Wyniki wyszukiwania : Morawiecki

maj 242022
 

 

Wczoraj przekroczona została, kilka razy w dodatku, w tę i z powrotem, granica propagandowej kompromitacji. Dokonali tego ludzie, na których opierają się istotne narracje propagandowe, którymi urabia się Polaków, by oddawali swoje głosy w wyborach na jedno lub drugie ugrupowanie.

Sprawa pierwsza: Misiek Kamiński, bo trudno mi doprawdy pisać o tym człowieku – Michał, zorganizował konferencję, której uczestnicy zastanawiali się czy CPK będzie budowany dla Polaków, czy przeciw Polakom. Hasłem promującym tę konferencję była formuła: skoro Rosjanie mogą łatwo zbombardować CPK, po co go w ogóle budować? Jakoś Misiek nie zadał sobie samemu pytania – skoro choruję na cukrzycę, co oznacza w perspektywie śmierć, po co się leczyć i wydawać pieniądze? Komentowanie tego idiotyzmu nie ma sensu, albowiem jest to przykład ostatecznej kompromitacji ludzi, którzy działając w strukturach państwa polskiego, robią wszystko, by państwo to zostało skompromitowane i przegrało wszystkie swoje szanse. Czy ludzie zajmujący się wykrywaniem i likwidowaniem zagrożeń dla Polski, nie wiedzieli jaką funkcję pełni Misiek Kamiński? Zapewne wiedzieli. Dlaczego więc nie podjęto żadnych kroków, które by tego człowieka jakoś zatrzymały? Przypuszczam, że powód został tu wyjaśniony już wczoraj. Wszelkie deklaracje dotyczące tak zwanych poglądów są w istocie wrogą Polsce propagandą. Politycy jednak wolą tolerować agentów niż cokolwiek zmienić.

Druga granica kompromitacji została przekroczona przez tygodnik braci Karnowskich, którzy najwyraźniej znajdują jakąś frajdę w ubliżaniu inteligencji Polaków. Opublikowali oni mianowicie artykuł, opatrzony licznymi fotografiami, zatytułowany Walizka Jacka Bartosiaka. Jest on od wczoraj powodem tak zwane beki i całego festiwalu szyderstw na twitterze, a także tu u nas, w Szkole nawigatorów. Oto link, bo trzeba to koniecznie zobaczyć, żaden bowiem opis nie odda tego, co tam się rzeczywiście znajduje. https://twitter.com/aj_kohut/status/1528697507857027073

Czemu służą te dwa wyskoki, bo chyba w takich kategoriach należy je omawiać? Zasłaniają one bezradność i brutalność jednocześnie. Bezradność i brutalność machiny propagandowej Niemiec i bezradność rodzimych propagandystów, próbujących przede wszystkim ocalić certyfikowane nośniki propagandy, takie jak Bartosiak. Po co? Tego właśnie nie wiemy, ale być może wiąże się to z tym, że w Izraelu puszczają ponoć filmy o babci Jacka Bartosiaka, która ratowała Żydów w czasie wojny. W dystrybucji propagandy najbardziej przeszkadza odbiorca, albowiem on – nawet jak jest całkiem ogłupiały – karmi się autentycznością emocji i faktów. W związku z tym powstają całe faktorie gdzie produkuje się emocje prawie autentyczne i fakty prawie dające się połączyć w spójną narrację.

Oto dziś z rana tygodnik Do rzeczy promować zaczął pisarza nazwiskiem Helak, sprzedającego słabe bardzo historie, z życia Polaków na Kresach. Jest w nich to wszystko co było już wcześniej u Odojewskiego, czyli demaskacja oszustw jakich wobec Polski dopuściła się Wielka Trójka i nostalgia za rzekami i lasami Wołynia. Miałem jedną książkę Helaka w ręku i powiem tyle, że nie jest to nawet rozbiegówka. Chodzi zaś o to, by jeszcze raz, tyle, że na grzebieniu tym razem, zagrać tę samą melodię.

Profesor Zybertowicz ogłosił wczoraj, że wszyscy prezydenci Polski po Jaruzelskim byli zarejestrowanymi współpracownikami SB. Wszyscy to wiedzieliśmy wcześniej. Dlaczego patrioci, prawica, PiS, jak zwał tak zwał, nie opracowało jakiegoś programu skutecznej propagandy opartej na wiarygodnych nośnikach, która mogłaby te postaci zmarginalizować? One w końcu zmarginalizowały się same, ale tylko dlatego, że ich zewnętrzne zasilanie osłabło. Zasługa rodzimych speców od PR jest w tym żadna. Oni bowiem muszą utrzymywać na powierzchni projekty tak fatalne i słabe jak Helak i Bartosiak. To jest ich główny cel. Mamy więc przed oczami jakieś zawody niepełnosprawnych intelektualnie w pluciu plasteliną do celu. Nikt w nic nie trafia, ale wszyscy klaszczą, bo liczy się przecież uczestnictwo. Tajni współpracownicy zaś, udający prezydentów, jak byli ekspertami medialnymi od spraw najwyższej wagi, tak są nimi nadal. Jak myślicie czy oni może wychowali jakichś następców? Czy w strukturach, które opuścili dominuje duch braterstwa i solidarności z narodem głosującym na PiS i popierającym politykę rządu? Czy może są tam ludzie, którzy mają nas w głębokiej pogardzie, bo uważają, że można nam – za pomocą kretów usadzonych w strukturach partii, w sejmie i w ministerstwach, w mediach – sprzedać każde badziewie, a my będziemy się tym podniecać i nakręcać wokół tego koniunktury, nie potrafiąc powściągnąć własnych emocji?

W jednej z dyskusji na twitterze pojawiła się wczoraj kwestia Hiszpanii i jej stałej, bardzo celowej i poważnej polityki. Ujęte to zostało w kontekście historycznym, ktoś tam wspomniał, że premier Sanchez zrobił zwrot w kierunku Polski, naśladując politykę Morawieckiego, ja zaś przypomniałem wszystkie fascynujące fakty dotyczące obecności hiszpańskich – kastylijskich i aragońskich agentów w Europie wschodniej i na bliskim wschodzie, a także w Azji Środkowej. Czy w Polsce są jacyś ludzie, którzy zainicjowaliby lub podtrzymali zainteresowanie Hiszpanów naszą częścią Europy i rozpoczęliby dialog na różnych płaszczyznach, który mógłby przerodzić się we współpracę polityczną. Szczerze wątpię, albowiem w Polsce triumfy święci idiotyczna teoria sojuszy egzotycznych wymyślona dawno temu przez Cata Mackiewicza, sprawnego bardzo autora, do którego Helak nie ma startu, ale fatalnego polityka, zapatrzonego w zasadzie nie wiadomo gdzie. Teoria sojuszy egzotycznych w czasach kiedy samolot odrzutowy może w pół godziny oblecieć kulę ziemską nie ma racji bytu, ale ludzie zajmujący się wieszczeniem politycznym w Polsce będą ją hołubić, albowiem ona gwarantuje im pozycję towarzyską.

Uważam, że obecnie kwestia relacji z Hiszpanią, zarówno w Polsce jak i na Ukrainie staje się kwestią istotną. Po czym to poznajemy? Po zaangażowaniu propagandy rosyjskiej na rynku hiszpańskim. Rosjanie nie rozumieją co to są sojusze egzotyczne, a widać to dokładnie było w czasie ostatnich głosowań w ONZ. Każdy sojusz nawet najbardziej egzotyczny jest dobry. Kraj, który jest przedmiotem zainteresowania musi być jednak odpowiednio potraktowany. W przypadku Hiszpanii Rosjanie stosują dość wyrafinowaną propagandę podawaną przez byłych dyplomatów tego kraju na wschodzie. Są to wszystkie ruskie kłamstwa, podrasowane tak, by trafiły do specyficznej, hiszpańskiej mentalności. Czy my mamy czym odpowiedzieć na tą akcję? Nie sądzę. Dla nas – choć pół Polski jeździ na wakacje do Hiszpanii – politycznie kraj ten jest niczym. To wielka szkoda, albowiem powinnyśmy o rynek hiszpański zawalczyć. No, ale kto ma to zrobić? Bartosiak ze swoją walizką? Helak ze swoimi emocjami? Czy może bracia Karnowscy? W czasie kiedy Rosja emituje na odległych rynkach takie oto treści, które w dwie godziny zyskują 100 tysięcy odsłon https://www.youtube.com/watch?v=fQKFa-HNjSc My już świętujemy zwycięstwo. Może się trochę zastanówmy, żebyśmy się nie obudzili z ręką w nocniku. Ukraina pewnie da nam te kontrakty na odbudowę, może się jednak okazać, że zarówno ona, jak i Polska stracą w świecie wszelkie uzasadnienie swojej współpracy. Ta zaś opierać się będzie tylko na dobrej woli Amerykanów i Brytyjczyków. Jak trwałe to będzie? Nie wiem, ale podejrzewam, że znów będzie zależało od ofert jakie złożą Niemcy i Rosjanie. Oni zaś, nauczeni doświadczeniem przegranej lub tylko nie wygranej wojny, będą już znacznie ostrożniejsi i znacznie bardziej skuteczni. Mogą więc zabrać nam wszystko, a zostawić to tylko co najbardziej kochamy – nostalgię za Wołyniem i świadomość, że znów zostaliśmy oszukani, ale to przecież taki polski los. Nie wiem, jak Wy, ale ja się do tego nie dopisuję. Wydałem komiks o Hiszpanii i książkę hiszpańskiego autora. Sam jeden wszystkiego nie zrobię, ale na pewno powrócę do tych tematów. W przygotowaniu jest przecież książka o Ryksie Śląskiej, cesarzowej Hiszpanii. Na dziś to tyle.

kw. 262022
 

Jest tylko jeden dobry sposób ochrony wolności słowa – całkowita cenzura. O tym chcą nas przekonać ludzie, którzy na twitterze dołączają do swoich profilów tęczowe flagi, a także flagi unijne. Czynią to, albowiem Elon Musk kupił właśnie całą platformę i zapowiada, że pewne praktyki się tam skończą. Optymizm wśród użytkowników jest umiarkowany, bo nikt tak do końca nie wie kim jest Elon Musk. Wycie jednak już się zaczęło i przedstawiciele uciskanej, tęczowej mniejszości piszą wprost, że Musk jest zwolennikiem fikcji wolności słowa. Uważają więc, że nowa polityka twittera będzie wymierzona głównie w nich, a to oznacza, że nie będą mogli pisać donosów na ludzi, którzy im podpadli. Być może też odblokowane zostanie konto Donalda Trumpa.

Niestety polityka Muska nie wpłynie pewnie znacząco na ograniczenie rosyjskiej propagandy na twitterze i w sieci w ogóle, ani na kolportaż zwykłych idiotyzmów, przeinaczeń, fałszywych interpretacji i całej reszty śmiecia, która się tam wala. Do wolności słowa bowiem aspirują wszyscy. Z jawnymi kłamcami na czele. Taki na przykład Sykulski Leszek, nagrodzony przez prezydenta Dudę brązowym krzyżem zasługi napisał dziś z rana, że nie powinniśmy iść na wojnę, albowiem narażamy się na działania odwetowe Rosji. Działania odwetowe Rosji???????! Jawna okupacja, której gwarantem był Ławrow kontrolujący polską dyplomację, a wykonawcą Tusk, nie była według Sykulskiego działaniem odwetowym Rosji?!!!!! Była, a jej ofiarą padł prezydent Kaczyński i wszystkie towarzyszące mu osoby, które nie zorientowały się, że okupacja właśnie się zaczęła. Rozpoczął ją Obama swoim idiotycznym resetem. Kiedy się zorientował, że Putin robi go w bambuko, zmienił front, ale życia zamordowanym w Smoleńsku to nie przywróciło. Sykulski jednak pisze o możliwych działaniach odwetowych Rosjan. Czy ten człowiek w ogóle rozumie co się dzieje? Żaden rosyjski samolot wojskowy nie może wlecieć na polskie niebo. Jakiś jeden cywilny poleciał na Węgry z ładunkiem paliwa do elektrowni atomowej, to wszystko. Całą Europa wykonuje właśnie powolny, ale nie dający się zatrzymać obrót niczym wielka obrotnica w dęblińskiej parowozowni, na którą wjeżdżały lokomotywy kierowane potem na poszczególne tory. Już nic nie będzie takie samo, bez względu na to co się wydarzy. Sykulski musi zaś wiedzieć, że nie będzie żył wiecznie. Odwet Rosji zaś oznacza koniec Rosji, albowiem nikt nie ma dziś zamiaru ani Putina słuchać, ani tym bardziej z nim rozmawiać. Pozostaje jednak kwestia obecności takich komunikatów w sieci. One niestety nie znikną. Nie mogą zniknąć, albowiem ich emitentami są ludzie, którzy środowiskowo należą do tej samej paczki, co wszyscy szczerzy patrioci. Gdyby było inaczej, Sykulski nie odebrałby brązowego krzyża zasługi od prezydenta Dudy. Ktoś go do tego krzyża podprowadził, ktoś stwierdził, że on na odznaczenie zasługuje, a prezydent dokonał dekoracji. Potem Sykulski, w ramach wolności słowa mógł już wrócić do swoich stałych zajęć czyli do działalności antypolskiej. Tak to już zostanie niestety, albowiem formaty absorbowane przez publiczność nie dają się łatwo zmienić. Nie poradzi sobie z tym nawet Elon Musk. Priorytetem zaś środowisk dominujących na rynku treści w Polsce jest zachowanie na nim postaci takich jak Warzecha czy Sykulski właśnie, bez nich bowiem nic się nie może obejść. Jestem też spokojny co do losu posła Brauna, który stanie się niebawem piewcą Rosji bez Putina i zacznie publicznie deklamować co ciekawsze fragmenty poezji Puszkina, oczywiście w oryginale.

Nic się także nie stanie ludziom podającym się za gospodarczych liberałów, takim jak pan Mentzen, który otworzył właśnie pub w Toruniu, a w nim powiesił atrapę banknotu w wizerunkiem Mikołaja Kopernika, który ma twarz Mateusza Morawieckiego. Nominał tego banknotu to pierdyliard złotych i ma on zaświadczyć o tym, że rząd pcha nas w przepaść inflacji. Im bardziej stara się ocalić nas przed skutkami wojny, tym bardziej nas pcha. Nie wiem doprawdy ile osób jest w stanie jeszcze słuchać tych bredni, ale frekwencja na otwarciu pubu była duża. Jak mniemam przyszli tam wyłącznie młodzi ludzie zatrudnieni na etatach w toruńskich urzędach. Nie sądzę, bowiem, żeby ktokolwiek z liberalnych wolnościowców był na tyle nierozsądny, żeby zakładać własną firmę i troszczyć się o jej los. Poza tym wolnościowcy mają zwyczaj wykorzystywać frajerów, czyli w tym wypadku opresyjne państwo, które daje im i ich rodzinom zasiłki. Oni je biorą, a potem domagają się wprost, by wprowadzić – dla innych, bo nie dla nich przecież – systemowe piekło na ziemi.

Powrócę do tak przecież istotnych przykładów z dawnych czasów, których dziś nikt nie rozumie. Kościół w XII i XIII wieku, żeby stworzyć i ocalić wolny rynek, którego emanacją były targi w Szampanii, powołał do życia Milicję Chrystusową, czyli zakon templariuszy. Dziś zaś paru durniom wydaje się, że, że wystarczy skasować zasiłki dla najbiedniejszych i potrzebujących, żeby był wolny rynek, a także zrezygnować z opieki państwa nad instytucjami porządku publicznego. To każdy sam się obroni. Kwestia obrony też bowiem jest podnoszona przez wolnościowców. W średniowieczu wielu ludzi miało broń, w czasach nam bliższych także, ale to nie znaczyło wcale, że oni potrafią się przed kimkolwiek obronić, a już na pewno nie znaczyło to, że potrafią obronić swoje – nawet nie szczególnie rozległe – interesy. Posiadanie broni, a umiejętność obrony to dwie różne kwestie. I żadna z nich nie wyklucza istnienia organizacji, które dbają o poddanych i gwarantują im bezpieczeństwo. Także bezpieczeństwo zawierania umów, bezpieczeństwo transportu towarów i bezpieczeństwo ich magazynowania. Ludzie zaś mieniący się liberałami,  są w istocie aplikantami starającymi się o etat w organizacjach tajnych, niszczących konkurencję politycznych bytów jawnych, takich jak państwa i Kościół. Czynią to w imię zniewolenia, a nie żadnej wolności. Tak, jak w imię zniewolenia działacze LGBT piszą o fikcji wolności słowa, a Sykulski i Warzecha w imię tegoż samego zniewolenia piszą o odwecie Rosji i niepotrzebnej wojnie.

 

 

kw. 072022
 

Politycy niemieccy, w tym obydwoje kanclerstwo – Schroeder i Merkel – są osobiście odpowiedzialni za zbrodnie ludobójstwa dokonywane przez moskiewskie wojsko na Ukrainie. Po czym to poznajemy? Po reakcji na prośby o pomoc składane w pierwszych dniach wojny przez ambasadora Ukrainy w Niemczech. Politycy niemieccy powiedzieli mu, że nie ma to sensu, bo Ukrainie zostało już tylko kilka godzin. Oznacza to iż jedynym źródłem informacji dla niemieckich kół politycznych były służby rosyjskie. Jak na największy kraj w Europie i jak na członków NATO, to trochę demaskatorskie. Jak mogło dojść do takiej sytuacji? Wczoraj Cezary Gmyz umieścił na twitterze wstrząsającą z mojego punktu widzenia informację, która jednak przeszła bez echa. Ludzie wolą bowiem ekscytować się tym, co powiedział jeden czy drugi polityk i kto komu zrobił masakrę werbalną, gdzieś tam z trybuny. Oto okazuje się, że w wielu niemieckich jednostkach wojskowych służą Rosjanie. Porobili tam kariery, zdobyli stopnie oficerskie i zajmują ważne stanowiska w strukturze. Gmyz napisał, że wielu wyższych wojskowych domagało się wręcz administracyjnie, by w takich miejscach używać języka niemieckiego, bo to jest język urzędowy, a nie mówić po rosyjsku. Jeśli takie rzeczy odbywają się w niemieckiej armii, to co się dzieje w niemieckich służbach? Mówimy o kraju, który był i nadal aspiruje do tego, by być gwarantem bezpieczeństwa dla Europy Środkowej. Dlaczego nie wiedzieliśmy o tym wcześniej? Moja sugestia jest następująca. Ludzie mieniący się dziennikarzami w Polsce, chcą być w istocie celebrytami wymieniającymi się jakimiś opiniami  ku uciesze wrzeszczącego tłumu. Chcą kreować trendy w dyskursie publicznym nie dysponując żadnym do tego pretekstem. To jest skandal, który ma naturę strukturalną – kwestia dla istnienia człowieka najważniejsza – poznanie prawdy – została unieważniona przez rozrywkę. Tę zaś wykonują jacyś nie ogoleni faceci w okularach, pieprzący coś trzy po trzy? Dlaczego nikt nie zrobił reportażu wcieleniowego z takiej niemieckiej jednostki, gdzie mówi się po rosyjsku?!

Proszę Państwa, jeśli kraj należący do NATO i jego politycy podporządkowany jest wrogiemu mocarstwu, to należy zadać pytanie o lojalność sojuszniczą, a następnie rozpocząć proces rozliczania z tej lojalności. Tym silniej trzeba być w tym zmotywowanym, im bardziej Niemcy dążyły do dominacji nad Europą. Czym by się to skończyło dla nas już wiemy. Wobec takiego zinfiltrowania Niemiec przez służby rosyjskie i bardzo bliskich kontaktów czołowych niemieckich polityków z politykami i wojskowymi w Rosji, trudno przypuścić, by Niemcy nie znali planów Rosji względem Ukrainy. Te zaś są oczywiste, imię ich zaś – eksterminacja. Tak właśnie – naród odpowiedzialny za eksterminację Żydów w czasie II wojny światowej, produkuje przez 30 lat pokrętną propagandę, która ma wybielić jego zbrodnie, przerzucić je na Polaków, w czym uczestniczą politycy Izraela i organizacje żydowskie, a wszystko po to, by Moskwa mogła dokonać nowego ludobójstwa. Jest to ludobójstwo systemowe, mające uzasadnienie w politycznej teorii, którą Moskwa chwali się dziś na prawo i lewo chcąc najwyraźniej wciągnąć w całą tę aferę wszystkich swoich wspólników.

Czy myślicie, że po zwycięstwie Rosjan na Ukrainie i odpaleniu projektu, który wczoraj przedstawił Miedwiediew, Niemcy miałby jakieś wahania w stosunku do Polski? Już nie trzeba by było niczego udawać. Nie wiemy jak głęboko spenetrowane są inne kraje zachodu. Nie wiemy, co dzieje się w kołach politycznych USA o Wielkiej Brytanii, które jako jedyne stawiają sprawę jasno – nie można dopuścić do nowych zbrodni i nie można pozwolić Rosji na tworzenie zbrodniczych planów. Nie ma bowiem przyszłości dla narodu, który wynalazł w swoich dziejach dwie jedynie rzeczy – knut i liczydła. To jest trochę za mało, żeby rościć sobie prawo do rządzenia Europą.

Kolejną wstrząsającą informację podał wczoraj generał Skrzypczak. Ja wiem, że wielu uważa go za komunistycznego trepa, ale jest to człowiek boleśnie konkretny, który nie ma nawyku bajdurzenia, jak wielu wojskowych. W wywiadzie dla WP powiedział on, że w 2014 roku, w czasie obrony Doniecka, Rosjanie zaproponowali Ukraińcom korytarz humanitarny, którym ci mieli wyprowadzić rannych z miasta. Sami też mieli z niego wyjść. Kiedy już żołnierze ukraińscy znaleźli się w tym korytarzu, Rosjanie otworzyli ogień, zginęło ponad 300 osób. Przypominam – był rok 2014, a u nas trwał festiwal politycznych karesów pomiędzy Tuskiem a Niemcami. Nikt nie nagłośnił tej zbrodni i nikt nie ostrzegł nas, czego możemy się po Rosjanach spodziewać. Niemcy na pewno o tym widzieli i na pewno myśleli sobie, że oto nadchodzi kolejna świetlana era, kiedy będzie można wreszcie odrzucić pozory i zacząć grać w otwarte karty. To zaś oznacza – bezkarnie mordować cywilów i czyścić sobie teren pod przyszłe inwestycje.

Zachowanie kanclerz Merkel w obliczu fali ludobójstwa na Ukrainie powinno być odbierane jako przyznanie się do winy. Niestety bez możliwości rozgrzeszenia. Pani kanclerz, o czym świadczy jej zachowanie, nigdy nie była żadnym politykiem, Była agentką wrogiego Europie mocarstwa, którą ustawiono na kluczowej pozycji. I tylko tradycyjnemu w Rosji bardakowi oraz osobistym ograniczeniom i krótkowzroczności rosyjskich służb i polityków zawdzięczamy, że nie doszło do większych tragedii. Ta zaś, która rozgrywa się na Ukrainie wprawia panią Merkel w zakłopotanie, albowiem czuje się ona lekko oszukana przez swoich rosyjskich partnerów. Być może Merkel nigdy nie rozumiała swojej roli w polityce, a żyła w jakimś politycznym śnie, gdzie ona – jako caryca Katarzyna – spotykałą się z politykami rosyjskimi, którzy – z racji jej zalet – darzyli ją atencją. Tak to właśnie wygląda. Nie wiem czy tak jest na pewno. Mam jednak taką oto sugestię – wielkie tragedie poprzedzone są latami infantylnej komunikacji w sferze publicznej i w sferze tajnej. Nie ma dziś, poza Zełenskim, Morawieckim i Bidenem – żadnego polityka, który by mówił poważnie. Wszyscy odgrywają jakieś role, napisane w ciągu ostatnich dekad i przyporządkowane do poszczególnych, także skatalogowanych rodzajów emocji. Publiczność zaś wyje i wzdycha w odpowiednich momentach. Mam na myśli publiczność niemiecką, bo polska już nieco oprzytomniała.

Żeby zmienić cokolwiek nie wystarczy dostarczyć Ukrainie czołgi i nie wystarczy zwycięstwo nad Rosją, bo dawni rosyjscy agenci udający unijnych komisarzy już dziś mówią, że trzeba być gotowym do podania ręki Rosji. To oznacza perspektywę nowej wojny. Trzeba zmienić paradygmaty komunikacji. Najpierw rozprawić się z fałszywymi mitami II wojny światowej. Potem zaś powiedzieć jasno, że nie można imponować ludziom brakiem moralności i brakiem wiary w polityce. Te czasy się skończyły. Cynizm bywa wymuszony, ale nie może być zasadą. Choć nie wiem jak sexy wydawało się to niektórym robiącym polityczne kariery paniom.

mar 262022
 

Prawica narodowa i liberalna dotknięta jest syndromem sztokholmskim tylko o tym nie wie. Widać to bardzo wyraźnie, a powodem takiego stanu jest brak kultury słowa. Ludzie ci wszystko biorą bardzo dosłownie, nie rozumieją prostej ironii, którą czasem stosuje się dla higieny, dekoracje uznają za rzeczywistość i wierzą tylko tym, którzy poprawnie zinterpretowali ich deficyty. Do tego dochodzi jeszcze przemożne pragnienie, by nie dać zagonić się do narożnika i nie zostać frajerem. Wszystko to razem można nazwać wychowaniem sowieckim, choć w żadnym ze znanych mi dziś przypadków osobniczych, komunizm jako ideologia nie odegrał żadnej roli. Nie chodzi jednak o komunizm czy inną ideologię, ale o ukryte przekonanie, że podstęp – mówienie jednego, a robienie drugiego – to właściwa strategia. Czyni ona bowiem ludzi lepszymi, w stosunku do ciemnej masy frajerów, którzy karmią się propagandą. Ludzie wyznający tę zasadę są w niej utwierdzani nie słowem bynajmniej, ale postawą niektórych polityków. I nie rozumieją, że to co dzieje się wokół nich wymaga decyzji osobistych i natychmiastowych, bez dzwonienia po poradę, lub opierania się na schematach sprawdzanych dotychczas w każdej sytuacji. Nie mówiąc już o czekaniu co powiedzą popadający w zadumę liderzy partii konserwatywno-prawicowych.

Jak tu już ktoś napisał podział na prawicę i lewicę został unieważniony. Są tylko ci, którzy jawnie lub podstępnie propagują narrację kremla, świadomie albo z głupoty, albo ci, którzy się jej zalewowi przeciwstawiają. I choć rzadko kierowałem się w życiu logiką, powiem tak – jeśli ktoś kłamie, że ma armię, a wszystkie pieniądze jakie miał stracił lub inwestował w łapówki, na sto procent nie może wykonać żadnego ruchu na polu militarnym. Wszystko bowiem co do tej pory czynił było udawane. Im więcej ów ktoś mówi o konsekwencjach, jakie niebawem poniesiemy i im barwniej są one opisywane tym mniej jest prawdopodobna ich realizacja. A nawet gdyby jakimś cudem do niej doszło, nikt – poza może politykami Konfederacji – nie wywiesi w oknie białej flagi. Byłoby to bowiem poddanie zasobnego i bezpiecznego domu nurkom mieszkającym w kontenerze, przypadkowo uzbrojonym w kije do bejsbola.

Dziś z rana podali, że jakiś poseł do dumy domaga się by Rosja denazyfikowałą dalsze kraje, w tym państwa bałtyckie, Kazachstan i Polskę. To jest gawęda obliczona na rynek wewnętrzny, która ma tych biednych ludzi, już wkrótce pozbawionych wszystkiego, po raz kolejny przekonać, że zło mieszka za granicą, najwięcej zaś jest go u nas. Rosja zaś to samo dobro, które walczy z faszyzmem. To jest najbardziej wyrazisty przejaw propagandowej klęski kremla, jaki można sobie wyobrazić. Teraz jeszcze powinni wypuścić listy gończe za Morawieckim, za Kaczyńskim, za Dudą i innymi politykami. Po tym poznamy, że nie mają już żadnych szans.

Jeśli więc mamy przed oczami ten upadek, a armia wykrwawia się w polu, odmraża sobie nogi i czeka na przegrupowanie, które niczego nie zmieni, to jaki – wyznajcie mi, bo nie wiem – jest sens uprawiania uporczywej kremlowskiej propagandy w Polsce? Ludzie, którzy to czynią byli modelowymi wręcz przykładami niechęci do frajerstwa. Pan Mikke na przykład odleciał już na krańce galaktyki, powiedział bowiem, że rząd w amoku nazwał Putina zbrodniarzem wojennym. I to oznacza nasz koniec, albowiem Putin się wścieknie i zrzuci na nas bombę, ponieważ mu już nie zależy. Okay, Mikke to stary wariat, dotknięty priapizmem, który po takiej konstatacji powinien spakować rodzinę i jechać gdzieś pod Zieloną Górę, a nie siedzieć w Józefowie, czy gdzie on tam mieszka. Nie czyni tego jednak, a to oznacza, że jest darmowym pasem transmisyjnym nieskutecznej, bardzo podłej i wrogiej krajowi propagandy. Może być tak, że on się czegoś obawia i powtarza te brednie ze strachu. W końcu pan Szojgu napił się herbaty, jak donoszą „internety” i teraz leży w łóżku ledwo oddychając. Co jednak z innymi? Modelowy przykład zawodowego i życiowego sprytu, pan Mentzen, nie zorientował się skąd wiatr wieje, choć już przecież występował z Palikotem – także spryciarzem, dając tym samym wyraz swojej elastyczności. Umieścił na YT pogadankę pod tytułem NATO wciąga nas do wojny. Doprawdy? A powinniśmy przecież żyć w pokoju i z napastującym nas oraz odgrażającym się kijem żebrakiem podpisać traktat opiewający na utrzymywanie go, w naszym domu na poziomie co najmniej znamionującym klasę średnią. A przede wszystkim słuchać obietnic o obniżeniu podatków przez partię z którą sympatyzuje pan Mentzen.

Poseł Braun umieszcza na twitterze wpisy o tym, że Amerykanie chcieli wytruć Rosjan bronią biologiczną produkowaną w tajnych laboratoriach na Ukrainie. Wieść tę traktuje jako pewnik. I tu ważna sprawa. To z ust posła Brauna po raz pierwszy dawno temu usłyszałem zwrot – zamach smoleński. I popatrzcie jaką miałem intuicję, by przez te wszystkie lata nie mieszać się do spraw Smoleńska i nie pisać o tym, albowiem – jak kiedyś napisałem wyjaśniając dlaczego tego nie czynię – aranżer wydarzenia, zbiera wszystkie jego benefity. I tak było do dziś. Podsuwam tę myśl, zawsze prawdziwą, wszystkim tym, którzy uważają, że za wojną na Ukrainie stoją USA – ten kto aranżuje wydarzenie zbiera wszystkie benefity. I nic nie można z tym zrobić. Każdy kto czytał moje teksty, musiał zapamiętać tę frazę. Dlaczego się nią nie przejął? Otóż dlatego, że ja stanąłem po stronie frajerów i nie znam tak fantastycznych osób jak Palikot, czy rosyjscy dziennikarze, biedzę się na tymi swoimi książkami, coś tam chrzanię o sprzedaży, ale na szerokie wody polityki i publicystyki nie wypłynąłem nigdy. Nie ma więc sensu się mną przejmować.

Powtórzę – jeśli wierzycie w to, że wojna jest zaaranżowana przez USA, z zastosowaniem takich podstępów jak sugeruje poseł Braun, to jesteście po dziesięciokroć durniami, zachowując się jak tuba propagandowa Putina. Nie dość, że stanęliście po stronie najgorszych frajerów, to jeszcze nic za to nie dostaniecie. A możliwe, że zrobią wam krzywdę. W tradycji bowiem świętej Rusi leży, że do odpowiedzialności pociąga się najbardziej uniżone sługi, te bowiem nie są wcale groźne i można im zrobić wszystko. I nie rozumiecie, że wszystkie trąfy w tej grze wezmą Amerykanie.

Jeśli zaś nie wierzycie w to, a tylko mącicie ludziom w głowach, także jesteście durniami, ale do tego jeszcze zdrajcami i zawistnikami. Obserwowałem wczoraj reakcje liberałów na wiadomość o obniżeniu podatków. Wyraz zawiść, tylko częściowo oddaje stan ich umysłów. Pozbawiono ich bowiem jednego z najważniejszych narzędzi propagandowych. Mogą co prawda mówić, że składka zdrowotna jest duża, ale przecież będzie ją jednak można odliczać od podatku. Konfederacja straszy, że te zmiany w Polskim Ładzie oznaczają krach finansów, ale to jest jeszcze gorsze niż gawędy o broni biologicznej. Sytuacja jest do tego stopnia poważna, że wybudzili Wiplera. On jednak nie wie co pisać na twitterze, nawet na sarkazm go nie stać, coś tam tylko popiskuje. Można więc tylko płakać.

Dziś zaczynają się w Hybrydach targi książki prawicowej. Mnie tam nie będzie, na szczęście, ale wszystkich szczerze zachęcam do odwiedzenia tego miejsca. Tym bardziej, że poseł Braun już ogłosił, że uczestnicy są prześladowani przez postępową prasę. Gazownia bowiem coś tam o nich napisała. Mam nadzieję, że do imprezy dojdzie, albowiem zapowiedziano dyskusję posła Brauna z Ziemkiewiczem. Dla mnie to jest coś absolutnie niezwykłego, albowiem dawno, dawno temu, występowaliśmy w tych Hybrydach wszyscy – Grzegorz Braun, jeszcze nie poseł, Józef Orzeł, prof. Andrzej Nowak, Toyah, Julek i ja. Ziemkiewicz przyglądał nam się z daleka, a potem jak Braun zaczął domagać się powieszenia dziennikarzy gazowni, poszedł i opowiedział o wszystkim swojej koleżance Dominice Wielowieyskiej. No i każdy z nas musiał później składać zeznania w prokuraturze na okoliczność mowy nienawiści. Dziś mamy zapowiedź dyskusji posła Brauna z Rafałem Ziemkiewiczem, w tym samym miejscu.

Idźcie i posłuchajcie. Macie sto procent gwarancji, że podniesie się wam samoocena, albowiem wśród uczestników będą same grube cwaniaki, które nie dają się dymać frajerom. Będą tam sami świadomi okoliczności ludzie, którym na sercu leży los Polski. Klub Hybrydy, Warszawa, dziś i jutro. I niech mi tu nikt nie wpisuje komentarzy, że działam ze złej woli. Całkiem za darmo i z serca reklamuję imprezę targową w centrum Warszawy, gdzie będą ludzie, z którymi się absolutnie nie zgadzam.

Przypominam o promocji

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/relacja-o-panstwie-polonia-i-prowincjach-polaczonych-z-ta-korona-john-peyton-jr/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wielki-zywoplot-indyjski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zle-czasy-pamietnik-stanislawa-karpinskiego-z-lat-1924-1943/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zydowscy-fechmistrze/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gimnazjum-i-liceum-wolynskie-w-krzemiencu-w-systemie-oswiaty-wilenskiego-okregu-naukowego-w-latach-1805-1833/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/swiety-ludwik-jacques-le-goff/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sacco-di-roma/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jak-nakrecic-bombe/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pajaki-czarne-bloto/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sebastian-polonus-mistrz-z-abruzzo/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czerwiec-polski/

 

 

mar 162022
 

Czasem mam wrażenie, że przemawiam do ściany, albo że jak ten Putin siedzę między stewardessami i moja ręka zamiast chwycić mikrofon, przechodzi przezeń bez żadnych przeszkód. Są to wrażenia dziwne, z którymi nie bardzo wiadomo co zrobić, albowiem ścianą i mikrofonem okazują się ludzie, którym naprawdę, ale to naprawdę niczego nie trzeba było do tej pory tłumaczyć. Zachodzi więc podejrzenie, że z premedytacją udają ścianę albo mikrofon, albo iż czynią to powodowani tak głęboką nieświadomością zjawisk i okoliczności iż należy uznać wcześniejsze ich oceny za pomyłkę.

Nie inaczej jest z zależnościami odwrotnymi, to znaczy z ocenami tego, co w SN i na moim blogu było eksploatowane od lat. Oto seria przykładów. Jeden z urażonych moją postawą czytelników zapytał mnie czy teraz będę wydawał ukraińskie książki. W zasadzie mógłbym to zrobić, albowiem mam dwa tytuły, których nawet na Ukrainie nie wydają za często, a oba dotyczą niełatwych relacji pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Kolejne pytanie, bardzo złośliwe – a jak pan teraz zrobi tego ukraińskiego nawigatora? Odpowiadam – z wdziękiem prestidigitatora.

Inny zawiedziony mówi tak – ale jak pan pisał o Kompanii Moskiewskiej, to ja myślałem, że ta kompania jest teraz na Ukrainie i że to taka analogia – powtarzam z pamięci. Proszę Państwa, sto razy pisałem, że analogia nie jest dobrym narzędziem poznania, bywa czasem dobrym narzędziem polemicznym, ale nie zawsze. Opieranie wszystkiego na prostych analogiach jest czynem fatalnym w skutkach. Zważywszy na to, że świat nasz nie jest komunikacyjną próżnią i funkcjonują w nim nie tylko opowieści tworzone dla samej przyjemności odkrywania nieznanych obszarów, ale także celowe przeinaczenia i propaganda. W takiej sytuacji analogia jest wręcz pułapką, którą podsuwa się słabym umysłom celowo. Jeśli zaś rzecz dotyczy Ukrainy, z którą wielu Polaków ma emocjonalny kłopot, to w zasadzie jest pozamiatane, albowiem resentyment powoduje, że wśród nielubianych ludzi i w nielubianym kraju można znaleźć wszelkie możliwe analogie. Tak, jak uważny czytelnik Encyklopedii Zdrowia znajduje, w czasie lektury, wszystko możliwe choroby w swoim organizmie.

Nasze tutejsze przyjemności płynące z eksploatowania nieznanych obszarów historii opierają się na trzech zasadniczych filarach: historii XVI wiecznych Węgier, Kompanii Moskiewskiej i herezji katarskiej. Do tego dodać można jeszcze socjalizm. Pisząc II tom Baśni polskiej, ten o upadku Węgier, tłumaczyłem różnym ludziom, że nie można stosować prostych porównań w dziejach obydwu krajów, bo to jest myślenie życzeniowe. Nigdy prawie nie osiągałem sukcesu. – A co pan tam gada – Polak, Węgier, dwa bratanki. Polak i Węgier nie są bratankami już od bardzo dawna, co warto może zauważyć. Dziś nabiera to szczególnego znaczenia. Węgrzy mają, jako naród, wyłącznie cholerne kłopoty, polegające, jak sądzę, na niemożności dokonania wyboru politycznego inaczej, jak tylko wśród agentów Moskwy. Inna sprawa czy ktoś tam cokolwiek z tego rozumie. Mam wrażenie, że nie, albowiem Węgrzy, których znałem, mimo szalonych zupełnie aspiracji, byli ludźmi powierzchownymi i przywiązanymi do pozorów. No, ale może się mylę, w końcu to były tylko jednostkowe przypadki.

Z Kompanią Moskiewską jest jeszcze gorzej, albowiem ludzie, jestem przekonany, że pod wpływem propagandy rosyjskiej, na tle której oceniają każde zjawisko czy to historyczne czy to współczesne, uwierzyli, że ta współczesna Kompania chce zniszczyć Rosję, która ma do spełnienia ważną misję w świecie. Ma nas uratować przed Rotszyldem, który nosi maskę, żeby nie zatruć się gazami z chemitrails i Billem Gatesem, który za dwa lata urządzi nam piekło na ziemi, kolejną zarazą. Przypomnę, że dziś nie buduje się angielskich domów naprzeciwko Kremla, ale całkiem na odwrót – rosyjskie domy naprzeciwko pałacu Buckingham. Nie jest to jednak wynikiem ekspansji ekonomicznej i podboju jak w przypadku Kompanii i XVI wiecznej Moskwy, ale wynikiem ekspansji konsumenckiej rozwydrzonych kacyków pogrążonego w chaosie kraju, okradających własny naród, na tereny, gdzie mogą udawać kogoś innego, gdzie mogą nie być sobą. Jest to tylko częściowo zjawisko ekonomiczno-polityczne, o wiele ważniejsza jest w nim psychologia i aspekty socjologiczne.

W XVI wieku nie było mowy o jakiejkolwiek propagandzie rosyjskiej w Europie. Mity, którymi Moskwa za pośrednictwem kompanii niderlandzkich karmiła przez dwa stulecia Europę dopiero się wykuwały. Dziś zaś mamy całą potężną machinę propagandową, której – bezdurno zupełnie – ulegają ludzie z pretensjami do ilorazu, oficerowie wojska, którzy powinni rozumieć coś więcej niż przeciętny obywatel, wyżsi urzędnicy i biznesmeni. Ulegają, albowiem do polityki i ekonomii propaganda moskiewska dołączyła jeszcze koloryt duszy, psychologię i demonstrację siły. Nawet dziś – o czym jestem przekonany – wielu ludzi wierzy w zwycięstwo Moskwy nad Ukrainą i szczerze go pragnie. Wynika to nie tylko z fascynacji, ale szeregu uwarunkowań lokalnych. Zanim je omówię chciałem rzec jeszcze słowo o analogii. Jeśli chcecie doszukiwać się analogii to dzisiejszą, nachalną i obecną wszędzie rosyjską propagandę porównać możecie do nachalnej, obecnej wszędzie na przełomie XIX i XX wieku propagandy socjalistycznej. Tyle, że celem tamtej okazała się Rosja, a celem tej współczesnej, jest Europa Środkowa i jej narody, które maja być sprowadzone do roli bydła roboczego i rezerwuaru frajd rozmaitych dla tych, co sobie chałupy w Londynie stawiają. W takie rzeczy ludzie oburzeni moją postawą nie wierzą. Dlaczego? Powody są moim zdaniem dwa – autentyczna fascynacja kłamstwami i przeinaczeniami moskiewskiej narracji albo rodzinne uwikłania. Do tego pierwszego obszaru zaliczyłbym, w wielu duszach nie dające się zwalczyć, zafascynowanie siłą. Rosja zaś żyje przede wszystkim z demonstrowania siły. Jeśli nie może tego zrobić zamienia się w podstępnego mordercę. I to oglądamy dzisiaj. Niech mi więc nikt nie pisze o histerycznej narracji wojennej w mediach. Bo to nie media wywołały tę wojnę. Wojna zaś toczy się naprawdę.

Z osobistych uwikłań ludzi oceniających najnowszą historię Polski i obecny konflikt na Ukrainie, wynika ocena polityki rządu. Na twitterze widać to bardzo dobrze. Cały czas ktoś domaga się, by rząd zrobił to czy tamto. Wszyscy, ja także, oburzają się, że Piskorski znalazł się w otoczeniu prezydentowej. Różne zaniechania urastają do rozmiarów monstrualnych i całkowicie wykrzywiają ocenę prac tego rządu. Proszę Państwa, różne irytujące historie, o jakich słyszymy, wynikają z prostego bardzo i szeroko znanego faktu. Nigdy nie uwolniliśmy się z zależności mentalnej od Moskwy. Każda zaś taka próba – w sytuacji, kiedy Moskwa współpracuje przez 30 lat ściśle z Brukselą – traktowana była i jest jako zamach na wolność, nowoczesność w domu i zagrodzie i inne europejskie wartości. Polska jest miejscem, gdzie kariery robią wyłącznie ludzie związani rodzinnie z dawnym aparatem państwa komunistycznego. Nie potrafią oni oderwać się od swoich rodzinnych uwikłań, jedyne co mogą zrobić to udawać kogoś innego. Jak rosyjscy oligarchowie w Londynie. I na naszych oczach czynią to od ponad trzydziestu lat. Część z tych ludzi, mam na myśli pokolenia młodsze, przeszła na żołd niemiecki, albo izraelski, nie zmienia to faktu, że jednym narzędziem poznania i rozpoznania rzeczywistości jest analogia z dawnymi, dobrymi czasami, kiedy dziadunio pracował w ministerstwie transportu i starał się, by Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Tacy ludzie stanowią dziś większą część aparatu urzędniczego i nawet najbardziej przebiegły premier, z najlepiej ustawioną polityczną busolą nie poradzi sobie z tą mierzwą, albowiem oni są wszędzie. Tak, jak to napisałem niedawno – rząd może pracować na dużych klockach poważnych zależności gospodarczych. Wewnętrzna polityka, sprawy doktrynalno propagandowe leżą odłogiem, albowiem jeśli ktoś zacznie się w tym grzebać, okaże się, że nie ma ludzi do roboty, bo wszyscy mają coś za pazurami. Nowych zaś nie można wziąć z ulicy, bo nie rozumieją wszystkich zależności. No i nie są godni zaufania tak, jak tamci. Wszystkie pobożne, idealistyczne życzenia rozbijają się o mur praktyki dnia codziennego. Możemy tego nie rozumieć i wściekać się na Kaczyńskiego czy Morawieckiego, ale musimy być ostrożni, bo w wielu przypadkach ów gniew prowadzi wprost do wiary w to, że Putin jest katechonem. Nie jest. Dugin zaś to oszust ustawiający na bazarku grę w trzy karty.

Rząd to ludzie, którzy mogą – w oparciu o mocarstwa zachodnie – zabezpieczyć nas przed energetycznymi szantażami Rosji. To wszystko. Rząd ten jednak z łatwością wpadnie w pułapkę współpracy z Orbanem, jego przedstawiciele wezmą udział w zjeździe partii prawicowych, gdzie będzie pani Le Pen, wariatka finansowana przez Moskwę. Stanie się tak, albowiem w otoczeniu ważnych polityków znajdują się wyłącznie ludzie rozumiejący płytkie analogie, albo ludzie kupieni przez Moskwę, działający na jej zlecenie. Moskwa zaś, co było do okazania wielokrotnie, ma świetną propagandę. Dziś zaś okazało się, że ma wyłącznie propagandę. Jeśli zaś ktoś w nią nie wierzy, naraża się po prostu na śmierć. Jeśli chcecie więc tłumaczyć mi, że na Ukrainie nie ma wojny, że Rosja chce dobrze, a jej ambicje to coś, co powinniśmy zrozumieć, Ukraińcom zaś słusznie się należy, porzućcie to dla własnego dobrze rozumianego dobra, albowiem stajecie po stronie szatana, czapki Hitlera i fałszywych proroków.

Na koniec chciałem Wam pokazać pewien list, który mógłbym właściwie potraktować jako żart, ale nie zrobię tego, albowiem nie pierwszy już raz ktoś chce mnie koniecznie poznać i koniecznie zobaczyć gdzie mieszkam i pracuję. Tak oto napisał do mnie jeden z czytelników zbulwersowany moim chamstwem i bezceremonialnością.

 

Proszę Pana w związku z tym, że okazało się, iż na przełomie maja i czerwca będę przez dwa tygodnie służbowo w Polsce (Gdańsk, Warszawa, Kraków), i jadę do Polski samochodem ( więc będę miał miejsce w bagażniku), postaram się wygospodarować dzień lub dwa na prywatę i dostarczę Panu te książeczki osobiście do biura. Chętnie poznam tak wybitną osobowość co rozstawia wszystkich po kątach.

Jak przeczytałem na pańskim blogu więcej jest takich zwrotów, więc pragnę wyjaśnić, że w moim przypadku przyczyną nie jest pańska postawa wobec wojny, ale pańskie prostackie odzywki i chamskie zachowanie, które myli pan z byciem obcesowym.

Pozdrowionka i do zobaczonka.

 

Ludziom się wydaje, że wpisanie kilku komentarzy na blogu, kupienie książek w księgarni, upoważnia ich do ingerowania w życie bliźnich, bo ci zachowują się nie tak, jak oni sobie wymarzyli. To jest doprawdy niezwykłe. Jeśli więc ktoś chce mnie przekonywać, że różne moje podejrzenia są bezpodstawne, niech się lepiej wstrzyma, bo były czasy, kiedy pod moim domem parkowali czytelnicy bloga i gapili się na podwórko, chcąc sprawdzić, czy ja rzeczywiście tam mieszkam, czy jestem żywym człowiekiem i czy ten blog nie jest projektem tajnych służb nie rozpoznanego mocarstwa. Dziś też będą tu przyjeżdżać, żeby mnie poznać, choć ani jednym słowem nie wyraziłem takiej chęci.

Tym zaś, którzy wpisują tu lub chcą wpisywać komentarze dotyczące nachalnej propagandy wojennej lub spisku szczepionkowego i terroru sanitarnego, a do tej pory uchodzili za osoby zaufane, chcę napisać jedno – jeśli nie rozumiecie albo nie chcecie zrozumieć co się dzieje, to przynajmniej się powstrzymajcie od demonstracji, bo rozzuchwalacie tym trolli. Ja zaś nie mam czasu na ich wyrzucanie. Rozzuchwalacie nie tylko zwykłych trolli, ale także takich, jak autor tego listu. Kiedy więc sprawy potoczą się w nieprzewidzianym kierunku, wy także będziecie za to odpowiedzialni.

 

Bramka płatności już działa, choć zdarzają się jakieś przestoje. Mimo to promocja trwa

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/relacja-o-panstwie-polonia-i-prowincjach-polaczonych-z-ta-korona-john-peyton-jr/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wielki-zywoplot-indyjski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zle-czasy-pamietnik-stanislawa-karpinskiego-z-lat-1924-1943/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zydowscy-fechmistrze/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gimnazjum-i-liceum-wolynskie-w-krzemiencu-w-systemie-oswiaty-wilenskiego-okregu-naukowego-w-latach-1805-1833/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/swiety-ludwik-jacques-le-goff/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sacco-di-roma/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jak-nakrecic-bombe/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pajaki-czarne-bloto/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sebastian-polonus-mistrz-z-abruzzo/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czerwiec-polski/

 

 

mar 152022
 

Pewnie nikt tego nie zauważył, ale wobec pewnych kwestii pojawiających się na SN zachowywałem daleko posunięty dystans. Nie wtrącałem się i nie komentowałem. Nie traktowałem też serio sugerowanych mi tematów czy wrzutek. Złamałem się dopiero jak Wacek napisał, że Ukraina odbierze nam Roztocze. Ja wiem oczywiście, że Wacek napisał tak, albowiem nie ma pojęcia o Roztoczu, granicy wschodniej i żyje wśród stworzonych przez różne środowiska memów. Pora jednak coś o tej kulturze memicznej napisać, albowiem jeśli się od niej nie uwolnimy będzie tylko gorzej. Przez ostatnie lata nasilenie propagandy rosyjskiej w różnych obszarach komunikacji było straszliwe. W zasadzie nie wiadomo było co z tym zrobić. Ja miałem dodatkowy kłopot, bo świadom byłem tego, że organizowane przeze mnie imprezy są albo ciężko opłacane, albo ich w ogóle nie ma, bo państwowe instytucje nie godzą się na wpuszczenie mnie z książkami na swój teren. Taki zaś Olszański i jego banda mogą spokojnie uzyskać pozwolenie władz Kalisza na organizowanie swoich pikników. Podobnie było na targach, w zasadzie ostatnie kilka imprez pod zamkiem to były defilady Olszańskiego i Poręby środkiem hali, przebranych w te dziwne łachy. Przepraszam, jeśli ktoś uważa, że piszę o sprawach błahych, ale zwracam na takie rzeczy uwagę i zwracam też uwagę na to kto się i jak wobec nich określa. Jeśli dołożymy do tego występy posła Brauna, oraz aktorski sznyt obydwu zachowań i to charakterystyczne mrugnięcie okiem do widowni, staniemy w prawdzie. Oto nędza i taniocha, ciśnięta na siłę, oparta na prowokacji, zawładnęła umysłami wielu osób. Wiele zaś osób – nie mówcie mi, że nie – po cichu pomyślało sobie, że nie jest to takie złe, albowiem nie wiadomo jak to będzie z tym zachodem, w końcu już raz nas zdradzili. Ukraińcy zaś to banderowcy. Olszański zaś to aktor i tylko udaje chama, w rzeczywistości jest kulturalny, a można rzec, że nawet uwodzicielski. Wszystko to można było wyczytać z nagrań, gdzie wypowiadali się ludzie zafascynowani tych ruchem i pozorami siły, jakie dawał tłumom. Trzeba to wyraźnie napisać – pozorami siły. Ludzie zaś, czego dowiodły nasze tutaj doświadczenie, gotowi są sprzedać wszystko, byle tylko przez czas jakiś uczestniczyć w demonstracjach pozorujących siłę.

Przyznam, że obserwując reakcje niektórych byłem zdumiony. Byli i są nadal ludzie, którzy tłumaczyli mi, że USA to już przeszłość, albowiem Nowy Jork się stacza i w zasadzie nie jest już tym samym miastem. Wielu czekało na ostateczną demaskację, której beneficjentem miała być Rosja. Nowy hegemon, rządzący Europą wspólnie z Niemcami. Zwróćcie teraz uwagę, jak wąskie spektrum zjawisk potrafi całkowicie rozwalić i przenicować wyobraźnię. Jeden starzejący się aktor na ulicy i kilka powierzchownych spostrzeżeń z kilkudniowej wycieczki, których w dodatku nie ma z czym porównać. Tyle.

To jest moim zdaniem dziwne. Oczywiście, propaganda pogłębia te niby spostrzeżenia i eskalowane przez przebierańców emocje. Włączają się od razu specjaliści od wojskowości, którzy nigdy nie trzymali w rękach karabinu, stratedzy, którzy wiedzą lepiej, gdzie powinny stać baterie przeciwlotnicze, a także specjaliści od geopolityki i doktryn, powtarzający bez przerwy, że trzeba stawiać na Chiny. Ile z tych osób to świry, a ile ma uwikłania agenturalne? Nie wiem i nie będę o tym orzekał.

Uważam, że nadszedł czas, by uwolnić się od pozorów. Inicjatorem tego procesu stał się mimowolnie sam Władymir Władymirowicz. Nigdy mu nie kibicowałem, tak jak nigdy nie kibicowałem Rosji, przyjdzie mi to więc łatwiej niż niektórym, szczególnie tym, którzy widzą jakieś zagrożenie ze strony Ukrainy.

Lecimy więc. Jeśli niczego nie schrzanimy, rzeczy wyglądać będą następująco: Ukraina będzie w UE i NATO. Rosjanie zaś fakt ten zaakceptują, żeby nie zdechnąć z głodu. Oczywiście nic się Rosji nie stanie i każdy kto będzie chciał nadal wielbić rosyjską kulturę, tradycję i wielkość, będzie mógł to czynić. Uprzedzam jednak, że nie tutaj. U mnie bowiem żadnego wielogłosu na temat możliwych opcji prorosyjskich nie będzie. Ja bowiem uwalniam się od pozorów, tak siły, jak i głębi duchowej oraz intelektualnej, odrzucam to, albowiem nie mam zamiaru siedzieć w śmieciach.

Pozycja Niemiec osłabnie, choć będą się oni starali utrzymać ją za wszelką cenę. Rosjanie zaś, może nie jutro i nie za tydzień, ale w dającej się przewidzieć perspektywie sprzedadzą Łukaszenkę za worek kartofli. Oni bowiem są lojalni tylko wobec własnej grypsery. Reszta to barachło.

Tak to widzę. Obserwuję od dłuższego czasu postawy ludzi na twitterze, a także na fejsie i u nas. Twitter to ściek, gdzie durnie pozują na mędrców, a media uprawiają sprzedaż bezpośrednią podrabianych wizerunków Lisa i Wielowieyskiej służących do adoracji domowej. Na fejsie ilość agentów wpływu pragnących zostać moimi znajomymi i dyskutować o covidzie i kunktatorskiej postawie papieża, ciągle rośnie. U nas zaś, ci których nie wyrzuciłem próbują przyjąć jakieś w miarę wygodne postawy. Odniosę się do tego, ale najpierw napiszę, jaką ja postawę postanowiłem przyjąć. Otóż postanowiłem być ostatnim frajerem i wierzyć we wszystko, prawie, co powie rząd. Dziś Kaczyński i Morawiecki jadą do Kijowa na spotkanie z Zełenskim. Jest oczywiste, że to demonstracja, która ma pokazać iż Lech Kaczyński triumfuje zza grobu. Uważam, że to znakomity pomysł, politycznie i propagandowo. Nie wiem jak to się skończy, ale tak myślę. Uważam też, że najgłupsze co można dziś zrobić to cwaniakować, albo zastanawiać się czy Ukraina nas nie zdradzi i czy Ukraińcy nie dopuszczą do władzy oligarchów. Myślę, że przez dekadę przynajmniej problem ten będzie całkiem nie a propos sytuacji międzynarodowej i lokalnej. Najgorsze zaś co można dziś uczynić to stawiać się w sytuacji zdroworozsądkowego rozjemcy, który chce zapobiec niepotrzebnej panice. No i rzecz jasna pamięta o upiorach przeszłości, które mogą wrócić. Że też nikt nie pamięta o upiorach przeszłości mieszkających w więzieniach NKWD.

Już lepiej być zblazowanym cynikiem, przekonanym, że wszystko poza nim to gra pozorów, on zaś w niej nie uczestniczy, albowiem jest ponad tym, unosząc się na wysokości lamperii. Ja nie pochwalam tej postawy, uważam, że jest ona ukoronowaniem piramidy kłamstw i przeinaczeń, w której próbowano nas zamknąć.

Obserwuję jak poseł Braun próbuje otworzyć drzwi do nowej rzeczywistości jednym ze swoich semantycznych wytrychów, które do tej pory tak dobrze się sprawdzały. Woła – nie ma przypadków są tylko znaki – choć sam jest najbardziej wyrazistym przypadkiem, a nie żadnym znakiem. Nie mówi już o kondominium rosyjsko niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym, opowiada teraz o Ukr-Polin, co ani się rymuje, ani w pamięć nie zapada…

Najwyższy czas  ogłosił Putina wolnościowcem, po tym, jak wyznał iż będzie kradł patenty. Potem zaś napisali, że wolność jest tylko w słowie drukowanym, albowiem cały internet jest cenzurowany. Ojcowie moich kolegów, starsi już panowie, z inżynierskim wykształceniem, wymieniają zaś bon moty o tym, że Putin przy Kaczyńskim to sympatyczny staruszek i prawie anioł. Nie myślcie więc, że obrona hałdy śmiecia udającej piramidę Cheopsa szybko się zakończy. Dlatego też i ja nie mogę tolerować innych postaw niż ta, którą zdecydowałem się przyjąć.

Módlmy się, żeby wrócili szczęśliwie z tego Kijowa, bo będzie to wielki triumf

sty 192022
 

Nie wiem, który już raz piszę, że tak zwana publicystyka polityczna służy stymulowaniu egotyzmu panów wchodzących w wiek średni. Szczególnie jeśli dotyczy prognoz wojennych i analizy – jakże dokładnej – sytuacji w armii. Tak, jakby od armii cokolwiek zależało.

Otrzymałem dziś w nocy taką oto wiadomość

https://forsal.pl/transport/aktualnosci/artykuly/8335949,pkp-koleje-ukrainskie-blokuja-transport-kolejowy-do-polski.html

Mogę tylko żałować, że wcześniej nie zastanowiłem się co to dokładnie znaczy – kłopoty z papierem do drukarni. Teraz już wiem. W tej informacji komentarze istotne są tak samo jak tekst główny, demaskują bowiem obsesje tkwiące w głowach ludzi, którzy z pasji bądź zawodowo zajmują się kwestiami tak poważnymi jak transport. Poza tym tylko w komentarzach pojawia się informacja, że koleje ukraińskie będą przez najbliższe 10 lat zarządzane przez DB. To prawda? Ja nie wiem, albowiem kwestie transportu mnie nie zajmowały do tej pory, nie mam bowiem żadnej możliwości, by je oceniać i o nich orzekać. Jeśli od dawna było wiadomo, ze Deutsche Bahn zarządzać będą kolejami ukraińskimi, jak można było w ogóle budować tę idiotyczną narrację o wojnie? Jeśli to prawda, żadnej wojny na Ukrainie nie będzie, a jeśli ktoś w Europie jest zagrożony, to Polska, którą Niemcy zamierzają poddusić nieco, za pomocą takiej choćby blokady. To nie jest zwyczajna rzecz, jak można wnosić z tonacji tego tekstu. Może jednak ktoś bardziej kompetentny będzie w stanie wyjaśnić nam tutaj konsekwencje takiego stanu i możliwości przeciwdziałania? Mniej więcej potrafimy sobie wyobrazić co to znaczy zatrzymanie transportu z Azji. Pytanie co ono oznacza? Czy to jest próba jakiegoś krótkoterminowego wymuszenia, związana – strzelam – z Turowem, czy to jest długotrwały trend, który zmieni poważnie kształt transportu kolejowego w Polsce. Niech ktoś z ekspertów to wyjaśni. Bo jak nie ma kolei, albo nie działa ona tak jak trzeba, to armia nowego wzoru nie ruszy się z miejsca i będzie tak samo przydatna, jak armia królestwa Wizygotów w dzień najazdu arabskiego, tysiąc dwieście lat temu. Oczywiście opowiadanie o zagadnieniach transportu, nie jest tak bezwzględnie sexy, jak nadawanie o armii i jej możliwościach operacyjnych. No, ale my tutaj – jak mawiał Moryc Welt – robimy interes, nie romans i nie małżeństwo.

Trzeba teraz zadać pytanie, czy to jest tak, jak piszą w komentarzach, że transport z Azji ma być puszczony przez Węgry, które dogadały się, jak widać ze wszystkimi, czy to tylko bluff? Nie wiem. Wydaje mi się, że niemożliwe jest całkowite przekierowanie tranzytu przez Ukrainę na granicę węgierską, no, ale co ja mogę wiedzieć… Kolejne pytanie brzmi – czy w rządzie Morawieckiego jest ktoś, kto ogarnia kwestie transportu? Czy też może mamy tam samych specjalistów od sylwestra marzeń? Pytam, jako laik, bo w mojej ocenie – człowieka, który się nie zna – coś takiego jak strata 30 proc w przewozach z kluczowym partnerem handlowym to jest casus belli i należy zorganizować – przynajmniej – jakieś nadzwyczajne zebranie, które zajmie się wyjaśnieniem tej sprawy. Ktoś powie, że jest jeszcze transport lotniczy. Na razie jest, ale jak się zacznie ta wojna, co ją prorokuje Bartosiak, to może go nie być. Czy ktoś pomyślał o takich kwestiach spisując swoje proroctwa i emitując je w sieci? Czy w ogóle istnieje jakiś podcast, w którym ktoś omawia kwestie transportu? I mówi, na przykład, kto zarządza jakimi kolejami? W życiu nie przyszło mi do głowy, że możliwe jest coś takiego, jak zarządzanie kolejami w dużym państwie przez przewoźnika z innego państwa. Kiedyś mówiło się, za Tuska, że PKP, zostaną przejęte przez DB. No, ale nie zostały.

Jeśli rzeczywiście tak jest, Ukraina kupiła sobie – jak mniemam – 10 lat spokoju. Pytanie kto za ten spokój zapłacił, bo na razie wygląda, że my. Niemcy co prawda nie przepuściły samolotu z brytyjską bronią, lecącą do Kijowa, ale jakie to ma znaczenie? Na Ukrainie jest broń niszcząca czołgi, pewnie jest jej na tyle dużo, by wstrzymać rosyjską ofensywę – ewentualną – na czas potrzebny do uzyskania przez Niemcy kolejnych dyplomatycznych korzyści. Jeśli konflikt nie wybuchnie, a jestem przekonany, że nie wybuchnie, Niemcy i tak dostaną swoje. Co na to Polska? Będziemy wozić chiński papier dla drukarni z Węgier? Czy przewieziemy go samolotami? W mojej, być może naiwnej ocenie, obszar, który jest izolowany i odcinany od dróg komunikacji staje się ziemią niczyją. Przyszłym terenem konfliktu. Jeśli kryzys w transporcie się utrzyma, jeśli okaże się, że to nie krótkotrwała aberracja, można się spodziewać samych najgorszych rzeczy. W Wiadomościach zaś wczoraj, dwóch czy trzech nawet ekspertów, w tym Miłosz Manasterski, oceniało twitterowy wpis Krystyny Jandy, w którym pochwaliła się ona wycieczką do Hiszpanii, gdzie miała odpoczywać od „polskiego piekła”. Ponawiam więc pytanie – czy w rządzie, w PiS w ogóle i w mediach rządowych, jest jakiś specjalista od transportu, który może w interesujący i przystępny sposób wyjaśnić ludziom, jak istotne są te kwestie i jakie zagrożenia w nich się kryją? Bo reklamę Jandzie mogę zrobić nawet ja, chadzamy wszak do tego samego fryzjera.

Upiorne moim zdaniem jest to, że informacje z istotnych dziedzin, podawane są i kolportowane przez niszowe portale, gdzie zagląda stosunkowo niewiele osób. Media zaś głównego nurtu wyżywają się w histerii, w dodatku reaktywnej.

Jeśli przeczytacie komentarze, pod tym tekstem, być może rzuci Wam się w oczy to, co i ja zauważyłem. Poza kilkoma merytorycznymi wpisami są tam same emocje. Ten mechanizm jest na pewno stymulowany, a dobrze jest też zwrócić uwagę, że prócz emocjonalnych wpisów antyukraińskich, które całkowicie pomijają wspomniany zarząd DB nad kolejami tego kraju, mamy tam jeszcze kilka komentarzy posługujących się retoryką antykościelną i antykościelną nowomową. To jest dziwne. Nie zwracałem do tej pory uwagi na komentarze pod tekstami tego rodzaju, ale od dziś się to zmieni. Jeśli bowiem mamy tam takie wykwity, to znaczy, że cała publicystyka sieciowa służy stymulowaniu manifestującego się tu obłędu. Wszystkie te cudownie uproszczone analizy, szerokie jak chińska autostrada, służą karmieniu troli, niczemu więcej. Potem zaś będzie płacz i zgrzytanie zębów, a także ucieczka przez Zaleszczyki.

Przypominam o promocji, która trwa do końca stycznia, a także o zbiórce na patronite, gdzie gromadzę fundusze na projekt dotyczący wojny z Chmielnickim https://patronite.pl/Coryllus?podglad-autora

Aha, ważna sprawa – od lutego będę musiał podnieść cenę książki o Jedwabnem, bo wydawca sprzedaje ją znacznie drożej niż ja. https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jedwabne-historia-prawdziwa/

Niestety okazało się, że łatwo się nie wydobędę z pułapki, jaką było podpisanie umowy z pocztą na cały rok, przy zastrzeżeniu wolumenu sprzedaży. Tak, jak napisałem wczoraj fala dewastująca rynki, w tym rynek książki, dociera wszędzie z różnym opóźnieniem. Nas dotknęła w tym roku. Muszę więc ogłosić kolejną promocję, która potrwa do końca stycznia. Potem ceny wrócą do poprzedniego stanu. Obniżam też ceny niektórych książek z rynku. Bardzo dziękuję tym wszystkim, którzy zrozumieli dokładnie na czym polega problem i składają po kilka zamówień na pojedyncze książki.

Oto lista tytułów z obniżonymi cenami:

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jedwabne-historia-prawdziwa/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kosciol-w-krzyzanowicach-fundacja-hugona-kollataja/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/biznes-w-kraju-dziadow/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zle-czasy-pamietnik-stanislawa-karpinskiego-z-lat-1924-1943/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/stulecie-krakowskich-detektywow/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/feliks-mlynarski-biografia/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jak-nakrecic-bombe/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czerwiec-polski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/imperium-czyli-gdzie-pada-cien-na-ss-mantola/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/twoj-pierwszy-elementarz/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kto-sie-boi-angielskiego-listonosza/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/rock-and-roll-czyli-podwojny-nokaut/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/stanislaw-poniatowski-kasztelan-krakowski-ojciec-stanislawa-augusta/

 

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

sty 092022
 

Wczoraj odbył się pogrzeb Jacka Drobnego. W całym kościele były tylko trzy osoby bez masek: ja, moja żona i poseł Braun. Jeśli oczywiście nie liczyć księży celebransów, których było sześciu. Nabożeństwo prowadził ksiądz biskup Adam Bałabuch, a homilię wygłosił były rektor Świdnickiego Seminarium Duchownego, obecnie proboszcz parafii św. Piotra i Pawła w Świebodzicach, ksiądz Tadeusz Chlipała. Podaję te szczegóły albowiem homilia księdza Tadeusza była niezwykła z punktu widzenia komunikacyjno-literackiego, właśnie ze względu na to, że zawierała mnóstwo szczegółów na temat życia Jacka, o których wielu obecnych nie miało pojęcia. Była także bardzo ładnie napisana i wygłoszona jak należy. Mając w pamięci wiele innych homilii i wystąpień jakie słyszałem na pogrzebach, można rzec, że była normalna. Ujmująca życie zmarłego we właściwe i poważne ramy. Pomyślałem nawet, że gdyby ktoś pomyślał o nakręceniu filmu na temat powojennej historii Polski, ujętej jako jedno życie, mógłby za podstawę scenariusza przyjąć tę homilię. Film byłby wesoły raczej, z kilkoma retrospekcjami opowiadającymi o tym, skąd mieszkańcy Kresów i Polski w ogóle wzięli się pod Ślężą i we Wrocławiu. Wielu bowiem już wkrótce nie będzie o tych sprawach pamiętać. Potem można by pokazać całe, zwyczajne, a jednocześnie zaskakujące życie Jacka, który będąc dzieciakiem pracował przy wyładunku mebli w jednym ze świdnickich sklepów, a potem został prezydentem miasta. Tłem do tego wszystkiego mogłyby być manewry armii radzieckiej na pobliskich poligonach i jej obecność w mieście. Byłby to normalny, ciekawy film o normalnym człowieku i jego życiu, z którym wielu mieszkańców nie tylko Śląska i ziem zachodnich mogłoby się utożsamić. Jak dobrze wiemy taki film nie powstanie, albowiem w Polsce nie kręci się filmów po to, by ludzie poczuli, że są na właściwym miejscu, że są ważni, potrzebni i mogą coś zrobić ze swoim życiem, tak jak Jacek – ponieważ są zdolni, pracowici, pełni zapału, nie chodzą na kompromisy i myślą przez cały czas o wytyczonym celu. Filmy w Polsce kręci się po to, by pokazać ludziom, że są nikim, że nie powinni znajdować się tu gdzie rzucił ich los, że są gorsi od najgorszej mierzwy i najlepiej by było gdyby zniknęli. No, ale oni nie znikają, odbiera im się tylko głos i miłych rzeczy na swój temat nie mogą posłuchać nigdy. Czasem może to być udziałem ich rodzin, na uroczystościach pogrzebowych, jak trafi się ktoś taki, jak ksiądz Tadeusz, który potrafi napisać i wygłosić dobrą homilię o życiu zmarłego. Można więc rzec, że utwierdzanie nas w wyborach i przekonaniach dokonuje się wyłącznie w przestrzeni sakralnej, bo nie publicznej.

Ksiądz Tadeusz, jak mi wyznał potem, starał się unikać w tej homilii kwestii politycznych. I słusznie, ale przecież nie można ukrywać, że przed rozpoczęciem nabożeństwa wygłoszony został list pożegnalny od premiera Mateusza Morawieckiego, na mszy obecnych było kilku ministrów – ja zauważyłem minister Zalewską i ministra Murdzka. Byli też parlamentarzyści, no ale nie mogłem nikogo rozpoznać poza posłem Braunem, bo tylko on nie miał maski. Przypomniałem sobie też, co Jacek opowiadał o swojej pracy na stanowisku dyrektora w jednej z dużych państwowych firm. Przyszedł tam i zarządził audyt, bo chciał, żeby było normalnie, tak jak tę normalność rozumiał w oparciu o przepisy i prawo. Wywalili go w niedługim czasie. Całą tę historię, zapewne bardzo dramatyczną, streścił mi w dwóch zdaniach. Potem już nigdy o tym nie rozmawialiśmy, bo miałoby to wszelkie cechy aberracji. No, a gadaliśmy ze sobą po to, żeby było normalnie.

Kiedy wyszliśmy z kościoła, przez całą drogę na cmentarz niebo było zachmurzone i ciężkie. Kiedy zakończyły się celebracje przy grobie, kiedy wszyscy znów się rozpłakali, a trumna zaczęła zjeżdżać w dół, wyszło słońce. Cmentarz jest na górce, a naprzeciwko niej rozciąga się cały masyw Ślęży. Stare, pogańskie góry, pod którymi sześciu katolickich księży, w tym jeden biskup, żegnało, w otoczeniu bliskich i przyjaciół, jednego z wiernych. Takiego, który słowo Boże rozumiał jako plan na życie w normalności. W homilii ksiądz Tadeusz powiedział, że kiedy Jacek był internowany mógł czytać jedynie Biblię. Był wtedy młodym człowiekiem i wszystko co tam przeczytał, zostało z nim na zawsze. Traktował to bardzo serio, albowiem kiedy skończył jedne studia – geografię, zaczął kolejne – filozofię, a potem chciał dostać się na studia doktoranckie prowadzone przez księdza Józefa Tischnera. Nie został jednak przyjęty.

Kiedy pożegnaliśmy Jacka, pogoda była już prawdziwie wiosenna, z drogi prowadzącej do Świdnicy, widać było cały masyw wschodnich Sudetów, nie wiem, które konkretnie szczyty, ale Śnieżnik to chyba na pewno, bo była tam jakaś wyjątkowo wielka góra. Ślęża zaś aż się w tym słońcu świeciła.

W czasie pożegnalnego przyjęcia dowiedziałem się o tym, jak to było z Jackiem. O tym, że wyszedł z domu do karetki o własnych siłach, pocałował żonę na pożegnanie i został przewieziony do szpitala w Świebodzicach. Leżał tam przez sześć kluczowych dni, a kiedy go stamtąd zabrali do Wałbrzycha, saturacja wynosiła 36. No, a on ciągle był przytomny. Nie leżał pod respiratorem, ale był podłączony pod ECMO. Było to już w szpitalu we Wrocławiu, gdzie przewieziono go z Wałbrzycha. Niestety dostał sepsy i zmarł. Do szpitala zabrał ze sobą książkę o pracach pielęgnacyjnych w winnicy. Myślał, że będzie ją czytał w czasie rekonwalescencji.

Kiedy tam siedziałem podchodzili do mnie wszyscy bliscy Jacka, cała rodzina i znajomi i mówili, że czytają te blogi. Nie wiedziałem co zrobić i co powiedzieć. On wszystkim kazał tu zaglądać i czytać teksty i komentarze. Czytała i czyta to jego żona, mama, siostra, jego teściowa i teść, szwagier, dzieci i w ogóle całe otoczenie. Ludzie ci rozsyłali jeszcze te teksty znajomym z rekomendacjami Jacka.

– Matko – myślę – znęcałeś się na tymi wszystkimi osobami, każąc im czytać różne kawałki w Szkole nawigatorów?!

Tak, jak napisałem wcześniej, Jacek tu odpoczywał, dla niego właśnie tu było normalnie, bo wszyscy rozmawiali o ważnych i poważnych sprawach, nie tracąc czasu na głupstwa. Tak to widział. Czy tak jest naprawdę? Nie będę tego oceniał.

Pamiętam jak kiedyś do niego przyjechałem, a zgubiłem jeszcze drogę, gdzieś się pod tą Ślężą zabłąkałem, ale w końcu dotarłem. On posadził mnie przy stole, usiadła też jego żona Renata, sam również zajął miejsce i bez żadnych wstępów zaczął mi opowiadać o resztówce królestwa Wizygotów, która ostała się na północy Hiszpanii po najeździe muzułmańskim.

– Kurde – myślę – taki świat drogi przejechałem, jeszcze się zgubiłem, a Ty o Wizygotach od razu? Może bym zjadł pieroga najpierw….Na szczęście pozwolił mi jeść, więc jadłem i słuchałem o tych Wizygotach, ale nic mądrego nie potrafiłem wtrącić. Było normalnie…Było…

lis 102021
 

Proszę Państwa, nadszedł dzień, kiedy powinniśmy postawić bardzo ważny postulat dotyczący promowanych na tym portalu treści i sposobu ich przekazywania. Już o tym wspominałem, ale sprawa wymaga pogłębienia. Nie możemy tworzyć narracji składających się z zabawnych bon motów i bardzo chwytliwych haseł natury propagandowej, albowiem to nas oddala od prawdy i powoduje, że mijamy się w ogóle z realnością. Komunikacja bowiem w tak zwanym dyskursie publicznym nie odbywa się na zasadzie – kto ze swoją treścią trafi w sedno i da rzeczywisty opis zdarzeń i osób. Ona jest budowana inaczej zupełnie, a rządzi nią zasada – ten wygrywa, kto ma lepsze gwarancje. Przy takim postawieniu sprawy polemika natychmiast zostaje wyłączona. Staje się wymianą formuł powszechnie nieważnych, choć dla niektórych zabawnych i atrakcyjnych. Komunikacja przestaje istnieć, podobnie jak przestają istnieć widoki na jakiekolwiek porozumienie. Zostaje tylko agresja, początkowo hamowana i ograniczana do demonstracji. Nikt nie wie jednak co będzie dalej. Na pewno dojdzie do jakichś kompromitacji, tylko nie wiadomo jeszcze dokładnie kto będzie skompromitowany. Zanim przejdę do występów telewizyjnych posłów Mroczka i Kulaska, chcę rzec kilka słów o sposobach w jakich do porozumiewania się używamy my, blogerzy i komentatorzy. Proszę Państwa, nie możemy budować wokół siebie atmosfery wtajemniczenia i wybraństwa, choć pokusa jest spora. Nie możemy, albowiem nie potrafimy zweryfikować wielu będących w obiegu komunikatów i traktujemy je serio, choć na to nie zasługują. Im bardziej się do nich przywiązujemy, tym trudniej prowadzi się tu wymianę zdań, albowiem wszyscy są jakoś wobec tego miejsca lojalni, a wobec tego trudno wskazać komukolwiek błędy. To jednak jest konieczne, albowiem w innym wypadku droga nasza prowadzić będzie ku strukturze, gdzie są jakieś stopnie wtajemniczenia, jeden coś tam słyszał, drugi to potwierdził, a trzeci trochę wątpi. Nie ma żadnych stopni wtajemniczeń i być nie może, albowiem one zakładają z miejsca, że ktoś jest wykluczony. Tu jednak nikt nie może być wykluczony, bo każdy ma równe prawa. Z wyjątkiem uporczywych troli. Komunikacja w SN nie może przypominać komunikacji w innych portalach, które żyją jakimiś idiosynkrazjami i wizjami. Powoduje to, że wszyscy tam obecni zajmują się, coraz bardziej niesamowitym grzaniem tematów. Te zaś oddalają się coraz bardziej od opisów, które zbliżyć by nas mogły do prawdy.

Jeden ze starych komentatorów napisał tu wczoraj, że awantura na granicy jest po to, byśmy się nie mogli połączyć z Białorusią, czego chce Łukaszenka. Chciał tego zawsze, ale jego braterska dłoń, została odtrącona przez telewizję Biełsat. Proszę Państwa, ocena takiej projekcji, którą wiele osób uważa za rzeczywistą, nie może być pełna w naszym przypadku, albowiem nie mam dość informacji, żeby o tym orzekać. Możemy zbudować pewną wizję, ale ona będzie jedynie rozrywką, a nie punktem wyjścia do jakichś poważnych rozważań. Cóż to bowiem znaczy, że Łukaszenka składał nam propozycje? Pewnie to samo, co zdanie – Chińczycy składali nam propozycje. Musimy o takich sprawach rozmawiać i nie możemy ich omijać, ani czynić z nich fetyszy wokół których buduje się jeszcze bardziej fikcyjne gawędy. Co to znaczy – Łukaszenka chciał połączenia z Polską? Czy ktoś wie co od tego człowieka zależy? Jakie ma on możliwości decyzyjne? I co niby Polska mogłaby zrobić wobec Białorusi mając podpisane wszystkie jawne i tajne traktaty z Zachodem? Zaproponować mu ucieczkę do Chile, jak Rosjanie Honeckerowi? To są niemożliwe rzeczy. Białoruś jako państwo to przede wszystkim aparat bezpieczeństwa, który jest lojalny wobec nie wiadomo kogo. Wobec silniejszych bandytów po prostu. Hierarchie, które go tworzą są całkowicie obce jakimkolwiek mrzonkom o połączeniu Polski i Białorusi. Ta wizja jest uwodzicielska, przyznaję, ale nie możemy zostawić jej bez krytyki, albowiem stracimy możliwość porozumiewania się między sobą. Podobnie jest z innymi wizjami. Prócz aparatu bezpieczeństwa jest tam także armia, a do tego jeszcze urzędnicy. Czy wyobrażacie sobie, ze ci wszyscy ludzie stają się nagle obywatelami Polski? Albo, że dochodzi o unii oby krajów w dłuższej jakiejś perspektywie? Jeśli tak, to w jakiej i jak przygotowanej? To są poważne sprawy i do tego bardzo kosztowne, nie tylko ze względu na pieniądze. Nie wiemy czy Łukaszenka składał nam jakąkolwiek propozycję i nie wiemy czym była ona podszyta. Wizje zaś, szczególnie te atrakcyjne służą do niweczenia komunikacji. Jestem o tym całkowicie przekonany. Podobnie jak zabawne sformułowania znajdujące się w obiegu wśród wszystkich ludzi biorących udział w dyskursie publicznym. Takie jak na przykład nowy wał. Ktoś powie, że to zabawne i celne określenie. To nieprawda, jest to określenie dewastujące komunikację publiczną i obniżające jej poziom. Jeśli ktoś używa takich formuł, musi mieć jakieś gwarancje, które czynią go silnym i ktoś taki za nic ma dociekanie prawdy. Nie wiem czym zakończy się wprowadzenie nowego ładu, ale uważam, że wobec straszliwej dewastacji jaka dokonała się przez ostatni rok w sferze komunikacji publicznej, należy przede wszystkim unikać takich określeń.

Przejdę teraz do wczorajszego wystąpienia posłów Mroczka i Kulaska w TVP Info. Czegoś tak kuriozalnego, a jednocześnie demaskatorskiego nie słyszałem dawno. Posłowie Mroczek i Kulasek mówiąc o zaniechaniach i klęskach rządu, które ujawniły się w ostatnich dniach na granicy, powiedzieli nam w istocie coś innego. Powiedzieli, że nie będą prowadzić z tym rządem żadnych dyskusji, dopóki jego członkowie nie podadzą się dobrowolnie do dymisji i nie przekażą wszystkich prerogatyw opozycji. Ta zaś ma wszystkie potrzebne narzędzia by rozwiązać kryzys, albowiem ma gwarancje UE, czyli Niemiec. Nie wiem z kim za kulisami rozmawia Mateusz Morawiecki, który miał wczoraj w sejmie bardzo dobre wystąpienie, ale może niech się zastanowi nad tym, czy ci ludzie z UE, którzy do niego dzwonią czynią to z dobrą intencją.

Wczoraj dowiedzieliśmy od Mroczka i Kulaska, że jeśli cokolwiek się stanie, jakiś kiks polityczny, zawirowanie, które osłabi pozycję rządu, albo doprowadzi do przedterminowych wyborów, litości nie będzie, albowiem nie po to się dostaje gwarancje, żeby okazywać współczucie przeciwnikom politycznym. Na pewno nie będą go okazywać Mroczek z Kulaskiem. Ich wczorajsze wypowiedzi mijały się nie tylko z widocznymi gołym okiem faktami, ale także z elementarną logiką, a to wskazuje nie na to, bynajmniej, że Mroczek z Kulaskiem to idioci, choć jeśli idzie o tego ostatniego mam mieszane odczucia, ale na coś innego. Na to mianowicie, że ich bardzo spójna wewnętrznie komunikacja ma gwarancję obecności w sferze publicznej – wbrew faktom i logice.

Na czym się ona opiera? Migranci zostali zatrzymani, ale Mroczek z Kulaskiem twierdzą, że to żaden sukces. Rząd zaś poniósł klęskę, albowiem gdzieś tam w środku Polski zatrzymano kilku migrantów. Deklarują oni ponadto, że na granicy niepotrzebny jest mur. Jak wobec tego zatrzymać nasilającą się falę wojny hybrydowej, skoro nie można zbudować muru, straż graniczna i żołnierze to śmieci – ani Mroczek, ani Kulasek nie mieli zamiaru poprawić swoich notowań przepraszając za Frasyniuka – a zasieki są słabe i także niepotrzebne? Mroczek z Kulaskiem wyrazili to wprost – tej sprawy nie da się załatwić na granicy. Chodzi im o to, że rząd powinien zrzec się de facto możliwości decydowania o tym co się dzieje w kraju, a odpowiedzialność za ruch migrantów przerzucić na organizacje międzynarodowe. One zaś, wespół z opozycją, czyli Mroczkiem i Kulaskiem, spowodowałyby, że migranci przestaliby wyjeżdżać z Iraku i innych krajów. Powtórzę – to nie świadczy o tym, że Mroczek z Kulaskiem są osobami zaburzonymi lub ciężko bardzo doświadczonymi przez otoczenie. Ta komunikacja świadczy o tym, że mają oni bardzo złe zamiary wobec nas wszystkich. O ich słabości – co daje pewną nadzieję – świadczy jednak to, że się demaskują opowiadając takie rzeczy, uważając przy tym, podobnie jak większość posłów opozycji, że ludzie, do których kierowane są te bajania, są głupsi od nich. To jak wiemy jest nieprawda. Mamy sytuację dokładnie odwrotną, to znaczy większość populacji Polaków jest mądrzejsza od Mroczka i Kulaska, ale nie ma gwarancji na to, że ich komunikaty zostaną utrwalone. Tamci dwaj zaś ją mają. To jest różnica istotna, a nie jest nią wcale poziom IQ, prawdopodobnie u obydwu bardzo niski.

Uważam, że retoryka jaką posługuje się rząd zmierza we właściwym kierunku, to znaczy powoli zbliżamy się do akceptacji, w wymiarze prawnym a nie publicystycznym, pojęcia zdrady stanu. Musimy jeszcze pokonać pewien dystans, zanim zaczniemy to pojęcie stosować bez niepotrzebnych obaw, zamiast innych pojęć – tych zabawnych i rzekomo trafnych – ale kierunek został wyznaczony. Pani Kurdej- Szatan przeprasza żołnierzy i pograniczników, Trzaskowski dostał polecenie, by wysprzątać ulice przed marszem niepodległości, a Frasyniuk został schowany na pawlacz. To dobry znak.

Na koniec powiem jeszcze, że jeśli ktoś będzie się tu bawił w eksperta od obronności i jak Cejrowski doradzał, by na granicę wysłać kibiców, albo robić tam coś, co jemu wydaje się słuszne, ale przez żołnierzy zostało zaniechane, co niewątpliwie wskazuje na słabość i nieudolność ich dowódców, ten wyleci.

lis 032021
 

Proszę Państwa, przed naszymi oczami trwa od kilku miesięcy niesłychanie intensywny wyścig, którego celem jest zwiększenie popularności i wpływów. Biorą w nim udział wszyscy właściwie ludzie, od posłów poczynając, na ostatnich szurach internetu kończąc. Pisanie czegokolwiek i jakieś polemiki z tym związane to odległa przeszłość, albowiem nikt już nie ma czasu niczego czytać, wszyscy chcą coś przeżywać, po wysłuchaniu pogadanek. Te zaś, by miały odpowiednią temperaturę muszą być wygłoszone przez kogoś znanego, kto potrafi ustawić rejestry tak, by dusza słuchacza została poszarpana na ćwierci. To się nie może udać przez samą tylko ekspresję prowadzącego, ale musi być wyładowane treścią, która gwarantuje odpowiedni efekt. Czas słodkiego pierdzenia minął, podobnie jak czas zadumy nad przeszłością, minął także czas demaskacji. Teraz każdy mówi już tylko jak jest, a wynajęci ludzie wpisują pod spodem komentarze zawierające tyle entuzjazmu ile ruski bimber ma czystego alkoholu. Reszta, czy raczej resztka, jest samym cukrem. Trzeba zjechać naprawdę na sam dół, żeby dotrzeć do komentarzy, które są trochę przytomniejsze. I tak jest u wszystkich proroków internetu. To jest sprawa poważna, choć ja z niej szydzę. Poważna, albowiem występujący w pogadankach ludzie imają się już takich numerów, że w zasadzie nie wiadomo gdzie podziać oczy. Oto nagranie pogadanki Jana Pospieszalskiego, którego Owsiak wzywał ostatnio do powrotu, to znaczy do tego, by dołączył on z powrotem do grupy Jurasa. Nagranie to nosi niezwykle inspirujący tytuł Za dotację sprzedali Boga i wspólnotę. Tytuł ten jest umieszczony w cudzysłowie, a my nie rozumiemy dlaczego, albowiem pogadanka dotyczy wręczenia nagród Totus Tuus i ktoś mógłby pomyśleć, że to o laureatów chodzi. Zwłaszcza, że pogadanka firmowana jest znakiem PCH24, żartów więc nie ma. Okazuje się jednak, że ci co sprzedali Boga to eurokraci. Pospieszalski zaś mówi, cytując Karłowicza, o polskich inteligentach, którzy idą ich śladem. Oto link https://www.youtube.com/watch?v=t8no8S7-8Ds

Można się oczywiście z Jankiem zgadzać, albo nie. Pod spodem mamy serię komentarzy ludzi, którzy najwyraźniej nie zrozumieli o czym Pospieszalski mówi i rozpoczynają taką samą meksykańską falę, jaką można oglądać pod nagraniami Grygucia i Olszańskiego. No, może trochę subtelniejszą. Dopiero niżej ktoś zauważa, że przecież nagrodę odebrał też ojciec Remigiusz Recław, który był razem z biskupem Rysiem na niesławnej mszy-koncercie.

Moim zdaniem dyskusje które rozpoczynają się pod takimi nagraniami nie mają najmniejszego sensu, albowiem płyną obok istotnego sensu tej pogadanki. Tym zaś jest zwiększenie popularności występującego. Od dłuższego już czasu piszę o tym, że chęć podniesienia słupków popularności odbywa się kosztem jakości przekazu. Oczywiście, Janek to Janek i on się zawsze ze wszystkich zarzutów wyślizga, a jego pozycja jest nie do zakwestionowania. Czekam, aż wróci do telewizji i w widowiskowy sposób pogodzi się z Kurskim, na jakimś koncercie. Może razem zagrają ze dwie ballady Okudżawy? Kto to może wiedzieć. Zacząłem od Pospieszalskiego, albowiem on jest w tych, moim zdaniem nieciekawych działaniach, wyjątkowo subtelny. Porusza się jednak po gruncie grząskim i niełatwym. No i ma te swoje kabotyńskie zagrywki, które nie skłaniają do tego, by traktować go serio. Za nim jednak rozciąga się prawdziwe pandemonium. Nie będę tu wymieniał nazwisk, a raczej problemy, które służą temu, by przyciągnąć widza i go zahipnotyzować. Najważniejszym jest oczywiście III wojna światowa, która trwa już od dawna. To wiemy i poinformował nas o tym nie tylko Bartosiak, ale także inni, mniejsi prorocy. Jak trwa wojna, to żartów nie ma, bo ktoś na pewno zginie. Pytanie tylko kto? Raczej nie obstawiałbym tych, którzy mówią z poważnymi minami o tej wojnie. Już prędzej tych, którzy tego słuchają. No, a skoro twa wojna, to jej konsekwencją może być tylko rozbiór Polski. Na razie jest to pełzający rozbiór Polski, którego dokonuje obecna władza. Nie mogę, niestety zorientować się z kim do spółki, bo spółkę wskazywałoby słowo rozbiór, ale zakładam, że z Żydami. Kondominium umarło śmiercią naturalną, albowiem i Ruskie i Niemce zostały zeń wymiksowane, co widać gołym okiem. Nikogo już się nie da przekonać, że biorą w tym udział, choć niektórzy twierdzą, że Niemce jeszcze tak. No, ale jak zacznie się budowa CPK, to już chyba i ta narracja zdechnie. Zostaną tylko Żydy, one razem z Kaczyńskim, Dudą i Morawieckim, dokonają rozbioru Polski. Będzie sam zarząd komisaryczny, bez kondominium. W miejsce zaborców wprasował się covid, który jest katalizatorem nowych zmian i koniecznym elementem służącym podnoszeniu ciśnienia widzom. Bez pandemii nie da się już niczego wyjaśnić, nawet tego, dlaczego Bartosiak z tym drugim przenieśli wojnę w kosmos? Otóż dlatego, że covid dokona spustoszenia populacji na Ziemi, a ci co ocaleją, będą musieli walczyć między sobą o zasoby w kosmosie. Że, co? Że to się nie trzyma kupy? Nie zawracajcie mi…tego…gitary. A kondominium to się trzymało?

Proszę Państwa, nie chcę się tu uciekać do płaskich żartów, albowiem wtedy sam zaczynam uprawiać komunikację patologiczną, a nie o to przecież chodzi. Piszę powyższe, albowiem chcę wskazać, że cały dyskurs publiczny zamienia się w serię zwodów Smolarka w meczu z ZSRR, które to zwody nie zakończą się niestety strzeleniem bramki. Czego publiczność nie rozumie. Na naszych oczach okazało się, jak wadliwa, kompromitująca i nieskuteczna jest komunikacja odbywająca się za pomocą tak zwanych błyskotliwych bon motów. Ona nie umrze natychmiast, a być może nie umrze nigdy. Ludziom bowiem nie da się wytłumaczyć, że opis, nawet bardzo przekonujący może się całkowicie mijać z prawdą. My zaś, wszyscy jak tu siedzimy, znajdujemy się w sferze gdzie opisy są najważniejsze. Pułapka polega na tym, że żaden z nich nie jest weryfikowany, a wszystkie są oklaskiwane. Kto wywoła największy efekt uznawany jest za najbardziej przenikliwego. Już dawno okazało się, że bez wspomagania w postaci klakierów ten system nie zadziała. I dawno okazało się, że bez wzmocnienia przekazu mimiką, grą, przebraniem, nie uda się zwrócić na siebie uwagi. No, ale kiedy już przećwiczono wszystkie numery, kiedy wydarzenia nieco przyspieszyły i wiele spraw zaczęło wyglądać inaczej, niż na początku, próby emocjonalnego ich omówienia zostały zdemaskowane samoczynnie. To jednak nie przywiodło do rozumu ludzi, którzy grają w tę grę. I być może nie przywiedzie ich nigdy.

Nie zamierzam z tym w żaden sposób walczyć, albowiem nie ma to sensu. Mogę jedynie wskazać tendencję i zasugerować co się stanie w przyszłości z tym sposobem omawiania zjawisk, nie muszę mieć przy tym racji. Chcę powiedzieć tylko, że pewien sposób uprawiania propagandy jest skazany na klęskę i im szybciej się z tego wycofamy tym lepiej. Po czym poznaje się fałszywe intencje proroków? Ja mam sposób niezawodny. Poznaję to po tym, jak moje statystyki sprzedaży oddalają się od ilości odsłon pod nagraniami na YT. One nie mają wręcz żadnego związku. A skoro tak, to nabijana sztucznie klikalność nie ma także związku z popularnością. To sympatyczna konstatacja, wręcz uwolnienie z kajdan. Możemy robić co chcemy, tak jak do tej pory nie przejmując się Bartosiakiem w kosmosie, trwającą już dwie dekady III wojną światową, ani pełzającym czy też zrównoważonym rozbiorem Polski. Widzimy bowiem, że jest to część planu. Ten zaś ma już swój finał. I ja teraz go ujawnię, choć pewnie wiele osób już o tym słyszało. Oto największe osiągnięcie mediów w zakresie zwiększania popularności osobom pragnącym sławy i mającym wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia.

https://alkomaster.tv/

https://twitter.com/s__v__r__/status/1455064837369868288?s=20

paź 032021
 

Bardzo się postaram już nigdy nie napisać żadnego tekstu z ukrytą intencją i czymś w rodzaju podprogowego przekazu. Nie ma to najmniejszego sensu, albowiem w powodzi komunikatów dosłownych zostanie on i tak odebrany wbrew tej intencji.

Wolałbym, żeby wczorajsza dyskusja pod tekstem nie odbyła się wcale, ale ona się jednak odbyła. Jej przedmiotem zaś były moje zamiary, a także – może trochę przesadzę, ale doprawdy niewiele – poczytalność. Po tym wstępie opiszę kilka zdarzeń, które ułożą się w sekwencję, mam nadzieję zrozumiałą.

Oto wczoraj ktoś powiedział, że film Wojciecha Sumlińskiego o Jedwabnem został usunięty z YT. Manewr ten, jak przypuszczam, został zaplanowany, albowiem YT od dawna już nie służy do promowania czegokolwiek, a obecność tam takich czy innych nagrań nie ma wpływu na sprzedaż i popularność. Uwaga bowiem publiczności jest podzielona na drobne kawałki. Uwaga zaś publiczności polskiej to wręcz sieczka. No i dlatego produkty Sumlińskiego i on sam, promowane są poza siecią, a internet traktowany jest przez pana Wojciecha jako wygodne, ale doraźne narzędzie nakręcania koniunktur. Taki manewr zaś gwarantuje mu stałą uwagę publiczności, podobnie jak stosowana przezeń stylizacja, czyli ta cała silnie wystudiowana gamoniowatość, którą polski czytelnik treści patriotycznych kojarzy ze swoim własnym wyglądem.

Kolejne zdarzenie, wczoraj wspomniane kilka razy to zbiórka, którą na Patronite ogłosił parę lat temu Grzegorz Braun. Jej celem było zebranie funduszy na dokumentalny film o Gietrzwałdzie. Nie mogę sobie przypomnieć, by ktokolwiek, poza mną, wyraził wyraźną, krytyczną opinię na ten temat. Myślę, że stało się tak ze względu na temat filmu, który silnie pobudził wyobraźnię wielu osób, wręcz ją zainfekował. Sądzę też, że ta infekcja ma charakter chroniczny i gdyby dziś Grzegorz Braun ogłosił kontynuacje tej zbiórki, bez jednego słowa komentarza ze strony swoich fanów, zebrałby podobną sumę.

Kolejne zdarzenie to wiadomość, którą otrzymałem dziś z samego rana od dawno nie widzianego znajomego. Wyraził on w niej swoją opinię na temat wczorajszej dyskusji i napisał, że dwie ważne bardzo osoby z pewnego znanego uniwersytetu czytają mnie regularnie. Bardzo przepraszam, osobę, która mi ten sms wysłała, ale nie mogę o tym nie wspomnieć w tym miejscu. Podkreślę jednak przy tym, że zachowuję całkowitą dyskrecję, świadom tego, że owe osoby, przyznając się do mnie publicznie mogłyby sobie narobić nie byle jakich problemów. Co innego, gdyby przyznały się do Wojciecha Sumlińskiego, wtedy zrozumienie byłoby pełne.

Takie jest tło wczorajszej dyskusji. Nie mam zamiaru nikogo krytykować, bo chodzi wszak o to, by dyskusja była swobodna i wolna. Ponieważ jednak cała dotyczyła mojej decyzji, napiszę słowo o tym dlaczego zdecydowałem się na ogłoszenie zbiórki na Patronite. Po pierwsze dlatego, że zrobił to wcześniej Grzegorz Braun, który nie spotkał się z żadną krytyką ani wątpliwościami, a jedynie ze szczerym entuzjazmem. I niech mi nikt teraz nie tłumaczy, że nie widział tej zbiórki, nie wiedział o Gietrzwałdzie, albo, że zapomniał o tym.

Po drugie dlatego, że możliwości promocyjne poszczególnych tytułów dawno zostały wyczerpane i sprzedaż jest dziś w stanie permanentnego dryfu. To znaczy, nie czuję bym miał na nią wpływ. Stało się tak, albowiem w bardzo małej przestrzeni, gdzie handluje się tak zwaną prawicową treścią, zastosowane zostały masowe narzędzia obezwładniające publiczność. Jakby tego było mało, ilość osób, które próbują tam szczęścia przekracza wszystkie normy i w zasadzie przebywanie na tym obszarze grozi uduszeniem.

Po trzecie zdecydowałem się na to, albowiem nie mogę dalej prowadzić takiej polityki, jak do tej pory, to znaczy przeznaczać coraz mniejszych zysków na wykonanie i promocję nowych produktów, po to, by wygenerowały one jeszcze jakiś, ale już mniejszy niż wcześniej, zysk. Nikt tak nie robi. A najlepsze jest, że każdy komentujący ma tego świadomość. Niestety tylko ja jeden – głupi – piszę teksty na ten temat i mam co chciałem, czyli dyskusję pod nimi. Nie mogę też – poprzez konferencje – promować ciekawych autorów treści, czynnych na uniwersytecie, albowiem miejsce na taką promocję jest w zasadzie, jeśli nie liczyć samej akademii, tylko u mnie. Akcja ta nie ma w zasadzie żadnego responsu, a jest kosztowna. Mogę potem, co najwyżej usłyszeć po cichu, albo przeczytać w sms, że jakieś bardzo ważne osoby czytają mnie codziennie. I co? I nic. Czytają i mają fun. Jak zniknę, przestaną czytać i wiele się w ich życiu nie zmieni. Słowem – żaden podejmowany przeze mnie wysiłek, nie mały przecież, nie spotyka się z oczekiwanym responsem. Być może to jest moja wina i powinienem coś zmienić, ale szczerze wątpię, albowiem ciągle coś zmieniam i mogę rzec, że zmiana to moje drugie imię.

Patrząc na innych autorów, którzy próbują swoich sił na rynku zauważyłem, że wielu z nich ma konto na Patronite. Wiele osób też namawiało mnie od dawna na założenie takiego konta. Postanowiłem więc to zrobić. Zrobiłem to także dlatego, że tam widać jak wygląda zbiórka, a ja lubię statystyki. No i wszystko jest jawne, a przez to, kwestionowane tu tylekroć, moje intencje są czytelne. Choć jednak wczoraj okazało się, że nie do końca. Cóż mogę rzec? Tyle chyba – poczekajcie aż Grzegorz Braun odwiesi swoja zbiórkę. Tamy, które powstrzymują szczere intencje pękną w jednej chwili i strumienie szczerości zaleją rozciągające się wokół równiny.

Kolejną kwestią jest wiarygodność tego portalu i jego legalność. Proszę Państwa ten portal jest legalny i tyle tylko mnie obchodzi. Nie mogę przejmować się tym, że ktoś tam słyszał, że zbiórki są tam ustawione. Nieszczęśliwe przypadki Sumlińskiego też są ustawione i co? Ktoś w nie watpi? Ktoś próbuje mu wytłumaczyć, żeby tak nie robił? Nie, albowiem on doskonale wie co robi i jaki efekt uzyska. Filmu o Gietrzwałdzie nie będzie nigdy i tym także nikt się nie martwi. Ja zaś mam się przejmować tym, że komuś się nie podoba skład zarządu tej inicjatywy? Mnie się nie podoba także premier Morawiecki, ale nie mogę się niestety wymiksować z jego przedsięwzięć.

Podsumowując tę część rozważań – sprzedaż to emocje. Na rynku prawicowych treści jest ich tyle, że właściwie one już gdzieniegdzie skamieniały. Nie ma się jak poruszać w tej brei. Wszyscy, którzy są w miarę samodzielni szukają innych możliwości promowania swoich treści. Także przez liczne portale organizujące zbiórki. Nikt jednak nie krytykuje tych inicjatyw.

Kolejna sprawa to wysokość kwot wpłacanych na takie jak moja inicjatywy. Postanowiłem nie robić z siebie i z nikogo durnia i nie umieściłem tam progu w wysokości 5 czy 10 złotych. Nie chodzi też o to, by ktoś wpłacał tam jakieś szalone sumy. Zbiórkę zorganizowałem z myślą, że 2 tysiące osób wpłaci po 20 złotych. To jest bezpieczna strategia i kwota, która – mam nadzieję – wystarczy na zrealizowanie opisanego planu. A jest to plan bardzo konkretny. Budżet zaś nań przeznaczony, którego nie mogę i nigdy nie mogłem wydzielić ze swoich zysków, pozwoliłby mi – na przykład – opłacać ludzi, którzy gromadzą informacje, wysyłać ich w różne miejsca, gdzie jakieś ciekawe dokumenty mogą się znajdować i zwiększyć honoraria dla autorów, którzy mieliby coś ciekawego do opublikowania w papierowym SN. Byłby to do tego budżet jawny. Rozumiem, że ten rodzaj konstruowania budżetu, na przedsięwzięcia generujące tak mało emocji i wrażeń, jak to moje, może się nie podobać, albo nie robić na ludziach odpowiedniego wrażenia. Takiego, jak film o Gietrzwałdzie. Nie każdy musi w tym jednak uczestniczyć. Jeśli zaś ktoś się waha, albo obawia ryzyka, a jednak chciałby mnie wesprzeć, może to zrobić minimalną kwotą. Na pewno ryzyko będzie mniejsze niż po wypiciu flaszki kupionej za 20 zyli w wiejskim sklepie.

Podkreślam – nie chodzi o to, by ktoś wręczał mi jakieś sumy pod stołem. Chodzi o to, by wiele osób zdecydowało się wesprzeć ten bardzo konkretny plan niewielką kwotą. Jeśli plan ten nie przekona takiej ilości osób, jak sądziłem, zrealizujemy go w mniejszym nieco rozmiarze, ale zrealizujemy.

Na koniec chciałbym wskazać raz jeszcze metodę graczy poważnych, którzy nie muszą się już przejmować groszowymi zbiórkami, ale muszą cały czas generować emocje w kluczowych obszarach. Mam na myśli panów Pospieszalskiego i Sumlińskiego. Wielkie portale takie jak YT i mniejsze, takie jak Patronite, służą im jako trampolina. Oni nie umieszczają tam swoich treści po to, by uzyskać pieniądze, czynią to, by uzyskać tę niby męczeńską palmę, która załatwia raz na zawsze wszelkie marketingowe i promocyjne kwestie. Wybaczcie, ale nie gram w tej lidze. Nie ustawię też swojego kapelusza w zaułku, gdzie siedzą panowie Krajski i Michalkiewicz, ani w tym gdzie swoją powygryzaną przez mole czapkę ustawił Karoń. Nie zrobię tego, albowiem będę potraktowany jako konkurent do grzebania w kontenerze. Moje intencje zaś i przekaz zostaną ocenione, jak to już nie raz bywało, jako podejrzane. Wolę już więc stać pomiędzy tymi, którzy coś tam zbierają, nawet jeśli miałoby to być w ich przypadku tylko sfingowane. Nie interesuje mnie ta kwestia, albowiem mam do zrealizowania swój plan. Nie mogę także, rzecz jasna, zabronić nikomu żadnych dociekań w tych kwestiach. Pozwolicie jednak, że tak jak wczoraj, dzisiejszego tekstu komentował nie będę.

https://patronite.pl/Coryllus?podglad-autora

sie 162021
 

Poseł Braun razem ze swoim kolegą Gryguciem nie demaskują już żydowskich przedsięwzięć w Polsce polegających na ukryciu podsłuchów w pniach palm, znajdujących się na terenie ośrodka Suntago pod Mszczonowem. Nie opowiadają też o żydowskim now how, które zostanie schowane w podziemiach Centralnego Portu Lotniczego, nawet nie próbują już zrzucić tupeciku z głowy Szwacha Weissa, co spotkało się przecież z tak życzliwym przyjęciem publiczności. Milczą dziwnie, podobnie jak pan Mikke i Stanisław Michalkiewicz. A jest przecież dobra okazja do zabrania głosu. Mamy oto nowy rząd Izraela, złożony nie z sierżantów bynajmniej, ale z samych generałów, którzy nawykli do wydawania rozkazów, nie znoszą sprzeciwu, chcą rządzić, prowadzą albo sami, albo przez pośredników rozległe interesy w Polsce i zamierzają je prowadzić nadal na swoich zasadach. Do tego jeszcze ich przeszłość, owiana tajemnicą, nie składa się zapewne z jakichś pogodnych epizodów nadających się do opisania w książce dla dzieci. Raczej pewne jest, że panowie Lapid i Bennet mają za sobą jakieś ciężkie doświadczenia operacyjne, o których ani polski prezydent, ani polski premier, ani nawet Jarosław Kaczyński nie mogą mieć najmniejszego wyobrażenia. Polityczna konfrontacja z nimi to nie są żarty, ani przelewki. Tym bardziej, że w Białym Domu siedzi pan Józio, który mało już rozumie i zawiesza się na co drugim zdaniu. Wobec takiego układu spraw zasadne będzie zadanie pytania takiego jak w tytule.

Wiele tu kiedyś, a także w salonie24 dyskutowało się o relacjach pomiędzy służbami a armią w krajach takich jak Rosja, czy USA. Dyskutanci rzecz jasna nie posiadali na ten temat żadnych istotnych informacji, mogli wszystko oceniać powierzchownie i płytko. Stanęło jednak na tym, że im więcej generałów idzie w politykę i im więcej głów nakrytych beretami pojawia się w mediach tym słabsza jest armia i silniejsze służby. Czy tak jest rzeczywiście? Nie wiem. Nie wiadomo też jak jest w Izraelu, bo sprawy tamtejsze są trudne do zrozumienia dla samych mieszkańców kraju.

Ustawa antyreprywatyzacyjna została podpisana, a nasi sojusznicy wyrazili opinię na ten temat. Jest to opinia krytyczna, którą podpierają bardzo demagogicznymi argumentami. Już dziś, z tego miejsca widać, dokąd ich te argumenty doprowadzą – do roku 1919 i niemożliwości dokonania wyboru – czy z Niemcem czy z Ruskim. Sprawy nabierają poważnego kolorytu, więc i my musimy być poważni. Nieruchomości to jeden z najważniejszych rynków i warto dla niego wiele zaryzykować, warto nawet zaryzykować zmianę administracji na dużym obszarze, o ile ta nowa obieca całkowitą swobodę w zarządzaniu nieruchomościami. Nie tylko w miastach, ale także na prowincji. Po takim postawieniu sprawy, rozumiemy od razu, ze żadne rozważania natury historycznej i powoływanie się na jakieś przeszłe sprawy, w których Żydzi i Polacy współpracowali ze sobą przeciwko okupantowi jednemu czy drugiemu, nie mają sensu, albowiem – to wynika wprost z wypowiedzi panów Lapida i Benneta – to Polacy byli zawsze najgorsi. Byli najgorsi, albowiem byli w ogóle. Gdyby zniknęli sprawy bardzo by się uprościły. Nie mamy gwarancji, czy taki właśnie – ku zniknięciu Polaków – nie będzie czasem nowy wektor polityki obecnego rządu Izraela. Ktoś może powie, że to żarty, bo żadna medialna szczujnia aż tak bardzo nie grzeje tego tematu. Na WP pojawiła się ledwie informacja o tym, że dawna szefowa kampanii prezydenta wyraziła negatywną opinię o podpisaniu ustawy. Ta szefowa, to jakaś pańcia z Milanówka, która nie mogła się zdecydować czy jest za PiS czy za PO. I wszyscy wiemy co znaczą jej opinie. Myślę, że owa obojętność mediów wobec sprawy tak istotnej jak dzika reprywatyzacja jest dość znamienna. I raczej nad nią należałoby się zastanowić. Rząd Izraela, który ujął się za swoimi inwestorami, bo tak to przecież należy czytać, musi przecież wykonać teraz jakiś ruch. Odwołano ambasadorów, zawieszono stosunki dyplomatyczne, a wszyscy milczą? Onet coś tam pisze półgębkiem, a do tego dodaje materiał o dochodach szlachty z folwarków w XVII wieku. Gazownia za to pisze o zabetonowanych centrach miast, na które powinna powrócić zieleń.

Nie przypuszczam, by rząd polski ustąpił, a jeśli to zrobi, od razu w dyskusję o zaniechaniach włączy się poseł Braun i połowa Konfederacji. I dopiero wtedy się zacznie. Jak wszyscy wiedzą, mój stosunek do premiera Morawieckiego jest więcej niż chłodny, w sytuacji jednak jaką mamy, należy raczej go popierać i oczekiwać, co zrobi, a także co zrobią nasi sojusznicy, tak przecież przychylni Polsce, mam na myśli generałów Lapida i Benneta. Jeśli rząd ustąpi po raz kolejny, cała dyskusja polityczna w Polsce, od największych mediów po sam dół, czyli takie portale jak nasz, toczyć się będzie wokół przeniewierstw szlachty w XVII wieku i żydowskich podsłuchów w Mszczonowie, na które pozwala sprzedajny pisowski rząd. Wszystko to będzie trwało do szczęśliwie przegranych przez PiS wyborów, rozpisania nowych, rozdrobnienia sejmu na szereg partyjek, jak to miało miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych i, jak mawia Stanisław Michalkiewicz, wesołego oberka.

Przypomnę, że destabilizacja całego bloku wschodniego, o czym młodzież nie pamięta, rozpoczęła się od przegranej przez ZSRR wojny w Afganistanie. Raczej trudno było oczekiwać, że Amerykanie zostaną w tymże samym Afganistanie pokonani przez talibów, trzeba było więc, by przeprowadzić podobną operację opartą na tym samym schemacie, wycofać wojsko. No i teraz mamy to, co mamy, a oczekiwać należy, że to dopiero początek. Pan Józio zaś został mianowany syndykiem masy upadłościowej, na gruzach której stworzy się coś nowego. Sądzę, że generałowie Lapid i Bennet, a także wielu ich kolegów inwestujących w nieruchomości w Polsce, będą beneficjentami nowego układu. To zaś oznacza – powtórzę – że coś muszą zrobić w obecnej sytuacji w Polsce. Na razie nie widać wyraźnego powodu, który mógłby posłużyć jako zapalnik do destabilizacji sytuacji w kraju, a wszyscy kontrowersyjni politycy i publicyści milczą, czekając, jak mniemam na nowe jakieś briefy ze wskazówkami, co powinni mówić. My zaś powinniśmy się zastanowić, czy 1 września nie zacznie się znów jakaś wojna. Może nie na taką skalę jak poprzednia, ale wystarczająco dynamiczna, by zmienić całe nasze życie.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

sie 142021
 

Nikt nigdy nie przekona mnie do uczciwości przekazu podawanego przez Oko press. Zawsze będę ich miał za oszustów, choćby wynajęli do biegania z kamerą królewnę Śnieżkę, a do pomocy dodali jej patrzącego smutno krasnoludka Gapcia. W zasadzie oni już tak robią, bo postawa ludzi, którzy w ich imieniu kręcą materiały w Lubinie jest właśnie taka. Niewinność i zagubienie emocjonalne wkraczają na teren brutalnych rozgrywek, których zwykły człowiek nie tylko nie pojmie, ale także może nie przeżyć. Patrzyłem na te doniesienia z Lubina, na tych operetkowych bohaterów, którzy po 24 godzinach wypuszczani byli z komendy, na tych szmaciarzy popisujących się listą postawionych im zarzutów, odstawiających bohaterów na fejksbuku, na tych wyznawców Palikota, którzy za największy akt odwagi uważają nazwanie Kaczyńskiego świnią, głupkiem czy jakoś podobnie i myślałem o Jolancie Brzeskiej. Jeszcze intensywniej zacząłem o niej myśleć, kiedy zobaczyłem w telewizji wypowiedź jednego z ministrów rządu Izraela, tego zdaje się, co pisał książki dla dzieci, jak mówi, że ustawa antyreprywatyzacyjna graniczy z negowaniem holocaustu. Rozumiem, że teraz wszyscy lewicowi działacze, wszyscy demonstrujący na ulicach obrońcy prawdy i ci co biegają z tęczowymi flagami rzucą się mu do gardła z wrzaskiem – to co? Uważasz chamie, że Jolanta Brzeska też negowała holocaust?! Nic takiego się oczywiście nie stanie, ponieważ to co widzimy na ulicach, pod sejmem i często w studio telewizyjnym, jest niczym więcej, jak popisami zorganizowanego politycznego nierządu. Wszystko to co widzimy, to całe grzanie tematów, jak zwykle mówią o tym dziennikarze, było już odrabiane wcześniej i jest stosowane zawsze, kiedy trzeba coś załatwić poza gabinetami. W sytuacji, kiedy negocjacje nie dają już żadnych szans na powodzenie. Wtedy uruchamia się tak zwaną ekstremę. Nie jest to żadna ekstrema, ale ludzie bardzo dobrze rozumiejący o co toczy się gra, z których część jest przeszkolona w dyscyplinie zwanej „odwracaniem uwagi” Ekstrema – o czym nikt chyba nie pamięta – dlatego jest ekstremą, że ma całkowite gwarancje bezpieczeństwa, a jedyne co ją może spotkać, to zarzuty o zniesławienie Jarosława Kaczyńskiego. Te będą zapewne oddalone, albowiem pamiętamy przecież, że niezawisłe sądy oddaliły zarzuty przeciwko Palikotowi. Uznano to za sukces demokracji. Dziś sprawa najważniejsza dla Polski, czyli ustawa reprywatyzacyjna, przykryta lex TVN dla lepszego efektu także uznana została za kwestię dla demokracji najważniejszą. Pisałem to setki razy, ale jeszcze powtórzę – polityka to nie jest realizacja jakichś tam postanowień wobec wrogów, ale kwestia ustawienia relacji z sojusznikami. Ci zaś potrafią być bardzo nieprzyjemni i wredni. Sojusze polityczne bowiem mało mają wspólnego z serdeczną przyjaźnią, czy nawet zwykłym koleżeństwem. Co wszyscy wreszcie powinni zrozumieć. Narażają one także polityków na różne poważne zagrożenia ze śmiercią włącznie. A tego chyba nikt z polskich polityków nie rozumie. Jeśli więc słyszymy jak ważni przedstawiciel kół politycznych z krajów sojuszniczych mówią o tym, że ustawa antyreprywatyzacyjna graniczy z negowaniem holocaustu, albo że jest zagrożeniem dla demokracji, to możemy być pewni jednego – jakieś gremia w sojuszniczych mocarstwach postanowiły przejąć centra wielkich miast w Polsce i wyrzucić stamtąd mieszkańców płacących czynsze. Nie wiemy co to znaczy centra. Czy w Warszawie skończy się to przejmowanie gdzieś w okolicach Placu Unii, czy przeciągnie się dalej. Mówmy jednak jasno. Nie chodzi o żadne negowanie holocaustu, ale o praktykę zajęcia zasobów odnawialnych czyli budownictwa mieszkaniowego. Skoro oni, mam na myśli naszych sojuszników, tak się tym denerwują, to z jednej strony dobrze, bo oznacza to, że przez najbliższe lata zamierzają ze swoich przedsięwzięć gwarantowanych przez jakiś polski rząd ciągnąć zyski. To wyklucza zaś konflikt poważny na naszym terenie. Stawia jednak pod znakiem zapytania kwestie istotniejszą – czy to jest rzeczywiście nasz teren? Stawia też pod znakiem zapytania lojalność sojuszników wobec obecnego rządu. Wygląda bowiem na to, że sojusznikom obojętne jest kto będzie w Polsce rządził, byle tylko nie mówił za głośno o Jolancie Brzeskiej. Lewicowa ekstrema, całkowicie zabezpieczona przed jakimikolwiek szykanami, wyjąwszy folklor policyjny znany z usuniętego dawno temu nagrania z Michnikiem walczącym na komendzie z milicją, nie wspomni już ani słowem o Jolancie Brzeskiej. Taka jest po prostu mądrość etapu. I grzecznie będzie robić wszystko co jej się powie.

Podkreślę to jeszcze raz, bo zdaje się niewiele osób to rozumie – politycy używający argumentów ekstremalnych, nieważne czy lewicowi czy prawicowi są zawsze zabezpieczeni. Na śmierć, szykany i różne nieprzyjemności narażają się wyłącznie politycy umiarkowani wzywający do pojednania. Poznajemy to zawsze po tym, że każdy nowo wykreowany ekstremistyczny działacz ma do dyspozycji pół internetu i spady na opiniotwórczych portalach, żeby było dobrze widać, jak jest prześladowany. Obecnie takim osobnikiem jest ten pan firmujący Agro Unię. To wszystko są krasnoludki z bajki o królewnie Śnieżce, Walt Disney tylko ich narysował i siedzi teraz gdzieś na zapleczu popijając kawę. Nie są to i nigdy nie będą żadni politycy.

Nie wiadomo jeszcze jak to interpretować, ale od wczoraj wszystkie kwestie związane z lex TVN i reprywatyzacją zniknęły z głównych internetowych szczujni. Coś tam Onet umieścił na górze, że Radio Wolna Europa znów może nadawać, a jakiś pan z Ameryki zagroził, że polski prezydent i premier nie będą mieli wstępu do USA. Myślę, że bardziej należy się przejąć tym, czy Polacy będą mieli swobodny wstęp do lasów, żeby zbierać tam grzyby, a nie tym czy Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki nie zostaną czasem zawróceni z lotniska w Nowym Jorku. No, ale jeśli ktoś uważa, że wygłaszanie takich gróźb ma sens, nie można mu tego zabronić. Uważam jednak, że media państwowe, bo na te demokratyczne nie ma co liczyć, powinny codziennie przygotowywać specjalny serwis związany z lex TVN i ustawą antyreprywatyzacyjną. Tyle, że „nasze media” to Karnowscy, Sakiewicz i jego kompania, a to wróży jak najgorzej i czyni te wypowiedzi w najlepszym razie mało przekonującymi. Zmusza też ludzi myślących do upokarzającego w istocie stawania po stronie osób intelektualnie ułomnych, ale mających przymus pokazywania się publicznie.

Na koniec zwróćmy uwagę na to, jak wygląda dziś rozkład sił medialnych. Tak zwane media wolne i demokratyczne to po prostu kupione przez „nie wiadomo kogo” ośrodki wrogiej propagandy. Media rządowe, to przytulisko tych wszystkich Gapciów, którzy nie mogą z oczywistych względów znaleźć miejsca gdzie indziej i są na stałe przyśróbowani do PiS. Partii zaś w zupełności wystarcza formuła, którą prezentują. Obie te opcje doskonale się rozumieją i całą swoją misję postrzegają, jako teatr ludowy, gdzie gra się dobrze wszystkim znane z dawnych czasów sztuki. Występują w nich postaci takie jak” Zidiociały dziadzio, emerytowany generał, pierwsza naiwna, ekstremista I, wujek dobra rada, ekstremista II i kobieta wąż. Dla urozmaicenia przekazu aktorzy zmieniają często kostiumy i dlatego w roli kobiety węża czasem widzimy Lichocką.

Wszyscy ci ludzie, wśród których znajduje się wielu dobrze zabezpieczonych ekstremistów, wskazują zawsze jedno zagrożenie, które jest także źródłem nienawiści. Jest nim internet. Najbardziej zaś groźni są w nim ci, którzy emitują przekaz niezrozumiały lub nie do końca zrozumiały dla wymienionych wyżej aktorów. I na tym dziś zakończę. Mam masę roboty. Jeszcze tylko zareklamuję swoje książki.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

sie 102021
 

Chodzę trochę po lesie, żeby odpocząć. Leśnicy wkładają mnóstwo pracy w to, by las był środowiskiem atrakcyjnym i by ludzie tam spacerujący, prócz zbierania grzybów, dowiedzieli się także czegoś o przyrodzie. My zaś wiemy, że tak zwana edukacja leśna prowadzona jest intensywnie od wielu już lat. Jaki jest tego efekt? No taki, że wszyscy, którzy zajęli się tą edukacją z inspiracji leśników doszli w końcu do wniosku, że nie będąc leśnikami i nie zajmując się lasem w praktyce, wiedzą lepiej co zrobić, żeby las był jeszcze ładniejszy. Dokładniej mechanizm ten wygląda tak – ci rzekomi pasjonaci lasu nie zajmują się w istocie przyrodą, ale życiem towarzyskim oraz liczeniem pieniędzy, które od trzech dekad pobierają z różnych fundacji organizacje ekologiczne. Las mają głęboko w plecach, markując jedynie zainteresowanie nim i podejmując różne szlachetne akcje. Ich wiedzy i zrozumienia problemów związanych z lasem nikt sprawdzał nie będzie, albowiem nie ma takiej potrzeby. Kolportaż informacji bowiem jest tak skonstruowany, że do świadomości grup, zwanych opinią publiczną przebija się tylko wrzask i memy. W takie sytuacji nie może być mowy o żadnej edukacji. A do tego jasno widać, że to, co zwane jest edukacją powszechną ma inne przeznaczenie niż deklarują jej twórcy. Każdy bowiem kto się czymkolwiek zainteresuje na poważnie i zacznie intensywnie pracować w swojej dziedzinie osiągając jakieś sukcesy, stanie się, dzięki powszechnej edukacji zasobem i łupem demagogów. I to nie jest przypadek, ale plan. Tak to zostało pomyślane dawno temu w czasach kiedy socjaliści zaczęli uszczęśliwiać ludzkość. Powszechny obowiązek szkolny nie służył temu, by wykształcić wodzów, ale by wykształcić niewolników, ludzi, którzy posiadając zasób wiedzy potrzebny do obsługi jakiejś branży, będą do tego całkowicie zdani na łaskę i niełaskę aparatu. Problemy w Polsce zaczęły się kiedy aparat przestał być potrzebny i zastąpił go inny, ten, który rewolucją sterował w istocie. Okazało się, że wiele istotnych dla lokalnej mafii branż nie jest już potrzebnych. Ich obsługa zaś powinna zniknąć i nie przeszkadzać.

Nie jest przypadkiem, że z przeciętnej klasy szkolnej, do aparatu szli i idą nadal najbardziej leniwi i roszczeniowi osobnicy. Oni też jako pierwsi zaczynają rozumieć system, bo jest on oparty na wysuwaniu roszczeń właśnie. Ludzie zaś, którzy ufają w swoją siłę, umiejętności i inteligencję są skazani na klęskę, albowiem w socjalizmie, to na nich spoczywa odpowiedzialność za wszystkie niepowodzenia. A zostało to tak wymyślone, by aparat mógł żyć w spokoju i kontrolować produkcję. Na polecenie tego wyższego aparatu, który objawił się u nas po roku 1989. To co robi dziś PiS jest próbą zawrócenia Wisły kijem, czyli odtworzenia, za pomocą kredytów i dotacji, tej szczęśliwej okoliczności z początków realnego socjalizmu, kiedy to inżynierowie wierzyli, że są potrzebni krajowi. To jest totalne niezrozumienie okoliczności. Na swoje usprawiedliwienie PiS i ludzie, którzy wierzą w powszechną edukację i jej moce, mają to jedynie, że dawno temu ojcowie jezuici też wpadli w tą pułapkę. I choć nie obsługiwali systemu edukacji powszechnej, ale system elitarny, wykształcili, obok wielu bardzo fachowców, także ludzi, którzy stwierdzili, że wiedzą lepiej jak powinna wyglądać szkoła i nauczanie. I ci ludzie właśnie, po zaszantażowaniu papieża, w oparciu o kredyty, doprowadzili do upadku jezuitów.

Czy możliwe jest w ogóle uniknięcie takiej pułapki? Tak, ale wymaga to gruntownego przekształcenia systemu edukacji. Ze świadomością, że po wykształceniu kilkunastu roczników, konieczna będzie jego gruntowna reforma, dokonana w taki sposób, by usunąć z systemu deprawatorów. Nie spotkałem się nigdy, ani w czasie zebrań szkolnych, ani obserwując dyskusje o edukacji w programach publicystycznych, z kwestią najważniejszą – po co w ogóle prowadzimy edukację powszechną i dla jakich celów państwo kształci dzieci? Taka kwestia nie może się pojawić, albowiem dyskusja nad nią ujawni z miejsce wszystkie absurdy powszechnej edukacji. Wszyscy dobrze wykształceni ludzie są bowiem z Polski usuwani, a dzieje się tak nie przypadkiem bynajmniej, ale dlatego, że Polska, podobnie jak inne kraje ze wschodu Europy, ponosi koszta kształcenia specjalistów. Oni zaś potem pracują na rzecz tego aparatu, który nam owo kształcenie narzucił. Wielokrotnie słyszałem od samorządowców, że ile by się nie włożyło w edukację, tyle ona zje. Może więc przestańmy ją dotować, a wtedy stanie się cud. Przede wszystkim nauczyciele zaczną dobrze zarabiać. To znaczy ci, którzy będą mieli efekty zadowalające ludzi zlecających edukację. Należałoby przy tym zwiększyć jeszcze wymagania przy przyjmowaniu na studia, a wtedy sukces byłby pełny. No, ale wtedy okazałoby się, że tak naprawdę Polska nie potrzebuje ludzi wykształconych w takim systemie. Dlatego właśnie dyskusje o reformie edukacji w duchu wolnościowym i liberalnym, a la Korwin, są absurdem. Edukacja powszechna w Polsce ma bowiem taki cel, by przysłonić realnie istniejący rynek niewolnictwa. Ktoś zgłasza zapotrzebowanie na takich albo innych specjalistów, a państwo nasze ich dostarcza, kształcąc wcześniej na własny koszt. Nazywa się to dla niepoznaki likwidacją bezrobocia. Tak właśnie zrobił Tusk. PiS likwiduje bezrobocie w inny sposób, poprzez inwestycje w kraju. Kto będzie je obsługiwał? Tego jeszcze nie wiemy, ale w części pewnie jakieś zagraniczne firmy. Celem bowiem aparatu partyjnego w Polsce, istotnym celem, jest dołączenie do grona tych organizacji, które zlecają poszukiwania niewolniczej siły roboczej pracującej za te niby pieniądze. To się nie może stać, albowiem nikt w Polsce, wliczając w to Mateusza Morawieckiego nie ma stosownych uwierzytelnień. W warstwie propagandowej więc PIS eksploatuje gawędę o rozwoju gospodarczym. Co jednak będzie kiedy już ten rozwój nastąpi? Albo kiedy, co bardziej prawdopodobne, wykolei się na jakiejś niewielkiej przeszkodzie? Ci, którzy uwierzyli w powszechną edukację wyjadą, by pracować na zagranicznych budowach za znacznie mniejsze stawki, a reszta, która zostanie zacznie po staremu kraść na państwowym.

Zwróćmy teraz uwagę na to, że każda właściwie specjalizacja służy to tego, by zasłonić mirażem edukacji, kariery i sukcesu, jakiś dynamicznie rozwijający się rynek, na którym panują zasady, takie jak na rynku niewolników w Marsylii, w XIII wieku. Dotyczy to także rynków w likwidacji. O lekarzach i rynku który zasłaniają, nie ma nawet co wspominać. Leśnicy zasłaniają rynek drewna, który w Polsce rozwija się bardzo dobrze, a do tego jest jawny. Tak być nie może, trzeba bowiem w lesie przeprowadzić kilka operacji tajnych, których istota, jak przypuszczam tkwi jakieś 30 metrów pod ziemią. I w tym leśnicy przeszkadzają. Pomyślcie sobie teraz jak fantastyczny rynek zasłaniają historycy sztuki. I jaką fikcję musieli stworzyć, by nie było widać o co chodzi. To samo jest z archeologami. No, a ludzie ciągle w to wierzą i chcą edukować dzieci, by zapewnić im lepszy los. Najlepsi są jednak filozofowie. Żaden wydział filozofii na żadnym uniwersytecie nigdy nie skarżył się na brak kandydatów. Choć wydaje się, że gdzie jak gdzie, ale tam żadnych pieniędzy nie ma. No właśnie tam kształci się aparat i tam odbywa się edukacja prawdziwa – poprzez wtajemniczenie. To samo dzieje się, jak przypuszczam na różnych studiach międzywydziałowych, będących pretekstem jedynie do tego, by zapewnić właściwe okoliczności kształcenia lokalnych przedstawicieli aparatu. Reszta jest milczeniem.

My całe szczęście mamy tu swoją grę w skojarzenia, która znajduje się poza wszelkimi systemami i poza wszelkimi złudzeniami. Poza tym korzystamy z tego dobrodziejstwa, którego żaden system, poza obozowym komunizmem zamknąć nie może – z rynku treści. On bowiem usprawiedliwia istnienie powszechnej edukacji i ją tłumaczy.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

sie 092021
 

Prezes użył niedawno takiej oto formuły – zyski z podatków. Powiedział też, że owe zyski nie mogą być inwestowane w zagraniczne nieruchomości, konkretnie w domy w Alpach, albowiem – tak powiedział – oni jako państwo nie są tym zainteresowani. Ponieważ wszystko to wróży jak najgorzej, trudno bym się do tych słów nie odniósł. Wszyscy wiemy, że nie istnieje nic takiego jak zyski z podatków. Ulgi zaś podatkowe są po to, by tak zwany przedsiębiorca, w istocie niewolnik utrzymujący aparat urzędniczy, nie umarł z głodu i miał za co prowadzić ten swój niby biznes. Żeby mógł opłacić ludzi, których wynajął, żeby mógł zapłacić za prąd, wodę i gaz. Jarosław Kaczyński nie rozumie tego, albowiem przez całe życie miał wszystko podstawiane pod nos. I jak raz musiał pojechać do Białegostoku, żeby tam prowadzić jakieś zajęcia ze studentami, to zdaje się przeżył to bardzo ciężko. Na swojego doradcę biznesowego Jarosław Kaczyński wyznaczył Daniela Obajtka. Nie wiadomo kim jest ten pan, ale ma to coś – tak powiedział prezes – ma też rozliczne interesy, z których czerpie zyski, również podatkowe. Część z tych interesów to nieruchomości, także za granicą. I teraz mam pytanie – czy to co powiedział prezes dotyczy także Obajtka, czy tylko takich, jak ja.

Powyższe napisałem celowo w tonie płaczliwo-życzeniowym, bo w takim tonie pisane są listy do Tuska, a on je odczytuje przed kamerami i musi się tłumaczyć z tego co tam kiedyś powiedział. Kurska telewizja zaś griluje go z wielkim okrucieństwem smakując swój sukces. Teraz napiszę coś serio. Uważam, że Jarosław Kaczyński właśnie zaczął swój wielki bieg ku otchłani. Jeśli ktoś mówi – my jako państwo – to nie wie co mówi, albowiem w ten sposób definiuje opozycję. I do tego ją scala, a także wskazuje jej cele i sposoby ich realizowania. Czyni to albowiem jest pewien gwarancji udzielonych jego rządowi. Celowo piszę – jego, bo to nie jest rząd Morawieckiego. Gwarancje te nie zależą w najmniejszym stopniu od czynników lokalnych, ale w całości są uzależnione od kwestii globalnych. Te zaś są poza zasięgiem mózgów i ramion wszystkich naszych polityków, także Jarosława Kaczyńskiego. Jego pewność siebie wypływa z faktu, że nie on będzie żył w tym świecie, który tak zachwala. Może więc już sobie pleść trzy po trzy i niczym się nie przejmować. Pewności Jarosławowi Kaczyńskiemu i politykom PiS dodają ci, którzy zajęli się konstruowaniem i kreowaniem opozycji. Składa się ona bowiem w całości z idiotów, którym ktoś pisze teksty na prompterze. Nie mają oni nic do powiedzenia ponad to, że będą wiernie służyć. Każde ich słowo i gest o tym przekonuje. Wliczam do tego także posłów Konfederacji, którzy są jeszcze jedną lokalną organizacją bez możliwości załatwienia czegokolwiek. Tusk kompromituje się w zasadzie codziennie i najwyraźniej, podobnie jak Kaczyński, nie wie co mówi. Na ulicach zaś demonstrują przedstawiciele partii chłopskiej, odziali w sprasowane spodnie i lakierki, którzy o politykach PiS mówią – zdrajcy polskiej wsi. Od dawna nie ma już polskiej wsi, a ta retoryka jest retoryką początku XX wieku, równie dziś nieskuteczną jak wtedy. Niestety służby są pełne niedouczonych i niedokończonych magistrów historii, którzy nie potrafią sformatować żadnego innego przekazu. W tych okolicznościach bardzo łatwo o złudzenie, że władza może wszystko i że sky is the limit. Nie jest, albowiem od tej władzy, która czuje się tak mocna, nie zależy nic. Nord stream zostanie dokończony, bez względu na to ile i jakich protestów wyprodukują kongresmani przychylni Polsce. O tej przychylności Polsce słyszę codziennie w Wiadomościach, a jest to podawane dokładnie tak, jakby za chwilę miało dojść do usunięcia Bidena z Białego Domu. Jeśli zaś tak to wygląda to jest oznaką słabości i myślenia życzeniowego.

Jedno wahnięcie koniunktury, albo jakiś wypadek losowy, na przykład kilka zgonów osób zaszczepionych i cały ten entuzjazm szlag trafi. Opozycja nie będzie musiała nawet zmieniać liderów, żeby odsunąć PiS od władzy. W końcu jednak zacznie ich zmieniać, ale to nie wróży niczego dobrego. Bo zmiany są zawsze na gorsze. Jeśli dziś więc liderem jest Tusk, który coś tam czyta z kartki, albo ten chłopiec co reprezentuje polską wieś i występuje w jej obronie, to nie oznacza, że jesteśmy na dnie. Może być znacznie gorzej. O tym bowiem kto będzie liderem opozycji nie zdecydują jego możliwości, ale gotowość do kompromisów z patronem, które dokonywać się będzie naszym kosztem. Wszystkie te, czekające nas przygody, wynikają, moim zdaniem, z formuł, których lekkomyślnie używa Jarosław Kaczyński. Ludwik XIV był naprawdę potężnym władcą, kiedy wyartykułował słowa – państwo to ja – a los tego państwa został niebawem, ledwie po dwóch panowaniach, przypieczętowany. Jarosław Kaczyński jest, w skali globu, a nawet wschodniej Europy, polityczną nicością, a mówi – my jako państwo. Ma przy tym na myśli siebie, Morawieckiego, Sasina i Objatka. No i może jeszcze Terleckiego. Przeciwko sobie zaś będzie miał za chwilę tych wszystkich, którzy co prawda nie mają domu w Alpach, ale bardzo starają się związać koniec z końcem, pracując w Polsce. Być może chodzi o to, żeby prezesa w ogóle zdjąć ze sceny i ktoś mu te rewelacyjne wypowiedzi podsuwa? Nie wiem. Myślę jednak, że najważniejszą zmianą w polskiej polityce, która musi nastąpić, bez względu na to co się będzie działo, będzie zmiana zaplecza. Zarówno powiem komunikacja rządowa jak i opozycyjna zaczyna odjeżdżać w rejony filmowe. I nie chodzi mi tutaj o filmy klasy A, ani o produkcje przyrodnicze Davida Attenborough. Skłaniałbym się raczej do tego, że wyraźne są tam podobieństwa do programu Benny Hill Show. Sposoby jakimi polityka próbuje przemawiać do Polaków nasączone są fałszem i kokieterią, a także nieszczerym bardzo żalem. Władza zaś, jak się zdaje, buduje swoje wielkie plany w oparciu o tak zwane kluczowe inwestycje, które zapewnią stabilizację i miejsca pracy dla całych rzesz ludzi. Ktoś może w tym miejscu zapytać – i co w tym złego? No choćby to, o czym już pisałem, wszystko zależy od koniunktur zagranicznych, te zaś są nieprzewidywalne, jeśli oglądać je próbujemy z Polski. Czy ktoś spodziewał się, na przykład, takiego rozwoju wypadków https://gadzetomania.pl/62661,plonie-tesla-megapack-pozar-wybuchl-podczas-testu-magazynu-energii

To jest nic. Na razie. Ale ja bardzo łatwo mogę wyobrazić sobie, że świat w ciągu dwóch czy pięciu lat odejdzie o bajań o energii elektrycznej i powróci do eksploatacji złóż ropy, gdzie tam one są. I nieważne czy pilnował ich będzie reżim Putina czy jakiegoś innego Naftalego Frenkla.

Nie mam niestety domu w Alpach, ani nawet widoków na takowy, muszę jednak jakoś reklamować swoje książki. I dziś wpadłem na taki właśnie pomysł, jak widać powyżej.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

lip 202021
 

Jakiś czas temu dyskutowaliśmy tu o niedostępnym nigdzie tekście Wojciecha Zaleskiego, zatytułowanym tak, jak widać wyżej. Jeden z czytelników odnalazł ten unikalny materiał, a ja postanowiłem go wydać, tak jak inne książki Wojciecha Zaleskiego: Tysiąc lat naszej wspólnoty i Dzieje górnictwa i hutnictwa na Śląsku od średniowiecza do 1806.

Choć sam autor nazywa swoje dzieło broszurą, ja nie wydałem go w takiej formie. Książka Zaleskiego ukazuje się w twardej oprawie, w serii z białą sową. Uważam, że to jest dobry sposób na utrwalanie ważnych tekstów. Myślę, że trafiliśmy z tą pozycją w dobry czas, albowiem premier Morawiecki do niedawna jeszcze mówił o nowym Planie Marshalla dla Polski. Zapoznajmy się więc z tym starym najpierw, a naszym przewodnikiem niech będzie autor tak przenikliwy jak Zaleski. Zapraszam do lektury.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/plan-marshalla-w-gospodarce-dwoch-kontynentow/

lip 062021
 

Trwa najgorsze, czyli wyszukiwanie błędów w napisanych już rozdziałach. Nie mam do tego serca ani cierpliwości, ale muszę to wykonać. Stąd przyczyna, że karmię Was bieżączką. Dostałem oto z rana pakiet linków, które – każdy z osobna i wszystkie razem – są po prostu wstrząsające. I wszystkie układają się w jeden, dobrze nam znany schemat, którym interesujemy się od dawna. Chodzi o to, że poziom ekscytacji publicystycznej w Polsce wyznaczają ludzie i treści, które są tu implantowane przez siły obce. One muszą mieć ciągle tę samą temperaturę i stan skupienia (podobny do sraczki – pardon), a gwarancją ich skutecznego kolportażu jest kariera jaką na lokalnym rynku osiągają ludzie będący owych komunikatów nośnikami.

Najpierw więc umieszczę tu lament Ziemkiewicza.

https://twitter.com/R_A_Ziemkiewicz/status/1411320204186079235?s=19

Nie wiem co co chodzi Rafałowi Aleksandrowi, ale to właśnie dzięki takim jak on przepieprzyliśmy, jak to poetycznie ujął, niepodległość. Po co było latać do towarzyszki panienki i sadzić tam te, oklepane jak zad dorożkarskiej kobyły, dyrdymały? Komu to jest potrzebne? Podobnie zresztą czynią wszyscy, albowiem wszyscy wierzą w to, że tylko komunikaty, których popularność jest gwarantowana są coś warte i mają siłę nośną. O tym, kto gwarantuje ową siłę i kto nadaje tym komunikatom pęd już nikt nie pomyśli. I dlatego popularność w sieci zdobywa Grzegorz Moment Płaczek, albowiem on po raz kolejny mówi Polakom, że zostali okradzeni przez rząd w związku z pandemią. I można, po skonsumowaniu tych rewelacji, wspólnie popłakać, wzbić się na poziom emocji dostymulowanych, gdzie może….kto wie…uda się poznać jakiegoś miłego pana, albo panią? W końcu ta zwartość jest najistotniejszą treścią dramatycznych komunikatów dotyczących sytuacji w kraju.

Nie mam dla Ziemkiewicza dobrych wieści. Ani on, ani Janek Pospieszalski, ani w ogóle nikt z nich, nigdy nie wyjdzie poza zaklęty krąg treści dotyczących relacji pomiędzy Polakiem a wirusem, albo relacji pomiędzy Kaczyńskim i antykaczyńskim. Tak się nie stanie, bo na emisję innych treści nie ma ani budżetów, ani koniunktur. Trzeba je dopiero wzbudzać, a tym właśnie zajmujemy się na całym tym ponurym padole tylko my. Nas zaś Ziemkiewicz nie zauważa, a to z tego powodu, że napisałem kiedyś o nim i jego kolegach tekst zatytułowany „Buc, Gursztyn i Gociek”. Takich rzeczy się prawda nie zapomina i choćbyśmy byli na Saharze, Ziemkiewicz umierałby z pragnienia, a ja miałbym lodówkę pełną kraftowych piw w oszronionych butelkach, nie złamałby się i nie poprosił mnie o butelkę. Teraz więc, zamiast zauważyć, że jednak coś próbujemy robić, płacze w kąciku, świadom, że przecież jest współwinny sytuacji.

Dostałem też taki oto link

https://www.tysol.pl/a68275-Mialem-okazje-rozmawiac-z-ksieciem-Monako-Mowil-ze-uczy-dzieci-polskiego-bo-jestesmy-wielkim-narodem#.YOMr7n8nZtk.twitter

Nie wiem co o tym myśleć i czy czasem nie jest to żart. Mam jednak za sobą bardzo ciężkie miesiące pisania książki, z której wynika, że Polska, obojętnie w jakiej epoce była istotnym i ważnym elementem światowej układanki polityczno ekonomicznej. Prawda ta nie jest niestety widoczna, albowiem podstawę rozważań o historii stanowią prace autorów wychowanych albo w Krakowie przed wojną, albo w PRL, których dziedzicem ideowym jest redaktor Janicki bredzący coś o ciekawostkach historycznych. Sposób zaś w jaki opisują oni Polskę i jej historię zasadza się na tym, by w co drugim zdaniu podkreślać zaściankowy i prowincjonalny charakter kraju i jego polityki. A także by wskazywać jak wąskie były horyzonty władców. Szczególnie w średniowieczu. To jest taka historia pisana nawet nie z perspektywy NRD, ale środkowego nadodrza. Niech mi wybaczą to mieszkańcy Krosna Odrzańskiego i okolic, gdzie bywałem i bywam, gdzie jest pięknie, cicho i malowniczo, ale w taki właśnie sposób wykorzystywano w PRL ich małą ojczyznę. Jako punkt wyjścia dla rozważań o historii monarchii piastowskiej.

Metoda ta, nazwijmy ją metodą systemowego dołowania, albo wręcz kopcowania, ludzi, przeniosła się na niwy ekonomiczne i polityczne. Oto dowód w postaci tekstu i fotografii

https://businessinsider.com.pl/twoje-pieniadze/praca/ustawy-podatkowe-polskiego-ladu-jeszcze-w-tym-tygodniu/6bnsl0n.amp?__twitter_impression=true

Już o tym pisaliśmy, ale nie zaszkodzi powtórzyć – klasa średnia zaczyna się od 4 tysięcy brutto. Mój kolega pracujący jako tak zwany cieć, ma 4 tysiące brutto, ale ja mu nie powiem, że jest klasą średnią, bo mi odwinie z otwartej – i to w najlepszym razie. Mam nadzieję, że za lat 100 wszystko to, łącznie z wizerunkami Morawieckiego i Patkowskiego przeniesie się do na nowo zreorganizowanego portalu „Ciekawostki historyczne”, który prowadził będzie wnuk redaktora Janickiego piszący sążniste i pełne wiców artykuły o polskiej klasie średniej na początku XXI wieku.

Na koniec zostawiłem prawdziwy hit. Trzymajcie się ramy, to się nie….lepiej nie będę tu rymował. Sami popatrzcie:

https://wroclaw.tvp.pl/54663491/na-uniwersytecie-wroclawskim-powstalo-akademickie-centrum-badawcze-excentrum-olgi-tokarczuk

To jest coś niepojętego. Próbowałem się zimą jeszcze skontaktować z tym uniwersytetem, żeby mi sprzedali prawa do jednej książki. Wydawnictwem kieruje jakaś Ukrainka, która nic nie rozumie, dała mi jakiś mail, ja tam coś wysłałem i odpowiedzi nie mam do dzisiaj. No, ale mamy za to centrum badań nad prozą Olgi Tokarczuk. To jest przecież niepojęte! Jak ona może mieć swoje centrum badań, a Manuela Gretkowska nie? A Monika Zamachowska-Richardson? Jej też się przecież coś należy. A inne zasłużone osoby w spódnicach i spodniach, binarne i niebinarne…One też muszą być uhonorowane w jakiś sposób. Że co? Że Tokarczuk ma Nobla? A kogo to obchodzi! Co to zresztą znaczy w dzisiejszych czasach – Nobel!

W tekście tym widzimy, że rektor podkreśla iż chce uniwersytetu otwartego. Ta uczelnia jest już tak otwarta, że nie widać tam horyzontów, niebawem zaś zacznie tam hulać wicher o takiej sile, że wywieje rektora, kadrę i studentów…Zwróćcie przy tym uwagę, że kiedy chcemy wznowić jakaś książkę, albo coś wydajemy korzystając z tak zwanych wolnych zasobów, słyszymy często głosy iż nie ma to sensu. Wszak już raz zostało wydane, albo jest w wolnym zasobie. Ja na przykład od dłuższego czasu z żadnych wolnych zasobów nie mogę korzystać, bo pojawia mi się komunikat, że jest jakiś remont czy coś….A książki Tokarczukowej będą i wydawane i digitalizowane, a co! I jeszcze do tego będzie instytut. Ho, ho, tak, tak…nie mam słów, wracam do roboty.

cze 182021
 

Po cichutku, pomalutku minęła właśnie rocznica pojednania polsko-niemieckiego w Krzyżowej, które pamiętamy głównie ze zdjęcia, określanego przez złośliwców tytułem „Niemiec dusi kota”. Na fotografii tej widać kanclerza Helmuta Kohla i premiera Mazowieckiego objętych w pojednawczym uścisku.

Przez media z lekkim szumem przeleciała informacja, że kanclerzyna nie chciała spotkać się z premierem Morawieckim, albowiem jest zbyt wiele otwartych spraw, które nie pozwalają na głośne świętowanie tego wiekopomnego wydarzenia. W warszawie pojawił się prezydent Niemiec, ale tylko na chwilę, nasz prezydent zaś wygłosił przemówienie, bardzo stonowane, w którym powiedział, że nie wszystkie punkty umowy o pojednaniu są ze strony niemieckiej wypełniane. Głównie chodziło prezydentowi o te punkty, które są stosunkowo, jeśli brać pod uwagę sprawy teraźniejsze, najmniej istotne. To znaczy kwestie rewindykacji dóbr kultury. I ja o tym właśnie dziś chciałem rzec słowo. Wszyscy dobrze wiemy, że to, tak zwane pojednanie, to w rzeczywistości układ o poddaństwie nazwany dla niepoznaki nieco inaczej, taki hołd złożony cesarzowi Fryderykowi I przez Bolesława Kędzierzawego. Nikt tego głośno nie mówi, albowiem są w traktatach, zupełnie jak w prawie dwie jakości – litera i duch. One są w tych traktatach międzynarodowych rozumiane odwrotnie niż w prawie. To znaczy słabszy domaga się interpretacji według litery, a silniejszy według ducha. Taka jest mechanika traktatów. Pozory jednak muszą być zachowane. Przynajmniej na razie. Prezydent Duda więc, bardzo słusznie, nie mówi o sprawach poważnych, a jedynie o nich wspomina. Nie domaga się niczego nachalnie, ale wskazuje na literę tego traktatu, podobnie jak na jego ducha wskazuje Merklowa, która chce po prostu, by Polska była posłuszna i nie stawała pomiędzy Niemcami a Rosją. Tego Polska zrobić nie może, albowiem jest to prosta droga do rozbioru, który dokona się także w jakimś duchu, zapewne szlachetnym, a poprzedzony zostanie, jak zwykle destabilizacją kraju przez elementy nieodpowiedzialne. Tak więc sytuacja jest w istocie płynna i nikt nie wie gdzie przebiegają granice, nikt też nie rozumie skali odpowiedzialności za słowo, bo ta wiedza przyjdzie później. Niestety jest ona zwykle bolesna. Nasi przyjaciele bowiem, zza Odry, komunikują się z nami zwykle za pomocą pośredników. Inny kontakt jest wykluczony i w zasadzie nie do pomyślenia. Nasz kłopot polega na tym, że ci pośrednicy zostali wychowani przez niemieckie służby i przemawiają takim językiem, jaki chce usłyszeć niemiecka polityka. My z kolei jesteśmy na to głusi. To znaczy próbujemy być głusi, bo oni nam te komunikaty coraz częściej wywrzaskują wprost do ucha, uniemożliwiając polemikę, albowiem działają w duchu traktatów, lekceważąc ich literę. Nigdy nie zapomnę jak Angela Merkel powoływała się na Szczypiorskiego. Oczywiście, w Polsce jest wielu ludzi, którzy dziś nawet uważają, że Szczypiorski to był jakiś pisarz, czy ktoś podobny. Chcę wskazać jakie paradygmaty komunikacyjne obowiązują w polityce niemieckiej i jej relacji z Polską. Jeszcze nikt chyba nie wspomniał – wiem, że się powtarzam – Wojciecha Kossaka i jego współpracy z Wilhelmem II, ani Fałata też nikt nie wspomniał, a jaki to wdzięczny temat. Na tapecie był za to Szczypiorski, komunistyczny agent. Podobnie jak wielu niemieckich polityków.

No, ale Niemcy sami mają kłopot z tym Wilhelmem, bo to przecież podżegacz wojenny, a oni są nastawieni pokojowo. Swoją, a także naszą historię traktują więc wybiórczo i w gruncie rzeczy ją olewają. To jest instrument bieżącej polityki. Kłopot w tym, że on nie spełnia swojej funkcji nawet wobec nas. Ciekawe w takim razie jak to wygląda w innych przypadkach? Na przykład jak wygląda współpraca kulturalna pomiędzy Niemcami a Francją. Wszystko już wyjaśnione, czy jeszcze nie?

Wróćmy do tych pośredników. Najważniejszym jest prezydent Niemiec, sympatyczny starszy pan, który wykonuje różne demonstracje. Ja osobiście wolałbym, żeby ktoś kiedyś, skoro on jest taki przystępny i łatwy w obyciu, zorganizował debatę pomiędzy nim a Andrzejem Dudą, z udziałem naukowców z Niemiec i Polski. I koniecznie musiałby być tam zaproszony prof. Andrzej Nowak, żeby było naprawdę kulturalnie, bezpiecznie i spokojnie. Czy to jest w ogóle możliwe? Myślę, że nie, albowiem dla polityki niemieckiej byłaby to degradacja. Tego nikt nie powie, ale to wynika z ducha traktatów.

W komunikacji z Polakami Niemcy używają jednak zwykle wychowanych przez siebie profesorów, mówiących po polsku, którzy reprezentują naprawdę szerokie spektrum wiedzy. To znaczy są prawnikami, historykami, lingwistami i religioznawcami w jednym. Jeśli coś pominąłem przepraszam. Wiadomo nie od dziś, że Niemcom imponują tytuły i specjalizacje, i mnożą je zawsze ponad miarę. To są nie sprawdza nigdzie poza Niemcami, a najmniej sprawdza się w Polsce. Oni jednak ciągle używają tego narzędzia, albowiem w jakiś sposób ich to uspokaja, tak sądzę. Bo nie o skuteczność przecież chodzi. A skoro nie o skuteczność, to w grę wchodzi jeszcze tylko prowokacja. Oto mamy, omawiany szeroko w internecie artykuł niejakiego Romanowskiego Andrzeja, który reprezentuje modelowy typ niemieckiego agenta wpływu. To znaczy obwieszony jest tymi naukowymi świecidłami, wygląda jak sympatyczny mopsiu i ubiera się z lekką nonszalancją, jak to zwariowany profesor, z jakimiś obsesjami. Opublikował ów człowiek w gazowni artykuł pod takim oto tytułem: Polska, ojczyzna Niemców. Nauczyli nas pisać i czytać. Ofiarowali łacinę i chrześcijaństwo

Ponieważ całość tekstu jest płatna, umieszczę tu link do polemiki, która znajduje się na stronie Karnowskich. https://wpolityce.pl/media/554685-gw-sklada-hold-niemcom-nauczyli-nas-pisac-i-czytac

Nie ma sensu odnosić się do wszystkich umieszczonych tam idiotyzmów, bo to są te same numery, które znamy już od dekad, a ktoś je musi ciągle powtarzać i do tego wynajmuje się właśnie takich Romanowskich. Chciałbym zwrócić uwagę, jak zwykle, na mechanikę pułapki, w której tkwimy. Jestem przekonany, że wszelkie emocjonalne, patriotyczne ruchy w polskiej publicystyce i nie tylko publicystyce, są stymulowane przez Niemców. To jeden element pułapki. Drugi, to wskazywanie na pogańską wielkość Polski, czyli prasłowiańska potęga wielkiej lechii, która ma przecież potwierdzenie w niemieckich źródłach, a niemiecka nauka nie myli się nigdy. Trzeci zaś to treści zawarte w artykule Romanowskiego, te wszystkie histerie dotyczące niemieckich nazw, kultury, która tu ponoć przyszła wraz z Niemcami, Nie będę tego, jak powiadam omawiał, bo szkoda czasu. Chcę tylko postawić jedną kwestię. Prezydent Duda mówił o opieszałym zwracaniu dóbr kultury zrabowanych w czasie wojny. W tym zapewne jakiś pergaminów i ksiąg pamiętających może nie Jadwigę Śląską, ale wiek XV na pewno. Moim zdaniem nie to jest ważne. Czy ktoś przeprowadził inwentaryzację dóbr kultury powstałych na ziemiach polskich przed najazdem mongolskim, albo szerzej, przed końcem XIII wieku, znajdujących się w zbiorach niemieckich do wojny 1914 roku? Jeśli jest taka inwentaryzacja czy można ją porównać z inną, zrobioną z przeznaczeniem dla tych samych zasobów, ale dostępnych po roku 1945. Co się zmieniło? Czego ubyło? Gdzie zostało to rozproszone? I jeszcze jedno – jaka miarę przykłada się do pojęcia „własność dóbr kultury”? Czy ktoś bardziej zorientowany mógłby to wyjaśnić? Zmierzam do tego, ze historia i źródła dotyczące dziejów ziem polskich przed końcem XIII wieku, traktowane są w Niemczech, jako źródła niemieckie, dotyczące historii Niemiec. I jak sądzę, jako takie są dość oszczędnie udostępniane. Nie wiem czy w Polsce ktoś w ogóle jest świadom tego ile ich jest i gdzie są przechowywane. Ja tego nie wiem. Trzeba by zapytać profesora Nowaka.

To nie jest oczywiście sprawa tak widowiskowa, jak wielka lechia, albo pretensje do Polaków, że nie mówią po niemiecku i zmienili nazwę Marienburg na Malbork, moim zdaniem jednak, to jest moment absolutnie kluczowy, jeśli chodzi o tak zwane relacje polsko niemieckie na niwie kultury. Kluczowy, albowiem dla Niemców, historia Polski zaczyna się wraz z koronacją Przemysła II, wcześniej zaś, wszystko co działo się na terenach Polski, jest historią cesarskich lenn, które czasem się buntowały, a czasem współpracowały. Jedno jest w tym nie do ominięcia – język plemion słowiańskich, który z pewnością nie był językiem niemieckim. I który z pewnością istniał niezależnie, od wpływów niemieckich. To jest fakt bezsporny, mimo tego, że pierwsze zanotowane słowa po polsku pochodzą z czasów stosunkowo późnych. Dowodem na istnienie tego języka, i żywą ciągle tradycję, jest słowo Niemcy, które przecież nie przetrwałoby w takiej formie, gdyby nie ów język właśnie.

cze 032021
 

Żeby tak rzeczywiście było, kadry muszą być bez przerwy stymulowane. Tylko wtedy bowiem osiągają zamierzony przez elitę organizacji cel. Towarzysz Lenin i jego organizacja położyli wielkie zasługi w dziele stymulowania kadr, ale uczciwie przyznajmy, że mieli bardzo duży handicap. Nikt bowiem nie wiedział jeszcze, z wyjątkiem paru bardzo dobrze poinformowanych Żydów, nie posiadających jednak mocy politycznej, czym może być socjalistyczna rewolucja. Do stymulowania kadr, by efektywniej pracowały i głębiej wierzyły, towarzysz Lenin przeznaczył towarzysza Dzierżyńskiego. Nie zdecydował się na inne rodzaje stymulacji, na przykład nie rozdawał po worku kartofli raz na miesiąc, dla najbardziej zasłużonych członków kadr, albowiem takie zachowanie mogłoby spowodować, że cofnięto by mu ów handicap. Zakwestionowałby bowiem w ten sposób sens rewolucji i metody jej działania, wypracowane w różnych tajemniczych gabinetach.

Dotarły do mnie wczoraj dwie wiadomości. Obydwie wesołe na swój sposób. Pierwsza to taka, że były premier Kazimierz Marcinkiewicz stoczy walkę MMA, cokolwiek by to miało nie oznaczać, w jakimś charytatywnym turnieju organizowanym przez fundację braci Collins. Historia braci Collins jest wszystkim znana, to są przedsiębiorcy z Polski, którzy czegoś się tam dorobili w Londynie i założyli fundację, zmieniając przy okazji nazwisko, by łatwiej radzić sobie w świecie anglojęzycznym. Ich fundacja wspiera różnych potrzebujących pomocy ludzi i angażuje do występów jakieś atrakcyjne postaci, które chcą się przy okazji tych walk zareklamować. No i teraz zgłosił się tam Marcinkiewicz. My zaś widzimy, że kadry nie mogą decydować o wszystkim, bo w naszej rzeczywistości politycznej o kadrach decyduje prezes. Ja nie będę dziś krytykował prezesa, chcę tylko pokazać to, co i tak wszyscy widzą – prezesowi jest dokładnie obojętne jakimi narzędziami będzie pracował, byleby tylko wykonywały one dobrze te czynności, które on zaplanował. Czy to wzmacnia organizację? Pozornie. Moim zdaniem osłabia ją i doprowadzi do jej całkowitej klęski, kiedy tylko zabraknie prezesa. Klęska to może za duże słowo, ale doprowadzi do całkowitej zmiany paradygmatów, którymi kieruje się organizacja. Nie ma bowiem w organizacji żadnego mechanizmu wyłaniania kadr. Są próby tworzenia takiego mechanizmu, ale one są w istocie dziecinne. Lojalność zaś tych kadr będzie tak samo głęboka, jak lojalność braci Collins wobec Polski. Oni mogą zorganizować walkę w kisielu i przeznaczyć zysk na cele dobroczynne, a przy tym zmienią nazwisko, ale nie utrzymają władzy i lojalności w jakimś pionie urzędniczym.

Polityka kadrowa prezesa była wielokrotnie krytykowana. Moim zdaniem w niewłaściwy sposób. Ludziom bowiem uprawiającym tę dyscyplinę wydawało się i dawali temu wyraz werbalnie, że kiedy oni znaleźliby się w podobnej do prezesa sytuacji, to dopiero zaprezentowaliby swoje zdolności interpersonalne. Niczego by nie zaprezentowali, bo metoda prezesa wykuwała się przez wiele dekad, przy świadomości, że wszyscy albo prawie wszyscy otaczający go ludzie są podstawieni. Nie można mieć więc dla nich ani szacunku ani litości, ani nie można dawać im żadnych tak zwanych szans, albowiem oni tego nie zrozumieją. Ich lojalność bowiem jest po większej części nieokreślona. Wszyscy pamiętamy prokuratora Kaczmarka, który był przyczyną szyderstw z obydwu braci, w czasach kiedy wydawało nam się, że wieś polska, a z nią kraj cały, to spokojny i wesoły zaścianek. Dziś już tak nie myślimy, nie spowodowało to jednak żadnej zmiany w polityce kadrowej. Nie mogło spowodować, albowiem nikt nie pracuje nad opracowaniem metody efektywnego wyłaniania zdolnych kadr. Zdolnych to znaczy, w mojej ocenie, zdecydowanych przede wszystkim i twórczych. Takich jak towarzysz Dzierżyński. Metoda prezesa, zakładam, że nie ma on świadomość tego faktu, produkuje kadry zachowawcze, które mają konserwować i utrzymywać urządzenia wypracowane i przygotowane przez rząd. W te zaś prezes, tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka, wierzy. Jeśli kadry nie zachowują się po jego myśli, mogą iść do konkurencji, a to oznacza dziś degradację. Nie zawsze tak jednak było. Przyznajmy, że prezes prowadził swoją politykę kadrową w taki sposób, również w czasach kiedy nie opłacało mu się nikogo wyrzucać, bo nie miał kim robić. To odsuwa odeń podejrzenia o jakieś napoleońskie ciągoty. To jest metoda, której się nauczył i już się nie oduczy. Krytykowanie go za to nie ma sensu. Musimy też jednak przyznać, że jej sztandarowym produktem jest Marcinkiewicz, który niebawem wyjdzie na ring w samych gaciach i koszulce.

Przejdźmy do drugiej wiadomości. Ona także jest zabawna na swój sposób. Oto wywalili z telewizora Janka Pospieszalskiego, co może wskazywać, że gdzieś tam na zapleczu jest jednak jakiś Dzierżyński. Ja w to nie wierzę, ale ktoś mógłby tak pomyśleć. Trudno doprawdy o człowieka bardziej lojalnego i oddanego sprawie niż Janek. Wszyscy pamiętamy jego udział w miesięcznicach, w każdym niemal ulicznym wydarzeniu. Zawsze można było na niego liczyć. Oczywiście szydziliśmy też, że PO wywaliło z telewizora wszystkich pisowców, a Janek został. Teraz jednak wyleciał. Powodem jest, czego łatwo się domyślić, krytyka polityki covidowej. To sprawę w zasadzie wyjaśnia i wskazuje nam kierunek – prezes będzie się musiał w końcu rozejrzeć za jakimś Dzierżyńskim. Jedyna nadzieja w tym, że wybierze go według dotychczas stosowanych kryteriów. To znaczy, że będzie to ktoś w typie Marcinkiewicza, kto po kilku nieudanych akcjach skończy na ringu u braci Collins.

Usunięcie z telewizora Pospieszalskiego, to znak, że organizacja zwiera szeregi i wskazanie wokół jakich pojęć budowana będzie lojalność. To nie wróży dobrze PiS-owi, albowiem do tej pory partia budowała lojalność wokół treści, które można umownie nazwać buntowniczymi. Budowała je wokół niezgody na Tuska i każdy kto coś tam brzechał na tego Tuska mógł liczyć na jakieś zainteresowanie. Z wyjątkiem blogerów rzecz jasna, bo ci nie mogli liczyć na nic. To się skończyło i partia będzie tworzyć strukturę wokół covida. Czy to jest jakaś jakość związana z tymi pojęciami, które każą ludziom głosować na PiS? Oczywiście, że nie, to jest pojęcie przywiezione w teczce, które trzeba lansować, żeby utrzymać się u władzy. I widzi to każdy, kto potrafi odróżnić na zdjęciu towarzysza Lenina od towarzysza Dzierżyńskiego. To jest ten handicap, który miał towarzysz Lenin i którego nie mógł za żadne skarby stracić, bo cała rewolucja by przepadła. Dlatego właśnie Janek wyleciał z telewizora i najprawdopodobniej nigdy tam nie wróci. Mówią, że odnalazł się u Roli i tam będzie nadal śledził różne dziwne ruchy, jakie się wokół tego covida odbywają.

Czy to oznacza, że w ogóle nic się w Polsce nie robi, by poprawić jakość kadr? Oczywiście, że nie, jakieś ruchy się wykonuje, ale dotyczą one, w mojej ocenie, wartości wokół których buduje się lojalność. Jeśli ktoś uważa, że będą to takie wartości jak patriotyzm, rodzina, Kościół, albo „coś w podobie”, ten niestety się myli. Na ujawnienie tej prawdy poczekamy jednak do chwili, aż prezes zamknie oczy. Potem towarzysz Morawiecki dopiero pokaże nam, gdzie jest nasze miejsce. Przesłano mi wczoraj taki oto link:

https://www.tvp.info/54125105/prezydent-podpisal-w-dzien-dziecka-ustawe-o-powolaniu-rad-mlodziezowych-na-wszystkich-szczeblach-samorzadu

Tak to się robi w Chicago. Jednym podpisem prezydent stworzył organizację, która przypomina Komsomoł i ma podobne funkcje. Będzie się, na szczeblu samorządowym, troszczyć o dobro młodzieży. Zwrócę uwagę na kilka kwestii. Pierwsza – metoda pozyskiwania kadr opisana wyżej, jest właściwa dla prezesa jedynie. Cała reszta pozyskuje kadry kooptując je starannie spośród zasobów rodzinnych i nie myśli o tym, by je usuwać, redukować, albo przekształcać. Kadry mają trwać i zapewnić utrzymanie rodzinnym pionom urzędniczym. Należy więc przypuszczać, że w owych radach młodzieżowych znajdą się członkowie tych rodzin, które już na danym terenie władzę sprawują. Kolejna kwestia – młodzież, nawet bardzo ambitna, ma bardzo ograniczone pole widzenia, które, w tym przypadku, jest jeszcze celowo zawężane. I trudno przypuścić, że nie staną się owe rady, narzędziem nacisku grup nieformalnych istniejących w regionach, na inne grupy. Co nas to wszystko obchodzi, zapyta ktoś? Nie jesteśmy młodzieżą. To prawda, ale to ta młodzież będzie kreować za lat parę pojęcia, wokół których partia budować będzie z kolei strategie wyborcze i lojalność. I nie będą to pojęcia, do których przywykliśmy i które rozpoznajemy. Kwestia kolejna – nadzwyczaj prosta – komu oni będą donosić?Wobec kogo będą lojalni tak naprawdę, bo tego iż ktoś w końcu zacznie stymulować ich według starych, dobrych leninowskich wzorów, możemy być całkowicie pewni. Tak zwyczajnie pytam, bo mi się te młodzieżowe rady kojarzą z wewnętrznym PR-em w korporacjach.

Na koniec ogłoszenie. Dałem się namówić Ojcu Antoniemu Rachmajdzie i jadę 10 czerwca do Wrocławia, gdzie będę miał pogadankę o św. Idzim. Związaną po części z nowym tomem Kredytu i wojny. Zgodziłem się wyjątkowo, bo ktoś tam Ojcu wypadł, i termin został pusty. Nie powtórzę tego na razie, dopóki organizacja nie odwoła covida. Początek o 18.45, po mszy.

maj 252021
 

Biegam dziś od rana za różnymi sprawami, tak więc postanowiłem poskładać tekst z jakichś kawałków i zrobić zeń taki patchwork, jak to czasem czynią zdolniejsi ode mnie autorzy. Fakty układają się zwykle w pewne sekwencje, a z tych z kolei wypływają wnioski. Oczywiście można powiedzieć, że to nieprawda i za każdym razem ktoś tworzy te sekwencje, a więc są one skażone pewnym subiektywizmem. Cóż można dodać? Jak wszystko. Wszystko bowiem jest postrzegane poprzez emocje i obsesje tkwiące gdzieś głęboko w nas, a potem domaga się to uznania i dowartościowania poprzez oceny innych. No więc lecimy.

Najpierw kopalnia Turów, która ma być zamknięta, bo Czechom i Niemcom brakuje wody. Publikowane w sieci mapki czeskich i niemieckich kopalń węgla brunatnego pokazują, ile tych odkrywek jest po tamtej stronie. I trudno przypuścić, by ów obniżony poziom wód gruntowych spowodował akurat Turów. Już prędzej chodzi o to, by Polska nie konkurowała z Czechami i Niemcami w sektorze energetycznym, ale oddała im te sektor, a najlepiej ten całkiem Polsce niepotrzebny kawałek ziemi, czyli Bogatynię i okolice. Jakby tego było mało ktoś podpalił taśmociąg w Bełchatowei, bo przecież nie wierzymy w to, że samo się, panie zajęło i zjarało. Całkiem bez związku z tymi wydarzeniami przeleciała przez sieć informacja, że jeden funkcjonariusz ABW wyleciał przez okno. https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,27113965,rmf-fm-funkcjonariusz-abw-wypadl-z-okna-na-czwartym-pietrze.html

Ktoś powie, że informacje te nie mają ze sobą związku. Ja bym nie był taki pewien.

Ponoć Białorusini zmusili do lądowania polski samolot z jakimś dysydentem na pokładzie, ponoć antyrządowym blogerem. Łukaszenka nabija sobie licznik popularności wysyłając myśliwiec na blogera, co leci w cywilnym samolocie, a premier Morawiecki rozważa sankcje. To jest niepojęte. Zastanawiam się co by zrobili w takiej sytuacji Izraelczycy. Pewnie doprowadzili do samobójstwa zastępcę ambasadora Białorusi w Tel Awiwie, a ten rzuciłby się z okna albowiem narastałaby w nim depresja. Sankcje i oburzenie Łukaszenka ma w nosie, a im więcej się o tych sankcjach mówi tym silniej narasta we mnie przekonanie, że ktoś tego blogera wystawił i coś za to wziął. Wszystko zaś co słyszymy i oglądamy ma charakter „makagigi dla gawiedzi”, jak mawia klasyk. Żadnych sankcji nie będzie, a jeśli nawet to pomogą one temu dysydentowi, jak umarłemu kadzidło.

Tymczasem w kraju….pan Adam Szustak, znany uwodziciel, udający osobę duchowna, publicznie wypowiada się na temat decyzji i słów biskupa Gądeckiego, mówiąc o nim per – Gądecki. Ja rozumiem, że to taka nowa moda, wśród duchownych i powinniśmy się do tego przyzwyczaić. Do tego jeszcze Szustak używa przy tym, albo może raczej – widowiskowo stara się nie używać – słów powszechnie uznawanych za obelżywe. Oto link:

https://twitter.com/SamPereira_/status/1396878987448791043?s=20

To oczywiście w żaden sposób nie wpływa na opinie ludzi, którzy twierdzą, że jednak dzięki Szustakowi przybywa ludzi w kościołach, choć on, jak widać na tym nagraniu, z jakichś przyczyn nie chce by ci ludzie na mszę chodzili. Może troszczy się o ich zdrowie i nie chce by zarazili się wirusem? Nie wiem i nie będę zgadywał, ale coś takiego właśnie przyszło mi do głowy.

Media właśnie ujawniły majątek premiera Morawieckiego, w skład którego wchodzą mieszkania, domy i grunty. Zarówno pod Wrocławiem, jak i pod Warszawą. Solidaryzowanie się z biednymi nie wyszło niestety, tak jak zostało zaplanowane, ale może naród jakoś to przełknie.

Ze spalonego, krakowskiego archiwum uda się, jak podaje Dziennik polski, uratować zaledwie 1 procent zbiorów. To super, że chociaż tyle, z całej spuścizny pisanej świata nie udało się uratować nawet tego, a przecież historia jest napisana, lekcje odrobione, każdy wie co ma mówić, a maszyny drukarskie aż furczą kiedy drukują kolejne partie nowych podręczników do historii.

Zakończył się konkurs piosenki Eurowizji, czyli festiwal najgorszego szajsu, jaki branża muzyczna może wydusić ze swojego obmierzłego brzucha. Zanim to okropieństwo doszło do finału, okazało się, że „nasz człowiek” na festiwalu musi iść na kwarantannę, a faworytem jest zespół z Ukrainy. Przesłuchałem kawałek tego ukraińskiego nagrania i zbaraniałem. Ktoś powinien naszym braciom wytłumaczyć, że nie można 20 rok z rzędu śpiewać tych samych piosenek w tej samej aranżacji, bo nawet jeśli tam, w Niemcach, nikt ich nie rozróżnia, to my tutaj kumamy o czym oni śpiewają. Piosenka o Kasi co wyganiała wołki świtem na łąkę, nadaje się do zaśpiewania raz.

No, ale Ukraina przepadła, a Eurowizję wygrała grupa narkomanów i transwestytów z Włoch. Ludzie ci, w sposób nieznośny udawali dawne metalowe zespoły, podskakując przy tym dziwacznie na scenie. Potem zaś pojawiła się informacja, ze przed występem, ten cały lider wciągał coś nosem i to jest afera taka, że hej. Zwykle konkursy Eurowizji interpretowane były tak, że jeśli jakiś kraj wygrał, to coś się tam natychmiast zaczynało dziać, w sensie politycznym. Ciekaw jestem co będzie się działo w tym roku we Włoszech. Stawiam na gabońską mutację wirusa, przenoszonego podczas mszy świętej.

Na koniec dwie mało istotne informacje. Oto na blogowisku niezalezna.pl zdemaskowano blogera o nicku gajowy marucha. Gajowy próbował się parę razy ze mną kolegować i puszczał jakieś moje kawałki u siebie, głównie te, które emocjonalnie i ideologicznie mu pasowały. Gajowy jak się okazało mieszka w Szwecji, zupełnie jak brat Michnika i uprawia tam zajadły antysemityzm. O tu macie link https://naszeblogi.pl/54390-v-kolumna-rosji-koniec-anonimowosci-gajowego-maruchy

Mnie ci szwedzcy antysemici nieustająco zdumiewają, szczególnie właśnie jeśli chcą się pod kogoś podczepić i pojechać chwilę na tak zwanej autentyczności. Nie czytałem nigdy gajowego i nie mam zamiaru tego robić. Wystarczy mi, że jest w jednej bandzie z patriotą Wrzodakiem. Jedno mnie tylko interesuje. Oto wśród zarzutów, które autor mu stawia jest i taki, że poprawiał teksty swoich politycznych oponentów, które oni puszczali na jego platformie. Nie wiem skąd to oburzenie, skoro to samo na niezalezna.pl robił Targalski z moimi tekstami. Może on też jest ruskim agentem? Czy może „naszym” wolno, a tamtym nie? Niech mi to ktoś łaskawie wyjaśni.

I teraz najgorsze. Jak się jeździ po Polsce, widać stojące na gniazdach bociany, całe zmoknięte i przemarznięte, przez tę cholerną wiosnę, wydłużony sezon wegetacyjny i efekt cieplarniany. Myślę, że małych bocianów w tym roku nie będzie. Gdyby miały się wylęgnąć te dorosłe siedziałyby na jajkach, albo wręcz już karmiłyby młode. One tymczasem stoją smutne i mokną. Bociany przegrały swoje życie, niestety. I to jest bardzo widoczne. Miejmy nadzieję, że choć te sankcje Morawieckiego poskutkują i Łukaszenka podkuli ogon pod siebie.

Jutro już będzie normalny tekst, ale dziś mam za dużo na głowie.

maj 232021
 

Myślę, że problem polityków PiS w tym prezesa, a premiera to już z całą pewnością, polega na tym, że nie mają oni pojęcia do kogo przemawiają. W zasadzie jeden tylko polityk PiS zdaje się wiedzieć do kogo mówi, jest to Patryk Jaki. Człowiek ten mówi do kolegów posłów, których poznał i wie jakiego języka ci ludzie używają. Kaczyński z Morawieckim zaś żyją złudzeniem, że przemawiają do narodu. To jest niestety obłąkanie. Żaden polityk nie przemawia do narodu. On przemawia do swojego otoczenia. Jeśli zaś ktoś przemawia do narodu, to znaczy tle, że naród ten został spreparowany na potrzeby jego otoczenia, albo, że to otoczenie udaje naród i podsuwa politykowi gotowe komunikacyjne wzory. Dokładnie to widać po takim Dworczyku, który pieprzy jak potłuczony, usiłując wydusić z siebie prosty w sumie komunikat. Prezes zaś, w ostatnim wywiadzie, mówi o polityce prospołecznej i barierach administracyjnych uniemożliwiających prowadzenie inwestycji rządowych. Mówi też o korporacjach wewnątrz państwa i o lojalności korporacyjnej i stawia w jednym rzędzie – z oceną negatywną rzecz jasna, choć nie wyrażoną wprost – deweloperów i leśników. To jest, moim zdaniem, niepojęte. Co prezes Kaczyński widzi, kiedy patrzy na kraj i myśli – Polska?

Zacznę od tych wątków prospołecznych. Ktoś tu zasugerował wczoraj, że polityka nie może opierać się na prawdzie i nie można mówić prawdy w polityce, bo się nic nie osiągnie. Ja sądzę, że polscy politycy nie mają innego wyjścia, jak mówić prawdę, albowiem w relacjach z politykami europejskimi skazani są na marginalizację, szyderstwo, wykorzystanie i usunięcie z grona osób wtajemniczonych. Jeśli tylko spróbują wystąpić w obronie racji stanu. Mogą być sobie politykami polskimi, ale tylko wtedy kiedy prowadzą działania na szkodę racji stanu, państwa i narodu. To mam nadzieję jest jasne. Tak więc jedyną siłą, z której polityk polski czerpie moc, jesteśmy my. No tak, powie ktoś, ale my jesteśmy podzielni. To prawda, ale to jest wina polityków, którzy nie zajmują się budową komunikacji i tworzeniem płaszczyzn porozumienia z narodem, bo nie wiedzą jak to zrobić, ale kupują gotowe wzory, które są jak ruski rower z lat siedemdziesiątych: nieporęczne, wielkie, nie mieszczą się w komórce i trzeba ramę odspawać, żeby dzieci mogły jeździć. I takim ruskim rowerem jest polityka prospołeczna prezesa Kaczyńskiego. On w dodatku usiłuje na nim jeździć po ramą, jak niektóre małe dzieci, bo sam jest niski. Nie tak niski jak Kwaśniewski, ale jednak. Polityka prospołeczna to jest rozdawnictwo pieniędzy i utrwalanie podziałów w narodzie, na biednych i bogatych. Wymyślił to Jacek Kuroń, który z polityki prospołecznej zrobił podrasowany egzemplarz roweru Ural i chciał tym wjechać na salony. Nie udało się. Prezes, mając widoki na europejskie pieniądze, powtarza to samo, a utrwalaczem tych komunikatów jest premier. On w ogóle nie potrafi jeździć na rowerze, a próbuje. Tyle, że usadza się tyłem do kierownicy. Komunikaty premiera są jak zapowiedzi pociągów na dworcu zachodnim w Warszawie, każdy wie, że to mówi generator głosów, a nie prawdziwa pani.

Jaki wobec tego jest sens tych przemów? Już wyjaśniam. Cały socjalizm, w tym polityka prospołeczna, służy do tego, by porządkować stosunki własności na terytoriach peryferyjnych w stosunku do ośrodków finansowych, gdzie odbywa się wymiana i tak zwane życie gospodarcze. To jest konieczne, albowiem trzeba jakoś wdrożyć w życie te postanowienia i dogowory, które tam się urządza i proklamuje. Dawniej czyniono to wojną, rewolucją, przewrotami pałacowymi, czy buntami chłopskimi, a dziś po prostu wynajmuje się partie polityczne. Rywalizacja o to, kto będzie owe stosunki własności zmieniał w myśl dyrektyw, postrzegana jest przez mieszkańców peryferii, jako walka polityczna o ich dobro. W tak zarysowanym układzie, rzeczywiście szans na to, że usłyszymy słowo prawdy nie ma. No, ale my mamy za sobą różne doświadczenia i przypuszczamy, że owe europejskie pieniądze, o które tak zabiegamy są po to, byśmy zrezygnowali na długie dekady z czegoś znacznie bardziej wartościowego i pogodzili się ze swoim losem, który – jeśli już się z nim pogodzimy – zostanie natychmiast zmieniony w duchu zupełnie nam nie odpowiadającym. Tak jest prawie zawsze. No, a my nie wiemy, jak jest dziś, a prezes mówi – nie zrezygnujemy z polityki prospołecznej. I mówi jeszcze, że niektóre pomysły lewicy są dobre. Pomysły lewicy nie są dobre, bo siedzą tam ludzie, którzy marzą tylko o jednym – by zastąpić prezesa w jego misji uszczęśliwiania Polaków i dawania im równiejszych jeszcze szans. To znaczy myślą o przejęciu władzy i rozsmarowaniu tu wszystkiego w myśl dyrektyw unijnych czyli niemieckich. Dogadując się z nimi prezes kręci powróz na własną szyję. Jeśli prezesowi wydaje się, że podkręcając potencjometr polityki prospołecznej przyciąga do siebie ludzi, to niestety się myli. Ci, tak zwani biedni, których wyraźnie wskazał premier, wezmą od PiS pieniądze i pójdą głosować na lewicę, bo tamci obiecają im jeszcze więcej. I nic ponadto owo „więcej” liczyć się nie będzie. I o tym mam nadzieję, PiS przekona się już w najbliższych wyborach.

Mówi też prezes w tym wywiadzie o barierach administracyjnych, uniemożliwiających realizację kluczowych inwestycji. Ja tylko chciałem przypomnieć, że kolej z Warszawy do Lublina miała, po remoncie, jeździć z jakąś szaloną prędkością. Jeździ z taką jak wcześniej, nic się nie zmieniło. Dziwi mnie język prezesa, używany do opisywania takich zjawisk, albowiem to co on nazywa barierami administracyjnymi, ja nazywam sabotażem. Jeśli można pogłębianie podziałów pomiędzy Polakami określać jako politykę prospołeczną i licytować się z Zandbergiem w obietnicach, to można też chyba nazwać zastopowanie inwestycji sabotażem. I można też – mam nadzieję – wskazać tych sabotażystów, wymienić ich z nazwiska. Nie zaś przepychać nocą ustawę o lasach, która ma zamieniać dorodne drzewostany na nieużytki, żeby można było gdzieś poprowadzić drogę czy coś tam innego zrealizować. Ustawa została oprotestowana i ją wycofano z głosowania. Podobno do poprawek. Takie numery świadczą o słabości państwa i administracji, a potem musimy oglądać Dworczyka i słuchać jego bełkotu. Jeśli ktoś blokuje kluczowe dla państwa inwestycje, to nie stawia barier administracyjnych, ale urządza akcje sabotażowe. Żeby temu zapobiec, nie trzeba zwalczać korporacji, takich jak leśnicy, bo trudno o bardziej oddaną i frajerską jednocześnie grupę zawodową niż oni, ale trzeba obsadzić regiony ludźmi, którzy są zaufani, a także świadomi co to jest racja stanu. Ja oczywiście nie wiem kim są wojewodowie, marszałkowie poszczególnych województw, prezydenci wielkich miast, ale podejrzewam, że w masie ludzie ci emitują jeden wspólny komunikat – mała ojczyzna. To jest obłąkanie nie do zwalczenia, to jest wiara w to, że poezja uwalnia od cenzury, albo coś jeszcze gorszego. Oczywiście jest to komunikat całkowicie zafałszowany, bo mała ojczyzna służy tylko jednemu – sabotowaniu posunięć tej wielkiej.

Ja, na nieszczęście swoje i Wasze, używam zawsze przykładów, które są niezrozumiałe dla większości ludzi. No, ale są adekwatne. Pula bowiem przykładów sytuacji politycznych, jaka służy do komunikacji pomiędzy politykami w Polsce, jest żałośnie uboga i w zasadzie wstyd się nią posługiwać. Ja zaś chciałem znów powiedzieć coś niezrozumiałego. Powrócę do III republiki, która sama zorganizowała, przez swoich urzędników i wynajętych autorów, separatyzmy regionalne południa, żeby nie zrobił za nią tego kto inny. To jest jedyna metoda. I dobrze by było, żeby to ktoś wreszcie zrozumiał. Być może rozumieją to jacyś świadomi ludzie, ale sprawa wygląda tak, że te nasze separatyzmy i lokalność nie wyrażają się w żaden inny sposób poza wyciąganiem łapy po kolejne dotacje. Nie ma więc za bardzo czego organizować, trzeba tylko pilnować, żeby nie kradli.

Prezes nie może mówić, że korporacje zawodowe blokują decyzje państwa, bo to jest skandal. Wskazuje przy tym od razu na dwie, całkiem ze sobą nieporównywalne korporacje, co z miejsca też demaskuje jego intencje. Chodzi o to, by odebrać coś najsłabszym i dać najsilniejszym. Najsłabsi są oczywiście leśnicy, bo podlegają takiemu ciśnieniu, że unieważnienie ich to jest kwestia tygodnia, a najsilniejsi są deweloperzy. Ktoś powinien też wytłumaczyć prezesowi, co to jest komunikacja podprogowa i jak się kłamie publicznie, bo choć Jarosław Kaczyński ma opinię wielkiego spryciarza, nie jest niestety w stanie uchronić się od błędów. Nikt nie jest w stanie, żaden polityk, a przez to właśnie kłamstwo nie może być narzędziem komunikacji politycznej, szczególnie wtedy, jeśli państwo nie ma siły. Prezes zaś powiedział wyraźnie, że nie ma, a do tego jeszcze firmuje stare kuroniowe memy, które Morawiecki ryje w granicie końcem coraz dłuższego nosa.

Postulat pierwszy i najważniejszy – trzeba wiedzieć do kogo się mówi. W redakcjach, wielu autorom wydaje się, że piszą dla czytelników. To jest nieprawda, piszą dla swoich redaktorów i muszą przede wszystkim stymulować ich deficyty. To oni bowiem decydują, czy tekst zostanie wydrukowany i na której stronie. Rozumie to Patryk Jaki, który przemawia do posłów w sejmie i do posłów w PE. Ludzie nie mówcie do narodu, bo on was nie słyszy i jest podzielony. Wasze komunikaty zaś, w takich formułach jak te dzisiejsze, podziały te utrwalają. Musicie zmienić coś w tych pustych łbach, które tam zasiadają w ławach sejmowych. Dopiero widząc jak to robicie naród zacznie się wam przyglądać. Nie rozumiejąc ani w ząb tego, o co chodzi, ale to nie ma znaczenia. W ten sposób buduje się komunikację, poprzez wystąpienia skierowane do przeciwników politycznych. Jeśli zaś już przyjdzie wam do głowy przemówić do takich, jak my tutaj, nie używajcie wyrazów „polityka prospołeczna”, bo to są słowa z notatnika niemieckiego szyfranta, który dawał znaki samolotom Luftwaffe za pomocą małego lusterka. Polityka prospołeczna to jest radosne przyjęcie pocałunku Judasza i nic ponadto.

maj 142021
 

Miało być dziś o czymś innym, naprawdę, ale kiedy siadłem przed komputerem, coś mnie podkusiło i kliknąłem ikonkę fejsa. Potem zobaczyłem nagranie dyskusji Sławomira Mentzena z niejakim Gdulą. Nie miałem pojęcia kim jest ów Gdula, ale kiedy zaczął mówić, wyłączyłem go pod pierwszych dwóch zdaniach, albowiem wszystko stało się jasne. Otóż Gdula zaczął mówić o tym, że PRL była krajem równych szans i w najlepszych latach budowano wtedy ponad 200 tysięcy mieszkań rocznie. A w dodatku Polacy nadal w tych mieszkaniach żyją. Potem zajrzałem do wikipedii i zamarłem. To jest nie do uwierzenia. Gdula, Maciej Roman, jest posłem na sejm, a do tego socjologiem i wykładowcą akademickim. Nie mogę, aż coś mnie dusi z wściekłości. Jest także synem wiceministra spraw wewnętrznych Andrzeja Gduli, który był także szefem Służby Polityczno-Wychowawczej, czyli kierował bezpieczniackimi kaowcami. Czynił to w latach 1981-1989. Jakby tego było mało wiki oznajmia, że poseł Gdula jest także praprawnukiem niejakiego Korygi, jednego z przywódców chłopskiego buntu w Galicji, przeciwko szlachcie. Nie mam słów. To jest tradycyjny lewicowy bandytyzm w pełnej krasie. I teraz z tym tradycyjnym lewicowym bandytyzmem PiS będzie zawierał sojusze dla dobra Polski, albowiem ludzie, którzy ten PiS wspierali przez długie lata, co by o nich nie mówić, nie rozumieją nowych czasów. Józef Orzeł zaś potrafi powiedzieć, że w Polsce tylko Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki rozumieją politykę. Otóż nie, rozumie ją jeszcze stary Gdula. On jest wręcz mistrzem w rozumieniu polityki, a swoje mistrzostwo opiera na doświadczeniach zdobytych w latach 1981-1989. Myślę też, że Andrzej Gdula stanie się, wobec przewidywalnego bardzo rozwoju sytuacji, niezbędnym elementem wewnętrznej polityki rządu Prawa i Sprawiedliwości. Może warto, by Jarosław Kaczyński już dziś posłał tam do niego kogoś na szkolenie? Nie musi to być od razu Błaszczak, może być ktoś znacznie mniejszego kalibru, ale ze stosownym zacięciem.

Tu macie stosowne linki

https://pl.wikipedia.org/wiki/Antoni_Koryga

https://pl.wikipedia.org/wiki/Maciej_Gdula

https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Gdula

Dzięki Gduli wiemy już, co oznaczają wszystkie komunikaty opiewające równe szanse, emitowane przez prezesa i premiera. Dziękujemy ci Macieju Gdulo, że nam o tym przypomniałeś. Już tego nie zapomnimy. Nigdy.

Proszę Państwa, tak jak to już się zdarzało wielokrotnie stanęliśmy przed brakiem alternatywy. To jest specyfika polityki polskiej i chyba nie ma szans, żeby stan ten się zmienił. Zapytacie dlaczego ten kretyn Gdula chwali się swoim prapradziadkiem bandytą? Otóż dlatego, że taki format komunikacji propagandowej przewidziany został dla partii lewicowych w Polsce. On jest utrwalany bredniami drukowanymi w książkach wydawanych przez Stasiuka, a zatytułowanych „Chamstwo”, jego celem zaś jest odebranie szansy absolutnie wszystkim, którzy nie wykazali się rewolucyjną czujnością, czyli nie odrąbywali ludziom głów kiedy przyszedł rozkaz, bo mieli jakieś opory moralne.

Proszę Państwa, moim zdaniem sfera tak zwanej osobistej wolność zaczyna się niebezpiecznie obkurczać. Niestety nikt nam nie powie, kiedy mamy, dla własnego bezpieczeństwa, przestać mówić rzeczy oczywiste, które na naszych oczach stają się niebezpieczne dla władzy. O tym, że takimi właśnie się one stały, powie nam przesłuchujący nas funkcjonariusz. Nie oznacza to jednak, że mamy przestać mówić. Musimy się po prostu zawczasu przygotować na spotkanie z tym funkcjonariuszem. Miejmy nadzieję, że nie będzie to człowiek przeszkolony w zakresie kwestii polityczno- wychowawczych przez starego Gdulę, bo wtedy po nas.

Na razie jednak jest wesoło i uśmiechnięty Sławomir Mentzen wdaje się przed kamerami w dyskusję z Gdulą. A powinien wyjść bez słowa, albo z kilkoma słowami wyjaśnienia, dlaczego nie można publicznie rozmawiać z kimś takim jak socjolog Gdula. Niestety, tak się nie stanie, albowiem mało kto rozumie, że polemika to nadawanie znaczenia przeciwnikowi. O Gduli do tej pory mało kto słyszał, ale przez fakt, że PiS dogadał się z Czarzastym, stał się on ekspertem. No i jest nauczycielem akademickim, a to przecież coś znaczy. Dlatego właśnie ludzie zwalczający PiS i lewicę podejmują z nim polemikę, nie rozumiejąc, że są jak indyk na niedzielnym obiedzie, opisany przez Jana Brzechwę. To nie oni będą jeść, ale to ich się będzie jadło. Możliwość zaprezentowania swoich, mało w sumie znaczących poglądów, przed kamerą jest pragnieniem przemożnym.

Wielka szkoda, że nie mogę dziś posłuchać niektórych swoich dawnych kolegów, którzy z miłości do demokracji popierali i popierają lewicę, a nie są przy tym jakoś szczególnie gamoniowaci. Ciekawe jakby wytłumaczyli tę dziwną historię i tę dziwną emanację lewicowej tradycji. Przypuszczam, że powiedzieliby – oj tam, oj tam, to było dawno i nieprawda. Jasne. Co innego pańszczyzna i gnębienie chłopów przez szlachtę, opisane w książce „Chamstwo”, która jest kolejnym z szeregu narzędzi propagandowych, używanych do walenia po głowach młodzieży wchodzącej w życie i wykazującej jakąkolwiek wrażliwość i chęć zainteresowania się czymś poza wódką i seksem. Pańszczyzna jest tematem wiecznie aktualnym, który wymaga stałego przypominania i odpowiedniej stymulacji. Przygody zaś Antoniego Korygi to jest coś, o czym także warto powiedzieć, ale tylko po odpowiednim tych ekscesów naświetleniu. Wiadomo, że był to słuszny gniew ludu, wiadomo, że Koryga nie mógł znieść różnych upokorzeń i dlatego za austriackie pieniądze musiał zabijać Polaków. Na tym właśnie polega wyższość jego patriotyzmu nad innymi patriotyzmami. I teraz PiS, w osobach prezesa i premiera, chce nam powiedzieć, że my znów nie rozumiemy nowych czasów. Bo pewne rzeczy się przedawniają, a pewne nie. I szlus. O tym, by stworzyć jakiś nowy rodzaj komunikacji pomiędzy władzą a ludem, nie może być nawet mowy. Nie po to stary Gdula uczył bezpieczniaków kultury, żeby teraz jacyś blogerzy mieli to zmieniać. Władza daje i może odebrać, a wszystko to razem nazywa się dawaniem równych szans wszystkim. A jak się komuś zdaje, że należy mu się więcej, to już ci przeszkoleni przez prawnuczka Korygi funkcjonariusze wyjaśnią mu, że jest takim samym człowiekiem jak inni. I choćby nie wiem co się działo, oni mu te równe szanse zapewnią.

Bardzo proszę tych, którzy mają na to ochotę, by nie tłumaczyli mi, że to są sprawy nieważne, bo czeka nas nowe rozdanie, a gra się tak, jak przeciwnik pozwala, polityka zaś jest sztuką…ble,ble,ble…Czekam jeszcze tylko na moment, kiedy prezes wespół ze swoimi nowymi koalicjantami: Korygą, Gdulą i Czarzastym zaczną cytować wyimki z Jana Pawła II, a zaczną od słów – Nie lękajcie się!!!

maj 082021
 

Jak wiemy kluczem do sukcesu medialnego, publicystycznego, rozrywkowego, nawet politycznego jest słowo format. Tego nie rozumieją nasi pastuszkowie, albowiem im się wydaje, że kluczem tym jest coś innego, coś co nie ma określonej nazwy, ani kształtu, a jest jedynie zbiorem jakichś życzeń, nie zawsze pobożnych. Tymczasem polityka polska, a także publicystyka i komunikacja w ogóle, podlegają formatowaniu zewnętrznemu, co zwykle witane jest przez lokalsów z entuzjazmem. Teraz uwaga – definiuję lokalsów – są nimi w Polsce ci wszyscy ludzie, którym się zdaje, że właśnie osiągnęli sukces i rządzą. To oni są przede wszystkim traktowani jak lokalsi. My zaś, co moim zdaniem jest korzystne, nie jesteśmy jakąś mierzwą, mieszkającą w dżungli na drzewach, ale ciekawymi, mówiącymi niezrozumiałym językiem, okazami etnograficznymi. Niektórzy z nas, być może, trafią po wypchaniu, do jakichś gabinetów osobliwości. Póki jednak żyjemy i nie zgłaszamy żadnych pretensji w zrozumiałych językach, traktuje się nas jako ciekawy, lokalny format, nie mający przełożenia na żadne istotne rynki. Co z lokalsami prawdziwymi czyli osobnikami tej konduity co poseł Sobolewski, redaktor Mazurek, albo wszyscy ludzie związani z Instytutem Sobieskiego? Oni są jak perska konnica próbująca atakować falangę. Obejrzyjcie to sobie na tych komputerowych rekonstrukcjach, które pokazują wojny Aleksandra, latających w sieci. Żadnemu nie udało się dojechać nawet do pierwszego szeregu hoplitów. Teraz mała dygresja, te rekonstrukcje, są, jak wszystko prawie, bardzo demaskatorskie, w sposób mimowolny oczywiście. Pokazują to z góry, a my widzimy szarobrązowe szeregi Macedończyków i Persów w papuzio kolorowych ubraniach i już wiemy o co chodzi. W starożytności, przemysł stalowy pokonał branżę włókienniczą. I być może cała historia, może być opisana w ten właśnie sposób, jako nigdy nie kończący się konflikt między lobby hutniczym a tekstylnym. No, ale wracajmy do naszych baranów. Oni padają już na samym początku, kiedy otworzą usta, próbując przemówić w języku angielskim. I to jest pierwszy narzucony im format, którego działania nie rozumieją, albo nie chcą rozumieć. Moje dziecko wróciło niedawno z rozszerzonej matury z języka angielskiego. Okazuje się, że na tej maturze trzeba napisać rozprawkę na – uwaga – 250 słów. Tak naprawdę to na 280, ale tej informacji nie umieszczono na arkuszu maturalnym, ale w informatorze, którego nikt przecież nie czyta. No, ale to jest ciągle 280 słów. Ja do tej pory napisałem 365. Gdybym tak postąpił na maturze z rozszerzonego angielskiego, odjęto by mi punkty za zbyt długą pracę. No, ale niektórzy, a właściwie większość, potrafi napisać tę rozprawkę znacznie większą. Co muszą zrobić, jeśli okaże się, że jest za długa? Trzeba wykreślać wyrazy. Uczeń ma się ograniczać, żeby nie peszyć sprawdzającego, jak mniemam, a do tego jeszcze w czasie pisania liczyć słowa, czy nie jest ich za dużo. Oczywiście są tacy, co nie muszą liczyć słów. To ci, którzy nie umieją angielskiego, a rozprawkę, czy inną formę pisemnej wypowiedzi wyduszają z siebie wyraz po wyrazie, jak pastę do zębów ze starej tubki. Oni są promowani i wskazywani, przez ten format, jako ci, którzy potrafią. Potem spotykamy ich w polityce, dziennikarstwie i mediach w ogóle. Kiedy się odzywają do nas, wywołują wrażenie przykre, kiedy zaczynają mówić do ludzi „posiadających język obcy” powstaje wyżej opisany efekt konnicy atakującej falangę. No, ale oni o tym nie wiedzą, bo zdali rozszerzony angielski. Ta bariera jest pierwszą, która ich definiuje. Pół biedy jeśli pozostaną na stołkach takich jak poseł Sobolewski, czyli ich funkcja ogranicza się do porządkowania szatni po zawodnikach. No, ale są inne przypadki. Poseł Budka na przykład. Poseł Budka przedarł się w pobliże pierwszego szeregu hoplitów i ogłosił, że trzeba pozbyć się teologii i części historii z uniwersytetów, bo bez tego nie zbudujemy nowoczesnego państwa. Co to oznacza w języku taktyki starożytnej? Oto jeden z perskich wodzów, widząc, że konnica nie przebije się, za Chiny ludowe, przez falangę, zamiast wydać rozkaz, by wszyscy, pardon, spieprzali, to może ktoś się uratuje, a po przegrupowaniu będzie można pomyśleć o nowym jakimś ataku, ogłosił, że wszyscy mają zsiąść z koni i walczyć na piechotę. Choć przecież żaden nawet dobrze nie widzi przeciwnika. Taki jest realny, taktyczny wymiar pomysłów posła Budki, który udzielił swego czasu wywiadu w gaciach i marynarce. Powinien tak jeszcze pobiegać po wiślanym wale. Z pewnością zbudowałby potem nowoczesne państwo. Dziękujmy Bogu, że Budka nie ogłaszał swoich koncepcji w rozszerzonym angielskim, bo mogliby go zakwalifikować do bułgarskiej edycji programu Mam talent. Rumuńska jest za dobra.

W ten sposób definiują się politycy opozycji, którzy chcą uchodzić za mądrych. Człowiek zaczyna od razu tęsknić za Mirem i Zbychem, co organizowali partyjne mityngi wśród nagrobków. Żeby nastrój był odpowiedni czyli poważny, jak mniemam.

Ludzie naprawdę wtajemniczeni w politykę, tacy jak Jarosław Kaczyński, Tomasz Sakiewicz, premier Morawiecki, dobrze wiedzą, że te wszystkie formaty, o których piszę, to – jak mawia klasyk – makagigi dla gawiedzi. Co innego się liczy. To znaczy programy socjalne, tanie mieszkania i inne „konkrety”. Gawędy teologiczno-historyczne są po to, by umożliwić robienie karier uniwersyteckich właściwym ludziom, ci zaś mają potem swoimi głosami wspierać partię i przekonywać wyborców, że nie tylko samotne matki, nie tylko emeryci i dziecioroby dotknięte manią religiozą, popierają Dobrą Zmianę, ale także poważni ludzie z poważnych uczelni. Jak wiemy, nie ma w Polsce poważnych uczelni, a format, który każe w to wierzyć, został tu zaimplantowany i jest, bardzo słabo, zwalczany przez niektórych akademików, uznających, że rankingi to bzdura. I tak i nie. Bzdura, albowiem, jak wszystkie rankingi są one ustawione pod kogoś. Prawda, albowiem realizując swoje misje w formatach zadanych, polskie uczelnie i polscy uczeni, mam na myśli politologów, humanistów i podobną czeredę, pędzą ile sił ku zwartym szeregom falangi najeżonym sarissami, przekonani, że zmiotą je jednym uderzeniem.

To jest – mam na myśli całą tę bitwę – hologram, który da się wyłączyć takim pstryczkiem z boku projektora. Potem zaś, z pierwszego rzędu krzeseł podniesie się Jarosław Kaczyński, albo Andrzej Duda, i w kulturalnych bardzo słowach opowiedzą, że teraz będziemy budować Międzymorze, w oparciu o tradycję Konstytucji 3 maja. Ktoś przytomny zapyta – czy oni w ogóle tę konstytucję przeczytali? Czy wiedzą o co w niej chodzi? A także, czy pamiętają, jakie były konsekwencje jej wprowadzenia? Oni uśmiechną się na te słowa i poproszą jakiegoś sławnego profesora, by ten wyjaśnił nam, ciemnemu etnosowi, jak to było naprawdę. Kiedy zaś mędrzec skończy przemowę, projektor zostanie uruchomiony ponownie.

Na dziś to tyle.

maj 062021
 

Zadzwonił do mnie wczoraj kolega, który powiedział, że koniecznie muszę obejrzeć wywiad jakie Mazurek przeprowadził z niejakim Sobolewskim. Nie miałem świadomości, że w PiS jest ktoś taki, jak Sobolewski, a także, że jest ważny. Nie lubię Mazurka, jego stylu, sposobu wymowy i formuły, którą wypracował, ale postanowiłem, że wywiad obejrzę. W zasadzie to wysłuchałem tego wywiadu, bo z zażenowania musiałem odwrócić komputer, aby nie patrzeć na obydwóch. Mówimy bowiem o Robercie Mazurku, człowieku, o którym pisała w listach do Toyaha Zyta Gilowska. Pisała też o jego bracie, a jak ktoś chce przypomnieć co pisała, niech przejrzy teksty Toyaha pod tym kontem. Chodzi mi o to z grubsza, że Mazurek jest może nie ostatnią, ale jedną z ostatnich osób, które powinny wypowiadać się na temat nepotyzmu. Mimo wszystko rewelacje, które wyciągnął z Sobolewskiego, wstrząsnęły mną trochę. Chodziło głównie o to, że PiS ustami Beaty Szydło zapowiedział zakończenie kolesiostwa i załatwiania posad tak zwanym swoim. Ja wiem, że to jest po prostu niemożliwe, bo żadna organizacja tak nie działa. Sprawa zaś zakończyła się po prostu odsunięciem Beaty Szydło, która jak przypuszczam, traktowała serio tę wypowiedź. Przyczyny jej odsunięcia były zapewne różnorodne, ale i ta się wśród nich znalazła.

Cóż się okazało? Z rewelacji, które mnie najbardziej poruszyły wymienię nominację Doroty Arciszewskiej Mielewczyk na prezesa Polskich Linii Oceanicznych. Pani Mielewczyk jest z Gdyni, a jej tata był kapitanem żeglugi wielkiej. I to są jej jedyne zasługi dla Polskich Linii Oceanicznych. Analogicznie, ja powinienem być, przez ojca kolejarza, dyrektorem lubelskiej DOKP – co najmniej – a przez pochodzenie z miasta Dęblina, zastępcą dowódcy sił powietrznych. Jeśli oczywiście należałbym do PiS i był zakolegowany z kim trzeba. No, ale na szczęście nie jestem. To jest nominacja najbardziej spektakularna, mówię o Arciszewskiej-Mielewczyk. No, ale są inne. Mazurek zaczął dekonstrukcję Sobolewskiego od pytania czy jest on utracjuszem, albowiem w deklaracji majątkowej nie wykazał niczego. Musiał więc wszystko stracić. Sobolewski coś tam bałaknął i stanęło na tym, że rzeczywiście jest biedny i całe życie wynajmuje mieszkania. Potem padło pytanie o rozdzielność majątkową z żoną, której ( rozdzielności nie żony) nie ma. Żona ta zaś, była inspektor handlowa w Szczecinie, zasiada w radach nadzorczych czterech spółek, w tym Orlenu i ma jeszcze jakieś własne interesy. Te zaś, jak by wynikało z indagacji Mazurka i zapewnień Sobolewskiego, nie idą najlepiej, bo małżeństwo nie posiadające rozdzielności majątkowej, a jedynie dług w wysokości kilkunastu tysięcy złotych, ledwie żyje. Tego oczywiście nie widać po Sobolewskim, który jest raczej spasiony niż wygłodzony, ale być może chodzi o to, że dokarmiają go koledzy z partii, żeby miał siłę pchać te taczki, do których go przykuto, dla dobra kraju, rzecz jasna.

Mazurek jest człowiekiem dalekim od pojęć takich jak wdzięk. On tego chyba nie wie i stara się zanadto w owych, kojarzących się w wdziękiem, rejestrach pozostawać. Wychodzi to tragicznie, no ale Sobolewski był jeszcze gorszy. No i słusznie dokonał na nim Mazurek tego rytualnego mordu wizerunkowego, bo dawno nikt tak nie łgał w wystąpieniu publicznym.

Niestety po ostatnich dogoworach pomiędzy PiS a lewicą, to kto jak się zachowuje i co wpisuje w deklaracjach majątkowych, a także jakie dochody ma jego żona, z którą pozostaje we wspólnocie majątkowej, nie ma najmniejszego znaczenia. Dobro Polski bowiem jest najważniejsze i w imię tego dobra, wspólnego przecież, nie można zawracać sobie głowy drobiazgami. Ten świat nie zmienia się przecież wiele, a standardy i ograniczenia nie są przeznaczone dla zwycięzców.

Wczoraj także ukazało się w mediach przedziwne zdjęcie. Widać na nim grupę osób w maseczkach, a wśród nich z trudem można rozpoznać posła Zandberga i posłankę Nowicką, tę od Palikota. Wszyscy ci ludzie są teraz współpracownikami PiS, w zbożnym dziele pozyskania miliardów z UE, które to miliardy mają nam zapewnić dobrobyt na długie lata. Mają też stworzyć nową jakość w polityce, czyli – napiszę to wprost – nowe elity, które połączą się ponad dotychczasowymi podziałami. Aż żal, że poseł Urbańczyk się utopił i nie dożył tych czasów, a poseł Szmajdziński, który przestrzegał Macierewicza przed likwidacją WSI zginął w Smoleńsku. Dziś mogliby cieszyć się razem ze wszystkimi patriotami. I pani Sierakowska też nie dożyła tych szczęsnych czasów, a tak niewiele jej zabrakło.

Nie ma co narzekać w sumie. Chodzi przecież o to, by PiS jak najdłużej utrzymał się u władzy, gwarantując nam stabilizację, za którą zapłacą przyszłe pokolenia. Tylko czym? Skoro majątek już wyprzedany? Trzeba coś na nowo znacjonalizować, podzielić raz jeszcze, zadłużyć, a potem oddać za bezdurno. W zamian za to, siły ciemności nie wywołają na naszym terenie wojny światowej, nie zbudują tu obozów koncentracyjnych i nie wymordują połowy narodu. Bo o to, jak się zdaje chodzi. Zadłużanie przyszłych pokoleń w zamian za iluzoryczny bardzo święty spokój. To jest jedyna metoda, którą rozumieją politycy PiS z Mateuszem Morawieckim na czele, bo o Jarosławie Kaczyńskim nie ma już nawet co mówić.

No, ale….my jesteśmy dość daleko od rozdzielni idei, którą obsługują ludzie nam nieznani. Nie wiemy też dokładnie jak wygląda scenariusz zdarzeń, który jest rozpisany z podziałem na rolę. To co napisałem wyżej, jest jedynie intuicją, która ma duże szanse na spełnienie, ale pewności co do tego, że się spełni nie ma żadnej. Nie ma, albowiem polskie elity, choćby nie wiem jak się napinały, nigdy nie znajdą się nawet w przedsionku owej rozdzielni, wspomnianej przeze mnie wyżej. Jedyne więc w czym mogą się realizować to załatwianie posad w radach nadzorczych dla zasłużonych działaczy i rodziny. No i komunikacja z wyborcami oparta na fałszywych lub wręcz nieistniejących nigdy poza propagandą, symbolach i rzekomych sukcesach. No i na współczesnych memach. To wszystko, na nic więcej ich nie stać, a że z tego są jakieś pieniądze, nawet spore, to ludzie ci są przekonani o swojej powadze i znaczeniu. Są takimi samymi paprochami jak my, a może nawet drobniejszymi, ale o tym dowiedzą się później.

Polecam Wam ten wywiad Mazurka, tylko wyłączcie wizję, będzie łatwiej.