, podlegają hierarchii diecezjalnej. Katastrofa przychodzi dlatego, że organizacje mają nie do końca jasno sprecyzowany cel, albo jest on związany zbyt silnie ze strukturami ziemskimi. I teraz kolejna kwestia – jak wygląda hierarchia „nieziemska” w przekonaniu ludzi, którzy przejmują organizacje charyzmatyczne? Prosto – są oni, ludzie którzy mają misję, lud boży, który ma ich słuchać i Bóg, który nimi kieruje. No i ziemska administracja zobowiązana do akceptacji ich działań. I zobaczcie, że tego rodzaju numery możliwe są dopiero wtedy kiedy zakwestionuje się ten cały, jakże przecież niepoważny dla wielu, katolicki folklor, czyli świętych. Bo to oni oddzielają wariata przekonanego, że ma misję, od Boga. Jego pragnieniem zaś jest przede wszystkim to, by działać bezpośrednio z bożej inspiracji. I co taki człowiek czyni? Idzie donieść na policję, do skarbówki czy gdzie tam…albo pisze list do mediów. Bo to są właśnie te instytucje, które pozwalają mu lepiej i głębiej rozumieć wolę bożą. Jeśli zaś nie jest aż tak bezczelny szuka podobnych sobie, a kiedy znajdzie próbuje dalej prowadzić swoją rozbijacką działalność. Można rzec, że to dość zagadkowe, cóż bowiem szkodzi, by założyć własną organizacje i czynić dobro. I tu dochodzimy do demaskacji ostatecznej. Tego nie da się zrobić bez czystych intencji. Tych zaś nie ma. Dlatego rozrysowany zostaje schemat rabunku, który asekurują instytucje, organizacje i media o charakterze antykościelnym. Rabunek ten dokonywany jest w omawianych tu przypadkach w imię monopolizacji rynku usług charytatywnych, a także w imię zagospodarowania ludzi, z których, w stosunkowo łatwy sposób dałoby się stworzyć bojówkę. Jakiego charakteru? Tego na razie nie wiadomo, ale ja przypuszczam, że islamską. I z tą szaloną myślą Was zostawiam. Przypominam, że promocja na nawigatory kończy się jutro rano.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 

cze 302025
 

Wczoraj Valser poruszył dość istotny dla mnie temat, czyli kwestię wychowania mężczyzn przez Kościół, a raczej przez inicjatywy pojedynczych duchownych. Chcieliby oni zagospodarować czas, umysł i serce tych kolegów, którzy jakoś się pogubili, nie mają za bardzo dużo do roboty, albo popadają w nałogi. Cel jest szlachetny, ale ja – o czym pisałem wielokrotnie – mam różne wątpliwości, a wczorajszy tekst valsera tylko je pogłębił. Oto okazuje się bowiem, że w ramach jednej wspólnoty charyzmatycznej pojawia się inna wspólnota, jeszcze bardziej charyzmatyczna. Wtajemniczenie we wtajemniczeniu, można powiedzieć. I to jest dramat. Po pierwsze dlatego, że zakwestionowany zostaje powszechny charakter Kościoła, czego jakoś chyba nikt nie dostrzega. Działalność misyjna bowiem zwrócona jest do wewnątrz, czyli szuka nowych owieczek we własnym łonie. Bo przecież ci, co się do tych ruchów charyzmatycznych zapisują, w większości zostali ochrzczeni, przyjęli sakramenty i mają pewnie też żony i dzieci. Coś się w ich życiu jednak stało i znaleźli się na duchowej pustyni. Czyja to jest wina? Zapewne ich samych w największym stopniu. Czy także Kościoła? Moim zdaniem tak i stąd w ogóle mamy takie inicjatywy. Są one jednak także oznaką tego, że misja wśród niewierzących lub bałwochwalców została wstrzymana. Druga kwestia to charakter tych aktywności, którego istotnym celem jest terapia. I to w zasadzie wszystko. Terapia poprzez udział w spotkaniach i modlitwie. Dla wielu ludzi jest to zapewne ważne i ma ten walor, że jest poważniejszym, bo gwarantowanym przez duchownych „nałogiem”, który oddala wielu uczestników od tych nałogów, którym oddawali się do tej pory. I ktoś mający praktykę w takich wspólnotach zapewne napisałby mi teraz, żebym się puknął w ten pusty łeb i zastanowił nad sobą. Bo to, że udało się tych ludzi zgromadzić w jednym miejscu i oderwać ich od zachowań, które nieprzystoją chrześcijaninowi jest dużym sukcesem. I nie ma powodu, by domagać się większych. No właśnie są powody, a jednym z nich jest to, o czym wczoraj wspomniał valser, czyli powstawanie wewnętrznych wtajemniczeń i grup, które próbują przejąć w całości takie inicjatywy. Po co? Żeby jeszcze mocniej i skuteczniej realizować misję? No nie, bo w mniemaniu tych, którzy takie rzeczy robią, misja polegać ma na zbudowaniu silnej, zapewne też tajnej hierarchii i narzuceniu dyscypliny innym. Po co? Tego właśnie nigdy do końca nie wiadomo. Można jednak z dużym prawdopodobieństwem założyć, że albo celem samym w sobie jest ta hierarchia i dyscyplina, albo na końcu pojawią się jakieś pieniądze. Hierarchia zaś poza kontrolą degeneruje się niesłychanie szybko, w zasadzie momentalnie, i poprzez swoją misję tłumaczy wszystkie nadużycia. I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej, czyli do tego jak prawda ma się bronić przed kłamstwem. Przykład ojców jezuitów uczy, że jest to bardzo trudne, bo nawet mając szlachetne intencje, narzędzia i oparcie w terenie, nawet mając oddaną armię i flotę, można ponieść klęskę. Wystarczy, że szczyt organizacji, czyli Rzym jest zbyt miękki, a zakonników obowiązuje przecież zasada posłuszeństwa. Istotą tych rozważań jest więc kwestia następująca – jak zachować zasadę posłuszeństwa i jednocześnie uniknąć zdrady na szczeblach najwyższych? Bo do tego dąży tamta strona, czyli kłamstwo, fałsz, diabły i cała reszta, czyli ich wierne sługi – do zakwestionowania scentralizowanej władzy nad Kościołem lub jej przejęcia. Pole manewru jest małe i nie można go jeszcze ograniczać. Nie można więc założyć, że celem istnienia męskich wspólnot, jest to by Rysiek i Krzysiek przestali pić i tłuc żony, a zajęli się modlitwą i kontemplacją własnych grzechów oraz myśleniem o ich naprawie. To wiele, ale jeśli na tym poprzestaniemy, katastrofa nadejdzie wkrótce, a wspomniani panowie nie będą nawet rozumieli co się wydarzyło. I tak się właśnie stało z organizacją księdza Stryczka znaną jako „Szlachetna paczka”. Miała ona co prawda inną misję, ale nie posiadała istotnego zabezpieczenia i została, z tego co zrozumiałem, zniszczona za pomocą narzędzi pochodzących z zakresu psychologii i nowoczesnego prawa pracy. Jak w ogóle mogło do tego dojść? Zapewne, co przeoczył sam twórca organizacji, powstała pod jego bokiem inna, nieformalna organizacja, która próbowała zakwestionować jego misję, ale nie miała pretekstu. Tego dostarczyli ludzie mediów, jak sugeruje valser, inspirowani przez służby. To nie jest ważne, kto tu na ziemi je inspirował, moim zdaniem byli to po prostu wysłannicy szatana. I tu kończy się wszelka dyskusja, a także wyjaśnianie. Bo z takimi się nie polemizuje, ale się ich zwalcza wszelkimi dostępnymi sposobami. Należałoby więc zacząć od rzucenia na nich klątwy.

Pierwszym błędem jest więc szukanie we wrogu partnera do dyskusji. Ja teraz napiszę coś szalenie kontrowersyjnego, a być może także naiwnego. Zanim Bóg stworzył człowieka istniały już anioły, w tym szatan, ale Bóg nie nawiązywał z nimi dialogu, żeby coś ustalać, On rządził. Wolną wolę dał dopiero stworzeniu i tak się narodził dialog, który jednakowoż ma swoje ograniczenia. To znaczy, nie można dyskutować z diabłem, bo Bóg kogoś znudził. To znaczy można, ale wiadomo jakie są konsekwencje. Dialog prowadzi się z Bogiem odczytując znaki. Duchowni więc, i nie tylko oni, powinni przede wszystkim egzekwować posłuszeństwo w organizacjach, które tworzą. Ktoś zawoła, że to będzie opresja, a także stokroć od niej gorsze nudy. Zapewne, ale tylko wtedy jeśli cel będzie rozmyty i łatwo dający się zakwestionować. Bóg stworzył człowieka i umieścił go w raju w jakimś celu. Ten jednak nie został osiągnięty, albowiem doszło do różnych nie-boskich afirmacji. Czyli zamiast wielbić stwórcę i żyć na jego chwałę ludzie zaczęli oddawać cześć własnym nałogom i procesowi wyzwalania się z nich, za pomocą szeregu usprawiedliwień. Nie po to, mam wrażenie, dostaliśmy wolną wolę.

Po takich konstatacjach, przychodzi kolejna – wszelkie czyniące dobro organizacje nie mogą być budowane na zasadach ziemskich. Mogą mieć takie pozory, żeby się inspekcja pracy nie przyczepiła, ale w momencie kiedy przychodzi czas próby, opadają maski i usuwane są pozory, organizacja powinna trwać mimo wszystko. I to jest cel główny. U jego podstawy zaś leży bezwzględne posłuszeństwo. A co jeśli – o czym wspomniałem – ośrodek decyzyjny zostanie przejęty? No właśnie w naszym przypadku to niemożliwe, bo diecezje nie są przejęte, a księża aktywizujący mężczyzn, podlegają hierarchii diecezjalnej. Katastrofa przychodzi dlatego, że organizacje mają nie do końca jasno sprecyzowany cel, albo jest on związany zbyt silnie ze strukturami ziemskimi. I teraz kolejna kwestia – jak wygląda hierarchia „nieziemska” w przekonaniu ludzi, którzy przejmują organizacje charyzmatyczne? Prosto – są oni, ludzie którzy mają misję, lud boży, który ma ich słuchać i Bóg, który nimi kieruje. No i ziemska administracja zobowiązana do akceptacji ich działań. I zobaczcie, że tego rodzaju numery możliwe są dopiero wtedy kiedy zakwestionuje się ten cały, jakże przecież niepoważny dla wielu, katolicki folklor, czyli świętych. Bo to oni oddzielają wariata przekonanego, że ma misję, od Boga. Jego pragnieniem zaś jest przede wszystkim to, by działać bezpośrednio z bożej inspiracji. I co taki człowiek czyni? Idzie donieść na policję, do skarbówki czy gdzie tam…albo pisze list do mediów. Bo to są właśnie te instytucje, które pozwalają mu lepiej i głębiej rozumieć wolę bożą. Jeśli zaś nie jest aż tak bezczelny szuka podobnych sobie, a kiedy znajdzie próbuje dalej prowadzić swoją rozbijacką działalność. Można rzec, że to dość zagadkowe, cóż bowiem szkodzi, by założyć własną organizacje i czynić dobro. I tu dochodzimy do demaskacji ostatecznej. Tego nie da się zrobić bez czystych intencji. Tych zaś nie ma. Dlatego rozrysowany zostaje schemat rabunku, który asekurują instytucje, organizacje i media o charakterze antykościelnym. Rabunek ten dokonywany jest w omawianych tu przypadkach w imię monopolizacji rynku usług charytatywnych, a także w imię zagospodarowania ludzi, z których, w stosunkowo łatwy sposób dałoby się stworzyć bojówkę. Jakiego charakteru? Tego na razie nie wiadomo, ale ja przypuszczam, że islamską. I z tą szaloną myślą Was zostawiam. Przypominam, że promocja na nawigatory kończy się jutro rano.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 

cze 292025
 

Na wczorajszym zjeździe PiS prezes Kaczyński powiedział, że partia przygotowuje krótki, zawarty w punktach, prosty plan dla Polski. Nie słyszałem całego wystąpienia, ale przyznam, że ten fragment mnie zdziwił. Po ośmiu latach rządów i przegranych wyborach prosty plan dla Polski? Dodał jeszcze, że „musimy awansować w tych wszystkich hierarchiach”. To mnie zaniepokoiło jeszcze bardziej. Generalnie, z tego co było widać atmosfera była triumfalna. Oby się tam spełniło wszystko, co sobie prezes wymyślił i ubrał w słowa, patrząc jednak na młodych działaczy PiS, czyli tych co dobili do czterdziestki, albo już ją minęli, jak mizdrzą się do publiczności, nie mam wesołych myśli. A na pytanie – kogo widzisz na tym zdjęciu – zadane znienacka, ze wskazaniem na wymienionych, odpowiedziałbym – ludzi całkowicie nieodpornych na kompromaty.

Na pociechę mogę dodać, że podobnie jak prezes, sytuacji w której się znajdujemy, nie rozumieją też inni. Jakaś szwedzka polityk, wyglądająca jak Szwedka, czyli biała, z długimi blond włosami, powiedziała że islam musi dostosować się do szwedzkich wartości, albo opuścić Szwecję. Islam to idea podboju, tak było, jest i będzie. Szwecja zaś to mały kraj na północy, który ściągnął na siebie wielkie kłopoty. I z tych kłopotów, jak przypuszczam się nie wykaraska, choćby nie wiem co. Bez stanu wojennego, jedności wszystkich obywateli, której nie ma i wsparcia w religii, nie da się ze Szwecji usunąć islamu.

Wracam do prezesa. O tych hierarchia i prostym planie dla Polski, prezes mówi, tak, jakby to były pojęcia przywiezione z Marsa, bo on do tej pory opisywał rzeczywistość innym językiem. I przekładało się to na inną praktykę. Ta zaś była skuteczna o ile Tusk i jego banda nagrabili sobie u ludzi, albo o ile w USA rządzili Republikanie. Rozumiem, że teraz przechodzimy do etapu prawdziwej samodzielności i sprawczości? Wickiem bowiem w PiS został Czarnek i wszyscy wiążą z tym wielkie nadzieje. Życzmy powodzenia Przemysławowi Czarnkowi, ale poczekajmy na owoce jego pracy. Dodam tylko, że awansowanie w cudzych hierarchiach oznacza podporządkowanie się nie swoim zasadom i postawienie ich na pierwszym miejscu. Mam wrażenie, że prezesowi jednak chodziło o coś innego. No, ale nic. Precyzja sformułowań nigdy nie była mocną stroną PiS-u, ani polityki w ogóle. Na precyzję mogą sobie pozwolić imamowie, albo Bibi Netanjahu, bo oni i on mają w nosie demokracje. Nasi muszą coś opowiadać, żeby każdy, wlokący się na końcu kolumny demokrata, wszystko należycie pojął.

Czekamy więc na ten krótki, wyrażony w punktach program dla Polski. Na razie jednak przydałoby się skrócić kadencję sejmu. Giertych bowiem nagrał wczoraj jakieś absurdalne wystąpienie, w którym powiedział, że – cytuję z pamięci – jeśli Karol Nawrocki chce, „żeby był uważany za prawdziwego prezydenta”, głosy muszą być przeliczone raz jeszcze. Moim zdaniem, raz jeszcze prezes nie poznał się na Giertychu, a trzeciego razu Polska nie wytrzyma. Program programem więc, ale pewne kwestie trzeba regulować bez punktów i bez metafor – wprost. Nie ma bowiem takiej skali kompromatów, które by nie zostały zaabsorbowane przez Tuska i jego kolegów, by zniszczyć PiS. Jeśli trzeba będzie na pomoc wezwać Reptilian, na pewno to zrobią.

Sieć pełna jest nowych zdjęć Trzaskowskiego, który z uśmiechem opowiada czego to nie narobi dla Warszawy, jak tylko mu się zachce. I wiecie co? Tak zwana prawica leci do niego z gratulacjami i domaga się, by wszyscy okazywali mu szacunek. Bo jednak nie okazał się dysfunkcyjnym wariatem. Z godnością przyjął porażkę, a po nowych nagraniach widać, że zmienił też ekipę PR, a to oznacza, że wybory przegrał przez tamtych, a nie z powodu własnych błędów. No anioł po prostu, a o śledztwie prowadzonym w sprawie nielegalnego finansowania kampanii jakoś cicho.

Nie wiem czy widzieliście, ale przez Budapeszt przeszła parada równości. Była nielegalna, ale zwieźli tam taką ilość ludzi, że zakaz przestał mieć znaczenie, a policja pilnowała prawicowych organizacji, które próbowały paradę zakłócać. Ciekawe co teraz powie prezydent Orban? Być może nic, bo słowa, które wypowiedział wcześniej straciły właśnie znaczenie i nikt nie wymyślił nowych na taką okoliczność. Może więc po prostu uda, że nic się nie stało.

Po co ja pokazuję te przykłady? Żeby powiedzieć jeszcze raz to samo – trzeba przemówić nowym językiem, który nie będzie degradował wyborców i nie powodował u nich schizofrenii. I nie osłabi ich w konfrontacji z przeciwnikami, a ci są poważni, bo jednym z nich jest islam, wspierany przez całą Unię i Niemcy. Na razie zaś mamy język, który ludzie rozumieją tak – nie wtrącajmy się, nasi przedstawiciele wszystko załatwią. Ktoś może mi zarzucić, że jestem nieprecyzyjny, bo obywatelskie patrole pilnują zachodniej granicy. Tak, to wszystko prawda, ale należy w tej chwili rozwiązać sejm i rozpisać nowe wybory, bo za moment okaże się, że tych obywateli pilnuje cała parada równości zwieziona na granicę zachodnią Polski wprost z Budapesztu.

Wczoraj znalazłem na YT podcast w słowach pretensjonalnych sugerujący, że Daniel Olbrychski był komunistycznym agentem, który w różnych misjach jeździł na Zachód, a także do Moskwy. Nagranie pełne było sformułowań – Daniel, słysząc takie sugestie, mrużył tylko oczy i mówił, że życie jest wielką sceną, na której ludzie odgrywają różne role.  To jest właśnie język, którego nie należy używać, albowiem tajemnice pana Daniela nie są, wobec jego aktualnej postawy, żadnymi tajemnicami. Podcasty takie zaś niepotrzebnie dodają jemu i wszystkim innym współpracownikom – rzeczywistym bądź nie – znaczenia. Niektórzy twierdzą, że też uroku. To jednak moim zdaniem jest już szarża, całkiem niepotrzebna.

W związku z tym nagraniem zainteresowałem się od razu językiem podcastów kryminalnych. To jest coś przerażającego. I wskazuje na okoliczność, do której tu powracamy ciągle – czyli próbę zdegradowania odbiorcy. Ja wczoraj odsłuchałem kawałek podcastu o dziewczynie do przyjechała do babci na wakacje. Rzecz działa się gdzieś pod Płockiem. Babcia ją ostrzegała, żeby nie szła do lasu, ale ta swoje, bo musiała przemyśleć swój związek z chłopakiem z Krakowa. W tym lesie rosły trzystuletnie drzewa, a ona spotkała pod jednym z nich dziwnie zachowującego się mężczyznę. Po tych trzystuletnich drzewach wyłączyłem. No, ale ludzie tego słuchają, w tym dzieci. To jest gorsze niż pornografia, bo literacka pornografia to jętka jednodniówka. To zaś jest poważna dewastacja wrażliwości. Można oczywiście rzec, że to wszystko bzdury, bo jedni mówią tak inni śmak i co z tego? No to, że oczekujemy jakichś owoców, bo musimy awansować w tych hierarchiach, jak powiedział prezes na VII zjeździe PiS. A skoro tak, musimy się najpierw zorientować co tam jest trąmfem. Czy program dla Polski ujęty w punktach, czy może jakieś lokalne wartości, czy też obrona granicy przed islamem, a może zagraniczne przygody szpiegów? Nie wiemy. Próbujemy więc badać sprawę i emitujemy różne komunikaty, kierując je do ludzi, którzy powinni nas zrozumieć. Czy rozumieją? To się okaże. I z tym Was zostawiam.

Przypominam, że promocja na nawigatory trwa tylko do wtorku rano

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

cze 282025
 

Po zwycięstwie racławickim wybuchła w Warszawie w dniach 17 i 18 kwietnia tzw. rewolucja kwietniowa. „Po raz to pierwszy – pisze Tokarz – w dniach naszych szerokie masy ludności stolicy, dotychczas obojętne na losy państwa, nie posiadające w swej tradycji żadnego momentu donioślejszych wstrząśnień społecznych lub politycznych porwały za broń i w zaciętej, krwawej walce, prowadzonej początkowo bez wodza, wywalczyły sobie zwycięstwo, przeobrażając przez nie słabą insurekcję krakowską na powstanie narodu całego”[1].

Na wybuch insurekcji złożyła się – według zgodnej opinii badaczy – w pierwszym rzędzie ciężka sytuacja gospodarcza Warszawy. Oderwanie znacznych obszarów Polski w drugim rozbiorze zdegradowało Warszawę do roli głównego miasta prowincjonalnego. Rosła drożyzna, spowodowana polityką celną Prus oraz rządami Targowicy. Warszawa stała się jednym z najdroższych miast w Europie. Panowało także wielkie niezadowolenie z rządów Targowicy, której ucisk w postaci cenzury, zakazu koalicji, szpiegostwa itp. dawał się we znaki całemu krajowi.

Wrzenie, ogarniające ludność stolicy zwłaszcza niższe warstwy, opanowało też ludność żydowską. Położenie jej gospodarcze, i tak już nader ciężkie – jak świadczą o tym liczne źródła[2] – uległo ogólnemu pogorszeniu na skutek powszechnego kryzysu, który dotknął w pierwszym rzędzie handel i przemysł[3]. Raporty szpiegów rosyjskich mówią wyraźnie, że „ogólny nastrój uniesienia udzielił się również Żydom warszawskim, których zdaniem owych szpiegów należałoby również obserwować i śledzić”.

W początkach insurekcji daje się również – według badań Tokarza – zauważać w stolicy złagodzenie antagonizmu między ludnością żydowską a polską. Zjawisko to jest bardzo charakterystyczne, gdyż omal w przededniu walk kwietniowych stosunki polsko-żydowskie były bardzo zaostrzone. Zmianę tę nie trudno zrozumieć, skoro uprzytomnimy sobie, że do wyżej przytoczonych momentów gospodarczych przyłączyła się w przeddzień wybuchu insurekcji groźba rabunków, podpalania przedmieść przez Kozaków itp. „W wyobraźni – pisze Tokarz – rzemieślnika, przekupnia, służącego, chłopa warszawskiego (dodajmy i ubogiego Żyda; E.R.) powstawały teraz widma takiej grozy, że otrząsły go radykalnie z dawnej obojętności na sprawy publiczne i czyniły gotowym do ważenia się na wszystko”[4]. Tą właśnie trudną sytuacją możemy sobie wytłumaczyć okoliczność, iż Żydzi warszawscy, zagrożeni w roku 1793 wygnaniem ze stolicy, od czego uchroniła ich interwencja Igelströma, puścili w niepamięć doznane krzywdy. Razem z ogółem ludności przygotowywali się do walki z najeźdźcą. Zmiana nastrojów wśród mas żydowskich rzucała się w oczy. Oczywista rzecz, że wobec ówczesnego stanu umysłowego Żydów polskich, wobec stopnia ich uświadomienia politycznego, wobec głębokich różnic stanowych nie mogło być mowy o tym, by Żydzi współdziałali w przygotowaniach spiskowych, zwłaszcza, że ograniczały się one do niewielkiego grona zaufanych, rekrutujących się z uczestników Kuźnicy Kołłątajowskiej i innych grup radykalnych.

Nastroje insurekcyjne masy żydowskiej były wszak zjawiskiem ogólnym, skoro rzucało się ono i w oczy szpiegom rosyjskim, dla których dostęp do środowiska żydowskiego nie był tak łatwy. Następstwem tych nastrojów jest czynny udział Żydów warszawskich w walkach o wyzwolenie stolicy w tzw. rewolucji kwietniowej.

Najcenniejszym źródłem do poznania czynnego udziału Żydów warszawskich w rewolucji wielkoczwartkowej, jest memoriał „ubóstwa Zakonu Starego”, złożony w niespełna dwa miesiące po powyższych wydarzeniach (21 czerwca) na ręce prezydenta miasta Zakrzewskiego. W memoriale tym biedota żydowska, powołując się na swe zasługi przy oswobodzeniu Warszawy, prosi o zwolnienie od opłaty pogłównego. „Podczas rewolucji wielkoczwartkowej szliśmy chętnie – piszą autorzy memoriału – na obronę i wielu zabitych na placu zostało”[5]. Z innych źródeł znamy też szczegóły udziału Żydów w walkach z dnia 17 oraz 18 kwietnia. I tak np. wiadomo nam, że Żydzi, zamieszkali w słynnym Pociejowie, walczyli na ulicy Senatorskiej pod wodzą niejakiego Sokołowskiego i odebrali Moskalom armaty[6].

Na Lesznie młody chorąży artylerii, Uniński z dwoma działami, obsługiwanymi – według relacji naocznego świadka Trębickiego[7] – przez Żydów i kominiarczyków, zmusił cały oddział moskiewski do poddania się.

Na ulicy Świętojerskiej niejaki Jan Luzarkiewicz – według „Korespondenta Krajowego i Zagranicznego”[8] strzelał z 4 armat od Nalewek „mając jednego tylko kanoniera, lud i Żydów trochę do pomocy”.

Mamy także informacje o uczestnictwie Żydów w walkach na innych ulicach (Krakowskie Przedmieście[9], Nowolipie[10] i in.).

Trębicki podaje nawet charakterystyczne szczegóły o udziale Żydów w walkach kwietniowych. Żydzi – pisze Trębicki – „kłębili się tłumami a oczy swoje zasłoniwszy biegli na oślep na działa i bagnety”. W innym miejscu podaje Trębicki, iż „rozebrawszy między siebie działa, pospólstwo nawet Żydzi, kierowani od ochoczych i biegłych w sztuce oficerów, pospieszyło na wszystkie punkta, w których upornie trzymali się Moskale”.

W podobnym duchu oświetla też rolę Żydów warszawskich w dniach 17 oraz 18 kwietnia Kościuszko[11] w „Uwiadomieniu o formującym się pułku starozakonnym”. „Dopiero w roku teraźniejszym 1794 – czytamy tam – w dniach 17 i 18 kwietnia, gdy Warszawa krwawą bitwę z najezdnikami Moskalami stoczyła, Żydzi, zamieszkujący w tym mieście, rzucili się do oręża. Zwarli się mężnie z nieprzyjacielem i dowiedli światu, iż tam gdzie ludzkość zyskać może, życia swego ochraniać nie umieją”.

O zasługach Żydów w walce o wyswobodzenie stolicy wyraża się też entuzjastycznie ówczesna prasa. „Prócz tych naszych tysięcy – donosi „Korespondent Krajowy i Zagraniczny”[12] – którzy wszędzie dopomagali uszczuplonym wojskom, sami nawet Żydzi, ów naród tak przywiązany do obrzędów starozakonnych, w czasie świąt swoich to pod bronią walczyli, to przy armatach pomagali, to na różne wysłani usługi dopełniali wszystkiego, co im poruczono”.

Inne źródła ówczesne, jak np. „Bulletin hebdomaire nationale” wyrażają się również z uznaniem o czynnym współdziałaniu Żydów w „dniach kwietniowych”[13].

W innym druku współczesnym czytamy także o podziwie dla „hazardów, które nie już żołnierz i gorliwy obywatel, ale i cudzoziemiec wszelkiego wyznania, też Żydzi”[14].

Podziw dla młodzieży żydowskiej, nieprzywykłej do służby wojennej wyraża mieszczanin warszawski, anonimowy autor zbioru pt. „Geordnete Sammlung der Regierungsschriften”[15]: „zu verwundern ist es, dass Judenknaben, die wie dies ganze Volk, sonst keine Feuergewehr ansehen können, herzhaft auf die Russen feuerten”.

Ciekawy pamiętnik Jakóba Raggego wspomina także, że w walkach kwietniowych wzięli udział obok robotników, służby domowej, liederliches Gesinde, nawet ungläubige Juden[16].

 

[1] W. Tokarz, Insurekcja warszawska, s. 5.

[2] Źródła te: jak prasę ówczesną, diariusze sejmowe, głosy publicystyki polskiej i żydowskiej podałem w pracy „Projekty i próby przewarstwienia Żydów w Polsce w wieku XVIII” (Wyd. Instytutu Badań Spraw Narodowościowych) .

[3] O tym można by wnioskować choćby z liczby bankructw, które przybierają niemal charakter masowy w latach 1790-1793, jak o tym świadczą ogłoszenia w prasie ówczesnej. („Gazeta Warszawska” numery 17, 39 i 69 z r. 1791, oraz numery 31 i 82 z r. 1791; „Gazeta Narodowa i Obca” z 14/VII 1792; „Korespondent Krajowy i Zagraniczny” numery 14, 66, 68-79, 90, 92, 93, 94, 99, 104 z r. 1793 oraz „Gazeta Krajowa”, nr 28 z r. 1794).

[4] W. Tokarz, Insurekcja warszawska, s. 87

[5] A.K.P. 249.

[6] O powyższym zeznaje 14 obywateli warszawskich: „Żydów na ulicy Senatorskiej perswazjami do wzięcia broni w ręce i z tą na nieprzyjaciela, rzucania się oraz do odebrania onemu armaty jednej pobudził” (A.K.P. 260, s. 218).

[7] Antoni Trębicki i jego pamiętnik o insurekcji z r. 1794, Lwów 1931, s. 25, 26, 30.

[8] „Korespondent Krajowy i Zagraniczny”, 13/V 1794.

[9] A.K.P. 250, s. 204.

[10] W. Tokarz, Insurekcja warszawska, s. 256.

[11] „Gazeta Rządowa”, Nr 78, s. 312, 313 z 17 września.

[12] Ibidem, Nr 38, z 13 maja 1794.

[13] Dans les journées du 17 et du 18 avril les Juifs de Varsovie ont prouvé, en combattant avec courage contre les Russes, qui sourds aux ordree- des Despots, ils savent hazarder leur vies pour le bien être de l’humanité. („Bulletin hebdomaire nationale”, Nr 16, 20/IX 1794).

To samo czytamy w „Journal historique des événements qui ont eu lieu à Varsovie depuis le 17 avril 1794 (Nr 17439/11, Rappersville): „viellards tenu enfans, militaires et civils, ecclesiastiques et séculiers, hommes et femmes du tout âge et de toutes conditions, jusqu’aux juifs, tout voulait partager le’danger, c’e,st ainsi qu’en méprisant la mort, ils sont parvenus à vaincre”.

[14] Kolator do swego Plebana (A.K.P. 323, s. 310).

[15] Pełny tytuł brzmi: „Geordnete Sammlung der Regierungsschriften und Proklamationen, die seit dem 23 März 1794 in Pohlen erscheinen mit einer näheren Beschreibung der Warschauer Revolution von ihr em Anfänge bis auf den heutigen Tag fortgesetzt von einem Warschauer Burger” (Erstes Päckchen, Warschau 1794). Zbiory rapperswilskie w Warszawie nr 9287).

[16] W. Tokarz, Insurekcja warszawska, s. 82.

 

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 


cze 272025
 

Wspominałem o tym już lata temu, ale na pewno nikt nie pamięta. Miękka propaganda dotycząca zmiany rasowych stosunków w Europie, zaczęła się od francuskiej kreskówki Barba Papa. Trzeba mieć naprawdę wiele lat, by to pamiętać. Puszczali ten szajs we wtorek, a jako małe dziecko niczego nie podejrzewałem, jak większość z nas, albowiem telewizory były czarnobiałe. Potem zaś, kiedy mieliśmy już kolorowy, to Barba Papy nie było, albo byliśmy za starzy, by go oglądać. Chodzi o to, że w ogródku pewnej rodziny na wsi, pod ziemią, urodził się wielki i różowy glut, znany jako Barba Papa. Potem dokooptowano mu żonę, całkiem czarną Barba Mamę, a w kolejnych odcinkach pojawiały się ich dzieci, czyli gluty w innych kolorach, które miały możliwość przekształcania się w dowolne formy. Wszyscy tworzyli zgodną rodzinę, ale za nic na świecie nie mogę sobie przypomnieć po co istnieli. Ludzi w tej bajce nie pokazywano, może raz albo dwa, a cała akcja toczyła się wokół możliwości jakie daje istocie żywej bycie takim glutem, jak Barba Papa. Możecie mnie oczywiście przekonywać, że się mylę, a bajka ta nie miała żadnego podprogowego przekazu, była niewinną historią…tylko o czym? Bo niczego podobnego ani wcześniej, ani później nie stworzono.

Można rzec oczywiście, że było to naiwne i niegroźne, wobec tego co teraz dzieje się na ulicach miast Zachodu i co niebawem zacznie dziać się u nas. W końcu Barba Papy tworzyły jednak rodzinę i pomagały sobie wzajemnie. W dodatku była to rodzina wielodzietna i patchworkowa, jakbyśmy dziś powiedzieli. Nie było w niej żadnych, lansowanych dzisiaj patologii. No tak, to prawda, ale zawsze trzeba od czegoś zacząć robotę propagandową i to nie może się kojarzyć źle. Wspominałem kiedyś o innym filmie, wcale nie rysunkowym, ale fabularnym, który opowiadał historię amerykańskiej gwiazdy, chyba estradowej, co uciekła do ZSRR, bo miała dziecko z czarnym i groziły jej straszliwe prześladowania. Gwiazdę zagrała Lubow Orłowa. Nie pamiętam kto grał Murzyna, ale w sowietach odbył się proces, który miał się zakończyć ekstradycją i uwięzieniem biednej dziewczyny. Amerykański prawnik, który stawił się na tym procesie tłumaczył wściekłym głosem czym jest przestępstwo rasowe. Odpowiadał mu poczciwy staruszek z bródką, który wyszydzał jego argumenty wskazując na wolność jaka panuje w sowietach. Lubow Orłowej zaś tłumaczył, że może mieć dzieci, jakie chce, nawet w kropeczki. Do tego wszystkiego pokazywali małego Murzynka, który się uśmiechał. Film ten TVP emitowała w sobotę przed południem w ramach jakiegoś programu typu – popatrzcie na stare ramoty, i tak nie ma dziś nic ciekawszego. I nie było to „W starym kinie”, więc niech nikt mnie nie poprawia.

Wszyscy wiemy jakie procesy toczyły się w sowietach w latach trzydziestych i nie ma potrzeby nikomu niczego tłumaczyć. Wszyscy wiemy jak jest dzisiejsza sytuacja i do czego prowadzi, a jej początkiem była niewinna kreskówka o dziwnych stworach.

Jak ja to wszystko połączę z Rzezią Galicyjską? Z wdziękiem prestidigitatora oczywiście. Kolega opowiadał mi wczoraj o pewnym pamiętniku uczestnika tej rzezi, bardzo dokładnym, którego niestety nie znaliśmy i nie umieściliśmy w galicyjskim numerze nawigatora. Pan ten wskazuje tam na oczywisty udział podoficerów armii austriackiej, którzy koordynowali akcję w terenie i oficerów, którzy skupowali te głowy i ciała w miejscach koncentracji oddziałów chłopskich. Poza tym są tam dokładne opisy szaleństwa i prób obrony przed nim. Kiedyś pewnie to wydamy. Nikt jednak nie przyjmował do wiadomości tego faktu, albowiem propaganda koncentrowała się na podkreślaniu spontanicznego zrywu ludu, który chciał się pozbyć panów. Tymczasem z opisów wynika, że lud nie rwał się za bardzo do narażania własnego życia, szczególnie jeśli trafił na dwór, z którego państwo i służba ostrzeliwali się wcale nie najgorzej. Do tego, by stymulować odwagę ludu służyli właśnie ci podoficerowie. No i koniecznie trzeba przypomnieć, że jest to rok 1846 kiedy Wiedeń jest jedną ze stolic kultury światowej. Pomiędzy kulturą światową, a odrąbywaniem głów i rozpruwaniem brzuchów ciężarnych poddanych tego samego cesarza, który ową kulturę promuje, nie ma żadnej granicy. Wszystko jest złudzeniem. Mogę jeszcze przypomnieć, że trzy lata po wypadkach zwanych Rzezią Galicyjską, skazano na śmierć przywódców powstania węgierskiego, którzy zostali uduszeni garotą, na sposób hiszpański, bo takowe sentymenty miewał najjaśniejszy pan Franciszek Józef II. Była to egzekucja, można by rzec higieniczna, w porównaniu z tym, co się wyprawiało w Galicji trzy lata wcześniej. Węgrzy jednak podnieśli ją do rangi męczeństwa za sprawę narodową. Nie będę tu orzekał czy słusznie.

Ponoć niektórzy z wpuszczanych do Polski z Niemiec Somalijczyków i Erytrejczyków mają przypalone opuszki palców. Wczoraj zaś Sołowiow ze swoją bandą mitomanów powiedział w ruskiej telewizji, że trzeba do Obwodu Kaliningradzkiego wpuścić wojowników Hutu i piratów somalijskich, żeby kraje bałtyckie przekonały się, kto tu naprawdę rządzi. To są oczywiście biedni mitomani, ale na czymś te swoje bełkoty opierają. Jak sądzicie ilu jest zawodowych bandytów z przeszłością kryminalną i wojskową wśród tych wpuszczanych do Polski? Tego rzecz jasna nikt nie sprawdzi, a na pewno nie do momentu, kiedy chwycą za maczety i zaczną mordować. No, a zaczną, bo żadne z zachodnich doświadczeń nie potwierdza idiotycznej tezy, że się zasymilują. Nie dlatego też są tu przysyłani. Rozumie to każdy myślący człowiek, z wyjątkiem wariatek na emeryturze, którym się zdaje, że wezmą sobie do domu Murzyna i będą go hodować jak małpę, z przeznaczeniem do seksu. Los tych istot będzie najgorszy, ale one o tym nie wiedzą. Polemika zaś w grę nie wchodzi, bo jeszcze się taki nie urodził, który by skutecznie przeciwstawił logikę hormonom.

Państwo, którym zarządza Tusk jest wrogie wobec swoich obywateli i trzyma stronę najeźdźców. Ludziom, którzy Tuska popierają wydaje się, że im akurat nic się nie stanie. Ewentualne konsekwencje polityki spadną na tych innych, których oni szczerze nienawidzą, czyli na nas. Im zaś przyjdzie zarządzać nowym społeczeństwem, które wyłoni się z masowych rzezi i masowej prokreacji, egzekwowanej pod przymusem lub za zgodą. Czyli, jak ten wystylizowany na dobrotliwego pediatrę, dziad z ruskiego filmu z Lubow Orłową, cieszyć się będą, że mają społeczeństwo w kropeczki i panuje pełna wolność. To są projekcje wariatów, którzy, niestety, mają siekiery w rękach. I będą próbowali przeprowadzić zamach stanu. Wczoraj pojawiła się informacja, mam nadzieję, że prawdziwa, jakoby prezydent Trump miał się pojawić na zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego. Oby to była prawda, bo nasi są tak słabi i tak politycznie niewyrobieni, że tamci, gdyby nie Trump i jego długi cień, nie zauważyliby nawet ich nędznych protestów.

Przejdźmy do pointy. Skoro cała dzisiejsza polityka migracyjna zaczęła być implementowana do mózgów dzieci dawno temu, za pomocą idiotycznej kreskówki, to do czego dojdziemy, kiedy na nikim już wrażenia nie robią wyczyny czarnych na ulicach Paryża? Wrażliwość i tak już stępiona, zostanie całkowicie unieważniona, a krew niewinnych przestanie robić wrażenie na kimkolwiek. Jej duża ilość płynąca ulicami, może być co najwyżej kojarzona z polityką klimatyczną i próbami wywołania większych opadów deszczu, gdy będzie susza. Skuteczność zaś tego sposobu wywoływania burz, potwierdzą najwybitniejsze autorytety i najtęższe mózgi całej Unii Europejskiej. To w zasadzie już się zaczęło, bo pewna lewicowa działaczka we Francji oskarżyła wczoraj prawicę o wywołanie burzy i gradobicia.

Miłego dnia wrażliwcy. Przypominam, że promocja na nawigatory trwa do końca czerwca.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 

cze 262025
 

Dziś nie będzie nagrania, bo od wczoraj Sasza nie ma prądu. Ja nie miałem z wtorku na środę. I tak tu żyjemy w tym bantustanie, 35 km od centrum stolicy dużego, europejskiego państwa.

Przypominam o promocji

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 

cze 262025
 

Sięgnąłem sobie ostatnio po jedną ze stojących rzędem na półce książek Gore’a Vidala. A trzeba Wam wiedzieć, że żadnej z nich nie doczytałem nigdy do końca, tak są okropne. Wystarczy jednak przerzucić kilka kartek każdej, by człowiek poczuł się zainspirowany i zasiadł do pisania. No właśnie, wziąłem do ręki książkę „Waszyngton”, która opowiada o końcu drugiej kadencji Roosvelta i początku trzeciej, wojennej. Jest to historia nie o samym Roosvelcie, ale o jego przeciwnikach republikanach, którzy zablokowali Nowy Ład. Nie wiem, jak się potoczy dalej, bo nie mam na razie czasu jej czytać, ale na pierwszych stronach opisane są sprawy wagi kluczowej, czyli to co odbywa się w domach senatorów. I to jest przedstawione naprawdę ładnie od strony plastycznej. To znaczy mamy ambitnych młodzieńców, wrażliwe, ale brzydkie dziewczyny. Dorastających chłopców zakochanych w swoich starszych siostrach, ale także bezczelnych lobbystów, wiernych, czarnych służących i cały ten koloryt. Aha, są jeszcze zwariowane matki, bez nich cała ta historia nie miałaby sensu. No i senatorowie, starzy, zgorzkniali, liczący na to, że starość jednemu z nich przyniesie prezydenturę. Wystarczy tylko utrącić tego łobuza Roosvelta. Jedno tych ludzi łączy – są autentyczni, a Gore opisuje po prostu środowisko, z którego wyrósł. Mnie ten opis przekonał, ale uczciwie powiem, że nie wiem co będzie dalej. W tym fragmencie, który przeczytałem, wszystkie pragnienia opisanych osób są prawdziwe i żadna z nich nie zachowuje się tak, jakby zleciała z Marsa. Można powiedzieć, że polityka amerykańska roku 1937 ma charakter endemiczny i wyrasta z gleby, nasiąkniętej krwią unionistów i konfederatów. Co podkreślone jest wizjami, jakie ukazują się przed oczami duszy jednego z bohaterów, kiedy przyjeżdża on na pole pierwszej bitwy pod Bull Run. Jednego w tych opisach nie ma – ingerencji zewnętrznej, choć jak wiemy ona jest zawsze. Nie w takich książkach jednak, które poprzez opisy stanów lękowych, marzeń, uwzniośleń i degrengolady starają się przedstawić wielkość Ameryki. Do opisu ingerencji państw obcych w politykę amerykańską służą inne książki. Z całkiem innego segmentu i na pewno nie może być ich autorem ktoś taki jak Vidal – człowiek ze środka systemu. To są zadania dla autorów innego rodzaju.

No, a jak jest u nas? Wszyscy mniej więcej wiemy. Widać przede wszystkim ingerencję państw obcych, a bezczelni lobbyści, opisani przez Vidala, zarumieniliby się jak te młode, brzydkie, ale wrażliwe dziewczyny, na widok amantów ich ładniejszych koleżanek, kiedy spotkaliby jakiegoś lobbystę z polskiego sejmu.

Polityka to wynik aspiracji ludzi wyrastających nie z lokalnej gleby, ale z nawiezionego tu w 1945 roku gruzu i odpadów radioaktywnych. Stąd dusze większości polityków mają charakter potworny i są zniekształcone tak, jak ciała dzieci urodzonych w strefie napromieniowania, która powstała, jak pamiętamy już po ostatniej, czwartej kadencji Rossvelta.

Politycy polscy nie mają żadnych wizji. Na pewno nie mają wizji przeszłości, takich jak amerykański senator, którego ojciec – żołnierz Konfederacji sypał szańce na polu pod Bull Run. Jeśli chodzi o przyszłość, ich wizje mają charakter schematów z rozdzielnika, oni sami zaś w nie wierzą w nie absolutnie, bo do polityki przyszli, by realizować swoje własne cele, a dostali się tam po drabinie skonstruowanej przez agentów obcych. Wszystko zaś co jest treścią polityki opisaną w książce Vidala uważają za przekaz dla frajerów i gawiedzi. Ta zaś musi być karmiona czymś, co wywołuje emocje. Kwestie finansowe, kwestie kariery w organizacjach międzynarodowych, są poza zasięgiem wzroku wyborcy i tam powinny pozostać, albowiem tylko one są poważne. Reszta to bujdy. Część z nich musi być ciągle powtarzana, jak na przykład gawędy o mieszkaniach dla młodych, bo inaczej cały system się rozsypie. Cała polska polityka polega więc na tym, by nauczyć się kilku zaklęć i powtarzać je, nieważne że bez zrozumienia, w odpowiednich momentach. A jak się komuś coś popieprzy? Oj tam, oj tam, to się to przykryje jakimś skandalem, od czego są w końcu media społecznościowe.

Polityka w Polsce nie jest endemiczna, podkreślmy to jeszcze raz, to schemat zaimplementowany i sztuczny, którego istnienie ma jednak swoje konsekwencje. Przede wszystkim ludzie starają się coś z tego schematu zrozumieć. Niektórzy wierzą, że są tacy, jak sugerują media i politycy, choć to jest wyrazista nieprawda. Inni próbują dorosnąć czy też doskoczyć do schematu, co nie może się udać w żaden sposób, bo jest to fikcja gwałcąca wszelką wrażliwość i zasady logiki. Najważniejsza tego faktu konsekwencja wygląda tak, jak to możemy obserwować dzisiaj – najmniejszy kryzys rozwala wszystko. O ile w opisach Vidala do kryzysu doprowadzają naprawdę poważne napięcia, o tyle u nas wywoływany jest on jakimś idiotycznym wpisem pół pijanego gościa na portalu X. Potem już sunie fala. Wszystko zamienia się w kabaret, a ludzie, którzy realizować muszą schemat wskazany wyżej, uczestniczą w tym z całą powagą. I należy im raczej współczuć, bo nie mają gdzie uciec. Nie pochodzą z żadnych środowisk, które dałyby im ochronę. Nie mają gdzie uciec. Mogą tylko kłamać publicznie licząc na to, że odpowiednio duża grupa ludzi się na to nabierze.

Wczoraj rozpoczął się odwrót ze ścieżki obłąkania, bo Giertych powiedział w oczy Olejnikowej, że wybory skręcili „bracia kamraci”, kilkanaście tysięcy osób wysłanych przez Olszańskiego do obwodowych komisji wyborczych dokonało masowych fałszerstw. Niestety i na szczęście, nie można uciec tak po prostu od tej narracji. Bo taka właśnie jest specyfika polskiej polityki. Nie ma w niej sentymentów związanych z przeszłymi wojnami kształtującymi naród i jego siłę. Jest tylko obłąkanie.  Każda kolejna wojna bowiem dzieliła Polaków, a nie ich integrowała. I konsekwencje tego są głębokie. I bynajmniej nie tragiczne. Takie mogłyby być przy konflikcie, jak mawia mój ulubiony filozof, kinetycznym. Te głębokie konsekwencje to demaskacja obłąkania, pustki, aspiracji i złodziejstwa. Nic więcej tam nie ma. No, ale coś powinno być? Powinno, ale się nie pojawi, bo cały garnitur polskich polityków, z wyjątkiem może endemicznej Beaty Szydło, ukształtowany jest przez opisane tu okoliczności. Do mnie zaś dotarło wczoraj jaki oni wszyscy wymyślili sposób na zaradzenie tej, jakże ciężkiej, bolączce. Oto wspomniany tu wczoraj Stanowski zaprosił do studia tego jakiegoś rapera, co rymował o Petrarce osiadającym na laurach. I gapił się w niego jak sroka w gnat. Potem zaś ogłosił, że wszystkie partie będą miały o niego cykliczne programy, które mają być ich promocją. I wszyscy przyjęli to entuzjastycznie. Jako pierwsza partia zgłosił się oczywiście PiS. Jak zgaduję mechanizm jest taki – ludzi gromadzący wokół swoich wygłupów masową publiczność będą stanowić zaplecze wyborcze i ideologiczne dla partii. Wystarczy garść nieskomplikowanych deklaracji i takich samych komunikatów, a scena rapowa i inne sceny zostaną trwale połączone z polityką. Raperzy będą nadawać o swoich wyborach, a sondażownie liczyć głosy, które oni przez te wrzaski zdobyli. I wreszcie będzie prawdziwie endemiczne, autentyczne środowisko, z którego wyrosną młode pokolenia uświadomionych politycznie i ideologicznie Polaków.

Czy ktoś rozumie, że tak nie będzie? Że to kolejna odsłona halucynacji? Nie przypuszczam, bo głównym motorem napędowym każdego posła w sejmie jest pragnienie ukrycia własnych ograniczeń. To zaś oznacza, że musi się on otaczać głupszymi od siebie i taką usługę właśnie wprowadził do swojej oferty pan Stanowski. Tak sądzę.

Bardzo dziękuję za uwagę. Miłego dnia. Przypominam, że promocja Nawigatorów trwa do wtorku, a dziś jeszcze wygrzebałem coś z magazynu, bo sprzątam.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/z-kronik-klasztoru-i-kosciola-o-o-bernardynow-w-zaslawiu/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/krucjata-dziecieca/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sledztwo-w-sprawie-sw-andrzeja-boboli/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/proces-eligiusza-niewiadomskiego/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-43-specjalny/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-numer-specjalny-protestancki/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/emmanuel-malynski-nowa-polska-reforma-agrarna-przeciwko-wlasnosci-prywatnej/

cze 252025
 

W zasadzie tekst ten powinien się nazywać – o sposobach dewastowania komunikacji, no, ale niech już zostanie tak jak widać. Komunikację dewastuje się marginalizując ludzi, którzy mają do powiedzenia coś ciekawego, a także są świadomi tego iż powtarzanie co dekadę tych samych formuł nie zmienia niczyjej świadomości i nikogo nie edukuje. Istnieje jednak, bo potrzebni są eksperci w dziedzinach, które przykuwają uwagę ludzi najbardziej. Mamy więc – kreowanych mniej więcej co dekadę – ekspertów od geopolityki, w tym od Iranu, którzy nigdy nie byli w Iranie, nie znają nikogo w tym kraju, nie mówią po persku, ale raz kiedyś przechodzili koło Instytutu Iranistyki na UW i to właśnie powoduje, że są ekspertami. Ludzie akceptują te kreacje, bo są przyzwyczajeni do pewnej dynamiki, której sami nie umieją zaaranżować, a opatrzone już, stare mordy z Internetu zaczynają ich powoli denerwować.

Jak wiecie siedzę sobie często na twitterze i tam obserwuję, jak ludzie między trzydziestym, a czterdziestym rokiem życia, zmieniają się w mędrców od geopolityki, kultury, sztuki i czekają na budżet, który pozwoli im wydać książkę, a potem dostać za nią nagrodę w ramach tego samego programu ogłupiania, który wykreował ich na ekspertów. Oczy moje skierowały się na pana Świdzińskiego Alberta, który właśnie niedawno rozprawiał u Rymanowskiego o Iranie, albowiem jest tym ekspertem. Jak się okazało specjalizuje się też w innych dziedzinach. Oto trafiłem na jego artykuł o Józefie Mackiewiczu. Zaczyna się on od słów – Józef Mackiewicz w świadomości powszechnej Polaków nie istnieje. No, powiem Wam, że to jest duża rzecz. Nie wiem, czym Świdziński się zajmował, kiedy cała Polska dyskutowała o Mackiewiczu, kiedy wydawano jego książki i wszyscy dostawali szału czytając bezczelne wypowiedzi Niny Karsov, kiedy ludzie związani z PiS bronili tejże Niny Karsov przed różnymi oskarżeniami. Zapewne grał w kapsle, albo poznawał historię Iranu, by zostać ekspertem telewizyjnym w tym zakresie. Lub robił coś jeszcze ciekawszego. W publicystyce, inaczej niż w nauce, nie obowiązuje zasada prezentowania stanu badań nad przedmiotem omawianym przez publicystę. Może on więc powiedzieć co mu się podoba. I ja to rozumiem, ale ja będąc publicystą, wykręciłem się od ewentualnych zarzutów dotyczących takiego postępowania, a wiedziałem, że one się pojawią, nadając swoim pierwszym publikacjom charakter baśni. I wszyscy zrozumieli o co chodzi. Takie to były jeszcze czasy, ho, ho, tak, tak. Dzisiaj młodociani eksperci nie chodzą na kompromisy. Musi być poważnie, żadnych baśni, same fakty w dodatku twarde. Józef Mackiewicz jest pisarzem Polakom nieznanym. A na pewno jest mniej znany niż Albert Świdziński.

Niestety nie możemy bez przerwy dyskutować o Mackiewiczu, tym bardziej, że jego moce i tematyka, którą poruszał nie nadążają za naszymi czasami. Stąd zapewne Świdziński traktuje go, jak kwiatek do kożucha, czyli ozdobę mało adekwatną, ale koniczną, by ludzie zwracali nań uwagę.

Teraz dopiero zauważyłem, że Świdzinski to drużyna Bartosiaka, a na swoim profilu ma on, jakże wyróżniający myślącego człowieka w tłumie głupców, napis – amicus plato sed magis amica veritas. Po czymś takim nikt nie może mieć wątpliwości, że mamy do czynienia z prawdziwym mędrcem, a reszta powinna go jedynie słuchać i milczeć.

Myślę, że zbliżamy się do momentu, kiedy ten haust wolności, który zaczerpnęliśmy w latach tuż przed i tuż po katastrofie smoleńskiej, wypełniający nam całkowicie płuca i pozwalający żyć, wyczerpie się ostatecznie. Wymiana zaś myśli i opinii, a nawet omawianie wątków pochodzących z tradycji polskiej, zostanie uroczyście przekazana w ręce instytutów i fundacji. Czekam kiedy organizacje te zaczną poruszać temat ziemiaństwa i jego kulturotwórczej roli, zaczynając swoje opinie od zdania – ziemiaństwo polskie było do tej pory niedocenianą grupą społeczną w dziejach. Nastąpi to w chwili kiedy okaże się, że biedne chłopki, o których piszą książki różne wariatki, nie zaprowadzą nowego pokolenia ekspertów nigdzie, co najwyżej na pastwisko albo do lasu po chrust.

Kiedy wpisujemy do wyszukiwarki nazwisko Świdziński naszym oczom ukazuje się nie tylko Albert, ale także Jacek Świdziński. Zbieżność nazwisk zapewne przypadkowa, ale metoda jaką się posługują już jest chyba z jakiegoś rozdzielnika. O Jacku Świdzińskim pisałem już kiedyś przy okazji nagród, które otrzymał. Jest on bowiem rysownikiem komiksów, a jak poucza wiki, rysunku nauczył się sam. Patrzmy na dzieła Jacka Świdzińskiego, który jest do niemożliwości przestylizowanym młodzieńcem, i powinien mieć ksywę pretensja, i widzimy, że on po prostu nie umie rysować. I to nie jest żaden zarzut, ale fakt bezsporny, który każdy może stwierdzić naocznie. Czyli on się niczego nie nauczył, ale potrafi coś nabazgrać w taki sposób, że jego kreatorzy, bo to on jest kreacją, nie muszą się zastanawiać o co chodzi. Prostactwo i młodociana kokieteria tych obrazków są po prostu paraliżujące i nasuwa się jedno tylko pytanie – po co? Moja odpowiedź jest prosta – po to, by wyłączyć z dyskusji publicznej ludzi kojarzących coś więcej niż przedwczorajszy obiad u cioci Marysi. Po to, by uczynić rezultat z braku rezultatu i zbudować absurdalną hierarchię bytów kretyńskich, które mają zastąpić komunikację autentyczną, czyli spór prowadzący do budowania nowych, ciekawszych formuł i do prawdy. Z rzekomymi kreacjami Jacka Świdzińskiego bowiem kryje się najbardziej prostacka, lewicowa propaganda.

Ludzie pozostający w kręgach wysokich specjalizacji, którzy – siłą bezwładu, bo inaczej się nie da – odnajdują się w obszarze komunikacji publicznej, muszą patrzeć na to w zdumieniu. Mam na myśli inżynierów, lekarzy, biznesmenów, prawników, samodzielnych sprzedawców, czy kogo tam chcecie. Ludzi niezależnych po prostu. Patrząc na ten sposób opracowania talentu, osoby te mogą co najwyżej popaść w stupor. I nie ma siły, by nie zaczęły się zastanawiać kto tym wszystkim kieruje. Bo nikt myślący nie uwierzy w sprawczą moc banału i truizmu. A to nie koniec. Obejrzałem sobie bowiem kawałek wywiadu, jaki Stanowski przeprowadził z raperem, bardzo sławnym ponoć i bogatym, o ksywie Quebonafide. To jest jeszcze lepsze niż ten amicus plato. Pretensjonalność rządzi i nie bierze jeńców. Pan ten musi bardzo imponować Stanowskiemu, bo patrzył weń Krzysztof Stanowski jak w obrazek. Tamten zaś, człowiek przecież nie umiejący ani śpiewać, ani tańczyć, bo o to chodzi w tym całym rapie, opowiadał wyłącznie o tym kogo znał i z kim gadał. Było to niczym wzór patologicznego zachowania się na imprezie, z którego szydzą najfajniejsze dziewczyny. Podlany jeszcze nieznośną kokieterią i lansem, bo pan ten sprzedał ponoć pół miliona swoich płyt. I jest odznaczony medalem – zasłużony dla miasta Ciechanowa – z którego pochodzi. Czy to nie dziwne? Ilu specjalistów pochodzi z różnych miast, a nikt im nie wręcza żadnych medali. Takiemu jednak, jakiemuś głąbowi, dają ten medal, bo wygrał w zawodach gdzie nie ma żadnych zasad, a zwycięzca jest wybierany arbitralnie, przez gremia siedzące na zapleczu i liczące pieniądze za bilety.

Czy mnie to jakoś martwi? W najmniejszym stopniu. Ponieważ ja już wiem coś, czego oni nie wiedzą. Czas płynie. Nie można być starym raperem, nie można być wiecznie dobrze zapowiadającym się rysownikiem, a także nie może być wiecznie wschodzącą gwiazdą rynku ekspertów. Bo takich gwiazd będzie niebawem setka i oni pieprzyć będą już takie banały, że nawet ten cały Quebonafide tego nie wytrzyma. Wszystko po to, by kłamstwo zastąpiło prawdę. Można być za to starym pisarzem. Jest to wręcz konieczność.

No dobra, powie ktoś – szydzisz pan z tego, że goście nie mogą dojść do pointy – a co z twoją „puetą”? Jest, jest, nic się nie martwcie. W dodatku postawi mnie ona w rzędzie ekspertów od spraw Iranu, być może nawet wybitnych. Bo ja nie tylko przechodziłem koło Instytutu Iranistyki UW, ale miałem tam też koleżankę. I ona opowiadała mi różne anegdoty o swoich wykładowcach, jak najbardziej rodowitych Irańczykach. Jedynym z nich był ten pan

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kaweh_Pur_Rahnama

Ja go sobie, nie znając przecież faceta osobiście, dobrze zapamiętałem. I wiecie co się okazało? Że w roku 1988, czyli bardzo dawno, wydał on wspólną książkę z wybitnym polskim pisarzem, autorem niezwykle popularnej powieści „Niebezpieczne ścieżki”, Marianem Reniakiem, o którym tu niedawno pisaliśmy. Oto jego biogram w wiki https://pl.wikipedia.org/wiki/Marian_Reniak

I co? Nadaję się na eksperta od spraw irańskich? „Zatkało ruskie kakało”?

Wspólna ich powieść nosi tytuł „Mitra”. I opowiada, jak przypuszczam, o wielkiej i chwalebnej historii Iranu.

Nie chcę iść innymi tropami, które się w tej historii ujawniają. Niech się tym zajmą eksperci od spraw irańskich. Ja zaś zajmę się sprzedażą książek. I ich pisaniem w znanych Wam już dobrze, baśniowych formatach.

Znów pogrzebałem w magazynie i coś tam wykopałem.

Przypominam też, że promocja na nawigatory trwa tylko do wtorku.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/nie-tylko-rothesay-oficerskie-obozy-izolacyjne-oraz-oboz-dyscyplinarny-dla-zolnierzy-polskich-sil-zbrojnych-w-wielkiej/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/status-ontologiczny-skowronkow-kosciol-w-popkulturze-popkultura-w-kosciele/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jak-rosnie-dobrobyt/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksztalcenie-mlodziezy-w-kolegiach-jezuickich-rzeczypospolitej-obojga-narodow/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-26-ostatni-poswiecony-prusom/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-25-poswiecony-rzymowi/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-20-srodziemnomorski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-15/

 

 

 

cze 242025
 

Co jakiś czas w przestrzeni publicznej pojawiają się nazwiska młodych dziennikarzy, którzy relacjonują jakieś wydarzenia, o niezwykle dramatycznym przebiegu, albo piszą wstrząsające reportaże. Nie tylko zza granicy, ale także z kraju, o wypadkach, które rozegrały się całkiem niedaleko. Łączy tych ludzi jedno – starają się być obiektywni. I to bardzo dobrze – pomyśli ktoś, bo należy być obiektywnym w tym zawodzie. Ja dziś z rana zacząłem czytać wywiad z jednym z takich dziennikarzy, dotyczący sytuacji na granicy wschodniej. Nie dokończyłem go jednak, albowiem sam wstęp jest całkowicie rozwalający. Oto zaczyna się od tego, że on się powołuje na film „Granica”, a czyni to w taki sposób, jakby obraz ten ukazywał sytuacje autentyczne. Po czym następuje przejście od rzeczywistości filmowej, która dziennikarza rozczarowała i opis wypadków prawdziwych, bardzo wstrząsających, których uczestnikami są żołnierze polscy. I niby wszystko jest w porządku. No, ale jednak nie jest, sugestia bowiem dotycząca „Granicy” jest zbyt wyraźna. Chodzi o to, że kłamstwa Agnieszki Holland  nie są nazwane po imieniu, ale zyskują status innej, wcześniej istniejącej i ważniejszej rzeczywistości. Ta zaś już nie istnieje, bo sytuacja się zmieniła. W jaki sposób? No politycznie. I w tę stronę właśnie pchane są myśli czytelnika. Wcześniej, kiedy Holland kręciła swój film żołnierze byli źli, bo rządził PiS. Teraz są dobrzy i należy im współczuć, bo rządzi KO. To jest istotny przekaz, ale nie sądzę, by został on właściwie zinterpretowany i wskazany jako manipulacja. Wszyscy przejdą nad tym do porządku dziennego, przede wszystkim zaś ludzie młodzi, którym filmy i tak notorycznie mieszają się z rzeczywistością. Sprawa jest moim zdaniem bardzo poważna, albowiem mechanika tej propagandowej zagrywki polega na tym iż człowiek informowany czuje się nie tylko ubogacony poprzez wtrącenie informacji o filmie, czyli, bądź co bądź, dziele sztuki, ale także po prostu lepszy. Reporter bowiem otworzył przed nim dwie nowe perspektywy. I nie ma oczywiście żadnych wątpliwości co do tego, że ta pierwsza to krzywe lustro. Jednak tego nikt nie zauważy ani nie wskaże.

Na czym się ta manipulacja opiera? Na ważnym założeniu – artyści nigdy nie kłamią. Mogą mieć co prawda niejasne intencje, ale ich uczciwość jest poza wszelkimi kwestiami. To zaś oznacza, że powoływanie się na nich jest nie tylko celowe, ale także szlachetne. Po takiej konstatacji rozumiemy już po co są artyści, szczególnie filmowi i po co są młodzi dziennikarze. No i oczywiście po co jest przestrzeń wymiany myśli, gdzie gwarantowana jest konstytucyjnie wolność słowa.

Teraz wyjaśnijmy co o tym wszystkim sądzić mogą dziennikarze mediów takich jak Republika oraz telewizja Jacka Kurskiego. No, dobrze – spróbujmy wyjaśnić – bo do końca z tej perspektywy, która jest nam dana wyjaśnić się tego nie da. Otóż oni sądzą, że to jest przestrzeń do robienia kariery mierzonej oglądalnością. Najgorszej, że tak samo myślą politycy PiS i jeszcze wierzą, że samo pojawienie się ich w przestrzeni komunikacyjnej działa jak wybuch bomby – niszczy szeregi wroga. To nie jest naiwność bynajmniej, ale wielokrotnie tu opisywana pycha i głupota, z której nie można się wyleczyć. Dowodem zaś na to jest Jacek Kurski, cały czas niezmiennie przekonany o tym, iż jego telewizja smakowała wszystkim i pełniła właściwie swoją misję. Nie mąci jego spokoju nawet postawa pana Matyszkowicza, którą zademonstrował on w roku 2023.

No, ale to przeszłość. Jeden z czytelników przysłał mi wczoraj informację, że TVP Historia wyemitowała film o Brygadzie Świętokrzyskiej, gdzie znalazła się informacja jakoby jednostka ta była jedyną polską jednostką, która nawiązała współpracę z Niemcami. Przypadkiem zapewne, na stronach Tygodnika Solidarność ukazałą się informacja o wykładzie, na temat zawiłej historii Bałkanów, gdzie jak wół stoi, że Czetnicy to jugosłowiańscy żołnierze wyklęci. Ja tu oczywiście nie szukam połączeń, ale wskazuję że głupota nie jest żadnym wytłumaczeniem dla złej polityki. Nie można powiedzieć – Aleksander Kozicki, historyk, politolog, sekretarz regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność nic nie rozumie, nie róbcie mu krzywdy. Bo mówienie i pisanie, że Czetnicy walczący po stronie Hitlera przeciwko Tito są jak żołnierze wyklęci to szkodliwa polityka i lekceważenie jej zapewne obfitować będzie w konsekwencje. Ta zaś nikogo nie obejdą, bo może wróci Kurski i zorganizuje nowego sylwestra w Zakopanem. I będzie znowu super, a właściwi ludzie na właściwych miejscach, znów będą mogli demonstrować swoją szlachetność i wewnętrzne piękno.

Podsumujmy więc wszystko teraz, zanim zaczniemy się wolno toczyć do pointy. Film nie jest rzeczywistością i powinien być od niej oddzielony, tak jak relacja z faktów od komentarza w tekście dziennikarskim. Powoływanie się przez autorów reportaży na produkcje filmowe, to nie jest niewinny zabieg mający podnieść ich znaczenie w oczach czytelników i widzów, ale celowa manipulacja. Całkowicie lekceważona przez młodych – z głupoty, i starych – z lenistwa i przekonania, że takie rzeczy nie mają znaczenia.

Kolejna kwestia – malownicze porównania i gawędy nie mogą służyć jako pretekst do serwowania kłamstw. Film dokumentalny zaś nie jest dziełem opartym na faktach, ale na manipulacjach. Wskazuje na to zwykle jego długość – nie więcej niż godzina. A także emocjonalne zestawienie faktów i brak konkluzji innych niż zgodne ze z góry przyjętą tezą. Filmy dokumentalne nie są więc wcale „dokumentalne”, to celowe manipulacje, oparte na przypadkowych obrazach, często nie związanych z treścią dzieła oraz na komentarzu, który je uzupełnia i nie jest oddzielony od faktów ilustrowanych przypadkowymi często obrazami. Co w zasadzie powinno cały film dyskredytować jako źródło, ale tak się nie dzieje. Dlaczego? Albowiem film dokumentalny stanowi osobny segment twórczości, w którym realizują się propagandyści. Nie noszą oni jednak tego deprecjonującego miana, ale nazywani są dokumentalistami, reżyserami, artystami czasem.

Powierzchowne porównania, dokonywane nawet przez bardzo zasłużonych działaczy Solidarności nie mogą być kolportowane jako prawda z podwójnym zabezpieczeniem – bo mówił to nasz człowiek bohater walki o wolność, znany z krystalicznej uczciwości. Być może tak rzeczywiście jest, ale pogawędki, w których pada stwierdzenie, że Czetnicy byli tym samym czym żołnierze wyklęci, wpisują się – wierzę, że nieświadomie – w bardzo pokrętną politykę obecnych władzy dotyczącą podziemia niepodległościowego po II wojnie światowej.

Dlaczego takie rzeczy się w ogóle dzieją? Otóż dlatego, że nasi czy też „nasi” traktują historię instrumentalnie i uważają siebie za jej integralną część. A skoro tak mogą nie tylko Czetników porównać do wyklętych, ale także siebie samych. I sugerować, zupełnie jak ten, co pojechał pisać reportaż o granicy, że stanowią część pewnej tradycji. W dodatku integralnej, czytelnej i zdolnej do odbierania hołdów.

Postawa ta jest prawdziwą plagą w polskiej przestrzeni komunikacyjnej. Dodać do tego można jeszcze jeden jej wymiar – o rzeczach najważniejszych w historii narodu muszą mówić ludzie, najważniejsi, a jeśli oni nie mają czasu, niech to czynią inni, wyznaczeni do tego celu. Ilu ostatnio widzieliście młodych dziennikarzy piszących reportaże o ważnych sprawach, a związanych z PiS? Nie ma takich, albowiem całą komunikację po nasze stronie załatwiają „zasłużeni”.  I nie ma doprawdy znaczenia, że pieprzą trzy po trzy…Liczy się zasługa, za którą właśnie otrzymują wspomnianą możliwość pieprzenia.

Jak wobec tego w takie sytuacji uniknąć zagrożeń podobnych do tego, które wykreował Giertych? Skoro polemika toczy się między kandydatami na pomniki, a agresywnymi manipulantami? Zdecydować musi ktoś z zewnątrz. I tak zapewne będzie.

Zastanawia mnie też dlaczego ludzie, którzy mienią się być twórcami filmów dokumentalnych nie korzystają z naszych wydawnictw przy produkowaniu swoich filmów? Myślę, że oni ich po prostu nie znają, bo żeby je poznali jakiś zasłużony działacz Solidarności musiałby je pokazać palcem. Inaczej są nieważne.

Takie mamy okoliczności. No, ale nic, walczymy dalej…

Może jednak dodam na koniec taką uwagę, zupełnie bez związku. Rozmawiałem kiedyś z pewnym starszym już człowiekiem o mentalności Arabów, których całkiem przecież nie znałem. On zaś powiedział mi tak – jeśli wyczują, że nie mogą pana oszukać, od razu tracą dla pana wszelkie zainteresowanie.

Tu jest link do książki opowiadającej, między innymi o Brygadzie Świętokrzyskiej.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zeszyty-do-historii-narodowych-sil-zbrojnych/

 

A tu trochę złogów magazynowych

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-21/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-1-cudem-odzyskane-30-egzemplarzy/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-22-rosyjsko-brytyjski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wieki-brazu-i-zelaza-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wieki-brazu-i-zelaza-tom-1/

cze 232025
 

https://www.youtube.com/watch?v=JEqKy11rp08

 

Tu jest link do wydarzenia, czyli do naszych targów, które już niebawem odbędą się w pałacu w Ojrzanowie. Bardzo proszę wszystkich, by kolportowali ten link gdzie się da

https://fb.me/e/3kbC5xTKf

No i jeszcze kilka wygrzebanych w magazynie egzemplarzy

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/1000-lat-naszej-wspolnoty/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-22-rosyjsko-brytyjski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dziennik-jadwigi-ankiewicz/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zygmunt-lozinski/


cze 232025
 

Jak wszyscy pamiętają, kariera mojego bloga, krótkotrwała i dawno zapomniana, rozpoczęła się do nowej redakcji wspomnianej w tytule formuły. Było to w czasach, kiedy do dobrego tonu należało pisanie o nędzy polskiej kultury, a o tym, by wychwalać cokolwiek z polskiej historii nie było nawet mowy. Była oczywiście fala cała fascynacji prozą Komudy i Piekary, ale ich wielbiciele mieli raczej opinię freaków. Na naszym blogu tematy patriotyczne, poprzez prosty fakt odwołania się do tradycji ziemiańskiej, zostały uczłowieczone i „unormalnione”. Po spektakularnej i zwycięskiej obronie kilku takich tematów, uważanych na nie licujące z godnością człowieka myślącego, zauważyliśmy pewne zaskakujące zjawisko – oto wszyscy powoli zaczęli przestawiać się na takie toby, krzepić serca i ponosić się wzajemnie na duchu, ale bez różnych niekoniecznych przecież zawodzeń. Nieszczerość i fatalne wykonanie tych prób biły po oczach, ale dla wykonawców tego przedsięwzięcia i dla ich odbiorców nie miało to znaczenia. Ważna była sama formuła, która okazała się nośna na tyle, by wypromować różnych kaznodziejów i odkrywców. Dziś doprowadzono ją do upadku ostatecznego. I tak zwykle się to kończy. Ludzie bowiem mają mentalność małpy, która przypadkiem znalazła radio. Patrzy zasłuchana w ten dziwny przedmiot i odkrywa pokrętło zwiększające głośność. Próbuje nią manipulować, z różnym skutkiem, aż wreszcie nastawia odbiornik na cały regulator, słychać potężny huk i małpa, a także jej towarzyszki uciekają gdzie pieprz rośnie. I to samo przydarzyło się naszej ulubione formule komunikacyjnej, którą Polacy kochają i może kochaliby nadal, gdyby nie zaangażowano do jej promocji stada małp. Te zaś nie bawią się dziś radiem, ale IA i innymi wynalazkami, a potem zgłaszają pretensję do wszystkich wokół, iż nie reagują oni żywo na serwowane emocje. Czyli na tych wszystkich husarzy i dane liczbowe dotyczące bitwy pod Chodowem, a także na inne rewelacje. Nie mogą reagować, bo zwyczajnie ten przekaz nie wytrzymuje konkurencji. Wszystko się zmieniło i on także powinien ulec zmianie. Co nie znaczy, że powinien zniknąć. Niestety o takich kwestiach, jak zmiana formuły nie można nawet wspomnieć, bo wtedy okaże się, że odbierzemy chleb zasłużonym jakimś twórcom, którzy kochają ojczyznę i muszą  o tym opowiadać za pieniądze.

Najłatwiej wskazać dewaluację emocji i formatów patriotycznych na przykładzie pomnika smoleńskiego. Co miesiąc przestrzeń wokół niego wypełnia się głupawymi demonstracjami i jest okupowana przez Szczurka i babcię Kasię. I nie ma nikogo, kto by potrafił ten stan zmienić, bo jedynym pomysłem naszych, w tym samego prezesa, jest demonstrowanie oburzenia i niezadowolenia. Co oczywiście działa na rzecz tamtych. Temat zaś główny ginie w tych wygłupach i już nikt nie chce o nim myśleć. Ostatnio zaś doszło do czegoś naprawdę dziwnego. Znany z programów telewizyjnych, w których prowadzącą była Monika Richardson, Steffen Mueller, niemiecki dziennikarz, nagrał film o tym pomniku. Jak na człowieka światowego i jakoś tam wykształconego nie jest to przesadnie duże osiągnięcie, bo pan Mueller mówi o tym, że schody są symbolem tragedii w Smoleńsku, ale także naszego życia, które kończy się nagle, po próbie zrobienia jakiejś tam kariery. No, okay, jak na przeciętnego niemieckiego odbiorcę to i tak głęboko zagarnął. No, ale nie o taki rodzaj przekazu nam chodzi. A o jaki? No właśnie…

Przede wszystkim o taki, który nikogo nie zostawi sam na sam z głupimi myślami. Tak sądzę. Również o taki, który udzieli ważnych odpowiedzi na kluczowe pytania, a nas samych postawi w gronie ludzi, zaangażowanych w przedsięwzięcia powszechnie ważne. To zaś z kolei oznacza, że musimy podjąć próbę narzucenia światu naszego porządku. Najpierw jednak trzeba go zbudować. Tego się nie da zrobić tolerując rzeczy obecnie najgorsze, czyli próby kwestionowania praw i prawd naturalnych. Bo to jest właśnie przyjmowanie narracji, które będą czynić z nas ogłupiałych niewolników przez następne dekady. Nie można więc uznawać, że w związkach jednopłciowych rodzą się jakieś dzieci, ani też, że migranci sprowadzani do Polski, mają nas ubogacić kulturowo. Nie można się też jednak przeciwstawiać tym kłamstwom poprzez narracje pokrzepiające serca, bo one są w istocie kapitulacyjne i izolacyjne. Tym bardziej, że tamta strona wyraźnie przyspiesza z różnymi sprawami. I tak, dla przykładu, pani minister kultury powiedziała ostatnio w wywiadzie dla Financial Times, że opracowuje plan ewakuacji polskich dzieł sztuki na wypadek ataku Rosji. To jest, moim zdaniem, wiadomość z gatunku fantastycznych. O jakim ataku bowiem mówi pani minister i skąd posiada informacje na jego temat? Po drugie – jest to ciekawe, bo w czasie wdrażania takiego planu zacznie się jakiś ruch, a my zobaczymy co naprawdę jest wartościowego w polskich muzeach. Bo rozumiem, że owo przygotowywanie do ewakuacji będzie transparentne? Zobaczymy, na którym miejscu w kolejności ewakuacyjnej znajdą się dzieła najwybitniejszych, współczesnych artystów polskich, w tym te zgromadzone w nowym muzeum stojącym pod pałacem kultury.

Moim zdaniem ktoś, mam na myśli tak zwanych naszych dziennikarzy, siedzieć przez cały czas na plecach pani minister i patrzeć jej przez ramię, co ona tam robi z tym planem. Następnie zaś tworzyć z tego teksty i wypowiedzi, które skłonią Polaków do myślenia o własnej kulturze w kategoriach zasobu istotnego dla wspólnoty. Nie zaś w kategoriach rozrywki, graciarni gdzie zebrano nieważne już przedmioty, które odwracają uwagę od płonącej planety i praw gejów. Gawędy bowiem o kulturze i tradycji, w kontekście zbiorów muzealnych były do niedawna przecież istotną częścią narracji wspólnotowych. Znacznie ważniejszą i łatwiej przyswajalną niż dydaktyzm w niezamierzony sposób parodiujący Sienkiewicza. Może trzeba do tego powrócić? Ktoś powie, że nie ma prof. Zina. No nie ma, ale ministra chce zbiory gdzieś wywozić, pod pretekstem wojny. To też jest dobry powód, przede wszystkim do tego, by zapytać – a co w pierwszej kolejności i dlaczego? Następnie zaś zadać kolejne pytanie – a co się stanie z „Bitwą pod Grunwaldem” i całym Matejką? I jeszcze jedno – czy wywozimy z Warszawy czy również z Krakowa?

Wobec skrajnej dewastacji emocji związanych z polityką i trwałego już podziału narodu, należałoby też od nowa wskazać zło i dobro. I nie lamentować nieszczerze nad tym, że Bogusław Radziwiłł zyskał królewską łaskę, a Kmicic był w istocie postacią fikcyjną.

Bo przy Romanie Giertychu i jego wyczynach książę Bogusław jawi się niczym anioł, co zstąpił na ziemię, by ratować ludzi przed moralnym upadkiem. Musimy przywrócić jakiś porządek. Nie mówię, że koniecznie żelaznymi rózgami, choć tamci chętnie by to zrobili. Myślę, że przede wszystkim należy wskazać, że odpowiedzialność za czyny i słowa dotyczy ludzi takich jak Tusk i Giertych. Reszcie można darować. Do tego konieczne jest wskazanie nowych, skutecznych i bezkompromisowych postaw, których cechą najistotniejszą musi być samodzielność. Mówię o tym celowo, w kontekście wczorajszego wpisu, który przeszedł właściwie bez echa. A tam jest napisane, że dyktator Powstania Listopadowego, generał Chłopicki dostał świadectwo niepoczytalności wystawione przez żydowskiego lekarza Wolfa. Było to w styczniu. Następnie zaś pojawił się – już poczytalny na nowo – w cywilnym ubraniu, w czasie bitwy w Olszynce Grochowskiej. Co my z tego rozumiemy? Że była bitwa pod Olszynką i tyle. Dobrze by było, gdybyśmy, wraz z należącym do narodu zasobem kulturalnym, rozumieli także głębię niektórych postaw. I nie ekscytowali się niepotrzebnie jednymi, a drugie równie niepotrzebnie potępiali lub podawali w wątpliwość.

Takim enigmatycznym nieco zdaniem zakończę dzisiejszą notkę. Muszę zająć się nawigatorem, kolejny numer ukaże się w lipcu.

Wydaliśmy nowy, specjalny numer kwartalnika „Szkoła nawigatorów” poświęcony Żydom w polskich powstaniach

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-45-zydzi-i-polskie-powstania/

Wznowiłem też „Alchemików”

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/alchemicy-gabriel-maciejewski/

 

No i przypominam o trwającej do końca czerwca promocji

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/towarzystwo-jaszczurcze-societas-lacartarum-eidechsen-gesselschaft-1397-1466/

 

 

cze 222025
 

Dziś zostawiam gotowca. Mam trochę spraw na głowie.

 

Już z końcem grudnia 1830 r., zaledwie w 3 tygodnie po obwołaniu Chłopickiego dyktatorem, rozgorzała na dobre walka między zwolennikami i przeciwnikami dyktatury. W Warszawie krążyły zastraszające wieści, że ma wybuchnąć kontrrewolucja, że rząd ma być obalony i że gotują się wielkie rozruchy. Zwolennicy dyktatury bronili jej między innymi jako środka przeciw kontrrewolucji. Bronił jej także działający na terenie warszawskim ajent pruski, Szmidt, starając się przedłużyć rządy dyktatora, którego bezczynność była na rękę zarówno Prusom, jak i Moskwie. Aby pozorem zaburzeń utwierdzić Polaków w przekonaniu o konieczności dyktatury i zdyskredytować zarazem jej przeciwników, sypnął Szmidt pieniędzmi, rozdawał przez swych zaufanych ruble i zachęcał upajanych opryszków do rozruchów, których zgniecenie miało dodać splendoru dyktaturze. W pierwszej połowie stycznia istotnie wybuchły na przedmieściach stolicy tumulty. „Zjawił się tumult na Tamce, na Solcu. Pospólstwo podpite podało się w rozumienie, że o łupieży zamyśla. Rozgłoszono natychmiast, że Żydzi na ul. Franciszkańskiej mają być napadnięci”. Obiegały celowo preparowane wieści, jakoby do rozruchów nawoływali rewolucjoniści spod znaku Joachima Lelewela.

Na Lesznie wśród wrzasku tłumu obwoływano Lelewela dyktatorem1. Żydzi na sąsiadujących Nalewkach i ul. Franciszkańskiej przeżywali chwile trwogi. Na szczęście skończyło się tylko na strachu. Tumult, któremu chciano nadać pozory zamachu stanu, rychło minął. Osiągnięty przez zwolenników dyktatury efekt okazał się minimalnym. Dni dyktatury były policzone. Chłopicki obstawał przy układach z Moskwą i oświadczając wysłanej doń deputacji sejmowej, że uważa wojnę za absolutnie niemożliwą, żądał „pozostawienia jemu samemu obmyślenia środków, kraj ratować mogących”. Nikt jednak nie poparł jego polityki kapitulacyjnej. Kwestię dyktatury „ostatecznie rozstrzygnął” lekarz żydowski Dr. Wolf. Zwracając się do deputacji sejmowej, która zjawiła się była w pałacu namiestnikowskim, celem pertraktowania z dyktatorem, prosił ją jako lekarz i przyjaciel Chłopickiego, „aby mu (tj. dyktatorowi) już żadnej ważnej nie poruczono czynności, gdyż wyznać musi, że jenerał Chłopicki dostaje rodzaju pomieszania zmysłów”.

W szczegół powyższy wtajemnicza nas autor „Powstania narodu polskiego”, Maurycy Mochnacki2. Nie podaje on aczkolwiek bliższych danych o doktorze Wolfie, ograniczając się tylko do uwagi, że był to lekarz przyboczny i osobisty przyjaciel Chłopickiego. Ciekawość możemy jednakowoż zaspokoić na podstawie innych źródeł z owych czasów. Wspomniany przez Mochnackiego Wolf jest identyczny z bardzo wziętym podówczas w Warszawie lekarzem żydowskim, „doktorem medycyny i chirurgii” Józefem Wolfem. Urodził się on w roku 1766 w Warszawie. Studia lekarskie odbył w Wiedniu. Po otrzymaniu doktoratu, polecony przez Piotra Franka dziedzicowi miasta Brodów, Szczęsnemu Potockiemu, został jego lekarzem oraz towarzyszył mu w podróży do Francji i Niemiec, gdzie przejął się ideami reformatora żydowskiego, Mendelsohna. Wróciwszy do kraju, osiadł w roku 1807 w swym rodzinnym mieście Warszawie i zasłynął tu wkrótce jako jeden z najwybitniejszych lekarzy. Pisał „O krupie” i „O gorączkach tyfoidalnych w Warszawie 1818-1830”, publikował też wiele prac w różnych pismach lekarskich, wychodzących zagranicą, zwłaszcza w periodykach wiedeńskich. Znany był nie tylko z nieprzeciętnej wiedzy lekarskiej, ale i z wielkiego zamiłowania do muzyki. Zamiłowanie to odziedziczyli po nim syn Edward, znany w pierwszej połowie XIX wieku pianista i kompozytor oraz wnukowie, słynni wirtuozi i kompozytorowie bracia Wieniawscy. Nie obcymi były Dr. Wolfowi sprawy żydowskie. Wychowany na ideach Mendelsohnowych, należał on do najświatlejszych maskilów warszawskich i był jednym ze znanych nam 26 „dystyngowanych Żydów” stolicy, którzy w roku 1815 zwrócili się do ks. Czartoryskiego z obszernym memoriałem, aby poparł ich dążenia do uzyskania pełnych praw obywatelskich. W związku z akcją u ks. Adama zwrócił się Dr. Wolf wraz z księgarzem Glücksbergiem także i do Nowosilcowa i przedłożył mu listę imienną, obejmującą dwadzieścia kilka „rodzin dystyngowanych”, które zasługują na nadanie im praw politycznych ile, że „plusieurs cultivent les sciences et les arts”. Zapiskę do Nowosilcowa podpisał doktor Wolf jako jeden z dwóch ustanowionych pełnomocników „rodzin izraelskich w Warszawie”. Był już w roku 1815 czołową figurą w obozie „postępowych” Żydów warszawskich3.

Po tej dygresji o doktorze Wolfie, który miał – z relacji Mochnackiego – „ostatecznie rozstrzygnąć kwestię dyktatury” Chłopickiego, przejdźmy do wydarzeń, które rozegrały się w związku z Żydami od upadku dyktatury (dnia 17 stycznia).

U steru kraju stanął rząd koalicyjny, zależny od sejmu. Był to rząd, który posiadał sporo dobrej woli, lecz był słaby, niejednolity, bez energii, a nawet bez charakteru. Wybór rządu dokonany został 30 stycznia, lecz jeszcze na 10 dni przedtem wybrał sejm wodza naczelnego w osobie księcia M. Radziwiłła.

Między kwestiami, które zaprzątnęły uwagę ks. Radziwiłła zaraz w pierwszych dniach urzędowania, znajdowała się obchodząca Żydów tak żywo sprawa ostatecznej organizacji Gwardii Narodowej. Do opracowania projektu w tym względzie powołanym został komitet, złożony z „przedniejszych obywateli stolicy”, profesorów, radców municypalnych, prawników itp. Obradował on pod przewodnictwem dowódcy Gwardii Narodowej stolicy, hr. Antoniego Ostrowskiego. W skład komitetu wchodził – wedle relacji, pochodzącej od samego przewodniczącego komitetu – między innymi „pewien znakomity Izraelita”4. Niestety, nie udało nam się dociec, kto nim był. Uczestnicy obrad „zgodzili się na potrzebę jak najwcześniejszego Żydów obywatelenia (!)”, żaden nie zabrał głosu przeciw. W tym też duchu ułożono artykuł projektu, poświęcony Żydom, wstępującym do gwardii: głosił on, że Żydom tym i ich rodzinom mają być przyznane prawa obywatelskie. Projekt został przez Ostrowskiego przedstawiony księciu Radziwiłłowi i uzyskał jego aprobatę. Podany następnie przez Ostrowskiego sejmowi pod decyzję, pozostał jednak dla „późniejszych nieszczęśliwych wypadków” bez skutku5.

Na razie obowiązywało w sprawie zgłaszających się do gwardii ochotników żydowskich znane nam już postanowienie rządu z 16 stycznia 1831 r., które nic nie mówiło o nadać się mających ochotnikom prawach obywatelskich, a natomiast uzależniało przypuszczenie Żydów do gwardii od tego, czy ochotnik zgodzi się na zgolenie brody. Już w kilka dni po ogłoszeniu decyzji rządowej miały się okazać jej skutki. W obozie misnagdów powstało poruszenie.

Nie tajono żalu do rządu i niezadowolenia. Zasiadający w Dozorze Bóźniczym prowodyrzy misnagdów, Chaim Dawidsohn i Michel Ettinger rozpoczęli pospołu z rabinem warszawskim, Zelmanem Lipszycem akcję wprost u rządu. Pomagali im w tym znani na terenie warszawskim działacze z obozu zachowawczego, fabrykant i właściciel ziemski Salomon Posner oraz kupiec i właściciel posesji Rafał Ber Perl. Chcieli szczerze natchnąć Żydów ofiarnością dla sprawy polskiej, nie mogli się jednak zgodzić na to, aby ta ofiarność miała nastąpić kosztem przekonań religijnych. Postawieni przez niefortunne postanowienie rządu między kowadłem patriotycznych uczuć a młotem religii, pragnęli przekonać rząd o konieczności usunięcia niepotrzebnie wysuniętego warunku o goleniu bród.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-45-zydzi-i-polskie-powstania/

 

1 M . Mochnacki, Powstanie narodu polskiego, loc. cit., t. IV, s. 163-164.

2 Ibidem, t. IV, s. 202-203.

3 Por. Encyklopedia Orgelbranda (artykuł o Dr. Wolfie) oraz Kwartalnik poświęcony badaniom dziejów Żydów w Polsce, zeszyt 3, s. 24-18.

4A. Ostrowski, Pomysły o potrzebie reformy towarzyskiej, loc. cit., s. 76-77.

5 Ibidem.

cze 212025
 

Co jakiś czas, pojawiają się w Polsce ludzie, którzy ledwo wyrośli z krótkich majtek, a piszą książki pod tytułem – „Kulisy władzy”, albo „Anatomia władzy”. Zwykle są przedstawicielami jakichś organizacji międzynarodowych, a taka publikacja ma być początkiem ich działalności w Polsce. Czasem książki o takich tytułach piszą idioci, sądząc, że ktoś – sam z siebie – zwróci na nich uwagę, a oni znajdą się w polityce dzięki własnej przenikliwości.

Pomyślałem więc, że może ja sam mogę też napisać słów kilka o kulisach władzy i polityki w Polsce. Opiera się owa polityka na kilku podstawowych założeniach, które zsumowane tworzą po prostu dom wariatów. Zacznijmy od dwóch założeń, które – głupie za założenia – definiują wszystkie działania polityczne w Polsce. Oto pierwsze – wybierzmy przyszłość. I drugie – Polska solidarna. Ludzie działający w myśl pierwszej zasady zabierają się najpierw za deprawację dzieci przedszkolnych, które mają stanowić ich przyszłość. Obecnie dynamika tego zjawiska wybija poza wszelkie skale i ograniczenia. Wybierającym przyszłość to jednak nie przeszkadza, bo oni swoje dzieci posyłają do szkół elitarnych, gdzie deprawacja jest obecna, ale w nieco innej formule. Czynią to, bo wierzą, że czas nie płynie, oni zaś, wiecznie młodzi, będą kiwać frajerów wraz z własnymi, dobrze wychowanymi i wykształconymi dziećmi. Nie wytłumaczycie im, ze formuła „kiwać frajerów” nie mieści się w kanonie dobrego wychowania. Nie mieściła się ona także w kanonie wychowania komunistycznego. Bo to zakłada lojalność wobec partii, a to znane z Polski, nie zakłada żadnych lojalności.

Ludzie deklarujący wiarę w formułę Polski solidarnej, inwestują w te obszary i zawody, które asekurują powolne schodzenie człowieka z tego świata. Ostatnio pielęgniarki dostały podwyżki. Ja nie twierdzę, że nie powinny ich dostać, bo wykonują ciężką pracę. Jeśli jednak ktoś się łudzi, że takie podwyżki poprawią cokolwiek w systemie opieki zdrowotnej, ten się niestety myli. Polska solidarna, to polska która nie przyjmuje do wiadomości, podobnie jak jej konkurencja, że świat się zmienia, a zmiany są nie do zatrzymania. Próby zaś, które są podejmowane tu i teraz to pudrowanie trupa, działania ze złej woli i zwykłe kanty.

Najgorzej traktowaną grupą w Polsce są nauczyciele, którzy nie dość iż odpowiadają za wychowanie przyszłych pokoleń, nie dość, że obarczeni są nadmiarem obowiązków, to jeszcze obarcza się ich winą za fatalne pomysły polityków dotyczące wychowania. Oczywiście, wielu nauczycieli to pospolici durnie i nikogo do tego przekonywać nie muszę. Wielu jednak nie zalicza się do tej kategorii. Są oni jednak grupą sfanatyzowaną, wierzącą w prawdy, które nigdy prawdami nie były. Co nie zmienia faktu podstawowego – to oni mają w założeniu kształcić przyszłe pokolenia.

Wszyscy, i politycy obydwu opcji, i nauczyciele, i lekarze, a także pielęgniarki, wiedzą doskonale, że to fikcja. Wychowaniem bowiem pokoleń przyszłych zajmują się dziś gwiazdy Internetu i mediów społecznościowych. Na które – z pozoru – nikt nie ma wpływu. To jest myślenie błędne. Ktoś ma na nie wpływ i ten ktoś traktuje serio wychowanie kolejnych pokoleń w Polsce, a dzieci ulegają tej presji. Bo najbardziej na świecie potrzebują akceptacji. Tego nikt nie przyjmuje do wiadomości, a jest to wiedza rudymentarna, z której bierze się tragizm naszej sytuacji.

Przyszłość Polski jest więc teoretycznie w rękach najgorzej zarabiającej grupy, która podlega największym ciśnieniom. Po ostatnich zmianach, nawet zatrudniony w szkole szklarz po podstawówce będzie zarabiał więcej niż nauczyciel stażysta. A każdy nauczyciel, choćby miał za sobą 50 lat doświadczenia, jeśli chce – na przykład na emeryturze – wspomóc walący się system edukacji, dostaje do podpisania umowę stażową.

Politycy wybierający przyszłość, jak i ci z Polski solidarnej położyli lagę na nauczycieli, bo oni nie stanowią ani zagrożenia, ani specjalnie ciekawego łupu w sensie politycznym. Większość z nich wybiera przyszłość, to znaczy godzi się na systemową deprawację dzieci. Ta zaś doprowadzi w krótkim czasie do tego, że żadne komunikaty, poza tymi dotyczącymi płci, reprodukcji i manipulowania emocjami, nie będą do naszych dzieci docierać. Solidarni zaś coś tam kombinują z tym Internetem i wierzą, że poprzez wpływowe osoby z sieci, można mącić młodzieży w głowach.

To jest obłąkanie. Ujawnia ono całkowitą niedojrzałość polityczną wszystkich, ich idiotyczne aspiracje, a także fikcję, w której żyją politycy, i do której próbują wciągnąć wszystkich, Na pewno zaś tych, którzy pokładają w nich jakąś wiarę.

Co z tym zrobić? Przede wszystkim nie dzielić ludzi na tych, co wchodzą w życie i muszą sobie radzić z hormonami i na tych co z życia odchodzą i muszą sobie radzić z rakiem i chorobami przewlekłymi. Bo to jest główna linia podziału w polskiej polityce. Reszta to ściema. Nie jest to jednak koniec obłędu i jego coraz niższych kręgów. Ci co wierzą w przyszłość są bowiem przeciwko prokreacji i popierają związki jednopłciowe. Głośno też wyrażają opinię, że w związkach jednopłciowych rodzi się więcej dzieci niż w tych dwupłciowych, czyli kwestionują naturę i Boży porządek. Czynią to, albowiem nie rozumieją, że żadna przyszłość dla nich nie jest przewidziana.

Ci drudzy, trochę sprytniej, uważają, że ludzie – dzięki medycynie – żyją jednak długo, a odpowiednio stymulowani mogą oddawać głosy na właściwą opcję. Tyle że, jak w roku 2023, może okazać się, że nie wszyscy dotrą do urn. I wtedy kłopot. Nie zdają sobie jednak ci poczciwcy sprawy z tego, że system się zawali, bez względu na to ile zarabiać będą pielęgniarki. Wtedy zaś dojdzie do rozstrzygnięć ostatecznych, a spora grupa wyborców pewniaków, zniknie z rynku z dnia na dzień.

Aha – Polska solidarna jest głęboko wierząca i ufa, iż wszyscy, a na pewno znaczna większość odnajdzie się po śmierci w niebie. Ja też w to wierzę, ale tam nie można głosować. Jeśli więc ktoś kładzie na szalę ten argument i za jego pomocą próbuje kaptować stronników, myli porządki i srodze się zawiedzie. Każda bowiem z opcji potrafi, by zyskać trochę w codziennej nawalance, wyhodować sobie naśladowców opcji przeciwnej, ale całkowicie podporządkowanych swoim rozkazom. Co było widać w czasie wyborów w roku 2023. Dochodzi wtedy do serii zmyłek, których istoty ludzie wierzący w przyszłość i ci ufający solidarnej Polsce, nie są w stanie rozpoznać. Widzą jednak, że dzieje się coś nowego i próbują się w tym odnaleźć. Zanim się zorientują, że to kant, mija połowa kadencji sejmu, a oni zniechęcają się do polityki w ogóle, bo dociera do ich biednych głów, że nikt nie ma dla nich oferty. Nie są już młodzi, nie należą do żadnej przestępczej organizacji, nie chorują – na razie – i mają jakieś zainteresowania odległe od formatów, które znajdują się w ofercie politycznej. Grupa ta okresowo rośnie, a potem się zmniejsza, zależy to od wypadków, których nikt się nie spodziewa, takich jak katastrofa smoleńska. Dziś już wszyscy o niej zapomnieli i mało kto liczy się z tym, że coś podobnego może się zdarzyć ponownie. Wtedy polską polityką zaczną rządzić inne paradygmaty.

Na razie mamy wielki festiwal nieszczerości, który aranżują ludzie nieświadomi, że to pogańskie misterium, a oni będą jego pierwszymi ofiarami. Lepiej więc się opamiętać zawczasu. Nie sądzę jednak, by ktokolwiek to zrozumiał.

Z różnych powodów, nie mogę wrzucić tego tekstu na X, czyli twitter, będę wdzięczny jeśli ktoś to zrobi za mnie.

 

wydaliśmy nowy, specjalny numer kwartalnika „Szkoła nawigatorów” poświęcony Żydom w polskich powstaniach

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-45-zydzi-i-polskie-powstania/

Wznowiłem też „Alchemików”

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/alchemicy-gabriel-maciejewski/

 

No i przypominam o trwającej do końca czerwca promocji

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/towarzystwo-jaszczurcze-societas-lacartarum-eidechsen-gesselschaft-1397-1466/

 

 

cze 202025
 

Ujawniono kolejne nagrania, z udziałem mecenasa Giertycha, które w opinii dziennikarzy TV Republika mają mniejszą moc niż głupkowate gadanie Tuska o tym, że jest Niemcem. W Republice bowiem najcięższym grzechem jest przyznanie się do niemieckiego pochodzenia. Do czego przyznaje się spora część wyborców, a wielu z nich po prostu żyje częściowo w Polsce, a częściowo na emigracji, w Niemczech. Ludzie ci, nigdy nie zagłosują na PiS właśnie dlatego, że komuś się zdaje iż wskazywanie niemieckiego pochodzenia Tuska – w dodatku przez samego Tuska – to koronny argument przeciwko Tuskowi. Wszyscy wiemy, jak działa TV Republika – kreując tak zwane osobowości medialne. I nic tu więcej dodawał na razie nie będę.

W kolejnych taśmach Giertycha są bowiem rzeczy znacznie ciekawsze. Przede wszystkim potwierdza się to, co dla wielu było oczywiste od dawna – tak zwana konserwatywna prawica, powołująca się na emblematy, symbole, obrazy religijne, orła w zamkniętej koronie, jest w całości dziełem spadkobierców Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. No i Gazety Wyborczej – co oczywiste. Kiedy posłuchacie, jak Giertych rozmawia z Jarosławem Kurskim i tenże Jarosław Kurski, brat Jacka Kurskiego, tłumaczy mu się z różnych opóźnień, zdziwicie się na pewno. Myślę także, już poza wszystkim, że niebawem, to znaczy po zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego, ujawni się rzeczywista relacja pomiędzy braćmi Kurskimi, a to oznaczać będzie, że nowy prezydent ma wrogów w zasadzie wszędzie. Wszyscy ci ludzie, bowiem, których wymieniłem, chcą władzy niezależnie od tego, jakie są i będę wyniki wyborów. Ich misja zaś polega na realnym zakwestionowaniu demokracji i stworzeniu oligarchii podzielonej fikcyjnie, na prawicę i lewicę. Te grupy będą się od siebie różnić skrajnie, po to właśnie, by zachować pozory przy głosowaniach. Jeśli ktoś tego nie wiedział, to już wie. I to jasno wynika z działań podjętych przez nich ostatnio i podejmowanych wcześniej. Michnik spacerujący w towarzystwie zięcia Leszka Moczulskiego, pana Króla, to symbol aż nadto wyraźny.

Kłopot polega na tym, że takim samym językiem i metodami chcą się z narodem porozumiewać politycy PiS, tacy jak Morawiecki i Ziobro. Czyli ufają oni, że zakulisowe zagrywki i ciśnięcie kitu przez podstawionych ludzi w mediach społecznościowych to są te atraktory, które uwolnią siłę tkwiącą w masach. Ludzie widząc różne zachęty i emocjonalne formaty, pójdą głosować, a zwycięstwo liczone będzie w promilach, po to by naród miał o czym myśleć do następnych wyborów. Tak, jak to widzimy teraz. Prezydent Nawrocki czeka na zaprzysiężenie, ale kwestionowany jest wynik wyborów – przy milczącej akceptacji wszystkich. Taki stan i próba jego utrzymania, do której na pewno dojdzie w najbliższych latach nie może mieć miejsca. Odnoszę jednak wrażenie, że nikt tego nie rozumie, a wszyscy zachowują się tak, jakby po osiągnięciu mistrzostwa w pływaniu na gliniankach, szykowali się na olimpiadę, albo wręcz na przepłynięcie Amazonki wpław. Bo przecież raz się udało.

Najciekawsze jednak jest to co zawiera nagranie rozmowy Giertycha z Michałem Kamińskim i ojcem mecenasa – Maciejem. Zacznę od Kamińskiego. Giertych mówi do niego – co tam Misiu? Co może być nawet zabawne. Potem jednak dyskutują o możliwości wpływania na wyborców przez lokalne pisma katolickie. Takie jak tygodnik „Idziemy”, który wydaje diecezja warszawsko-praska. Giertych mówi, że naczelny – ksiądz Henryk Zieliński – wycofał swoje poparcie dla PiS, a medium to jest bardzo wpływowe na Mazowszu. Nie wiem kiedy dokonano nagrań, ale Giertych żyje – jak większość z nich – w fikcji totalnej. To już my tutaj mamy chyba większe wpływu na Mazowszu niż tygodnik „Idziemy”, no ale oni na szczęście o tym nie wiedzą. Poza tym nie rozumieją co tu się dzieje, dzięki Bogu. No, ale pozostaje kwestia innych pism katolickich, które Roman Giertych traktuje jak zasób propagandowy. To ciekawe, bo od dawna wiadomo, że żadne lokalne pisma nie mają znaczenia, liczy się tylko Internet, a w nim media społecznościowe. Pytanie – które z nich są ważne i od czego to zależy? Według Morawieckiego, Ziobry, Giertycha i Kurskich najważniejsza jest klikalność, którą – o czym wielokrotnie wspominałem – można powiększyć zakupami. Co jednoznacznie wskazuje na udział w masowym obłędzie, albowiem takie praktyki to wiara we własne kłamstwa. Na czym więc się ma oprzeć aspirujący polityk? Próbuje na rozumie, ale tego albo nie ma, albo jest on wypełniony projekcjami, szuka więc czegoś co da mu pewność, a tę mogą dać tylko liczby. Stąd to całe ględzenie o klikalności. Coś się jednak zmienia, bo Stanowski pokazując ostatnio jakąś małpę, która gromadzi ludzi na koncertach, powiedział, że koleś ten robi wielopoziomowe rozkminki. Kapujecie – wielopoziomowe rozkminki! To znaczy, że przy spadającej dzietności i walącej się demografii ludzie ci stawiają na młodych i przyszłość, czyli na deprawatorów. I nikt z nich – zapewniam was – nawet największy cwaniak, nie rozumie o czym ja tu teraz napisałem.

Najlepsza jest jednak rozmowa Romana Giertycha z ojcem. Zaczyna się od słowa „tatusiu”. Potem jest już tylko lepiej. Prosi Roman Giertych swojego ojca, by ten podpisał swoim nazwiskiem deklarację, którą napisze Roman. Ta zaś będzie skierowana do katolików i środowisk konserwatywnych. W jej treści będzie wyjaśnione, że katolicy mogą głosować nawet na kandydatów ze środowisk LGBT lub takie środowiska popierających, byle nie głosowali na PiS. Nie wiem czy było coś o aborcji i zgodzie na nią, ale sobie dosłuchacie, a może i doczytacie. Maciej Giertych powiedział, że on taką deklarację już napisał, ale jego syn rzekł, że styl tatusia nie koresponduje z nowymi czasami – cytuję z pamięci – i lepiej by było, gdyby to on Roman ją napisał, a ojciec – Maciej tylko podpisał. Odcinek kończy się prośbą o przysłanie projektu, celem zapoznania się z nim.

Nie wiem, jak Wy, ale ja sądzę, że nagrania te, a także sposób w jaki je zaprezentowano demaskują niemal wszystkich na scenie politycznej. Przede wszystkim konserwatystów, którzy objawiają się co jakiś czas, w nowych kostiumach z nowym zestawem gadżetów, zaskakująco szybko przeorganizowani w nową formację. Natychmiast dostają wsparcie medialne i natychmiast zaczynają opowiadać te same kocopoły, co wcześniej. Od razu są atakowani przez te wszystkie Margoty, Markoty, czy jak się ta banda nazywa, futrowane pieniędzmi Sorosa. Mecz ten ma liczne grono kibiców, które żyje w przekonaniu, iż ogląda prawdziwe zawody. Ich autentyczność bowiem gwarantuje poseł Braun. I mowy nie ma, by ludzi od tego oderwać. Spryciarze z PiS też próbują tych metod, ale zwycięstwo gwarantuje im jednak coś innego – prowincja i malejący elektorat ojca Rydzyka. Jego Giertych nie przekabacił, choć mają wspólne zdjęcia, na których wyglądają jak dwaj kretyni. Spryciarze z PiS nienawidzą prowincji i żyjącego tam elektoratu, bo sami chcieliby być jak Giertych. Czyli manipulować ludźmi i emocjami. I mieć tak samo silną ekipę w sieci, jaką ma mecenas Roman. Czyli chcą pozostać wiecznie młodzi i także stawiać na młodych, którzy wchodząc w życie są traktowani gorzej niż ZMS za Stalina. W tamtym przekazie bowiem coś się przynajmniej zgadzało, deklaracje pokrywały się z rzeczywistością, zaskoczeniem były tylko konsekwencje. Tu jest inaczej – nic się nie zgadza. Deklaracje przeczą faktom, fakty intencjom, a konsekwencje będą zapewne tragiczne. Na razie jednak trwa festiwal zidiocenia, czekajmy na ciąg dalszy, może Giertych nagrał jeszcze jakiegoś biskupa?

Z różnych powodów, nie mogę wrzucić tego tekstu na X, czyli twitter, będę wdzięczny jeśli ktoś to zrobi za mnie.

Wczoraj wydaliśmy nowy, specjalny numer kwartalnika „Szkoła nawigatorów” poświęcony Żydom w polskich powstaniach

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-45-zydzi-i-polskie-powstania/

Wznowiłem też „Alchemików”

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/alchemicy-gabriel-maciejewski/

 

No i przypominam o trwającej do końca czerwca promocji

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-32/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-38-wegierski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-39-poswiecony-szermierce-i-pojedynkom-na-bron-biala/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-41-galicja/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/towarzystwo-jaszczurcze-societas-lacartarum-eidechsen-gesselschaft-1397-1466/