Wyniki wyszukiwania : kościuszk

mar 142018
 

Zanim przejdę do sedna sprawy, chciałbym coś ogłosić i zaprezentować dwa cytaty z naszego ulubionego Edwarda Woyniłłowicza. Cytaty, które korespondują z wczorajszą notką oraz sytuacją, w jakiej się cały czas znajdujemy.

Najpierw ogłoszenie – wygląda na to, że ilość demaskacji w naszych wydawnictwach będzie narastać i to w skali do tej pory niespotykanej. Ja wiem, że demaskacja jest marnym narzędziem poznania, ale skoro fakty się ujawniają same, trudno bym udawał, że ich nie ma. Tym bardziej, że dostajemy wszystko na piśmie. Wprowadzenie będzie łagodne, ale w pewnym momencie dojdziemy do rzeczy naprawdę przykrych, których wielu może zwyczajnie nie wytrzymać nerwowo.

Teraz pierwszy cytat z Woyniłłowicza, wspomnienie z gorących lat 1863-1864 – voila, dla tych, którzy nieuważnie czytają:

To też każdy z nas nie zawsze umiał lekcje, ale miał szpilkę z orzełkiem w krawacie i spinki u koszuli z fotografiami Kościuszki, Zamoyskiego, Kronenberga lub Hiszpańskiego, któremi nas hojnie zaopatrywał handel i przemysł warszawski.

Koniec cytatu. Jeśli ktoś nie wie, o jakiego Kronenberga chodzi, wyjaśniam – chodzi o Leopolda Kronenberga, bankiera, który w czasie powstania czmychnął za granicę, a kiedy wrócił odebrał od najjaśniejszego pana order za wzorową postawę wobec jego majestatu. Idźmy dalej.

Kobiety, jako wrażliwsze, zawsze ofiarne i gorące patriotki, we wszelkich demonstracjach przodowały i młodzież za sobą pociągały, więc pierwsze intonowały „Boże coś Polskę!” i „Z dymem pożarów” w kościołach. Przemycały literaturę nielegalną, przechowywały broń, a niekiedy i samych powstańców, a że przy tem urozmaicały „żałobę narodową” efektownemi kontusikami, konfederatkami, kokardami narodowemi i wielkimi krzyżami na piersiach, to trudno im mieć to specjalnie za złe. Jedno co miałem wówczas za złe i obecnie mam nie do darowania, to że ogół był tak nie wyrobiony, czy zahypnotyzowany, iż zbyt mało reagował na te rządy niewieście. Kobiety pociągnąwszy młodzież, decydowały o wszystkiem: dawały np. palmę posług obywatelskich agitatorom i demonstrantom, a stawiały pod pręgierzem opinii publicznej ludzi głębiej myślących i dalej patrzących, niż emisariusze „Rządu Narodowego” nieraz bardzo domniemani. Mogę zacytować przykłady: hr. Emerykowi Czapskiemu, fundatorowi Muzeum Czapskich w Krakowie, a ówczesnemu dyrektorowi departamentu leśnego, pobito okna. Szwagier mój, Jerzy Mogilnicki, zesłany na katorgę, nie miał miru u twórczyń opinji publicznej, które i dalej popijały herbatkę z obwarzankami gdy mu majątek skonfiskowano. Pamiętałem to wszystko i ta niesprawiedliwość wpłynęła zapewne na to, że zbyt może lekceważyłem opinie publiczną i nie ubiegałem się nigdy o popularność.

Koniec cytatu. Zwracam uwagę na zwrot – bardzo domniemani emisariusze rządu narodowego. Oznacza on, że każdy oszust, który potrafił uwieść swoją gawędą jakąś mińską czy wileńską wariatkę w konfederatce na głowie, mógł liczyć na sławę i zaszczyty, a także uznany mógł być za wskrzesiciela ojczyzny. To tego dostawał w pakiecie ciasteczka i herbatę, a jak był bardzo namolny to pewnie i inne jeszcze atrakcje w grę wchodziły.

Tym były owe sztuki łatwiejsze im głębiej rząd narodowy, pisany przez Woyniłłowicza w cudzysłowie brnął w dalekie obszary politycznej fikcji wydając oświadczenia, że granice państwa odrodzonego będą tam, gdzie się poleje polska krew. Jak wiemy deklaracje te nie sprawdziły się ani w pokoleniu Woyniłłowicza, ani później.

Teraz o podziale władzy, o którym już wspomniałem. Fikcja, w którą wierzymy opisywana jest w podręcznikach do WOS-u. Władza dzieli się na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, a jej gwarantem jest naród, który głosuje w powszechnych wyborach. Naród ten nazywany jest czasem suwerenem. Realnie władza dzieli się na flotę, armię i bojówkę lub bojówki. Te ostatnie mają nadrzędny w stosunku do armii i floty charakter, albowiem za ich pomocą dyscyplinuje się generałów i admirałów. W obecnym świecie bojówka ma charakter oficjalny i nosi nazwę tajnych służb. Ponieważ każda kolejna władza musi mieć pewność, że bojówka jest wierna, bo od niej zależy wszystko, tworzy nowe służby, które kontrolują poprzednie. Tamte zaś rozwiązuje, albo i nie, jeśli okaże się, że nazbierali oni tyle haków na władzę, że nic im nie można zrobić. W takiej sytuacji wszyscy siadają do negocjacji i coś ustalają. A co z suwerenem? Nic. Naród już od dawna ma w nosie wybory, głosuje tylko 30 proc. społeczeństwa i tak jest dobrze. Nikt nie chce tego zmieniać, bo gdyby wszyscy uprawnieni poszli do wyborów, zmieniły by się w sposób istotny realia polityczne, a to pociągnąć mogłoby za sobą rozruchy, w wyniku których ktoś musiałby zginąć. A ci co giną, zawsze są wcześniej do śmierci wyznaczeni. Nie informuje się ich jednak o tym, bo ta śmierć jest przedmiotem targów, pomiędzy władzą aspirującą, mającą do dyspozycji nową bojówkę, a starą bojówką i częścią władzy, która nie ma sił, by utrzymać się na powierzchni i szuka nowych rozwiązań. U nas jeszcze do takich rzeczy nie doszło, ale one są znane z historii. Przykład wielkiego pensjonariusza Niderlandów – Jana de Witt i jego brata Cornelisa jest tu najbardziej wyrazisty.

W opisanym wyżej układzie potrzebny jest jakiś stabilizator czyli gwarant. I to zawsze jest bank, który daje zabezpieczenie aktywom starej bojówki i nowej władzy. Ten bank może przez to wpływać realnie na to kto będzie rządził. I to jest clou systemu, ale o tym się nie mówi. To znaczy nie mówi się dziś, w epoce rozbuchanych mediów, wolnego słowa i różnych innych fikcji jakże podobnych do konfederatek i kontusików oszalałych mitomanek biegających ulicami polskich miast w latach 1863-64. Dawniej pisało się o tym otwarcie w gazetach.

Ot choćby sprawa wojny domowej w Chile, w roku 1891. W tym przypadku opisany przeze mnie schemat jest najbardziej wyrazisty. Oto zbuntowany kongres przeciwstawił się prezydentowi nazwiskiem Balmaceda. Władzą podzielili się tak, że ludzie z kongresu zabrali flotę, a prezydentowi została armia – albo na odwrót, nie ma to w zasadzie znaczenia. Jeśli zajrzymy do wiki, to aż podskoczymy z radości. Balmaceda, stary mason, promotor robót publicznych, sprzeciwiał się obecności w Chile kapitału brytyjskiego. Oczywiście nie zadbał o to, by zorganizować sobie bojówkę, ale zadbał o kredyt finansujący jego szerokie i ważne inwestycje. Zaciągnął go w banku niemieckim. No, ale przegrał. Kongres i jego flota zapędzili pana prezydenta do argentyńskiej ambasady w Santiago, gdzie polityk ten, z rozpaczy, strzelił sobie w łeb. To ci dopiero demaskacja. Znowu ci cholerni Brytole. No, ale uważna lektura ówczesnych gazet, a prasa była wówczas naprawdę wolna, Chile zaś naprawdę bogate, co oznacza, że polityka tam prowadzona była serio, daje nam jeszcze jedną odpowiedź na pytanie – dlaczego Balmaceda się zastrzelił. Otóż wcześniej zdeponował on duże ilości gotówki u Alfonsa Rotszylda. Na wszelki wypadek, gdyby coś się stało. Jakby jakiś bunt wybuchł albo coś. -Wtedy – pomyślał spryciarz Balmaceda – zadzwonię do Alfonsa i powiem – oddaj mi moje pieniądze, a jak on już je odda zaciągnę nową armię i pomaszerujemy do tej dziury, gdzie schowali się ci tchórze z kongresu. I wyobraźcie sobie, że do buntu rzeczywiście doszło, Balmaceda rzeczywiście zadzwonił do Rotszylda, a ten odebrawszy słuchawkę rzekł – Balmaceda? Balmceda? Nie przypominam sobie nikogo takiego….Stropił się prezydent Balmaceda, ale nie dał tego po sobie poznać. Dopiero potem, kiedy okazało się, że Rotszyld wydał jego pieniądze buntownikom z kongresu wpadł w prawdziwą rozpacz. Dlaczego uczciwy bankier postąpił tak niegodnie i podstępnie? Miał dobre powody, chciał razem z Kronenbergiem i Hiszpańskim, to jest chciałem rzec, razem z Goldsmithem i Hirschem zorganizować osadnictwo żydowskiej w Chile i przesiedlić do tego kraju Żydów w Polski i Ukrainy. Balmaceda nie odpowiedział na propozycję Rotszylda w sposób zadowalający, a przez to postawił pod znakiem zapytania swoją polityczną karierę. Zabijać jednak się nie musiał….chyba….

Dzięki opisanym tu wypadkom do Chile trafiła rodzina Chorodowskich, Żydów z Ukrainy, a dziś żyje tam ich potomek, najsłynniejszy scenarzysta komiksowy świata – Alejandro Jodorowski. Jest on znany z tego, że pisze scenariusze do najbardziej obscenicznych i antykościelnych komiksów jakie powstają. Sami zresztą możecie je sobie obejrzeć w sieci. Jego zresztą też, to bardzo malownicza postać. Na dziś to tyle. Dziękuję za uwagę

A oto najnowsze nagranie „u Michała” w księgarni Foto-Mag, tym razem:

O kwartalniku Szkoła Nawigatorów o protestantyzmie:
https://www.youtube.com/watch?v=mPtOH0VMOq0

 

poprzednie nagrania:

O filmie Grzegorza Brauna „Luter i rewolucja protestancka”:

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

O książce Hanny Koschenbahr-Łyskowskiej „Zielone rękawiczki”:

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

O Bibliotece Historii Gospodarczej Polski:

https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

O kwartalnikach: Szkoła Nawigatorów o bolszewikach, herezji  i in.

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

 

Przypominam o promocjach na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl

mar 102018
 

Jak widzimy już z samego rana wczorajsze moje zabiegi, by cokolwiek z tego co się tu dzieje dotarło do niektórych głów, zakończyły się fiaskiem. No nic, poczekam jeszcze. Miałem kiedyś takiego szefa, Turka z Niemiec, i on mawiał, wskazując palcem na jakiegoś nierozgarniętego kolegę – Gabriel, damy mu szansę. Od niego właśnie nauczyłem się, że człowiekowi zawsze trzeba dać szansę, a może nawet dwie.

Jak się przegląda tą głupią wikipedię zawsze można trafić na coś ciekawego. Trzeba tylko uważać i nie łazić zawsze za kolegami, którzy idąc rozpić flaszkę w krzakach mówią nam, żebyśmy ich nie śledzili. Wszyscy wiemy, że takie zachowanie jest skrajnie głupie i nie przysparza śledzącemu sympatii. Stawia go w sytuacji idiotycznej i w końcu dochodzi do tego, że nie można już dać takiemu szansy. No więc ja, mając zawsze sporo starszych i bardziej doświadczonych kolegów nigdy nie narzucałem im swojego towarzystwa. Nawyk ten wyniosłem z domu, gdzie byłem najmłodszy. To dobre przyzwyczajenie i warto czasem z niego skorzystać. Zanim wrócę do wikipedii, opowiem o moich przygodach z pielęgniarkami. Dwa razy wylądowałem na oddziale szpitalnym jako młody bardzo człowiek i tam poznałem różne siostry, a także uczennice z liceum medycznego. Były to fantastyczne osoby i miło się z nimi spędzało czas. Nie żebym jakoś specjalnie łaził do tego kantorka gdzie siedziały, ale one same przychodziły pogadać, bo jak na sali pełnej chorych na raka dziadków, kładą siedemnastolatka, to jednak jest wydarzenie. Wielu kolegów umawiało się z dziewczynami z liceum medycznego, które już dziś nie istnieje. Nie wiem dlaczego, pewnie w związku z ruiną wszystkiego, nie ma już tych liceów, a żeby zostać pielęgniarką trzeba skończyć studia. Na wszystkich jednak największe wrażenie robiła dziewczyna naszego starszego kolegi Staszka, który w tamtych czasach, z takimi szczylami jak ja nawet nie chciał gadać. Była chyba mojego wzrostu, albo wyższa i wszyscy wołali na nią Manuelita. Gdyby w tamtym czasie w kinach pokazywali film Pocahontas miałaby ksywę Pocahontas, bo tak właśnie wyglądała. Generalnie chcę powiedzieć, że pielęgniarki kojarzą mi się dobrze, w przeciwieństwie do lekarzy. A wszystko przez to nie istniejące już liceum medyczne w Biłgoraju.

Pisząc książkę o Żydach wróciłem myślą do tamtych czasów, albowiem trafiłem na znane wszystkim nazwisko Nightingale, Florence Nightingale. Kiedy pracowałem jeszcze w redakcjach pism kobiecych, postać Florence była na łamach tych pism prezentowana wielokrotnie, związane było to z istniejącą do dziś tendencją, by pokazywać czytelniczkom kobiety, które dokonały w życiu czegoś wielkiego i ważnego. Czego dokonała Florence wszyscy wiemy, stworzyła nowoczesne pielęgniarstwo, uczyniła z tego zajęcia zawód i misję, a dzięki temu uratowała życie tysiącom żołnierzy, którzy umierali w szpitalach polowych, w warunkach absolutnie straszliwych. Florence rozpoczęła swoją działalność w czasie Wojny Krymskiej. Pochodziła z rodziny arystokratycznej i, jak piszą w tej głupiej wikipedii, jej życiowy wybór zdziwił otoczenie, a nawet ktoś tam protestował przeciwko takiemu upokorzeniu, jakim w mniemaniu starych ciotek była opieka nad rannymi. Dlaczego, spytacie, dopiero w czasie wojny na Krymie, w ministerstwie wojny ktoś doszedł do wniosku, że potrzebna jest rannym opieka pielęgniarska? Mam na to swoją teorię. Jak nas poucza wiki, przed Florence, rannymi brytyjskimi żołnierzami opiekowały się wyłapywane w Soho dziwki, które do tej pracy zmuszano, albowiem była najpodlejsza, wręcz wstrętna. W czasie wcześniejszych wojen, które jak walce przewalały się przez kontynent sprawa opieki nad rannymi nie była może aż tak ważna, poza tym szpitale wojskowe na kontynencie pozostawały pod opieką sióstr zakonnych. To one poświęcały swoje życie, by ulżyć cierpieniu rannych. Tak było we Francji, w Polsce, także w Niemczech. Brytyjczycy zawsze walczyli poza swoim krajem i zawsze ktoś się nimi zajmował. Wyłapane w Soho prostytutki jeździły z żołnierzami na ekspedycje karne, gdzieś hen, daleko, gdzie nikt nie mógł widzieć w jakich warunkach przebywają ranni żołnierze królewscy. Co innego było w roku 1854 na Krymie. Wojna miała charakter interwencji, korpus brytyjski był mniejszy niż francuski. Żołnierzami republiki, mimo że byli bezbożnikami opiekowały się zakonnice. Wobec wizji, że w jednych szpitalach będą siostry w habitach, w drugich dziwki z cyckami na wierzchu, ktoś w ministerstwie wojny zaplanował udział kobiet innego rodzaju w tym przedsięwzięciu. Kobiet, które pochodzić miały z normalnych domów, a do tego jeszcze pracując w szpitalach podniosą ogólną kulturę rannych i może rzeczywiście, w tym upiornym świecie bez antybiotyków, ze słabo rozpoznanymi zasadami higieny pomogą jakoś tym rannym biedakom.

To jednak nie wszystko. W głupiej wikipedii napisali bowiem, że Florence była nie tylko pielęgniarką, była też statystykiem. Kurczę! To jest wręcz niemożliwe! Kobieta w świecie zdominowanym przez mężczyzn, w roku 1854 była statystykiem? To niemożliwe. Oczywiście, że niemożliwe. Bo statystyka w połowie XIX wieku nie była tym czym stała się już na początku XX wieku. Statystyka jak poucza nas wiki, to w języku niemieckim badanie osób i spraw publicznych. W łacinie zaś wyraz statisticus oznacza rzecz związaną z polityką. Co w takim razie Florence robiła w praktyce? Zbierała informacje dotyczące kraju, w którym przebywała, tym samym trudniły się podległe jej pielęgniarki. Trzeba teraz sprawdzić w jakich miejscach znajdowały się, prócz stolicy, oddziały szpitalne gdzie zatrudniano świeckie siostry i sprawa będzie jasna. Brytyjczycy, znani na całym świecie z humanitarnego podejścia do cierpienia, zorganizowali pierwszą profesjonalną służbę pielęgniarską, która wyeliminowała ze szpitali wojskowych patologię. Na jej miejsce zaś wprowadziła szpiegostwo zwane dla niepoznaki statystyką, którym trudniły się zaangażowane w misję pielęgniarki. Co z rannymi spytacie? Nic. Umierali jak dawniej.

Oczywiście, uważny czytelnik wikipedii, zorientował się pewnie już dawno, że Florence i jej misja, są do dziś rozdmuchiwane po to tylko, żeby jeszcze raz pokazać, że Wielka Brytania przoduje we wszystkim. Przecież sama Florence uczyła się pielęgniarstwa w Niemczech w domu diakonijnym w Keiserwerth. Skąd więc to całe zamieszanie? Ono ma charakter statystyczny. To znaczy Sidneyowi Herbertowi, który wciągnął Florence do zawodu nie była potrzebna opieka nad rannymi, bo i po co. Z londyńskich workhousów można było zawsze wyciągnąć stosowną liczbę nędzarzy, których po przebraniu w mundury i obiciu kijami wysyłano na front by tam ginęli. Herbertowi potrzebna była hierarchiczna struktura dokonująca selekcji informacji, a także gromadząca je w systemach tabelarycznych. Takiego zadania mogły podjąć się tylko dobrze wychowane i dobrze ułożone dziewczyny z bogatszych rodzin. I to właśnie robiły. Dlaczego w brytyjskiej armii zakonnice nie opiekowały się rannymi? To już musicie zgłębić sami, może uważna lektura linków z wikipedii Wam pomoże.

Michał przygotował nowe nagranie, reklamę filmu Grzegorza Brauna o Lutrze

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

I jeszcze informacja o najnowszej promocji

Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Pierwsza to taka, właśnie na podwórko wjechał nakład Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, w miękkich oprawach ze skrzydełkami. Każdy tom dostępny jest już teraz w cenie 35 zł za egzemplarz. Zła wiadomość jest taka, że muszę rozpocząć wyprzedaż Wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego, w twardej oprawie, a co za tym idzie muszę też obniżyć cenę tych wspomnień do 35 zł za tom. Nie mam wyjścia, za dużo nowych projektów realizujemy, żebym mógł sobie pozwolić na jakieś sentymenty. Nie koniec na tym. Komiks polemiczny Zamah, który jest głosem w dyskusji o zamachu na Heydricha będzie dostępny w cenie 25 zł za egzemplarz, a Historia Katalonii w cenie 20 zł za egzemplarz. Musimy zrobić miejsce w magazynie. Taki lajf, jak mawiają niektórzy…rabota takaja…

Pozdrawiam

Coryllus.

mar 092018
 

Co jakiś czas ktoś, usiłując przekazać mi jakąś prawdę o sobie mówi – wiesz nie mam przymusu pisania. Nie wiem co na to odpowiedzieć, bo ja taki przymus mam. Od bardzo dawna, od chwili kiedy zacząłem się z pisania z dobrym skutkiem utrzymywać. Zanim do tego doszło upłynęło wiele lat, w czasie których, tak jak wszyscy, przechodziłem różne stopnie edukacji. W moim przypadku było to o tyle dziwne i niestandardowe, że na każdym etapie zajmować się musiałem czynnością zwaną rozpoznawaniem. Od tego czy coś rozpoznam, czy też nie zależała moja ocena na półrocze, na koniec roku, a potem oceny semestralne na studiach. Nie należałem nigdy do czołówki mistrzów rozpoznawania, ale miałem swoje wyniki i one nie były najgorsze. Zanim opowiem głębiej o tej niełatwej sztuce wymienię może w jakich zakresach ją uprawialiśmy w szkole, a w jakich na studiach. No więc w szkole średniej rozpoznawaliśmy pędy bezlistne, ulistnione, rośliny zielne i takie, które mają zdrewniałe pędy, owady, ptaki w locie i ptaki preparowane, nasiona drzew i krzewów, profile gleb, gatunki drewna w korze i bez kory. Jeśli wydaje się Wam, że to ostatnie jest najtrudniejsze, mylicie się. Najgorsze są owady i nasiona. Gatunki drewna bez kory to pikuś. Na studiach oczywiście trzeba było rozpoznawać przedstawienia ikonograficzne w malarstwie średniowiecznym i nowożytnym, architekturę, którą znaliśmy wyłącznie ze zdjęć, a także inne dzieła, nieraz nie posiadające cech sztuki, jak na przykład prace Josepha Beusa. To był obłęd i do niczego mi się do dzisiaj nie przydaje. Podobnie jak większość spraw związanych ze studiami. Co innego szkoła średnia, z wiedzy tam zdobytej korzystam często i ma owo korzystanie charakter prestidigitatorski. Nie mogę zdradzić dlaczego, bo mało kto zdradza swoje tajemnice, ale wychodzi to zawsze dobrze i ciekawie, choć o wielu rzeczach już nie pamiętam. Cały czas mam jednak świadomość, że wszystko to ma charakter sztuczki. Po co o tym piszę? Ponieważ są ludzie, którzy penetrują rzeczywistość na poziomach głębszych, tak głębokich że nie ma mowy, by dokonać prezentacji swoich dokonań i zebrać za to oklaski. Pozostaje jednak chęć takiej prezentacji, z którą nie wiadomo co zrobić. Ja to rozumiem, tak jak rozumiem przymus pisania. Sam zostałem nim dotknięty. I doprawdy nie ma znaczenia fakt, że często, w zasadzie co drugi dzień, budzę się z pustą głową i myślą, że nigdy więcej już nic nie napiszę. Cała sztuka polega właściwie na tym, by pokonać tę myśl. Reszta robi się sama. Pisanie bowiem też jest rodzajem sztuczki, a do jej wykonywania potrzebna jest zręczność. Jeśli ktoś oglądał kiedyś filmy o cyrkowcach, magikach, albo innych ludziach zarabiających na scenie, wie, że trening jest wszystkim. W zasadzie nie ma możliwości zatrzymania się. Dla niektórych postojem jest dopiero wózek inwalidzki, albo cela w domu wariatów. Tutaj jest identycznie. Jest tak samo jak z umiejętnością rozpoznawania nasion drzew lub ptaków w locie. To jest fascynujące i znakomite, ale trzeba się tego nauczyć, pod presją niestety. I wyobraźcie sobie, że byli tacy koledzy, którzy się tego nie nauczyli nigdy. Po prostu nigdy. A nie byli idiotami. Kiedy myślałem o tym wczoraj przyszło mi do głowy, że cała ta sztuczka polega na tym, by ograniczyć swoje myśli wyłącznie do świata widzialnego i to w dodatku tego z najbliższego naszego otoczenia. Żeby nie wybiegać myślą nigdzie naprzód, nie kierować jej w głąb zjawisk, ale patrzeć i widzieć wyraźnie rzeczy nam najbliższe. Każdy kto próbuje zrobić krok dalej i coś w zakresie tego widma zmienić, przegrywa. Nie wiem czy jasno się wyrażam, może więc spróbuję jeszcze raz. Jeśli z poziomu przemożnej chęci opowiedzenie ciekawej historii, przechodzimy na poziom uporczywych próba zainteresowania czytelnika swoją osobą, poprzez tekst, osiągamy efekt odwrotny od zamierzonego. Bo tego co chcemy pokazać nie widać i nikt nie zweryfikuje tej treści na miejscu, a przez to nie poczuje tej dziwnej radości w sercu, którą każdy czytelnik musi odczuć, by się do autora przywiązać. Pisanie ma więc bezpośredni związek z jarmarcznymi sztuczkami i trzeba zawsze o tym pamiętać. Podobnie jak rozpoznawanie motyli i innych owadów.

To nie wszystko jednak. Nawet na tej drodze czekają na człowieka różne pułapki. Generalnie pisze się pod presją. W redakcjach na przykład jest tak, że wszyscy mają w nosie nasze wysiłki i człowiek nigdy nie czuje się doceniony. Nigdy – podkreślam. Nie ma takiej możliwości. Poza tym redaktorzy wyrzucają mu teksty do śmieci, zmieniają je po swojemu, nie licząc się z jego koncepcjami i okazują mu lekceważenie. Ja przyznam się, nie wyobrażam sobie dziś siebie, bez praktyki redakcyjnej. Uważam, że każdy powinien przez nią przejść, bo inaczej nic nie zrozumie. Im więcej zaś jego tekstów wyląduje w śmieciach tym per saldo dla niego lepiej. Dlatego też lepiej zaczynać pisanie w młodym wieku, a nie później, bo później trudniej znosi się upokorzenia.

Kiedy już się człowiekowi zdaje, że wszystko wie i rozumie przychodzą próby i pułapki prawdziwe. Nie wiem jak to wygląda w innych zakresach emisji treści, ale w naszym sprawy maja się stosunkowo prosto. Skończyłem książkę o Żydach, która dziś idzie do drukarni. Jest to cienka książka, z serii z białą sową, pod koniec marca będzie w sprzedaży. Napisałem ją z dwóch powodów – po pierwsze, sierżant Daniels robi promocję za darmo, po drugie muszę czasem napisać coś inaczej niż to czyniłem do tej pory i nie może się to odbyć przy asekuracji. Wiem to na pewno, trzeba zaryzykować, napisać, wydać, sprzedać i zobaczyć co się stanie. Jak się okaże, że nie chwyci, trudno, nie będziemy tego kontynuować. Nie ma jednak mowy o jakikolwiek miarodajnych próbach tu na blogu, bo ani komentarze, ani ilość odsłon, nie dają żadnej wiążącej informacji dotyczącej popularności tekstu. I dziwi mnie czasem, że koledzy związani zawodowo ze skomplikowanymi nieraz rachunkami nie rozumieją tej prostej prawdy. Liczy się tylko sprzedaż i tylko ona daje nam jakieś pojęcie o tym, czy teksty się podobają czy nie. Dlatego tak niemiłosiernie traktowałem zawsze komentatorów. Oni nie mają wpływu na nic. Im się tylko zdaje, że mają. I teraz uwaga do autorów – nie ulegajcie żadnym presjom ze strony komentujących. Pamiętajcie jednak, że bez komentujących nie ma bloga. To jest łatwe do zrozumienia, choć wydaje się trudne.

Powiem teraz coś o poważnych pułapkach i pokusach. A także o tym jak rozpoznać dobre i ciekawe historie. Niektórzy autorzy, ale nie tylko oni, także dzieci i ludzie nie rozumiejący tajemnic zawodu prestidigitatora, uważają, że wystarczy powtórzyć z jakąś tam dokładnością ruchy magika, żeby sztuczka okazała się tak samo dobra. Nie wystarczy. To jedna kwestia. Druga dotyczy sensu tego co tu robimy. Już o tym pisałem, ale jak widać nigdy dość powtarzania. My tutaj nie dokonujemy żadnych demaskacji, my się tu zajmujemy zabawianiem czytelników używając do tego narzędzi ze świata widzialnego i dla tych czytelników dostępnego. Za ich pomocą preparujemy tekst, który wzbudza emocje, nieraz bardzo żywe. Taka jest formuła misji. Żeby ją realizować dobrze, należy nauczyć się rozpoznawania. Trzeba przede wszystkim rozpoznawać dobre historie, które potem możemy wykorzystać. Lepiej, wiem to z własnego doświadczenia, chodzić zakrzaczonymi ścieżkami i nie korzystać z gościńców. To znaczy lepiej nie naśladować Łysiaka, czy Stanisława Michalkiewicza, a pisząc o Żydach nie drążyć w nieskończoność roli Żydów w budowie imperium brytyjskiego. Można pisać o czymś innym. Można sobie zadać pytanie – jak już ktoś się upiera na tych Żydów – czy dynastia sabaudzka to Żydzi. To ważne pytanie, ale nikt się jeszcze z nim nie zmierzył, bo temat wydaje się wielu autorom nieatrakcyjny. Nie „robi ich” ten temat. Podobnie jak inne, miałkie i nic nie znaczące tematy. Jest odwrotnie niż myślą niektórzy – to autor robi temat, a nie temat autora. Tu tkwi podstawowy błąd i wobec tej kwestii zawsze demaskują się grafomani. To jest próba generalna. Jak gabinet luster w filmie „Wejście smoka”. Zrobić tekst z dobrego tematu potrafi nawet bardzo marny magik. Zrobić tekst bez tematu jest o wiele trudniej. Są jednak tacy, którzy uważają, że można zrobić temat w ogóle bez tekstu, samymi tylko linkami. To jest niemożliwe, to jest Groucho Marks bez wąsów i okularów. Nie idźcie tą drogą.

Kolejna kwestia to pokusy. Na tym blogu pojawiało się już wielu takich, którzy domagali się, bym tę swoją jarmarczną metodę pisarską przyłożył do tematów biblijnych. Czynili to z nadzieją na jakieś bluźnierstwo z mojej strony, albo może po to, bym zdemaskował wreszcie Chrystusa i apostołów jako grupkę oszustów. Ja się w końcu złamałem i napisał dwa teksty na tematy biblijne w tej książce o Żydach. Mam jednak wrażenie, że w pułapkę nie wpadłem. To się zresztą okaże niebawem. Tak się składa, że pokusa demaskacji, a mnie się już naprawę nie chcę pisać o tych demaskacjach, bo to jest z punktu widzenia dobrego prestidigitatora nędza, jest pokusą płytką. Oto dowód – dwie postaci. Najpierw Ernest Renan. To jest coś fascynującego ten facet. Człowiek z tradycyjnej, katolickiej rodziny, znawca Pisma, historyk i ekspert, a do tego wielki erudyta. Niesamowity człowiek po prostu. Tak się jednak przejął tymi demaskacjami, że na starość stał się wyznawcą darwinizmu, a jego książka o Chrystusie była przez wiele lat hitem wydawniczym i wszyscy lewicowi autorzy i publicyści pokazywali Renana palcem i mówili – zobaczcie, wierzył, a zwątpił. Poddał tę całą biblię krytyce rozumu i wyszło mu, że Jezus nie był wcale Bogiem, ale zwykłym człowiekiem i do tego trochę kłamał. Czy to nie jest niezwykłe?! Zapewne jest. Literatura francuska pełna jest postaci zdeprawowanych, odchodzących od religii duchownych i młodzieńców, którzy kończą swoja karierę albo na uniwersytecie wygłaszając jakieś antykościelne kalumnie, albo w burdelu przy kartach, względnie w kasynie przy rulecie. I to jest koniec, szczyt demaskacji lewicowych. My jednak mamy inne – przeglądamy stare gazety, które podsyła Georgius i szukamy w ogłoszeniach rzeczy naprawdę ważnych. I tak dochodzimy do informacji, że najbliższy przyjaciel Renana, młody Dumas, ten od Damy kameliowej, wyznał iż za „Żywot Jezusa” Renan wziął niemałe wcale pieniądze od Alfonsa Rotszylda. Tenże Alfons Rotszyld pilotował również jego karierę. Ja nie mówię, żeby każdy od razu rzucał się na demaskowanie Żydów i ich ciemnych sprawek, chcę tylko pokazać, że jest sporo spraw do opisania w różnych obszarach. Ludzie zaś, którzy od dzieciństwa wychowali się w tradycyjnych rodzinach katolickich i znają na pamięć całą biblię, a do tego jeszcze komentarze, nie są przez to mniej narażeni na pokusy. Być może jest tak, że tylko wśród takich jak oni szuka się odstępców. Nie wiem, bo nie pochodzę z dobrej katolickiej rodziny.

Weźmy teraz inną postać, baroneta Montefiore, imieniem Moses. Boson o nim ostatnio coś wklejał, bo przecież nie pisał. Po co się zajmować tym człowiekiem? Dopóki nie ma po polsku jego wspomnień umyka mi sens tych demaskacji. Mamy jednak, tuż za jego plecami inną postać. Oto Edgar Mortara, w sprawie którego Montefiore występował i interweniował u papieża. Służąca ochrzciła chore, żydowskie dziecko, z obawy, że umrze ono bez łaski chrztu. Rzecz działa się na terenie państwa kościelnego i źli, papiescy strażnicy odebrali rodzinie chłopca. Potem zaś umieścili w domu prowadzonym przez księży wraz z innymi ochrzczonymi Żydami. On się tam łatwo zaaklimatyzował, potem uwierzył szczerze, jeszcze później wstąpił do zakonu i przyjął imię Pio. Przez cały czas jego pobytu w Rzymie wszyscy wpływowi Żydzi interweniowali w jego sprawie i chcieli by powrócił do rodziny. Bez skutku. Papież nie godził się na to.

Kiedy zlikwidowano państwo kościelne, rodzina jeszcze raz próbował odzyskać swoje dziecko, ale 19 letni już wówczas Edgar za nic nie chciał wrócić. Wolał rozpocząć działalność misyjną. Niezwykłe prawda?

Sporo rzeczy jest jeszcze do opisania i naprawdę jest się czym zająć. No, ale jest też ryzyko, że pisząc zdemaskujemy mimowolnie nasze intencje. A są, wierzcie mi, istoty, które zawodowo zajmują się wyłącznie rozpoznawaniem i klasyfikowaniem intencji. Potem zaś będą nas z nich rozliczać.

Na koniec jeszcze jedno – cały nasz widzialny świat, który tak pracowicie próbujemy opisać, może się rozlecieć w sekundę. Myślę, że misja polega też na tym, by go ocalić, pokusa zaś na tym, by całkiem go zlekceważyć. Całe to pisanie to przyklejanie na nowo odpadających od ściany jarmarcznej budy dekoracji, w taki sposób, by widz nie zorientował się, że to nie jest element programu.

Michał przygotował nowe nagranie, reklamę filmu Grzegorza Brauna o Lutrze

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

I jeszcze informacja o najnowszej promocji

Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Pierwsza to taka, właśnie na podwórko wjechał nakład Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, w miękkich oprawach ze skrzydełkami. Każdy tom dostępny jest już teraz w cenie 35 zł za egzemplarz. Zła wiadomość jest taka, że muszę rozpocząć wyprzedaż Wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego, w twardej oprawie, a co za tym idzie muszę też obniżyć cenę tych wspomnień do 35 zł za tom. Nie mam wyjścia, za dużo nowych projektów realizujemy, żebym mógł sobie pozwolić na jakieś sentymenty. Nie koniec na tym. Komiks polemiczny Zamah, który jest głosem w dyskusji o zamachu na Heydricha będzie dostępny w cenie 25 zł za egzemplarz, a Historia Katalonii w cenie 20 zł za egzemplarz. Musimy zrobić miejsce w magazynie. Taki lajf, jak mawiają niektórzy…rabota takaja…

Pozdrawiam

Coryllus.

mar 082018
 

Na początku chciałbym złożyć wszystkim Paniom życzenia wszystkiego najlepszego z okazji komunistycznego święta kobiet. Nigdy wcześniej, o ile pamiętam, tego nie robiłem, ale uważam, że należy powrócić do takiego zwyczaju. Od dłuższego czasu bowiem słyszymy, że Polska ma stać się w całości specjalną strefą ekonomiczną. Nie wiem co powiedzieć. Bo jeśli ktoś pisze i mówi o specjalnej strefie, to znaczy, że ona będzie specjalna w proporcji do czegoś. Dobrze jest zadać sobie pytanie – do czego. Odpowiedź będzie trudna, bo nikomu chyba nie przejdzie przez gardło. Polska będzie specjalną strefą ekonomiczną w stosunku do reszty Europy. Czy to czasem nie zalatuje jakąś Europą dwóch prędkości? Nie mam pojęcia, ale mam za to brzydkie podejrzenia. Specjalna strefa ekonomiczna to hasło klucz do zrozumienia wielu bardzo spraw. Napisałem celowo o tym komunistycznym święcie, bo już przecież byliśmy specjalną strefą ekonomiczną dla świata, w latach powojennych, do roku 1989. Zasady panujące w naszej strefie ewoluowały i nadal ewoluują, zdjęto dekoracje, które dramatycznie podkreślały specjalny charakter strefy, a zostawiono całą resztę. Do tego jeszcze przez ostatnie lata, lata likwidowania tych dekoracji wychowano pokolenie ludzi, którzy nie mają w zasadzie żadnych hamulców jeśli idzie o konsumpcję, co było dobrze widać na zalinkowanym tu wczoraj filmie pokazującym jak się rabuje zimą supermarkety. Tomek wrzucił mi do tego jeszcze inny link gdzie widać jak biali, cywilizowani Francuzi zachowują się w sklepie podczas promocji nutelli. Oto on: https://www.youtube.com/watch?v=TaRBjUl4rbI I teraz tych ludzi postawi się, w skali Europy, wobec jakichś wyzwań i wyborów ekonomicznych. Dla nas istotne jest gdzie my się znajdziemy, czy wśród tych co walczą o nutellę, czy wśród tych, którzy o nutelli śnią. Mam nadzieję, że jednak wśród tych pierwszych, a to co oglądamy na tym filmie to tak zwana ostatnia szansą. Niech się Francuzi najedzą tych pyszności zanim decyzją komitetu centralnego odbierze się im nie tylko nutellę, ale w ogóle wszystko co mają.

Powiecie, że wracam do starych swoich szajb. No wracam, ale nie mogę inaczej, bo informacje, że cały kraj ma się stać specjalną strefą ekonomiczną bardzo mnie niepokoją. Tylko dwie opcje bowiem wchodzą w grę – specjalna strefa dobrobytu lub specjalna strefa nędzy i zaniżonych standardów. Żeby powstało to drugie należy niepostrzeżenie zmienić prawo własności, czyli wyciągnąć ludziom spod nóg jedyne oparcie jakie daje posiadanie nieruchomości nisko opodatkowanych. Jeśli tego zabraknie, można będzie tu robić co się chce. Tyle, że zamiast nutelli w promocji będzie po staremu papier toaletowy najgorszego gatunku, który ludziska wyrywać będą sobie z gardeł. Ja wiem, że przesadzam, że tak już nie będzie, chodzi przecież o coś innego. I to jest napisane wprost w pierwszym zdaniu strategii Morawieckiego – kluczem jest wspieranie inwestycji. To znaczy, że polski rząd będzie płacił producentom różnego badziewia, którzy instalować będą u nas swoje fabryki stwarzając Polakom złudzenie, że oto znaleźli pracę. W ten sposób Polacy nie będą wyjeżdżali za granicę, ale będą mogli pracować tu na miejscu. Żeby zapewnić im płacę wprowadzi się, z czasem oczywiście, z czasem, podatek katastralny i inne różne podatki, o których nam się teraz nawet nie śni. I wszyscy będą szczęśliwi. Ci zaś, którzy będą mieli pracę w fabryce gotowi będą na oddanie życia za system i za nic nie dadzą się przekonać, że można żyć i urządzać wszystko inaczej. O cóż bowiem chodzi? Przecież jest robota, jest spokój, mamy święta i można czasem wyjechać na wakacje korzystając z jednej z ofert biura podróży. Na razie nie chodzi o nic, problem zaczyna się nie w tym momencie, w którym specjalna strefa ekonomiczna powstaje, ale w tym, w którym się ją zwija. Dawniejszą naszą strefę udało się zwinąć bezboleśnie, to znaczy bez ofiar w ludziach. Zlikwidowano tylko zakłady produkujące tanio, a ludzie poszli na zasiłek. Pytanie jak będzie przebiegała likwidacja tej nowej specjalnej strefy? Ktoś powie, że guzik mnie to powinno obchodzić albowiem raczej tych czasów nie dożyję. Strefa zaplanowana została na minimum pięćdziesiąt lat, więc moment jej likwidacji jest poza moim zasięgiem. Jednak interesuje mnie to bo mam dzieci. Interesuje mnie to, bo jestem ciekawy w jakich interwałach czasowych i według jakich prognoz planują swoje działania organizacje polityczne i gospodarcze. Takie jak na przykład państwa. Pomysł na specjalną strefę ekonomiczną nie jest moim zdaniem w ogóle pomysłem. Jest jedynie opcją, jedyną dostępną, jaką Polska dostała do wielkich tego świata. Jej realizacja ma się zająć PiS, bo tak akurat wypadło i partia ta zrobi wszystko, by instalowanie specjalnej strefy przebiegło jak najlepiej. Mnie jednak interesuje coś innego – co będzie ze świadomymi Polakami, którzy nie myślą w kategoriach takich jak Mateusz Morawiecki, ale bardziej, jakby to rzec, ostatecznych. Nikt chyba bowiem nie wierzy w to, że specjalna strefa będzie miejscem gdzie lokalsi będą coś produkować i na tym zarabiać. Jakoś bowiem tak się składa, że wszystkie newsy dotyczące specjalnej strefy są opatrzone zdjęciami produktów markowych z innych krajów, na przykład samochodów Mercedes. Żeby uprościć nasze rozważania przyjrzyjmy jeszcze raz dobrze nam już znanej specjalnej strefie ekonomicznej jaką była Langwedocja w XII i XIII wieku. Oto mamy kraj, gdzie prawo własności prowadzi do rozdrobnienia gospodarstw produkujących żywność, a w konsekwencji do drożyzny i ciągłych kłopotów z dostawami. Próbują temu zaradzić cystersi, którzy budują swoje, bardzo duże folwarki. No, ale ludzie współpracujący z importerami żywności, napadają na te folwarki i przez to produkcja nie wygląda tak jak powinna. Tu się coś spali, tam konie stratują pola, a ówdzie nieznani sprawcy rozkradną spichlerz. Do tego miejscowe banki organizują tanią produkcję tekstyliów, które zakontraktowały u nich cesarskie miasta Italii, głównie Lombardia, a także Anglia. Wiążę się to z przerobem angielskiej wełny, którą wozi się na południe, tam w warsztatach obsługiwanych przez wyzutych z ziemi lokalsów, przerabia się ją na sukno, na bardzo korzystnych warunkach i sprzedaje gdzie się da, ale głównie, jak powiadam, w Italii, Niemczech i Anglii. Wszystkim zawiadują doświadczeni menedżerowie z miasta Tuluza, przemysłowego centrum regionu. Wszystko to odbywa się w ramach herezji, która zwiększa wydajność likwidując kościelne święta oraz tłumaczy ludziom, dlaczego mają być biedni i nie korzystać z radości tego świata. Trwałoby to i trwało, ale okazało się, że w interesach na poziomie globalnym jest pęknięcie. I nawet już nie chodzi o tego całego papieża, który sterroryzowany przez lombardzkich bankierów zgodziłby się na przykręcenie śruby cystersom, a może nawet na likwidację ich gospodarstw. W samej Italii nie ma zgody na taka konkurencję na rynku tekstyliów. To się nie podoba wielu eksporterom, którzy nie mają dostępu do taniej produkcji, a też się na żartach nie znają. Gotowi są wynajmować najemników, skrytobójczo mordować dostojników, także duchownych, byle tylko utrzymać swój biznes na powierzchni. Na to nałożone są zależności polityczne, czyli próba likwidacji królestwa Franków, za pomocą tkanin sprzedawanych w promocyjnej cenie, zupełnie jak ta nutella na filmie. Wśród niepokojów i wahań, jakim ulega ojciec święty, dochodzi wreszcie do rozwiązań zwanych eufemistycznie ostatecznymi. Które – praktyka pokazuje to wyraźnie – nie są wcale ostateczne. Nawet ta cała, tyle razy opisywana krucjata, nie ma w sobie nic z charakteru rozwiązań ostatecznych. Targi i przepychanki zwane likwidacją herezji, co w praktyce oznacza unormowanie stosunków na rynku tekstyliów, tak żeby wszyscy byli zadowoleni, a najbardziej Wenecja, trwają ponad 150 lat. Efekt jest taki, że tereny produkcyjne zostają z produkcji wyłączone i stają się terenami rolnymi, a cała produkcja przenosi się do nowej strefy ekonomicznej w Flandrii, gdzie jest lepszy transport i skąd łatwiej dostać się do Londynu. W międzyczasie dochodzi o kilku widowiskowych i nieapetycznych rozpraw nożowych z udziałem Żydów, którzy chcąc koniecznie ochronić swoich współwyznawców zgadzają się na eksterminacje części populacji zamieszkującej tereny produkcyjne. Pamiętajmy, że mówimy o czasach, w których komunikacja była utrudniona, różni zaś watażkowie pozwalali sobie nieraz na nieładne bardzo zachowania.

Można powiedzieć, że niepotrzebnie tutaj straszę, albowiem dziś wszyscy jesteśmy po właściwej stronie, po stronie taniej produkcji, która – póki będzie tania – gwarantować nam będzie spokój. No nie wiem. To już zależy, gdzie pojawi się to pęknięcie, które zdecydowało w końcu o wysłaniu na południe krucjaty. Nawet nie próbuję zgadywać gdzie, ale przypuszczam, że kiedy Polska stanie się specjalną strefą ekonomiczną, ktoś może powiedzieć – nie lzia…U nas można tak samo tanio, a może i taniej…w końcu mamy kapitalizm, konkurencję i takie tam różne dyrdymały….Bądźmy jednak dobrej myśli, bo może się okazać, że w świecie istnieje cała hierarchia stref ekonomicznych specjalnych i my nie znajdujemy się w tej ostatniej, przeznaczonej do natychmiastowej likwidacji. Taką mam nadzieję…

Michał przygotował nowe nagranie, reklamę filmu Grzegorza Brauna o Lutrze

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

I jeszcze informacja o najnowszej promocji

Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Pierwsza to taka, właśnie na podwórko wjechał nakład Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, w miękkich oprawach ze skrzydełkami. Każdy tom dostępny jest już teraz w cenie 35 zł za egzemplarz. Zła wiadomość jest taka, że muszę rozpocząć wyprzedaż Wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego, w twardej oprawie, a co za tym idzie muszę też obniżyć cenę tych wspomnień do 35 zł za tom. Nie mam wyjścia, za dużo nowych projektów realizujemy, żebym mógł sobie pozwolić na jakieś sentymenty. Nie koniec na tym. Komiks polemiczny Zamah, który jest głosem w dyskusji o zamachu na Heydricha będzie dostępny w cenie 25 zł za egzemplarz, a Historia Katalonii w cenie 20 zł za egzemplarz. Musimy zrobić miejsce w magazynie. Taki lajf, jak mawiają niektórzy…rabota takaja…

Pozdrawiam

Coryllus.

mar 072018
 

Wczoraj dowiedziałem się, że giełda warszawska ma zamiar wykupić pakiet kontrolny giełdy w Telavivie. To jest moim zdaniem najgrubszy kaliber newsa jaki się w polskich mediach pojawił do czasu tak zwanego obalenia komunizmu. Nawet jeśli okaże się fejkiem. Nikt tak naprawdę bowiem nie wie kto kogo zamierza połknąć i gdzie są ci mityczni Żydzi z pieniędzmi, a gdzie Polacy bez pieniędzy. Ja wczoraj, po usłyszeniu tej wiadomości powiedziałem do słuchawki – no to co? Mamy unię….Mój rozmówca zaś rzekł – była unia krewska, a ta będzie….- kurewska – dokończyłem za niego, a on się roześmiał. Czas pokaże czy się myliliśmy czy mieliśmy rację i która giełda będzie na wierzchu. Nie sądzę jednak, by można było inaczej interpretować te doniesienia. To jest próba połączenia interesów Polski i Izraela i stworzenia nowego, większego rynku. Takie próby, jak uczy historia kończą się zwykle katastrofą. Mam nadzieję jednak, że nasza jest próbą obliczoną na chwilę, to znaczy ktoś chce zrobić jakiś grubszy deal i do tego potrzebna mu ta fuzja. Jak się już naje odsprzeda te akcje i wszystko wróci do normy. Ponieważ ja sam nigdy w życiu nie byłem w budynku giełdy, wszystkie powyższe dywagacje mają charakter przypuszczeń. Pomyślałem jednak, że warto z nimi zapoznać czytelników, choćby z tego względu, że od wczoraj media grzeją temat rzekomego zerwania stosunków między USA a Polską. To jest coś niesamowitego. Dziennikarze Onetu, niemieccy agenci, wszyscy jak jeden, nie próbują się już nawet kryć ze swoją misją. W Polsce zaś nie ma żadnej instytucji, która przywołałaby ich do porządku. Bo co może zrobić Onetowi jakieś Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich? Nic. Za taką aferę jednak należy się wszystkim biorącym w niej udział ludziom solidny kop w tyłek i wyjazd na bezrobocie. Poziom bowiem komunikatów, adresowanych do aspirującej inteligencji, zjechał już poniżej rozmów prowadzonych dawno temu pod prysznicami w dęblińskiej parowozowni – łumułeś się? – Łumułem…I wszyscy udają, że nic się nie dzieje. To jest bardzo zły objaw, bo oznacza, że poziom dyskusji ustalany będzie w wyniku wcześniejszego modrobicia. Musimy się na to przygotować.

Sprawa dotyczy nie tylko szmatławych newsów, ale także tak zwanych spraw poważniejszych. Gazownia uporczywie przekonuje swoich czytelników, że afery wokół Grossa mają wymiar międzynarodowy. No, a jak pracownic niższego szczebla wydawnictwa Agora przeczyta, że Gross to międzynarodowy wymiar, a tu go Kaczyński atakuje, to nie będzie przecież spał po nocach. Nie inaczej jest w kulturze i tak zwanej sztuce. Ja do wczoraj, do momentu, w którym przeczytałem tekst Toyaha, o filmie Szumowskiej, nie wiedziałem co jest treścią tego dzieła. I do dziś nie mogę uwierzyć w to, że znajdujemy się w takich okolicznościach. Myślę bowiem o tych wszystkich studentach i studentkach kulturoznawstawa, filmoznawstwa, historii sztuki i pokrewnych kierunków, którzy rozpoczynali studia dwadzieścia lat temu, popadając w zamyślenie nad każdym filmem jaki się na jesiennym, warszawskim festiwalu pojawiał. Wszyscy ci ludzie stoją dziś wobec rzeczywistości żywcem przeniesionej z ZSRR lat pięćdziesiątych, a nawet wcześniejszych i nie mogą nawet mrugnąć. – To wszystko miało cel i otom jest u celu – mogą jedynie zanucić smętną tę pieśń, a potem przekonywać jeden drugiego, że to przez tych pisowców i Kaczyńskiego i prawicę w ogóle. Od wczoraj właściwie wszystko jest jasne. Nie ma żadnego dziennikarstwa. Ja napisałem kiedyś tekst pod takim tytułem. Wykazałem w nim, że nie dość, że dziennikarstwa nie ma, to jeszcze nigdy go nie było. Ono było potrzebne po to jedynie, by zniszczyć ostatnie europejskie monarchie przez I wojną, a następnie wynieść do władzy bolszewików i Hitlera. Potem rola dziennikarstwa ograniczała się do promowania mody i trzymania za mordę polityków kreowanych przez banki w tak zwanym wolnym świecie. Oczywiście utrzymywanie złudzenia, że dziennikarstwo istnieje i jest potrzebne trochę kosztuje, ale jak widzimy Niemcy mają już dosyć ponoszenia tych kosztów i usiłują usprawnić system poprzez kreowanie propagandy a la Goebbels. Ja nie wiem, czy odpowiedzią na to nie powinno być – jak to kiedyś wyraził Grzegorz Braun – publiczne powieszenie paru niezależnych dziennikarzy, przez rozjuszony tłum. To by z całą pewnością wzbogaciło lokalny światek mediów o tak potrzebny w dziennikarstwie nerw i element ryzyka. Oczywiście, oczywiście, to jest prowokacje i nawoływanie do zbrodni…ja wiem, bo już raz zeznawałem w sprawie mowy nienawiści. Uprzejmie więc informuję prokuraturę na Ochocie, że to tylko taki żart. Nikogo nie chcemy przecież wieszać.

Chciałbym jednak powiedzieć ważną rzecz. Najgorsze co można w tej chwili zrobić to rozpocząć dyskusję nam motywacjami tych chamów oraz intencjami. Oni tylko na to czekają. Niestety nie ma żadnego publicznego forum, gdzie można by ich napiętnować, albo po prostu przeciągnąć batem po pysku. Wszystkie programy publicystyczne, tak zwane nasze, te różne otwarte studia i temu podobne, są ustawkami prowadzonymi przez takich samych cwaniaków, jak ci z Onetu. Nie łudźcie się. To my jesteśmy wrogami ich wszystkich, a im więcej mamy do powiedzenia, im bardziej rozbudowujemy nasze komunikaty i wzbogacamy ofertę, tym wrogość wobec nas bardziej narasta. Psujemy bowiem interes. Nie ten dotyczący wykupu większościowego pakietu akcji giełdy w Telavivie, ale inny, w którym przewidziano dla nas rolę ciemnego tłumu, który klaszcze na rozkaz. Jeśli się postawimy i nie będziemy klaskać, może dojść do najgorszego. Wszyscy bowiem już dawno przyzwyczaili się do myśli, że poza sferą manipulacji medialnych świat zamieszkany jest przez troglodytów, gorszych niż armia radziecka wkraczająca na tereny jej wrogie a już nie bronione. Nie wiem czy wiecie, bo news ten umknął naszym dziennikarzom, pokazano go tylko w kilku serwisach, ale w Dublinie okradli Lidla. W czasie zamieci jakieś cwaniaki podjechały koparką pod sklep, maszyna usunęła dach, a tak zwany rozszalały tłum kulturalnych i dobrze wychowanych Irlandczyków rzucił się na towary. Wynosili wszystko co się da, całymi rodzinami. Na zasobnym i sytym zachodzie się to zdarzyło. Wyobrażacie sobie taką sytuację za komuny? Trybuna ludu dałaby to na pierwszej stronie. Dziennik telewizyjny trąbiłby o tym przez dwa tygodnie. A dziś cisza. Albowiem trzeba nadawać komunikaty o złych Polakach, co chcieli zamordować dobrych Żydów, a dziś nie chcą przyjmować uchodźców. A do tego nie lubią Grossa i gotowi są poświęcić dobre stosunki z USA, byle przejąć tą giełdę w Tel Avivie

Michał przygotował nowe nagranie, reklamę filmu Grzegorza Brauna o Lutrze

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

I jeszcze informacja o najnowszej promocji

Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Pierwsza to taka, właśnie na podwórko wjechał nakład Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, w miękkich oprawach ze skrzydełkami. Każdy tom dostępny jest już teraz w cenie 35 zł za egzemplarz. Zła wiadomość jest taka, że muszę rozpocząć wyprzedaż Wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego, w twardej oprawie, a co za tym idzie muszę też obniżyć cenę tych wspomnień do 35 zł za tom. Nie mam wyjścia, za dużo nowych projektów realizujemy, żebym mógł sobie pozwolić na jakieś sentymenty. Nie koniec na tym. Komiks polemiczny Zamah, który jest głosem w dyskusji o zamachu na Heydricha będzie dostępny w cenie 25 zł za egzemplarz, a Historia Katalonii w cenie 20 zł za egzemplarz. Musimy zrobić miejsce w magazynie. Taki lajf, jak mawiają niektórzy…rabota takaja…

Pozdrawiam

Coryllus.

mar 062018
 

Wygląda na to, że tak. Niby dlaczego bowiem wyciągano by teraz tę figurę z szafy i pokazywano na bilbordach w metrze. Przecież nie po to, żeby Bagsik sobie zarobił parę złotych, bo on umie zarobić i bez telewizji. To jest człowiek, którego się promuje, po to, żeby zajął ważne miejsce w polityce. Możemy nawet ryzykować i obstawiać jaki będzie brief dołączony do Bagsika, kiedy przyjdzie czas nowych wyborów. Oto niesłusznie oskarżony pragmatyk biznesu, finansista całą gębą, który nie mógł rozwinąć skrzydeł w postubeckiej Polsce. Musiał uciekać, a wcześniej pomógł wielu ludziom za pomocą swoich sprytnych bankowych figli. Nie można było tego ujawnić wcześniej albowiem sprawa rozgrywała się na kilku poziomach i wmontowane były w nią służby wielu państw. No, ale po latach już można mówić jak to było naprawdę i trzeba wreszcie oddać Bagsikowi i Gąsiorowskiemu sprawiedliwość. Ja pamiętam moment, kiedy Bogusław Bagsik powrócił z Izraela i zgodził się, tak właśnie, zgodził się, odsiedzieć ten wyrok, co to mu go zasądzili. Potem zaś został jakimś dyrektorem w fabryce kożuchów w Kurowie, a w gazetach pisali, że dojeżdża codziennie do pracy z Warszawy. Podobne rzeczy opowiadali kiedyś o Zwiefce, że ze swojego Swarzędza musi dojeżdżać na Woronicza, żeby nam przeczytać wiadomości. I w jednym i w drugim przypadku mocno mnie to dziwiło. No, ale pewnie nie powinno. Pan Bagsik ożenił się potem z jedną z dziennikarek telewizyjnych, taką czarną, nie pamiętam jej nazwiska, i słuch o nim zaginął. No, ale teraz powraca i jak mniemam nie dzieje się to bez ważkich jakichś przyczyn.

Wróćmy jednak do tego briefu. Bagsik będzie lansowany jako przeciwwaga dla oferty patriotyczno-narodowej. Nie dość, że radzi sobie z dużymi pieniędzmi, to jeszcze ma żydowskie korzenie i brał udział w poważnej operacji międzynarodowej. Zamiast ułanów malowanych, którzy po trzech latach jubileuszowych obchodów znudzą się zapewne wszystkim, będziemy mieli nową odsłonę patriotyzmu – pragmatyczną i nowoczesną. Ja się tylko modlę, żeby ktoś nie wpadł na pomysł i nie wylansował nam Gawronika na bohatera narodowego, bo z tego możemy się już nie podnieść. Po Bagsiku jeszcze się jakoś pozbieramy. Kłopot będzie w tym jedynie, że żadna poważna organizacja nie będzie się takiej opcji przeciwstawiać. Nie będzie, bo to zawsze strach zadzierać z Żydami, którzy mają tu coś do załatwienia. Tak więc Bogusław Bagsik będzie trwałym elementem polskiej sceny politycznej, obok sierżanta Danielsa i paru jeszcze innych osób. I to oni właśnie będą wyrazicielami polskiego interesu narodowego. Podadzą go nam zaś do wierzenia w takiej formie, że wszystkim najszlachetniejszym patriotom zaprze to dech w piersiach, tak będzie wzniosłe i szlachetne. No i dobrze rokujące na przyszłość, co chyba jest jasne. Bo przecież chodzi o naszą przyszłość, której nie można powierzyć byle komu. Musi ona spoczywać w rękach ludzi doświadczonych i pewnych, którzy potrafią poradzić sobie w najtrudniejszych okolicznościach. Obawiam się, i to jest scenariusz czarny, że pojawienie się Bagsika, wiąże się ze złym stanem zdrowia prezesa i oznacza poważne przemeblowanie na scenie politycznej. Naprawdę poważne. Myślę wręcz, że wszystkie zwariowane histeryczki, które do tej pory wrzeszczały na miesięcznicach – Jarosław, Polskę zbaw, powinny już zacząć ćwiczyć nowy okrzyk – Bogusław, Polskę zbaw! Wiele się nie zmieni, imię raptem, a treść pozostanie ta sama i okoliczności też. Pan Bogusław nie jest co prawda postacią tak tragiczną i ciężko doświadczoną jak prezes, ale swoje też przecież przeszedł. Dla młodszych, mniej idealistycznie nastawionych, ale też doświadczonych wyborców będzie jak znalazł.

Z tym królem Judeopolonii to może trochę przesadziłem, ale wystawienie Bogusława Bagsika w wyborach prezydenckich uważam za całkiem realne. Na pewno będzie miał większą szansę niż Grzegorz Braun i Marian Kowalski. A zaplecze zmontuje sobie takie, że nikt mu nie będzie mógł podskoczyć. Może zresztą nie zaczną od wyborów prezydenckich, ale parlamentarnych i Bagsik oraz Gąsiorowski wejdą do sejmu z ramienia nowej jakiejś partii, albo wprost z PiS. To by było najlepsze moim zdaniem. Może z początku pewne osoby przeżyłby szok, ale potem by im przeszło. No, a scena kiedy to Bogusław Bagsik wchodzi na mównicę sejmową, była by po prostu wspaniała. Kto z tych peowskich oszustów mógłby mu cokolwiek powiedzieć? Czym go zaskoczyć, albo jak podejść? Te śmierdziele od Amber Gold i innych włamów na rympał pochowałyby się pod ławkami, z obawy, że wzrok straszliwego Bogusława padnie na ich nędzne oblicza, a potem zobaczą ten uśmiech. Uśmiech, który powie im wszystko. A niechby jeszcze telewizja zrobiła najazd na uśmiechającego się Bagsika, jak lustruje ławy opozycji, to by dopiero było. Cycki Dody nie przebiłyby takiego hitu. To wszystko przed nami dopiero i ja jestem pewien, że do takich horrendów dojdzie. Nie wiem tylko jak my sobie tu z tym poradzimy, bo wybór będzie już tylko pomiędzy Tuskiem a Bagsikiem, czyli – przenosząc sprawy na grunt filmowy – pomiędzy Zbójem Madejem a Arsenem Lupin. Wszyscy zaś, którzy mają inne wizje, koncepcje oraz sny, będą musieli chyba przejść w stan hibernacji i pozostać w nim przez dwie przynajmniej kadencje. I to będą te właśnie kadencje, o których śniły pokolenia Polaków, o których ostatnio w radio mówili żołnierze wyklęci uhonorowani w Londynie przez środowiska polonijne, kadencje, kiedy w Polsce naprawdę rządzą Polacy i czynią wszystko, by innym Polakom żyło się lepiej i dostatniej.

Przepraszam, że szydzę tak strasznie, ale nie jestem w stanie od tygodnia usunąć ze swojej pamięci tego co zobaczył w warszawskim metrze, intuicja zaś, która rzadko mnie zawodzi, podpowiada mi, że to się dzieje naprawdę, a plany są takie właśnie jak opisałem.

Myślę jednak, że projekt ten ma szansę się wywrócić. Nie ze względu na różne przykre demaskacje dotyczące osoby pana Bagsika, które z pewnością są już przygotowywane, ale ze względu na płaskość i płyciznę emitowanych przez obydwu panów komunikatów przedwyborczych. To znaczy sądzę, że o ile pan Bagsik jeszcze jakoś sobie poradzi, to z panem Gąsiorowskim będzie gorzej. Kiedy pozwolą mu mówić, o samym tylko swoim charme i urodą połączoną z elokwencją i erudycją, rozwali wszystko i zdewastuje najgrubsze pokłady zaufania społecznego mozolnie preparowane wcześniej przez zespoły agencji PR. Bądźmy więc dobrej myśli.

Michał przygotował nowe nagranie, reklamę filmu Grzegorza Brauna o Lutrze

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

mar 052018
 

Musimy trochę zmienić taktykę. Czasem po prostu zamiast jednego tekstu dziennie ukazywać się będą dwa. Ten tutaj jest fragmentem wspomnień Jerzego Bandrowskiego zatytułowanych „Przez jasne wrota”, które właśnie wstawiłem do sklepu. Myślę, że wielu czytelnikom spodoba się ten nowy sposób prezentacji, mnie zaś sprawi on wyraźną ulgę. 

Kiedy na Syberję przybył przeznaczony na głównodowodzącego całym frontem Wschodnim jenerał francuski Janin z ministrem wojny czesko-słowackim, zacnym jenerałem Sztefanikiem i z odpowiednim sztabem, wyjechali na jego spotkanie do Władywostoku także i jenerałowie rosyjscy, więc jen. Chorwat, jen. Iwanow-Rynow, który wówczas, o ile pamiętam, Griszyn-Ałmazowie był syberyjskim ministrem wojny, jen. Romanowskij i jeszcze inni. Jen. Janin przyjął ich zimno, a zwłaszcza źle obszedł się z jen. Iwanowem-Rynowem, któremu w porcie podczas oficjalnego powitania nie podał ręki. Mimo to jenerałowie ci postanowili jakoś się wobec Francuzów postawić i wydali dla nich i dla innych jeszcze sojuszników wielki bankiet w sali tego tam tynglu. W obiedzie tym wzięli udział oficerowie przeróżnych armij rosyjskich – więc byli: Syberyjczycy, oficerowie Chorwata, Siemionowa i Kałmykowa, jenerałów prowadzących głównie operacje nie tyle wojenne, ile finansowe. I tak: Chorwat, oprócz żołdu od sojuszników, zarabiał przez to, że miał kolej w swych rękach mandżurską, Siemionow zrobił miljony na spekulacji cukrowej, przy czem w puch rozbił giełdę charbińską, Kałmykow znów, biorąc pieniądze od Francuzów, Anglików i Amerykanów, szachrował z Japończykami i eksploatował kolej amurską – jednem słowem każdy tu miał swe interesy mało polityczne. Rozumie się, że różnice zdań, jakie na tak konkretnym gruncie powstawały, miały charakter znacznie ostrzejszy, niż różność poglądów politycznych, a przeto i bankiet z uroczystej biesiady zamienił się zwolna w jedną straszną kłótnię. Szlachetni wodzowie sojuszników starali się z początku pogodzić rozindyczonych, gdy im się to nie udawało, uciekli; wówczas niektórzy z biesiadników dobyli szabel i ciężko się poranili, zaś reszta skończyła bankiet jeneralnym „bojem kułacznym”.

Były to w ogóle watażki straszne, mogące iść w porównanie chyba tylko z meksykańskim dyktatorem Villą. Siemionow znany już jest jako zwykły rabuś i bandyta, ale nawet wówczas, kiedy był u szczytu potęgi, nikt się co do niego nie łudził. Pamiętam bardzo dobrze w któremś z charbińskich pism pseudonaiwny artykuł o „tajemniczem zaginięciu” jakiegoś kupca, który wprosił się na pociąg pancerny Siemionowa, chcąc bezpiecznie przewieźć gdzieś na Zachód parę pudów złota. Po jakimś czasie w Bajkale wyłowiono zwłoki tego kupca bez głowy. Oczywiście, „gubiono się w przypuszczeniach”, kto mógłby biedaka zamordować, zaś opinję publiczną oburzała nonszalancja, z jaką Siemionow, mogąc zamordowanego kazać pochować, wrzucił go do Bajkału, nie licząc się z tem, że przecie wszystko wydać się musi.

Kałmykow, niski, suchy, młody człowiek, lat dwudziestu ośmiu, ataman kozaków amurskich, był po prostu dzikim człowiekiem. Widziałem go raz na stacji we Władywostoku. Był okrutny, a jego oficerowie wyglądali jak zwykli zbóje. Dla niego krew była wodą. Ale porównać go nie można było z Siemionowem, który mordował dla zysku. Kałmykow rozstrzelał Bogu ducha winną orkiestrę jeńców, a bolszewików obdzierał ze skóry. Siemionow rozbijał i oszukiwał.

Jedynym, rzekomo przyzwoitym jenerałem był jenerał Chorwat, wysoki, siwy już, z białą, długą brodą i „poczciwem” wejrzeniem wąskich, niebieskich oczu – chytry lis, wyga stary, spekulant niezrównany i pochlebca. Pamiętam go, jak pochlebiał się naszym żołnierzom, z którymi rozmawiał „po bratersku”, „szczerze”, podziwiając ich dyscyplinę i wojskowe zachowanie się. Widząc, jak nasi chłopcy salutują, rzekł: – Ja wiem, dawniej salutowało wojsko polskie całą dłonią, a te trzy palce, złączone w trójkąt, to od czasów Kościuszki, znak konspiracji wojskowej.

Na ogół było to straszne towarzystwo bandytów, okrutników i chytrych, podstępnych geszefciarzy. Naprawdę przyzwoitym i czystym człowiekiem był jenerał Romanowskij, ale ten znów uniemożliwiał sobie pozycję przez swe monarchistyczne, zbyt wyraźnie akcentowane przekonania – bo monarchistą był i Chorwat, ale tego nie rozgłaszał. Jenerał Romanowskij i nas Polaków uważał za monarchistów, a nie znosząc Czechów, chciał wejść z nami w bliższe stosunki. Adjutantem jego był Polak amerykański, swego czasu poddany rosyjski, nazwiskiem Kulesza. Był to porządny człowiek, zakochany w swym jenerale. Prowadził z nami bezowocne pertraktacje i przejęty duchem i poglądami jenerała Romanowskiego, bardzo się zdziwił, kiedyśmy oświadczyli, że jesteśmy republikanami i „platformy monarchistycznej” nie uznajemy. Ten jenerał Romanowskij, profesor piotrogrodzkiej Akademji wojskowej, człowiek młody jeszcze i ponoć bardzo zdolny, został w 1920 roku skrytobójczo zastrzelony w Stambule. Był to człowiek wzrostu więcej niż średniego, blondyn o orlim nosie, niebieskich oczach i pociągłej, sympatycznej, jasnej twarzy. Cieszył się opinją jednego z najzdolniejszych jenerałów rosyjskich, zaś we Władywostoku pełnił funkcję łącznika między armją rosyjską a armjami sojuszniczemi.

Nie można powiedzieć, aby i sojusznicy bardzo się tam elegancko zaprezentowali. Wszyscyśmy na Syberji spodziewali się, że po ostatecznem opanowaniu przez nas kolei syberyjskiej, znajdziemy we Władywostoku przygotowane już dla nas składy amunicji, broni, dział, mundurów i innych potrzebnych rzeczy. Przypuszczaliśmy, że może poinformowane o nas władze nasze, to jest polskie i czeskie, przyślą swych ludzi dla utrwalenia sytuacji. Tymczasem przyjechało mnóstwo jenerałów, a broni ani amunicji nie było. Chętnie obiecywano pieniądze, zwłaszcza ruble, ale pieniędzy nikt nie potrzebował, bo za nie nic nie mógł dostać. Przypominam sobie, że już wówczas jeden pułk czeski uzbrojony był w karabiny japońskie, do których w głębi Syberji nie mógł dostać amunicji. Nadchodziła jesień, na gwałt potrzebne były płaszcze, kożuchy, myśleliśmy, że już są —obiecywano nam zamówić te rzeczy w Szanghaju, cośmy też bez niczyjej pomocy i żadnym oficerom francuskim nie wypłacając prowizji, sami zrobić mogli. Słowem – sojusznicy zrobili klapę, skompromitowali się i ułatwili nadzwyczajnie sytuację bolszewikom. Zaś wojska sojusznicy nie przysłali prawie wcale. Na froncie stali głównie Czesi, jeden pułk polski i wojska rosyjskie, niepewne i łatwo poddające się do niewoli. Japończycy i Kanadyjczycy siedzieli w Irkucku, ci pierwsi obsadzili też linję kolejową aż do Mandżurji. Tam znowu stali również i Chińczycy. Jeden pułk włoski, bardzo pięknie ekwipowany, a organizowany swego czasu z jeńców w Pekinie, stał w Charbinie. We Władywostoku garnizon był silny, ale utrzymywany właściwie przeciw Japończykom. Linję amurską zajęli Amerykanie, Amur patrolowała rzeczna flotylla japońska. Francuzi mieli parę bataljonów alpinów i anamickich strzelców, prócz tego oddziałek piechoty morskiej. Frontu to wszystko nie oglądało, wyjąwszy Japończyków, którzy wraz z Czechami strasznie rozbili gdzieś na Dalekim Wschodzie bolszewików.

Czesi nie posiadali się z oburzenia. Myśleli, że jak tylko się droga uwolni, jeden za drugim polecą na front eszelony sojuszników, że nadpłynie jakich kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy albo zluzują Czechów albo wraz z nimi i nami pójdą na Moskwę i rozbiją w puch bolszewików, nacisnąwszy na nich z czterech stron. Tymczasem sojusznicy zajmowali miasta, w nich co najlepsze koszary i domy i rządzili, wszystko wiedząc zawsze lepiej od innych, zaś Czesi po staremu musieli trzymać front. Jen. Sztefanik zorjentował się łatwo w tej sytuacji. Wojsko na froncie burzyło się. Austrja rozpadła się, powstawała wolna Polska, wolne Czechy – wszyscy chcieli wracać do domu, nikomu nie chciało się umierać w dalekiej i tak już znienawidzonej Rosji. Wojsko czeskie, mające wprawdzie swą własną, oryginalną dyscyplinę, ale w gruncie rzeczy karne, tak się tem zaczęło jątrzyć, że wreszcie w jednym pułku na froncie przyszło do poważnych zaburzeń. Komenderujący pułkiem pułk. Szwec, z głębi duszy nienawidzący wojny i militaryzmu, z patrjotyzmu jeden z najdzielniejszych oficerów bojowych czeskich, chcąc do przytomności i opamiętania doprowadzić pułk, który mu się już z rąk wymykał, zastrzelił się, co też poskutkowało; żołnierze się uspokoili. Nic jednakże dziwnego, że Czesi denerwowali się coraz bardziej, a jen. Sztefanik raz na sojuszniczem posiedzeniu we Władywostoku, kiedy oficerowie ententy w czułych słówkach znowu przyrzekali pomoc, nic zresztą konkretnego nie dając, rzekł podrażniony:

Co wy mówicie o pomocy! Kiedy nas Niemcy gnietli, 300 lat nie chcieliście o nas słyszeć. Chcecie nam pomagać, kiedy już mamy broń w rękach? Teraz my sobie sami pomożemy.

Bo na Dalekim Wschodzie wówczas nie myślano bynajmniej o wojnie z bolszewikami, lecz o opanowaniu ekonomicznem nowych terenów. Kupcy amerykańscy w mundurach oficerów, włoscy, angielscy, japońscy, wagonami przeróżnych misyj jeździli po Syberji, skupując co się gdzie da, kopalnie, domy, lasy, fabryki. Pod tym względem rozwinięto działalność niestrudzoną. Równocześnie bardzo zazdrośnie strzeżono sfery swych wpływów, zwalczając jak najbardziej stanowczo Japończyków. Jedni drugim płatali przeróżne figle, robiono intrygi, szpiegowano się wzajemnie. Władywostok roił się od wywiadowców wszystkich państw ententy.

Powiedzmy to po prostu: dzięki istnieniu na Syberii wojsk polskich, eliminowanych zręcznie przez jenerała Janina z pod wpływu Polskiego Komitetu Wojennego i Komitetu Narodowego w Paryżu, opuszczonych przez jen. Hallera, a potem zlekceważonych przez rząd polski pod zarzutem, że to są „wspólnicy Kołczaka”, Francuzi nie potrzebowali wysyłać na Syberję własnych wojsk. Wystarczyła im dywizja polska, która wówczas najzupełniej ustaliła ich stanowisko na Dalekim Wschodzie, co Francuzi z pewnością wyzyskali, aczkolwiek nasi dyplomaci nie tylko nie skorzystali z tego atutu i nie uzyskali żadnego wynagrodzenia, ale dopuścili do tego, że za pomoc, jaką Francuzi w postaci dywizji polskiej na Syberji otrzymali, państwu polskiemu kazano zapłacić pięćdziesiąt milionów franków. Faktem jest, że dywizję polską na Syberji zgubili Francuzi. Że jednak mogli to zrobić, że potrafili sobie te dywizję po prostu przywłaszczyć, to stało się tylko skutkiem zbyt wielkiej pewności siebie zarozumiałych oficerów oraz niedbalstwa czynników polskich. Potem całą winę zwalono na Czechów.

mar 052018
 

Miałem znowu pisać o Bagsiku, ale trzeba to jednak przesunąć. Wczoraj w radio samochodowym słuchałem wywiadu z reżyserką filmu „Twój Vincent” i byłem szczerze zdziwiony jej postawą i nadziejami. Ten film, jak sami wiecie, niesłychanie dla mnie inspirujący i pod wieloma względami bardzo dobry, nowatorski i wzruszający, nie mógł dostać Oskara. Spróbuję wyjaśnić dlaczego. Otóż sprawa, która jest w tym filmie omówiona, czyli twórczość i śmierć Vincenta van Gogh jest od dłuższego już czasu zupełnie nieważna. Być może nigdy nie była istotna, a tylko nam się zdawało, że jest, albowiem w każdym prawie polskim domu wisiała reprodukcja „Słoneczników”, a reprodukcje obrazów Vincenta były u nas w każdym szkolnym podręczniku. Nie wiem jak było we Francji, w Holandii i innych krajach Europy Zachodniej, ale podejrzewam, że inaczej. Tak więc historia Vincenta zredagowana w sposób jaki widzimy w tym filmie jest ważna dla nas i dla nikogo więcej. Z Francuzami jest ponadto jeszcze tak, że oni nie będą oglądać animowanego filmu o Holendrze, który próbował z nimi konkurować, wyprodukowanego za brytyjskie pieniądze. Mowy nie ma. Możecie o tym zapomnieć. Jak ktoś tu wczoraj napisał, w Paryżu film zdjęto z dużych ekranów i pokazywano tylko w kinach studyjnych. To jest całkowicie zrozumiałe i nie wiem dlaczego producent i reżyserka nie przewidzieli takiego obrotu spraw. To znaczy wiem, tylko trochę ściemniam. Oni tego nie przewidzieli, albowiem sądzili, że robią coś naprawdę niezwykłego, czego nikt wcześniej nie zrobił. Kunszt zaś ujawniony w tej produkcji, spowoduje, że wszyscy otworzą usta z zachwytu. Nie otworzą, bo Francuzi mają w nosie kunszt, a Amerykanie i Żydzi z Hollywood muszą promować w filmach nowe technologie, żeby rynek nie trzasnął. Vincet więc był dla nich jedynie jakimś kuriozum. W dodatku niezrozumiałym na wszystkich możliwych poziomach. XIX wieczne malarstwo i jego problemy nie interesuje dziś już nikogo, nawet Japończyków. Jest ono tak samo ciekawe jak wykopywane na Syberii mastodonty i tylko w kraju aspirujących inteligentów, takim jak Polska, można jeszcze coś na nim ugrać. Tego jednak ani reżyserka, ani scenarzyści, ani biorący udział w produkcji artyści zrozumieć nie chcą, bo oni aspirują do tamtych. Proszę Państwa, wpadliście Państwo w pułapkę. Przede wszystkim nie ma sensu żadna próba robienia wrażenia na Francuzach, bo oni wiedzą, że mają wszystko lepsze. Jakiekolwiek zaś przymiarki do nowych, ciekawszych redakcji ich własnej historii są bez sensu, bo hagada wymyślona w III Republice zaspokaja wszystkie ich pragnienia i szajby. Oni wiedzą wszystko, a jeśli czegoś nie wiedzą to mają wszystko w nosie. Jedynym sposobem zwrócenia uwagi Francuzów na siebie jest zrobienie filmu o paryskich kolaborantach wydających Żydów Niemcom w czasie II wojny światowej i pokazywanie tego filmu w Niemczech.

Jeśli idzie o Hollywood, jest jak powiedziałem – technologia rządzi, już dawno zastąpiła sztukę i towarzyszące jej gawędy, zwane czasem – całkiem bez sensu – filozofią. No więc film o Vincencie jest ważny wyłącznie dla nas. To się może wydawać dziwne, ale dla wielu osób, nawet nie mających żadnej styczności ze światem artystycznym nazwisko Van Gogh jest znane. Oczywiście jest znane z filmów, popularnych gawęd i skandalu z uchem, ale jest znane. Film o Vincencie propagowany i promowany na polskim rynku miałby szansę zdobyć popularność prawdziwą. Każdy jednak wie, że także w Polsce, mimo że ta produkcja jest naprawdę fantastyczna, z promocją było słabo. Nie wierzę, by reżyserka, mocno osadzona w środowisku tych wszystkich filmowych oszustów, nie mogła zrobić nic, by poprawić dystrybucję tego filmu. Jak wobec tego faktu – słabego rozpowszechniania dzieła w kraju – można było liczyć na sukces za granicą? Ja tego nie wiem, ale widzę tu całą serię zaniechań, wynikającą, jak mniemam, z łatwości pozyskiwania pieniędzy na te projekty. Nie wykorzystano żadnej szansy, bo miał być przecież Oskar. To on miał zagwarantować nową falę popularności. No, ale nie zagwarantował.

Zainspirowany filmem o Vincnecie napisałem chyba z piętnaście tekstów, mógłbym je w zasadzie pisać nadal, ale nie mogę przecież wybiegać przed szereg i robić czegoś, co powinien robić współscenarzysta tego filmu Jacek Dehnel i reszta tej oszalałej bandy. Oni tymczasem nie robią nic. Bo nie wiedzą co powiedzieć. Za to wszyscy inni wiedzą, ale milczą. Każdy wie, że koniunktury na rynku sztuki to bańki spekulacyjne, artyści są w nie wkręcani i poświęcają swój czas i talent na to, by bańki te pęczniały. Rynek sztuki to ogromne pieniądze, pokusa zaś by łatwość produkcji dzieł doprowadzić do absurdu jest nie do zwalczenia. Tym jest to prostsze, że podstawowym warunkiem istnienia tego rynku jest nie uleganie presji odbiorcy. Tym między innymi rynek sztuki różni się od rynku żywności. Na tym drugim zdanie klienta jest kluczowe, na tym pierwszym waży niewiele. Skandale na rynku żywności dotyczą jakości produktu. Skandale na rynku sztuki dotyczą głównie życia twórców. Wszelkie uwagi dotyczące jakości produktu ucina bełkot wynajętych szczekaczy zwanych krytykami. Rynek sztuki to tradycje handlowe przekazywane w rodzinach, takich jak rodzina Vincenta. To są wszystko wątki w tym filmie niewykorzystane, które można było poruszać w dyskusji na tym obrazem. Nikt tego jednak nie czynił, z obawy, by nie wyjść na głupka, który nie rozumie dobrego malarstwa. No to macie teraz, co chcieliście. Coco, film o nieboszczkach dla dzieci, zdobył Oskara, a Vincent jedzie do domu. Nie zorganizowano w Polsce nawet żadnej standardowej dyskusji o tym filmie, dyskusji z udziałem historyków sztuki i samych malarzy. I ja wiem dlaczego nie zorganizowano. Bo nikt by nie wiedział o czym ma mówić. Tak głęboko wprasowany w mózgi jest ten fałsz. Niestety, jak napisał dawno temu poeta, świat idzie swoją drogą i ma w nosie nasze wysiłki i starania, których celem jest zwrócenie uwagi innych. Można było jednak i jestem o tym głęboko przekonany, urządzić wokół tego filmu rynek w Polsce. Tak właśnie, rynek. Ja oczywiście wiem, że musiałbym to urządzać ja sam, a na to nikt by mi nie pozwolił, bo oznaczałoby to ułatwienie dostępu do pieniędzy. Ludzie zaś pokroju Dehnela jak słyszą słowo rynek, to wykrzywiają usta w podkówkę. Powtórzę więc – wokół tego filmu można było urządzić rynek w Polsce. I to byłaby wartość taka, że za rok dwa, ktoś mógłby się z niej odbić, jak z trampoliny i dostać tego Oskara, nawet nie będąc Żydem. Niestety to się nie udało i nigdy się nie uda, albowiem twórcy, nie tylko filmowi w Polsce, rozumieją – niczym dziwki z filmów Vegi – jeden tylko komunikat – jest kasa, nie ma kasy. To wszystko. Jest mi nieprawdopodobnie przykro, że ten film nie został nagrodzony.

Dziś na stronie znajdzie się nasza nowa książka – Przez jasne wrota autorstwa Jerzego Bandrowskiego, brata Juliusza. Całkowicie zapomnianego dziś autora, opowiadająca o losach polskich żołnierzy na Dalekim Wschodzie. Jest to pierwsza książka w cyklu – nie stanowiącym edytorskiej całości – dzieł jakie wydawać będziemy w czasie roku jubileuszowego odzyskania niepodległości.

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

mar 042018
 

Miało być o Bagsiku, ale będzie o czymś innym. Mamy dziś bowiem dzień pisarza. Taki mi Juliusz z rana zapodał komunikat. Pogadamy więc trochę o artystach i trochę o rynku, czyli będzie raczej standardowo, z pewnymi nowymi i mam nadzieję atrakcyjnymi elementami.

Tomek Gwinciński napisał wczoraj ważny tekst. Rozpoczęła się pod nim, całkowicie bezsensowna i unieważniająca jego istotę dyskusja. Nie rozumiem dlaczego koledzy zareagowali tak nerwowo. Prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie byli na żadnym wykładzie z historii sztuki. Są oczywiście usprawiedliwieni, ale ja im taki event szczerze polecam, tylko niech nie idą do byle kogo. Tomek ma oczywiście rację, a ja dodam jeszcze tyle, że artysta nie powinien ponosić żadnej odpowiedzialności za to co robi. Tak właśnie. Albowiem działa on przez cały czas w obszarze wykreowanym przez kogo innego, działa także wśród narzuconych kryteriów i podsuniętych znaczeń. Wartością dodaną, która jest po jego stronie jest warsztat i talent. To jest mechanizm rynku sztuki i on się nie zmienia. Lewica o tym oczywiście wie i dlatego mówi – mili artyści, możecie robić co chcecie, byle tam było tylko pokazane, że księża to pedofile, Polacy zbrodniarze, a pedały super goście. To wszystko. W ten sposób lewica stwarza rynek sztuki i pozory wolności na nim. Do tego dochodzi cały system finansowania sztuki, który porządkuje rynek pod dwoma aspektami – treści, czyli ideologicznym oraz formy czyli sprzedaży. Na straży tych dwóch aspektów sadza się cwaniaków, którzy nie są bynajmniej wolni. Oni wykonują polecenia. I tyle. Tak wygląda całość rynku sztuki dziś. Kiedyś wyglądał inaczej, ale różnił się tylko kierunkiem wektora. Biskupi, księża i zakonnicy mówili – messer Caravaggio, nie interesuje nas czy pan jest zboczeńcem, pijakiem, a także czy zabił pan tego chłopaka, czy nie. To są sprawy pomiędzy panem, a pańskim spowiednikiem. Nas interesuje, żeby pan dobrze i najlepiej jak potrafi, namalował św. Mateusza przy pracy. – Ale ja nie mam spowiednika – mówi Caravaggio. – Czy może się pan już zamknąć? Tu jest kontrakt, proszę podpisać – odpowiada osoba duchowna.

Cały problem z oceną działań artystów zaczął się na dworach, albowiem tam zamiast chwały bożej, trzeba było pokazać jak świetnie wygląda jakiś brzuchaty pajac w peruce, tytułujący się księciem. No, a potem jak świetnie wygląda jego kochanka. Na pewnym etapie rozwoju tej tendencji pojawił się Georges Clemenceau i rzekł – zaraz, to może im pokażemy jak wygląda Francja? Bo co do tego, że ładnie wygląda nikt nie ma chyba wątpliwości? Masoni pokiwali głowami i zgodzili się ze swoim szefem. – Ty – wskazał pan Jurek na pierwszego z brzegu pacykarza – jak się nazywasz. – Monet proszę pana – odpowiedział wysmarowany farbami brodacz. Okay, Monet – rzekł pan Jurek – choć ze mną na zaplecze, coś ci powiem. – Aha – dodał wskazując palcem innego brodacza – ty też chodź. – Jak się nazywasz, bo zapomniałem? – Zola proszę pana, Emil Zola. – Ładnie, nie ociągaj się, no już, na zaplecze.

I tak pan Jurek wykreował nowy rynek sztuki, który na pozór tkwił korzeniami w dziełach dawniejszych pejzażystów, ale w istocie był kontynuacją sztuki dworskiej. Rynek ten i jakości na nim promowane były gwarantowane przez państwo. To ważne, ale o tym zapominają wszyscy. Były też gwarantowane osobiście przez pana Jurka, z którym nikt nie zadzierał, bo wszyscy się go bali. Najważniejszą cechą tego rynku, także przez pana Jurka gwarantowaną, był szum. To znaczy był to rynek samopromujący się i polityczny w sensie przez nas tutaj wypracowanym. To znaczy, że koszta promocji przerzucone były na przeciwnika. Im więcej szydery było na rynku tym notowania promowanych przez pana Jurka artystów stały lepiej. Po aferze Deryfusa zaś zrobił się na tym rynku młyn prawdziwy i wszyscy już tylko sprawdzali, który pacykarz jest za Dreyfusem, a który przeciw. Oczywiście, ktoś spostrzegawczy powie, że na tym rynku był rzeczywiście tylko jeden prawdziwy artysta – pan Jurek. To jest jednak łatwizna i nieprawda. Nie znaczy to jednak, że rynek sztuki może istnieć bez pana Jurka. Nie może. Rynek sztuki nie może istnieć bez papieża Juliusza, bez Medyceuszy i bez pana Jurka. Żeby zaistniał jednak pod ich patronatem plany tych ludzi muszą być absolutnie i bezwzględnie poważne a także zaplanowane jako nieodwracalne w skutkach. Ktoś powie, że ja tu niepotrzebnie komplikuję sprawę mecenatu. Nieprawda. Po zdewastowaniu rynku sztuki sakralnej i zepchnięciu go w niebyt sprawa mecenatu zaczęła śmierdzieć nieprzyjemną bardzo tajemnicą. Na placu boju bowiem zostały – państwo i bank. Ten pierwszy byt przegrał swoją propagandową walkę z bankiem, widzimy to dziś, ale w czasach pana Jurka nic tego jeszcze nie zapowiadało. I teraz dochodzimy do naszych dzisiejszych komplikacji – państwo nasze zabiera się za mecenasowanie, nie mając pojęcia o co w ogóle w tym chodzi i obarczając artystów odpowiedzialnością za organizację rynku. Artystom tym nie daje się ani pieniędzy, ani wytycznych, a to są tylko artyści, oni – jak słusznie napisał Tomek – nie wiedzą. Im trzeba powiedzieć jaki jest trend i czego się od nich oczekuje. Zanim jednak padnie jakaś sugestia ze strony urzędników państwowych oni sami muszą mieć plan. Bardzo ogólny, zawarty w jednym, dwóch zdaniach. Potem ten plan muszą przedstawić artystom, którzy rozpoznani są jako ludzie posiadający stosowne do podjęcia wyzwań atuty, czyli talent, warsztat i dorobek. Nie musi być duży ten dorobek. Musi być taki, by można było wydać ocenę lub mieć nadzieję. Do tego powinien być dołączony klarowny sposób finansowania, który promuje jednych, a odbiera szansę innym. Tak jak to było w czasach pana Jurka, wielu dobrych, rokujących malarzy się nie załapało. Wielu zarobiło miliony, a wielu tylko tysiące franków. No, ale tysiąc franków to także jest pieniądz i da się go na coś wydać. Dramat obecnej sytuacji w Polsce polega na tym, o czym napisał Tomek. Nikt nie wie po co mamy kręcić filmy inne niż „Smoleńsk”. Nikt nie pozwala żadnemu artyście pokazać jakie są jego propozycje w zadanych tematach, bo urzędnik dzielący kasę wie lepiej. Do tego zaś mamy cały olbrzymi rynek sztuki lewicowej, który jest kontrolowany od spodu, od najmarniejszego satanisty piszącego poezję gdzieś w przycmentarnych krzakach, do Sasnala, który jak już coś namaluje, to zamiast sprzedać to i się upić, idzie do telewizji i zapowiada swój wyjazd z Polski. Już ze sześć razy zapowiedział i ciągle bydlę jedno tu siedzi….Czy to nie dziwne? Aha, jeszcze jedno – forsę na tym naszym rzekomym rynku trzyma Świrski i boi się ją wydać, bo nie wie jakie będą konsekwencje. Rację ma Tomek także jeśli idzie o odbiorcę. Nie ma dla kogo robić tej sztuki, bo odbiorca jest po prostu niewychowany. Ja to powiem wprost, ściągając na swoja głowę różne odia. Mam to w nosie. Odbiorca jest niewychowany, bo jak już doznaje olśnienia i widzi, że jednak telewizja kłamie, a gazownia jeszcze gorzej, zaczyna myśleć, że pokazanie w filmie męczeństwa Pileckiego, albo jakiegoś innego oficera sprawi, że pryszczaci młodzieńcy zaczną przeprowadzać staruszki przez ulicę. Ja się z tak wyrażonym pragnieniem spotkałem wprost. I teraz ważna kwestia. Czy odbiorca ma coś do powiedzenia na rynku? Nie ma. To trzeba jasno wyrazić. Dobrze to widać, na rynku organizowanym przez lewicę, gdzie od ponad stu lat odbiorcę traktuje się jak śmiecia, a on wyje z zachwytu. U nas odbiorca to święta krowa, a jak jest do tego jeszcze ten odbiorca emerytowaną nauczycielką polskiego, albo historii, spokrewnioną z jakimś ważnym socjalistą, to koniec. Opinie takiej osoby mają wagę proroctw. I nie ma od nich odwołań. Idźmy dalej. Rynku nie robi się poprzez poszukiwanie akceptacji odbiorców. Rynek sztuki to część biznesowego planu jakiejś organizacji, w przypadku pana Jurka, część planu państwa. Rynek to cześć planu propagandowego jakiejś organizacji, w przypadku pana Jurka, część planu państwa. To wszystko jednak jest tak zorganizowane, by aspektów tych odbiorca nie dostrzegał. By stał tylko w niemym zachwycie i nie mógł otworzyć ust.

Nie ma więc mowy o żadnej prawicowej sztuce dopóki rynek nie zostanie zorganizowany według opisanych tutaj zasad. By tego dokonać trzeba najpierw sterroryzować odbiorcę. Tylko kto ma to zrobić, jak żyjemy w demokracji i każdy polityk trzęsie się, że go nie wybiorą następnym razem? Czy pan Jurek się nie bał o to samo? Nie, albowiem on miał gwarancje na swoją karierę, podpisane daleko, daleko, od Paryża. Jego dintojra była w Waszyngtonie i tam też lansował swoich podopiecznych. I doskonale przy tym wiedział, że demokracja jest fikcją.

Jak widzicie mówimy tu o sprawach poważnych, z którymi żaden z polskich polityków nie może się zmierzyć. Nie ma mowy, bo to są, przepraszam, za wyrażenie siurki. Tak więc w Polsce katolickiej i prawicowej można co najwyżej zorganizować rynek gęsiego smalcu. I to wszystko.

Teraz o Kościele. Biskupi dobrowolnie oddali masonom, państwu, lewicy, czy komu tam chcecie rynek artystycznej propagandy i siedzą cicho jak myszy pod miotłą, sugerując wiernym, że to wszystko nie ma znaczenia, albowiem liczy się słowo, a poza tym nie wiadomo czy Paruzja nie nastąpi jutro. Nie wiem czy nie nastąpi, tak samo jak nie wiedzieli tego jezuici rozpoczynajac kontrreformację i promując w jej ramach nową sztukę. Nie wiedzieli ale nie zawahali się. Postawa zaś Kościoła i sposób wychowania wiernych jaki dziś jest dominujący to festiwal lęków połączonych z kokieterią. I tak jak w socjalizmie rządzą tam stare wariatki. Jak słusznie wczoraj zauważył Grzeralts one nie muszą być wcale stare, nie muszą być też kobietami. Chodzi o pewną figurę zaopatrzoną w charakterystyczne i rozpoznawalne emocje, które maja na duchownych wpływ paraliżujący. Tak się sprawy mają. Bardzo dziękuję Tomkowi, że napisał ten wczorajszy tekst.

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

mar 032018
 

Pojeździłem ostatnio trochę metrem po Warszawie. Powiem Wam, że wrażenie jest wstrząsające. Dla kogoś, kto za jedyną rozrywkę uspokajająca ma obserwowanie myszołów krążących nad domem, jest to wręcz nie do wytrzymania. Na każdej ścianie jest monitor, a w nim non stop leci propaganda. Jest gorzej niż w Czechosłowacji w latach osiemdziesiątych, kiedy popołudniami włączali szczekaczki. Kiedy siedziałem w tym metrze cały czas leciała reklama Bagsika i Gąsiorowskiego. Udział w niej brali także były prezydent Wałęsa, milicjant Dziewulski i jeszcze ktoś, ale nie pamiętam kto. Nie słyszałem dokładnie głosu, ale napisy mówiły wszystko. Rozpocznie się sprzątanie wstecz, tak był podpisany Bagsik, sprzątanie wstecz w związku z tym, że cała afera Art B, była źle zinterpretowana. Jej bohaterowie zaś to nie złodzieje, ale szlachetni ludzie walczący o lepsze jutro. Kiedy kończył się film z Bagsikiem i Gąsiorowskim emitowana była reklama biegu „Wilczym tropem”. Na ekranie pojawiała się wielka wilcza łapa odciśnięta w śniegu, a następnie sylwetki młodych ludzi z bronią w ręku, którzy najwyraźniej gdzieś się spieszą. Potem podawano miejsce zbiórki – cytadela, ulica Skazańców 25. Kapujecie? Tu Bagsik z Gąsiorowskim będą robić sprzątanie wstecz, żeby sobie wyprostować życiorys, a tu spotkanie patriotycznej młodzieży na ulicy Skazańców 25. To jest wprost nie do uwierzenia, taka koincydencja. No chyba, że nie jest to koincydencja, tylko celowe działanie biura promocji miasta stołecznego. W każdym razie robi to wstrząsające wrażenie, na kimś, kto odwykł już od tego, że non stop bombardują go jakimiś treściami.

Przed nami całe trzy lata takich niespodziewanych zbitek obrazów i słów, które mam nadzieję wyzwolą nas w końcu z tego obłędu, o którym tu ciągle gadamy. Teraz chciałbym gładko przejść do spraw poruszonych wczoraj. Muszę się w tym celu powołać na scenę z filmu „Wilk z Wall Street”. Kiedy ta cała banda siedzi przy stole, jeszcze gdzieś w podrzędnej knajpie, Leonard mówi do nich – sprzedajcie mi ten długopis. Nikt nie wie jak to zrobić, poza najgłupszym ćwokiem, który marzy tylko o tym, by pakować na podwórku i żeby laski mruczały. On bierze ten długopis i mówi do Leonarda – daj mi swój autograf. – Nie mam długopisu – odpowiada Leonard i śmieje się z całej reszty – widzicie – mówi – wykreował pilną potrzebę, którą należało natychmiast zaspokoić. I każdy cwaniak po obejrzeniu tej sceny już wie, że żeby cokolwiek sprzedać trzeba wykreować potrzebę. To jest gówno prawda. Żeby coś sprzedać, trzeba wykreować cały rynek i o tym także jest ten film. Tyle, że ta akurat prawda nie jest wyrażona wprost. Bo takich spraw się nie ujawnia, widać to jednak dokładnie. Sukces Leonarda polega na tym, że nobilitował on i wyniósł o pięć poziomów wyżej pewien leżący na uboczu rynek. Wykreował go. Połączył narzędzia, które wręczyli mu do ręki wielcy maklerzy i zastosował je do sprzedaży, przy której teoretycznie nie powinny być stosowane. No i się zaczęło. My robimy podobnie, dobrze to widać na przykładzie książek o gospodarce. Mamy poważną, naukową treść i dołączamy do niej komiksowe okładki. I nikt nie może uwierzyć, że tak można….Nie to nas dziś jednak interesuje. Mamy oto, w co nikt mam nadzieję, nie wątpi zestaw prawd podstawowych, które są i muszą być przed naszymi oczami ukryte. Ponieważ ukrywanie czegokolwiek naprawdę graniczy z niemożliwością, one czasem ujawniają się mimowolnie, tak jak w przypadku Bagsika, Gąsiorowskiego i ulicy Skazańców 25. Ludzie ukrywający prawdę, wiedzą, że nie da się tego zrobić poprzez położenie palca na ustach i zrobienie ciiiiiiiiiiii……Wiedzą, że prawdę ukrywa się poprzez odwrócenie uwagi. Myślę, że są całe zespoły prestidigitatorów, które ćwiczą się wyłącznie w konstruowaniu takich memów, które wyglądają jak prawdziwe, ale prawdziwe nie są. Żeby rzekoma demaskacja była skuteczna należy ją wprowadzić na rynek i tam propagować, do tego jednak potrzebny jest budżet. Ludzie zajmujący się zawodowo ściemnianiem, nie wydadzą swoich pieniędzy, muszą tym kosztem kogoś obarczyć. Na przykład ministerstwo kultury, które finansuje projekty obce i szkodliwe dla miejscowych, za pomocą pieniędzy tychże miejscowych. Do projektów tych zaliczam zarówno Bagsika i Gąsiorowskiego, jak i bieg „Wilczym tropem”. To są dwie strony tego samego medalu, które, mimowolnie, lub przez czyjąś głupotę właśnie się ujawniły. Jest jeszcze trzecia strona medalu, tak jak są plusy dodatnie i plusy ujemne. Tą trzecią stroną są projekty takie jak Patlewicz. Zacznę od schematu konstrukcji, która została w tym projekcie użyta. To jest podręcznik, w którym poodwracano wektory. To znaczy autor przepisał akademickie skrypty dla podstawowego kursu historii Polski, ale wszystko tam ocenił inaczej niż było pierwotnie. I tyle. To by oczywiście nie zostało zauważone, gdyby nie szum medialny i zaangażowanie tak zwanych autorytetów w promocję. I teraz ważna rzecz, wszystkie te elementy zebrane razem, gwarantują sukces tylko w tym wypadku, kiedy autorytety nie podlegają krytyce i kiedy, poza sferą dotowaną, nie istnieje żaden inny rynek treści. No, ale on istnieje, tu u nas. To my łączymy pozornie nieprzystające do siebie elementy i tworzymy z nich nową jakość. Tamci zaś próbują przekonać czytelników, że jak się coś zrobi tak samo tylko inaczej, to wyjdzie z tego coś fantastycznego. Nie wyjdzie, mowy nie ma. Jest za to przymus osiągnięcia sukcesu, albowiem chodzi o odwrócenie uwagi. No, ale ten sukces nie może być osiągnięty do momentu, w którym my tutaj szczekamy. I już jest jasne kto jest największym wrogiem patriotów antypatriotycznych i tych co się zbierają na ulicy Skazańców pod numerem 25.

Jest jeszcze jednak sprawa. Propaganda dotowana musi być maksymalnie spłaszczona i posiadać takie cechy, które będą z miejsca rozpoznane przez wszystkich oraz wywołają stosowną reakcję – entuzjazm, bądź wrogość. Propaganda dotowana nie oferuje żadnego autentycznego wtajemniczenia. Może jedynie wciągać ludzi w pułapkę łatwych dyskusji, demaskujących Leszka Millera jako agenta Moskwy, czy też CIA, a Balcerowicza jako agenta Tel Avivu. To wszystko. Ma to sens i rację bytu, bo co roku nowe i coraz liczniejsze grupy osób dochodzą do wniosku, że coś jest z tym światem nie tak i poszukują wyjaśnień. I na takie wyjaśnienia zawsze się znajdą w budżecie pieniądze. Nie zaspokaja to jednak w żaden sposób autentycznych potrzeb dusz i serc ludzkich, które są głębokie i poważne. Nie zaspokaja, a wręcz je lekceważy i ludzie, którzy do nas przychodzą widzą to od razu. Dlatego tu są. Oni to lekceważenie wyczuwają w seplenieniu Patlewicza, a nerwowych tikach tego drugiego, w uśmiechu profesora Żaryna i sygnecie i całym emploi Marcina Roli. I co ja mam na to powiedzieć? Jest świetnie. Róbcie tak dalej. Nie zmieniajcie tego wszystkiego ani na jotę. Jest tak świetnie jak jeszcze nigdy nie było, a jak ktoś nie wierzy, niech poczyta sobie wczorajsze komentarze na coryllus.pl

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

mar 022018
 

Zanim przejdę do spraw ważnych chciałbym żebyśmy wszyscy wspólnie zastanowili się nad porządkiem jaki od dawna przestał panować na naszym portalu. Ponieważ ja dość łatwo, po dziewięciu latach pisania dzień w dzień i komentowania, odgaduję o co komu chodzi, opowiem teraz o tym w słowach prostych i klarownych. Dobrze radzę, by wszyscy mnie posłuchali.

Nie chcę, żeby Szkoła nawigatorów zamieniła się w śmietnik, gdzie będą wrzucane stare teksty, linki, odnośniki, bez śladu refleksji. Nie piszę tego do Toyaha, który ma teraz różne kłopoty i radzi sobie jak może, ale do bosona. Ja doskonale wiem o co ci boson chodzi i dlaczego umieszczasz tu po trzy teksty dziennie. Jak pewnie jednak zauważyłeś, nie przynosi to spodziewanego efektu, przeciwnie wywołuje zażenowanie i zakulisowe dyskusje, o których cię tu informuję, żebyś miał świadomość błędu, który popełniasz. Nie rób z tego portalu śmietnika – taka prośba. Jak chcesz coś napisać. To po prostu to napisz, weź się do roboty i napisz. Proszę Państwa – uwaga do wszystkich – jeśli komuś się zdaje, że wystarczy umieścić tu cokolwiek, żeby zyskać cień popularności, ten się myli. Ja tu pracuję codziennie, tak jak przez dziewięć lat pracowałem na blogu w salonie i na swojej stronie, a do tego piszę i wydaję książki. Jest mi niezmiernie przykro, że jedynym efektem tej pracy jest to krępujące złudzenie – a skoro jemu klikają, więc jak wrzucę jakieś gówno to i do mnie przyjdą. Tak się nie robi. Strategia zdobywania czytelników nie zna słowa skróty. Dobrze, żeby wszyscy to sobie to zapamiętali. Teraz Maryla. Nie życzę sobie, by były tu linkowane jakiekolwiek teksty z salonu24, ze szczególnym wskazaniem na teksty mistrza pługa. Mistrz pługa dostał ode mnie propozycję pisania w Szkole Nawigatorów, napisałem do niego list i poprosiłem, żeby się już na mnie nie gniewał. Odpowiedział mi na to wysyłając całą listę grzechów i zaniechań jakie wobec niego popełniłem, a na koniec tego listu dał mi ostrzeżenie i naukę. Ja to sobie przeczytałem i dobrze zapamiętałem. Jak to się dawnymi laty mawiało – i do łoża, i do stoła, jeden tylko raz się woła. Ja oczywiście nie jestem taki zawzięty, ale nie ma mowy o tym, by linkować tu teksty z salonu, szczególnie po tym co on mi napisał. Tak więc jeśli chce pisać w Szkole nawigatorów, powinien mistrz pługa, założyć sobie tutaj blog. Jeśli z jakichś powodów nie chce, niech robi klikalność Jankemu.

Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli co mam na myśli i dostosują się do moich próśb. Wątek zaś ten, jako poboczny, nie będzie komentowany. A kolega boson, nie będzie się do wieczora dopytywał o co mi chodzi, ale tak wiecie, naprawdę, bez ściemniania.

Idźmy dalej. Wczoraj nagrywałem u Michała różne materiały. Reklamowałem między innymi film Grzegorza Brauna. Był to ostatni raz kiedy reklamowałem ten film. Mam też prośbę do Grzegorza, żeby już nie czuł się zobowiązany i nie wspominał o mnie i moich wydawnictwach, w swoich publikacjach. Dziękuję mu za wszystko, co dla mnie zrobił, ale już wystarczy. Dlaczego tak? Zajrzałem sobie wczoraj na stronę wydawnictwa 3 DOM, gdzie reklamowane są książki Patlewicza i tego drugiego. Przeczytałem też co napisał wczoraj nasz nieoceniony Wolfram na temat zakresów działań wydawnictwa Zona Zero, które za dotacje państwowe drukuje książki Magdy Ogórek. Mamy oto zespół cały bytów propagandowych, który rozciąga się od Magdy Ogórek poprzez Marcina Rolę do Grzegorza Brauna promującego zarówno Patlewicza, jak i tego drugiego, Pana Nikt. Sprawdziłem też jak wygląda oferta tych wydawnictw i ile tam jest produktów. A także kto prócz postaci tak kontrowersyjnej jak Grzegorz Braun, promuje jeszcze te książki. Otóż czyni to profesor Jan Żaryn. Ciekawie brzmią słowa, a jakich to czyni:

Zachęcam do czytania książki pana Radosława Patlewicza. Po pierwsze dlatego, że jego podręcznik nie przypomina żadnego z dotychczas wydanych, i nie dlatego, by autor kompromitował się nieznajomością faktów. Należy on do zupełnie innego środowiska ludzi niż metodycy szkolni, pracownicy ministerialni, nauczyciele, edukatorzy np. IPN czy autorzy podręczników. Jest propozycją zewnętrzną w stosunku do świata dydaktyki, który od dziesięcioleci narzuca cele kształcenia i wychowania młodzieży. Szkoła polska składa się oczywiście z wielu wybitnych nauczycieli historii, ale jakże wielu z nich – z racji gonitwy za programem – nie jest w stanie poruszyć szarych komórek swoich podopiecznych, by wykazały się jakimkolwiek „aktem strzelistym” czy odchyleniem od normy interpretacyjnej. Ten podręcznik jest skierowany do uczniów, którzy – po jego lekturze – będą mogli wzbogacić lekcje historii swoim intelektualnym sprzeciwem, swoją porcją pytań, wątpliwości i niestandardowym widzeniem przeszłości Polski. I o to chodzi!

A teraz Grzegorz Braun:

Nie wiem, czy ktokolwiek już tak pisał u nas o geopolityce: z tak okrutną (aż do sadyzmu) szczerością – na którą pozwolić może sobie tylko człowiek całkowicie wyzbyty poprawiających samopoczucie złudzeń, a jednocześnie niepodlegający politycznym uzależnieniom odejmującym śmiałość. Z tak kompletną dezynwolturą – do której pełną legitymację daje tylko nieprzeciętna erudycja, kultura literacka i żelazna logika analizy. (…)

Pan Nikt jest żołnierzem Wielkiej Polski– żołnierzem z własnego zaciągu, samotnym szermierzem, a nie kondotierem użyczającym niebagatelnych zasobów swego intelektu tej czy innej sitwie, temu czy innemu mocodawcy. W jego osobie polska polityka zyskała jednego z najtęższych analityków, a polska literatura polityczna jedno z najlepszych piór

 

Ja niestety nie posiadam w sobie aż tylu talentów, ile łączą w jednym ciele Patlewicz z panem Niktem, powiem więc tylko wprost co myślę – to jest próba narzucenia przez urzędników, byłych funkcjonariuszy i akademię sposobu narracji, całej tej grupie zwanej prawicą. Po czym ja to poznaję? Po seplenieniu Patlewicza. Tak już bowiem jest, że jeśli za coś biorą się organizacje, których korzenie tkwią hen, hen, w Polsce ludowej, dokonują one selekcji negatywnej. Równają, jak to mówi, do siebie i sądzą według siebie. Jestem szczerze zdziwiony tym, że uczestniczy w tym Grzegorz Braun. No, ale widocznie musi. Jeśli ktoś nie rozumie o czym piszę, wyjaśniam łopatologicznie – w normalnych warunkach, to Patlewicz przypieprzałby ile sił, by reklamować i sprzedawać Brauna, a nie na odwrót. To talent bowiem musi być promowany, a nie beztalencia za pomocą wynajętego talentu. Tak działa świat rzeczywisty, z którym nie mamy do czynienia, niestety. Grzegorz Braun bowiem nie osiągnął jeszcze żadnego sukcesu, on jedynie dał znać, że może osiągnąć sukces i natychmiast został wprzęgnięty w machinę propagandową, złożoną z ćwoków, którym się zdaje, że są demiurgami zmieniającymi świat.

Chciałem też, rzec słowo o sposobie promowania tych autorów. Jak czytam – żołnierz z własnego zaciągu, to myślę – onanista. I nic tego nie jest w stanie zmienić. O tym komu swojego intelektu użycza Pan Nikt orzekał nie będę, bo Grzegorz Braun wie to lepiej ode mnie.

Teraz uwaga do wszystkich, także do troli, którzy ostatnio pojawiali się zarówno w Szkole nawigatorów, jak i na stronie coryllus.pl. Zwróćcie łaskawie uwagę na dysproporcję pomiędzy ilością produktów, na stronach wymienionych wydawnictw, a ilością nagrań i festynów z udziałem promowanych tam autorów. Zwróćcie też uwagę jak ta proporcja wygląda w naszym przypadku. O sposobie finansowania tamtych mówił już nie będę, bo wszystko jest jasne. Niech więc, po zbadaniu tej sprawy, nikt tu nie przychodzi i nie pieprzy mi o jedności prawicy. Niech wszyscy też zwrócą uwagę na to, jak wyglądają próby stworzenia środowiska tam i u nas. To jest rzecz najważniejsza, bo jak sądzę, kiedy już nam się uda stworzyć to środowisko, zostaniemy zaatakowani. Wszyscy, którzy mają zamiar pisać i wydawać u mnie książki, muszą mieć tego świadomość. Teraz sprawa najistotniejsza. Przygotowujemy się do wydania ważnych bardzo książek, wszystkie one ukażą się w serii gospodarczej. I teraz tak – jeśli zauważę cień, choćby inspiracji pochodzącej z naszych książek u kogokolwiek z wymienionych tu osób, zajmiemy się w Szkole nawigatorów analizą treści prac profesora Żaryna. Nie Patlewicza, nie pana Nikta, a właśnie profesora Żaryna. I wtedy dopiero okaże się, co to jest zewnętrzna propozycja w stosunku do świata dydaktyki.

Wątek ten uważam za szalenie ważny, dlatego będę kontynuował go jutro. Teraz słów kilka o ogłoszonej wczoraj ofensywie. Niestety zabuksowała na samym początku, w drukarni epidemia grypy, a więc nie było komu okleić naszych książek. Przyjadą dopiero w przyszłym tygodniu. Tak to bywa. Nie martwmy się jednak, bo wszystko będzie dobrze.

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

 

mar 012018
 

Sprawy mają się tak – albo zintensyfikujemy sprzedaż z nową ofertą, albo możemy się zwijać. No więc postanowiłem zmienić ofertę, a do tego tak zaplanować edycję następnych tytułów, by co tydzień w naszym sklepie pojawiała się nowa książka. To jest trudne, ale nie jest niemożliwe. Jeśli się nie uda co tydzień umieszczać w księgarni naszej książki, będziemy dobierać tytuły z rynku. Do tego jeszcze dojdą pogadanki, których mam nadzieję, będzie coraz więcej. Dziś jadę do Michała nagrywać promocyjną pogadankę numeru protestanckiego. Jutro, jak Bóg pozwoli zjedzie tu książka Bandrowskiego – brata Kadena – zatytułowana „Przez jasne wrota”, opowiadająca o losach Polaków na Dalekim Wschodzie. Jej fragment prezentowaliśmy w 15, czeskim, numerze Szkoły nawigatorów. O tym co pojawi się po niedzieli mówił na razie nie będę, żeby nie zapeszyć. Chciałem tylko rzec, że prowadzona przez niektórych czytelników polityka komasacji zamówień przestaje mieć niniejszym rację bytu. Książek będzie za dużo, nie ma co czekać na nowe, bo cały czas będą nowe. Nie wiem czy to się uda, ale prócz drugiego numeru naszej gazety, który mam nadzieję wyjdzie na wiosnę, spróbujemy zrobić także katalog i dystrybuować go przez pocztę. To jest ryzyko, ale nie widzę innej możliwości poszerzenia kręgu czytelników. A po obejrzeniu zalinkowanego tu nagrania z programu w realu24 tylko się w swoim uporze dotyczącym katalogu utwierdziłem. Rzeknę teraz słów kilka o tym nagraniu. Oto ono

https://www.youtube.com/watch?v=Ak6Ep2I6-DA

O mnie jest od 18 minuty.

Wypowiada się w nim niejaki Patlewicz, były komentator z naszego bloga w salonie24, który siedząc tam przez dwa lata i podkradając tematy mianował się autorem i napisał książkę „Polityczna historia Polski”. Co ta sepleniąca kreatura może wiedzieć o politycznej historii Polski nie próbuję nawet zgadywać. W każdym razie sprawa ma następujący wymiar. Każda taka postać która coś sobie wystruga korzystając z naszej tutaj aktywności zostanie z otwartymi rękami przywitana przez twórców programów internetowych na tematy patriotyczno-polityczne. Udział w tych programach nie zmienia ani na jotę sytuacji Patlewicza i jemu podobnych. Ona przed i po programie jest tak samo beznadziejna, a Patlewicz musi dalej seplenić, żeby mieć na chleb codzienny. No, ale przyłazi tutaj i po cichutku pasie się naszymi dyskusjami i pracą, a potem robi z siebie odkrywcę tematów kontrowersyjnych. Proszę bardzo oto dowód:
https://www.youtube.com/watch?v=7AHD4NjLbiY

Patlewicz bez krępachy streszcza tu notki naszego kolegi Betacoola i nawet przy tym nie mrugnie. Nie łudźcie się, że będzie inaczej. Ta banda złodziei sterowana przez nie wiadomo kogo wyczuła swoją szansę i będzie tę swoją działalność kontynuować. My możemy mieć na to tylko jedną odpowiedź – swoje nagrania, swoje gazety, swoje książki i za każdym razem jak jeden z nich się tu, czy gdziekolwiek ujawni w naszej obecności, musi się dowiedzieć, bardzo dokładnie, za co go uważamy i co o nim myślimy. Najlepiej, żeby była jeszcze przy tym jego matka.

No dobrze, teraz kontynuujmy wątek ofensywy. Zaczynamy książką ściągniętą z rynku. Jest to książka niezwykła pod każdym względem – Pamiętnik podlaskiego szlachcica autorstwa Juliana Borzyma. Prawdziwy, niezakłamany, autentyczny pamiętnik podłomżyńskiego ziemianina z pierwszej połowy XIX wieku. Do wydawców można mieć jedynie pretensje o to, że nie zadbali o korektę tekstu i wydali to dzieło ze wszystkimi jego przyrodzonymi błędami. Nie ma to jednak znaczenia, bo ilość ciekawych wątków, a także zaskoczeń jest za duża, by się tym przejmować.

Ja akurat otworzyłem tę książkę na stronie poświęconej powstaniu listopadowemu. To jest niesamowite. My tutaj, co jakiś czas, popiskujemy sobie cicho o tym, że może to była prowokacja, może nie trzeba się tym ekscytować, bo przecież tragedia popowstaniowa, emigracja i cierpienia zesłańców nie były warte tego zrywu. Popiskujemy jak powiedziałem, bo nie można przecież psuć formatu, który został nam wszystkim narzucony odgórnie przez socjalistyczne szkoły i takież ministerstwa. No, a w pamiętniku Borzyma stoi jak wół:

Zaledwie Europa odetchnęła po krwawych wojnach, kiedy na zachodzie wybuchła rewolucja w Belgii. Francyja popierała Belgów w nadziei, że Belgia po odniesionym zwycięstwie nad Holendrami, przyłączy się do Francyi. W sekrecie projekt taki istniał i dla tego to jednocześnie rozpoczęło się wrzenie we Francyi. Dopatrzywszy taką kombinacyję dyplomatyczną, Prusy i Rosyja powzięły zamiar temu przeszkodzić. Szczególnie cesarz Mikołaj dopatrywał w tym przeprowadzenie idei Napoleońskiej.

Wojsko polskie jako najdalej posunięte na zachód, miało ruszyć naprzód.

Francyja i Belgija żeby temu zapobiedz, postanowiły Rosyję zatrudnić u siebie, a mianowicie, wywołać powstanie w Polsce przeciwko Rossyi. Agitacyja w tym celu przyjęła się skwapliwie najprzód w szkole podchorążych, a potem w całym kraju. Wysocki podpaleniem szopy na Solcu, dał hasło do boju.

Jak widzimy na Podlasiu w XIX wieku wiedzieli ludzie dużo więcej niż my teraz. My zaś dzisiaj dopatrujemy się, zarówno w rewolucji belgijskiej, jak i w powstaniu listopadowym, intrygi angielskiej. No, ale za to uważa się nas za wariatów. Szlachcic podlaski pisze wprost jak było. Na to jednak, by jego wersja znalazła się w podręcznikach szkolnych nie ma szans. Nie ma nawet szans na to, by w tych podręcznikach pisać – szopa na Solcu, a nie browar na Solcu. Jak jeden facet miał podpalić browar, późną jesienią, przy słocie i bez zapałek oraz benzyny?

W Pamiętnikach podlaskiego szlachcica polityka miesza się z dniem codziennym. Tekst, choć pełen błędów znamionuje niezwykły talent autora. Trzeba będzie się zastanowić czy nie wydać tego kiedyś pod własnym szyldem. No, ale na razie mamy tę książkę z rynku. Mam nadzieję, że uda się ściągnąć z rynku także antologię wspomnień ziemian polskich wydaną przez ośrodek Karta. W antologii tej znajdują się fragmenty wspomnień Edwarda Woyniłłowicza.

Na koniec wiadomość niezwykła. Oto książka Zielone rękawiczki została przez czytelników zgłoszona do 11 edycji Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy. To jest naprawdę znakomita wiadomość. Jutro wysyłamy egzemplarze dla jurorów. Na dziś to tyle. Ruszam w drogę, mam nadzieję, że mróz mnie nie zabije.

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

lut 282018
 

Na początek dziękuję wszystkim, którzy przesłali mi wczoraj życzenia. Czy to za pomocą sms-a, czy też maila, albo facebooka. Na szczęście do końca wczorajszego dnia nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Powiem Wam jednak coś niewesołego. Słabo jakoś ze mną. Gdyby mi ktoś wczoraj z rana próbował wytłumaczyć, że podłączam plus do minusa, a minus do plusa i w ten sposób mogę spalić obydwa samochody, na pewno bym mu nie uwierzył. Przecież sprawdziłem i wyraźnie widziałem ten plus na akumulatorze. Dopiero po południu, jak pan Wojtek przyjechał z warsztatu, żeby mi pomóc, okazało się, że to nie plus, ale minus. No więc przekrzywiłem tylko czapkę, odsłoniłem lewe ucho mimo mrozu, jak to zwykle czynię w chwilach zaambarasowania i milczałem. To jednak nie wszystko. Jest gorzej. Oto dzięki nieocenionemu Georgiusowi mam tu teczkę z napisem Rotszyldowie, a w niej same w zasadzie rewelacje, które muszę zaraz obrobić. Próbowałem już wcześniej i znalazłem tam niesamowity wycinek, w którym była mowa o początkach fortuny starego Rotszylda, tego z Frankfurtu, co miał pięciu synów. Zapamiętałem ten wycinek, wiedziałem gdzie są obrazki, a gdzie tekst i wydawało mi się też, że zapamiętałem tytuł gazety, z której go wziąłem – Goniec Chikagoski. Oznaczyłem go też po swojemu żeby nie zginął. Wczoraj zabrałem się za robotę i chciałem zacząć kolejny rozdział. Od tego wycinka właśnie. I wiecie co…zginął. Nie ma go. Przejrzałem wszystko po dziesięć razy. Wygląda na to, że go wymyśliłem. Na dokładkę jeszcze obejrzałem sobie wcześniej film Piękny umysł. O tym wiecie, gościu, co widział swojego współlokatora, a potem agenta FBI i małą dziewczynkę, ludzi, których w rzeczywistości nie było. No nic…może się znajdzie ten wycinek. Będę spokojniejszy. A plus na akumulatorze poznaje się po tym, że czerwony kabel od niego odchodzi. Piszę to, bo mam nadzieję, że jednak to tylko zmęczenie.

Teraz idźmy w stronę naszego ulubionego starszego sierżanta. Daniels jak wiemy ma na imię sierżant. Po Dęblinie zaś, dawnymi laty krążyła taka anegdota. Oto w kasynie na Twierdzy, był stół bilardowy, a nad nim bywający tam oficerowie, powiesili kartkę z napisem – podoficerowie, kobiety i zwierzęta nie grają. Sentencja ta, mocno niesprawiedliwa wobec dziewczyn, ma jednak swoją głębię i porządkuje świat w wyraźny i nie dający się zakwestionować sposób. Dziewczyny w tym lokalu nie bywały, jak mniemam, psów nikt nie wpuszczał, do rozegrania pozostawali jedynie aspirujący podoficerowie. No to ja się pytam – skoro nie grają, to o czym my gadamy z Danielsem?

Sierżant powiedział, że Oświęcim powinien być wyłączony z terytorium Polski, Polacy nie powinni utrzymywać tego obiektu, a zarządzać nim winna jakaś specjalna straż. To ja mam jeszcze jedno pytanie – czym wobec tak postawionego problemu Grota Narodzenia Pańskiego w Betlejem i Golgota – miejsce męki, też powinny mieć status obszarów eksterytorialnych, zarządzanych przez gwardię papieską i utrzymywanych ze składek wiernych na całym świecie? Ja jestem za. Niech Szwajcarzy z Rzymu obstawiają te miejsca i nie wpuszczają tam na wszelki wypadek żadnych izraelskich żołnierzy, ze szczególnym wskazaniem na podoficerów. Żydzi zwyczajni, cywilni i tak nie przyjdą, to jasne. Podoficerowie zaś, co zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość, nie grają. Nie ma więc o czym z nimi gadać.

Ponieważ w Polsce nie da się niestety nikomu wbić do głowy tej prostej prawdy – że nie grają, wszyscy, z ojcem Rydzykiem na czele usiłują Danielsa lansować. Do tego jeszcze ludzie przeprowadzający z nim wywiad, tacy jak Karnowski, piszą potem, że są pełni podziwu dla Polaków, którzy wśród takich propagandowych nacisków zachowują spokój i nie dają się wciągać w żadne prowokacje. Ja bardzo przepraszam, ale skoro stwierdzamy fakt istnienia prowokacji, to znaczy że nie ma przymusu robienia wywiadów z Danielsem. Bo podoficerowie nie grają. Skoro zaś ktoś się tym zajmuje to robi politykę reaktywną czyli szkodliwą. To znaczy, że uważa wszystkie wrzucane na rynek fejki zaś ważne i potrzebne, o ile mogą zrobić sprzedaż. I tak właśnie za pomocą motywacji ekonomicznych robi się rzeczywistość polityczną dla mas. Jeśli Polacy nie dają się wkręcić w prowokacje, to znaczy, że prowokacje istnieją, są faktem, a jedynym zadaniem polskich mediów jest ich demaskacja. Albowiem podoficerowie, kobiety i zwierzęta nie grają.

Kiedy widzimy o poranku nagłówki gazet i hot spoty na portalach, mamy wrażenie, że za chwilę wybuchnie prawdziwa wojna. Pogoń za sensacją, przemożna chęć uzyskania wyniku sprzedażowego lub klikalności pcha redaktorów i właścicieli mediów w stronę autentycznego zidiocenia, dużo gorszego niż moje, które każe mi źle podłączać kable do akumulatora i kładzie przed moimi oczami nieistniejące wycinki z polskich gazet wydawanych w USA. Nie ma bowiem mowy o sensacji prawdziwej w spreparowanej rzeczywistości. Tę zaś preparuje Daniels o imieniu sierżant. Nie oznacza to jednak, że sensacje nie istnieją. One są i można o nich pisać. Nie czyni się tego jednak z obawy, że naruszenie zasad gry narzuconych przez Danielsa spowoduje katastrofę i nikt nie będzie czytał newsów, wywiadów i reportaży. Kur…a! Jakich zasad!!!!? Jakiej gry!!!!? Ile razy mam powtarzać, że podoficerowie nie grają!!!!? Nie ma żadnej gry, a poczytne, opiniotwórcze tygodniki powinny zajmować się demaskacją prowokatorów, a nie ich lansowaniem. Uczestniczą bowiem w bardzo brzydkim procederze urabiania czytelników, nie dla swojego ani ich dobra. Uczestniczą w procederze urabiania czytelników dla dobra Danielsa i jego dalszej, dynamicznej kariery.

Dziś na WP pojawił się sensacyjny materiał, o liście środowisk Żydowskich z USA do Polaków. Tytuł był taki, że sądziłem iż falcony już nadlatują. Okazało się, że nie, że Żydzi napisali bardzo stonowany list, z którego jasno wynika, że oni mają dokładne, bliskie doskonałości, pojęcie o tym co się działo w Polsce w latach 1939-1945 i ono w zasadzie jest zbieżne z naszym pojęciem. Różnimy się tylko w jednym. My uważamy Żydów kolaborujących z Niemcami za grzeszników i zbrodniarzy, a oni uważają, że nic się nie stało. Różnimy się też oczywiście w ocenie komunizmu i armii czerwonej, ale to jest inny zupełnie temat. I co? Czy ktoś spróbował umówić się na wywiad z jednym z tych facetów co podpisali ten list? Nie. Dlaczego? Bo oni pisząc to robią propagandę dla siebie i chcą mieć pewność, że w sferze deklaracji zrobili wszystko co można. Wiedzą też, że wobec takiego listu należy się zachować stosownie i z godnością coś odpowiedzieć. Do nas jednak przysyłają Danielsa o imieniu sierżant, który zagaduje redaktorów naczelnych i mąci im obraz świata pierdołami o eksterytorialności Oświęcimia. Mam prośbę, czy moglibyśmy już z tym skończyć? Czy ktoś może porozmawiać z jakimś poważnym Żydem? I żeby to nie był Lejb Fogelman. Dziękuję….

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

lut 272018
 

Zanim przejdę do super poważnych rozważań, będzie trochę śmiechu. Dzisiaj są moje urodziny. A zaczęły się tak. Odpalił tylko jeden samochód. Poszedłem więc do składziku po kable rozruchowe i połączyłem je tak jak należy. Przy podłączaniu czarnego kabla z akumulatora poleciały iskry. O kurczę – pomyślałem, źle coś zrobiłem. Potem zauważyłem, że spod kabla się dymi. Rozłączyłem więc wszystko i machnąłem ręką na drugie auto, pomyślałem, że zawiozę wszystkich do szkoły moim samochodem. Potem jednak przeczytałem w internecie, że czarny kabel lepiej połączyć do masy w tym samochodzie, który nie odpala. No i tak zrobiłem. Ja pierniczę, co się działo…Nie zdążyłem wejść do domu, a auta stały tuż przed gankiem, kiedy Michalina zaczęła krzyczeć – tato, dymi się! Wszystko się dymiło. Mam nadzieję, że paski rozrządu się nie stopiły. Dymiły kable rozruchowe, dymiło się z chłodnic, wszystko dymiło. Prędko odłączyłem przewody, ale okazało się, że są stopione i bardzo gorące. Izolacja była całkiem miękka. Rzuciłem je na ziemię, śnieg od razu stopniał pod nimi. No, ale najważniejsze, że jeden samochód jeździ. Drugi odpalimy jak się trochę ociepli. Mam nadzieję, że to koniec atrakcji na dzień dzisiejszy i do wieczora będzie już spokój.

Teraz o historii. Okazało się, że na mojej półce stoi książka Natana Rybaka, pod tytułem „Rada perejesławska”. Każdy mniej więcej może sobie wyobrazić o czym jest ta książka, ale nie każdy wie kim był Natan Rybak. Był to mąż siostry Ołeksandra Kornijczuka, ten zaś z kolei był mężem Wandy Wasilewskiej, byłej, jak sama mawiała Polki. Jako to zwykle w rodzinach literatów bywa, talent w familii Kornijczuków-Rybaków był przechodni. Mieli go wszyscy, a on przesuwał się od jednego do drugiego i od jednej do drugiej. I wszyscy byli szczęśliwi. Nie to jest jednak dla nas dzisiaj ważne. Istotne jest, że Ołeksandr Kornijczuk opisany jest w wiki, jako ukraiński pisarz okresu radzieckiego. Stwierdzenie to wstrząsnęło mną do głębi. Albowiem wskazuje na to, że bracia nas prowadzą bardzo sensowną politykę historyczną. Do której jak ulał pasuje słowo imperialna. Dlaczego? Bo imperia wchłaniają w siebie wszystko co ma jakąkolwiek wartość i czynią z tego oręż. Tak jest w ukraińskim pisarzem okresu radzieckiego Kornijczukiem, sowieckim agentem i zdrajcą. On, w myśl tej doktryny, zdrajcą nie jest, jest człowiekiem, który pobłądził, ale po śmierci może się na coś przydać. Rosjanie, zapatrzeni w swoją umykającą niczym zając wielkość, zapewnie nie zwracają uwagi na takie blotki jak Kornijczuk, bo ich rozdęte ego i aspiracje każą im wierzyć, że potęgą bierze się z różnych Puszkinów i Lermontowów jedynie. A to nieprawda. W Kijowie wymyślili sobie tego pisarza okresu radzieckiego, tak samo jak wymyślili, że Słowacki jest poetą ukraińskim piszącym po polsku. I już z tego poziomu nie zejdą dobrowolnie. Mowy nie ma. No, a co my robimy? U nas dominuje inna zupełnie doktryna. Jest to doktryna, która nie ma swojej nazwy, ma jedynie przydomek. Brzmi on – dla idiotów. Autorzy inni niż socjalistyczni w ogóle nie istnieją. Nie mówi się o nich, nie dyskutuje, nie wspomina. Publicystyka polityczna polska, pisana przed pierwszą wojną światową po francusku, przez ludzi, którzy mieli dostęp do władzy i pieniędzy, nie została na polski przetłumaczona nigdy. Milewski, Woyniłłowicz, Małyński, to są nazwiska szerszemu czytelnikowi nieznane. Misja narodu i państwa jest sformatowana źle. Żywią i bronią, za waszą i naszą – to jest pustosłowie na poziomie szkoły elementarnej w Galicji przed pierwszą wojną światową. Pisarze zdrajcy nie są nazywani pisarzami polskimi okresu radzieckiego, ale po prostu pisarzami polskimi lub pisarzami postępowymi. Żaden z nich nie został usunięty z listy lektur, proszę mnie poprawić jeśli się mylę. Polska tradycja literacka to tradycja rewolucyjna. Co praktyce oznacza werbunkowa. Bo chodzi o to, by ogłupić maksymalnie wielu mężczyzn i pchnąć ich bez broni w jakąś pułapkę. Za bardzo niewygórowanym wynagrodzeniem.

Przy tym wszystkim spryciarze z Holocaust Industry ładują nam na garba wszystkie swoje zaniechania i wmawiają nam, że współpracowaliśmy z Hitlerem. Choć to wszyscy inni na wszystkich możliwych poziomach z nim współpracowali. Fantastycznie wybrnęli z tego Francuzi, naród kolaborantów indywidualnych i państwowych, którzy podzielili swoją historię na okresy – ten dobry – nazywany historią Francji i ten zły – nazywany historią okupacji, w którym mieszczą się różne brudne czyny. On jest jednak całkowicie dla Francuzów bezpieczny, bo kiedy im się zarzuca współpracę z nazistami, oni mówią – bracie, ale to jest historia okupacji. I wszyscy, a na pierwszym miejscu Żydzi, rozumieją, że w okupację można robić różne świństwa i szlus. Nie ma się o co czepiać. My zaś uważamy, że okres okupacji to najbardziej chlubny czas w naszej historii, bo wszystkie te dzieciaki, które wtedy pomordowano, to kamienie rzucone na szaniec po to, by wyzwolić ojczyznę. Oni – Francuzi, Żydzi i reszta – widząc taką postawę, nie mogą się nadziwić naszej głupocie, albowiem historia niemieckiej okupacji Europy została dawno sformatowana i wierzganie przeciwko temu formatowi nie ma sensu. Jeśli ktoś latał z karabinem po polu i strzelał do ludzi, a rzecz miała miejsce w Polsce to z całą pewnością był to antysemita. Jeśli oczywiście nie był żołnierzem radzieckim żydowskiego pochodzenia. Bo dla Rosjan przewidziano taryfę ulgową i dobrze to zrozumieli bracia nasi Ukraińcy pisząc, że Kornijczuk to ukraiński pisarz okresu radzieckiego. Oni rozumieją format. Sołżenicyn napisał, że jeśli idzie o ilościowy udział kolaborantów w armii Hitlera to Rosjanie są na pierwszym miejscu. Nikt, żaden inny naród nie dostarczył Niemcom tylu dobrych i wiernych wojaków. Dziś jednak się o tym nie pamięta. Bo format tego nie przewiduje. Format ten bowiem jest tak skonstruowany by piętnować wyłącznie postawy antyżydowskie, we wszystkich odcieniach. Jeśli więc przed wojną w Polsce chłopi założyli spółdzielnię, w której bułka kosztowała dwa grosze mniej niż u Żyda, to znaczy, że byli to antysemici, co chcieli wysłać Żydów na Madagaskar. I szlus. Odwołania od tego nie ma. Wobec takiej postawy trzeba by może opracować jakąś strategię. Tylko kto ma to zrobić? Przecież nie minister Gliński, przecież nie premier, ani nie Polska Fundacja Narodowa. No, ale coś takiego jest potrzebne. W dodatku z wektorem zwróconym do wewnątrz. To znaczy, trzeba mieć tyle dobrych nośnych historii dyskutowanych na forach w języku polskim, w poważnych bardzo kontekstach, żeby ludziom, rzeczywiście ponieść trochę samoocenę. Żeby nie musieli słuchać o zagładzie i wojnie, o waszej i naszej wolności i innych sformatowanych przeciwko nam sprawach. Jeśli zaś ktoś chce mi powiedzieć, że nie wolno zapominać o historii, bo skazani będziemy na jej powtarzanie, niech się zastanowi co to jest historia i czy zna takie nazwisko jak Emanuel Małyński. A potem niech zapyta jakiegoś francuskiego nauczyciela historii, gdzie leży Gdańsk. Obstawiam, że wskaże Syberię. W najlepszym razie Skandynawię. Na tym kończę, idę odpalać samochód. Módlcie się za mnie….

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

lut 262018
 

Będziemy tu dziś gadali o sposobach promocji. Ja sam idę dziś na 14.30 do telewizji, co jest oczywiście świetną promocją, a potem mam na dokładkę wywiad z redaktorem czegoś co się nazywa „Encyklopedia Osobistości RP”. Wszystko po to, by mnie umieścić w kolejnej edycji tej encyklopedii, jako osobistość rzecz jasna. Kiedy zadzwonili ucieszyłem się bardzo, bo nie spodziewałem się czegoś takiego. Potem jednak przeszukałem internet i okazało się, że nie jest tak fajnie jak sądziłem. No, ale na wywiad się zgodziłem, bo niby dlaczego nie? Czy ktoś mnie będzie za darmo promował w jakimś miejscu? Zastrzegłem tylko, żeby mi nie próbowali niczego sprzedawać, bo od sprzedawania to jestem ja sam. Okazało się też, że wydawcą tej encyklopedii jest Britishpedia, redakcja krajowa z siedzibą w Alejach Jerozolimskich 96. To mnie też zastanowiło, ale nic to. Idę. Jakby się jutro z rana tekst nie pokazał, to znaczy, że leżę na dnie Kanału Francuskiego. To taki żart….dla niezorientowanych…..

Kolega przysłał mi dwa dni temu taki oto link https://pik.wroclaw.pl/narysuj-swoja-cipke-warsztat-z-olga-budzan/ Jak widzimy artystka Budzan, wobec niewystarczającej ilości pieniędzy w jaką zaopatrzyły ją instytucje państwowe, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. No i wzięła. Kolega mój niepokoi się o to, czy aby te warsztaty nie są także finansowane przez ministra Glińskiego, który ma różne niekonwencjonalne pomysły na promocje Polski. A na obrazku widać wyraźnie, że dłoń jest biała, a ta no…cipka…to znaczy wagina…amarantowa…Każdy zaś pamięta pieśń patriotyczną zaczynającą się od słów – barwny ich strój, amaranty zapięte pod szyją….No, ale gdzie tu szyja – zapytacie. Nie wiem, może pojawi się w czasie kolejnych warsztatów artystki Budzan.

Tak jak to zwykle czynię zastosuję i w tym tekście metodę heglowską. To była teza. Teraz antyteza. Oto wczoraj kolega onyx zalinkował nam tutaj dwie informacje. Obydwie dotyczyły oratorium zatytułowane „Szlakiem Ikara”. Inspirowanego katastrofą smoleńską. Może jeszcze raz je tu wrzucę: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,23067764,premiera-oratorium-szlakiem-ikara-o-katastrofie-smolenskiej.html

http://www.torun.pl/pl/oratorium-szlakiem-ikara-w-toruniu

Jeśli o mnie chodzi, to jest to ostateczny dowód na to, że władza nasza obecna nie wie do kogo przemawia. Po raz kolejny także okazuje się też, że rządzi, również w muzyce, tak zwana estetyka treści. Nie jest istotne czy muzyka jest dobra, ważne żeby było o przeniewierstwach Moskwy i mataczeniu przy śledztwie. To jest przygoda niesłychanie krępująca. Być może wrażliwość polityków PiS nie wykracza poza te obszary, ale trzeba rzecz nazwać po imieniu. To są manifestacje deficytów, które w końcu doprowadzą do nowej tragedii, albo jeszcze większej kompromitacji. Nikt tego na oficjalnych galach nie zauważy, bo tam się takich rzeczy nie zauważa, a artyści służą jedynie jako pretekst do odbycia kilku zakulisowych rozmów. No, ale to jest także dla publiczności. Ta zaś, pozbawiona możliwości decydowania o czymkolwiek poważnym, interesuje się różnymi rzeczami, często dalekimi od zainteresowań polityków. No i porównuje jedne z drugimi. Taki Toyah dla przykładu, interesuje się muzyką i widzi z całą pewnością, jaka to jest nędza. O tym jednak by wyjaśnić komukolwiek z polityków szkodliwość takich działań nie może być mowy. Plan jest bowiem taki, by tożsamość, czyli ten cały pakiet, o którym już tu pisałem, budować na Smoleńsku. To jest nie do wykonania z jednego prostego powodu. Zachowania polityków PiS na każdym właściwie poziomie w żaden sposób nie korespondują z emocjami, jakie ludzie musieli dźwignąć po tej tragedii. My się tu przejęliśmy naprawdę proszę państwa i wielu przejmuje się nadal. Dlatego między innymi nie możemy spokojnie patrzeć na Adama Hofmana i za każdym razem jak go widzimy mamy ochotę dać mu po mordzie.

Politycy PiS zaś, za pomocą lansowanej zaś przez siebie artystycznej nędzy, chcą nam powiedzieć, że ową tragedię odbierać mamy w tych jedynie rejestrach, które oni wskażą. To znaczy z naciskiem na zdradę i zamach, a nie na żałobę i cierpienie. A takiego wała…Przepraszam za tak gwałtowną zmianę nastroju, ale – sam nie wiem dlaczego – przypomniały mi się pełne botoksu usta Marty Kaczyńskiej. Ja naprawdę lubię panią Martę, a za to że kiedyś tam na jakiejś gali wspomniała o internautach i ich roli w zwycięstwie, jestem jej bardzo wdzięczny. Nie można jednak pozwolić się fotografować w takich ujęciach. Nie można, bo my się tym wszystkim jeszcze przejmujemy naprawdę.

I teraz synteza. Wiadomo, że tak zwany meinstream zdycha. Pierwsi zaś zdechną meinstreamowi poeci i literaci z tak zwanej górnej półki. No i oni to wiedzą rzecz jasna. Jedynym zaś ratunkiem jaki widzą, jest zwalenie się wraz z całym swoim dorobkiem, czyli tą krępachą nie nadającą się do czytania, na naszą stronę. Bo tylko tutaj ludzie skłonni są do wydawania pieniędzy na książki, na tej całej prawicy. Tamci mają w dupie książki i ich treść, chcą tylko kolejnych potwierdzeń, że nienawidząc Kaczyńskiego, dobrze wybrali. Nic poza akceptacją towarzyską ich nie interesuje. No, ale to nie robi wyniku, a jeść trzeba. Stypendia też nie są dla każdego. Taki Wencel, poeta patriotyczny, dostanie zawsze, Aneta Prymaka, autorka książki o cierpieniach ludności prawosławnej, w wyniku rozkazu prawosławnego cara, też dostanie żeby nie drażnić mniejszości. Taki jednak Świetlicki już niekoniecznie. Nie dość bowiem, że schlewa się on regularnie, to jeszcze cienki jest jak polsilver w tym swoim pisaniu. Cóż więc robi nasz wieszcz? Wdaje się w awantury z feministkami, wymyślając im od swoich kochanek, te zaś nazywają go kryptofaszystą i wrogiem wolności. Może coś pokręciłem, ale w zasadzie nie ma to znaczenia. Rozumiecie o co chodzi. Świetlicki jest w tym wieku, że do szczęścia brakuje mu już tylko dwudziestoletniej partnerki. No, ale taki układ w Polsce, w sferze literatury nie wchodzi w grę. Co innego w sporcie. Apoloniusz Tajner może się pokazywać ze swoją dziewczyną, która mogłaby być jego wnuczką i nic się nie dzieje, bo skoczkowie wygrywają. Świetlicki nie może, więc szuka różnych kompensacji i sugeruje, że ta czy inna leci na niego, a on ma z tym kram. Potem zaatakowane przezeń niewiasty, odwijają się publicystycznie i mamy z tego artykuł na hot spota. O taki jak ten: https://opinie.wp.pl/maja-stasko-odrzucona-kochanka-marcina-swietlickiego-przerywa-milczenie-tylko-u-nas-6222091115153537a

Tu jest wyraźnie napisane, że Świetlicki to faszysta. Należy się więc spodziewać, że przy okazji kolejnego oratorium on będzie występował jako gwiazda pierwszej wielkości.

I tak oto udało nam się połączyć cipkę…to jest, przepraszam, vaginę i jej promocję z promocją Polski. Masa roboty przede mną. Książka o Żydach prawie gotowa, ale jeszcze trochę trzeba dopisać.

To tyle na dziś. Na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl mamy już drogą jak jasna cholera Encyklopedię jezuityzmu.

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

lut 252018
 

Gdyby prawdą było to, co mówią nominaliści i szkoła frankfurcka, z chwilą gdybyśmy przestali mówić o ministrze Glińskim on powinien zniknąć. Niestety nie znika. Gliński ciągle jest, a nie dość, że jest to jeszcze wydaje z siebie dźwięki. Moim zdaniem, w obecnej sytuacji okoliczność ta jest gorsza niż wszystko. Gorsza nawet niż mróz za oknem. Oto pan minister wystąpił w obronie tej nieszczęsne PFN, która – z jakiej by strony nie patrzeć jest skandalem. Ja zaś obejrzałem wczoraj bardzo ciekawy film zatytułowany „Niesamowity świat April”. Rzecz wygląda tak – w czasach Napoleona III, naukowiec nazwiskiem Franklin poszukuje serum życia, po to, by w czasie wojny z Prusami żołnierze francuscy nie umierali. Zamiast tego jednak wynajduje coś innego, coś od czego zwierzęta zaczynają mówić. To się nie podoba cesarzowi, który, całkiem wściekły, zaczyna strzelać w tym laboratorium do czego się da. Ono w końcu wybucha i cesarz oraz naukowiec giną, a historia toczy się zupełnie inaczej. Zatrzymuje się w wieku pary i ma to swoje konsekwencje. Tempo filmu jest szalone, animacja ma styl, Paryż wieku pary, ma dwie wieże Eiffla, postęp jest wyszydzony jak trzeba. Uczeni także. W końcowej scenie cała kolonia naukowców usiłuje uciec przed katastrofą ładując się do małej kolejki. Nie dla wszystkich starczy miejsca, więc jeden krzyczy – najpierw fizycy! Są najważniejsi! Mnie to rozśmieszyło, nie wiem jak Was. Film ten na pewno nie kosztował 250 milionów euro, ani nawet 250 milionów złotych, z całą pewnością był droższy niż piknik patriotyczny, ale na pewno tańszy niż łódka Kusznierewicza. Dlaczego w Polsce nie można produkować takich filmów? Filmów, które za granicą każdy obejrzy, z zaciekawieniem, nawet jeśli nie zrozumie o co w nich chodzi do końca? Ponieważ nikt nie formatuje w ten sposób misji. Nie czyni zaś tego, bo tej forsy jest za dużo. Gdyby jej było mniej, można by machnąć ręką i powiedzieć jakiemuś mośkowi, żeby coś tam wyprodukował, ale w takiej sytuacji jest to niemożliwe. Dlatego prezes z wyżyn swojej władzy, a za nim ministry odnośnych resortów zapowiadają, że zaraz, już zaraz, wyprodukują dzieło takie, że wszystkie narody widząc go uklękną i zrozumieją w końcu, że Polak potrafi. Mnie się już nawet nie chce z tego szydzić. Bo to jest czysta groza. Jasne jest, że nic nie powstanie, pieniądze zostaną rozkradzione, a Świrski przebierze się dla odmiany za Ludwika Pasteura, bo jego córka zda akurat na chemię.

Jest jeszcze kwestia ograniczeń innego rodzaju. Nie można wydać w Polsce pieniędzy na filmy promocyjne nie wspominając przy tym o Żydach. No, a jak tu wspomnieć o Żydach? Tylko w kontekście holocaustu. Nie można przecież zrobić filmu propagandowego o Borejszy i jego przygodach w wydawnictwie Czytelnik, albo o jego bracie. Nie można zrobić filmu propagandowego o Korczaku nawet, bo się Żydzi wściekną, że ktoś im podkrada tematy i na nich zarabia. Generalnie nic nie można, bo w filmach promujących Polskę za granicą ma być albo zwał trupów, albo Polak ratujący Żyda, wbrew innym Polakom antysemitom. To jest spectrum w jakim wolno przesuwać te budżety i nie ma mowy, żeby wyjść poza nie. Gliński o tym wie, dlatego nie znika. Wiedzą o tym wszyscy i chcą tylko byśmy się wreszcie zamknęli i nie przeszkadzali im w tym, co nazwałem tu straszliwym dziełem zdeformowania świata, czyli sprowadzenia wszystkich jego wymiarów do jedynego przeznaczonego dziś do masowej dystrybucji przekazu – Żydzi byli dobrzy, reszta była zła. To jest, w skali globu pycha straszliwa, która się zemści niebawem, ale od tej pychy nie ma ucieczki. Sukces bowiem demoralizuje i trzeba być naprawdę silnym, by się nie dać. Tam zaś, wbrew wszystkim pozorom, silnych nie ma.

W encyklopedii zaś jezuickiej, którą właśnie wczoraj wstawiłem do sklepu, napisane jest, że teoria kopernikańska była w kolegiach wykładana normalnie, z zastrzeżeniem jednak, że nie jest ona zgodna z tym co stoi w Piśmie Świętym. Nikt ojców jezuitów za te wykłady nie prześladował i nikt ich po sądach nie ciągał. Possevino nawet napisał jakąś książeczkę dotyczącą tej teorii i ona była centralnie dystrybuowana po wszystkich konwentach. O tak, centralna dystrybucja, która jest w dodatku tania, to jest marzenie, ale jak Gliński ze Świrskim mają o niej myśleć, jak w Polsce dystrybutorzy decydują o wszystkim, to znaczy o tym czy widz ogląda filmy czy nie. A dystrybutorzy to na przykład Agora. Żeby więc promować tę Polskę, trzeba mieć centralną dystrybucję filmów patriotycznych, czyli kupić sieć kin, albo zmusić te, które są do pokazywania tych filmów. No, a wszyscy wiemy jak to jest z tym zmuszaniem. Każdy chodził na przymusowe seanse do kina za komuny i wie mniej więcej jak było. Jak jednak kupić sieć kin, kiedy zaraz się wrogowie odezwą, że to marnotrawstwo. Lepiej więc marnotrawić powoli, przeżywając każdą złotóweczkę wolno i z namysłem. Rozmach nie jest potrzebny i może się zakończyć katastrofą. A tak, premier się deczko wkurzył, ale dobry minister mu wytłumaczy jak jest i fundacja będzie działać nadal. Potem zaś, jak już się najedzą ci, co są w niej dzisiaj, przekaże się ją w zarząd Adamowi Hofmanowi i on nam pokaże dopiero jaki ptaszek z tego kina wyleci. Może nawet zaangażuje do filmu agenta Tomka, żeby więcej dziewczyn na seanse przyszło.

Obejrzałem sobie wczoraj także – nie mogę tak siedzieć przez cały dzień nad tymi Żydami – zajawkę filmu „Kobiety mafii”. O ile Gliński, Świrski i reszta oczekują od nas, że będziemy ich tu i teraz traktować jak wybrańców i nową jakąś arystokrację, która nie dość, że ma styl, to jeszcze wizję, o tyle Patryk Vega ma całkiem inny sposób na deformowanie świata. I dziwię się doprawdy, że jeszcze nie wpadł na pomysł, by zaangażować do filmu Paulinę Kaczanow, albo chociaż wprowadzić wątki z tego Eroticonu z roku 2004. Mnie nieustająco dziwią te aktorki, które występują w jego filmach. Potem osoby te są pokazywane na różnych festiwalach, jako gwiazdy pierwszej wielkości i także domagają się, żeby je traktować inaczej niż resztę. Powód zaś tego jest taki tylko, że jedna z drugą pokazały tyłek przed kamerą. To jest dziwne. Pamiętam, że w jednej z dzielnic naszego miasta koledzy przynosili takiej jednej różne przysmaki, żeby im pokazywała pupę i opowiadali o tym później szeroko w szkole, a my czerwieniliśmy się słysząc te rewelacje. U nas na ulicy bowiem nie było żadnej koleżanki zdolnej do takich poświęceń, a i my się do takich rzeczy nie nadawaliśmy wcale. Trzeba mieć bowiem charakter, żeby oddać batonik z Telesforem, albo gumę balonówę za atrakcje tak ulotne. Koleżanka ta jednak nie domagała się, żeby traktować ją jakoś szczególnie. Była normalną, zwykłą dziewczyną.

Vega pokazuje nam te wszystkie panie, a niektóre z nich są chyba w moim wieku, po czym każe im robić te wszystkie rzeczy, które normalnie tamta koleżanka wykonywała gdzieś w krzakach porzeczek. I to jest gwiazdorstwo.

Wierzcie mi, że po całym dniu pisania o Żydach, odpocząłem wczoraj przy tym animowanym filmie o przygodach April, młodej chemiczki. Wiem, że taki film nigdy w Polsce nie powstanie, wiem, że u nas będą tylko albo Żydzi, albo te nieświeże dziwki. Poza tym nic. No, ale na szczęście mamy już Encyklopedię wiedzy o jezuitach, w której ojcowi próbują przywrócić ten zdeformowany świat do właściwych, jakichś wymiarów.

To tyle na dziś. Na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl mamy już drogą jak jasna cholera Encyklopedię jezuityzmu.

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

lut 242018
 

Przepraszam za ten tytuł, niczym z pudła salonu24, ale mam trochę zajęć i nie zawsze do głowy przyjdzie mi coś oryginalnego, czy choćby kontrowersyjnego. Wymyśliłem więc to co widać, a inspiracją była wczorajsza rozmowa z Michałem. Zacznę jednak od początku. Spodziewałem się, że wczorajszy tekst wywoła większy odzew. Oto okazało się, że pomiędzy rekordzistką świata wiadomo w czym, a sędzią Trybunału Stanu nie ma nikogo. Ona bowiem była jedną z asystentek tego sędziego, a pomiędzy nimi nie było nawet przepierzenia.

Okazało się, że ludzie którzy wychodzili przez ostatni rok na ulicę i protestowali tam przeciwko reformie sądownictwa, to są wszyscy jak jeden, osobnicy pokroju Jerzego Sławomira Maca i wszyscy dokładnie tak jak on rozumieją sukces medialny. Okazało się, że ojciec tej pani, dziś już świętej pamięci, był stale obecny nie tylko pod krzyżem smoleńskim, ale także pod namiotem Solidarni 2010. A tu nic. Cisza. Jakieś śmichy chichy tylko. Kochani, sprawa jest poważna, bo ten wczorajszy przykład pokazuje nam wyraźnie w czyich rękach jesteśmy i nie są to bynajmniej ręce tuhajbejowego syna, jak napisał kiedyś klasyk. To jest coś o wiele gorszego. Dlaczego ja tak twierdzę? Byłem raz jeden na demonstracji i raz jeden pod namiotem Solidarnych. Wrażenia odniosłem mocno mieszane. Nie umiałem do wczoraj postawić żadnej diagnozy w związku z tym, ale dziś już umiem. Powiem tak – nie można całe życie kreować się na polityka gabinetowego, a potem robić polityki jako trybun ludowy, a tak właśnie postępował przez ostatnie lata Jarosław Kaczyński. Tak samo też postępował i chce postępować nadal Antoni Macierewicz. W związku z taką postawą okazuje się, że najważniejszą siłą polityczną w Polsce, siłą ulicy, można rzecz, są niespełnione histeryczki. Będę do tego powracał, albowiem projekcja filmu Smoleńsk w Klubie Ronina i dyskusja po niej zrobiła na mnie wrażenie wstrząsające. Podobnie jak nasza, wspólna z Toyahem wizyta pod namiotem Solidarnych. To był rok, o ile pamiętam 2013, albo 2012 nawet. I wszystkim się zdawało, że blogerzy porobią zaraz jakieś kariery, a na pewno przydadzą się do czegoś pożytecznego. Ponieważ byliśmy najbardziej rozpoznawalnymi blogerami, ktoś, nie bez trudności, załatwił nam ten występ na Krakowskim Przedmieściu. Kiedy tam przyszliśmy okazało się, że jesteśmy intruzami i generalnie przeszkadzamy. Ludzie bowiem, którzy tego namiotu pilnowali stale, poczuli, że odbieramy im pięć minut sławy, a ci, którzy przyszli popatrzeć na kolejnych gości Solidarnych 2010 byli zdziwieni, że to my, a nie na przykład generał Polko. W czasie naszego występu, wokół namiotu cały czas kręcił się pan Kaczanow, którego pamiętałem jeszcze z Klubu Ronina, ze spotkania z Sellinem. Nie wiedziałem wtedy jeszcze kim on jest. Do wczoraj nie wiedziałem, choć człowiek ten nie żyje już od paru lat. On mnie wtedy zaskoczył takim pytaniem mniej więcej – dwa, albo trzy lata temu powiedział pan w wywiadzie, że najważniejsze dla pana są pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze czy nadal pan tak twierdzi? Ja sobie to pytanie dobrze zapamiętałem, podobnie jak człowieka, który je zadawał. Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą, że dwa lata wstecz nie wydałem jeszcze żadnej książki, a trzy lata wstecz nie prowadziłem bloga, nie wiem więc o czym on mówi. Odpowiedź ta nie zrobiła na nim wrażenia, nie speszył się, ani nie zawstydził. Do czego zmierzam? Oto mamy tę politykę demonstracji, politykę świętego gniewu ludu, nasyconego patriotycznymi treściami, ludu, który jeśli nie jest sterowany z trybuny głosem Janka Pospieszlaskiego, to jest rozgrywany z dołu przez prowokatorów o wyglądzie świętych pańskich, na pięć minut przez męczeńską śmiercią. I nie ma od tego alternatywy. To jest pierwszy sposób komunikacji jaki ma nam do zaproponowania władza. Antoni Macierewicz po ośmiu latach od katastrofy, znów zaczyna mówić o bombie podłożonej w Rosji, która zniszczyła prezydencki samolot. Premier zaś Gliński tłumaczy nam, że niesprawiedliwie i opacznie oceniliśmy działania Polskiej Fundacji Narodowej, która chciała dobrze. Nie rozpoznaję w tych wypowiedziach żadnej szczerej intencji i nie widzę w nich śladu dobrej woli. Widzę za to dziecinne pragnienie, które daje się streścić w słowach – chcę, żeby było jak dawniej! Nigdy nie jest jak dawniej i na tym polega dojrzałość, żeby się z myślą tą oswoić. Osiem lat po katastrofie, po serii kompromitacji, po obydwu stronach, należałoby może popracować nad nowym sposobem komunikowania się ze społeczeństwem. No, ale kto ma to robić? Świrski? Żarty. Władza ma dwa sposoby na tę komunikację – wypędzanie ludzi na ulicę, albo do kina. Są też debaty telewizyjne, organizowane na takiej samej zasadzie, jak maraton tańca w filmie „Czyż nie dobija się koni”. Liczy się dynamika dyskusji i prezentacja prowadzących. O tym ostatnim aspekcie wiedzą wszyscy i stąd tak wielki pęd do publicznych występów, ludzi którzy powinni się już dawno nimi nasycić, mam tu na myśli Aleksandrę Jakubowską.

Nie wiem jak Wy, ale ja mam odczucie, że powoli zamieniamy się w bydło, albo może inaczej, powoli odkrywamy za co uważa nas obecna władza. Nie zgadzam się na taki sposób komunikacji. Chcę żeby to się odbywało inaczej i na innych zasadach. Oczywiście, ja nic nie mogę i nikt mnie nie będzie słuchał. No, ale mam ten komfort, że mogę tutaj wyrazić protest. Osiem lat prowadzenia polityki ulicznych demonstracji kończy się właśnie, przepraszam za wyrażenie, jakimś popierdywaniem o bombach w samolocie, w które mamy uwierzyć na słowo. Polityka historyczna właśnie doznaje porażki i jest całkowicie skompromitowana. Najwięksi nasi sojusznicy kopią nas po tyłku, a politycy w Polsce nie potrafią nawet sformułować odpowiedzi na postawione przez nich aż nadto wyraźnie kwestie. To są sprawy poważne i niepokojące. Myślę nawet, że sytuacja, a nie jest to wcale śmieszne, zmierzać będzie w kierunku takim, by w polskiej polityce znalazło się miejsce dla kogoś, kogo można będzie widowiskowo i bezpiecznie zlikwidować, bez szkody dla starych, ugruntowanych jeszcze wspólną walką o socjalizm układów. Nie wierzycie? Poczekajcie. Po co likwidować zapytacie? Żeby na tym nieboszczyku łatwiej można było się dogadać z naszymi największymi sojusznikami. Jeszcze raz powtórzę – polityka to sztuka prowadzenia negocjacji z sojusznikami, którzy są nimi tylko ze względu na okoliczności geopolityczne, a nie ze względu na miłość płynącą z serca. Gdyby mogli utopiliby nas w łyżce wody. Antoniemu Macierewiczowi zaś zdaje się, że polityka to sposób na ułożenie sobie stosunków z Rosją za pośrednictwem USA w taki sposób, żeby łatwiej można było manipulować tłumem. To nie jest prawda. Choć nie wykluczam, że tak sprawy mogą wyglądać z punktu widzenia pana, byłego już, ministra. No, ale dla nas, po tych ośmiu latach, to jest wyłącznie manifestacja bezradności i przyrodzonych deficytów.

Nie da się niestety zbudować polityki historycznej wokół Smoleńska, to widać od dawna. Nie da się, albowiem wszyscy usilnie pracowali nad tym, by zdegradować ten epizod i uczynić go polityczną blotką. Najmocniej zaś pracowali nad tym tak zwani prawicowi publicyści. Uważam, że pozwolenie na uliczną histerię z udziałem prowokatorów było błędem. To klasyczny przykład mącenia wody, w której z nieczystym sumieniem chce się coś łowić. Co z tego wyszło widzimy wszyscy i dziwię się tylko, że trzeba było czekać aż taki szmat czasu, żeby to zauważyć.

Spróbujmy teraz zrobić tu taką, prawie wizualną symulację. Jak rzeczywistość polityczna wygląda od strony naszych, jak od tej strony wyglądają tak zwane doły? One są moderowane przez ludzi takich jak pan Kaczanow i na to jest zgoda, nie wierzę, żeby było inaczej. Treści emitowane przez lud w kierunku władzy są więc preparowane na poziomie ulicy przez podstawione osoby, a władza, bo jest jej tak wygodnie, bierze to za rzeczywistość. Do tego są organizacje, takie jak Forum Żydów Polski, biorące aktywny udział w dyskusji politycznej – preparowanej – podkreślam. W tych organizacjach i reprezentujących je redakcjach, sędziowie Trybunału Stanu mogą poznawać niezobowiązująco różne asystentki. To jest krajobraz, który ogląda władza i na tej podstawie buduje swoje strategie. I na to wchodzimy my i mówimy – to wszystko jest ściema. Nas jednak nikt nie zauważa, bo nie jesteśmy wpisani w grafik. A nawet jeśli ktoś nas zauważy to nie będzie to miało żadnego znaczenia. Tłumy zaś, które głosują bardzo łatwo da się wcisnąć w opisany przeze mnie prowokacyjną organizacyjny schemat. Hej synu – zawołają – jesteś za Polską czy za Żydami?! I załatwione. W zasadzie na zawsze. To tyle na dziś. Na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl umieszczę dziś drogą jak jasna cholera Encyklopedię jezuityzmu.

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

lut 232018
 

Oto wczoraj wysłuchałem relacji z berlińskiego festiwalu filmowego. Mówiła Torbicka. Przedstawioną ją jako gwiazdę pierwszej wielkości, a ona gadała co tam nowego się dzieje w branży. I wyobraźcie sobie, że Torbicka była zachwycona filmem jakiejś rumuńskiej debiutantki, który nosi tytuł „Nie dotykaj mnie”. Torbicka nie ma o tym pojęcia, ale jest takie przedstawienie ikonograficzne ze średniowiecza obrazujące spotkanie Jezusa z Marią Magdaleną. I ono zwykle jest opatrzone napisem Noli me tangere. Dawne dzieje, ale akurat mi się przypomniało. Torbicka nieświadoma jak daleko sięga symbolika tego filmu opowiedziała o czym on jest. O kobiecie, która w 99 procentach nie akceptuje swojego działa. Reżyserka zaś pomaga jej to ciało zaakceptować, zaglądając kamerą we wszystkie zakamarki innych ciał, tak kobiecych jak i męskich. Rozumiem, że kilku biednych Cyganów z Rumunii dostało przy tym filmie swoją szansę i oni dziś, tak jak ten co zmarł niedawno, żyją nadzieją, że po pokazaniu, za przeproszeniem, gołej dupy, otworzy się przed nimi szansa na lepsze życie. Torbicka była zniesmaczona, ale zachwycona, bo uważa, że tak właśnie powinna wyglądać sztuka. Po co ja to piszę? Czynię tak, albowiem my dziś także będziemy zaglądać ludziom w różne zakamarki i dziury, musicie się na to przygotować. Zaczynamy.

Toyah podał wczoraj niezwykle ważną informację, oto w TVN 24 zdemaskowali Stanisława Janeckiego, jako żydowskiego agenta, który w roku 2001 wraz z niejakim Jerzym Sławomirem Macem napisał tekst, w którym oskarża Polaków o to, że nie ratowali Żydów w czasie wojny tak, jak należy. W jednym z fragmentów tego tekstu czytamy:

Dlaczego Polacy nie pomagali Żydom na większą skalę? Przecież kara śmierci groziła nie tylko za ukrywanie Żydów, ale też na przykład za nielegalny ubój prosiaka, słuchanie radia, niezarejestrowanie krowy, a nawet pokątny wypiek bułek. Kara śmierci groziła każdemu zaangażowanemu w działalność podziemnego państwa, czyli kilku milionom ludzi. Czy walka o życie żydowskich współobywateli nie była równie ważna jak działalność dywersyjna czy wydawnicza Armii Krajowej? 

Trudno dziś uwierzyć, że ktoś mógł napisać taką potworność i porównać ukrywającego się Żyda do ubitego prosiaka, czy niezarejestrowanej krowy. Bułeczki pomijam, bo rozumiem, że autorzy dodali je w tym tekście po to, by zyskał on na lekkości. Standardy się dziś zmieniły i nikt, występujący w obronie Żydów przeciw Polakom nie napisałby czegoś takiego. Mam nadzieję. Mam też nadzieje, że Stanisław Janecki bardzo się wstydzi tego tekstu i da nam jakieś wyjaśnienie swoich ówczesnych poczynań. Ja jednak zostawiłbym go tutaj w spokoju, albowiem o wiele ciekawszą postacią jest drugi z autorów tego tekstu – Jerzy Sławomir Mac. Wiele osób nie pamięta tego człowieka, ale ja pamiętam go dobrze, albowiem w roku 1996 rozpętała się w związku z nim pewna afera. Pan ten zyskał sławę dziennikarza bezkompromisowego, który swoim piórem ze stali rozprawia się z patologiami i złem. Nie wiem kto mu tę sławę zrobił, ale nie jest to istotne w tej chwili. Potem pan Mac zniknął na kilka dni i cała Warszawa trzęsła się od plotek. Po niedługim czasie jednak Jerzy Sławomir Mac odnalazł się, siedział sobie na ławeczce, stojącej na peronie dworca Powiśle i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Po tych zadziwiających wypadkach słuch o nim zaginął. No może nie zaginął, ale ja się przestałem takimi sprawami interesować. Dziś jednak nazwisko Jerzy Sławomir Mac powróciło i to do spółki z nazwiskiem Stanisława Janeckiego.

Dlaczego nas to interesuje? Ponieważ pan Mac, jest w wikipedii przedstawiony jako aktywny publicysta społeczności żydowskiej w Polsce, który pisał na ważne polsko-żydowskie tematy. Jeśli tak, to warto zapytać czy Stanisław Janecki też jest aktywnym członkiem społeczności żydowskiej i dlaczego oni obydwaj, tak przecież aktywni, wpadli na pomysł by porównać ukrywających się Żydów do inwentarza domowego? To sprawa pierwsza. Są jednak inne.

Oto Jerzy Sławomir Mac, kiedy już rozstał się z tygodnikiem Wprost w roku 2002, zatrudnił się jako sprawozdawca sejmowy Polskiego Radia, a także rozpoczął współpracę z antyklerykalnym pismem Fakty i mity. Prócz tego napisał także książkę, wywiad rzekę, której bohaterami są Jadwiga Staniszkis i Kazimierz Kuc. Książka została wydana w roku 2004. Nie to jest jednak najważniejsze. Jerzy Sławomir Mac, jak podaje wiki, był partnerem życiowym niejakiej Pauliny Kaczanow, znanej jako Marianna Rokita. Pani ta na festiwalu EROTICON w roku 2004 pobiła rekord świata w, przepraszam, za wyrażenie, pierdoleniu. W czasie ośmiu godzin odbyła 759 stosunków płciowych z różnymi, przypadkowymi mężczyznami. Ja akurat pamiętam zdjęcia z tamtego EROTIOCONU i tę kolejką ustawioną pomiędzy szeroko rozłożonymi nogami pani Kaczanow. Gazeta wyborcza, która dziś pisze, że Polacy mordowali Żydów i nie chcą się do tego przyznać, pisała wtedy, że prezydent Warszawy Lech Kaczyński chcąc zakazać tego EROTICONU tłamsi wolność obyczajową w Polsce.

Jakby tego było mało Jerzy Sławomir Mac był przez lata felietonistą w miesięczniku społeczności żydowskiej w Polsce, który nosi tytuł Dos jidisze wort. Do 2007 roku redaktorem naczelnym tego pisma był Zbigniew Safjan, któremu profesor Andrzej Nowak zarzucił, że wydał w ręce UB swojego kolegę z partyzantki, a ten został przez to UB zamordowany. Zbigniew Safjan to ojciec Marka Safjana sędziego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Nie chce mi się opisywać życiorysów kolejnych naczelnych miesięcznika Dos jidisze wort, zostawiam to Wam. Chcę tylko zwrócić uwagę na dwie sprawy, no może trzy. Pomiędzy społecznością żydowską w Polsce wydającą za nasze pieniądze swój miesięcznik, a rekordzistką świata w pierdoleniu – Pauliną Kaczanow alias Marianną Rokitą – stoi tylko jedna osoba – Sławomir Jerzy Mac, aktywny do niedawna działacz tejże społeczności żydowskiej. Pomiędzy zaś Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej a tą samą Pauliną, stoją, a raczej stały dwie osoby – naczelny Dos jidisze wort Zbigniew Safjan i jego felietonista, wspomniany tu już Jerzy Sławomir Mac. Układ ten flankowany jest przez takie sławy jak Jadwiga Staniszkis do niedawna doradczyni Jarosława Kaczyńskiego oraz znany reżyser Kazimierz Kuc. I sami powiedzcie czy to nie jest niezwykła konstelacja gwiazd. To jest także, z czego musimy sobie dokładnie zdawać sprawę, środowisko, które śmie nas pouczać na okoliczność wypadków z naszej własnej historii. Ponieważ co jakiś czas w sieci pojawiają się teksty publikowane przez Forum Żydów Polski, a są to zwykle teksty anonimowe. Zwracam się z gorącym apelem do ludzi je piszących, a także do całego Forum Żydów Polskich, by ujawnili swoje nazwiska. Chcemy się dowiedzieć czy niektórzy z państwa, mam na myśli panów, nie stali na EROTICONiE w roku 2004 w tej kolejce ustawionej pomiędzy nogami pani Pauliny. Interesuje nas to, albowiem całkowicie ów fakt zmienia temperaturę dyskusji pomiędzy Polakami i Żydami, zmienia ją bardziej niż ten rzekomo demaskatorski tekst w TVN24, który miał skompromitować Janeckiego. On się rzeczywiście skompromitował, ale raczej przed Żydami niż przed nami, a uczynił to wspólnie z Jerzym Sławomirem Macem, jak podaje wiki, partnerem Pauliny Kaczanow. Obraz jaki się wyłania z tej demaskacji dokonanej przez TVN jest jeszcze ciekawszy niż to co ujrzeliśmy po wyemitowaniu spotu z polskim holocaustem. Cóż ja mogę rzec na koniec? Róbcie tak dalej. Niech powstaje jeszcze więcej demaskatorskich tekstów ujawniających bestialstwo Polaków wobec Żydów i niech cała wina za holocaust spadnie na nas. Wy zaś tylko się podpiszcie pod tymi oskarżeniami, a my wrzucimy tu linki do waszych biogramów z wiki. O tak:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_S%C5%82awomir_Mac

https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82owo_%C5%BBydowskie

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbigniew_Safjan

https://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Safjan

https://pl.wikipedia.org/wiki/Paulina_Kaczanow

I to wszystko. Mili czytelnicy, skopiujcie te notki jeśli możecie, bo zaraz pewnie zostaną zmienione i okaże się, że Zbigniew Safjan to rycerz spod Grunwaldu, a Paulina Kaczanow asystowała przy narodzinach św. Franciszka z Asyżu.

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

lut 222018
 

Już wszyscy zapewne obejrzeli klip wykonany na zlecenie jakiejś żydowskiej fundacji, w którym przypadkowe jakieś osoby, plus staruszek co przeżył zagładę, mówią głośno do kamery, bardzo spokojnymi głosami – polish holocaust. Kiedy to widzę, przypomina mi się dawny projekt promocji Polski, który wyglądał tak – widzimy łąkę i słyszymy jak chór męskich głosów śpiewa Mazurka Dąbrowskiego, kamera przesuwa się i nagle staje przed naszymi oczami dwudziestu Żydów w chałatach. To oni właśnie śpiewają hymn. Ta promocja nie została wykorzystana, bo politycy się przestraszyli. Sam nie wiem czego. Myślę, że dziś można do niej powrócić w związku z tym klipem. Polski holocaust bowiem, to taki holocaust, w którym zginęli Polacy. Ja od dawna podejrzewałem, że gawęda o przyrodzonej inteligencji Żydów jest mocno naciągana, co widać choćby po wpisach Eli Barbura, a także po wyczynach premiera Netanjahu. Ci zaś co zrobili ten klip domagają się jeszcze by USA zawiesiły stosunki z Polską. Bardzo dobrze, niech zawieszają. Co to może oznaczać w praktyce? Może przywrócą dla nas obowiązek wizowy? Zaraz, zaraz, ale oni nigdy go nie cofnęli. No właśnie, więc co może oznaczać owo zawieszenie stosunków? Nie obronią nas przed Rosją? I tak by nie obronili. Niech spieprzają. W znakomitym, masońskim filmie „Żywot Briana” jest scena kiedy kapłani wydają wyrok na jakiegoś biedaka, który powiedział głośno słowo Jehowa. Tłum szykujący się do kamienowania zaczyna szemrać, a oskarżony stoi przytrzymywany przez straże. Kapłani dyskutują o jego losie. I on nagle mówi raz jeszcze – Jehowa. Na co oni – zamknij się bo pogorszysz swoją sytuację. A on – jak mogę pogorszyć swoją sytuację? Jehowa, Jehowa, Jehowa – krzyczy i zaczyna podskakiwać. No więc pytam – jak możemy pogorszyć swoją sytuację? Żydzi zrobią klip w którym Hitler będzie mówił po polsku głosem Piłsudskiego, a na koniec jakieś podejrzane dziady będą syczeć do kamery – polish furer, polish furer…..? Powiem wprost – pocałujcie nas w dupę! Polish holocaust, polish holocaust, polish holocasust! I co? Zerwaliście już te stosunki dyplomatyczne czy jeszcze nie?

Na naszych oczach nakręcana jest bardzo poważna koniunktura na sprzedaż treści dotyczących Żydów. Ową koniunkturę nakręcają żydowskie fundacje, rząd Izraela, a także sam premier Netanjahu. I powiem Wam, że tylko idiota nie skorzystałby z okazji i nie popłynął na tej fali. W związku z tym mam kilka ogłoszeń. Od dłuższego już czasu pracuję, jak to mawia Pan Marek, na zawał i próbuję pisać dwie książki naraz. Tym razem było to już szóste chyba podejście i wygląda na to, że tym razem się uda. Prócz drugiego tomu Baśni socjalistycznej powstanie bowiem mała książka z serii z białą sową, zatytułowana „Żydzi i imperia”. Mam zamiar skończyć ją w weekend. Nie jest lekko, ale nie sposób pozostawić taką koniunkturę niezagospodarowaną – polish holocaust, polisg holocaust, polish holocaust.

Jak wiecie nie chadzam prostymi drogami. Jeśli zaś coś przynosi mi sukces i satysfakcję od razu mam ochotę to zmienić, ulepszyć, albo się od tego oddalić. Tak było z formułą pierwszego tomu Baśni polskich, które stały się w pewnym momencie ciężarem. Nie dało się tej formuły rozwinąć w nic sensownego, dlatego właśnie kolejne tomy przybrały inną formę. I to się sprawdziło. Książka Żydzi i imperia, będzie – prócz oczywiście promowania unikalnych treści – także próbą zmiany pewnej formuły, która może zaowocuje w przyszłości jakimś większym dziełem. Nie jest łatwo napisać coś inaczej, jeśli człowiek codziennie utwierdza się w starych nawykach, które w dodatku bardzo się podobają publiczności, ale ja jestem głęboko przekonany, że to jest jedyna droga. Nie mogę czynić tak jak inni autorzy, czyli Łysiak, czy Stanisław Michalkiewicz, eksploatujący ten sam schemat. Nie mogę, bo się przy tym zanudzę na śmierć. Będzie więc coś innego. A potem jeszcze coś innego i jeszcze coś innego. Polish holocaust, polish furer, polish holocaust, polish furer…..

Kolega Tomasz Gwinciński poruszył tu wczoraj w komentarzu niezwykle ważny problem – rozumienie sztuki i potrzebę obcowania z nią na tak zwanej prawicy. Jak wiemy film i cała nowoczesna sztuka to obszar lewicowej propagandy, która już zaczyna zjadać własny ogon. Poziom tych gawęd i obrazków jest coraz bardziej żenujący, a chodzi już tylko o to, by pokazać wszystkim, że Żydzi i pedały to korona stworzenia i nic doskonalszego Pan Bóg już nie wyprodukuje. Będziemy polemizować z tą formułą, w takich zakresach, jakie są nam dostępne. Problem jednak rozumienia sztuki, w tym książek przez prawicę jest problemem poważnym. Zamyka się on w dwóch formułach, które tu podali nasi znakomici koledzy. Ostatnia z nich to syntetyczna niezwykle formuła Tomasza Gwincińskiego, która opisuje pewien szczególny sposób myślenia i brzmi – po co nam jakaś sztuka, jak już mamy mszę świętą. Ja dodam od siebie, że nie dość, że mamy tę mszę, to jeszcze mamy specjalistów od wyjaśniania o co we mszy chodzi. Terlikowski, Tekieli, Pawlicki to są te prawicowe mózgi, które najpierw wyjaśnią wszystkim, że sztuka jest niepotrzebna, bo jest msza, a oni są tu powołani do tego, by nam mszę tłumaczyć. Sztuki zaś uprawiać nie potrafią, więc lepiej niech jej nie będzie. Poza tym jest za droga w utrzymaniu. To jeden kraniec. Drugi znakomicie opisał nasz kolega valser w formule – jak ktoś nie może zrobić dziesięciu pompek od razu zaczyna pisać od nadczłowieku.

Jak wiemy popularność tak zwanej literatury dla prawdziwych mężczyzn jest na prawicy wprost porażająca. Im kto ma więcej deficytów, im głębiej siedzi pod pantoflem, im się bardziej boi szefa i nie rozumie o co chodzi en masse we wszystkim, tym chętniej sięga po książki autorów prawicowych lansujących treści naprawdę twarde i kontrowersyjne. Takich jak choćby Jacek Piekara. Onyx podesłał mi dzisiaj link do dyskusji na twiterze, jaką Piekara wiedzie ze swoimi fanami. Jestem wobec takich treści bezradny i mogę Wam obiecać jedno – nigdy nie pójdę tą drogą. Oto ten link


https://twitter.com/JacekPiekara/status/966188247402647552
https://twitter.com/JacekPiekara/status/966188247402647552

Pan Piekara ma dobry sposób na promowanie swoich publikacji, sposób którego nikt z nas się tutaj nie chwyci. On mianowicie, mając wszystkie potrzebne do zaistnienia w przestrzeni sprzedażowej certyfikaty, będąc one of the gang, obraża swoich kolegów i koleżanki. Pisze na przykład coś brzydkiego o Dorocie Wellman, ta go pozywa do sądu, a on potem nie odbiera pozwów i sąd mu każe zapłacić 50 tysięcy za spostponowanie dziennikarki. Ktoś powie, że Wellman nie jest koleżanką Piekary, bo ona jest z mainstreamu, a on to prawicowy bojowiec. Oczywiście, że jest, podobnie jak jest koleżanką Łysiaka. Są to bowiem ludzie z obszaru, na którym można zabierać głos w sprawach do dyskusji przeznaczonych. Można gadać o wyższości mężczyzn nad kobietami, o brzydocie lesbijek, lub o ich tajemniczym uroku. Można gadać o księżach pedofilach i jednocześnie uchodzić za polskiego patriotę, co to szykuje się do szarży na wrogów. Można też gadać bez skrępowania o tym kto, ile i z kim odbył stosunków płciowych i na te tematy żartować. Można – syntetyzując – obrabiać tematy bezpieczne, które służą lasowaniu mózgów publiczności. Piekara o tym wie, ale nie przewidział, że Wellman go pozwie do sądu. Zapomniał też gdzie jest oficjalnie zameldowany, a więc wezwania przychodziły na stary adres. No i on ma teraz kłopot, ale może mu się zwróci ze sprzedaży tej książki o bestiach gorszych niż ludzie, czy też ludziach gorszych niż bestie. Miesza mi się już to wszystko…Polish hiolocaust, polish holocaust, polish holocaust….

My zmierzamy w innym kierunku. Będziemy pisać o Żydach, żeby wykorzystać maksymalnie koniunkturę nakręconą przez premiera Netanjahu, a także będziemy postponować ideę odzyskania niepodległości, szczególnie zaś te jej fragmenty, które ukochał Piekara, czyli dotyczące życia moczo-płciowego bohaterów ojczyzny naszej. Tak nam dopomóż Bóg i Święty Krzyż. Dobra, dość tych żartów, muszę kończyć dwie książki, które tak lekkomyślnie zacząłem pisać jakiś czas temu. Nie będę obrażał otyłych kobiet z telewizji, żeby zrobić sobie promocję i sprzedaż, możecie być spokojni.

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

lut 212018
 

Wczoraj przez portale przemknęła wiadomość całkiem nie zauważona. Oto zmarł 48 letni bośniacki aktor cygańskiego pochodzenia, który otrzymał w zeszłym roku, albo wcześniej srebrnego niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. Nie zapamiętałem jego nazwiska, a news pokazał się i zniknął. Ja go przeczytałem i czuję się od wczoraj lekko wstrząśnięty. Oto jakiś cwaniak pojechał do Bośni i nakręcił tam film o życiu biednych Cyganów. O tym zmarłym wczoraj facecie, jego dzieciach i wielkiej, grubej żonie. O tym, że nie mieli oni pieniędzy na życie, mieszkali w pobliżu ogromnej elektrowni zatruwającej środowisko, o zbieraniu złomu i innych przygodach. Obejrzałem fragment tego filmu i tam widać, jak biedny Cygan wiezie swoją tłustą żonę do szpitala, a lekarze mu mówią, że ona jest nie ubezpieczona i będą ją leczyć jak dostaną 930 marek. Normalnie pieprzona znieczulica panuje w tej Bośni, nie do uwierzenia, że takie rzeczy mogą się jeszcze dziać w Europie, gdzie każdy nawet najbardziej potrzebujący może dostać swój socjal. Emigranci zaś przybywający z najdalszych regionów Afryki dostaną tu azyl i rozpoczną nowe życie. No, ale w Bośni jest inaczej. Facet robi co może, ale jest biednym Cyganem analfabetą i żona mu choruje, dzieci płaczą, telewizor ryczy na cały regulator, a kuchenka, w której pieką się tradycyjne placki jest wzięta na kredyt przez teściową. Wszystko to w swoim filmie o biedzie pokazał reżyser, który naszego Cygana znalazł i wzruszył się jego losem. Potem był festiwal i srebrny niedźwiedź w nagrodę dla tego biedaka, którego nazwali aktorem, choć wcale nim nie był. No, a teraz śmierć. Jak to się stało zapytacie, że 48 letni mężczyzna zmarł, choć miał tego srebrnego niedźwiedzia, mieszkał blisko granic Unii, był znany w środowisku filmowców, którzy z głodu nie przymierają i mogli mu dać parę euro na jego podstawowe potrzeby, choćby na te głodujące dzieci. Jak to się stało? Nie znam szczegółów, wiem tylko, że Cygan musiał sprzedaż swojego srebrnego niedźwiedzia, żeby było w domu co jeść. Puścił go za 4 tysiące euro i to go trochę podratowało. Nikt jednak się nie zainteresował jego losem, nikt do niego nie zadzwonił i nie zapytał co słychać. Nie pojawili się w jego domu obrońcy muzułmańskich uchodźców z Niemiec, kiedy złożył podanie o pozwolenie na wjazd do Rzeszy, żeby w Berlinie opowiedzieć o swojej niedoli i prosić o pomoc, odmówiono mu go. Tak po prostu. Tak, jakby nie był laureatem prestiżowej nagrody filmowej, ale zwykłym Cyganem, złodziejem, co robi i sprzedaje patelnie. W Polsce nikt, póki co nie napisał nic o jego śmierci, bo jest to demaskacja totalna przecież. Myślę, że parę osób w gazowni siedzi teraz i myśli, jak tu sprzedać śmierć tego człowieka, żeby wyglądało na to iż sam jest sobie winien, albo może, że zabiła go przechodząca mimo jego domu katolicka zakonnica. Na pewno nikt nie rzuci oskarżeń na środowisko filmowców, w którym brylują tak współczujące odmiennym od nas bliźnim osoby jak Agnieszka Holland i Małgorzata Szumowska. To jest niemożliwe.

Od wczoraj myślę o tym cyganie, biednym oszukanym durniu, któremu się zdawało, że ja pokaże swoją biedę i nieszczęście w filmie, to uratuje życie swojej żony i dzieci. Nie udało się. Ciekawe dlaczego? Czy to przez jakąś wyjątkową hipokryzję środowisk filmowych, z zasady lewicujących, czy może sprawa jest głębsza. Oczywiście, że głębsza, jeśli ktoś ma jeszcze jakieś złudzenia niech je porzuci. Bieda i biedacy są lewicy, dysponującej środkami masowej propagandy, potrzebni do tego jedynie by umocnić swoją władzę. Tak był od samego początku. Im więcej biednych, głupich i aspirujących osób żyje złudzeniem, że może coś zmienić w swoim życiu za pomocą ideologii lewicowej tym dla lewicy lepiej. Przykład naszego Cygana wskazuje, że w myśl zasad które próbują zaszczepić ludziom biednym filmowcy z Berlina, zmienić nic nie można. Można jedynie sprzedać swoją nagrodę i nakarmić dzieci. Nie można nawet opowiedzieć o swojej tragedii tym, którzy człowiekowi tę nagrodę wręczyli.

Kiedy dawno temu pisaliśmy w salonie24 o różnych, podobnych przypadkach, trolle czynne tam 24 godziny na dobę odpowiadały zdaniem – no, ale nie można przecież uratować wszystkich! To prawda, nie można, ale można uratować tych, którym się dało nadzieję, tym bardziej można, że nie kosztuje to wiele. Raptem parę euro. Co to jest dla organizatorów tego wszawego festiwalu, gdzie złażą się te kostropate lafiryndy bez gustu epatujące otoczenie swoim niesłychanie wrażliwym wnętrzem. Dawanie ludziom nadziei, zapewnianie ich, że wszystko będzie dobrze, a następnie porzucanie ich na pastwę dzikich zwierząt, urzędów imigracyjnych i huraganowego wiatru, jest czymś okropnym. Musimy się z tym zgodzić i nikt nie będzie protestował. Jeśli ktoś tak czyni, jest bydlęciem do kwadratu, bez względu na to jakie deklaracje składa publicznie. I tu właśnie mamy coś takiego – demaskację środowiska filmowców. Jak myślicie, ilu dziennikarzy zapyta tych bydlaków o tego Cygana?

Jak napisałem wiadomość o tym człowieku pojawiła się i zniknęła. Internet za to pełen jest innych doniesień. O tym, że ktoś napadł jakichś Ukraińców w autobusie, o tym, że Ewa Kurek jest kontrowersyjnym historykiem, bo nie zgadza się z tym co mówi oficjalna propaganda Izraela, o tym, że jakieś dwie wariatki z Radomia jadą w Himalaje, bo zainspirowało je to, co stało się na Nanga Parbat w tym roku. To jest naprawdę niezwykłe. Jest szansa, że porzucanie ludzi na pastwę losu, po złożeniu im wcześniej serii deklaracji lojalnościowych stanie się nową dyscypliną sportu w czasie zimowych igrzysk olimpijskich, które odbędą się za cztery lata. Ciekawe jakie wyniki osiągną w tej dyscyplinie Polacy, jakie Niemcy, a jakie Francuzi. Być może komitet olimpijski pozwoli na to, by w igrzyskach pod flagą z pięcioma kołami wystartowała ekipa złożona z samych filmowców. Złoto będą mieli w kieszeni.

W zasadzie należałoby stworzyć jakiś rezerwat dla nich, mam na myśli ludzi filmu. I tych co kręcą obrazy półamatorskie, jak ten cały Dembski, co go tu puszczałem w niedzielę i dla zawodowców takich jak Szumowska. I niech się kolega Gwinciński nie obraża, bo jestem dziś po prostu bardzo wkurzony.

Dziś zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

lut 202018
 

Po całym dniu pracy nad rozdziałem Baśni obejrzałem wieczorem film zatytułowany Dżungla. Obejrzałem go w wersji angielskiej, więc nie wszystko zrozumiałem, ale chyba wystarczająco dużo, by zabrać głos w sprawie konstruowania narracji w tak zwanych filmach przygodowych.

Od dawien dawna przekonuje się ludzi, że podróże w dalekie strony, a także niebezpieczne wyprawy ludzie podejmują wiedzeni jakimś ukrytym pragnieniem, instynktem i wiarą, że za horyzontem jest coś niezwykłego. Pragnienie przygody wyrasta wprost z potrzeby niezaspokojonego serca i jest zawsze szlachetne. Nie inaczej jest w tym filmie. Mamy tam grupę trzech podróżników, z których główny bohater jest Izraelczykiem, świeżo po odbyciu służby wojskowej. Facet wyjeżdża do Boliwii, ponieważ chce przeżyć coś ekscytującego i tam spotyka Marcusa, sympatycznego pierdołę ze Szwajcarii, a potem dołącza do nich Kevin, Amerykanin zajmujący się amatorsko fotografią, który chce zrobić karierę w National Geografic. O tym, że narracja ta jest dęta przekonujemy się nie tylko na podstawie dialogów w języku angielskim, które nawet ja zrozumiałem, ale poznajemy to także po opowieściach głównego bohatera. Najpierw bowiem wyszedł z wojska i pojechał do dżungli, a potem okazuje się, że po drodze zaliczył jeszcze Las Vegas, jego luksusowe kasyna i burdele jak z marzeń pryszczatych nastolatków. Z kolegami wybierają się do Peru, żeby zobaczyć wymarłe miasta Inków, ale na swoje nieszczęście, w zapyziałym La Paz, gdzie jak gdyby nigdy nic znajduje się lokal z żydowskim jedzeniem, spotykają Karla. Ten wygląda jak Lian Neeson dla ubogich, na plecach nonszalancko nosi strzelbę i opowiada dzieciakom niestworzone historie o dziewiczej dżungli, która rozciąga się gdzieś przy peruwiańskiej granicy. A przypomnę tylko, że jeden z tych dzieciaków jest byłym izraelskim żołnierzem. I on właśnie przekonuje resztę, że trzeba olać Machu Picchu i iść w las z tym przypadkowo poznanym facetem. Z pewnymi oporami, ale wszyscy się na to godzą. Najwięcej obiekcji ma Marcus, podługowaty stwór w okularach, z wiecznie otwartymi ustami. W końcu i on się decyduje. No i potem mamy już w tym filmie same nudy i dręczące duszę widza, całkiem nieautentyczne konflikty. Karl ma jakąś dziwną mapę, bez przerwy pieprzy o tym, że człowiek chce zniszczyć dżunglę i jest wrogiem przyrody i ma jakieś obiekcje do Kevina. Ja zaś patrząc na to zastanawiałem się dlaczego ekologowie nigdy nie opowiadają o tym, że człowiek chce zniszczyć pustynię. Zawsze tylko ta dżungla, albo Antarktyda….o pustyniach cicho jakoś.

Potem chłopcy mają w dżungli różne przygody, ale takie bardziej dla dzieci, a to jedzą małpę, a to widzą motyla, nie dzieje się nic szczególnego. Jeśli ktoś pamięta sławną książkę Raymonda Maufrais zatytułowaną Zielone piekło, wie, że z dżunglą nie ma żartów. Jeśli zaś ktoś myśli, że znajdzie w dżungli coś do jedzenia, bo to jest kipiący życiem las, ten chyba zwariował. Maufrais zginął w Gujanie, w dzienniku zapisał, że raz natknął się na wielkiego żółwia, którego zabił i zjadł. Potem umarł, najpewniej z głodu.

Nasi bohaterowie zaś idą sobie dziarsko, każdy ze swoim plecaczkiem, aż nagle okazuje się, że Marcus poobcierał sobie nogi i dalej nie pójdzie. No i wtedy się zaczyna. Marcus, chłopiec emocjonalnie niedojrzały – pewnie dlatego, że nie był w wojsku – chce, żeby Karl się nim opiekował. Dwaj pozostali zaś widząc, że przyjętym przez Karla systemem nigdzie nie dotrą chcą wszystkich przekonać, do tego, by zbudować tratwę i spłacić się rzeką do najbliższej osady. Rzeka jest oczywiście niebezpieczna i po pierwszej przeprawie przez progi, grupa się rozdziela. Marcus i Karl idą piechotą przez las, a Kevin i Yossi, bo tak nazywa się główny bohater płyną tratwą. Są jednak na tyle głupi, że nie zauważają plaży, na której mieli wylądować. Wpadają więc wprost w kipiel i tracą wszystko. Yossi zostaje sam w lesie, a los Kevina jest nieznany. Dalej mamy już to co zawsze jest w podróżniczych filmach, czyli inicjację młodego człowieka, który musi zmierzyć się z nieznanym. W przypadku Yossiego oznacza to pożarcie węża, zjedzenie pisklaków wydobytych z jaj na surowo, walkę z larwą, która zagnieździła się w otorbieniu na jego czole i inne podobne historie. Aha, są jeszcze zwidy, Yossi ma halucynacje. Najpierw wydaje mu się, że widzi Marcusa, a potem spotyka całkiem żywą, młodą Indiankę o nieco ekstrawaganckim usposobieniu, która okazuje się być złudzeniem.

Kevin zostaje odnaleziony przez miejscowych i rozpoczyna poszukiwania kolegi, ale są one z góry skazane na klęskę. Bo nikt z tych cholernych dupków nie chce mu pomóc tak naprawdę. Yossi zaś przypomina sobie, jak ojciec, który miał na przedramieniu wytatuowany obozowy numer, przepędza go z domu, kiedy tylko dowiaduje się, że syn miast studiować prawo będzie podróżował po świecie. Mamy więc w tym filmie zestaw typowy i ogrywany wiele razy. Kiedy w końcu przyjaciele się odnajdują Yossi jest wyczerpany, a my w napisach końcowych dowiadujemy się, że Marcus i Karl nigdy nie dotarli do cywilizacji. Dowiadujemy się także, że Karl był poszukiwany. Nie mówią nam jednak przez kogo. To jest moim zdaniem dziwne. Podobnie jak losy dwójki ocalałych bohaterów. Kevin bowiem zamieszkał w Izraelu, a Yossi wrócił nad tę rwącą rzekę i razem z miejscowymi Indianami zmienia tam przyrodę niczym towarzysz Stalin za swoich najlepszych lat. Czyli najlepsze co można było pokazać w tym filmie zostało ukryte. Postać najbardziej ciekawa – Karl – została przesunięta do tyłu i robi tło. My zaś wiemy, że nigdy, w całej historii świata, nikt nie ruszał po przygodę wiedziony li tylko chęcią przeżycia czegoś niezwykłego. Najtrudniej zaś przychodzi nam uwierzyć, że wyzwanie takie podjął były izraelski żołnierz. No więc po co oni tam pojechali? Kim był Karl i kto go poszukiwał? Co się naprawdę stało z Marcusem? To są ważne pytania, na które powinien odpowiedzieć poważny filmowiec. No, ale nie odpowie, bo walka z larwą prowadzona za pomocą pęsety jest ważniejsza. Ważniejsza jest także goła baba spotkana w dżungli. No i te wszystkie pierdoły o inicjacji. Ciekawe są też zdjęcia wychudzonego Yossiego po dwutygodniowej wędrówce po dżungli. Yossi bowiem wygląda na nich mniej więcej tak jak ja teraz kiedy zdejmę koszulkę. To oczywiście nie musi być żaden trop, ale takie skojarzenie mi się nasunęło. Dziwny film o śmierci dwóch ludzi, którą nikt się nie zainteresował. Ponoć Yossi przez wiele tygodni penetrował dżunglę w poszukiwaniu Karla i Marcusa, ale nic nie znalazł. To dziwne, bo kiedy sam zabłądził w lesie, bez trudu trafił do miejsca, gdzie wcześniej pożarł pisklaki z jaj i od razu zauważył ślad swojego buta odciśnięty w glinie.

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

lut 192018
 

Mam przed sobą artykuł z roku 2004 napisany przez dziennikarza Przeglądu Eugeniusza Guza. Dotyczy on sytuacji Żydów niemieckich po dojściu Hitlera do władzy. Na początek chciałbym zacytować ostatnie zdanie tego tekstu, które, jak sądzę wyjaśnia nam cały ambaras, w jakim się obecnie znajdujemy:

Paradoksalnie największa, przytłaczająca pula odszkodowań przekazanych przez RFN Żydom, przypadła byłym obywatelom niemieckim, którzy od holokaustu ucierpieli najmniej. Natomiast Żydzi z Europy Wschodniej, zwani pogardliwie „Ostjuden”, aż do obalenia komunizmu wykluczeni byli z wszelkich odszkodowań, jeżeli mieszkali w Europie Wschodniej. Dlatego część ocalałych z wojny Żydów korzystała z okazji bądź z wymuszonego wyjazdu na zachód, aby rozpocząć tam starania o odszkodowanie.

Sympatycznie prawda? Większość pieniędzy z niemieckich odszkodowań dostali osadzeni w Terezinie bogacze i kolaboranci, którzy mieli tam do dyspozycji bibliotekę liczącą tysiące tomów i kawiarenkę z amfiteatrem gdzie grano operetki. Ilu więźniów Oświęcimia, Treblinki i Sobiboru dostało w rzeczywistości należne im pieniądze? W świetle bowiem tego artykułu sprawa wygląda tak, że źli Niemcy, którzy trochę potrząsnęli swoimi Żydami, ale krzywdy im nie zrobili za wielkiej, odegrali się na Żydach z Polski i samych Polakach. Potem ci bogaci, niemieccy żydzi, którzy wyjechali dzięki Goeringowi za granicę chcieli dostać odszkodowania za pozostawione w Rzeszy nieruchomości i je dostali. No, a co zresztą, z tymi muzułmanami z obozów? Słowa muzułmanin używam tu w znaczeniu znanym z książek Grzesiuka, chodzi o więźnia obozu, który jest już na wykończeniu. A kogo to obchodzi? Jeśli wyjechali na zachód dostali tam jakąś szansę, jeśli nie, ich los nikogo nie interesował. Konkluzja jest taka – Żydzi z Europy wschodniej nie interesowali i nie interesują nikogo poza ich współmieszkańcami, czyli Polakami, Białorusinami, Ukraińcami i resztą plemion przemieszkujących ziemię I RP. Oni są tak samo wstrętni Niemcom, jak i Żydom z Izraela. To znaczy byli, bo dziś walka toczy się o pamięć po nich i o to na kogo zwalić można odpowiedzialność za ich śmierć, a także o pieniądze, które można wydusić z frajerów na konto ich cierpienia. Teraz kiedy większość Żydów, którzy przeżyli holocaust i komunizm wymarła, inni Żydzi, ci którzy spokojnie przetrwali okupację i wojnę w pensjonatach takich jak Terezin mogą zacząć starania o odzyskanie pieniędzy za nich. W tym artykule są jeszcze inne ciekawsze kwiatki. Ja ich nie będę cytował po kolei, ale zalinkuję całość http://niniwa22.cba.pl/zydzi_roznych_kategorii_losy_niemieckich_zydow.htm

Interesująca jest postawa Niemców oskarżanych przed wojną w Europie o antysemicką politykę. Niemcy występują z miejsca w obronie własnego honoru, łgając bez opamiętania, a jednocześnie trzepiąc z czego się da tych swoich Żydów, pozwalając im jednak przy tym żyć. W Niemczech za ukrywanie Żyda groziło 3 miesiące obozu. Tylko. Rozumiem, że nie w Oświęcimiu, ale w jakimś miłym miejscu, gdzie najdotkliwsza kara polegała na kopaniu rowów wzdłuż drogi. Nie było mowy o karze śmierci dla ukrywającego, jego rodziny i wszystkich znajomych. Mimo to Żydzi głośno protestowali przeciwko polityce wewnętrznej hitlerowców. Czynili to dokładnie tak, jak my teraz, powołując się na to, że byli dobrymi Niemcami, że byli i są lojalni, że zawsze się starali i nigdy Niemiec nie zdradzili. My dzisiaj przypominamy rabinów, co kochali Polskę, mówimy o rodzinie Ulmów, o drzewkach w Yad Vashem i innych sprawach, które według naszych tutaj ocen powinny jakoś dotrzeć do tych ludzi, którzy piszą o polskich obozach i mówią o tym, że Polacy na równi z Niemcami mordowali Żydów. To jest nieporozumienie. W świetle tego artykułu Niemcy mają czyste sumienia. Oni jedynie trochę kradli i za to odpokutowali. Tak naprawdę winni są naziści, którzy na terenach okupowanych stworzyli sytuację niemożliwą do przeżycia dla nikogo. A w takiej sytuacji każdy zachowuje się jak umie. Ci, którzy ryzykowali życie zostali nagrodzeni drzewkami i medalami. O co chodzi? Ci co sparaliżowani ze strachu wybrali obojętność są współwinni tej sytuacji, bo mogli przecież coś zrobić, jak tamci. Ci zaś, którzy brali udział w mordowaniu Żydów, są współwinni holocaustu i koniec. I to oni są bohaterami naszego czarnego snu. A w śnie tym nie chodzi o żadną sprawiedliwość, o żadne ustalanie faktów, ani o to kto jest naprawdę odpowiedzialny. Bo jest nim ten, kto stał najbliżej, po prostu. W myśl tych założeń, co od samego początku rozumieli Niemcy, im dalej od Berlina tym ma być gorzej, bo odpowiedzialność spada na tych co patrzą. To jest jedna z zasad rządzących tym światem, o czym wcześniej nas nie poinformowano. No, ale teraz już wiemy o co chodzi i musimy zachować się stosownie do okoliczności. Najgłupsze co możemy zrobić to okazywać zrozumienie. Nie możemy tak postępować, albowiem nam, choćbyśmy wynosili z pożaru na oczach całego świata żydowskie niemowlęta nikt żadnego zrozumienia nie okaże. Nie o to bowiem chodzi. Trzeba więc wreszcie pojąć jedno – nikt nie oczekuje od nas żadnych płaczliwych wyjaśnień. Każdy chce się wreszcie dowiedzieć czy zapłacimy, a jeśli tak to na jakich warunkach. My zaś musimy się koniecznie dowiedzieć, a nie będzie to łatwe, jakie będą koszta negocjacji. To znaczy czy Netanjahu każe zastrzelić Morawieckiego czy nie. To ważna informacja i polscy agenci, jeśli oczywiście tacy istnieją powinni tę kwestię naświetlić.

Jeszcze o tym zrozumieniu. Ono jest całkowicie poza naszym zasięgiem, bo od dawna nikt nie traktuje nas serio, to znaczy w ogóle jako ludzi. Przekonanie takie to są złudzenia dla dorastającej młodzieży, która musi się integrować na erasmusach. Żeby zasłużyć na poważne traktowanie, musimy przede wszystkim zrozumieć o co chodzi tak naprawdę. A nie są to wcale pieniądze. Chodzi o to, na kogo przerzucona będzie odpowiedzialność za dawniejsze i przyszłe eksperymenty socjalne. Bo w takich kategoriach należy rozpatrywać poczynania Niemców w czasie II wojny światowej. To musi być ustalone raz na zawsze, bo inaczej coś się w tych planach może pochrzanić. Jeśli komuś się zdaje, że jak będziemy się bić w piersi i przepraszać, ktokolwiek potraktuje nas poważnie, powinien się leczyć. No, ale w każdej populacji, szczególnie wśród aspirujących inteligentów ze wsi, znajdzie się mnóstwo osób, które – dla z bardzo egoistycznych pobudek – będą przepraszać w nieskończoność. Zapominając o zasadzie podstawowej – winni są ci, co stali najbliżej. Ludzie ci licząc na jakiś rodzaj akceptacji, na podniesienie sobie samooceny, albo też oceny w środowisku, gotowi będą bić się w pierś za niepopełnione winy, swoje i swoich przodków. Tamci tylko na to czekają. Bo chodzi wszak o to, by wyznaczyć winnych przeszłych i przyszłych eksperymentów socjalnych, historia przecież się nie skończyła. Królestwo Boże na ziemi jeszcze nie zatriumfowało. Wszystko jest jak dawniej. Trzeba wreszcie dorosnąć. Umarli nie mówią.

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

lut 182018
 

Chciałem Was dzisiaj prosić o cierpliwość. Zalinkuję bowiem tutaj dwa filmy, których charakter będzie treścią tej notki. Jeden z tych filmów jest ponoć filmem dokumentalnym, a drugi to po prostu relacja z premiery pierwszego. Zacznę jednak od krótkiego wstępu.

Dawno, dawno temu, kiedy pisaliśmy na blogach o sprawach od katastrofy smoleńskiej bardzo odległych, kiedy zajmowaliśmy się drobnymi, ale szalenie ciekawymi kwestiami, napisałem tekst o tak zwanym kinie off. Może ktoś go przypomni, bo ja nie mogę jakoś go znaleźć. Kino off, o czym zapewne wszyscy doskonale już dziś wiemy, to taka sama propaganda jak kino głównego nurtu, tyle że przeznaczona dla serc i głów na ten główny nurt odpornych. Jeśli ktoś nie chce łykać tego co proponują wielcy dystrybutorzy, znajdzie dla siebie coś o wiele prawdziwszego i piękniejszego w innym sektorze. Kino off jest tańsze, nie piszę tanie, bo kino nigdy nie jest tanie. Ono jest tańsze i przez to ma zrobić na nas wrażenie produktu bardziej autentycznego. W Polsce mamy taką sytuację, że kinem nie zajmują się artyści, nie zajmują się nim nawet producenci, którzy mają taki kaprys, by wyrzucić w błoto kilkaset tysięcy złotych, ale zajmują się nim ludzie z poważnymi deficytami emocjonalnymi i psychicznymi. Wielu z nich do kina zostało skierowanych dawno temu rozkazem dziennym i tam pozostało. Inni przyszli sami skuszeni perspektywą łatwej manipulacji ludźmi. To bowiem, a nie pieniądz, jest największą pokusą w kinie. Żuławski został reżyserem, bo myślał, że do końca życia będzie mógł wysysać jakieś substancje z dusz młodych aktorek i to doda mu uroku. O tym samym tylko inaczej myślał patriotyczny reżyser Zalewski, a dziś myśli o tych sprawach wielu innych reżyserów. Władza jaką daje plan filmowy jest podstawowym i najważniejszym motorem pchającym ludzi do kina. Przy czym, co może niektórym wydawać się zaskakujące, wszyscy ci ludzie, tak mocno zakłamani, twierdzić będą, że najważniejszą wartością w kinie jest prawda. No i autentyczność postaci rzecz jasna. A teraz już filmy.

Najpierw danie główne, tylko błagam, wytrzymajcie do końca

https://www.youtube.com/watch?v=O7BDDG9rlUk&feature=youtu.be

A teraz deser czyli pokaz przedpremierowy

https://www.youtube.com/watch?v=kAgoDNmsRZw

Jak widzicie film jest silnie asekurowany. To znaczy producenci zaznaczają, że to jest komedia dokumentalna, choć taki gatunek nie istnieje i istnieć z istoty nie może. Nie może, albowiem komedia to konwencja, a dokument to prawda. Mnie oczywiście nie dziwi fakt, że ani Andrzej Fidyk, rzekomy profesor od filmu, promotor Magdy Piekorz, ani reżyser, ani nikt z osób występujących w tym obrazie, poza może Bohdanem Łazuką, tego nie rozumie. Nie dziwi mnie, bo już po pierwszych minutach filmu wszyscy wiemy gdzie się znaleźliśmy – na korytarzu przed salą przesłuchań w pałacu Mostowskich. Po czym to poznajemy? Nikt w tym filmie nie jest tym za kogo się podaje. Nawet główny bohater. Wszyscy natomiast czegoś się od nas domagają i chcą coś uzyskać. Film jest asekurowany poprzez sklasyfikowanie go w nieistniejącym segmencie, a także poprzez sposób w jaki został zakończony. Zespół Kobranocka śpiewa na koniec znaną piosenkę – I nikomu nie wolno się z tego śmiać. Moim zdaniem to jest groza. Tym większa im głębiej analizować będziemy karierę i dokonania Fidyka oraz braci Bryndalów.

Zacznę od Fidyka. To jest człowiek, który od wielu lat zajmuje się tak zwanym demaskowaniem polskiej rzeczywistości. To znaczy produkuje filmy, w których ma się znajdować sama prawda. Ja pamiętam jeden z cyklów dokumentalnych Fidyka, który zaczynał ciekawym wstępem – z włazu kanałowego wyglądała głowa brudnego nurka w czapce. Był to sam Andrzej Fidyk. Polska Fidyka to kraj popaprańców, którym nikt nie może pomóc, choćby nawet chciał, bo to jest niemożliwe. Ich bowiem wyobrażenia o sukcesie, szczęściu i powodzeniu są tak dalece naiwne, nie przystające do rzeczywistości i głupie, że można się z nich tylko śmiać. No, ale wtedy publiczność może się obrazić, bo kino, żeby odnieść sukces musi wzruszać, a widz powinien utożsamiać się z głównymi bohaterami. A więc trzeba szukać takich konwencji, które z tych bohaterów zrobią mielone, ale jednocześnie zapewnią publiczności komfort oglądania, to znaczy nie będzie się ona czuła wyszydzona i opluta. I tymi właśnie poszukiwaniami zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie profesor Andrzej Fidyk.

Jeśli idzie o braci Bryndalów, to ja się o ich istnieniu dowiedziałem wczoraj. To znaczy wiedziałem, że jest Rafał Bryndal i on jest z gazowni, ale o tym, że facet z Kobranocki to jego brat nie miałem pojęcia. Nie wiedziałem też, że jest jeszcze dwóch braci Bryndalów, także szalenie uzdolnionych muzycznie i estradowo. Ja może na dowód, że to nie żarty przytoczę fragment z wiki opisujący dokonania Michała Bryndala – perkusisty. Oto on:

Perkusista posługujący się głównie techniką uderzania specjalnie wyprofilowanymi kawałkami drewna w przedmioty wykonane z mieszanki metalu, drewna i tworzyw sztucznych generując w ten sposób dźwięk.

Jeśli ktoś miał do dziś jakieś wątpliwości czym zajmuje się perkusista, ten może się już ich pozbyć. Oto bowiem prawda o zawodzie perkusisty została nam objawiona. Bracia Bryndale założyli też kiedyś zespół pod nazwą Atrakcyjny Kazimierz i Cyganie, bardzo popularny.

Wróćmy do filmu. Wszystko od początku do końca w tym filmie jest nieautentyczne. Konwencja została wywrócona na nice i autorzy o tym wiedzą, ale domagają się, by widz wziął za to odpowiedzialność na siebie. Jak widzimy, pokazani w filmie emeryci, za nic nie chcą tego zrobić, wychodzą z remizy i machają ze zdenerwowania rękami. Inaczej jest w czasie premiery w kinie, w Grodzisku Mazowieckim. Tam publiczność klaszcze, ale tych klaszczących widzimy tylko przez moment. Stąd, jeśli idzie o zainteresowanie widzów, ciekawszy jest film drugi, czyli reportaż z pokazu przedpremierowego. Na początek mój kolega Łukasz Nowacki mówi o tym, że mieszkańcy Grodziska zobaczą w tym filmie siebie. Jestem mieszkańcem Grodziska od 16 lat i nie zobaczyłem w tym filmie siebie. Być może mieszkam tu za krótko, może za często wyjeżdżam do Dęblina, gdzie za taki pokaz w kinie, z widowni poleciałby na scenę butelki, ale naprawdę nie mogłem się odnaleźć w tym filmie. Być może Łukaszowi, z racji tego, że jest synem ziemi grodziskiej przyszło to łatwiej. Ja, wychowany w mieście, gdzie nie ma tak głębokich tradycji upowszechniania kultury i zwyczaje są nieco inne, nie potrafiłem. Przepraszam.

W czasie pokazu przedpremierowego dziennikarka lokalnych mediów rozmawiała z reżyserem filmu Aleksandrem Dembskim. Pan ten ma na koncie następujące produkcje – Basia z Podlasia, Szkoła uwodzenia Czesława Mozila, nasz film, o którym rozmawiamy, a także obraz, który jest ponoć relacją z wyprawy na K2 i jakiś nie dający się namierzyć film zatytułowany „Anatomia startupu” . We wszystkich tych filmach, a nie musimy ich nawet oglądać, by to stwierdzić, zdemaskowane są intencje. Nie intencje reżysera, nie intencje producenta, bo to są wynajęci ludzie, ale intencje, które zawiera ta konwencja. Wymyślona nie wiadomo gdzie i grzana w Polsce w sposób bezwstydny od bardzo dawna. Intencje te zawierają się w zdaniu – możecie próbować być tacy jak my, ale nigdy tego nie osiągniecie, bo droga, którą wybraliście jest fałszywa i nie o to chodzi. O tym mówi nam film Basia z Podlasia, o tym mówi nam film z Mozilem w roli głównej, a także nasz film Kocham cię jak Irlandię. Tak zdefiniowany ładunek określa od razu wszystkich, którzy w te filmy się angażują. To są funkcjonariusze. Obojętnie jak fajnie, sympatycznie i miło by nie wyglądali, obojętnie jak bardzo staraliby się wypaść dobrze i prawdziwie, to są funkcjonariusze i prawdy tej nie zmieni żadna czołówka przed kolejnymi programami Fidyka.

Pokaz ten, oraz osadzenie głównych bohaterów, określa też funkcję takich miast jak Grodzisk Mazowiecki czyli miast z aspiracjami. To są obszary gdzie testuje się doświadczenia socjologiczne. Przy całkowitym i nie skłamanym entuzjazmie miejscowych działaczy od kultury i pewnym zdziwieniu władz. Ja oczywiście wiem, że burmistrz Piotr Galiński odegrał tu swoją rolę. Mam jednak do niego prośbę, by więcej, przynajmniej do momentu, kiedy ja i mi podobni się stąd nie wyniosą, nie czynił takich rzeczy. Podniesiemy bowiem tę kwestię publicznie. W mojej ocenie udział władzy samorządowej w tym przedsięwzięciu to jest hańba. Nie będę się wypowiadał na temat intencji głównych bohaterów filmu, bo one są dość łatwe do określenia. Zarówno w przypadku pana Krzysztofa, który występuje w reportażu z pokazu przedpremierowego, jak i pana Adama, który się tam nie zjawił. Wszystko tam jest jasne.

Dla nas tutaj, ludzi dla których bohaterem tego przedsięwzięcia nie jest pan Adam, jako jedyny odznaczający się jakąś autentycznością, ale Bryndale, Kobra, Fidyk, Dembski i jeden z głównych bohaterów motto tego filmu brzmi tak jak tytuł tekstu – wszystkie maszyny mogą latać pod warunkiem, że nie są samolotami. Na dowód cytuję jeszcze raz fragment z artystycznej biografii młodszego Bryndala, tym razem rozszerzony

Podwójny magister sztuki, absolwent Wydziału Sztuk Pięknych na UMK w Toruniu (2007) i Instytutu Jazzu na Akademii Muzycznej w Katowicach (2009). Oba dyplomy z wyróżnieniem. Perkusista posługujący się głównie techniką uderzania specjalnie wyprofilowanymi kawałkami drewna w przedmioty wykonane z mieszanki metalu, drewna i tworzyw sztucznych generując w ten sposób dźwięk.

Przyszło mi teraz do głowy, że ten cały Fidyk, to ariergarda rewolucji. Po zagarnięciu własności, struktur państwowych i w ogóle wszystkiego rewolucja wysyła w pole takich ludzi, by fałszowali i kradli emocje. Jeśli zaś ktoś się będzie mocno bronił, to zamiast niego w autentycznym reportażu z autentycznego pokazu przedpremierowego wystąpi dubler i powie, że film jest znakomity. Tak, po prostu znakomity, a jak ktoś się z tym nie zgadza, to jest po prostu smutasem i nie ma poczucia humoru. A od humoru to mamy tu przecież specjalistów, którym nikt nie podskoczy, na przykład Rafała Bryndala. On jak coś powie, to już powie, nie dość, że będzie to śmieszne to jeszcze prawdziwe. Zresztą sami mogliście to widzieć w tym filmie.

Uprośćmy to wszystko na koniec w jakiejś syntezie o charakterze ostatecznym. Po co oni to robią? Ostatni motyw jest taki – żeby ukryć własną nędzę i nicość, a także zamaskować drogi swoich karier i uratować status quo. Inne powody nie istnieją.

Chciałem jeszcze tylko, już na sam koniec pogratulować Markowi Sierockiemu oraz Bohdanowi Łazuce. Od razu widać, że budżet filmu był za mały, żeby kupić Sierockiego, a Bohdan Łazuka okazał się lepszym aktorem niż burmistrz Galiński. To pocieszająca konstatacja.

Aha, przed nami ciekawy występ w grodziskim kinie. Ma tu przyjechać kabaret, w którym razem na jednej scenie wystąpią: Ibisz, Wiśniewski, Ross, Pągowski i ten mały Bercik z Katowic. Reżyseruje Stefan Firedman, a menedżerem projektu jest bohater naszego filmu pan Krzysztof. Jak ktoś ma ochotę, to bilety są jeszcze do nabycia w kasie kina.

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

lut 172018
 

Umarł reżyser Antoni Krauze, człowiek dobry i pogodny. Takim go zapamiętałem, widząc dwa razy w życiu jedynie, w czasie spotkań w Klubie Ronina, starszy pan, który się pogodnie uśmiechał. Teraz zmarł, a ostatnim jego filmem był „Smoleńsk”. Wszyscy pamiętamy co się działo wokół tego obrazu i nikomu nie trzeba tłumaczyć o co chodzi. Nikomu z wyjątkiem Jerzego Zelnika, który – gdzieś mi to umknęło w powodzi newsów – rzekł, że film ten zabił Antoniego Krauze. Nagonka na niego samego, zbieranie pieniędzy, a potem komentarze dotyczące jakości obrazu, wszystko to spowodowało, że reżyser nie wytrzymał napięcia i zmarł. Nie wiem kurczę gdzie jest ten materiał z Zelnikiem, bo pod nim był komentarz Kurskiego, którego też dokładnie nie przytoczę, ale nawet to co przytoczę stawia włosy na głowie. Napisał Kurski, że Krauze współtworzył polski pakiet tożsamościowy, albo coś podobnego. W żadnym razie nie chodziło o to, że Krauze tworzył polską kulturę, wzbogacał ją, czy też może drążył twórczo trudne i niewygodne tematy. Nie, on współtworzył ten pakiet tożsamościowy, czy też może coś innego tożsamościowego. Nie jest to istotne, Kurski ujął to w ten sposób, że wiemy iż mamy pewien kanon do którego należą jakości definiujące Polaka, a wszystko co jest poza tym kanonem to mierzwa, a być może też zdrada. No to ja teraz też coś powiem, macie przedsmak tego co się będzie działo po śmierci Jarosława, czyli przedsmak załgania w skali o jakiej Wam się nie śniło, finansowanego z pieniędzy podatników. Oni już to szykują. Pierwszym zaś przyjętym w poczet Polaków właściwie definiujących ów pakiet czy też kanon będzie Jonny Daniels. Tego możecie być pewni, ale nie łudźcie się, że ktoś z Was się załapie. Powiem teraz coś jeszcze – panowie Zelnik i Kurski muszą się trochę opamiętać. Film Smoleńsk jest filmem złym, szkodliwym, deprawującym i degradującym nas wszystkich. Rola zaś w tworzeniu tego obrazu jaką odegrali Pawlicki z młodym Łysiakiem jest potworna. Nie będę tu stawiał zarzutów, ale jeśli ktoś pamięta ten wywiad, którego Antoni Krauze udzielił Gazecie Prawnej, a potem jego wystąpienie w Klubie Ronina i błaganie widoczne w jego oczach, ten łatwo się zorientuje o co chodzi. Nas te numery nie biorą. Nie rusza nas pakietowa sprzedaż polskości i nie przekonuje nas to co mówi, robi, pisze i wypierduje z siebie prezes Kurski. Kanon ustalany przez tego pana jest z istoty dla nas tutaj nieważny. Nie jesteśmy bowiem pańszczyźnianym chłopstwem, które za możliwość wzięcia kredytu u Żyda, rezygnuje z przywileju całowania księdza dobrodzieja w rękę. I niech to sobie panowie Kurski, Zelnik i reszta zapamiętają i dobrze zakarbują. A swoje pakiety polskości czy też kanony, niech sobie wsadzą w Koronę królów, albo w jeszcze jakieś inne, ciekawsze miejsce.

Skoro tak dobrze nam idzie, gadajmy dalej – chamy nie będą nam mówić co jest a co nie jest kanonem polskości. To jest oczywiste i mowy nie ma byśmy na to przystali. Do czego służy taki kanon? Do ograniczenia spectrum. Chodzi o to, by zawęzić pole widzenia, które i tak już jest niemożliwe wąskie. Historię bowiem własnego kraju oglądamy poprzez szparę w wygódce. Nawet nie przez dziurkę od klucza. Kurski zaś wmawia nam, że ta szpara to pełnometrażowy film panoramiczny, na który musimy wydać 250 milionów złotych. Do czego może służyć ograniczenie poznania w takim kraju jak nasz? No przecież nie do tego, byśmy wszyscy wyruszyli na podbój świata wyposażeni w Manifest Destiny czy inne jakieś oszustwo. Służy ono temu, byśmy siedzieli tu na miejscu i nie przeszkadzali mądrzejszym. Służy temu, by wybrani przez zarząd, czy też może jakiś inny sanhedryn ludzie tłumaczyli nam dlaczego Piłsudski jest lepszy od Dmowskiego czy też na odwrót, brali za to pieniądze i spali jeszcze spokojniej niż my. Służy deprawacji po prostu. I żeby się o tym przekonać nie trzeba zbyt wiele myśleć, wystarczy spojrzeć na Kurskiego. On ma tę deprawację wypisaną na twarzy. Najlepiej by było gdyby zaczął nosić maskę. Dla niego najlepiej, bo nam jest obojętne co będzie nosił Kurski.

Skąd się biorą takie pomysły? To jest socjalizm w czystej postaci. To jest wierzchołek struktury heretyckiej, które za pozory wolności, będące w istocie ciężką pracą ponad siły bez wynagrodzenia, z kredytem na karku, proponuje najtańszą rozrywkę i najtańszą doktrynę nie wyjaśniającą niczego poza koniecznością tejże pracy ponad wymiary i siły. Od komunizmu różniącej się tylko tym, że nadzorca jest elegantszy i bardziej aspirujący, a także nie jest jawnym bezbożnikiem. Tak przynajmniej opowiada. No i że gada o polskości i patriotyzmie, który jest oczywiście tożsamy z wolnością i pracą dla każdego.

Ktoś powie, że za daleko zaszedłem. Że nie można biednego Antoniego Krauzego mieszać do takich spraw. Jak nie można, jak trzeba. Zróbcie taki eksperyment – włączcie w google opcje grafika i na osobnym dokumencie skopiujcie sobie po kolei fotografie uśmiechniętego Pawlickiego, uśmiechniętego Tomasza Łysiaka, uśmiechniętego Kurskiego (on może być na początku), uśmiechniętego Zelnika, a na koniec wstawcie czarno białe zdjęcie uśmiechniętego Antoniego Krauze. Efekt zwali Was z nóg i już nie będziecie potrzebowali żadnych dodatkowych wyjaśnień.

Powiem więcej, kiedy zobaczycie ich wszystkich, bez Krauzego rzecz jasna, gdzieś w plenerze, będziecie gotowi gołymi rękami rwać bruk z ulicy i ciskań nim w te puste, oczadziałe łby. No więc jeszcze raz – Pawlicki, Kurski, Łysiak i Zelnik, wszyscy uśmiechnięci.

Nie będziemy oglądać filmu Smoleńsk i nie będziemy korzystać z żadnych pakietów tożsamościowych, niech sobie to wszyscy wybiją z głowy. Teraz powiem słów kilka na temat pomnika smoleńskiego, o którym pisała eska. Pomnik ten, na którym wzmocni się wiele karier, jest idiotyczny w formie. Trzeba to napisać wprost. Żadne otoczenie mu nie pomoże. Nie można bowiem powstrzymać ludzi od wchodzenia na schody i robienia tam głupich rzeczy. Być może dzieło zaplanowane jest tak, że stanie przy nim warta honorowa, żeby nie doszło do profanacji, ale wtedy trzeba będzie do tego wybrać żołnierzy kurdupli, bo jak staną normalni, skala monumentu zdemaskuje intencje. Nie wiadomo też, czy opozycja nie zechce postawić w nocy na tych schodach gipsowego Geremka, który nie wiadomo – schodzi z nich czy na nie wchodzi? Powiem więc jeszcze raz na koniec co myślę o pomnikach. Ludzie – musicie zatrudnić artystę, kapujecie? Artystę, nie durnia, nie bałwana, nie kolegę z klasy, nie narzeczonego kuzynki prezydentowej Kaczyńskiej. Musicie zatrudnić artystę i mu zapłacić. Ktoś może powiedzieć, że nie ma takiego artysty, który w oszczędnej lapidarnej formie wyraziłby prawdę o tej tragedii. Na pewno jest, trzeba go tylko znaleźć. Opowiem taką anegdotę, być może już ją kiedyś opowiadałem, ale nie szkodzi. Oto ktoś położył przed Salwadorem Dali kawałek aluminiowej folii. Gładkiej i połyskującej, takiej co to się w nią kanapki dla dzieci zawija, żeby miały na przerwie co jeść, folii oderwanej z wałka. Salwador popatrzył na tę folię zrobił palcami obydwu rąk jeden ruch i na powierzchni ukazała się ludzka twarz, prawdziwa, wyrazista ludzka twarz. Artyści istnieją, naprawdę. Problem polega na tym, że oni są poza pakietami i kanonami, o których myślą Kurski, Pawlicki, Łysiak, Zelnik i reszta bandy.

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach